Mamy wybór 3
Występek przeciw ludzkości 4
Dziennikarze docierają do tajemnic, ujawniają
powiązania, partykularne interesy, kłamstwa, manipulacje. Ich praca potrafi
zmieniać świat na lepszy. Oby stało się tak w przypadku upraw
i żywności GMO, bo kulisy przemysłu biotechnologicznego odsłonięto.
Karma Frankensteina 8
Nikt nas nie pytał, czy chcemy być częścią największego
eksperymentu żywieniowego w historii. Czy nazwanie ciemnogrodem tych,
którzy sprzeciwiają się żywności modyfikowanej genetycznie, a postępowcami
tych, którzy promują biotechnologię w rolnictwie, jest słuszne?
Znaki i fakty 13
Polaków (nie)wiedza
o Biblii 14
Minisonda przeprowadzona
na ulicach jednego z polskich miast ujawnia fatalny stan naszej
wiedzy biblijnej.
Wolność
postępowych ludzi 16
Czyżby
idea zła stała się ideą popieraną przez nasze państwo? Celebryta Adam Darski
„Nergal”, otwarcie deklarujący uwielbienie dla osobowego zła, zyskał
możliwość dalszego promowania swojego wizerunku — i to dzięki naszym
pieniądzom.
Problem grzechu a prawo Boże 19
Zarażony grzechem człowiek nie zdaje sobie sprawy
ze swego stanu, dlatego nie przychodzi do Lekarza Dusz po wodę
życia. Często jest nawet dumny ze swoich dobrych uczynków i myśli, że
zbawienie mu się po prostu należy.
Dwa dekalogi 22
Większość Kościołów chrześcijańskich nie naucza
oryginalnej, biblijnej treści dekalogu, uczy wersji zmienionej,
sfalsyfikowanej. Kto i kiedy zmienił przykazania Boże?
Narodziny Mojżesza (cz. 1) 24
Józef, syn patriarchy Jakuba, uczynił dla Egiptu tak
wiele, że jego rodzina otrzymała prawo pobytu w ziemi Goszen. Na jaki
okres przypadło przybycie Józefa do Egiptu? Odpowiedź pomoże ustalić czas
przybycia do Egiptu rodziny Jakuba, a także opuszczenia Egiptu
w czasach Mojżesza.
Serwis AAI 27
Dwa Babilony 28
Na polskim rynku wydawniczym ukazało się w tym roku
dzieło protestanckiego teologa Aleksandra Hislopa Dwa Babilony. Autor
porównuje różne aspekty powszechnego chrześcijaństwa z religią babilońską
i dochodzi do wniosku, że mają wiele wspólnego.
Mamut w warzywach 31
Mamy
wybór
Życie to nieustanne wybory,
przy których te polityczne często wydają się zupełnie nieistotne, zwłaszcza
z perspektywy lat.
egoroczny
październik to miesiąc wyborów do parlamentu. My jednak w tym numerze
„Znaków Czasu” świadomie wybraliśmy
„ciszę przedwyborczą”. Nikomu nie sugerujemy na kogo i dlaczego ma
głosować. Kto by nie wygrał i tak obowiązkiem chrześcijan jest
posłuszeństwo wobec władzy, a przywilejem — modlenie się w jej
intencji. Różnica tylko w tym, że za niektórych trzeba się będzie modlić
bardziej. Jedno, co ośmielamy się zasugerować, zwłaszcza chrześcijanom, to
wzięcie mimo wszystko udziału w tych wyborach. Chrześcijanin bowiem to
człowiek poczuwający się do odpowiedzialności za swoje otoczenie; to
ktoś świadomy również tego, że od właściwych wyborów zależy miara doświadczanych
błogosławieństw.
Właściwy wybór to wiele błogosławieństw, zły — mało lub ich
brak. Ta zasada obowiązuje w każdej sferze życia, nie tylko
w polityce. Biblia zawiera wiele przykładów właściwych
i niewłaściwych wyborów oraz ich konsekwencji. To przykłady z życia
takich postaci biblijnych jak: Noe, Abraham, Lot, Mojżesz, Saul, Dawid,
Salomon, Piotr, Judasz i wielu innych — ich dobrych, jak i złych
wyborów.
Nie mam jednak pewności — w świetle wyników minisondy
ulicznej, o której mowa w artykule „Polaków (nie)wiedza na temat
Biblii” — czy te imiona nam, współczesnym polskim czytelnikom, cokolwiek
jeszcze mówią (nie wspominając już o życiorysach tych postaci). Braki
bowiem mamy tu ogromne. I trudno się dziwić, skoro ludzie publicznie niszczący
Biblię zamiast z jakąś formą ostracyzmu spotykają się z nagrodą —
nadzwyczajnym zainteresowaniem mediów, sławą i kontraktami, miejscem
na celebryckim świeczniku. No bo w końcu co to takiego ta Biblia?
O co tyle szumu?
A tymczasem czy Biblię niszczymy, czy kompletnie ignorujemy, to
prawie na jedno wychodzi — sprawiamy, że jej przekaz pozostaje nieznany.
A ona, niezależnie od tego, że jest Księgą Świętą, jest też
przebogatym źródłem wiedzy o doświadczeniach całych pokoleń. Czerpanie
z tych doświadczeń umożliwia uczenie się na cudzych błędach. Nie mamy
dwóch żyć, żeby nabierać mądrości wyłącznie po szkodzie. Zdając się
na doświadczenia innych, uwalniamy się od konieczności ponoszenia
bolesnych konsekwencji własnych błędów. Te doświadczenia, skodyfikowane,
przybierają często postać praw, a zdawanie się na nie — jest
posłuszeństwem. Takie posłuszeństwo uwalnia, a nie zniewala. Nergal
niszczący Biblię jako symbol zniewalania jego wolnej woli jest przykładem
tragicznego niezrozumienia natury Biblii; człowiekiem szkodzącym w ostateczności
sobie i własnym, bezkrytycznie naśladującym go fanom.
Biblia zawiera wiele obietnic, których spełnienie zależne jest
od naszej postawy wobec praw Bożych. Posłusznym Bóg obiecuje szereg
błogosławieństw, między innymi że poszczęści im się zarówno w życiu
rodzinnym, jak i zawodowym; że uda im się wszystko, czego się dotkną,
i niczego im nie będzie brakowało, a ich wrogowie nie zdołają im
zaszkodzić. Nieposłuszni zaś we wszystkich tych sferach życia poniosą
sromotne porażki1.
Bóg i przed nami stawia podobny wybór. „Patrz! — mówi. —
Kładę dziś przed tobą życie i dobro oraz śmierć i zło; gdyż ja
nakazuję ci dzisiaj, abyś miłował Pana, Boga twego, chodził jego drogami
i przestrzegał jego przykazań, ustaw i praw, abyś żył i rozmnażał
się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił (...). Wybierz przeto życie,
abyś żył, ty i twoje potomstwo”2.
Mamy wybór. Ten polityczny — choć nie bez pewnego znaczenia
dla naszego tu i teraz — nie jest tak ważny jak ten, od którego
zależy nie tylko jakość naszego życia doczesnego, ale i nasze życie
wieczne; nasze ostateczne być albo nie być.
Ten wybór rozciąga się też na to, co mamy jeść,
a czego powinniśmy unikać. Nawet tu Biblia może być źródłem pewnych rad.
Mówi na przykład: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek czynicie, wszystko
czyńcie na chwałę Bożą”3. Oznacza to, że Bogu nie jest wcale
obojętne nawet to, co i jak jemy. Osobiście wcale się temu nie dziwię —
w końcu Bóg Biblii chce, abyśmy nazywali Go ojcem, a każdy normalny
ojciec wie, że od tego, co i jak je jego dziecko, zależy jego
zdrowie. W innym miejscu Biblia mówi podobnie: „Czy nie wiecie, że
świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś
niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta,
a wy nią jesteście. (...) czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią
Ducha Świętego (...) i że nie należycie do siebie samych? Drogoście
bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym”4.
To zaś oznacza, że chrześcijanin, mając świadomość lub choćby tylko wątpliwość
co do tego, że coś szkodzi jego zdrowiu, powinien tego unikać —
w imię tego kim jest i do kogo należy. A tym, co ewidentnie
wywołuje wątpliwości, jeśli chodzi o wpływ na nasze zdrowie, jest
okładkowe GMO — żywność genetycznie modyfikowana. Wybór w tej sprawie ciągle
jeszcze należy do nas.
Andrzej Siciński
1 Zob. Pwt 28. 2 Pwt 30,15-16.19.
3 1 Kor 10,31. 4 1 Kor 3,16-17;
6,19-20.
Książki, artykuły, reportaże mają wielką siłę. Dociekliwi
dziennikarze docierają do najskrytszych tajemnic, ujawniają powiązania,
partykularne interesy, kłamstwa, manipulacje, a czasem i zbrodnie.
Ich praca potrafi zmieniać świat na lepszy. Jej efekty wpływają
na całe społeczeństwa, polityków zmuszają do działania.
rezydent USA Teodor
Roosevelt po przeczytaniu książki pt. Dżungla, w której Upton
Sin-
clair zwrócił uwagę
na niehigieniczne warunki panujące w przetwórniach mięsa, natychmiast
doprowadził do przegłosowania ustawy o obowiązkowych kontrolach
mięsa. Prezydent Kennedy po przeczytaniu książki Rachel Carson pt. Cicha
wiosna, w której opisała zagrożenia, jakie niosą opryski pestycydami,
zlecił swemu doradcy naukowe zajęcie się tą sprawą. Książkę tę uważa się dziś
za początek amerykańskiej ekologii i źródło wydanego w 1972 roku
zakazu używania rakotwórczego środka DDT.
Nasiona kłamstwa
Osiem lat temu na rynku amerykańskim pojawiła się książka
Jeffreya M. Smitha pt. Nasiona kłamstwa, czyli o łgarstwach przemysłu
i rządów na temat żywności modyfikowanej
genetycznie. Z dociekliwością śledczego Smith przestudiował historię
wpływów największych koncernów biotechnologicznych na amerykańskie agencje
rządowe i media, powiązania urzędników z biznesem, manipulacje
badaniami naukowymi, zatajanie faktów, dyskredytowanie badaczy ujawniających
negatywne wyniki eksperymentów związanych z żywnością modyfikowaną
genetycznie. Książkę Smitha przetłumaczono na dziesięć języków świata,
w tym polski, i stała się bestsellerem na temat żywności GMO.
Reprezentant amerykańskiego rządu stanu Vermont oznajmił, że publikacja ta
„naznaczyła każdą debatę stanową o GMO. Pojawiła się wszędzie”. Wkrótce
Vermont uchwalił pierwsze w USA przepisy dotyczące żywności GMO,
a władze hrabstwa Trinity w Kalifornii zakazały uprawy genetycznie
modyfikowanych roślin. Rewolucja dotknęła też branżę spożywczą — zapoczątkował
ją Malcolm Walker, prezes Iceland Frozen Foods, który postanowił zbadać, co
kryje się za „całym tym zamieszaniem”. W efekcie nakazał firmie
produkcję żywności tylko z soi i kukurydzy naturalnej zamiast
modyfikowanej. W ciągu pół roku poszli za jego przykładem inni
producenci żywności. Niektóre amerykańskie sieci spożywcze ogłosiły, że
przestają używać GMO do produkcji swojej żywności. Popyt
na modyfikowane genetycznie rośliny drastycznie zmalał w Stanach
Zjednoczonych. Ameryka zaczęła szukać nowych rynków zbytu, ale — patrząc
na Europę — nawet kraje Trzeciego Świata odmówiły przyjęcia żywności GMO
z uwagi na zagrożenie dla zdrowia. Gdy w maju 2003 roku
prezydent USA George W. Bush przedstawił program „Inicjatywy zażegnania głodu
w Afryce” przy pomocy żywności modyfikowanej genetycznie, oskarżył
jednocześnie Europę o utrudnianie walki z głodem przez jej
„bezpodstawne i nienaukowe obawy” wobec żywności GM. Bush chciał
za wszelką cenę zwiększenia amerykańskiego eksportu, a jego
wystąpienie było częścią planu korporacji biotechnologicznych, które
za cel postawiły sobie przejęcie światowych zapasów żywności, pisze Smith.
Plan ten oficjalnie przedstawiono cztery lata wcześniej na konferencji
biotechnologicznej w USA, na której przedstawiciel Grupy
Konsultingowej „Arthur Andersen” wyjaśnił, jak Grupa pomogła koncernowi
Monsanto stworzyć strategię „zdominowania rynku nasion i roślin uprawnych
tak, aby nie istniały już naturalne nasiona i uprawy rolne”. Częścią tego
planu były wpływy w rządzie amerykańskim. Jednak firmie Monsanto,
w ręku której jest obecnie 91 proc. światowego rynku żywności, nie udało
się jedno: wymiana zapasów i źródeł naturalnych ziaren na genetycznie
modyfikowane. Na całym świecie pojawili się oponenci;
odzywać się zaczęli naukowcy, którzy wcale nie uważają żywności GM
za bezpieczną. Zresztą często płacili swoją karierą za obywatelską
odwagę i czyste sumienie.
„Urzędnicy z różnych państw, odpowiedzialni
za kwestie GMO, powinni dowiedzieć się o zagrożeniach powodowanych
przez żywność genetycznie modyfikowaną — pisze Smith. — Powinno powiedzieć się
o tym, jak przyjęto ją na rynek amerykański — nie na podstawie
decyzji naukowych, lecz politycznych. Niestety poddawani są wciąż wpływom
nieustającej reklamy przemysłu biotechnologicznego oraz prośbom i groźbom
amerykańskiego rządu, który chce nakłonić kraje świata do przyjęcia
żywności i upraw genetycznie modyfikowanych na swe rynki”.
Wikileaks ujawnia
Nieco ponad miesiąc temu portal Wikileaks opublikował tajne
depesze rządu amerykańskiego dotyczące lobbingu jego przedstawicieli
w Polsce w sprawie GMO. Jak z nich wynika, lobby GMO dotarło
do części polityków, mediów, naukowców, a nawet studentów. Padają
nazwiska i obietnice polskiej strony. Tych polityków,
którzy twardo sprzeciwiali się legislacyjnym ułatwieniom, delikatnie
przestrzegano, że taka postawa może negatywnie wpłynąć na stosunki
polsko-amerykańskie. Za kluczowe uznano w służbowych notatkach
dla amerykańskich przełożonych takie działania, które pozwolą wpłynąć
na kształt przyszłych przepisów w Polsce i „zmiękczyć społeczny
sprzeciw”.
Mimo nacisków na Unię Europejską (Wikileaks ujawnił, że
ambasada USA w Paryżu radziła administracji w Waszyngtonie
rozpoczęcie wojny handlowej z każdym krajem unijnym, który sprzeciwia się
uprawom GMO) siedem krajów unijnych wprowadziło zakaz upraw kukurydzy MON810:
Francja, Niemcy, Austria, Włochy, Grecja, Węgry, Bułgaria
(a także Luksemburg i Szwajcaria;
Irlandia oraz Walia prawie w stu
procentach objęte są strefą wolną od GMO, zaś Anglia niemal
w pięćdziesięciu), ponieważ „niezbadane są konsekwencje długofalowego
spożywania GMO przez ludzi”, a „odmiany kukurydzy MON810 są niebezpieczne
dla środowiska”. Podstawą prawną krajowych zakazów była tzw. klauzula bezpieczeństwa
zawarta w unijnej dyrektywie 2001/18 dotyczącej GMO. Ponadto 8 września
tego roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał, że kraje członkowskie mogą
wprowadzać zakazy upraw poszczególnych gatunków GMO na podstawie
rozporządzenia 1829/2003. Na razie koncerny biotechnologiczne nie odniosły
zwycięstwa po tej stronie oceanu — w 2000 roku planowały osiągnięcie
50 proc. upraw GMO na terenie UE, ale do roku ubiegłego było tych
upraw tylko 0,5 proc. Niestety, Europa importuje GMO ze Stanów Zjednoczonych
w ramach umów zawartych na szczeblu Światowej Organizacji Handlu
(WTO).
Wydaną w Polsce w 2007 roku książkę Smith kończy tak:
„Nie da się zaprzeczyć, że cały świat zwrócił szczególną uwagę na opór
Polski przeciwko żywności modyfikowanej genetycznie. Obowiązujące w Polsce
zakazy hodowli organizmów zmodyfikowanych genetycznie oraz podawania zwierzętom
paszy ze zmodyfikowanych roślin są wzorem do naśladowania
dla innych krajów”. Ale od tego czasu w Polsce wiele się zmieniło.
Choć prezydent Bronisław Komorowski zawetował nową ustawę, która otwierała
Polskę na GMO, wyjaśnił, że uczynił to z powodów legislacyjnych,
a nie merytorycznych, i w Polsce potrzebna jest debata, która
rozwiałaby (nieuzasadnione) lęki wobec GMO.
Świat według Monsanto
Wyjaśnieniem kwestii, czy lęki wobec upraw i żywności
genetycznie modyfikowanej są uzasadnione, czy nie, zajęła się kolejna
dziennikarka — Marie-Monique Robin. Jej pracę, wynik trzyletniego śledztwa,
nagrodzono prestiżową nagrodą dziennikarską Prix Albert Londres. W dostępnej
na rynku polskim książce pt. Świat według Monsanto (i filmie
dokumentalnym o tym samym tytule) opisuje koszty, jakie płacą konsumenci,
środowisko i rolnicy, którzy dali się przekonać biotechnologicznemu
gigantowi. Ujawnia kazirodcze związki (jak skomentował jej publikację inny
francuski redaktor Stefan Rieger) między biznesem a administracją USA,
fakt infiltrowania przez firmę wszystkich instancji decyzyjnych oraz historię
szykan i dyskryminacji tych naukowców, którzy nie ulegli propagandzie
Monsanto i wskazywali na potencjalną szkodliwość jej produktów. Hasło
koncernu: żywność, zdrowie, nadzieja powinno raczej brzmieć: trucizna,
rak samobójstwa — tak komentuje Rieder wynik śledztwa Marie-Monique Robin
i dodaje: „To nawet nie o zdrowie czy o żywność chodzi
w pierwszym rzędzie, lecz o demokrację, autonomię, tradycję, życie
jako takie”. Pisarz Frances Moore Lappé pyta w podobnym tonie: „Jak doszło
do tego zamachu na naszą wolność wyboru, na demokrację?”. Sir
Julian Rose, prezes Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi
(ICCPC) ocenia: „Inżynieria genetyczna w służbie wielkich korporacji,
która przebudowuje nasze (...) zwierzęta i rośliny, by później móc
opatentować te nowe wynalazki, jest jednym z największych występków przeciw
rodzajowi ludzkiemu”.
Robin prześledziła nie tylko powiązania Monsanto z rządową
administracją i historię nacisków na urzędników i naukowców, ale
opisała przeszłość koncernu, który z chemicznego arcytruciciela planety
i jej mieszkańców przeobraził się w „żywiciela ratującego świat”.
Najpierw przez kilkadziesiąt lat firma produkowała silny toksycznie
i rakotwórczy środek PCB (znany jako Pyralen). Z ujawnionych
niedawno tajnych dokumentów wewnętrznych wynika, że wiedziała
o szkodliwości PCB, jednak nie informowała o tym użytkowników środka,
własnych pracowników i ludności mieszkającej w okolicy fabryki. Co
więcej, toksyczne odpady odprowadzała do cieków wodnych i składowała
pod gołym niebem. Efekt? Zatruty obszar Anniston w Alabamie,
zatrutych tysiące mieszkańców, z których dziesiątki zmarły. Chociaż środka
tego nie ma na rynku od 1977 roku, kiedy to zakazano jego produkcji,
nadal ludzie w Anniston chorują na raka i rodzą się im
upośledzone dzieci. W 2002 roku sąd uznał koncern winnym „zaniedbania,
zaniechania, oszustwa, działania na szkodę ludzi i mienia
publicznego”, skazując go na grzywnę w wysokości 700 milionów
dolarów. To kropla w morzu zysków, jakie PCB przyniósł firmie. Inny
wynalazek Monsanto to wydzielający rakotwórcze dioksyny Agent Orange,
słynny herbicyd używany w Wietnamie do niszczenia dżungli. Jego
ofiarą padli nie tylko Wietnamczycy, ale i amerykańscy żołnierze, których
od lat zabija rak i którym rodzą się chore dzieci. Zbiorowy pozew
sądowy weteranów zakończył się ugodą sądową, bo jak pisze Robin, prawnicy
koncernu przedstawili sfałszowane wyniki badań. Do grupy „cudownych”
środków Monsanto można jeszcze dorzucić słynny DDT (również zakazany
po latach użytkowania), niebezpieczny aspartam (ten wciąż zjadamy
w produktach) czy bydlęcy hormon wzrostu Posilac, zakazany w wielu
krajach Europy, którego historia wprowadzenia na amerykański rynek jest
iście kryminalna. Dziś Monsanto obiecuje, że nakarmi cały świat. Czym? Kolejnym
wynalazkiem, którego nie chce ani Afryka, ani Azja, ani Europa — żywnością
modyfikowaną genetycznie. Ostatnią trutką, jak wykazały badania francuskich
biologów molekularnych, jest cudowny środek do zwalczania chwastów Roundup,
który tak samo łatwo jak chwasty zabija ludzkie komórki.
Wola Polaków
i Europejczyków
Dobrze by było, gdyby nasi politycy, którzy mają decydować
o życiu i zdrowiu nas i naszych dzieci, słuchali nie tylko
ekspertów biotechnologii (bo niezależne badania nie robią na nich
wrażenia), lecz osobiście przeczytali obydwie książki. Jak widać, polscy
naukowcy, którzy od lat przestrzegają przed uprawami GMO, nie
u wszystkich znaleźli posłuch. Nie mówiąc już o woli polskiego
społeczeństwa, które — jak wykazały sondaże i uchwały sejmików
wojewódzkich — GMO nie chce w naszym kraju. Właśnie o tym przypomniał
polskim politykom José Bové, wiceprzewodniczący Komisji Rolnictwa Parlamentu
Europejskiego. W liście skierowanym 6 września do premiera Donala
Tuska napisał m.in.: „Przykro jest zauważyć, iż Parlament RP złamał
postanowienia tej Konwencji [z Aarhus — red.], uchwalając ustawę o nasiennictwie
legalizującą uprawy GMO w Pańskim kraju, bez partycypacji społecznej
i bez konsultacji wymaganej przez Konwencję z Aarhus. Nie ma
konieczności wchodzenia w szczegółowy opis zagrożeń i potencjalnych
niebezpieczeństw wywoływanych przez GMO — są one bardzo dokładnie
udokumentowane i wiedza ta jest dostępna także w Polsce. Chodzi tu
o całą gamę problemów — od potencjalnego zagrożenia zdrowia
publicznego aż po problem patentowania ziarna siewnego, skażenia produkcji
rolnictwa ekologicznego czy też transgenicznego przemieszczania się skażeń
biologicznych. Mówiąc najkrócej, warto pamiętać o tym, że zastrzeżenia
wobec GMO znacząco przeważają nad jego zaletami, a na szali jest
przecież utrzymanie świetnej renomy polskiej żywności w Europie. Polacy
w tej dziedzinie wyraźnie wyartykułowali swoje poglądy, rozumieją oni, że
uwolnienie GMO można porównać do puszki Pandory, która raz otwarta, już
nigdy nie będzie mogła być zamknięta — w warunkach otwartych granic
w Unii Europejskiej. Wspomniana ustawa, jeżeli byłaby przyjęta
w Polsce, miałaby wpływ na inne kraje europejskie. Dlatego jest
naszym obowiązkiem obywatelskim, by aktywnie uczestniczyć w tym
demokratycznym procesie. Podsumowując, decyzja Prezydenta RP Pana Bronisława
Komorowskiego, by zawetować ustawę o nasiennictwie, była więcej niż
uzasadniona. W imieniu większości obywateli Europy Zachodniej,
dla których tak cenne są zasady partycypacji obywatelskiej i którzy
nie godzą się na ekspansję GMO w Europie, uprzejmie proszę Pana
o przekonanie rządzącej koalicji w Polsce, by nie odrzucała
prezydenckiego weta do ustawy o nasiennictwie w Sejmie”.
Panie Prezydencie, panie Premierze, pójdźcie śladem Roosevelta
i Kennedy’ego.
Katarzyna
Lewkowicz-Siejka
ZNAKI CZASU październik 2011r.