niedziela, 30 października 2011

SEKTA IKARA

Europa tworzona przez ludzi i dla ludzi

Nie będzie dyktatury kartelu chemiczno-farmaceutycznego nad nami i naszymi dziećmi!

W czasopiśmie wydawanym w języku niemieckim - Rath International - przedstawiłem Wam, drodzy Czytelnicy, analizę obecnej sytuacji politycznej na świecie oraz jej konsekwencje dla naszej pracy.

Artykułowi temu nadałem tytuł ;Sekta Ikara; i w ten sposób nazwałem po imieniu szereg manipulantów, którzy od dziesiątków lat rabują naszą planetę i poświęcają zdrowie i życie miliardów ludzi w interesie kartelu farmaceutycznego i paliwowego.

Imię ;Ikar;, którym nazwana została Sekta, pochodzi z mitologii greckiej. Dumny Ikar próbował wzbić się coraz wyżej na skrzydłach wosku. Jednak Słońce w końcu stopiło wosk jego skrzydeł i Ikar spadł. Dokładnie tak dziś przedstawia się los Sekty Ikara, czyli tych grup interesu, które od dziesiątków lat bez żadnych skrupułów postrzegają zdrowie, żywienie oraz zapotrzebowanie na energię całej ludzkości jako swój monopol i dla utrzymania tego monopolu sprowadzają na naszą planetę wojny, epidemie, klęski głodu i kryzysy gospodarcze. Słońce, które obecnie oświetla miliardowe oszukańcze interesy tej Sekty; przede wszystkim interesy, związane z przemysłem farmaceutycznym i paliwowym ; niewątpliwie doprowadzi do upadku Sekty.

Dzisiaj, po zdemaskowaniu Sekty Ikara przyszedł czas wziąć pod lupę kolejne działania tej Sekty, w szczególności w ramach ;Brukselskiej UE;, która chce celowo rozbudować Sektę, jako swoją nową globalną ;kryjówkę;. Oczywiście możemy tu poruszyć jedynie wyrywkowo niektóre aspekty, ale one zupełne wystarczą do zajęcia stanowiska.


Całość dokumentu tutaj:

http://www4pl.dr-rath-foundation.org/pdf/20081229_europa_ikarus_pl.pdf

Wideo z dr Rathem znajduje się na naszej stronie http://www.stopcodex.pl


__________________________________________________

czwartek, 27 października 2011

ŚWIĘTO ZMARŁYCH

Od starozytnosci do dzisiaj niemal wszystkie kultury obchodza Swieto Zmarlych

Potop rozpoczal sie 17. dnia drugiego miesiaca, a wedlug naszej rachuby na przelomie pazdziernika i listopada (Rdz 7:11-12). Deszcz padal nieustannie przez 40 dni i nocy (Rdz 7:12). W tym czasie rodzina Noego trwala w zalobie, celibacie i poscie. Taka byla geneza 40 dni postu i celibatu, ktory w starozytnosci poprzedzal wiosenne swieto zycia. W niektorych kosciolach do dzisiaj przypada na ten czas 40 dni (lac. Quadragesima) Wielkiego Postu, ktory zaczyna sie posypaniem glowy popiolem w Srode Popielcowa, a konczy Wielkanoca. W tym czasie dawniej zalecano celibat, nie tanczono i nie grano skocznej muzyki, a nawet dzieciom chowano zabawki na ten czas. Grecka tradycja obchodzenia stypy po zmarlym przez 40 dni zapewne rowniez siega 40 dni zaloby w czasie potopu

Od starozytnosci do dzisiaj niemal wszystkie kultury obchodza Swieto Zmarlych w dniu, kiedy rozpoczal sie potop, a wiec na przelomie pazdziernika i listopada (Wj 34:22; 23:16)[47]. W ten sposob pierwsi ludzie upamietnili kataklizm, ktory pogrzebal swiat. Starozytni Egipcjanie, Fenicjanie, Asyryjczycy, Zydzi i Persowie obchodzili Dzien Smierci jako pamiatke rozpoczecia potopu, a zaraz po nim celebrowali Nowy Rok na pamiatke wyjscia ludzi i zwierzat na nowy swiat z Arki Noego. czasie Swieta Zmarlych wiele cywilizacji wspominalo o kataklizmie, ktory wygubil cala ludzkosc. Ostala sie tylko najblizsza rodzina bialego, brodatego meza Bozego, ktory przyniosl cywilizacje swiatu po potopie. Ukazywano go pozniej z symbolami ryby lub weza, gdyz jedynie te stworzenia mogly przetrwac potop. Nie bylo przypadkiem, ze Wirakocze Inkow, Oannesa Sumerow, Dagona Fenicjan, Ozyrysa Egipcjan, Fuxi Chinczykow uwazano za tworcow cywilizacji, ukazujac ich z broda oraz atrybutami nawiazujacymi do potopu, czasem z dolna czescia ciala ryby lub nakryciem z ryby. W Mezopotamii zachowalo sie wiele takich wyobrazen. Kolosy zalozycieli cywilizacji przyodziane w rybia luske widzialem rowniez w Tiahuanaco. Zalozyciela chinskiej cywilizacji Fuxi ukazywano splecionego niczym weza z zona o imieniu Nuwa. Jej imie jest niemal identyczne z wymowa imienia Noe.

Hawajczycy rozpoczynali Nowy Rok na przelomie pazdziernika i listopada ku czci Lono - bialego, brodatego czlowieka, ktory przezyl potop. Tajlandczycy w podobnym okresie w czasie pelni ksiezyca obchodza swieto Loi Krathong, kiedy puszczaja po wodzie lodki w ksztalcie lotosu, upamietniajac wszystkich, ktorzy zgineli w wielkim potopie. Asyryjczycy wierzyli, ze na przelomie pazdziernika i listopada ich bog wstapil do krainy umarlych. Najprawdopodobniej chodzilo - tak jak w starozytnych misteriach - o alegorie pogrzebania Noego w skrzyni Arki, ktora pograzyla sie w otchlani wod. Postac Noego nietrudno dojrzec za wieloma starozytnymi bogami.

Wiele legend zawiera pamiec o prostokatnym ksztalcie Arki, przyrownujac ja do trumny czy skrzyni, skad bierze sie jej hebrajska, egipska czy lacinska nazwa. Hindusi ze srodkowych Indii wierzyli, ze para rodzenstwa uratowala sie przed potopem w wielkiej skrzyni, dajac poczatek wszystkim zyjacym dzis ludziom Indianie zamieszkujacy w przeszlosci dzisiejszy Meksyk, uwazali, ze czlowiek przezyl potop w duzej drewnianej skrzyni ze zwierzetami oraz nasionami pozytecznych roslin Inkowie wierzyli, ze kiedys potop zakryl najwyzsze gory i wszystko na swiecie zginelo, z wyjatkiem pary zamknietej w duzej drewnianej skrzyni, ktora po potopie zatrzymala sie w poblizu Tihuanaco. Grecy opowiadali, ze Deukalion uratowal sie przed potopem zeglujac z rodzina i zwierzetami w "wielkiej skrzyni" Egipski Ozyrys, grecki Dionizos czy rzymski Bachus, wzorowani na bohaterze potopu, spedzili rok w skrzyni na morzu.

Ozyrysa i Dionizosa uwazano za podwojnie urodzonych, gdyz pogrzebani przez rok w skrzyni na morzu - ozyli. Z tego wzgledu Ozyrysa - podobnie jak rzymskiego Janusa - ukazywano czasem, jako spogladajacego jednoczesnie w tyl i w przod. W chinskiej mitologii podobna idea kryla sie za dwoma bogami Men-shen, ktorzy stali na strazy drzwi czasu, dlatego ich wizerunki pojawialy sie na drzwiach domostw w Nowy Rok. Janus nosil przydomki Bifrontis (O dwoch twarzach) i Geminus (Podwojny), gdyz spogladal ku staremu, a zarazem ku nowemu, tak jak Noe, ktory przezyl mlodosc w starym swiecie, a starosc w nowym. Przydomki etruskiego Janusa - "Ojciec swiata" i "Wynalazca statkow", rowniez wskazuja na Noego, ktory byl ojcem ludzi po potopie i budowniczym najslynniejszego statku w dziejach.

Pamiec o statku, w ktorym jedna rodzina przezyla potop, przetrwala w setkach mitow i legend na calym swiecie. Jednym z fascynujacych przykladow jest obrazkowe pismo chinskie, ktore powstalo w III tysiacleciu p.n.e., a wiec wkrotce po potopie, w ktorym znak oznaczajacy statek, to. 8 osob w lodzi

dr pastor Alfred J. Palla



czwartek, 20 października 2011

POZABIBLIJNE ŚWIADECTWA O JEZUSIE


w jakiej literaturze I  wieku ne poza  NT  mozna przeczytac o Jezusie Chrystusie
 

Jednym ze swiadectw pozabiblijnych mowiacych o Jezusie jest.Testimonium, Flavianum,ktore znajduje sie w dziele Jozefa Flawiusza"Dawne dzieje Izraela"(Antiguitates).
 
Oto jego tresc:
 

W tym czasie zyl Jezus,czlowiek madry,jezeli w ogole mozna go nazwac czlowiekiem. Czynil bowiem rzeczy niezwykle i byl nauczycielem ludzi ,ktorzy z radoscia przyjmowali prawde .Poszlo za nim wielu Zydow jako tez pogan. On to byl Chrystusem, A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych  u nas medrcow, Pilat zasadzil go na smierc krzyzowa ,jego dawni wyznawcy nie przestali go milowac. Albowiem trzeciego dnia ukazal im sie znow jako zywy ,jak to o nim oraz wiele innych zdumiewajacych rzecz przepowiadali boscy prorocy odtad az po dzien dzisiejszy istnieje spolecznosc chrzescijan ,ktorzy od niego otrzymali swa nazwe."(XVIII,3,3)
I drugi fragment:

"Ananos (Annasz),bedac czlowiekiem takiego charakteru i sadzac ,ze nadarzyla sie dogodna sposobnosc ,poniewaz  zmarl  Festus ,a Albinus byl jeszcze w drodze ,zwolal Sanhedryn i stawil przed sadem Jakuba ,brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarzyl ich o naruszenie Prawa  i skazal na ukamienowanie" (XX,9,1,)
 
 
 
Inne z poza chrzescijanskich swiadectw o Jezusie Chrystusie to pisma Rzymian np.
 
 Jest list Pliniusza Mlodszego (okolo .112 r. )namiestnika Bitynii ,napisany do cesarza Trajana. Czytamy w nim' "Inni wymienieni w wykazie powiedzieli ,ze sa chrzescijanami ,lecz zaraz sie zaparl i ,ze wprawdzie byli nimi ,lecz byc przestali .Zapewniali zas ,ze cala ich wina czy blad polega na tym ,ze zwykli byli w wyznaczonym dniu gromadzic sie przed switem i odmawiac wspolnie modlitwe do Chrystusa jakby do Boga "(Listy X ,96)
 
Tacyt, w Rocznikach (Annales), roku 115, omawiajac przesladowania chrzescijan za cesarza Nerona podaje: Atoli ani pod wplywem zabiegow ludzkich, ani darowizn, albo ofiar blagalnych na rzecz bogow nie ustepowala hanbiaca pogloska, lecz wierzono, ze pozar [Rzymu] byl nakazany. Aby wiec ja usunac, podstawil Neron winowajcow i dotknal najbardziej wyszukanymi kazniami tych, ktorych znienawidzono dla ich sromot, a ktorych gmin chrzescijanami nazywal. Poczatek tej nazwie dal Chrystus, ktory za panowania Tyberiusza skazany byl na smierc przez prokuratora Poncjusza Pilata; a przytlumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnal, nie tylko w Judei, gdzie sie to zlo wyleglo, lecz takze w stolicy, dokad wszystko, co potworne albo sromotne, zewszad naplywa i licznych znajduje zwolennikow (Annales, 15, 44). Styl fragmentu i nieprzychylnosc wobec chrzescijan wskazuje zdaniem uczonych na jego autentycznosc. Niektorzy w nia powatpiewali ze wzgledu na uzycie nazwy "chrzescijanie" jednak znajdujemy ja juz we wczesniejszych Dziejach Apostolskich: "w Antiochii tez po raz pierwszy nazwano uczniow chrzescijanami" (11,26).
 
Swetoniusz, w Zywotach cezarow pisze, ze okolo 49 roku cesarz Klaudiusz, panujacy w latach 41-54, wypedzil z Rzymu Zydow "bo nieustannie wichrzyli, podzegani przez jakiegos Chrestosa"( pewnie chodzic o spory wsrod Zydow w Rzymie na temat osoby Jezusa Chrystusa ) . Wspominaja o tym wygnaniu Zydow Dzieje Apostolskie, r. 18, 2.
 
zrodla rozne strony oraz ksiazki
 
Autor  Tomasz Grzesikowski
 

REINKARNACJA - KRZYŻ CZY KARMA ?



 

Wladyslaw Polok    
Blisko polowa ludzi na swiecie wierzy w reinkarnacje. Reinkarnacja, inaczej transmigracja, w religiach i filozofii oznacza narodziny duszy w kolejnych egzystencjach, ktore moga byc ludzkie, zwierzece, a nawet roslinne.
Wiara w reinkarnacje jest znana od czasow starozytnych. Wystepuje w religiach i filozofiach azjatyckich, teofizmie, religiach pierwotnych, manicheizmie i gnostycyzmie. W starozytnej Grecji przedstawiciele orfizmu wierzyli, ze preegzystencjalna dusza przezywa smierc, a pozniej rodzi sie na nowo w ciele czlowieka lub ssaka. Ostatecznie jednak zostaje uwolniona z cyklu narodzin i smierci oraz odzyskuje swoj poprzedni, czysty stan1.
 
Filozof grecki Platon, zyjacy na przelomie V i IV wieku, w swojej nauce podkreslal dualistyczna koncepcje czlowieka — istnienie niesmiertelnej duszy oraz smiertelnego ciala. Jego poganskie poglady zostaly zaakceptowane przez sredniowieczne chrzescijanstwo wbrew psychosomatycznej nauce Biblii i doktrynie chrzescijanstwa apostolskiego.
 
Reinkarnacja powszechnie wystepuje w takich systemach religijnych jak hinduizm, dzinizm, buddyzm i sikkizm. Mimo pewnych roznic w jej pojmowaniu we wszystkich jest akceptowana doktryna karmy, czyli prawa przyczynowo-skutkowego, ktore glosi, ze czyny w zyciu doczesnym beda mialy swoj skutek w kolejnym wcieleniu. W hinduizmie proces ciaglych narodzin (transmigracja dusz) trwa tak dlugo, az nie uzyska sie mokszy (wybawienia) poprzez uswiadomienie sobie jednosci duszy indywidualnej (atman) i duszy absolutnej (brahman). To umozliwia wyrwanie sie z ciaglych narodzin (samsara).
 
Buddyzm, chociaz przyjmuje transmigracje dusz, uznaje jednak, ze czlowiek moze uzyskac stan calkowitego wyciszenia poprzez dyscypline i medytacje. W stanie nirwany pozbywa sie wszelkiej namietnosci i przerywa kolo reinkarnacji.
 
Z Azji do Europy
Koncepcja wedrowki dusz w mysli religijno-filozoficznej europejskiego kregu kulturowego pojawila sie pod wplywem wierzen orfickich, a nastepnie pitagorejskich. Z wierzen pitagorejskich zostala przejela i rozbudowana przez Platona, a nastepnie za posrednictwem neoplatonizmu przenikala do pewnych kregow chrzescijanstwa. Chociaz chrzescijanstwo oficjalnie nigdy nie uznalo mozliwosci reinkarnacji, to jednak wielu myslicieli chrzescijanskich traktowalo ja jako bliska chrzescijanskiej koncepcji zmartwychwstania.
 
W XIX wieku wraz ze wzrostem zainteresowania filozofia Wschodu koncepcja wedrowki dusz wzbudzila podziw takze wielu uczonych Zachodu, przede wszystkim Schopenhauera. Niemiecki filozof F. Nietzsche byl tak zafascynowany idea o „wiecznym powtarzaniu sie tego samego”, ze stalo sie to punktem centralnym jego teorii. „Wszystko biegnie naprzod. Wszystko powraca. Kolo istnienia kreci sie zawsze. Wszystko umiera, wszystko kwitnie na nowo, rok istnienia biegnie bez ustanku”. „Wszystkie rzeczy powracaja i my sami z nimi, a my juz istnielismy nieskonczona ilosc razy przed wszystkimi rzeczami”2.
 
Szczegolnie w czasach wspolczesnych, w zwiazku ze swoista inwazja wschodnich kultow na spoleczenstwo Zachodu, w zawrotnym tempie wzrosla akceptacja reinkarnacji. Widac to nawet w prasie i telewizji. Amerykanskie i europejskie uniwersytety z zainteresowaniem i szacunkiem odnosza sie do takich dziedzin jak reinkarnacja, transcendentna medytacja, joga, uznajac je za przedmiot powaznych studiow i badan. Swiadectwem tego moze byc dzialalnosc Jana Stevensona z Wydzialu Psychiatrii Uniwersytetu Virginia. W ciagu ostatnich 25 lat dr Stevenson zestawil ponad 1600 przypadkow domniemanej reinkarnacji. Jest autorem m.in. dwoch popularnych ksiazek: Twenty Cases Suggestive of Reincarnation (Dwadziescia przypadkow przypuszczalnej reinkarnacji) oraz Ten Cases Suggestive of Reincarnation (Dziesiec przypadkow przypuszczalnej reinkarnacji). Stevenson utrzymuje, ze „w zasadzie teoria o wielokrotnych narodzinach nie jest bardziej nielogiczna od pojecia pojedynczego narodzenia i pojedynczej smierci”3.
 
Ludzie Zachodu zaczeli, podobnie jak Stevenson, uwazac reinkarnacje za logiczna teorie i skuteczna strategie w podejsciu do problemu smierci. Ojczyzna reinkarnacji, jaka jest Wschod, uwaza ja za podstawe zycia, wokol ktorej kreci sie caly wszechswiat. Hinduizm, pod wplywem ktorego wiara w reinkarnacje rozwija sie systematycznie, patrzy na wrodzona zdolnosc duszy do ponownego narodzenia sie jako na jedyna nadzieje czlowieka, ktory chce osiagnac zbawienie.
 
Naukowy fakt?
Czy reinkarnacja naprawde istnieje? Przekonany o tym Hindus powie: tak. Naukowcy w rodzaju Stevensona dowodza, ze jakkolwiek nie ma zadnych przekonujacych dowodow, istnieje pewien zbior przypadkowych faktow, ktore pozwalaja przyjac reinkarnacje za mozliwa. Zespol indyjskich uczonych pod kierownictwem dr. Santwanta Pasricha i dr. Vimodha Murthy’ego po przestudiowaniu ponad 80 przypadkow domniemanej reinkarnacji nie jest w stanie podac zadnego konkretnego dowodu. Wiekszosc badanych przypadkow, wlacznie z tymi, ktore wspomina dr Stevenson, obejmuje dzieci w wieku ponizej 15 lat. Najczesciej pamiec z poprzedniego zycia wystepuje tylko w dziecinstwie, a zjawisko to wydaje sie zanikac w miare dorastania. W ten sposob reinkarnacja wciaz znajduje sie w niemozliwej do udowodnienie plaszczyznie religijnej.
 
Karma — zbawienie z uczynkow
Teoria reinkarnacji mowi, ze zycie przyszlego czlowieka zalezy od prawa karmy. U podstaw lezy tu „niewzruszone przekonanie, ze nie ma niezasluzonego szczescia lub niezasluzonego nieszczescia i ze kazdy czlowiek jest kowalem wlasnego losu w najmniejszych nawet szczegolach”4. W ten sposob karma staje sie metoda zbawienia. Czlowiek moze zapracowac na swoj wlasny los. Jego dobre uczynki stanowia przeblaganie za grzechy. Jesli tego nie osiagnie, pozostaje mu inne zycie i inna mozliwosc zatroszczenia sie o swoj przyszly los. Innymi slowy, czlowiek nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nawet Bog nie jest mu potrzebny.
 
Oto dlaczego krzyz dla Hindusa jest zniewaga — nie potrafi go zrozumiec i odbiera krzyz jako uszczerbek na swojej dumie. Dla niego zbawienie pochodzi od karmy, a nie od krzyza. Dla niego reinkarnacja, a nie zmartwychwstanie, stanowi nadzieje. Warunkowa przyszla niesmiertelnosc pochodzi od wewnatrz, a nie od Boga.
 
Chrzescijanski punkt widzenia
Pismo Swiete nie sklada zbawienia czlowieka w jego wlasne rece. Przedstawia osobe Jezusa Chrystusa jako jedynego Zbawiciela. „I nie ma w nikim innym zbawienia, albowiem nie ma zadnego innego imienia pod niebem danego ludziom, przez ktore moglibysmy byc zbawieni”5. Zycie wieczne czlowieka zalezy od tego, co uczyni on z Jezusem i Jego darem ofiarowanym dla rozwiazania problemu grzechu. Jezus zmarl za wszystkich ludzi jako „Baranek Bozy, ktory gladzi grzech swiata”6. Umarl i zmartwychwstal po to, by czlowiek mogl miec nadzieje zmartwychwstania7. Na tej podstawie oswiadczyl: „Ja jestem zmartwychwstanie i zycie, kto wierzy we Mnie, chocby umarl, zyc bedzie”8. On przyrzekl, ze powroci, aby Jego nasladowcy mogli byc tam, gdzie On jest obecnie9.
 
Niech przemowi raz jeszcze apostol Pawel: „Gdyz sam Pan, na dany rozkaz, na glos archaniola i traby Bozej zstapi z nieba; wtedy powstana najpierw ci, ktorzy umarli w Chrystusie, potem my, ktorzy pozostaniemy zywi, razem z nimi porwani bedziemy w oblokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze bedziemy z Panem! Przeto pocieszajcie sie nawzajem tymi slowy”10.
 
To jest biblijna odpowiedz na reinkarnacje. Odpowiedzia Jezusa na smierc jest zmartwychwstanie, a nie reinkarnacja. Odpowiedzia na grzech jest krzyz, a nie karma.
 
Wladyslaw Polok
 
1 Zob. Religia. Encyklopedia PWN, red. Tadeusz Gadacz, Boguslaw Milerski, 2003, s. 387-388.
2 F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, s. 234-237.
3 Zob. Tom Buckley, Intimations of the Former Life, Quest. IX-X, 1978, s. 42-46; 96-98.
4 James Hastings, w: Encyclopedia of Religion and Ethics, t. 12, s. 435.
5 Dz 4,12.
6 J 1,29.
7 Zob. 1 Kor 15,12-14. 20-23.
8 J 11,25.
9 Zob. J 14,1-3.
10 1 Tes 4,16-18.
 
 
 
 
 

sobota, 8 października 2011

WOLNOŚĆ POSTĘPOWYCH LUDZI


Zatrudnienie Adama Darskiego „Nergala” jako jurora w jednym z programów muzycznych telewizji publicznej wywołało dyskusję i liczne protesty, w tym kilku rzymskokatolickich biskupów. Oto bowiem celebryta, otwarcie deklarujący uwielbienie dla osobowego zła, zyskał możliwość dalszego promowania swojego wizerunku oraz zarobienia wcale niemałych pieniędzy pochodzących z kieszeni podatników. Czyżby idea zła stała się ideą popieraną przez nasze państwo?
arski ogrzewa się w ogniu tych dyskusji i protestów. Zwiększają one jego popularność
i otwierają drogę do następnych,
jeszcze zyskowniejszych kontraktów. Prawdopodobnie będzie miał kolejne okazje do składania deklaracji typu: „Szatan znowu wygrał (...). Niech żyje Szatan”1, czym wywoła frustrację chrześcijan.
Ale co to znaczy „szatan zwyciężył”? To, że dał swojemu wyznawcy sławę i pieniądze? Dla chrześcijan nie powinno być to zaskoczeniem, ani tym bardziej powodem frustracji, a już na pewno zawiści… Jezus Chrystus nazwał szatana władcą tego świata, ale zaraz dodał, że „nie ma on nic do mnie”2.
Duży wpływ szatana na nasze „światowe” życie jest faktem. Faktem jest jednak również i to, że jeszcze niedawno otwarte, publiczne oddawanie czci szatanowi zostałoby uznane za wstydliwą patologię. Co spowodowało, że dzisiaj zarząd państwowej te­lewizji nie odczuwa niesmaku, popularyzując wizerunek czciciela diabła, a sędzia w uzasadnieniu wyroku stwierdza, że publiczne zbezczeszczenie Biblii mieści się w granicach dopuszczalnej krytyki Kościoła rzymskokatolickiego? Jakieś istotne zmiany musiały zajść w świadomości społecznej w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Jakie?

Chrześcijaństwo
kontra wolność?

Współczesny przeciętny człowiek Zachodu odczuwa chrześcijańskie normy postępowania (zarówno w zakresie etyki, jak i przestrzegania obrzędów) jako nieznośne i całkowicie bezsensowne jarzmo. Moim zdaniem jest to skutek zbiegu dwóch czynników.
Po pierwsze, postrzegamy świat wyłącznie z punktu widzenia naukowego opisu i biznesowej manipulacji ludźmi i przedmiotami (zresztą i ludzie zostają sprowadzeni do roli zaledwie przedmiotów — „zasobów ludzkich”). Wartości duchowe nie są z tej perspektywy żadnymi wartościami. Nikt ich nie notuje na giełdzie, nie dają się zważyć ani zmierzyć. Skoro świat składa się wyłącznie z rzeczy lub ich pochodnych (tak ekscytujących jak wyrażona w pieniądzu ich wartość wymienna), a nie stwierdzono naukowo istnienia żadnej rzeczy o nazwie „Bóg”, to dla dużej części ludzi znaczy, że Boga nie ma. A jeśli tak, to wszystkie Kościoły są dla nich oszukańczymi organizacjami biznesowymi, które handlują nieistniejącym towarem. Głoszą bowiem życie wieczne w Chrystusie, podczas gdy Chrystus nie istnieje, a już tym bardziej nie istnieje wieczne życie. Z tego punktu widzenia nauka Kościołów chrześcijańskich związana z głoszeniem ewangelii, wzywająca do otworzenia się na życie wieczne „tu i teraz” poprzez kontakt z Żywym Bogiem, jest odbierana jako kłamliwa propaganda mająca zapewnić oszukańczym instytucjom biznesowym władzę nad ludźmi, a ludziom niosąca wyłącznie absurdalne i nieznośne ograniczenia. Takie rozumowanie wydaje się nawet logiczne, bowiem współczesny człowiek nie zna już innego działania niż działanie dla zysku, a innych ocenia przecież z perspektywy swojej wiedzy.
Po drugie, zarówno współczesna gospodarka, jak i kultura wzniesione są na fundamencie niczym nieograniczonego egoizmu. To wyłącznie zaspokajanie pożądań ego ma zapewnić dobrobyt narodom. To rozdęte do monstrualnych rozmiarów ego celebrytów jest obiektem powszechnej medialnej adoracji i wzorem dla mas. Egoizmu nie da się jednak pogodzić z nauczaniem Mistrza z Nazaretu, który zalecał, aby się zaprzeć samego siebie i pójść za Nim3, a On sam był „cichy i pokornego serca”4. Jak tu miłować nieprzyjaciela, kiedy dla kariery trzeba zdeptać bliźniego? Jak tu miłować Boga, rozmyślać o Nim, kiedy myśli zarówno bogaczy, jak i biedaków wypełniają pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze? Jak tu nie osądzać, nie poniżać bliźnich, kiedy jest to jedyną treścią tabloidów i nie tylko ich?
Tak. Człowiek, który miałby się wyrzec egoizmu i ukorzyć przed Bogiem, cierpiałby okropną frustrację. Musiałby przestrzegać ograniczeń, których nie przestrzegają idole popkultury, a przecież to ich zachowanie jest premiowane przez świat. A świat — myśli sobie taki człowiek — chyba wie, co robi?

Szatan jest cool?

Z powyższej perspektywy satanizm Darskiego jawi się już jako pozytywna, a przynajmniej interesująca wartość popkulturowa. Co bowiem głosi lider Behemothu? Odrzućcie Boga, który twierdzi, że jest waszym Ojcem,
a w związku z tym wy wszyscy wzajemnie braćmi i siostrami. Odrzućcie Boga, który chce wymusić na was zachowania tak nieopłacalne jak wyrzeczenie się egoizmu, miłość bliźniego czy nieosądzanie innych. Wasz egoizm jest dobry, wasze żądze są dobre.
Co jeszcze mówi ta najnowsza gwiazda publicznej telewizji? To szatan mnie wyleczył, to on dał mi pieniądze i sławę. Bóg nie jest wam potrzebny. Niepotrzebne jest zachowywanie Bożych przykazań. Szatan da wam wszystko, o czym marzycie: karierę, bogactwo, seks. Przecież nic więcej nie jest ważne, prawda?
Istotnie. We współczesnym świecie nic więcej nie jest ważne, a Darski mówi, że to wszystko można osiągnąć bez Chrystusa. Jego satanizm wygląda na nawrót do pogaństwa skoncentrowanego na zabiegach o ziemski sukces. Dlatego nie mają absmaku szefowie kolorowych czasopism ani szefowie TVP, którzy uczynili z niego celebrytę. Z ich punktu widzenia Darski nie mówi nic złego. Popularność wiedźm, czarowników, wampirów itp. jest faktem. Dlaczego kult szatana miałby być dyskryminowany? To raczej głoszenie ewangelii zostałoby uznane za nieznośną indoktrynację, naruszenie neutralności światopoglądowej, a ogólnie za zgrzyt w pięknym i kolorowym świecie mediów.

Komu to potrzebne?

Komu zależy na tym, aby budować świat na fundamencie egoizmu? Moim zdaniem globalnym korporacjom. To one albo same są właścicielami mediów, albo jako główni reklamodawcy mają wpływ na politykę medialną.
Po pierwsze, globalnym korporacjom zależy na powszechnej tolerancji dla wszelkich egoistycznych zachowań (obżarstwo, rozwiązłość, niewierność itd.) oraz na znoszeniu różnic i wielokulturowości (bardzo powierzchownie rozumianej). Daje to im możliwość sprzedawania tych samych produktów, tak samo reklamowanych, we wszystkich zakątkach świata. Od chipsów po filmy i piosenki. Wszystko wszędzie takie samo. Reklamy, ubrania, ulice, zwyczaje i „tradycje”. Wielkie korporacje dążą także do wyrugowania poczucia odrębności kulturowej narodów. Kultura światowa ma być tylko jedna — konsumpcjonizm. Nawet kultura amerykańska, która kiedyś była narzucana mniejszym narodom, w tej chwili sprowadza się już wyłącznie do adorowania światowego Imperium. Wszyscy mają mieć poczucie przynależności do Imperium lub zależności od niego. Imperium ustala, co jest dobre, a co złe. Bombardowanie miast, zabijanie cywilów może być „dobre”, zaś nieodnowienie globalnym koncernom koncesji na wydobycie ropy może skutkować oskarżeniem o ludobójstwo.
Po drugie, globalnym korporacjom potrzebna jest armia konsumentów nastawiona na pochłanianie wszystkiego, co reklamowane. Jedzenia, rzeczy, metek, seksu, rozrywki, używek, widowisk, plotek z cudzego życia. Takiemu pochłanianiu musi towarzyszyć chciwość. Jedno bez drugiego nie istnieje. Jeśli jej nie ma, trzeba ją wzbudzić. Jeśli jest za mała — wzmocnić. Takiemu pochłanianiu musi też towarzyszyć skoncentrowanie na sobie i swoich żądzach. Drugi człowiek przestaje już być bliźnim. Staje się kimś, z kim się porównujemy, z kim konkurujemy, kto albo zaspokaja nasze żądze, albo nam w ich zaspokajaniu przeszkadza (i w skrajnych przypadkach, jeśli jest nienarodzonym dzieckiem lub niedołężnym staruszkiem, powinien być fizycznie wyeliminowany).
Po trzecie, globalnym korporacjom potrzebna jest też armia pracowników, którzy gotowi są zrobić wszystko w imię zysku. Korporacja to wirtualna „osoba”, której jedyną racją i celem istnienia jest zysk. Człowiek o takich cechach zostałby uznany za psychopatę. Globalna korporacja to psychopata absolutny, który jest już tak potężny, że może się domagać od pracowników (czytaj: „zasobów ludzkich”), aby stali się psychopatami na jego obraz i podobieństwo; aby bezwzględnie konkurowali między sobą i stale zwiększali potęgę korporacji. Każdemu stawiane są wymagania „moralne” zależne od jego pozycji. Od zarządów wymaga się już takich czynów jak: wywołanie wojny, zniszczenie środowiska naturalnego, przekupienie polityków celem uzyskania przepisów niszczących konkurencję, przejęcie za bezcen cudzego majątku, spekulacyjny atak na walutę jakiegoś kraju skutkujący nędzą milionów, przerzucenie na podatników kosztów własnej nieudolności. I na koniec wypłacenie sobie premii. Minimum sto milionów dolarów.
Nic dziwnego, że globalne korporacje wolałyby, aby nauczanie Nazarejczyka jak najszybciej przeszło do historii. Pompowanie Darskiego i jemu podobnych to tylko jeden z wielu
faktów medialnych nakierowanych na osiągnięcie tego celu.

Czy ta „wolność”
to wolność?

Człowiek skoncentrowany na karierze, sterowany przez reklamy, podążający za przypadkowo pojawiającymi się i znikającymi żądzami pozornie jest wolny. Jednak jego życie jest wyjałowione z treści, chaotyczne, jednowymiarowe. Szczęście w jego życiu obecne jest tylko w fazie „euforii sukcesu”, choć i wtedy przebija przez nie nieznośne poczucie pustki, które trzeba jakoś zagłuszyć, zakrzyczeć. A z euforią, jak to z euforią — nie jest stanem trwałym. Kariera się załamuje, bogactwo nie przychodzi lub będąc, odchodzi. Wrogiem euforii jest też zwykła przeciętność, mijające lata. Sterowany przez reklamy egoista nie jest panem własnego umysłu. Jego umysłem kierują agencje reklamowe, korporacje medialne, a także jego własne żądze, chaotyczne i ślepe. Kto nie kontroluje własnego umysłu, ten nie jest wolny. Choćby tysiąc reklam zapewniało go o wolności — jest niewolnikiem.
Prawdziwą wolność daje nam Mistrz z Nazaretu. Kiedy zagłębiamy się w modlitwę, odnajdujemy w sercu Tego, który jest źródłem życia naszego i naszych bliźnich. Obmywamy się w jasnym i czystym świetle Chrystusa. Wyznając Mu grzechy i uczynione nam krzywdy, uwalniamy się od nich. W Nim możemy też uwolnić się od naszych pożądań; sięgnąć do naszego prawdziwego, nieegoistycznego „ja” i żyć w świecie uporządkowanym, wolni. Chrześcijańska moralność i chrześcijańskie praktyki (takie jak modlitwa, czytanie Pisma Świętego, udział w nabożeństwach) pozwalają nam utrzymać umysł w harmonii. Bez nich nasze myśli rozlałyby się, padły ofiarą manipulacji lub przelotnej żądzy, popadły w chaos. To Chrystus daje nam wolność, a egoizm niewolę.

Chrystus
jest rozwiązaniem

Na koniec pozostaje pytanie: jak chrześcijanie powinni zachować się wobec promowania w mediach satanisty? Ignorować? Protestować? Narzucanie komuś poglądów, które są mu wstrętne, przynosi zazwyczaj jeszcze większą niechęć i pogłębia przepaście między ludźmi. Chrystus tak nie postępował. On „trzciny nadłamanej nie dołamał”7. Dlatego nie jestem zwolennikiem potępiania jako działania odnoszącego skutek odwrotny od zamierzonego. Chrześcijanie powinni raczej dbać o własną więź z Chrystusem, tak aby potrafili zachować prawdziwą wolność i jako ludzie wolni kochać bliźnich (także satanistów i tych, którzy ich promują). Nadejdzie dzień, kiedy ludzie zrozumieją, że szatan i globalne korporacje będące narzędziami w jego rękach niszczą świat swoją chciwością, a życie według korporacyjnych wzorów jest jałowe i martwe. Im wcześniej to zrozumieją, tym dla nich lepiej.  
Marek Błaszkowski

1 Deklarację tę Darski złożył na swoim blogu w Facebooku w sierpniu br., tuż po uniewinnieniu w procesie karnym o obrazę uczuć religijnych spowodowanym podarciem przez niego Biblii podczas koncertu zespołu Behemoth. Zob. http://m.wyborcza.pl/wyborcza/51,105226,10138148.html [dostęp: 15.9.2011]. 2 Zob. J 14,30. 3 Zob. Mt 16,24. 4 Mt 11,29.
 ZNAKI CZASU Październik 2011r.

piątek, 7 października 2011

POLAKÓW (NIE) ZNAJOMOŚĆ BIBLII


Wiosną tego roku dwoje młodych świdniczan udało się na ulice swojego miasta,
by zadać przechodniom kilka pytań na temat Biblii i zorientować się, ile o niej wiedzą.
Tomek i Karolina Majewscy zapytali zaledwie kilka przypadkowo wybranych dorosłych
osób. Ich odpowiedzi — gdyby przyjąć, że reszta naszego społeczeństwa prezentuje poziom podobny — dowodzą, że polska religijność ma charakter jedynie pielgrzymkowo-odświętny z niemal zerową znajomością fundamentu chrześcijaństwa, jakim jest Pismo Święte.
Para młodych świdniczan zadała następujące pytania: Co to jest Biblia? Kto ją napisał? Czy jest jakaś różnica między Pismem Świętym a Biblią? Ile Testamentów składa się na Biblię? Czy Adam i Ewa mieli dzieci? Ile osób weszło do arki Noego? Ilu synów miał Abraham? Kto przeszedł przez Morze Czerwone? Dlaczego Mojżesz wyprowadził Izraela z niewoli egipskiej? Ile osób nakarmił Jezus dwiema rybami i pięcioma chlebami? Czy umiesz wymienić kilku uczniów Jezusa? Jak miał na imię uczeń, który Go zdradził?
Tylko dla dwojga zapytanych Biblia to — jak jest naprawdę — zbiór ksiąg Starego i Nowego Testamentu. Dla pozostałych to: „sakrament święty”, „zapis praw podany na górze jeszcze przed Chrystusem” czy — tak bardziej filozoficznie — „chrześcijańska zasada, którą wpoili nam nasi praprzodkowie”. Jedna z osób powiedziała wprost, że nie ma pojęcia, czym jest Biblia.
Autorami Biblii według pytanych byli: „święci Paweł i Piotr”, „apostołowie albo coś tam” (sic!), „święci Kościoła”. Dla jednego z mężczyzn Biblię napisał ktoś na pewno „świętej pamięci”, ale nie pamiętał dokładnie kto, za to wiedział, że „z Asyżu”. Jedna osoba stwierdziła z pewną dozą niepewności, że dokładnie nie wiadomo, kto napisał Biblię, „bo to opowieści zbierane przez pokolenia i potem spisane przez kogoś natchnionego, chyba”. I tu była niedaleka od prawdy, bo faktycznie, jak napisał apostoł Piotr, „przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi. Albowiem proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym”1.
Tylko dla dwóch zapytanych osób Biblia i Pismo Święte to jedno i to samo. Dla innych jest między nimi różnica, tylko nie bardzo wiadomo jak duża. Ktoś odpowiedział: „niewielka, ale podejrzewam, że zasadnicza” (to prawie jak słynne plusy dodatnie i plusy ujemne). Inna osoba stwierdziła, że różnica „jest dosyć duża, ale obie księgi niosą te same prawdy wiary”. Pewna starsza kobieta odpowiedziała, że w porównaniu do Biblii „Pismo Święte jest trochę inaczej napisane. Tam są te Mateusze, nie-Mateusze, te wszystkie nie... A Biblia to więcej taka dziecinna jest”. Dla jednej z osób podstawowa różnica jest taka, że „Pismo Święte czyta się w kościele, a Biblię w domu”.
Stosunkowo łatwe było pytanie o to, z ilu Testamentów składa się Biblia. Tu odpowiadano prawidłowo, że z dwóch — Starego i Nowego. Ale trafiła się też odpowiedź, że „przykazań to [było] dwanaście, ale Testamentów to [jest] jeden”.
Co do dzieci Adama i Ewy, pytani mieli pewność, że nasi pierwsi rodzicie je mieli, ale ile — to już był problem. „Dwoje”, „Kaina i Abla”. Ktoś miał absolutną pewność, że „mieli córkę”. A prawda jest taka, że według Księgi Rodzaju Adam i Ewa mieli Kaina i Abla, a potem po śmierci Abla narodził im się na jego miejsce Set, po którym Adam żył jeszcze 800 lat, płodząc „synów i córki”2.
Tylko jedna osoba była bliska prawidłowej odpowiedzi na pytanie o liczbę osób, które weszły z Noem do arki przed potopem. Odpowiedziała, że „tylko jego rodzina”, choć nie wiedziała, ile to było osób. Rozpiętość pozostałych propozycji była dość znaczna — od „około dziesięciu”, przez „piętnaście do trzydziestu”, „czterdzieści”, aż do „dużo, prawie wszyscy”. Według jednej z zapytanych osób do arki weszli nawet Adam i Ewa. Faktycznie do arki poza zwierzętami weszła tylko rodzina Noego, czyli osiem osób — Noe z żoną i jego trzej synowie z żonami.
Pamięć do biblijnych liczb była słabą stroną odpowiadających. Abraham miał według nich synów: „dużo”, „dwunastu”, „sześciu”, „czterech”.
W końcu padła oczekiwana odpowiedź, że „dwóch”, bo chodziło o tych najbardziej znanych, czyli Izaaka i Ismaela, choć warto tu dodać, że Abraham miał później jeszcze sześciu synów z drugiej żony Ketury i kolejnych z nałożnic.
Przejście przez Morze Czerwone jednej z osób chyba pomyliło się z potopem, bo odpowiedziała, że to Noe tego dokonał! Inni nie pamiętali. I znów tylko jedna osoba powiedziała zgodnie z prawdą, że dokonał tego „Mojżesz z uciekinierami z Egiptu”.
Na pytanie, dlaczego Mojżesz wyprowadził Izraela z niewoli egipskiej, odpowiadano: „bo Bóg mu kazał”, „bo się długo modlili i tego pragnęli”, „bo byli w niewoli”. I, jak to zapewne w niewoli, „mieli kiepskie zarobki i warunki socjalne, brak ubezpieczeń” (tu wyjście z Egiptu jawi się jako zwykła ówczesna emigracja zarobkowa). Dwie odpowiedzi były kompletnie niezrozumiałe. Izrael miał opuścić Egipt, bo „były niesnaski między Izraelem a Rzymem” i „gnębiono chrześcijan”. Odpowiedź prawidłowa jest taka, że naród izraelski faktycznie cierpiał w niewoli egipskiej i Bóg nakazał Mojżeszowi go wyprowadzić do Ziemi Obiecanej.
Nieco lepiej było z pytaniami z zakresu Nowego Testamentu.
Odpowiadający pamiętali, że Jezus nakarmił dwiema rybami i pięcioma chlebami „dużo” ludzi — może „pięćset”, „trzy do czterech tysięcy”, „kilka wsi”. W każdym razie „bardzo dużo, a jeszcze siedem koszów [okruchów] nazbierali”. Jedna z osób pamiętała z tej historii tylko tyle, że Jezus „coś rozmnożył”, a inna, że nakarmił dwunastu apostołów. Natomiast według sprawozdania ewangelisty Mateusza Jezus nakarmił wtedy pięć tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci, a z okruszyn zebrano jeszcze dwanaście koszy3.
Z podaniem imion kilku uczniów Jezusa pytani raczej kłopotu nie mieli. Zgodnie z prawdą wymieniali: Judasza, Mateusza, Jana, Piotra, Jakuba. Poza tymi do uczniów Jezusa zaliczyli jednak również Pawła (który faktycznie został apostołem, ale dopiero jakiś czas po zmartwychwstaniu Jezusa, a wcześniej był wrogiem wyznawców Chrystusa) oraz Marka i Łukasza (którzy byli autorami dwóch Ewangelii, ale nie byli apostołami chodzącymi z Jezusem) i uwaga! — św. Józefa. Według ewangelisty Mateusza poza wyżej wymienionymi do grona apostołów — najbliższych uczniów Jezusa — można jeszcze doliczyć: Andrzeja, Jakuba Zebedeuszowego, Filipa, Bartłomieja, Tomasza, Tadeusza i Szymona Kananejczyka4.
Większość pytanych bez problemu wskazała też ucznia, który zdradził Jezusa — Judasza. Niektóre osoby widziały jednak zdrajcę czy to w Piotrze, czy w Łazarzu, czy... Piłacie (sic!).
Całość tej minisondy ulicznej można obejrzeć w internecie: http://odkrycia.
org/jak-duzo-wiedza-polacy-na-temat-biblii,0,172.html.
Jedno jest pewne, niezależnie od tego, jak wysoko oceniamy pobożność nas jako narodu, potrzeba nam nie tyle więcej pielgrzymek, procesji, relikwii i uroczystych meganabożeństw ku czci kolejnych świętych, co raczej powrotu do źródła chrześcijańskiej wiary — Biblii. Bowiem „wiara (...) jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe”5, czyli Słowo Boże, czyli Pismo Święte. Potrzeba nam ponownej ewangelizacji, bo nic nie wiemy. Obrażamy się na profanowanie Biblii przez niewierzących, a sami, choć „wierzący”, omijamy ją wielkim łukiem. Zastanawia mnie, które z tych zachowań bardziej obraża Boga, pierwotnego autora Biblii.
Cała nadzieja w tym, że był to sondaż całkowicie amatorski, a jego wyniki nie są reprezentatywne. W przeciwnym razie na uważającym się za najbardziej religijny naród Europy spełnią się słowa Jezusa Chrystusa: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej”6.   
Andrzej Siciński

1 2 P 1,20-21. 2 Rdz 5,4. 3 Zob. Mt 14,20-21. 4 Zob. Mt 10,2-4. 5 Rz 10,17. 6 
ZNAKI CZASU  Październik2011r.

KARMA FRANKENSTEINA




Nikt nas nie pytał, czy chcemy być częścią największego eksperymentu żywieniowego
w historii. Czy nazwanie ciemnogrodem tych,
którzy sprzeciwiają się żywności modyfikowanej genetycznie, a postępowcami tych, którzy
promują biotechnologię w rolnictwie,
jest słuszne? Co ukrywają koncerny i dlaczego rządy ochoczo dopuszczają uprawy GMO
mimo protestu społeczeństw?
ziś już wiemy — podkreśla dr John B. Fagan, dziekan Wydziału Chemii Uniwersytetu
Maharashi w Faifield (Iowa, USA) — stosowanie inżynierii genetycznej w rolnictwie i produkcji żywności ma wpływ nie tylko na środowisko i różnorodność biologiczną, ale
także na ludzkie zdrowie. Jak? Po pierwsze, do żywności GM wprowadzane są nowe białka. Może to zmienić w nieprzewidziany sposób metabolizm danego organizmu, czego skutkiem będzie pojawienie się w żywności toksyn lub alergenów. Innym rezultatem może być niewytwarzanie przez zmodyfikowaną genetycznie roślinę niektórych ważnych witamin i innych składników pokarmowych, a więc zubożenie jej wartości. Po drugie, żywność taka może się okazać niebezpieczna z powodu mutacji w DNA. „Szkodliwe wpływy inżynierii genetycznej nie mogą być przewidziane ani skontrolowane” ­— ocenia Fagan. Zgadza się z nim Sue Meyer, szefowa niezależnej grupy naukowej Genewatch: „Modyfikacje genetyczne wcale nie są precyzyjnym, czystym procesem. Są wręcz niechlujne. Naukowcy nie są w stanie kontrolować ilości wprowadzanych genów, kolejności wprowadzania ich do DNA ani tego, gdzie się znajdą”.
Frankenfood — tak w Ameryce zaczęto nazywać modyfikowaną genetycznie żywność.

Narodziny
nowej medycyny

„Organizmy genetycznie zmodyfikowane zagrażają zdrowiu człowieka z trzech powodów od dawna znanych ­— mówił w jednym z wywiadów dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, były główny inspektor sanitarny, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumenta. — GMO zagrażają pojawieniem się nowotworów złośliwych, reakcji alergicznych i oporności na antybiotyki”. Wyjaśnia, że by przełamać barierę międzygatunkową i wprowadzić obcy gen do organizmu, używa się agresywnych rakotwórczych wirusów i bakterii. GMO znakuje się markerem oporności na antybiotyki, by za pomocą np. streptomycyny pozbyć się produktów, które nie spełniły oczekiwań inżynierów genetycznych. I tak uzyskuje się organizmy GM oporne na antybiotyk. „Ta oporność jest zaraźliwa! Wypicie jednej szklanki mleka sojowego powoduje zasiedlenie przewodu pokarmowego przez bakterie oporne na antybiotyk, a geny antybiotykooporności zawarte w odchodach ludzi czy zwierząt trafiających do wód podziemnych nie tylko są w tych wodach łatwo wykrywalne, to jeszcze — znajdując nowych gospodarzy — niektóre z nich mogą amplifikować się
i w ten sposób niebezpiecznie zanieczyszczać wody podziemne w zasięgu większym niż będące ich źródłem bakterie”. Jeśli zjadając żywność GM, ludzie i zwierzęta uodpornią się na bakterie, to w razie zakażeń nie będzie już ich czym leczyć. Zresztą ten problem obserwuje się od jakiegoś czasu. Dr Hałat uważa, że jesteśmy świadkami narodzin nowej medycyny, która wiąże się nie tylko z odkrywaniem przyczyn znanych od dawna chorób, lecz także z konstruowaniem nowych patogenów, których oddziaływanie jest nie do przewidzenia.

Roundup Ready,
czyli gotowi na śmierć

Przed tym właśnie próbował przestrzec amerykański rząd emerytowany profesor Purdue University Don Huber. W liście do sekretarza rolnictwa Toma Vilsacka napisał o odkryciu w modyfikowanych uprawach typu RR (Roundup Ready — odpornych na herbicyd Roundup koncernu Monsanto; 80 proc. upraw soi i kukurydzy jest typu RR) nowego patogenu, nieznanego wcześniej nauce, powodującego rozprzestrzenianie się chorób zarówno u roślin, jak i ssaków, co — jak podkreślił — jest bardzo rzadkie, który może mieć wpływ także na ludzi. Badania potwierdziły obecność patogenu w organizmach zwierząt dotkniętych niepłodnością i poronieniami. Huber, który przez ostatnie 40 lat pracował jako naukowiec w wojskowych agendach przygotowujących kraj na naturalne oraz stworzone przez człowieka zagrożenia natury biologicznej, w tym broń biologiczną, uznał tę sytuację za krytyczną. „To może być zapowiedź koszmaru związanego z inżynierią genetyczną — napisał do Vilsacka — przed którym niektórzy uczeni (w tym moja skromna osoba) ostrzegali przez lata”. Naukowiec domagał się natychmiastowego moratorium na uprawy RR, natomiast Vilsack po otrzymaniu listu ogłosił swoją decyzję zezwalającą na...
nieograniczone uprawy genetycznie
zmutowanej odmiany alfaalfa. Szokująca decyzja sekretarza rolnictwa będzie bardziej zrozumiała, gdy pod uwagę weźmie się fakt, że wcześniej Vilsack (jako gubernator stanu Iowa) był przewodniczącym Porozumienia Gubernatorów na rzecz Biotechnologii ­— organizacji lobbującej na rzecz GMO i klonowania zwierząt hodowlanych, oraz regularnym pasażerem prywatnych odrzutowców zarządu Monsanto.

Bezpłodni, zdeformowani

Prof. Gilles-Eric Seralini, biolog molekularny z uniwersytetu w Caen, wieloletni ekspert rządu francuskiego w kwestii GMO, w niedawno wyemitowanym w telewizji TVN programie Uwaga! poświęconym modyfikacjom genetycznym powiedział: „Mieliśmy do tej pory cztery prace badawcze dotyczące Roundupu. (...) okazało się, że Roundup w bardzo małym stężeniu, takim, w jakim występuje w GMO, a nawet 800 razy mniejszym, jest w stanie zabijać komórki człowieka w krótkim czasie — dwóch, trzech dni. W jeszcze mniejszym stężeniu Roundup zaburzał system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też samo działanie tych hormonów w komórkach. Co bardzo ważne, hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego — bez nich niemożliwe jest ukształtowanie narządów płciowych noworodka i zdrowych kości”. Seralini dodał, że w ubiegłym roku jego zespół zajmował się rodziną z trójką małych chłopców, z których dwóch urodziło się bez odbytu i bez rozwiniętych narządów płciowych. Jak się okazało, ich ojciec stosował w gospodarstwie rolnym aż 1,3 tony środków ochrony roślin rocznie, w tym 300 kilogramów glifosatu (tzw. aktywny składnik Roundupu).
Francuscy naukowcy doszli do jeszcze jednego wniosku: zagrożenie dla zdrowia niesie nie tylko sam glifosat, ale jego połączenie z tzw. biernymi składnikami: rozpuszczalnikami, konserwantami, środkami powierzchniowo czynnymi itp. Okazuje się bowiem, że zwiększają one toksyczność samego herbicydu. Dodatki o nieujawnionym składzie chemicznym w środkach dostępnych na rynku mogą powodować nawet śmierć przy spryskiwaniu Roundupem upraw soi, kukurydzy czy ogrodów. Naukowcy podejrzewają, że Roundup może być przyczyną problemów z donoszeniem ciąży, deformacji płodu, poronień, niskiej wagi urodzeniowej noworodków. W Argentynie, która jest jednym z największych na świecie producentów soi GMO, eksperci donoszą o epidemii zniekształceń noworodków i występowania nowotworów w tych rejonach kraju, gdzie masowo stosuje się ten herbicyd. Organizacje społeczne skierowały skargę do Sądu Najwyższego Argentyny, w której domagają się czasowego zakazu użycia glifosatu. Jak mówi Seralini, soja i kukurydza GMO to obecnie „gąbki nasączone Roundupem. Logicznym tego skutkiem są zmiany w płodności i reprodukcji”.
Potwierdzają to badania Iriny Ermakovej przeprowadzone w Instytucie Wyższej Aktywności Nerwowej i Neurofizjologii Rosyjskiej Akademii Nauk. U szczurów karmionych soją RR odnotowano wysoką śmiertelność młodych w pierwszej generacji i brak drugiego pokolenia. 40 proc. zwierząt, które przeżyły, było niedorozwiniętych, a 5 proc. miało guzy. Takie same badania przeprowadzono na myszach i chomikach w innych dwóch Instytutach RAN — Biochemii oraz Ekologii i Ewolucji, uzyskując podobne wyniki.
Badania wykonane na zlecenie rządu austriackiego dowiodły tego samego — kukurydza GM obniża płodność i rozregulowuje geny myszy. „W 90 proc. to, co jest prawdą u myszy, sprawdza się u człowieka” — komentuje doc. dr hab. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny z Instytutu Onkologii w Gliwicach. Wkrótce po ogłoszeniu tych wyników włoski Narodowy Instytut Badań nad Żywnością i Żywieniem opublikował swój raport, dokumentujący znaczne zaburzenia w systemie odpornościowym młodych i starych myszy karmionych kukurydzą MON810 — tą samą, która niebawem może się oficjalnie pojawić na polskich polach.
Z kolei kanadyjscy naukowcy z Uniwersytetu Sherbooke wykryli we krwi kobiet ciężarnych i noworodków produkty rozpadu herbicydów — kwas 3-MPPA i bakteryjne białko Bt występujące m.in. w kukurydzy MON810. Naukowcy napisali w czasopiśmie „Reproductive Toxicology”, że może to dotyczyć takich problemów jak poronienia, zahamowanie wzrostu wewnątrzmacicznego, niepłodność, endometrioza, nowotwory, a odkryty przez nich fakt „jest krokiem milowym do dalszych prac badawczych w tym obszarze”.
Niepokojące dane napłynęły też z włoskiego szpitala „Giuseppe Garibaldi” z Rosario. Z przeprowadzonych tam badań wynika, że na terenach, gdzie stosuje się opryski chemiczne pod uprawy GMO trzykrotnie wzrosła zachorowalność na nowotwory żołądka i jąder, dwukrotnie na raka trzustki i płuc i aż dziesięciokrotnie na raka wątroby.

Zwierzęta
mądrzejsze od ludzi

W roku 1998 farmer Howard Vlieger ze stanu Iowa zebrał ze swych pól kukurydzę naturalną i odmianę Bt. Obydwa rodzaje ziarna podał swoim krowom. Zwierzęta wyjadły tylko kukurydzę naturalną, nie interesując się odmianą Bt. Gary Smith, farmer z Montany, opowiada, że gdy jego sąsiad hodujący modyfikowaną kukurydzę Pioneer wypuszczał bydło, by pasło się na łodygach po zbiorach, zwierzęta nie chciały ich jeść. „Moje krowy wolą kukurydzę zapylaną naturalnie, nie odmiany mieszane, a już zupełnie nie chcą jeść kukurydzy Bt” — mówi Tim Eisenbeis z Południowej Dakoty. W czasopiśmie rolniczym „Acres USA” opisano przypadek, w którym bydło pokonało ogrodzenie i przeszło przez pole kukurydzy RR, aby paść się na odmianie niemodyfikowanej genetycznie. Bill Lashmett, rolnik i biochemik, obserwował kilka eksperymentów prowadzonych w stanie Iowa w latach 1998-99. Do paśnika dopuszczano po 2-3 krowy naraz. Z dwóch koryt — z kukurydzą zwykłą i transegeniczną — wybierały zawsze to z naturalnym ziarnem, cofając się sprzed koryta z Bt. Takie same testy przeprowadzono na świniach z identycznym wynikiem. Podobne reakcje obserwuje się u zwierząt dzikich. Pisarz Steve Sprenkel napisał o stadzie jeleni, które zjadały na polach soję organiczną, ale nie ruszały pola soi RR po drugiej stronie drogi. Tak samo zachowywały się szopy, myszy i wiewiórki, którym rolnicy zostawiali w karmnikach kolby kukurydzy niemodyfikowanej i odmiany Bt.
Gazeta „Washington Post” doniosła, że gryzonie, które chętnie żywią się pomidorami, nie chciały jeść ich modyfikowanej odmiany FlavrSavr. Naukowcy w ramach badań zaczęli więc karmić je na siłę. Kilka szczurów nabawiło się uszkodzeń żołądka, a 7 z 40 zdechło. Pomidory FlavrSavr dopuszczono jednak na rynek amerykański! Podobnie uczyniono w Wielkiej Brytanii z kukurydzą T-25 (nazwa handlowa Chardon LL), mimo że w wyniku eksperymentów laboratoryjnych padło dwa razy więcej kurcząt karmionych tą odmianą niż kukurydzą naturalną. Chardon LL dopuszczono w 2004 roku jako pierwszą na Wyspach uprawę GM.

Nowa epidemia

W marcu 1999 roku brytyjscy naukowcy z York Nutritional Laboratory odkryli, że liczba alergii na soję skoczyła o 50 proc. Przebadali cztery i pół tysiąca osób i znaleźli w ich krwi zwiększone poziomy przeciwciał. Co więcej, soja wykorzystana w badaniach pochodziła z USA, jak większość soi dostępnej na brytyjskim rynku, więc zawierała znaczną ilość odmiany Roundup Ready. Rzecznik laboratorium John Graham oznajmił: „Uważamy, że ten fakt rodzi istotne pytania co do bezpieczeństwa żywności GMO”. Obecnie soję modyfikowaną jemy w wielu produktach spożywczych, nawet o tym nie wiedząc, bo etykiety potrafią milczeć.
W tym samym roku za oceanem wybuchła afera z modyfikowaną kukurydzą StarLink. Setki osób po spożyciu produktów kukurydzianych doznały wstrząsu anafilaktycznego, choć nie były one uczulone na kukurydzę. Okazało się, że winnym jest białko zawarte w kukurydzy StarLink, która wytwarza pestycyd produkowany przez bakterię glebową Bacillus thuringiensis (Bt). Ziarno Bt przeznaczone na paszę dla zwierząt zmieszano z pozostałym ziarnem i tak toksyna Bt znalazła się w produktach mącznych przeznaczonych do spożycia przez ludzi. Wtedy Amerykanie zaczęli po raz pierwszy kwestionować nieszkodliwość żywności GMO. Plany przemysłu biotechnologicznego zostały pokrzyżowane — spadły ceny kukurydzy i jej eksport, bo StarLinkiem skażono w USA 22 proc. ziaren.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) oraz Centrum Kontroli Chorób (CDC) opracowały test alergologiczny, który — mimo krytyki świata naukowego — wykorzystano w badaniach. I ogłoszono triumfalnie, że StarLink nie jest odpowiedzialna za uczulenia. Przemysł biotechnologiczny natychmiast nagłośnił, że żywność GMO jest bezpieczna. Ale test był błędny, co ujawnili najlepsi amerykańscy alergolodzy — doradcy Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Największy błąd polegał na tym, że FDA wzięła do badań materiał od... producenta StarLink, firmy Aventis. A ta, stojąc przed perspektywą pozwów sądowych i milionowych strat, nie dostarczyła rządowi próbki białka z kukurydzy StarLink (Cry9C), ale jego substytut pochodzący z bakterii E. coli. Jak podkreślili doradcy EPA, białko z tego samego genu nie musi być zawsze jednakowe w organizmach różnych gatunków. Stąd wyniki badań nie były miarodajne. W końcu kukurydzę StarLink wycofano, ale może ona pozostać w ludzkim łańcuchu pokarmowym już na zawsze, bowiem poprzez zapylenie dostała się do innych odmian kukurydzy.
Michael Hansen z Consumers Union zauważa, że „coraz więcej jest dowodów na to, że różne odmiany endotoksyny Bt, w tym i występującej w kukurydzy, bawełnie i ziemniakach, mogą źle działać na układ odpornościowy, a nawet wywoływać alergie u ludzi”. Hansen powołuje się na badania prowadzone przez EPA, które dowiodły, że pracownicy rolni wystawieni na działanie sprayu Bt cierpieli na podrażnienia skóry, a w ich krwi zwiększyła się ilość immunoglobulin E i G.
W 2004 roku Norweski Instytut Ekologii Genów ogłosił, że kilkadziesiąt osób mieszkających w pobliżu dużego pola kukurydzy Bt na Filipinach doznało objawów zaburzeń oddechowych i trawiennych oraz reakcji skórnej i gorączki podczas pylenia kukurydzy. W próbkach ich krwi stwierdzono reakcję przeciwciał na toksynę Bt. W Indiach u setek robotników stwierdzono reakcje alergiczne na bawełnę Bt, a tysiące owiec zdechły po wypasie na tych polach. Po tym, jak cztery instytuty stwierdziły w niej obecność toksyn, rząd stanu Andhra Pradesh zalecił farmerom, by trzymali swe owce z dala od bawełny Bt. Z kolei jeden z niemieckich raportów doniósł, że 12 krów zdechło na farmie, gdzie uprawiano kukurydzę Bt.
Przemysł biotechnologiczny zapewniał: toksyna Bt jest niszczona podczas trawienia, nie jest aktywna u ssaków, ma historię bezpiecznego stosowania. Rzeczywistość: ludzie reagują na toksynę Bt, Bt nie ulega trawieniu.
Z toksyną Bt związane jest jeszcze jedno zagrożenie. Badania na ssakach doprowadziły naukowców do odkrycia, które dekadę temu wydawało się niemożliwe. W żołądkach zwierząt hodowlanych spożywających kukurydzę Bt jako paszę stwierdzono przepływ materiału genetycznego z komórek kukurydzy do bakterii E. coli obecnej w przewodach pokarmowych tych zwierząt (Duggan i in. 2003). Wniosek: cechy będące przedmiotem modyfikacji genetycznej można przekazać zupełnie obcym organizmom.

Skandal z badaniami

Stowarzyszenie „Friends of the Earth”, które wykryło w USA skażenie żywności kukurydzą StarLink, w swojej analizie napisało: „Klapa StarLink jest przykładem niemalże całkowitej zależności naszych instytucji ustawodawczych od przemysłu żywnościowego i biotechnologicznego, dla którego piszą one prawo. Jeśli jakaś firma chce przesłać naszym instytucjom błędne dane, robi to, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Jeśli chce przesłać dane niekompletne, czyni to i nie dostaje żadnej reprymendy. Nie wymaga się od takiej firmy dalszych badań. Jeżeli firma uzna, że szczegółowy opis produktu może jej nie wyjść na dobre, wtedy jego dokładne właściwości pozostają nieznane. Jeżeli firma taka postanowi zignorować uczciwe naukowe standardy badań, po prostu prowadzi badania błędne, zaś ich wyniki uważa za właściwie”.
Jak podkreśla doc. dr hab. Katarzyna Lisowska, „u podstaw legalizacji żywności GMO w USA leży wieloletni umiejętny lobbing, karuzela stanowisk pomiędzy instytucjami rządowymi i Monsanto oraz bezwarunkowe poparcie rządu USA dla biotechnologii”. Bo to niezwykle dochodowa gałąź przemysłu. Błędne (co wykazały niezależne badania) założenie koncernów, że składniki żywności genetycznie modyfikowanej i tradycyjnej są takie same („zasadnicza równoważność”), pozwoliło biotechnologicznym gigantom zrezygnować ze standardowych testów toksykologicznych wymaganych przez ustawę o żywności, lekach i kosmetykach. Konsekwencje? FDA dopuszcza w USA do obrotu żywność GM bez wykonania własnych badań bezpieczeństwa — podstawą jest dokumentacja dostarczona przez producenta (sic!). „To ciekawostka, o której mało kto wie i o której media raczej nie wspominają — dodaje Lisowska. — Skutek: niezorientowany konsument w Europie, w Polsce żyje w przeświadczeniu pełnego bezpieczeństwa GMO, bo przecież certyfikat wydała słynna amerykańska FDA”.
Dr Alexandra Niedzwiecki, szefowa Instytutu Medycyny Komórkowej w Santa Clara w Kalifornii, podkreśla, że „Monsanto, Pioneer i Syngenta zabraniają niezależnym naukowcom używania w badaniach nasion produkowanych przez te firmy. Pod groźbą sądu naukowcy ci nie mają prawa testować nasion w innych warunkach niż specyfikowane w umowie z producentem, porównywać ich z nasionami innych firm, a przede wszystkim badać wpływu tych nasion na środowisko i ich skutki uboczne”. A same firmy, jak dodaje Niedzwiecki, ujawniają tylko te dane, które są im wygodne.
Renomowany toksykolog dr Marc Lappé odkrył, że opublikowane w „Journal of Nutrition” wyniki badań Monsanto dotyczące tzw. zasadniczej równoważności były przekłamane. Praca naukowa miała dowodzić, że skład ziaren soi RR jest taki sam jak w przypadku soi naturalnej. Okazało się, że przemilczano kilka „drobiazgów”: soja GM miała mniejsze wartości odżywcze, a po ugotowaniu wykazywała podwyższony poziom znanego alergenu.
Naukowcy w służbie koncernów tak testują produkty, by uniemożliwić odkrycie ewentualnych zagrożeń. Firma Aventis podgrzewała kukurydzę StarLink cztery razy dłużej niż to dopuszczalne, a dopiero potem szukała w niej nienaruszonych białek. Monsanto karmiła zwierzęta zaledwie jedną dziesiątą białek zawartych w soi GM. Krowom podawała 1/47 rynkowej dawki modyfikowanego genetycznie hormonu wzrostu (rbGH) przed określeniem jego ilości w mleku, a do tego pasteryzowała to mleko 120 razy dłużej niż robią to firmy mleczarskie. By wykazać, że białka z produktów GM są rozkładane w żołądku, badacze Monsanto wykorzystali w tym celu silniejsze kwasy i 1250 razy większe stężenie enzymów trawiennych niż zalecają międzynarodowe standardy badań. Krowy, które chorowały po rbGH, usunięto z raportów badawczych, natomiast do grupy testowej wprowadzono zwierzęta zapłodnione przed badaniami, by wykazać, że hormon ten nie wpływa na ich płodność. Pierwsza modyfikowana genetycznie kukurydza Bt-176, dopuszczona na europejski rynek, była testowana na czterech krowach przez 14 dni — jedna z nich zdechła już po pierwszym tygodniu karmienia GMO. „I co wtedy robią eksperci? Usuwają tę krowę z eksperymentu i dalej kontynuują badania tylko na trzech krowach. To jest niepoważne” — ocenia prof. Seralini.
Gdy Seralini, jako doradca rządu francuskiego, poprosił Komisję Europejską o wyniki testów, na podstawie których wprowadzono GMO do użycia, okazało się, że Monsanto nie chce ujawnić wyników badań krwi szczurów laboratoryjnych karmionych GMO zawierających Roundup. Gdy w końcu administracja rządowa wymusiła ujawnienie tych wyników, było już wiadomo, dlaczego je utajniono — w wątrobie i nerkach badanych zwierząt wykryto objawy toksyczności. Przy okazji wyszło na jaw, że przebadano tylko krew 40 z 400 szczurów biorących udział w testach dopuszczających kukurydzę MON810. Seralini opowiada, jak Monsanto manipuluje badaniami — koncern przeprowadza testy w zbyt krótkim okresie, by dało się wykazać szkodliwość, i bada tylko jeden składnik zamiast wielu i ich wzajemnego wpływu. „Test GMO był wykonywany w okresie jedynie trzech miesięcy. To zbyt krótko, by stwierdzić skutki w postaci chorób przewlekłych takich jak nowotwory, choroby neurologiczne czy hormonalne — w trzy miesiące one się nie rozwiną”. Nic dziwnego, że biotechnolodzy w służbie koncernów tumanią polityków i obywateli, powtarzając swą mantrę, że do tej pory nie wykazano, by żywność GM była szkodliwa dla ludzi. A przecież „nie ma żadnych badań epidemiologicznych, które by potwierdziły tę tezę. Wiadomo za to na pewno, że wraz z wprowadzeniem GMO do żywności amerykańskiej w USA w ciągu ostatnich siedmiu lat podwoiła się liczba chorób powodowanych przez żywność”, napisał Michael Meacher, były brytyjski minister środowiska, w artykule zamieszczonym w 2003 roku przez „The Independent”. Dwa lata temu Amerykańska Środowiskowa Akademia Medyczna wezwała do natychmiastowego moratorium na żywność GM. Lekarze i specjaliści zajmujący się klinicznymi aspektami zdrowia środo­wiskowego stwierdzili, że „żywność
genetycznie modyfikowana stanowi
poważne ryzyko dla zdrowia związane z toksycznością, alergiami, systemem immunologicznym i rozrodczym oraz ze zdrowiem metabolicznym, fizjologicznym i genetycznym”.
Profesor Seralini mówi: „Nie mam wątpliwości, że za 50 lat nikt nie uwierzy, że w XXI wieku nie potrafiliśmy zrobić testów, podając GMO szczurom laboratoryjnym dłużej niż trzy miesiące. I że w tym samym czasie udało się przekonać 450 milionów mieszkańców Europy, że jest to bezpieczne dla niemowląt, dla osób starszych, dla pacjentów szpitali, dla mężczyzn i kobiet. Po prostu nikt w to nie uwierzy, że byliśmy przekonani o nieszkodliwości czegoś, czego nie przetestowaliśmy”.     
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
 ZNAKI CZASU PAŹDZIERNIK 2011R. 

WYSTĘPEK PRZECIWKO LUDZKOŚCI


Mamy wybór 3
Występek przeciw ludzkości 4
Dziennikarze docierają do tajemnic, ujawniają powiązania, partykularne interesy, kłamstwa, manipulacje. Ich praca potrafi zmieniać świat na lepszy. Oby stało się tak w przypadku upraw i żywności GMO, bo kulisy przemysłu biotechnologicznego odsłonięto.
Karma Frankensteina 8
Nikt nas nie pytał, czy chcemy być częścią największego eksperymentu żywieniowego w historii. Czy nazwanie ciemnogrodem tych, którzy sprzeciwiają się żywności modyfikowanej genetycznie, a postępowcami tych, którzy promują biotechnologię w rolnictwie, jest słuszne?
Znaki i fakty 13
Polaków (nie)wiedza o Biblii 14
Minisonda przeprowadzona na ulicach jednego z polskich miast ujawnia fatalny stan naszej wiedzy biblijnej.

Wolność postępowych ludzi 16
Czyżby idea zła stała się ideą popieraną przez nasze państwo? Celebryta Adam Darski „Nergal”, otwarcie deklarujący uwielbienie dla osobowego zła, zyskał możliwość dalszego promowania swojego wizerunku — i to dzięki naszym pieniądzom.
Problem grzechu a prawo Boże 19
Zarażony grzechem człowiek nie zdaje sobie sprawy ze swego stanu, dlatego nie przychodzi do Lekarza Dusz po wodę życia. Często jest nawet dumny ze swoich dobrych uczynków i myśli, że zbawienie mu się po prostu należy.
Dwa dekalogi 22
Większość Kościołów chrześcijańskich nie naucza oryginalnej, biblijnej treści dekalogu, uczy wersji zmienionej, sfalsyfikowanej. Kto i kiedy zmienił przykazania Boże?
Narodziny Mojżesza (cz. 1) 24
Józef, syn patriarchy Jakuba, uczynił dla Egiptu tak wiele, że jego rodzina otrzymała prawo pobytu w ziemi Goszen. Na jaki okres przypadło przybycie Józefa do Egiptu? Odpowiedź pomoże ustalić czas przybycia do Egiptu rodziny Jakuba, a także opuszczenia Egiptu w czasach Mojżesza.
Serwis AAI 27
Dwa Babilony 28
Na polskim rynku wydawniczym ukazało się w tym roku dzieło protestanckiego teologa Aleksandra Hislopa Dwa Babilony. Autor porównuje różne aspekty powszechnego chrześcijaństwa z religią babilońską i dochodzi do wniosku, że mają wiele wspólnego.
Mamut w warzywach 31
Mamy
wybór
Życie to nieustanne wybory, przy których te polityczne często wydają się zupełnie nieistotne, zwłaszcza z perspektywy lat.
egoroczny październik to miesiąc wyborów do parlamentu. My jednak w tym numerze
„Znaków Czasu” świadomie wybraliśmy „ciszę przedwyborczą”. Nikomu nie sugerujemy na kogo i dlaczego ma głosować. Kto by nie wygrał i tak obowiązkiem chrześcijan jest posłuszeństwo wobec władzy, a przywilejem — modlenie się w jej intencji. Różnica tylko w tym, że za niektórych trzeba się będzie modlić bardziej. Jedno, co ośmielamy się zasugerować, zwłaszcza chrześcijanom, to wzięcie mimo wszystko udziału w tych wyborach. Chrześcijanin bowiem to człowiek poczuwający się do odpowiedzialności za swoje otoczenie; to ktoś świadomy również tego, że od właściwych wyborów zależy miara doświadczanych błogosławieństw.
Właściwy wybór to wiele błogosławieństw, zły — mało lub ich brak. Ta zasada obowiązuje w każdej sferze życia, nie tylko w polityce. Biblia zawiera wiele przykładów właściwych i niewłaściwych wyborów oraz ich konsekwencji. To przykłady z życia takich postaci biblijnych jak: Noe, Abraham, Lot, Mojżesz, Saul, Dawid, Salomon, Piotr, Judasz i wielu innych — ich dobrych, jak i złych wyborów.
Nie mam jednak pewności — w świetle wyników minisondy ulicznej, o której mowa w artykule „Polaków (nie)wiedza na temat Biblii” — czy te imiona nam, współczesnym polskim czytelnikom, cokolwiek jeszcze mówią (nie wspominając już o życiorysach tych postaci). Braki bowiem mamy tu ogromne. I trudno się dziwić, skoro ludzie publicznie niszczący Biblię zamiast z jakąś formą ostracyzmu spotykają się z nagrodą — nadzwyczajnym zainteresowaniem mediów, sławą i kontraktami, miejscem na celebryckim świeczniku. No bo w końcu co to takiego ta Biblia? O co tyle szumu?
A tymczasem czy Biblię niszczymy, czy kompletnie ignorujemy, to prawie na jedno wychodzi — sprawiamy, że jej przekaz pozostaje nieznany. A ona, niezależnie od tego, że jest Księgą Świętą, jest też przebogatym źródłem wiedzy o doświadczeniach całych pokoleń. Czerpanie z tych doświadczeń umożliwia uczenie się na cudzych błędach. Nie mamy dwóch żyć, żeby nabierać mądrości wyłącznie po szkodzie. Zdając się na doświadczenia innych, uwalniamy się od konieczności ponoszenia bolesnych konsekwencji własnych błędów. Te doświadczenia, skodyfikowane, przybierają często postać praw, a zdawanie się na nie — jest posłuszeństwem. Takie posłuszeństwo uwalnia, a nie zniewala. Nergal niszczący Biblię jako symbol zniewalania jego wolnej woli jest przykładem tragicznego niezrozumienia natury Biblii; człowiekiem szkodzącym w ostateczności sobie i własnym, bezkrytycznie naśladującym go fanom.
Biblia zawiera wiele obietnic, których spełnienie zależne jest od naszej postawy wobec praw Bożych. Posłusznym Bóg obiecuje szereg błogosławieństw, między innymi że poszczęści im się zarówno w życiu rodzinnym, jak i zawodowym; że uda im się wszystko, czego się dotkną, i niczego im nie będzie brakowało, a ich wrogowie nie zdołają im zaszkodzić. Nieposłuszni zaś we wszystkich tych sferach życia poniosą sromotne porażki1.
Bóg i przed nami stawia podobny wybór. „Patrz! — mówi. — Kładę dziś przed tobą życie i dobro oraz śmierć i zło; gdyż ja nakazuję ci dzisiaj, abyś miłował Pana, Boga twego, chodził jego drogami i przestrzegał jego przykazań, ustaw i praw, abyś żył i rozmnażał się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił (...). Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo”2.
Mamy wybór. Ten polityczny — choć nie bez pewnego znaczenia dla naszego tu i teraz — nie jest tak ważny jak ten, od którego zależy nie tylko jakość naszego życia doczesnego, ale i nasze życie wieczne; nasze ostateczne być albo nie być.
Ten wybór rozciąga się też na to, co mamy jeść, a czego powinniśmy unikać. Nawet tu Biblia może być źródłem pewnych rad. Mówi na przykład: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek czynicie, wszystko czyńcie na chwałę Bożą”3. Oznacza to, że Bogu nie jest wcale obojętne nawet to, co i jak jemy. Osobiście wcale się temu nie dziwię — w końcu Bóg Biblii chce, abyśmy nazywali Go ojcem, a każdy normalny ojciec wie, że od tego, co i jak je jego dziecko, zależy jego zdrowie. W innym miejscu Biblia mówi podobnie: „Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście. (...) czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego (...) i że nie należycie do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym”4. To zaś oznacza, że chrześcijanin, mając świadomość lub choćby tylko wątpliwość co do tego, że coś szkodzi jego zdrowiu, powinien tego unikać — w imię tego kim jest i do kogo należy. A tym, co ewidentnie wywołuje wątpliwości, jeśli chodzi o wpływ na nasze zdrowie, jest okładkowe GMO — żywność genetycznie modyfikowana. Wybór w tej sprawie ciągle jeszcze należy do nas.  
Andrzej Siciński

1 Zob. Pwt 28. 2 Pwt 30,15-16.19. 3 1 Kor 10,31. 4 1 Kor 3,16-17; 6,19-20.

Książki, artykuły, reportaże mają wielką siłę. Dociekliwi dziennikarze docierają do najskrytszych tajemnic, ujawniają powiązania, partykularne interesy, kłamstwa, manipulacje, a czasem i zbrodnie. Ich praca potrafi zmieniać świat na lepszy. Jej efekty wpływają na całe społeczeństwa, polityków zmuszają do działania.
rezydent USA Teodor Roosevelt po przeczytaniu książki pt. Dżungla, w której Upton Sin-
clair zwrócił uwagę na niehigieniczne warunki panujące w przetwórniach mięsa, natychmiast doprowadził do przegłosowania ustawy o obowiązkowych kontrolach mięsa. Prezydent Kennedy po przeczytaniu książki Rachel Carson pt. Cicha wiosna, w której opisała zagrożenia, jakie niosą opryski pestycydami, zlecił swemu doradcy naukowe zajęcie się tą sprawą. Książkę tę uważa się dziś za początek amerykańskiej ekologii i źródło wydanego w 1972 roku zakazu używania rakotwórczego środka DDT.

Nasiona kłamstwa

Osiem lat temu na rynku amerykańskim pojawiła się książka Jeffreya M. Smitha pt. Nasiona kłamstwa, czyli o łgarstwach przemysłu i rządów na temat żywności modyfikowanej
genetycznie
. Z dociekliwością śledczego Smith przestudiował historię wpływów największych koncernów biotechnologicznych na amerykańskie agencje rządowe i media, powiązania urzędników z biznesem, manipulacje badaniami naukowymi, zatajanie faktów, dyskredytowanie badaczy ujawniających negatywne wyniki eksperymentów związanych z żywnością modyfikowaną genetycznie. Książkę Smitha przetłumaczono na dziesięć języków świata, w tym polski, i stała się bestsellerem na temat żywności GMO. Reprezentant amerykańskiego rządu stanu Vermont oznajmił, że publikacja ta „naznaczyła każdą debatę stanową o GMO. Pojawiła się wszędzie”. Wkrótce Vermont uchwalił pierwsze w USA przepisy dotyczące żywności GMO, a władze hrabstwa Trinity w Kalifornii zakazały uprawy genetycznie modyfikowanych roślin. Rewolucja dotknęła też branżę spożywczą — zapoczątkował ją Malcolm Walker, prezes Iceland Frozen Foods, który postanowił zbadać, co kryje się za „całym tym zamieszaniem”. W efekcie nakazał firmie produkcję żywności tylko z soi i kukurydzy naturalnej zamiast modyfikowanej. W ciągu pół roku poszli za jego przykładem inni producenci żywności. Niektóre amerykańskie sieci spożywcze ogłosiły, że przestają używać GMO do produkcji swojej żywności. Popyt na modyfikowane genetycznie rośliny drastycznie zmalał w Stanach Zjednoczonych. Ameryka zaczęła szukać nowych rynków zbytu, ale — patrząc na Europę — nawet kraje Trzeciego Świata odmówiły przyjęcia żywności GMO z uwagi na zagrożenie dla zdrowia. Gdy w maju 2003 roku prezydent USA George W. Bush przedstawił program „Inicjatywy zażegnania głodu w Afryce” przy pomocy żywności modyfikowanej genetycznie, oskarżył jednocześnie Europę o utrudnianie walki z głodem przez jej „bezpodstawne i nienaukowe obawy” wobec żywności GM. Bush chciał za wszelką cenę zwiększenia amerykańskiego eksportu, a jego wystąpienie było częścią planu korporacji biotechnologicznych, które za cel postawiły sobie przejęcie światowych zapasów żywności, pisze Smith. Plan ten oficjalnie przedstawiono cztery lata wcześniej na konferencji biotechnologicznej w USA, na której przedstawiciel Grupy Konsultingowej „Arthur Andersen” wyjaśnił, jak Grupa pomogła koncernowi Monsanto stworzyć strategię „zdominowania rynku nasion i roślin uprawnych tak, aby nie istniały już naturalne nasiona i uprawy rolne”. Częścią tego planu były wpływy w rządzie amerykańskim. Jednak firmie Monsanto, w ręku której jest obecnie 91 proc. światowego rynku żywności, nie udało się jedno: wymiana zapasów i źródeł naturalnych ziaren na genetycznie modyfikowane. Na całym świecie pojawili się oponenci;
odzywać się zaczęli naukowcy, którzy wcale nie uważają żywności GM za bezpieczną. Zresztą często płacili swoją karierą za obywatelską odwagę i czyste sumienie.
„Urzędnicy z różnych państw, odpowiedzialni za kwestie GMO, powinni dowiedzieć się o zagrożeniach powodowanych przez żywność genetycznie modyfikowaną — pisze Smith. — Powinno powiedzieć się o tym, jak przyjęto ją na rynek amerykański — nie na podstawie decyzji naukowych, lecz politycznych. Niestety poddawani są wciąż wpływom nieustającej reklamy przemysłu biotechnologicznego oraz prośbom i groźbom amerykańskiego rządu, który chce nakłonić kraje świata do przyjęcia żywności i upraw genetycznie modyfikowanych na swe rynki”.

Wikileaks ujawnia

Nieco ponad miesiąc temu portal Wikileaks opublikował tajne depesze rządu amerykańskiego dotyczące lobbingu jego przedstawicieli w Polsce w sprawie GMO. Jak z nich wynika, lobby GMO dotarło do części polityków, mediów, naukowców, a nawet studentów. Padają nazwiska i obietnice polskiej strony. Tych polityków,
którzy twardo sprzeciwiali się legi­slacyjnym ułatwieniom, delikatnie przestrzegano, że taka postawa może negatywnie wpłynąć na stosunki polsko-amerykańskie. Za kluczowe uznano w służbowych notatkach dla amerykańskich przełożonych takie działania, które pozwolą wpłynąć na kształt przyszłych przepisów w Polsce i „zmiękczyć społeczny sprzeciw”.
Mimo nacisków na Unię Europejską (Wikileaks ujawnił, że ambasada USA w Paryżu radziła administracji w Waszyngtonie rozpoczęcie wojny handlowej z każdym krajem unijnym, który sprzeciwia się uprawom GMO) siedem krajów unijnych wprowadziło zakaz upraw kukurydzy MON810: Francja, Niemcy, Austria, Włochy, Grecja, Węgry, Bułgaria
(a także Luksemburg i Szwajcaria;
Irlandia oraz Walia prawie w stu
procentach objęte są strefą wolną od GMO, zaś Anglia niemal w pięćdziesięciu), ponieważ „niezbadane są konsekwencje długofalowego spożywania GMO przez ludzi”, a „odmiany kukurydzy MON810 są niebezpieczne dla środowiska”. Podstawą prawną krajowych zakazów była tzw. klauzula bezpieczeństwa zawarta w unijnej dyrektywie 2001/18 dotyczącej GMO. Ponadto 8 września tego roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał, że kraje członkowskie mogą wprowadzać zakazy upraw poszczególnych gatunków GMO na podstawie rozporządzenia 1829/2003. Na razie koncerny biotechnologiczne nie odniosły zwycięstwa po tej stronie oceanu — w 2000 roku planowały osiągnięcie 50 proc. upraw GMO na terenie UE, ale do roku ubiegłego było tych upraw tylko 0,5 proc. Niestety, Europa importuje GMO ze Stanów Zjednoczonych w ramach umów zawartych na szczeblu Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Wydaną w Polsce w 2007 roku książkę Smith kończy tak: „Nie da się zaprzeczyć, że cały świat zwrócił szczególną uwagę na opór Polski przeciwko żywności modyfikowanej genetycznie. Obowiązujące w Polsce zakazy hodowli organizmów zmodyfikowanych genetycznie oraz podawania zwierzętom paszy ze zmodyfikowanych roślin są wzorem do naśladowania dla innych krajów”. Ale od tego czasu w Polsce wiele się zmieniło. Choć prezydent Bronisław Komorowski zawetował nową ustawę, która otwierała Polskę na GMO, wyjaśnił, że uczynił to z powodów legislacyjnych, a nie merytorycznych, i w Polsce potrzebna jest debata, która rozwiałaby (nieuzasadnione) lęki wobec GMO.

Świat według Monsanto

Wyjaśnieniem kwestii, czy lęki wobec upraw i żywności genetycznie modyfikowanej są uzasadnione, czy nie, zajęła się kolejna dziennikarka — Marie-Monique Robin. Jej pracę, wynik trzyletniego śledztwa, nagrodzono prestiżową nagrodą dziennikarską Prix Albert Londres. W dostępnej na rynku polskim książce pt. Świat według Monsanto (i filmie dokumentalnym o tym samym tytule) opisuje koszty, jakie płacą konsumenci, środowisko i rolnicy, którzy dali się przekonać biotechnologicznemu gigantowi. Ujawnia kazirodcze związki (jak skomentował jej publikację inny francuski redaktor Stefan Rieger) między biznesem a administracją USA, fakt infiltrowania przez firmę wszystkich instancji decyzyjnych oraz historię szykan i dyskryminacji tych naukowców, którzy nie ulegli propagandzie Monsanto i wskazywali na potencjalną szkodliwość jej produktów. Hasło koncernu: żywność, zdrowie, nadzieja powinno raczej brzmieć: trucizna, rak samobójstwa — tak komentuje Rieder wynik śledztwa Marie-Monique Robin i dodaje: „To nawet nie o zdrowie czy o żywność chodzi w pierwszym rzędzie, lecz o demokrację, autonomię, tradycję, życie jako takie”. Pisarz Frances Moore Lappé pyta w podobnym tonie: „Jak doszło do tego zamachu na naszą wolność wyboru, na demokrację?”. Sir Julian Rose, prezes Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICCPC) ocenia: „Inżynieria genetyczna w służbie wielkich korporacji, która przebudowuje nasze (...) zwierzęta i rośliny, by później móc opatentować te nowe wynalazki, jest jednym z największych występków przeciw rodzajowi ludzkiemu”.
Robin prześledziła nie tylko powiązania Monsanto z rządową administracją i historię nacisków na urzędników i naukowców, ale opisała przeszłość koncernu, który z chemicznego arcytruciciela planety i jej mieszkańców przeobraził się w „żywiciela ratującego świat”. Najpierw przez kilkadziesiąt lat firma produkowała silny toksycznie i rakotwórczy środek PCB (znany jako Pyralen). Z ujawnionych niedawno tajnych dokumentów wewnętrznych wynika, że wiedziała o szkodliwości PCB, jednak nie informowała o tym użytkowników środka, własnych pracowników i ludności mieszkającej w okolicy fabryki. Co więcej, toksyczne odpady odprowadzała do cieków wodnych i składowała pod gołym niebem. Efekt? Zatruty obszar Anniston w Alabamie, zatrutych tysiące mieszkańców, z których dziesiątki zmarły. Chociaż środka tego nie ma na rynku od 1977 roku, kiedy to zakazano jego produkcji, nadal ludzie w Anniston chorują na raka i rodzą się im upośledzone dzieci. W 2002 roku sąd uznał koncern winnym „zaniedbania, zaniechania, oszustwa, działania na szkodę ludzi i mienia publicznego”, skazując go na grzywnę w wysokości 700 milionów dolarów. To kropla w morzu zysków, jakie PCB przyniósł firmie. Inny wynalazek Monsanto to wydzielający rakotwórcze dioksyny Agent Orange, słynny herbicyd używany w Wietnamie do niszczenia dżungli. Jego ofiarą padli nie tylko Wietnamczycy, ale i amerykańscy żołnierze, których od lat zabija rak i którym rodzą się chore dzieci. Zbiorowy pozew sądowy weteranów zakończył się ugodą sądową, bo jak pisze Robin, prawnicy koncernu przedstawili sfałszowane wyniki badań. Do grupy „cudownych” środków Monsanto można jeszcze dorzucić słynny DDT (również zakazany po latach użytkowania), niebezpieczny aspartam (ten wciąż zjadamy w produktach) czy bydlęcy hormon wzrostu Posilac, zakazany w wielu krajach Europy, którego historia wprowadzenia na amerykański rynek jest iście kryminalna. Dziś Monsanto obiecuje, że nakarmi cały świat. Czym? Kolejnym wynalazkiem, którego nie chce ani Afryka, ani Azja, ani Europa — żywnością modyfikowaną genetycznie. Ostatnią trutką, jak wykazały badania francuskich biologów molekularnych, jest cudowny środek do zwalczania chwastów Roundup, który tak samo łatwo jak chwasty zabija ludzkie komórki.

Wola Polaków
i Europejczyków

Dobrze by było, gdyby nasi politycy, którzy mają decydować o życiu i zdrowiu nas i naszych dzieci, słuchali nie tylko ekspertów biotechnologii (bo niezależne badania nie robią na nich wrażenia), lecz osobiście przeczytali obydwie książki. Jak widać, polscy naukowcy, którzy od lat przestrzegają przed uprawami GMO, nie u wszystkich znaleźli posłuch. Nie mówiąc już o woli polskiego społeczeństwa, które — jak wykazały sondaże i uchwały sejmików wojewódzkich — GMO nie chce w naszym kraju. Właśnie o tym przypomniał polskim politykom José Bové, wiceprzewodniczący Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego. W liście skierowanym 6 września do premiera Donala Tuska napisał m.in.: „Przykro jest zauważyć, iż Parlament RP złamał postanowienia tej Konwencji [z Aarhus — red.], uchwalając ustawę o nasiennictwie legalizującą uprawy GMO w Pańskim kraju, bez partycypacji społecznej i bez konsultacji wymaganej przez Konwencję z Aarhus. Nie ma konieczności wchodzenia w szczegółowy opis zagrożeń i potencjalnych niebezpieczeństw wywoływanych przez GMO — są one bardzo dokładnie udokumentowane i wiedza ta jest dostępna także w Polsce. Chodzi tu o całą gamę problemów — od potencjalnego zagrożenia zdrowia publicznego aż po problem patentowania ziarna siewnego, skażenia produkcji rolnictwa ekologicznego czy też transgenicznego przemieszczania się skażeń biologicznych. Mówiąc najkrócej, warto pamiętać o tym, że zastrzeżenia wobec GMO znacząco przeważają nad jego zaletami, a na szali jest przecież utrzymanie świetnej renomy polskiej żywności w Europie. Polacy w tej dziedzinie wyraźnie wyartykułowali swoje poglądy, rozumieją oni, że uwolnienie GMO można porównać do puszki Pandory, która raz otwarta, już nigdy nie będzie mogła być zamknięta — w warunkach otwartych granic w Unii Europejskiej. Wspomniana ustawa, jeżeli byłaby przyjęta w Polsce, miałaby wpływ na inne kraje europejskie. Dlatego jest naszym obowiązkiem obywatelskim, by aktywnie uczestniczyć w tym demokratycznym procesie. Podsumowując, decyzja Prezydenta RP Pana Bronisława Komorowskiego, by zawetować ustawę o nasiennictwie, była więcej niż uzasadniona. W imieniu większości obywateli Europy Zachodniej, dla których tak cenne są zasady partycypacji obywatelskiej i którzy nie godzą się na ekspansję GMO w Europie, uprzejmie proszę Pana o przekonanie rządzącej koalicji w Polsce, by nie odrzucała prezydenckiego weta do ustawy o nasiennictwie w Sejmie”.
Panie Prezydencie, panie Premierze, pójdźcie śladem Roosevelta i Kennedy’ego.       
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
ZNAKI CZASU  październik 2011r.