niedziela, 12 czerwca 2011

ZAKAZ LECZENIA ZIOŁAMI ?


Wszyscy mamy świadomość, że preparaty ziołowe są często kluczowym składnikiem suplementów diety oraz żywności funkcjonalnej, wspomagają proces leczenia i rekonwalescencji. Jednak nie wszyscy wiedzą, że preparaty i zioła, które od lat stosują, zostały właśnie zdelegalizowane. Wkrótce znikną z europejskiego rynku.
Martin Luter King powiedział: „Nasze ży­cie zaczyna się chylić
ku upadkowi, gdy zaczynamy milczeć w sprawach, które się dla nas liczą”. Zdrowie, tak duchowe, jak i fizyczne, niewątpliwie do owych spraw należy; co więcej, jedno przenika drugie, bo przecież w zdrowym ciele — zdrowy duch. Dlatego trudno pozostać obojętnym w obliczu tzw. dyrektywy ziołowej Codexu Alimentarius. Nikt bowiem nie powinien siłą narzucać drugiemu człowiekowi ani wiary, ani metod leczenia. Choćby w jedno i drugie wpisane były błędy. Bo wolność wyboru i sumienia to nasze największe zdobycze.

Niechlubna
dyrektywa THMPD

„Spróbuj sobie wyobrazić zwrócony twarzą w stronę swoich dzieci i wnuków, kiedy zapytają, dlaczego nic nie zrobiłeś. Jak im powiesz, że tak naprawdę nie byłeś zainteresowany ich dobrostanem i zdrowiem? Jak im powiesz, że istotniejsze było obejrzeć najnowszy reality show w telewizji i że nie miałeś ani trochę czasu, aby napisać prosty list? Nasze prawa do ochrony naszego zdrowia i zdrowia naszych dzieci wiszą na włosku. Naprawdę nie ma czasu do stracenia” — napisała Heidi Stevenson z organizacji Gaia Health w obronie leków ziołowych, które znikną niebawem ze sklepów w całej Unii Europejskiej. W ubiegłym miesiącu weszła bowiem w życie kolejna dyrektywa Komisji Kodeksu Żywnościowego — w sprawie tradycyjnych ziołowych produktów leczniczych 2004/24/EC (tzw. dyrektywa THMPD — the Traditional Herbal Medicinal Products Directive). Uderza ona przede wszystkim w produkty ziołowe typowe dla pozaeuropejskich systemów naturalnego leczenia.
To druga taka regulacja po obowiązującej od ubiegłego roku dyrektywie witaminowej. W obu chodzi o to samo. W rezultacie ostatnich aktów prawa unijnego oraz krajowych przepisów następuje stopniowe przenoszenie ziół, witamin i minerałów do kategorii produktów leczniczych podlegających prawu farmaceutycznemu. Wiele produktów, obecnie sklasyfikowanych i sprzedawanych jako suplementy diety, trzeba będzie zarejestrować, aby móc je nadal sprzedawać. Oczywiście chodzi o zupełnie inną rejestrację (każdy oficjalnie sprzedawany suplement był już zarejestrowany) i tu jest kruczek. Procedura rejestracyjna jest niezwykle skomplikowana i droga, a wymagania dotyczące jakości produktu bardzo wysokie — takie jak w przypadku farmaceutyków, czyli syntetycznych związków o działaniu ubocznym. Ziołowe i witaminowe suplementy diety muszą teraz spełniać wymogi analiz bezpieczeństwa wykorzystywanych dotychczas dla substancji toksycznych. Większość firm nie będzie stać na kosztowne badania i rejestrację swoich produktów. Jak napisał Jeremy Laurance w brytyjskim dzienniku „The Independent”, dyrektywa THMPD oznacza, że „tysiące pacjentów, którzy są w trakcie kuracji ziołowych, staną przed faktem odmowy dostępu do nich”1.
Z wielu tysięcy produktów tylko dwustu udało się przejść te skomplikowane regulacje. Zwycięzcami są głównie produkty pochodzące z wyciągów alkoholowych pojedynczych ziół, które są wspólne dla europejskich fitofarmaceutycznych tradycji. Głównymi przegranymi są produkty związane ze znanymi od tysięcy lat holistycznymi systemami opieki zdrowotnej2. Choć z chrześcijańskiego punktu widzenia można mieć wiele zastrzeżeń do filozofii, która przenika niektóre obszary naturalnej medycyny3, to należy pamiętać, że rozporządzenie unijne nie dotyczy technik terapeutycznych, lecz roślinnych tradycji medycznych, czyli rozsianej po całym globie Bożej apteki. Ofiarą regulacji UE padły zresztą nie tylko zioła, ale też inne kategorie produktów, bowiem gdy poszczególne składniki ziołowe (choćby jeden) są uznane za lecznicze (czyli wymagające nowych procedur rejestracyjnych), wtedy cały produkt staje się nielegalny i nie może być nadal sprzedawany jako suplement żywności. Przepisy Kodeksu wykluczają zatem nowe innowacyjne mieszanki, które mogą powstawać przy wsparciu rozwijającej się nauki.
Regulacje unijne dotyczą też tzw. oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych. Zakazują umieszczania informacji o działaniu leczniczym na produktach ziołowych i suplementach diety, ograniczając możliwość świadomego wyboru, zakazują stosowania wielu form minerałów, np. najlepiej przyswajalnych form chelatów aminokwasowych oraz wszystkich form srebra i wanadu, ograniczają maksymalne dawki witamin i minerałów w suplementach diety do poziomów często bezwartościowych dla utrzymania dobrego zdrowia.
Produkty ziołowe nie znikły jeszcze ze sklepów. To zajmie trochę czasu, bowiem organy odpowiedzialne w krajach UE za wprowadzanie dyrektyw KŻ będą musiały dokonać spisu takich preparatów. Niektóre państwa, jak Wielka Brytania, aby zmniejszyć ryzyko publicznego oburzenia, pozwoliły na sprzedaż niektórych produktów uznanych za niezarejestrowane ziołowe leki jeszcze przez dwa, trzy najbliższe lata.

Protesty

Prawdą jest, że przepisy dotyczące suplementów diety i wszelkich odżywek nie są doskonałe i wymagają poprawek. Ale nowa dyrektywa nie uzdrawia sytuacji. Według organizacji broniących praw człowieka, w tym prawa do wyboru metod leczenia, a także części polityków nowe przepisy służą nie tyle ochronie obywateli, co interesów przemysłu farmaceutycznego. Tak właśnie ocenił to brytyjski europoseł Daniel Hannan, który stwierdził, że „jeśli widzimy z pozoru szaloną dyrektywę Brukseli, oznacza to, że ktoś gdzieś na niej zyskał”. Podczas głosowania w Parlamencie Europejskim w sprawie europejskich regulacji dotyczących leków ziołowych mówił: „Nie mam pojęcia, jaka jest skuteczność tych leków, moja żona im ufa, ja jestem bardziej sceptyczny, ale jak mądrze mówi król Salomon, lepiej mieć miskę gorzkiego zioła w domu, gdzie jest miłość, niż tłustego wołu z nienawiścią. Rzadko można przysłowie o ziołach zastosować tak trafnie, jak w tym przypadku. Czy są one pomocne, czy bezużyteczne, nie wiem, ale nie są szkodliwe, dlaczego więc Unia Europejska kryminalizuje działalność niewinnie realizowaną przez 20 milionów Europejczyków? Odpowiedź: to lobbing niektórych wielkich korporacji farmaceutycznych, które dostrzegły możliwość usunięcia z biznesu »małych zielarzy«”. Hannan podkreślił, że koncerny nigdy nie zyskałyby tych regulacji od krajowych parlamentów, a ograniczenia dotyczące suplementów ziołowych i witaminowo-mineralnych nazwał jednym z większych skandali wśród rozporządzeń europejskich.
Tylko w Polsce rynek suplementów diety jest wart dwa miliardy złotych.
Naukowcy krytykujący regulacje Kodeksu, jak dr Robert Verkerk, szef naukowy i wykonawczy międzynarodowej organizacji Alliance for Natural Health (ANH), podkreślają, że Komisja Kodeksu dobiera nieadekwatne kryteria i metody naukowe dla uzasadnienia swych przepisów. ANH wydała petycję w obronie leków ziołowych „Stop THMPD”, w której wezwała Komisję Europejską do wstrzymania dyrektywy ograniczającej „prawo każdego obywatela Unii Europejskiej do swoich własnych decyzji dotyczących zarządzania własnym zdrowiem. Wykracza ona bardzo daleko poza zasady kontrolowania produktów niebezpiecznych dla zdrowia i narzuca przymus stosowania ograniczonych metod lecznictwa. Publiczny dostęp do produktów ziołowych, które tradycyjnie były ogólnodostępne, powinien pozostać nieograniczony”. Protestujący podkreślają, że potrzebny jest bardziej racjonalny system regulacji. European Benefyt Foundation od ponad roku opracowuje taki system. Projekt jest niemal gotowy, teraz potrzebne jest poparcie Parlamentu Europejskiego dla alternatywnego systemu. ANH razem ze znaną organizacją Avaaz4 zbierają podpisy pod petycją skierowaną do Komisji Europejskiej i rządów UE, w której wzywają „rządy naszych krajów do odmowy wypełniania postanowień niniejszej dyrektywy do czasu jej zmiany. Mamy prawo do wyboru spośród wszelakich preparatów i leków, które mogą utrzymać nas i nasze rodziny w zdrowiu”. W ciągu zaledwie tygodnia Avaaz zebrała 600 tys. podpisów, ale potrzeba ich milion5.
Profesjonalny zespół złożony m.in. z prawników i naukowców, któremu przewodniczy dr Verkerk, przygotowuje się do rewizji sądowej dyrektywy THMPD. „Wytrwale pracujemy z zainteresowanymi stronami w całej Europie, by wnieść sprawę, i jesteśmy prawie gotowi, aby to zrobić napisał Verkerk. Jednak ze względu na złożoność sprawy zajęło to dłużej, niż planowano. (...) Robimy wraz z naszymi prawnikami europejskimi, co w naszej mocy, by wyjaśnić jedną z największych niesprawiedliwości niszczącej medycynę naturalną”.
Verkerk widzi jeszcze jedno zagrożenie: „Tysiące ludzi w Europie opierają się na zielarstwie, by polepszyć sobie jakość życia. Nie zażywają ziół, ponieważ są chorzy, ale dlatego, żeby utrzymać zdrowie. Jeśli specyfiki te będą wycofane z rynku, ludzie ci spróbują znaleźć je gdzie indziej, na przykład poprzez internet, gdzie istnieje prawdziwe ryzyko zakupu produktów niskiej jakości, które mogą być nieskuteczne lub sfałszowane”.
Politycy unijni i nasze rządy stoją przed dużym testem. Oby nie sprawdziły się słowa Salomona: „Nie mów przed głupim, gdyż wzgardzi twoimi mądrymi słowami”6.         
Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 „The Independent”, 30.12.2010. 2 Z rynku UE znikną zioła stosowane w medycynie chińskiej, tybetańskiej, amazońskiej czy południowoafrykańskiej — silne odżywczo specyfiki mające działanie profilaktyczne i wspomagające leczenie czy rekonwalescencję. Na przykład stosowany w medycynie chińskiej żeń-szeń zawiera prawie dwieście substancji, m.in. glikozydy saponinowe, które pomagają zaopatrywać narządy w tlen, powodują wzrost odporności na infekcje bakteryjne i wirusowe, przyspieszają rekonwalescencję. Żeń-szeń usprawnia krążenie, działa przeciwzakrzepowo, reguluje poziom cukru we krwi i obniża poziom cholesterolu. Z kolei z medycyną ludową Peru związana jest maca [czyt. maka] bogata w niezbędne aminokwasy, sterole, fitohormony, witaminy:
A, B
1, B2, B6, C, E, sole mineralne: wapń, żelazo, miedź, cynk, mangan, potas, sód, jodki, kwasy tłuszczowe, glukozynolaty, leukoantocyjaniany, saponiny, tanniny. Szczególnie przydatna jest w stanach wycieńczenia i niedożywienia organizmu, w czasie rekonwalescencji. Wykorzystuje się ją w leczeniu zespołu przewlekłego zmęczenia i zaburzeń hormonalnych. 3 Oprócz potwierdzonych naukowo terapii dietą i suplementacją witaminowo-ziołową niektórzy naturoterapeuci wykorzystują ezoteryczne metody leczenia i diagnozowania, np. bioenergoterapię, homeopatię, irydologię, refleksjologię. 4 Avaaz [avaaz — ‘hałas’, ‘głos’] jest międzynarodowym ruchem obywatelskim promującym prawa człowieka i ochronę środowiska. Działa głównie metodą petycji kierowanych do przywódców politycznych, które umieszcza na stronie internetowej www.avaaz.org. Każdy użytkownik internetu może się pod nimi podpisać, popierając jednocześnie proponowane rozwiązanie problematycznej sytuacji. W szczególnych przypadkach podejmuje się dodatkowe kroki masowe pisanie listów lub dzwonienie do konkretnego urzędu. Jedna z najbardziej spektakularnych akcji miała miejsce w Brazylii. W przeciągu dwóch dni brazylijscy członkowie Avaazu wykonali ponad 14 tys. telefonów i wysłali 30 tys. e-maili do urzędu prezydenta Luli. W 11 godzin udało się powstrzymać ustawę, która przekazałaby znaczną część lasów deszczowych Amazonii do eksploatacji przez agrobiznes. Wokół serwisu Avaaz tworzy się coraz większa społeczność internetowa. W ciągu roku do organizacji przyłączyły się ponad trzy miliony osób. 5 Petycję można podpisać na stronie: http://www.avaaz.org/en/eu_herbal_medicine
_ban/?vl; petycja z polskim tłumaczeniem: http://www.stop-thmpd.pl.
6 Prz 23,9.
ZNAKI CZASU Nr. 6/II CZERWIC 2011r. Można zamawiać www.sklep.znakiczasu.pl tel.223319800
ul. Foksal 8 
00-366 WARSZAWA


ZAMIESZANIE Z IMIENIEM BOŻYM


Jednym z powodów datowania Ksiąg Mojżeszowych na późniejsze wieki było założenie, że często występujące w nich imię Boże nie było znane przed połową IX wieku p.n.e. Odkrycie Steli Meszy zachwiało tym argumentem. Występuje na niej tetragram JHWH zapisany tak jak w Starym Testamencie. Jak go wymawiać?
W 1868 roku protestancki misjonarz Frederick A. Klein (1827-1903) odkrył słynną
Stelę Meszy1. Król Mesza postawił ją w Dibonie, na terenie obecnej Jordanii. Beduini zażądali dużej sumy za ten czarny kamień, gdyż uważali, że posiada magiczne właściwości. Misjonarz wykonał szkic monumentu i wrócił do Jerozolimy, aby zebrać środki na jego zakup.

Stela Meszy

O odkryciu dowiedział się francuski uczony Charles Clermont-Ganneau (1846-1923), który po kryjomu wysłał zaufanego młodzieńca, aby skopiował dla niego parę linijek tekstu ze Steli Meszy. Zaintrygowany jego treścią posłał tam trzech ludzi z misją zrobienia papier-mâché2 całego napisu. Dwaj pilnowali koni, a jeden przyłożył wilgotny papier do inskrypcji. Wtedy nakryli ich mieszkańcy Dibonu. Podejrzewając, że chcą wykraść magiczne właściwości kamienia, zagrozili im śmiercią. Jeden zdołał zedrzeć jeszcze wilgotny odcisk i schować za pazuchę. Uciekli przed pościgiem, ledwie uchodząc z życiem3.
Francuski archeolog zabrał tę poszarpaną papierową kopię do ojczyzny, aby ją poskładać i odczytać. Wtedy stwierdził, że napis opowiada o tym samym, co Biblia w słowach: „Mesza, król Moabu, był hodowcą trzód i dostarczał królowi izraelskiemu sto tysięcy owiec i wełnę ze stu tysięcy baranów, lecz po śmierci Achaba król Moabu zbuntował się przeciwko królowi izraelskiemu”4.
Moabici tworzyli królestwo po wschodniej stronie Jordanu. Izraelici przegrali z nimi wojnę w czasach sędziów i podlegali im przez 18 lat, aż sędzia Ehud zabił ich króla i pokonał Moabitów5. Następnie Dawid (1010-970) podbił ich teren i pobierał od Moabitów daninę6. Podobnie czynili kolejni władcy izraelscy aż do Achaba (874-853).
Król Mesza zbuntował się przeciwko Izraelowi po śmierci Achaba, którego syn Jehoram (852-841) połączył siły z królami Judy i Edomu, aby pobić Moabitów7. W obliczu bliskiej przegranej król Mesza złożył w ofierze Kemoszowi swego pierworodnego syna, co z jakichś względów, być może duchowych8, skłoniło koalicję do odwrotu9. W rezultacie umocnił swoją pozycję i odbił część ziem okupowanych przez Izraelitów. Upamiętnił to, stawiając w połowie IX wieku p.n.e. monument w stolicy kraju z napisem, który potwierdza biblijną relację o tych wydarzeniach10.
Francuski rząd wyłożył środki na zakup tak cennego zabytku, ale kiedy Clermont-Ganneau dotarł do Dibonu, już go tam nie było. Niemiecki konsul za namową Kleina postanowił zakupić stelę, prosząc o pośrednictwo rząd turecki. Rozeźlił tym Beduinów, którzy postanowili zniszczyć kamień, aby nie dostał się w ręce nielubianych przez nich Turków. Wrzucili go do ogniska, rozgrzali, po czym polali zimną wodą, aby popękał. Wtedy rozbili go na wiele kawałków, które umieścili w domach lub w spichlerzach na zboże, wierząc, że „magiczny” kamień pomnoży ich dobytek.
Clermon-Ganneau, niezrażony przeciwnościami, przez wiele lat skupował od Beduinów fragmenty Steli Meszy. Wykupił 57 kawałków, które składają się na dwie trzecie monumentu. Dzięki swej papierowej kopii zrekonstruował całość, którą można oglądać w Luwrze. Inskrypcja na Steli Meszy liczy 34 linijki. Tekst zapisano przy pomocy alfabetu starohebrajskiego. Jego literacka forma przypomina narracje z Ksiąg Królewskich, co poświadcza ich dawne pochodzenie.
Mesza podał, że Izrael okupował Moab przez 40 lat. W 12. wersecie występuje imię Dawida, który podbił ziemie Moabitów. W 31. wersecie, który nie jest do końca czytelny, zapisano prawdopodobnie słowa „Dom Dawida” (hebr. Bet Dawid)11. Występuje tu podobny zwrot jak na słynnej Steli z Tel Dan z IX wieku p.n.e., która wymienia dynastię Dawida12.
Król Dawid nie jest jedyną biblijną postacią, która znalazła pozabiblijne potwierdzenie na Steli Moabickiej. Napis wymienia także imię boga Kemosza, króla Omriego oraz autora tej inskrypcji — Meszę13. Wymienia też kilkanaście nazw geograficznych znanych z Biblii, w tym królestwo Moabu i Izrael, którego nazwa jest zapisana identycznie jak w Starym Testamencie. Niezwykle ciekawa jest wzmianka o biblijnym plemieniu Gad. Czytamy, że mężowie tego plemienia od wieków mieszkali po wschodniej stronie Jordanu w okolicach Atarot14. Król Mesza potwierdził tym samym biblijną relację o rozmieszczeniu plemion izraelskich po ich wejściu do Kanaanu15.
Miasto Atarot wymienione przez Meszę jest oddalone o 200 km od Dan oraz o niecałe 100 km od Samarii, stolicy Izraela16. Potwierdza to biblijną relację o rozległej i dobrze zorganizowanej monarchii, gdyż utrzymanie takiego dużego państwa przez dziesiątki lat byłoby niemożliwe bez centralnej administracji oraz silnej armii. Jej istnienie w Izraelu potwierdził w 853 roku p.n.e. asyryjski król Salmanasar III na Steli z Kurh.
Wzmianka na Steli Meszy o dominacji izraelskiej na tak dużym terytorium już od czasów Dawida oznacza podzwonne dla mrzonek liberalnych biblistów, określanych mianem minimalistów, którzy od lat bagatelizują historyczność tekstu biblijnego, sugerując między innymi, że Dawid i Salomon byli jedynie wodzami plemiennymi, a nie władcami dużego państwa.
Mesza podał, że najechał miasto Nebo i całkowicie wymordował tych, których „poświęcił” Kemoszowi. Użył tego samego słowa (hebr. herem), które w Biblii oznaczało całkowite wyniszczenie wroga wraz z jego dobytkiem, tak jak w nakazie zniszczenia Jerycha czy też Amalekitów w czasach Saula, co poświadcza stosowanie takiej klątwy17.
Moabici zabili w Nebo siedem tysięcy Izraelitów18. Liczba ta jest niezwykle ważna, gdyż w jej świetle populacja izraelska w IX wieku p.n.e. musiała być wielokrotnie wyższa niż to szacują archeolodzy. Na bazie swoich ubogich danych zakładają, że największe izraelskie miasta liczyły wtedy zaledwie dwa, trzy tysiące mieszkańców. Skoro jednak w niedużej miejscowości położonej na wschodnich rubieżach państwa, takiej jak Nebo, przebywało aż siedem tysięcy Izraelitów, nawet wliczając w to mieszkańców okolicznych osad, to znaczy, że miasta w głębi Izraela były jeszcze liczniejsze.
Nam może wydawać się, że siedem tysięcy mieszkańców to nic godnego uwagi, ale weźmy pod uwagę, że w stołecznym Gnieźnie i okolicach w XI wieku n.e. mieszkało zaledwie około czterech tysięcy ludzi. Oznacza to, że Izrael w IX wieku p.n.e. był większym narodem niż piastowska Polska! Dane ze Steli Meszy świadczą, że Izrael miał wielokrotnie wyższą populację, niż uważają archeolodzy, którzy lekceważą źródła pisane.
Największą sensację wzbudził na Steli Meszy 18. werset, gdyż występuje tam imię Boga Jahwe! Moabici zapisali je tak samo jak w hebrajskiej Biblii, przy pomocy czterech liter JHWH. Oczywiście skoro już w połowie IX wieku p.n.e. sąsiednie narody, takie jak Moabici, znały imię izraelskiego Boga, to znaczy, że Izraelici musieli być od dawna wyznawcami Jahwe.

Jahwe czy Jehowa?

Niektóre starożytne ludy nazywały Boga tytułami El (Eljon) lub Adon (Aton19). Występują one w Biblii między innymi jako Elohim i Adonaj. Hebrajczycy znali dodatkowo imię Boże, jakie Bóg objawił tym, którzy byli z Nim w przymierzu20.
Imię Boże zapisywano czterema spółgłoskami JHWH, które nazywamy tetragramem, co z greckiego znaczy „cztery litery”. Imię to może pochodzić od czasownika „być”, „istnieć” (hebr. hajah) i oznacza Wiekuistego, który był, jest i będzie. Kryje ono w sobie niewyobrażalną głębię Bożej natury.
Napis na Steli Meszy wykonano alfabetem starohebrajskim. Jego litery nie pochodzą z pisma aramejskiego, tak jak hebrajskie litery używane po niewoli babilońskiej, lecz z pisma protokananejskiego. W tym piśmie stworzono alfabet z obrazków, dlatego każda litera pierwotnie coś wyobrażała. Co litery JHWH mogą same w sobie powiedzieć nam o Bogu?
Litera „J” (hebr. jod) pochodzi od rysunku ramienia z wyciągniętą dłonią, aby coś podać, wskazać czy pobłogosławić, a zatem kojarzy się z mocą i autorytetem, w przeciwieństwie do litery „K”, która obrazuje otwartą dłoń, aby brać lub prosić. W piśmie hebrajskim „J” jest dziesiątą literą alfabetu i oznacza liczbę „10”, być może dlatego, że ręce mają dziesięć palców.
Z kolei litera „H” (hebr. he) wyobrażała człowieka z rękami podniesionymi w akcie modlitwy. Oznaczała modlitwę lub tchnienie, dlatego jej brzmienie przypomina oddech, westchnienie lub zawołanie „hej”21. Z czasem rysunek uproszczono do samych wzniesionych ramion i obrócono o 90 stopni, stąd nasza litera „E”.
Litera „W”, podobnie jak nasze „F”, „U” oraz „V”, wyobraża zarówno część pala zakończonego dwoma ramionami, na którym wspierała się konstrukcja namiotu, jak i ćwiek, który wbijano w ziemię, aby zakotwiczyć namiot.
Tak więc gdyby pokusić się o obrazkowe znaczenie liter JHWH, to mielibyśmy potężną rękę podtrzymującą życie, gdyż po „J” następują litery „HWH”, które znaczą „żyć”, „istnieć” (hebr. hawah). Obrazki, które dały początek literom występującym w imieniu Bożym, przedstawiają Dawcę Życia, od którego pochodzi życiodajne tchnienie i ku któremu kierujemy nasze westchnienia i modlitwy, aby otrzymać wsparcie oraz zakotwiczenie dla naszego „namiotu”. W JHWH można też dojrzeć ręce przybite ćwiekiem do rozdwojonego pala, a więc Dawcę Życia przybitego, aby nas zbawić.
Imię Boże występuje w Starym Testamencie blisko siedem tysięcy razy, a mimo to nie wiadomo, jak je wymawiano. Stało się tak, gdyż Żydzi dla legalistycznie pojmowanej czci przestali wymawiać je na głos. Mojżesz nakazał: „Imienia bogów obcych nie wspominajcie, by nikt nie słyszał ich z ust waszych”22, a tymczasem Izraelici przestali wymawiać imię swojego Boga, z wyjątkiem arcykapłana w Dniu Pojednania23.
Zakaz ten wprowadzili zapewne faryzeusze, gdyż wcześniej imię Boże wymawiano. Wypowiadali je pierwsi ludzie24. Abraham głośno „wzywał imienia Bożego”, nie widząc w tym niczego zdrożnego25, podobnie jak później Mojżesz czy Dawid. Pan Jezus uczył modlić się słowami: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje”26.
Jezus w kazaniu z Góry Błogosławienia wskazał na legalizm ówczesnych rabinów, którzy położyli taki akcent na literę prawa, że wypaczyli jego sens. W tym przypadku przekręcili znaczenie przykazania, które zabrania wzywać imienia Bożego nadaremnie, odnosząc karę za przeklinanie Boga do wypowiadania na głos Jego imienia!27. W rezultacie doszło do tego, jak podał żydowski uczony Filon z Aleksandrii, że wezwać imię Boga na głos było większym grzechem, aniżeli Go przekląć!28.
Józef Flawiusz, żydowski kapłan i faryzeusz29, znał brzmienie imienia Bożego30, ale wierny faryzejskim zakazom nie ujawnił jego brzmienia31. Żydzi, ilekroć napotykają w Biblii imię Boże, wymawiają je jako „Pan” (hebr. Adonaj) lub jako „To Imię” (hebr. HaSzem). W rezultacie sami nie wiedzą, jak ono brzmi. Stało się tak, jak powiedział Bóg: „Poszło w niepamięć moje imię u mojego ludu”!32.
Hebrajskie pismo zawiera tylko spółgłoski. Samogłosek trzeba się domyślić. Nie znając ich, nie można mieć pewności, jak czytać dane słowo. Dlatego około VII wieku n.e. żydowscy gramatycy zwani masoretami dodali do hebrajskiego pisma znaki samogłoskowe, aby ułatwić jego lekturę. Do tetragramu przypisali samogłoski występujące w słowie „Adonaj”. Nie wiemy jednak, czy uczynili tak, ponieważ Żydzi zastępowali JHWH słowem „Adonaj”, czy dlatego, że te same samogłoski występowały w imieniu Bożym. Tetragram z tymi samogłoskami brzmiałby Jehowah.
Niektórzy uważają, że JHWH wymawiano Jehowa, argumentując to między innymi hebrajskim brzmieniem imienia Jezus, czyli Jehoszua, które znaczy „Jeh jest zbawieniem”. Józef Flawiusz, opisując wygląd arcykapłana w Dniu Pojednania, napisał, że na głowie nosił diadem z wyciśniętymi „czterema samogłoskami” imienia Bożego33. Pisząc o samogłoskach, nie popełnił jednak błędu, mimo że w piśmie hebrajskim zapisywano tylko spółgłoski.
Wszystkie litery w tetragramie to tak zwane „matki czytania” (łac. matres lectionis)34. Sygnalizowały one obecność długich samogłosek lub służyły jako ich ekwiwalent. Według żydowskiego uczonego Judy Halewiego (1085-1138) literę „J” wymawiano podobnie, jak my to czynimy, „W” jak „o” oraz „u”, a litera „H” miała dźwięk zbliżony do tego między „a” oraz „e”, z tym że na końcu słowa „H” wymawiano jak „a”35. W całości JHWH mogło więc brzmieć: Jehoa lub Jehowa.
Samarytanie wymawiają imię Boże na głos, co potwierdza, że żydowska praktyka niewymawiania go jest późna i sięga zapewne czasów faryzeuszy. Samarytanie wymawiają je Jahwe lub Jahwa. Obecnie większość biblistów uważa, że tetragram wymawiano Jahwe. Argumentują to brzmieniem okrzyku radości Hallelujah z Księgi Psalmów, który oznacza „Chwalcie Jah”, a także tym, że chrześcijańscy pisarze greccy zapisali imię Boże jako Jave, Jao, Jaoue, Jaue36. Trzeba jednak pamiętać, że jest to tylko transliteracja, w dodatku z okresu, kiedy niewielu wiedziało, jak imię Boże wymawiać, a ci, którzy wiedzieli, trzymali to w tajemnicy, jak w przypadku Józefa Flawiusza36.
*   *   *
Zapis na Steli Meszy potwierdza biblijny przekaz w wielu punktach, w tym historyczność króla Dawida oraz kult Boga Jahwe w Izraelu u zarania monarchii izraelskiej. Nie jest to jedyne pozabiblijne użycie tego imienia. Tetragram występuje także na egipskim monumencie z około 1400 roku p.n.e., o czym napiszę za miesiąc.   
Alfred J. Pala
ZNAKI CZASU Nr. 6/II czerwiec 2011  Można zamówić www.sklep.znakiczasu.pl tel.223319800

czwartek, 9 czerwca 2011

EFEKT HIPNOZY


Ewa ma energiczne ruchy i konkretny sposób formułowania zdań. Mówiąc o swych przeżyciach, w zasadzie nie skupia się na ich emocjonalnej stronie. Najważniejsze są fakty. Za to ja czuję się tak, jakbym słuchała mrocznych opowieści z prozy Edgara Allana Poe. Chwilami mam ciarki na plecach...
Od zawsze chciałam mieć kontakt z Bogiem. Dotknąć, poczuć Go! Tego szukałam. Kiedyś,
jeszcze w szkole średniej, kupiłam w kiosku „Znaki Czasu”. Porządnie zaangażowałam się w czytanie i namnożyło mi się wiele pytań związanych z wiarą. Gdy przyniosłam to czasopismo znajomemu księdzu, ten stwierdził, że nie jest katolickie i odradził mi je. Tak też zrobiłam. Jednak po jakimś czasie od spotkanego na ulicy sprzedawcy kupiłam książki o Apokalipsie i Księdze Daniela. Bardzo mnie ten temat interesował. Jednocześnie szukałam w katolickiej bibliotece książek o podobnej tematyce, ale nie znalazłam. Za to trafiłam na pozycje o duszy, duchach i rodzajach czyśćca. Chodziłam też na przykościelne spotkania poruszające te zagadnienia. Chociaż uważnie przeczytałam zakupione książki, nie zrozumiałam ich. Ponadto ich treść „gryzła” mi się z tym, co mówił ksiądz, dlatego je odrzuciłam. Opowieści o wędrujących w zaświatach duszach były zdecydowanie łatwiejsze.

Mielizna pełna klątw

Podjęłam pracę w drukarni. Był tam duży wybór gazet. W wolnych chwilach czytałam niektóre z nich. Najbardziej wciągnęło mnie czasopismo „Wróżka”. Ciekawe artykuły o hipnozie, wróżbach i rzucaniu zaklęć na inne osoby — to było to! Dlaczego? Bo nie pasowało mi takie zwyczajne życie. Szukałam czegoś głębszego i ekscytującego. I znalazłam. Niestety, nie uduchowioną głębię, lecz jak się później okazało — mieliznę pełną klątw.
Po kilku latach takiego dokształcania spotkałam pewnego człowieka. Był ordynatorem kliniki psychiatrycznej w Kijowie. Przyjechał do mojego miasteczka w roku 1991, aby prowadzić seanse hipnozy, która miała mieć wyjątkowo uzdrawiające działanie. Odbywały się w miejscowym klubie „Oaza”. Pół miasta się na nie zleciało, w tym ja! Koleżanka z pracy była tłumaczem owego lekarza, dlatego znalazłam do niego bliższy dostęp. Ten zaś natychmiast zauważył, że jestem dobrym medium. Bardzo mi to pochlebiało. Miałam świetny ubaw i wreszcie czułam, że jestem kimś szczególnym, gdy on na oczach całej sali wprowadzał mnie w hipnotyczny stan! Za pomocą samych myśli przekazywał mi rozkazy, a ja na nie pokazowo reagowałam. Zaoferował mi też kilka seansów indywidualnych. Po którymś z kolei doszło jednak do tego, że nie potrafił mnie wyprowadzić z transu — stwierdził więc, że wszystko jest w porządku, i zostawił mnie. Niby wstałam, chodziłam, ale nie mogłam myśleć samodzielnie. Czułam się obco. Jakby ktoś mój rozum odsunął na dalszy plan. To był straszny moment... Miałam tylko przebłyski, że mąż mnie prowadzi do domu. Prosiłam go: pomóż mi! Przeszło mi po kilkunastu godzinach i wielu filiżankach bardzo mocnej kawy. Ale wtedy jeszcze uważałam, że jest to lecznicze, dobre i chciałam nawet więcej! Przed odjazdem ukraiński psychiatra zostawił mi mnóstwo materiałów na temat autohipnozy. Studiowałam je pilnie i po krótkim czasie zaczęły się dziać w moim życiu całkiem paranormalne sytuacje.
Najpierw zdarzały mi się nocą jakby delikatne oddzielenia umysłu od ciała. Na przykład widziałam samą siebie z sufitu, leżącą w łóżku. I to nie był sen. Chciałam obudzić męża, ale byłam w stanie wydawać z siebie tylko ciche mruczenie. Następnie budził mnie nad ranem nagły wyrzut mego ciała w formie fikołka na środek pokoju, w stronę rozgrzanego piecyka. Byłam tak blisko, że dziwiłam się, iż nie parzy mnie. Przez okno widziałam, jak sąsiadka wybiera się do pracy. Znowu próbowałam obudzić męża, ale zupełnie nie miałam sił na mówienie.
Bałam się. Gdy zaszłam w ciążę, stany strachu i lęku nasiliły się tak bardzo, że traciłam przytomność. Podejrzewano u mnie padaczkę, ale badania wykluczyły ją. Pomiędzy kolejnymi pobytami w szpitalu, te rozdzielenia umysłu i ciała zaczęły pojawiać się w biały dzień. Pamiętam, jak leżałam na łóżku, nie mogłam się ruszyć, a mój pies lizał mnie po ręce. Albo nagle coś mnie unosiło w powietrze przy myciu podłogi. I tak wisiałam, zupełnie bezsilna. Czułam ogromny lęk przed tymi stanami. Skoro lekarze nie mogli mi pomóc, szukałam pomocy u różnych wróżbitów, różdżkarzy. Jeden z nich przy mnie zemdlał. Stwierdził, że jestem potężnym medium. Zaprosił mnie też na tzw. zlot czarownic w Świętokrzyskie, ale nie pojechałam ze względu na zaawansowaną ciążę.
Po porodzie owe dziwne zjawiska ustąpiły. Duży wpływ miał na to pewien chrześcijański ewangelista, który zaczął nas odwiedzać. Czytał Biblię i wyjaśniał, skąd te okropne rzeczy wzięły się w moim życiu. Stres i lęk minął. Choć wcześniej brałam silne leki, teraz mogłam funkcjonować bez nich. Sama zaczęłam studiować Biblię i zaufałam Jezusowi. I przez trzy lata był spokój. Jednak w domu pozostało wiele materiałów i książek na temat hipnozy i czarów. Nie widziałam powodów, aby się ich pozbywać.

W lwiej jamie

Czułam się na tyle dobrze, że zdecydowałam się na wyjazd do pracy za granicę. Zatrudnił mnie bankowiec, wyznawca Kościoła scjentologicznego. Miał piękny dom z basenem, żonę i dzieci. Byłam u niego dwa razy. Za pierwszym razem było bardzo dobrze. Sporo zarobiłam i zwiedziłam. Gdy przyjechałam do domu, bankowiec przybył za mną i namawiał, bym wróciła. Mąż się zgodził, więc ja też. Po kilku tygodniach pobytu w tym domu, zrozumiałam, że trafiłam w złe miejsce. Mój gospodarz czytał Pismo Święte, mówił o swym bliskim kontakcie z Jezusem, ale wygadywał też okropne rzeczy. Twierdził na przykład, że Bóg mu objawił, iż jestem przeznaczona dla niego... Tamtej nocy wrócił strach. Zabarykadowałam się w garażu. Zabrałam mu pistolet z biurka i czuwałam. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale on całymi następnymi nocami chodził pod drzwiami. Tak jakby wcale nie potrzebował snu. W dzień usiłowałam mu udowodnić z Biblii, że jego Jezus i biblijny Zbawiciel to dwie różne osoby. Scjentolog odgrażał się, że jego bóg ześle na mnie chorobę, by udowodnić swą moc. Płakał i krzyczał w szale, gdy powiedziałam, że muszę odejść.
Tak bardzo się modliłam o opiekę i myślę, że jej doświadczyłam. Nic złego mi się nie stało, poza jednym przypadkiem. W słoneczny dzień na plaży znów mnie coś porwało w powietrze i znieruchomiałam. Ale wzniosłam me myśli do Jezusa i zła moc przestała działać.
Jako dowód Bożej opieki traktuję też wprost szaleńczą ucieczkę z domu mego pracodawcy i to jego własnym samochodem. W ostatniej chwili przyjechałam na lotnisko i w ostatnim momencie wpadłam we właściwy korytarz, choć zupełnie nie wiedziałam, gdzie się kierować. W samolocie odzyskałam poczucie bezpieczeństwa i mocne przekonanie, że potrzebuję całe me życie poddać Jezusowi, bo tylko On może człowieka wyciągnąć ze wszystkich złych doświadczeń. Ale to nie był jeszcze koniec demonicznych ataków. Przeoczyłam bowiem pewną rzecz.

Demoniczne
manifestacje

Z powodu trudnych warunków mieszkaniowych wyprowadziliśmy się do teściów, do sąsiedniego miasta. Wracałam jednak do dawnego mieszkania, by tam prać. W łazience została pralka, a na półkach wszystkie moje książki. Pewnego wieczoru, gdy czekałam, aż skończy się pranie, sięgnęłam z nudów po książkę o objawieniach w Medjugorje. Czytam sobie w najlepsze, gdy nagle słyszę okropne walenie w drzwi wejściowe. Otworzyłam, ale nikogo nie było. Tak się powtórzyło ze trzy razy, z tym że hałas był coraz gorszy. Przerażona, ale wypełniona jakąś upartą determinacją, poszłam do sąsiadki i spytałam, czy to ona. Zaprzeczyła. Sprawdziłam drzwi na strych i do piwnicy — zamknięte. Wyjrzałam na podwórko. Świeży śnieg, bez żadnych śladów butów, ścielił się od schodów do drogi. Nocna cisza dookoła starej kamienicy aż dźwięczała mi w uszach. Roztrzęsiona wróciłam do lektury. Nagle pralka zaczęła wariować! Podskakiwała tak, że wypchnęło ją na środek łazienki, zagrodziła mi wejście i... stanęła w płomieniach! Prawie nieprzytomna ze strachu weszłam na wannę, przeskoczyłam dymiący automat i uciekłam do samochodu. Następnego dnia przyjechałam z mechanikiem. Ten stwierdził, że urządzenie jest sprawne i nie widzi w nim żadnego problemu. Po jego odjeździe, nie namyślając się wiele, z wściekłością zgarnęłam z półek wszystkie książki i gazety, które traktowały o magii, hipnozie czy czarach. Zatargałam je za dom i spaliłam co do jednej! Czułam, że tak powinnam już dawno zrobić. I od piętnastu lat mam spokój. Święty spokój! Dziś nie muszę już mieć niezwykłych doświadczeń, być czuć się dzieckiem Bożym. Kimś szczególnym.    
Wysłuchała Beata Frańczak
ZNAKI CZASU NR.6/II czerwiec 2011r. Można zamówić
 www.sklep.znakiczasu.pl
ul.Foksal 8/5
00-366 Warszawa







HIPNOZA - MEDYCYNA CZY OKULTYZM ?


Hipnotyzerzy przekonują, że terapia ta może nawet cofnąć pacjenta we wcześniejsze lata
życia, ba!, w poprzednie wcielenia, a także ujawnić i rozwinąć jego psychotroniczne zdolności: podróże astralne, wizualizację, kontakt z duchami, zdolność posługiwania się różdżką i wahadełkiem.
Hipnozy używa się też czasem dla rozrywki widowni na scenie. Doświadczeni hipnotyzerzy mogą sprawić, że człowiek zrobi w tym stanie rzeczy, których inaczej by nie uczynił. Do tego celu wybierają osoby szczególnie podatne. Statystycznie około 10 proc. ludzi jest bardzo łatwo zahipnotyzować, a 10 proc. bardzo trudno.

Korzenie hipnozy

Za ojca współczesnej hipnozy uchodzi francuski lekarz Franz Anton Mesmer (1734-1815), który wierzył, że jego ręce emanują magnetyczny fluid, przez co może wywierać wpływ na myśli i postępowanie pacjentów. Początkowo sądził, że źródłem tej mocy jest energia wyzwalana przez metalowe magnesy, których używał do tego celu, ale później z nich zrezygnował, ponieważ stwierdził, że owa moc nie pochodzi od nich, lecz skądinąd.
Stan, w jaki ludzie zapadali pod wpływem tej energii, początkowo nazywano mesmeryzmem, a później hipnozą — od Hypnosa, greckiego bożka snu. Jak dotąd nikt nie wie na pewno, jak działa hipnoza. Nie jest to sen, ponieważ badania mózgu przy pomocy elektroencefalografu pokazują podczas snu obecność innych fal niż w czasie hipnozy czy głębokiej medytacji.           
Ernest Hilgard w rezultacie 25-letnich badań opisanych w „Psychology Today” zauważył, że szczególnie podatni na hipnozę są ludzie zaangażowani w parapsychologię. Nie przypadkiem, gdyż odmienne stany świadomości mają korzenie w okultyzmie i są tam praktykowane od wieków. Kiedyś nazywano je zaklinaniem lub rzucaniem czaru, a więc spirytystycznymi praktykami, przed którymi Biblia przestrzega: „Niech nie znajdzie się u ciebie wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni”1.
Edgar Cayce, jeden z najbardziej znanych uzdrawiaczy-jasnowidzów, stawiał diagnozy i uzdrawiał podczas transu hipnotycznego. Sądził, że moc, która brała go w tym stanie w swoje posiadanie, pochodziła od Boga. W późniejszych latach zaczął domyślać się, że używa go szatan, ale było już za późno, aby się wyplątać z okultystycznej matni.
Kurt Koch, chrześcijański znawca okultyzmu, podaje w swoich książkach wiele przypadków, gdzie hipnoza służyła nawiązaniu kontaktu z demonicznymi istotami, także w przypadku osób, które zabawiały się hipnozą na scenie czy w domu. Słowo Boże przestrzega przed tym, zalecając, aby nasze umysły były czujne, co jest przeciwieństwem stanów, do jakich zalicza się hipnoza: „Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi”2.

Regresja

Hipnoza jest czasem stosowana, aby człowiek przypomniał sobie przeszłe wydarzenia, dlatego używa się jej w terapii zwanej regresją. Jednak wbrew temu popularnemu mniemaniu hipnoza nie zawsze poprawia wspomnienia, czasem je wręcz zniekształca. Badania dowiodły, że zahipnotyzowani potrafią zmyślać i kłamać. Co więcej, w tym stanie łatwo jest mieszać rzeczywistość z fantazją, dlatego hipnoza może wykoślawić pamięć o przeżytym doświadczeniu, a nawet zostać wykorzystana, aby zaszczepić fałszywą pamięć o wydarzeniach, które nie miały miejsca. A ponieważ zahipnotyzowany umysł może uznać za prawdziwe wydarzenia, których nigdy nie było, dlatego przejdzie nawet test z użyciem wykrywacza kłamstw. Przykładem mogą być uzyskane pod wpływem hipnozy niektóre relacje o porwaniach przez UFO oraz seksualnych czy rytualnych gwałtach w dzieciństwie.
Regresja jest techniką stosowaną w psychoterapii, aby cofnąć pacjenta w okres dzieciństwa i leczyć zranione wówczas emocje. Wśród znawców przedmiotu budzi ona kontrowersje co do skuteczności i wiarygodności, między innymi ze względu na syndrom fałszywej pamięci. Istnieje również zagrożenie duchowe, ponieważ niektórzy terapeuci próbują cofnąć pamięć pacjenta do jego rzekomych poprzednich wcieleń albo otworzyć go na „inne osobowości”, a tym samym na demoniczny wpływ.
W rezultacie demonicznej obecności ludzie mogą w tym stanie przemówić językami, których nigdy się nie uczyli lub ujawnić wiedzę, której nie posiadają, podobnie jak to się dzieje w czasie transkomunikacji, kiedy medium oddaje demonom kontrolę nad swoim umysłem. Pozwala to zobaczyć, skąd pochodzi niezwykła wiedza, jaka czasem manifestuje się w stanie hipnozy. Jej źródłem nie są poprzednie wcielenia człowieka, lecz demony.
Pearl L. Curran, gosposia domowa z St. Louis, poprzez udział w seansach spirytystycznych weszła w kontakt z duchem o imieniu Patience Worth, rzekomo osoby żyjącej kilka wieków wcześniej. W ciągu 20 lat Curran, która sama ukończyła tylko osiem klas, zapisała pismem automatycznym ponad pół miliona słów, jakie otrzymała od tego ducha, wiele z nich w formie poematów. Profesor C.H.S. Schiller z uniwersytetu londyńskiego, który przeanalizował ten materiał, stwierdził, że nie zawiera ani jednego angielskiego słowa, które powstało po roku 1600. Uznał to za filologiczny cud.
Jak wyjaśnić taki „cud”? Pearl Curran za sprawą spirytystycznych praktyk dostała się pod kontrolę demona, który wcześniej okupował kogoś żyjącego kilka wieków wcześniej, stąd perfekcyjna znajomość języka angielskiego używanego przed rokiem 1600.
Wielu terapeutów zachęca swoich zahipnotyzowanych pacjentów, aby przez wizualizację nawiązali kontakt z duchowym przewodnikiem, a demoniczne manifestacje u swoich pacjentów uznają za dowód na reinkarnację i poprzednie wcielenia. Raymond Moody, autor kilku bestsellerów, przyznał w swojej książce o regresji, że to właśnie tego rodzaju manifestacje wiedzy ze strony jego pacjentów skłoniły go do wiary w reinkarnację oraz do szukania kontaktu z duchami.
Nie przypadkiem Pismo Święte przestrzega przed odmiennymi stanami świadomości, a także przed zaklinaczami i nekromantami, którzy wprowadzają ludzi w odmienne stany świadomości albo kontaktują z duchami, gdyż za tymi duchami zawsze kryją się demony, nawet jeśli duchy podają się za świętych, proroków czy członków rodzin3.       
A.P.

1 Pwt 18,10-12. 2 1 Tes 5,6. 3 Zob. Pwt 18,10-12.
ZNAKI CZASU NR.6/II czerwiec 20011r. można zamówić www.znakiczasu.pl
ul. Foksal 8/5 
00-366 Warszawa

środa, 8 czerwca 2011

ZNAK

UFO należy do największych zagadek współczesności. Dziwne obiekty na niebie obserwowano już od tysięcy lat.
Starożytni kronikarze pisali na przykład o przelotach niezwykłych kul świetlnych.
W przeszłości zjawiska takie uznawano za manifestacje boskich sił i wzbudzały one powszechny lęk. Na wielu obrazach dawnych mistrzów można dostrzec świetlne dyski podobne do współcześnie zaobserwowanych UFO. Tajemniczy dyskoidalny obiekt towarzyszył podobno wyprawie Kolumba w czasie, gdy odkrywał Amerykę. Niektórzy uważają, że gwiazda betlejemska też była tego typu zjawiskiem1.
Te niezwykłe obiekty o różnej wielkości mają najczęściej kształt okrągły, owalny lub cylindryczny. Rozwijają wielkie prędkości. Mogą gwałtownie przyspieszać lub zwalniać, nieruchomo zawisnąć w powietrzu lub nagle zmienić kierunek lotu. Poruszają się bezgłośnie, choć czasami zaobserwowano, że wydają słabe dźwięki. Bywa, że obracają się dookoła swej osi. Nocą świecą, a w dzień błyszczą. Emitowane przez nie światło zmienia barwę i natężenie. Wywołują efekty elektromagnetyczne, m.in. zakłócają łączność radiową, powodują wyłączanie się świateł i silników w pojazdach, wyładowanie się lub przegrzanie akumulatorów.

Próby wyjaśnienia
zjawiska UFO

Pomijając przypadki zwykłych oszustw, większość zaobserwowanych UFO umownie zalicza się do jednej z trzech grup:
  wytworów technologicznych pochodzenia ziemskiego (mogą to być: sztuczne satelity, rakiety, zużyte zbiorniki paliwa rakietowego, samoloty, balony meteorologiczne, sondy, laserowe dyskotekowe światła, sztuczne ognie itp.);
  obiektów i zjawisk naturalnych (mogą to być: Księżyc, Wenus, komety, meteory, tęcza, zorza polarna, pioruny kuliste, chmury, refleksy optyczne, klucze wędrownych ptaków, kule świecącej plazmy, wiry magnetyczne wywołujące efekt świecenia gazów, a nawet wytwory ludzkiej psychiki w formie urojeń, zbiorowej i indywidualnej halucynacji).
  obiektów pochodzenia pozaziemskiego.
Jedną z prób wyjaśnienia tego zjawiska jest teoria naprężeń tektonicznych, według której tarcie o siebie olbrzymich płyt tektonicznych wywołuje tzw. światła ziemi. Potężna energia skoncentrowana w rejonach sejsmicznie niestabilnych może się częściowo uwalniać, przybierając postać kul świetlnych. Istniałaby więc zależność między zjawiskiem UFO a budową geologiczną globu.
Inni uważają, że latające talerze są statkami powietrznymi nowego typu, zbudowanymi przez ludzi. Pionierami w pracach nad tajną bronią nowej generacji byli uczeni niemieccy, którzy w czasie drugiej wojny światowej pracowali nad skonstruowaniem tzw. latających dysków (projekt Fliegende Scheibe). Na krótko przed kapitulacją pozbyto się prototypów, a ich plany ukryto lub zniszczono.
Uczeni nazistowscy prowadzili również badania nad antygrawitacją i próbowali skonstruować silnik antygrawitacyjny. Taki silnik umożliwiłby dowolną regulację siły ciężkości, a obiektom latającym dałby zdolność do nieprawdopodobnie szybkiego startu, nagłego zatrzymywania się i natychmiastowej zmiany kierunku lotu czy nieruchomego zawisania w powietrzu. Laboratoria zajmujące się tymi eksperymentami znajdowały się także na zachodnich ziemiach dzisiejszej Polski. Zakłady badawcze zużywały ogromne ilości energii elektrycznej. Mogła ona służyć do doświadczeń z elektrograwitacją (program Die Glocke).
Wyniki testów oraz niektóre tajne urządzenia zostały po wojnie przejęte przez aliantów, podobnie jak część tych uczonych. Niewykluczone, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Rosji kontynuują badania nad antygrawitacją, wykorzystując dokumentację niemieckich inżynierów. NASA prowadziła na przykład prace nad tzw. osłoną antygrawitacyjną, która miała pozwolić na sztuczne zmniejszenie siły ciążenia startujących promów kosmicznych. Podobne badania na potrzeby wojska prowadzono w Wielkiej Brytanii pod kryptonimem Greenglow.
Kolejną próbą wyjaśnienia fenomenu UFO jest teoria czynnika pozaziemskiego. Twierdzi się, że UFO to obce pojazdy kosmiczne, prawdopodobnie bezzałogowe i zdalnie sterowane. Miałyby to być statki transportowe lub obserwacyjno-badawcze, wykonujące badania atmosfery, gleby, wód, pomiary telemetryczne itp., zanim Obcy „oficjalnie” wylądują na Ziemi. Na razie Obcy rzekomo unikają z nami bezpośredniego kontaktu, a jedynie rozpoznają teren. Może obowiązuje ich swoiste kosmiczne prawo nieingerencji — zakaz wywierania jakiegokolwiek wpływu na losy innych cywilizacji, tak by każda społeczność kosmiczna mogła wypracować sobie własną, niepowtarzalną drogę rozwoju. Czy kosmici są nam przychylni? Czy przybędą w pokoju, czy też mają wobec nas wrogie zamiary? Zwolennicy tej teorii nie są pewni, ale uważają, że potrzebujemy ich wiedzy, nowych technologii, materiałów, źródeł energii itd.
Amerykańscy astronauci Neil Armstrong i Buzz Aldrin twierdzą, że w czasie lądowania na Księżycu w roku 1969 widzieli UFO, ale wszelkie informacje o tym fakcie utajniono. Także były kosmonauta rosyjski Władimir Kowalienok wykonujący w latach 1977-1982 loty na stację „Salut 6” wielokrotnie obserwował nieznane obiekty latające. Do dziś nie wyjaśniono również sprawy tajemniczej potężnej eksplozji na Syberii w roku 1908, niedaleko rzeki Kamiennaja Tunguska. Jedna z hipotez łączy to wydarzenie ze zjawiskiem UFO.
Wielu uważa, że związek z UFO mają również tzw. kręgi zbożowe — skomplikowane figury (piktogramy), które nieznana siła wygniata w zbożu. Ich zdaniem może to być jakaś forma nawiązania z nami łączności, rodzaj przekazu od Obcych. Symetrię kręgu zbożowego można dostrzec jedynie z wysokości — koła i linie układają się w regularne wzory. Kłosy w kręgach są skręcone, ale nie połamane. Występują w nich zakłócenia pola magnetycznego, zwiększona radiacja, a urządzenia elektroniczne w ich obrębie odmawiają posłuszeństwa. Tajemnicze kręgi pojawiały się na polach całego świata od wieków. W średniowieczu ludzie nazywali je okręgami diabła.

Biblia o UFO

Co na temat tego niezwykłego i niepokojącego fenomenu mówi Biblia? Jezus, przepowiadając przyszłe losy naszej cywilizacji, zasygnalizował pewne ekstremalne wydarzenia i zjawiska, które poprzedzą Jego powrót na ziemię: „Moce niebios zostaną poruszone”2; „Ukażą się straszne zjawiska i niezwykłe znaki na niebie”3.
Biblia uczy, że nasza ziemska, materialna rzeczywistość jest dostępna dla potężnych sił i bytów, które są niezależnie od materii, czasu i przestrzeni i pozostają niedostępne naszemu ograniczonemu ludzkiemu poznaniu. W obrębie tego niewidzialnego świata funkcjonują istoty duchowe wyższego rzędu, zarówno dobre (aniołowie), jak i złe (demony). Biblia ostrzega: „Nie każdemu duchowi wierzcie”4. Mocy tych nie sposób rozpoznać ani ocenić bez przyjęcia Bożego objawienia. „Gdyż bój toczymy nie z krwią i ciałem [synonim ludzi — dop. red.], lecz z nadziemskimi władzami (...) ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór (...). Weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże”5.
Z nieznanych nam bliżej przyczyn ludzkość już u zarania swoich dziejów została wplątana w konflikt o skali kosmicznej. W tej wojnie światów jesteśmy kartą przetargową dla zwaśnionych stron. „Weselcie się niebiosa, i wy, którzy w nich mieszkacie. Lecz biada ziemi i morzu, gdyż zstąpił do was diabeł pałający wielkim gniewem, bo wie, że czasu ma niewiele”6. Biblia ujawnia, że zbuntowane siły rebelii zostaną ostatecznie pokonane przez kosmiczną koalicję sił dobra, a naszemu światu zostanie przywrócony jego pierwotny i doskonały stan.
Każdy człowiek musi dokonać wyboru, który zdecyduje o jego losie. Jeśli wybierze Bożą koncepcję ocalenia, opartą na fundamencie Jego objawionego Słowa, nie będzie się musiał bać przyszłości. ,,Do objawienia i do świadectwa! Jeśli nie będą mówić zgodnie z tym słowem, to nie ma dla nich jutrzenki”7.
Ludzkość nie może biernie oddać się do dyspozycji dowolnych ,,sił inwazyjnych” zainteresowanych opanowaniem naszej planety, licząc na to, że nadistoty wezmą na siebie odpowiedzialność za przyszłe losy naszej cywilizacji. Natchniony apostoł Paweł przestrzega nas przed łatwowiernym przyjmowaniem przekazów niezgodnych ze Słowem Bożym: „I jeśli znalazłby się ktoś — mniejsza o to, kto by to był: my sami czy jakiś anioł z nieba — kto głosiłby inną Ewangelię niż ta, którą myśmy wam głosili — niech będzie przeklęty”8.
Stojąc u progu „drugiego przyjścia” istot wyższych z kosmosu, sądzimy, że ich pojawienie się i ingerencja w nasze losy pomogą nam rozwiązać trudne problemy i osiągnąć wyższy poziom technologiczno-cywilizacyjny. Zbliżając się do przełomu dziejów, nękani coraz większymi zagrożeniami oraz widmem totalnego światowego kryzysu, zachowajmy najwyższą ostrożność w ocenie zewnętrznych sił wyższych, które coraz częściej próbują zamanifestować swoją obecność i chęć ingerowania w nasze losy.
Strzeżmy się dezinformacji. ,,W czasach ostatnich odejdą niektórzy od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i naukom demonicznym”9. Nie dajmy się zwieść licznym i kłamliwym cudom. ,,Powstaną [bowiem] fałszywi mesjasze i prorocy, czyniący wielkie znaki i cuda”10. Nawet ogień z nieba spuszczany będzie na oczach ludzi11. Nie ulegajmy taniej psychomanipulacji, zawodnym programom kontroli świadomości, fałszywym przekazom i systemom pozornych wartości. Niepokojącym zjawiskiem jest też dziś podatność ludzi na praktyki demoniczno-okultystyczne. Szerzy się moda na ,,nową świadomość religijną” i nowe, skażone gnozą ruchy pseudoreligijne, głoszące iluzoryczne oświecenie i wyzwolenie oraz mamiące ludzi ideą samodoskonalenia człowieka. Jednocześnie pomija się odwieczne wartości chrześcijańskie oparte na Słowie Boga. Czy aby za manifestacjami UFO nie kryje się próba utorowania sobie przez siły demoniczne drogi dla zapowiedzianego w Biblii antychrysta, który być może przybędzie „z niebios” i upodobni się do samego Chrystusa? Przecież szatan ma moc przybrać postać i chwałę nawet „anioła światłości”12, ale Jezus demaskuje go jako „ojca kłamstwa”13.
Tak naprawdę nie wiemy o UFO zbyt wiele, ale nawet najbardziej nieprawdopodobne może się kiedyś okazać możliwe!           
Henryk Burzywoda 
ZNAKI CZASU NR.6/II 2011r. można zamówić www.sklep.znakiczasu.pl

wtorek, 7 czerwca 2011

Od wieków echem rozbrzmiewa obietnica Zbawiciela: „Przyjdę znowu!”. Ledwie odszedł On do nieba, Jego wyznawcy zaczęli wyczekiwać Jego powtórnego przyjścia. Raz po raz tęsknym głosem powtarzali:
„On przychodzi!”.
Ale zawsze ich udziałem było rozczarowanie.
Będąc w Anglii, przyglądałem się tłumom podczas uroczystości koronacyjnej. Cały Lon-
dyn był przygotowany na to szczególne wydarzenie, a królewski splendor był niezrównany. Już dwadzieścia cztery godziny przed samą uroczystością tłumy zaczynały się gromadzić, by zająć najlepszy punkt obserwacyjny przy ulicy, którą miał się przemieszczać królewski orszak. Ludzie czekali tak na ulicy przez całą noc. Nie zważali na chłód i deszcz. Przecież mieli zobaczyć swoją królową.
Gdy nadszedł poranek, do tych, którzy czekali przez całą noc, dołączyły tłumy innych, wypełniając każde wolne miejsce. Czekali cierpliwie, a Big Ben tykał wysoko nad nimi. Czasami ożywione rozmowy były przerywane wieścią rozchodzącą się jak fala: „Nadjeżdża!”. Wtedy wszyscy wyciągali szyje i wytężali wzrok. Raz po raz przez tłum przechodził szmer: „Nadjeżdża!”. Ale raz po raz okazywało się, że to przedwczesna wieść.
Big Ben wybił południe, zanim koronacja dobiegła końca w katedrze westminsterskiej. Wreszcie w oddali rozległ się odgłos trąb i pełen dumy tłum z oczami pełnymi łez wzruszenia przekazał wiadomość: „Królowa nadjeżdża! Królowa nadjeżdża!”. Nigdy nie zapomnę, jak ten wielki tłum był pełen entuzjazmu na widok nadchodzącej nowo koronowanej władczyni. Elżbieta II została królową!
Od wieków echem rozbrzmiewa obietnica Zbawiciela: „Przyjdę znowu!”. Ledwie odszedł On do nieba, Jego wyznawcy zaczęli wyczekiwać Jego powtórnego przyjścia. Raz po raz tęsknym głosem powtarzali: „On przychodzi!”. Ale zawsze ich udziałem było rozczarowanie. Boży zegar nie wybił jeszcze kulminacyjnej godziny.

Kiedy to się stanie?

Uczniowie Jezusa jako pierwsi zadali pytanie: „Kiedy się to stanie?”. Jezus odpowiedział: „A o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec”1. Ale swoją odpowiedź uzupełnił takimi słowami: „Od figowego drzewa uczcie się podobieństwa: Gdy gałąź jego już mięknie i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, tuż u drzwi”2.
Nigdy nie było Bożym zamiarem zaskakiwanie kogokolwiek. Przez proroka Amosa Bóg powiedział: „Zaiste, nie czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawił swojego planu swoim sługom, prorokom”3. Wielka katastrofa w czasach Noego była poprzedzona działalnością patriarchy głoszącego ostrzeżenie. Misję Jezusa na ziemi poprzedziła działalność Jana Chrzciciela. Czy prorocy nie powinni przekazać ostrzeżenia przed powtórnym przyjściem Chrystusa?
Trudność nie polega na tym, że Pismo Święte milczy w kwestii czasu powtórnego przyjścia Chrystusa. Nie milczy. Trudność polega na tym, że ludzie nie są gotowi zaakceptować tego, co Pismo Święte mówi o przyszłości. Drugi rozdział Księgi Daniela zawiera proroctwo opisujące zarys historii świata podany na wieki przed wydarzeniami, których dotyczy. Proroctwo to obejmuje okres od czasów Daniela aż po powtórne przyjście Jezusa i ustanowienie Jego królestwa.
Niegdyś proroctwo to wyjaśniono cesarzowi Wilhelmowi w czasach, gdy był on u szczytu swego panowania. Gdy zaczął rozumieć sens proroctwa i to, co jego wypełnienie oznacza dla niego osobiście, zawołał: „Nie mogę tego zaakceptować! To jest sprzeczne z moimi planami!”.
Proroctwo to nie było też zgodne z planami starożytnego króla, któremu zostało po raz pierwszy wytłumaczone. Prześledźmy tę intrygującą historię!

Proroczy sen króla

Absolutny monarcha w złotym okresie swojego panowania pewnej nocy miał niepokojący sen. Wieczorem rozmyślał o swoim królestwie. Troski związane z panowaniem mocno go przytłaczały. Zastanawiał się, co przyniesie przyszłość. Czy jego królestwo legnie
w gruzach, jak te, które były przed nim?
Korzystając z tego, na co król nakierował swoje myśli, Bóg zesłał mu szczególny sen i sprawił, że po przebudzeniu król zapomniał treść tego snu. Rankiem na dworze zapanowało poruszenie. Król usiłował sobie przypomnieć sen. Jego doradcy nawet pod groźbą śmierci nie byli w stanie mu pomóc. Jednak w sytuacji bez wyjścia na scenę wkroczył mąż Boży, jeniec z podbitego kraju.
Król to Nebukadnesar. Czas — VI wiek p.n.e. Bohater chwili — prorok i mąż stanu Daniel.
„Ty, królu, miałeś widzenie: Oto olbrzymi posąg stał przed tobą. Głowa tego posągu była ze szczerego złota, jego pierś i jego ramiona ze srebra, jego brzuch i jego biodra z miedzi, jego golenie z żelaza, jego nogi po części z żelaza, po części z gliny”4.
Niezmiernie zdumiony Nebukadnesar, dumny monarcha potężnego imperium babilońskiego, patrzył na Daniela, nie mogąc powiedzieć słowa. Oto niepozorny sługa Boży z niezwykłą dokładnością podaje mu sen, który kilka godzin wcześniej mu się przyśnił, a którego nikomu nie mógł opowiedzieć, gdyż sam go nie pamiętał!
„Patrzyłeś, a wtem bez udziału rąk oderwał się od góry kamień, uderzył ten posąg w nogi z żelaza i gliny, i skruszył je. (...) Kamień zaś, który uderzył w posąg, stał się wielką górą i wypełnił całą ziemię”.
Dlaczego złoto przechodziło w srebro, a srebro w miedź? Co oznaczał wielki kamień, który spadł z góry i uderzył w stopy posągu, tak iż posąg upadł i rozsypał się w proch? Co oznacza ten kamień, który stał się wielką górą i napełnił całą ziemię? Czy Daniel to wyjaśni?
„Ty jesteś głową ze złota”. Sprytny polityk poprzestałby na tym. Ale Daniel kontynuował interpretowanie snu ściśle z tym, co zostało mu objawione przez Boga. „Ale po tobie powstanie inne królestwo”. To się królowi nie spodobało. Ale złoto musiało ustąpić przed srebrem — i to jeszcze za życia Daniela!
Słyszałeś zapewne o uczcie Belsazara, kiedy to król pił i bawił się ze swoimi dworzanami nocą, a perskie wojska Cyrusa wkroczyły do miasta i położyły kres istnieniu babilońskiej potęgi. Sojusz Medów i Persów, reprezentowany przez ramiona ze srebra, dominował przez dwieście lat. Jednak i ta potęga legła w gruzach. Proroctwo przepowiedziało „trzecie królestwo z miedzi, które opanuje całą ziemię”.
Kulminując swój podbój w słynnej bitwie pod Arbelą w 331 roku p.n.e., młody i ambitny Aleksander w ciągu pięciu lat osiągnął niespotykane wcześniej zdobycze terytorialne. W młodym wieku 25 lat był panem największego imperium w dziejach świata. Siedem lat później już nie żył! Tak szybko przemija ziemska chwała. Miedziane królestwo rozpadło się.
Daniel kontynuował: „Czwarte królestwo będzie mocne jak żelazo”. Rzym — żelazna potęga. To w czasach rzymskich żył i umarł Chrystus. To rzymscy żołnierze dokonali Jego ukrzyżowania. Rzymską pieczęć przyłożono na Jego grobie.
Cztery światowe imperia! Czy nie należałoby się spodziewać, że po czwartym powstanie piąte? Nie! Boża przepowiednia mówi: „A że widziałeś nogi i palce po części z gliny, a po części z żelaza, znaczy, że królestwo będzie rozdzielone”. Pojawia się tu coś nowego. Zmiana polega na tym, że teraz nie ma już jednego światowego imperium, ale odrębne, mniejsze twory polityczne. Czy tak rzeczywiście się stało?
W IV i V wieku n.e. rozpadło się zachodnie cesarstwo rzymskie, a na jego gruzach powstało kilka odrębnych królestw. Rzym, potężne imperium cezarów, rozpadł się wskutek najazdów barbarzyńców, a w jego miejsce powstały królestwa, które dzisiaj znamy jako Niemcy, Francję, Szwajcarię, Portugalię, Anglię, Hiszpanię i Włochy.
Czy człowiek zdany tylko na swoją mądrość może przepowiedzieć przyszłość z taką trafnością? Nie! Wypełniające się proroctwa biblijne są pieczęcią autentyczności Pisma Świętego jako Słowa Bożego.
„A że widziałeś żelazo zmieszane z gliniastą ziemią, znaczy: zmieszają się z sobą, lecz jeden nie będzie się trzymał drugiego, tak jak żelazo nie może się zmieszać z gliną”. Narody Europy nie będą się trzymać siebie nawzajem! Te słowa są barierą, o którą rozbijały się marzenia kolejnych dyktatorów. Klęską zakończyły się imperialne marzenia Karola Wielkiego, Ludwika XIV, Napoleona, cesarza Wilhelma, Adolfa Hitlera i wszystkich innych, którzy śnili o dominacji nad światem. Potężne siły dążą obecnie do zjednoczenia Europy. Ale żaden człowiek, grupa, naród czy sojusz narodów nie dopnie takiego celu na długo, bo jest napisane: „Jeden nie będzie się trzymał drugiego”.
A teraz punkt kulminacyjny — przeznaczenie, do którego zmierza cała ludzkość, a więc także ty i ja. „Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone”.

Kamień z kosmosu

Nie w czasach Babilonu, nie w czasach Persji, nie w czasach Grecji, nie w czasach Rzymu, ale w czasach „tych królów”, w naszych czasach, Bóg ustanowi swoje królestwo. To nie żadna tania sensacja, żadna dziwaczna, śmieszna przepowiednia. Przedstawiam ci pewne i wiarygodne przesłanie od Boga. To Jego królestwo jest kamieniem, który uderzy w stopy posągu. Nie musimy błądzić w tej sprawie. Jak pewne jest to, że istniały Babilon, Medo-Persja, Grecja i Rzym, jak pewne jest, że to ostatnie imperium rozpadło się, tworząc państwa Europy, jakie znamy obecnie, jak pewne jest, że narody te usiłowały się zjednoczyć, ale się to nie udało, tak pewne jest, że następnym wielkim wydarzeniem będzie powtórne przyjście Jezusa Chrystusa, naszego Pana, jako Króla królów i Pana panów!
Nie musimy też się lękać. Ludzie drżą z obawy przed nuklearną zagładą wywołaną jakimś konfliktem, prowokacją czy pomyłką. Ale Bóg niebios nakłada bariery na narody, dyktatorów i rządy. Wszystkim mówi: „Dotąd dojdziesz, lecz nie dalej!”5.
W tych niebezpiecznych czasach możesz mieć pewność, że Ręka, która stworzyła wszechświat, panuje nad nim niepodzielnie. Bóg dopuszcza, by ludzie w swojej samowoli posunęli się tylko do wyznaczonej granicy. On postanowił, że ludzie nie zniszczą tego świata zupełnie, nim dojdzie on do swego końca. Według Słowa Bożego potęgi tego świata ulegną ostatecznie nie przed sobą nawzajem, ale przed samym Jezusem Chrystusem w dniu Jego powtórnego przyjścia.
Gdybyśmy mówili tylko o polityce, w kategoriach ziemskich, mógłbyś docenić to, czego się właśnie dowiedziałeś, i przejść nad tym do porządku dziennego. Jednak wierzę, że oto stoimy wobec najważniejszej decyzji, jaką może podjąć człowiek — decyzji, by stanąć po stronie Boga.
Wkrótce odbędzie się wspaniała koronacja. Król przychodzi! Jeśli to nie pasuje do naszych planów, to zmieńmy nasze plany! Bóg nam w tym dopomoże.
Król przychodzi! Żaden myślący człowiek zainteresowany swoim wiecznym dobrem nie może zlekceważyć tej wiadomości. Niektórym może się to nie podobać — nie będą chcieli uwzględnić tego wydarzenia w swoich planach. Jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien ignorować ostrzeżenia. Nie czas na beztroskę!
Kiedyś królowa Elżbieta złożyła wizytę w zamku lorda Leicestera w Midlands. W tłumie oczekujących na nią poddanych rozległ się szmer: „Królowa nadjeżdża!”. Gdy przekroczyła próg zamku, na jej cześć wielki zegar na zamkowej wieży został zatrzymany i nigdy więcej nie wprawiono go w ruch, aby w ten sposób upamiętnić jej wizytę.
Król królów wkrótce przekroczy próg czasu. Wszystkie zegary na całym świecie zatrzymają się i nigdy więcej nie zostaną wprawione w ruch, bo Jego przyjście da początek nowej historii, która nie będzie miała końca.
Czy staniesz po stronie Boga? Teraz jest chwila na decyzję. Wieczność nie będzie mieć końca, ale czasu na decyzję pozostało niewiele.

1 Mt 24,36. 2 Mt 24,32-33. 3 Am 3,7. 4 Dn 2,31-33 i dalsze. 5 Hi 38,11.
ZNAKI CZASU NR.6/II CZERWIEC 2011r. Można zamówić na stronie www.sklep.znakiczasu.pl

Serwis AAI

CZY KONIEC TO KONIEC ?

Do niedawna najbliższy koniec świata zapowiadany był na rok 2012. Jednak najnowsze zapowiedzi mówią o 21 maja tego roku. Jeśli jednak czytasz ten artykuł, to znaczy, że szczęśliwie ominęła cię ta okoliczność, przynajmniej na razie.
gdzieś w połowie maja, dziennikarze „Faktów” TVN-u z ledwie skrywanym drwiącym uśmiechem informowali o zapowiedziach proroczych pewnego amerykańskiego pastora. Ten całkiem na poważnie zapowiedział jakiś czas temu, że 21 maja 2011 roku nastąpi koniec świata poprzedzony ogólnoświatowym trzęsieniem ziemi.
Gorący temacik momentalnie podchwyciły inne media. Głównie interesowało je wyznaczanie dat i czy będą temu towarzyszyły kataklizmy. Nic tak w mediach nie przyciąga uwagi — poza szczyptą seksu oczywiście i wiadrem krwi — jak mające się właśnie spełnić proroctwa i zapowiedzi jakichś kataklizmów. Jedni zaczynają się bać, a inni kibicować i się zakładać, czy do tego dojdzie.
Mniej zorientowanym warto na początek wyjaśnić, że według Biblii to, co popularnie się nazywa końcem świata, faktycznie będzie tylko końcem tego dalekiego od doskonałości świata, który znamy. Kres położy mu powrót z nieba Jezusa Chrystusa, który to, co stare, zastąpi nowym i będzie nowe niebo i nowa ziemia. Dlatego akcentowanie dla przestraszenia słuchaczy kataklizmów, które mają temu wydarzeniu towarzyszyć, jest bez sensu. To tak jakby straszyć chorego bolesnością amputacji zgangrenowanej kończyny, a nie mówić mu, że to jedyna szansa na przeżycie.
Wróćmy jednak do wyznaczania dat „końca świata”. Zastanawiam się, po co miałaby mi być potrzebna znajomość takiej daty? Jeśli naczelnym przykazaniem Bożym jest miłowanie Boga z całego serca, a bliźniego jak siebie samego — bo w istocie tylko od tego zależy nasze zbawienie — to czy znajomość daty powrotu Chrystusa pozwoli mi się do tego czasu w Nim zakochać i z Nim zaprzyjaźnić? Czy pomoże tym, którzy z natury darzą innych całkowicie bezinteresowną nienawiścią, nagle ich pokochać? Przecież to bez sensu: zakochaj się, i to szybko, bo jak nie, to umrzesz na wieki. Zakochiwanie się na czas to temat na hollywoodzką komedię romantyczną, ale nie ma nic wspólnego z przygotowywaniem się na powrót Chrystusa.
Prawdziwie wierzący nie boją się myśli o powrocie Chrystusa. Niech się nie boi serce wasze i niech się nie lęka — mówi do nich Chrystus. — Wrócę po was i wezmę was do siebie. Nie potrzebują też znać dnia i godziny Jego powrotu (których notabene według Pisma nikt nie zna), bo nieustannie się na ten powrót przygotowują. Dopiero to będzie testem prawdziwej wierności — gotowość na niezapowiedziany powrót Szefa. A nie, jak to w socjalizmie bywało, że w zakładzie na co dzień był bałagan, ale co jakiś czas odzywał się telefon z centrali z wiadomością o... niezapowiedzianej, gospodarskiej wizycie na najwyższym szczeblu.
Tym, co ma mi nieustannie przypominać o obietnicy powrotu Chrystusa i mobilizować do czuwania, mają być znaki czasu — zapowiedzi wydarzeń poprzedzających ten powrót. Nie będę ich tu wymieniał. Dokładnie opisał je autor artykułu Ludzie bez serca. Przeczytaj, a zrozumiesz, dlaczego już najwyższy czas, aby Jezus powrócił i wszystko naprawił.
Drugą część wstępniaka zacznę od przypomnienia znanych słów, że są rzeczy na niebie i na ziemi, które się nawet filozofom nie śniły. O co chodzi?
Otóż bohaterka artykułu Efekt hipnozy długi czas nie mogła skojarzyć związku między trzymaniem w domu książek o duchach, spirytyzmie, autohipnozie, wróżbiarstwie, czarach i magii z doświadczaniem różnych dziwnych, niechcianych i zdecydowanie odmiennych stanów świadomości, a nawet demonicznych manifestacji. Dopiero kiedy spaliła te książki i oddała swoje życie Jezusowi, wszystko to ustąpiło.
Doświadczenie bohaterki artykułu jest podobne do historii opisanej w Księdze Dziejów Apostolskich, kiedy to w Efezie na skutek nauczania apostoła Pawła o Jezusie „wielu z tych, którzy uwierzyli, przychodziło, wyznawało i ujawniało uczynki swoje, a niemało z tych, którzy się oddawali czarnoksięstwu, znosiło księgi [czarnoksięskie — dop. red.] i paliło je wobec wszystkich”1.
Są rzeczy, od których trzeba się całkowicie i definitywnie odciąć, aby stać się wolnym. Wielu tego nie rozumie. Rzucają palenie czy picie, ale nadal trzymają w domu papierosy i alkohol. Twierdzą, że daje im to poczucie wolności wyboru; że nie chcą się czuć zniewoleni brakiem możliwości wypicia czy zapalenia, gdy ochota na to zwycięży. Tak nigdy nie doświadczą prawdziwej wolności, tak jak nie mogła jej doświadczyć kobieta, która trzymała w domu „złe” książki, choć ich już nie czytała. Dla fizyka czy psychologa nie ma tu żadnego logicznego związku, ale doświadczenie uczy, że taki związek przyczynowo-skutkowy istnieje. Oczekiwanie uwolnienia od zła bez definitywnego odcięcia się od kontaktu z „nośnikami” tego zła to jak leczenie pedofila przez zatrudnianie go w przedszkolu.  
Andrzej Siciński

1 Dz 19,18-19.
ZNAKI CZASU NR. 6/CZERWIEC 2011R. Można zamówić na stronie www.sklep.znakiczasu.pl