wtorek, 18 grudnia 2012

CZY TEORIA EWOLUCJI JEST NAUKOWA ?



Nauka
dokonuje wielu przełomowych odkryć, ale
w swoim
nieustannym
rozwoju ciągle też pokazuje nam,
że to, czego
kiedyś byliśmy
pewni, może się
potem okazać nieprawdziwe.
Czy teoria ewolucji jest teorią naukową? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie obejmuje
kwestie światopoglądowe, dane i ich interpretację oraz wiele innych spraw. Prosta odpowiedź brzmi: tak, to jest teoria naukowa. Jednak zanim zrozumiemy, co to oznacza, musimy zadać pytanie, kiedy można uznać daną teorię za naukową.

Nauka a religia

Nauka to proces poszukiwania odpowiedzi. Każda koncepcja może zostać uznana za naukową, jeżeli można ją zbadać, stosując metodę naukową. Jeśli mamy jakąś teorię i chcielibyśmy wiedzieć, czy jest prawdziwa, możemy do tego podejść na kilka sposobów. Po pierwsze, możemy posłużyć się własnymi umiejętnościami rozumowania, aby ustalić, czy sami wierzymy, że nasza teoria jest prawdziwa. Możemy także zapytać o to Boga. Poszukiwa­nie odpowiedzi w Biblii oraz pytanie Boga jest podejściem religijnym. W końcu możemy także przeprowadzić obserwacje i eksperymenty, które mogą pomóc nam ustalić, czy teoria jest właściwa. To jest podejście naukowe. Porównajmy teraz te trzy podejścia.
Jeśli się nad tym zastanowić, skąd wiemy, że nasz wniosek będzie prawidłowy? Musimy porównać nasze rozumowanie z pewnego rodzaju standardem. Jeśli nie mamy takiego punktu odniesienia, nasz wniosek będzie tylko czystym zgadywaniem. Jeśli chcemy wiedzieć, ile zębów ma koń, czy bardziej pomocne będzie, jeśli wyobrazimy sobie, ile zębów powinien mieć, czy jeśli otworzymy mu pysk i je policzymy? Moglibyśmy też spytać Boga albo poszukać odpowiedzi na to pytanie w Biblii. Problem w tym, że Biblia nie jest po to, aby udzielać odpowiedzi na takie pytania, na które sami możemy odpowiedzieć i które nie mają żadnej duchowej wartości. Biblia została dana, aby odpowiadać na pytania innego rodzaju, o których niedługo powiemy. Natomiast jeśli chodzi o pytanie dotyczące uzębienia konia, to najlepiej zajrzeć mu w zęby i je policzyć. Jeśli tak postąpimy, użyjemy metody naukowej.
Metoda naukowa może być opisana następującą sekwencją wydarzeń. Naukowiec ma pomysł, nazwany hipotezą, a następnie myśli o odpowiednich obserwacjach i eksperymentach, które sprawdzą to założenie. Przeprowadzone obserwacje i eksperymenty mogą albo potwierdzić hipotezę, albo jej zaprzeczyć. Może również dojść do sytuacji, w której nie uzyskamy odpowiedzi i będzie konieczne dokonanie nowych obserwacji i eksperymentów, które lepiej przetestują hipotezę. Jednej rzeczy możemy być pewni: nauka nie da nam absolutnego dowodu albo kontrdowodu. Możemy uważać, że mamy dowody, ale zawsze jest możliwe, że nowe dowody zmienią ten obraz. Tylko w reklamach telewizyjnych nauka dostarcza dowodów!
Czasem mówię moim studentom, że połowa tego, czego nauczam, nie jest prawdą. Jednak będziemy musieli poczekać na nowe odkrycia naukowe, które pokażą nam, która połowa jest nieprawdziwa! Jakiś czas temu dowody naukowe wskazywały na to, że na terenie Kalifornii żyło kiedyś dziesięć gatunków pręgowców amerykańskich, ale nowe dowody mówią o trzynastu gatunkach. W genetyce molekularnej do niedawna za centralny dogmat uważano koncepcję, że każdy gen w naszych chromosomach kieruje rozwojem pojedynczego białka. Jednak nowe badania wskazują, że proces ten jest bardziej skomplikowany. Lista takich zmian w rozumowaniu naukowym jest nieskończona. Nauka dokonuje wielu przełomowych odkryć, ale w swoim nieustannym rozwoju ciągle też pokazuje nam, że to, czego kiedyś byliśmy pewni, może się potem okazać nieprawdziwe. W danym momencie nie mamy po prostu wystarczających dowodów, aby zdać sobie sprawę z tego, że nasza interpretacja nie była właściwa.
Są pewne teorie, które ze swej natury nie mogą być wyjaśnione przez naukę. Nie mogą być sprawdzone, niezależnie od tego, jak wiele przeprowadzi się badań. Na przykład: czy Jezus naprawdę dokonywał cudów w czasie swojego pobytu na ziemi? Spróbuj wymyślić eksperyment, który sprawdzi tę teorię, a przekonasz się, że jest to niewykonalne. Jezus żył na ziemi dawno temu, a nas tam nie było. Niektórzy z nas są absolutnie pewni, że dokonywał cudów, jednak tego przekonania nie można udowodnić naukowo. Życie i wiedza to coś więcej niż tylko nauka. Nauka to wspaniała droga do odkrywania wielu rzeczy, jednak nie może ona dać nam odpowiedzi na wszystkie pytania.

Ewolucja

Wróćmy teraz do naszego pytania o teorię ewolucji. Aby dać odpowiedź, która nie jest powierzchowna, musimy wyjaśnić sobie znaczenie słowa „ewolucja”. Najprościej mówiąc, biologiczna ewolucja to zmiany w czasie. Rośliny i zwierzęta zmieniają się, gdyż ich system genetyczny umożliwia im przystosowywanie się do różnorodnych warunków środowiskowych. Są pewne złożoności w tym procesie, których nie musimy tutaj poruszać, ale najistotniejszą częścią definicji jest to, że zmiany dokonują się w populacjach organizmów wraz z upływem czasu. Dobrym przykładem są dzioby żyjących na wyspach Galapagos ptaków z rodziny łuszczaków. W ciągu kilku lat zmienił się tam klimat, co spowodowało zmiany w zaopatrzeniu żywieniowym łuszczaków (znane jako zięby Darwina — dop. red.). Te osobniki, których dzioby były zbyt małe, aby pomieścić nowe pożywienie, miały mniejsze szanse na przetrwanie. Dlatego też przeciętny rozmiar dziobów łuszczaków zmienił się, aby umożliwić pomieszczenie nowego pożywienia. Kiedy natomiast klimat wrócił do wcześniejszego stanu, zmieniło się także dostępne pożywienie, co spowodowało odpowiednie zmniejszenie się rozmiaru dziobów. Jest to przykład mikroewolucji — zmiany w obrębie gatunku — która następuje przeważnie poprzez mutację i selekcję naturalną.
Kolejny przykład pochodzi ze szpitali. Przez dziesięciolecia stosowaliśmy antybiotyki, aby zabijać bakterie, jednak po takiej terapii zawsze pozostaje kilka pojedynczych bakterii. Skutkiem jest powstanie szczepów bakterii uodpornionych na nasze metody leczenia, a przez to bardzo trudnych do kontroli. To także mikroewolucja. Mikroewolucja nie prowadzi w zasadzie do powstania nowych typów zwierząt — umożliwia jedynie gatunkom zwierząt i roślin przystosowanie się do zmieniających się warunków środowiskowych.
Teoria ewolucji stawia jeszcze inną tezę: wszystkie formy życia ewoluowały przez długi czas od wspólnego przodka. Ta część teorii mówi, że ropuchy, wróble, robaki, kapusta, palmy, homary i naukowcy są wynikiem ewolucji — wyewoluowali z czasem od wspólnego jednokomórkowego przodka. To zjawisko określa się jako pochodzenie od wspólnego przodka.
Czy te ewolucyjne koncepcje mogą być zbadane naukowymi metodami? Z pewnością tak. Wielu naukowców prowadzi badania z zakresu mikroewolucji, obserwując, jak stworzenia zmieniają się na skutek zmian środowiska. Stosują obserwację i eksperymenty, aby przetestować hipotezy dotyczące tych zmian. Badają proces, który może być zaobserwowany i udokumentowany. A co z większymi zmianami w czasie jak pochodzenie od wspólnego przodka? Czy to także można zbadać metodami naukowymi? Naukowcy stosują wiele typów dowodów, aby rozwijać i sprawdzać hipotezy dotyczące ewolucji od wspólnych przodków.
Oba typy ewolucji mają charakter naukowy w tym sensie, że mogą być zbadane metodami naukowymi. Jednak jest między nimi różnica. Przynajmniej pewne części procesu mikroewolucji mogą być zaobserwowane, natomiast nie można zaobserwować pochodzenia różnych gatunków zwierząt od wspólnego przodka z odległej przeszłości. Poszukując wspólnego przodka, stosuje się co prawda dowody naukowe, jednak w większej mierze bazuje się na założeniach przyjmowanych dla zinterpretowania tych dowodów. Najważniejsze założenie, które jest powszechnie akceptowane przez naukowców, głosi, że w historii nigdy nie było żadnych cudów ani nadnaturalnych zdarzeń. Innymi słowy: wszystko w naturze może być wyjaśnione prawami natury, które zostały odkryte. Jest to założenie naturalizmu — światopoglądu, który nie przyjmuje możliwości stworzenia, czyli inteligentnego zamysłu. Ilekroć czyni się to założenie, naukowcy zawsze będą interpretowali dowody zgodnie z teorią wspólnego pochodzenia poprzez ewolucję. Dowód może być interpretowany na różne sposoby, ale w ujęciu naturalistycznym zaakceptować można tylko takie interpretacje, które zakładają pochodzenie wszystkich organizmów od wspólnego przodka poprzez ewolucję.
Wielu z nas chce wiedzieć więcej — nie tylko, czy teoria ewolucji może być zbadana naukowo, ale czy jest prawdziwa. Czasami termin „naukowy” jest używany w taki sposób, który sugeruje, że jeśli coś nie jest naukowe, to nie jest prawdziwe. Skoro cuda Jezusa nie mogą być zbadane naukowo, czy oznacza to, że nie były prawdziwe? To nie jest racjonalne stwierdzenie. Nauka nie może udowodnić, że cuda Jezusa miały miejsce; nie może także udowodnić, że nie miały miejsca. Nauka nic tu nie wnosi.
Co nam to mówi o ewolucji? Czy założenia naturalizmu mogą być sprawdzone metodami naukowymi? Jeśli tak, nie byłyby dalej założeniami. Twierdzenie, że na pochodzenie form życia nie miały wpływu żadne nadnaturalne zjawiska (nie było stworzenia), odnosi się do zdarzeń przeszłych. Nie może to być sprawdzone na drodze obserwacji czy przez eksperymenty. Z tego powodu takie założenie należy traktować jako dowolny wybór filozoficzny, a nie wybór, który ma oparcie w nauce. Istnieje wiele dowodów, o których twierdzi się, że przemawiają za teorią ewolucji trwającej miliony lat, jednak odmienne światopoglądy mogą prowadzić do innego rozumienia tych dowodów. Różnica tkwi w interpretacjach i założeniach, na których się one opierają. Nauka daje nam dowody do przemyśleń, ale nie może pokazać, jak je rozumieć.
Trudno wyjaśnić pewne dowody w biologii i geologii zgodnie z biblijną koncepcją stworzenia, podobnie jak trudno pogodzić wiele dowodów z teorią o milionach lat ewolucji. Ponieważ nas tam nie było i nie mamy wszystkich dowodów, nauka nie może dać nam pewnych odpowiedzi dotyczących początków, dlatego należy raczej poszukiwać odpowiedzi na te pytania u Boga.
Poniższy przykład ukazuje różnice w światopoglądzie i wynikających z niego odmiennych interpretacjach tych samych dowodów. W komórkach ciał zarówno robaków, jak i naukowców zachodzą te same procesy biologiczne. Naukowcy naturalistyczni uważają, że świadczy to o ewolucji od wspólnego przodka, ale z drugiej strony można wyciągnąć wniosek, że oba organizmy zostały stworzone przez tego samego twórcę. Różnica między interpretacjami ewolucjonistów i kreacjonistów nie może być zbadana metodami naukowymi, ponieważ opierają się one na odmiennych założeniach dotyczących tego, co wydarzyło się w przeszłości.
Studiując mikroewolucję, często możemy „zajrzeć koniowi w zęby i je policzyć”. Jednak pytając, czy ewoluowaliśmy z bakterii i robaków, odnosimy się do starożytnej historii, kiedy nie było żadnego naukowca, który mógłby „zajrzeć koniowi w zęby”. Możemy prosić o odpowiedź Boga,
a w tym przypadku będzie to z punktu widzenia duchowego ważne pytanie, do którego też odnosi się Biblia. Inna możliwość odpowiedzi jest z natury filozoficzna: możemy uświadomić sobie, jak niewielką liczbą dowodów dysponujemy, i sami zadecydować, że założenia naturalizmu są prawdziwe. Czy to właściwe podejście? Czy Bóg podziela to założenie, czy po prostu dziwi Go nasza naiwność?
Mam na nazwisko Brand. Mój ojciec poprosił eksperta od genealogii, aby odszukał naszych przodków. Jego poszukiwania doprowadziły go do zamożnych rodów angielskich. Problem jednak w tym, że ekspert oparł się na błędnym założeniu: przyjął, że nazwisko to było używane w niezmienionej formie przez kilkaset lat. Nie wiedział, że dziadek Brandt, niemiecki rolnik, nazwał pół tuzina swoich dzieci „Brandt”, ale na aktach urodzenia drugiego tuzina widniało nazwisko „Brand”. Dojście do właściwej genealogicznej interpretacji pochodzenia zależało od wiedzy o celowej zmianie nazwiska (zakładam, że była celowa, chociaż nikt nie wie, dlaczego to zrobił — i tak było ich tuzin). Historia naszego nazwiska nie podpadała pod typowy schemat pochodzenia nazwisk rodowych. Podobnie jest w nauce: nauka nigdy nie dostrzeże, że zwierzęta i rośliny powstały w wyniku inteligentnego zamysłu, jeśli badający te zjawiska naukowcy opierają się na błędnych założeniach dotyczących ich pochodzenia.

Konkluzja

Czy teoria ewolucji jest teorią naukową? Tak — w tym sensie, że może być zbadana metodami naukowymi. Czy to oznacza, że jest prawdziwa? Czy status teorii naukowej sprawia, że można jej założenia traktować jak udowodnione fakty? Wiele książek naukowych stanowczo stwierdza, że ewolucja jest takim samym faktem jak grawitacja. Jednak takie twierdzenia są nierealistyczne, jeśli właściwie rozumie się metodę naukową. Pewne elementy ewolucji, zwłaszcza mikroewolucji, są dobrze udokumentowane i wydają się zasadniczo prawdziwe, jednak w przyszłości może się okazać, że nawet tych elementów nie rozumieliśmy właściwie, gdyż nie wiedzieliśmy o nowych dowodach. Ta niepewność nie jest czymś niezwykłym w nauce o ewolucji — generalnie nauka ma to do siebie, że odkrycie nowego zjawiska ulepsza albo poprawia naukowe koncepcje.
Ewolucja w zakresie, w jakim mówi o starożytnej historii i pochodzeniu form życia, to inna kategoria. Nauka może badać te zagadnienia i tworzyć hipotezy, jednak nie będą one mogły być nigdy rzetelnie i naukowo sprawdzone. Nie było nas tam, a nasze tezy dotyczące starożytnej przeszłości są warte tyle, co nasze założenia. Twierdzenia nie są naukowe, jeśli przez „naukowe” rozumiemy, że są udowodnione jako prawdziwe; słowo „naukowy” ma inne znaczenie.
Wydaje mi się, że osoby, które są przekonane o prawdziwości ewolucyjnej historii (to jest o pochodzeniu wszystkich organizmów od wspólnego przodka), są w takim samym stopniu przekonane o prawidłowości założeń naturalizmu oraz o tym, że nauka zna właściwą odpowiedź na każde pytanie. My jesteśmy natomiast przekonani o tym, że Bóg przemówił do nas poprzez Biblię, dając nam prawdziwą historię życia na ziemi, co stanowi podstawę naszego chrześcijańskiego światopoglądu. Dlatego też dla wielu z nas Słowo Boże jest bardziej wiarygodnym źródłem informacji o starożytnej historii. W przeciwieństwie do nas Bóg był obecny przy powstawaniu życia. Jeśli chodzi o pochodzenie, „policzył końskie zęby” i dał nam odpowiedź. Biblia nie odnosi się do kwestii uzębienia konia, porusza natomiast temat początku świata, ponieważ ważne jest, abyśmy zdawali sobie sprawę, skąd pochodzimy, dlaczego tu jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Pytanie: czy znam Jezusa? nie brzmi zbyt naukowo i niektórym może wydawać się bez znaczenia dla naszej decyzji o stosunku do ewolucji. Jednak uważam, że jest to najważniejsze pytanie ze wszystkich. Czy wierzymy współczesnym naukowym teoriom, czy może znamy Jezusa wystarczająco dobrze, aby ufać Jego słowu zawartemu w Biblii? 
Leonard Brand

[Przedruk z „Dialogue” 3/2012]
Znaki czasu grudzień 2012 r. 

ŚWIAT LEPSZYM ?



Rewolucje, społeczne bunty i przemiany polityczne po Odwiedził  mnie przyjaciel, z którym w latach 80. ubiegłego wieku działaliśmy w tak zwanej
 opozycji demokratycznej. W stanie wojennym okupowaliśmy budynki i stawialiśmy fizyczny opór oddziałom milicji. Pisaliśmy i rozdawaliśmy ulotki. Pracowaliśmy w organizacjach działających wbrew ówczesnemu prawu, czyli w tak zwanym podziemiu. Wszystko to robiliśmy po to, aby wyzwolić Polskę spod władzy „jedynie słusznej partii”, która pozwalała na głoszenie tylko jej poglądów, a głoszenia poglądów odmiennych zakazywała. Partia nie tylko narzucała obywatelom swoje poglądy na to, co jest złe, a co dobre, ale także znacznie ograniczała ich swobodę w sferze ekonomii. Uważała, że lepiej potrafi zatroszczyć się o byt obywateli, niż oni sami. Taka sytuacja wydawała się nam nieznośną niewolą, buntowaliśmy się i cóż… wygląda na to, że odnieśliśmy ostateczne zwycięstwo. Monopol totalitarnego reżimu na władzę został złamany. Każdy może mówić i robić, co chce. W sferze ekonomii też zapanowała pełna swoboda. Obywatel może posiadać bank albo fabrykę samochodów, wedle chęci i możliwości. A jednak mój przyjaciel nie wyglądał na zachwyconego.
— Owszem, panuje wolność słowa — mówił. — Każdy, kto chce, może się przekrzykiwać z reklamami i paplającymi o niczym celebrytami. Z ulic zniknęły hasła sławiące socjalizm, ale za to pojawiła się sto razy bardziej nachalna propaganda związana ze sprzedażą. Nie mamy już ulic i placów imienia Lenina, ale mamy za to festiwale muzyczne imienia piwa, stadiony imienia napojów gazowanych, areny imienia kleju do glazury. To wygląda jak jakaś parodia. Kiedyś stanowiska państwowe obsadzała jedynie słuszna partia, a teraz obsadza je kilku liderów partyjnych. Wszystkim chodzi tylko o to, aby z zasobów państwa mogli korzystać oni, ich koledzy i ich rodziny, i wcale się z tym nie kryją. Partia komunistyczna przynajmniej uważała, że uczyni ludzi lepszymi. Teraz chodzi tylko o to, aby ludzie posłusznie produkowali i kupowali. O nic więcej.
Nie bardzo było się o co spierać. Zgadzałem się z nim w stu procentach.
— Mieliśmy mgliste pojęcie wolności — powiedziałem. — Za to ludzie Zachodu, którzy faktycznie kierowali nami zza kulis, mieli bardzo jasne wyobrażenie własnego interesu finansowego. Chcieli zdobyć nowe rynki i je zdobyli.
— To co mogliśmy zrobić? — zapytał. — Przeżyliśmy wielką historyczną próbę i jak widać z perspektywy czasu, całkowicie zawiedliśmy. Mieliśmy bronić reżimu komunistycznego? Pozostać całkowicie biernymi i obojętnymi ludźmi? Żadna z opcji nie wygląda dobrze.
— Wiesz — powiedziałem po namyśle — niedawno czytałem historię życia pewnego Amerykanina, imigranta z Polski. Studiował na amerykańskim uniwersytecie i mocno zaangażował się w ruch pacyfistyczny. Akurat trwała wojna w Wietnamie i studenci bardzo przeciwko tej wojnie protestowali. Chcieli pokoju i krytykowali swój rząd. Pewnego razu ten człowiek szedł w manifestacji pokojowej, wznosił hasła antyrządowe i nagle uzmysłowił sobie, że manifestanci są pełni gniewu i nienawiści. Mimo że głoszą szlachetne hasła, wcale nie będą postępować szlachetniej niż aktualny rząd, kiedy dojdą do władzy. Potem spojrzał na siebie i uzmysłowił sobie, że sam wcale nie jest lepszy. Ma szlachetne poglądy, ale wewnątrz pełen jest agresji. W chwili, kiedy to sobie uzmysłowił, opuścił manifestację, porzucił politykę i zupełnie zmienił tryb życia. Zaczął modlić się dwie godziny rano i dwie godziny wieczorem. Porzucił wszelkie poglądy, wszelkie nastawienie „ja, mnie, moje”. Przestał robić cokolwiek ze względu na siebie. Uczynił całe swoje życie „życiem dla innych”. I tak już żyje ponad czterdzieści lat.
— I cóż takiego osiągnął? — mój przyjaciel wzruszył ramionami. — Całkowicie wycofał się z życia, poddał.
— Wręcz przeciwnie — zaprotestowałem. — Zwróciłeś uwagę na informację, jaką otrzymujesz na początku każdego lotu samolotem? „W razie wypadku najpierw załóż maskę tlenową sobie, a dopiero potem dziecku”. To bardzo ważne. Jeśli stracisz przytomność, nikomu już nie pomożesz. Ten Amerykanin postąpił dokładnie według tej zasady. Zanim zabrał się za pomaganie innym, postanowił zadbać o to, żeby sam był przytomny. A nie ma lepszej metody przeżycia tego życia przytomnie niż modlitwa. Tylko ona ukorzenia nas w tym, co niezmienne, czyste, promienne i dobre. Co twoim zdaniem czyni ten świat takim kiepskim? — zapytałem.
— Chciwość — bez wahania odpowiedział mój przyjaciel i zaraz dodał — agresja, narzucanie swoich poglądów innym, skoncentrowanie na własnym ego.
— Czy polityka może uczynić ten świat choć odrobinę lepszym? — drążyłem.
— Jak widać nie. Polityka prowadzi tylko do zastąpienia jednego egoizmu innym egoizmem, jednej chciwości inną chciwością, jednych poglądów innymi. Tak to się kręci bez końca i nigdy nie zmienia na lepsze.
— Widzisz. A ten Amerykanin się zmienił. Odrzucił chciwość, egoizm, agresję, przywiązanie do „własnych” poglądów.
— Ale skala… — skrzywił się mój przyjaciel. — Jaka mała skala. Zmienił na lepsze tylko jedną osobę, a świat pozostał taki, jaki był.
— Och! — uśmiechnąłem się — przemienić jedną osobę to jest ogromna skala. To co? Przemieniamy się? — zaproponowałem.
— OK — zgodził się przyjaciel.
— Teraz, tutaj i natychmiast?
— Tak.
— Odrzucamy „własne” poglądy? Odrzucamy egoizm? Kochamy bliźnich?
— Kochamy.
— A nieprzyjaciół?
— Też!
— I chciwych polityków?
— Kochamy chciwych polityków.
— A tych, którzy ometkowują festiwale, stadiony i areny?
— Ich też kochamy.
— A egoistycznych celebrytów?
— Och, oni najbardziej potrzebują naszej miłości i współczucia.
Spojrzeliśmy na siebie. W oddali zaterkotał tramwaj. Świeciło słońce. Zaczynał się piękny dzień.   
Nikodem Berger
Znaki Czasu grudzień  2012 r. 

STRACH PRZED KOŃCEM ŚWIATA



W Stanach Zjednoczonych ponad trzy miliony ludzi wierzą w nadejście końca świata 21 grudnia. Jedni budują bunkry, inni w już zbudowanych w czasach zimniej wojny gromadzą zapasy jedzenia, wody i amunicji, a jeszcze inni żyją ponad stan, żeby się wyszaleć, skoro — jak mówią — pozostało niewiele czasu. Powstały nawet specjalne strony internetowe dla oczekujących tego dnia końca świata.. 
A o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec. (...) Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie — Jezus Chrystus. I niebo znikło (...) a wszystkie góry i wyspy ruszone zostały z miejsc swoich. I wszyscy królowie ziemi i możnowładcy (...) niewolnicy i wolni ukryli się w jaskiniach i w skałach górskich, i mówili do gór i skał: Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem tego, który siedzi na tronie, i przed gniewem Baranka, albowiem nastał ów wielki dzień ich gniewu, i któż się może ostać? — apostoł Jan.Rozdz.8, 14 - 17
  Znaki czasu GRUDZIEŃ 2012 R. 

CZY KONIEC ŚWIATA W OGÓLE NADEJDZIE ?



Datę końca świata wyznaczano już kilkaset razy. W tym miesiącu, a dokładnie 21 grudnia, kończy się według naukowców kalendarz starożytnych Majów, co ma zwiastować zagładę naszej planety. Na rok 2012 jako apokaliptyczny dla Ziemi mają też wskazywać m.in. egipskie piramidy i tajemnicza Planeta X. Czy końcem świata w ogóle się przejmować?
Zacznijmy od krótkiego przeglądu nieudanych „końców świata”. Trudno byłoby
przedstawić całą listę, która - liczy grubo ponad 200 pozycji, zatem tylko kilka ciekawostek.

Nieudane
końce świata

31 grudnia 999 roku. Wraz z końcem pierwszego tysiąclecia ludzie oczekiwali nastania Sądu Ostatecznego. Wielkie rzesze zgromadziły się w Rzymie, nabożnie oczekując tego wydarzenia. Kiedy nic się nie wydarzyło, po północy lud zaczął świętować. Uczestnicy ponoć co chwila dotykali ziemi, by sprawdzić, czy faktycznie jeszcze istnieje. Papieżem był wówczas Sylwester II, a my w tej historii możemy odkryć genezę zabaw sylwestrowych.
Rok 1260. Wtedy koniec świata przepowiedział Joachim z Fiore. Liczba słusznie kojarzy się z Księgą Apokalipsy i proroczym okresem 1260 dni. Jak widać, nie o to w Biblii chodziło.
1494. W tym roku dominikański mnich Girolamo Savonarola objął władzę we Florencji i wstrzymał w mieście wszystkie budowy, ogłaszając, iż wkrótce nastanie koniec świata. Za niedowiarstwo groziło spalenie na stosie. Koniec świata jednak nie nastał. Sytuację wykorzystał krytykowany za rozpustne życie papież Aleksander VI, czyli Rodrigo de Borgia, i doprowadził do uwięzienia mnicha. Poddany torturom przyznał się do herezji, za co został spalony na stosie.
1688 i 1700 to daty wyznaczone przez wybitnego matematyka, wynalazcę logarytmów, Johna Napiera. Jak widać, przyprawił o ból głowy nie tylko dzisiejszych studentów matematyki.
1844. Na ten rok wskazywały prorocze rachuby poczynione przez baptystycznego kaznodzieję Williama Millera. Na powracającego Chrystusa czekało prawie pół miliona ludzi. Choć koniec świata nie nastał, to ożywcza idea oczekiwania na powrót Jezusa dała początek ruchom adwentowym, z których wyłonił się m.in. Kościół Adwentystów Dnia Siódmego.
1914, 1925, 1941, 1975 to daty Armagedonu wyznaczane przez Organizację Świadków Jehowy.
Rok 2000. Oczekiwano wówczas awarii komputerów w systemach wojskowych i energetycznych, co miało spowodować apokaliptyczną katastrofę.
21 maja 2011 roku. Na ten dzień Harold Camping po raz trzeci wyznaczył Dzień Sądu. Tym razem pociągnął za sobą miliony. Znalazł swoich zwolenników również w Polsce. Camping za swoje wyliczenia dat końca świata otrzymał antynobla z dziedziny matematyki.

Wiedza Majów

Starożytni Majowie ponad 2000 lat temu stworzyli bardzo rozwiniętą cywilizację na terenach Ameryki Środkowej. Do dziś zadziwiają nas ich niezwykłe dzieła architektury: monumentalne zespoły przestrzenne złożone ze świątyń na wysokich piramidach schodkowych, pałace, tarasy i dziedzińce. Wybitni byli również w dziedzinie sztuki — tworzyli wspaniałe ozdoby ze stiuku, malowidła ścienne, rzeźby i płaskorzeźby z kamienia, drewna i kości, polichromowaną ceramikę oraz wyroby złotnicze. Jednak wielu ludzi najbardziej zadziwia ich niezwykła znajomość astronomii i rozwinięty kalendarz. Przykładem niesamowitej wiedzy tamtych cywilizacji niech będzie kompleks świątynny w Teotihuacán. Poza walorami architektonicznymi okazało się, iż kolejne budowle są rozmieszczone w kosmicznej skali i reprezentują ciała niebieskie naszego Układu Słonecznego. Największą rewelacją był fakt, że starożytni mieszkańcy Mezoameryki wiedzieli o istnieniu Neptuna i Plutona, które zostały odkryte w 1846 i 1930 roku! Niestety, po hiszpańskim podboju w XVI i XVII wieku nastąpił całkowity upadek starożytnych cywilizacji Ameryki Środkowej. Zniszczono ich dorobek, wiele miast, świątyń i przedmiotów kultu. Wśród kilku ocalałych dokumentów znalazł się Kodeks Drezdeński (Codex Dresdensis), który jest podstawowym źródłem informacji o kalendarzu Majów. Co wiemy o ich rachubie czasu?
Ich kalendarz składał się z dwóch równoległych cyklów. Haab to rok słoneczny, który liczył 18 miesięcy po 20 dni i pięć dodatkowych uznawanych za pechowe. Razem 365 dni. Drugi cykl, liturgiczny, tzolkin, to 20 miesięcy po 13 dni, czyli 260 dni. O ile kalendarz słoneczny odpowiadał porom roku, to liturgiczny biegł do przodu zupełnie niezależnie. Krąg kalendarza następował co 18 tys. 980 dni, czyli co 52 haaby po 365 dni i po 73 tzolkinach po 260 dni. Dodawano wówczas 13 dni dla uzupełnienia lat przestępnych, a w tym czasie urządzano wielkie święto. Oczekiwano powrotu Pierzastego Węża. Był to bóg, który kiedyś nauczał ludzi, przekazał wiedzę o kalendarzu oraz niebie i świecie podziemnym. Co 52 lata oczekiwano na jego powrót.
Ale skąd data 21 grudnia 2012 roku? Otóż istniała jeszcze tzw. Długa Rachuba. W języku Majów kin to dzień, 20 kin to uinal, 18 uinal to tun, 20 tun to katun, 20 katun to baktun, czyli ok. 395 lat. Przykładowa data 8.11.3.1.19 oznacza 8 baktunów, 11 katunów, 3 tuny, 1 unial i 19 kin. Czas trwania Długiej Rachuby to 13 baktunów. Według korelacji Goodmana, Martineza i Thompsona, którzy zsynchronizowali kalendarz Majów z gregoriańskim, data zerowa to 11 sierpnia 3114 p.n.e. Kiedy wypada data końcowa 13.0.0.0.0? Właśnie 21 grudnia 2012 roku!
Czy całe to zamieszanie jest jedynie z powodu starego kalendarza? Otóż nie. Jeszcze inne okoliczności wskazują na tę datę.

Egipskie piramidy
a rok 2012

Skupimy się tu tylko na jednym elemencie całego spektrum niezwykłości tej starożytnej cywilizacji — piramidach. To one są przedmiotem badań naukowców, którzy dociekają, jakie funkcje mogły spełniać. Czy te gigantyczne budowle wzniesiono jedynie jako grobowce faraonów? Pojawia się wiele niezwykłych teorii. Na przykład że były to obserwatoria astronomiczne, starożytne elektrownie, a przy ich budowie pomagali kosmici.
Według innej teorii Egipcjanie są potomkami Atlantydów, a piramidy stanowią majestatyczne przesłanie cywilizacji zniszczonej prawdopodobnie przez wody potopu. Co więcej, zawierają informacje dotyczące zatopienia Atlantydy, a nawet przedmioty z przedpotopowego świata. (O Atlantydzie wspomina też Platon, a jako źródło podaje ustną tradycję przechowywaną w ateńskim rodzie Solona). Co się wówczas stało? Ze względu na hiperaktywność Słońca miał zachwiać się magnetyzm ziemski, co doprowadziło do odwrócenia biegunów naszej planety i Ziemia zaczęła się obracać w przeciwną stronę. To wywołało ogromną falę, która zalała cały ówczesny świat.
Odkryto, iż egipskie piramidy są ziemskim odwzorowaniem gwiazdozbioru Oriona i swoistą mapą nieba, która ma być dla nas wskazówką. Studiując egipską astronomiczną mapę zodiakalną oraz Księgę Umarłych, badacze doszli do wniosku, że położenie piramid względem gwiazdozbioru Oriona oraz Słońca, Wenus i Marsa wskazuje na starożytny i przyszły kataklizm na naszej planecie. Komputerowe symulacje potwierdziły, że kolejny raz ciała niebieskie znajdą się w krytycznym położeniu… 21 grudnia 2012 roku!

Planeta X — widmo czy fakt?

Przyjrzyjmy się spekulacjom wokół Planety X, czyli akadyjskiej Nibiru. Ma to być planeta naszego Układu Słonecznego, która porusza się po bardzo nieregularnej orbicie. W okolicach Ziemi pojawia się co 3600 lat, dlatego zapiski o niej można znaleźć w starożytnych inskrypcjach i rysunkach. Jej zbliżenie się do Ziemi to nie tylko astronomiczna ciekawostka, lecz apokaliptyczne zagrożenie. Planeta ta może bowiem okazać się narzędziem destrukcji. Możliwość jej istnienia potwierdziło wielu astronomów, w prasie ukazały się serie artykułów, stacje telewizyjne wyemitowały szereg wywiadów na ten temat.
Kiedy Nibiru znajdzie się ponownie najbliżej Ziemi? Oczywiście w 2012 roku!

Co się ma wydarzyć?

Zgodnie z zapowiedziami czeka nas globalny kataklizm, który może być nawet końcem naszej cywilizacji. Możliwości jest kilka. Od hiperaktywności słonecznej, która może sprawić, że nasza planeta się zagotuje, po kataklizmy naturalne o niespotykanej dotąd skali. Do najczęściej wymienianych zagrożeń należy teoria o przebiegunowaniu  Ziemi, czyli zamianie magnetycznego bieguna północnego z południowym, co ma doprowadzić do zmiany kierunku obrotu naszej planety wokół własnej osi. Ponieważ prędkość liniowa, z jaką obraca się Ziemia, wynosi na równiku ponad 1600 kilometrów na godzinę (czego zupełnie nie odczuwamy), zatrzymanie i zmiana kierunku obrotu byłyby niewyobrażalną katastrofą.
Czy faktycznie czeka nas zagłada?

Wątpliwości

Przyjrzyjmy się tym rewelacjom obiektywnym okiem, które zauważa nieścisłości pomijane przez entuzjastów teorii roku 2012.
Znajdujemy przynajmniej kilka słabych punktów w rachubie kalendarza Majów. Kluczowym założeniem była data początkowa wyznaczona w roku 1935 przez Goodmana, Martineza i Thompsona na 11 sierpnia 3114 p.n.e. Tymczasem kolejni badacze starożytności obliczyli inne daty, a rozbieżności między nimi to ponad 500 lat! Najnowsze badania przesuwają zakończenie okresu 13 baktunów o ponad 100 lat. Ponadto znaleziony niedawno kalendarz w Xultun w Gwatemali zawiera aż 17 baktunów. To było wytłumaczeniem dla pojawiających się u Majów większych okresów czasu niż baktuny: piktunów obejmujących po 20 baktunów (ok. 7885 lat); kalabtunów obejmujących po 20 piktunów (ok. 158 000 lat); kinchiltunów obejmujących po 20 kalabtunów (ok. trzech milionów lat); alautunów obejmujących po 20 kinchiltunów (ok. 63 milionów lat).
Słabości posiada również teoria związana z piramidami egipskimi. Warto zauważyć, iż konstelacja Oriona zawsze (sic!) ma taki sam układ gwiazd, a starożytni często go kopiowali. Ponadto Egipcjanie zrobili to dość nieudolnie, bo ziemska mapa nieba jest odwrócona w stosunku do oryginału o 180 stopni. Astronomowie Ed Krupp i Anthony Fairall zwrócili jeszcze uwagę na zjawisko precesji (stałej wędrówki ciał niebieskich po niebie) powodujące, iż mapa nieba nigdy nie jest taka sama w stosunku do Ziemi.
Teoria Planety X (Nibiru) jest najsłabsza. Gdyby taka planeta istniała, a tym bardziej pod koniec 2012 roku miała znaleźć się najbliżej Ziemi, to już dawno powinna być widoczna. Już teraz historię Nibiru można włożyć między bajki.

Proroctwa biblijne

Najważniejsze pytanie, jakie powinien postawić sobie w tym kontekście chrześcijanin, brzmi: co na ten temat mówi Pismo Święte?
„A o onym dniu i godzinie nikt nie wie, ani Aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec mój”1. Skoro powiedział to Chrystus, to można jedynie dodać, iż o tym dniu z pewnością nie wiedzieli również kapłani Majów i nie wiedzą współcześni poszukiwacze tajemnej wiedzy.
Czy w takim razie wszelkie przygotowania na 21 grudnia 2012 roku można sobie podarować? Otóż nie. Pan Jezus powiedział również w przypowieści: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy gdy kur zapieje, czy rankiem. Aby gdy przyjdzie, nie zastał was śpiącymi”2. Na spotkanie Jezusa powinniśmy być gotowi w każdej chwili. Nić naszego życia może zostać niespodzianie przerwana i ta chwila będzie naszym indywidualnym końcem świata.
Niezwykle cenne są też słowa apostoła Pawła dotyczące końca świata: „A o czasach i porach, bracia, nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną”3. Zatem dzień ten będzie dla świata zaskoczeniem, a to kolejny dowód na to, że nie stanie się to przepowiadanego 21 grudnia.
Z drugiej strony apostoł Paweł pisze: „Wy zaś, bracia, nie jesteście w ciemności, aby was dzień ten jak złodziej zaskoczył”4. Zatem dla wierzących dzień końca świata, czyli powrotu Chrystusa, nie powinien być niespodzianką (choć nie poznamy dokładnej daty), jeśli tylko zachowamy czujność. Pojawiają się zatem pytania: Jak rozpoznać bliskość przyjścia Jezusa? W jaki sposób pozostać czujnym? Na pierwsze pytanie odpowiedzi udziela sam Pan Jezus, gdy mówi o znakach czasu.  Na drugie odpowiedź znajdujemy u tego samego Źródła: „Rzekł do nich: Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w mocy swojej ustanowił, ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei,
i w Samarii, i aż po krańce ziemi”6.
Z jednej strony Chrystus przestrzega więc przed spekulacjami i wyznaczaniem dat Jego powrotu, a z drugiej kieruje uwagę uczniów na życie w mocy Ducha Świętego i świadczenie. Takiego chrześcijanina koniec świata nie zaskoczy. Co więcej, nie będzie się go bał, choć będzie „na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”7.
Szkoda tylko, że tak wielu z nas w końcu świata widzi tylko napawającą lękiem katastrofę, a nie radość odkupienia...              
Marek Micyk

1 Mt 24,36 Biblia gdańska. 2 Mk 13,35-36. 3 1 Tes 5,1-3. 4 1 Tes 5,4. 5 Zob. Mt 24; Łk 21. 6 Dz 1,7-8. 7 Łk 21,25-28.
Znaki Czasu  grudzień 2012 r.

MOWA NIENAWIŚCI



Kryzys narasta. Podziały społeczne na tle ekonomicznym i ideologicznym się pogłębiają. Dyskusje i spory
coraz częściej zamieniają się w kłótnie i wzajemne oskarżenia, nawet najcięższe. W dyskursie publicznym zaczyna dominować mowa nienawiści.
Tematem mowy nienawiści politycy i media zajmują się od kilku tygodni. Zbiegło się to
ze sprawą aresztowania Brunona K., niedoszłego polskiego Brejvika, podejrzewanego o przygotowywanie zamachu bombowego na budynek Sejmu, w którym mieliby zginąć najważniejsi przedstawiciele politycznego establishmentu. Politycy się przestraszyli i zaczęli nawzajem wzywać do złagodzenia języka dyskursu politycznego, żeby na przyszłość nie prowokować niezrównoważonych jednostek do aktów agresji.
Niedługo po tym minister administracji i cyfryzacji Michał Boni kieruje do Kościołów i innych związków wyznaniowych list, w którym wyraża zaniepokojenie, że mowa nienawiści stała się w Polsce problemem społecznym na tyle dużym, iż może doprowadzić do nieszczęścia; bo nienawiść, zanim przejdzie do czynu, najpierw pojawia się w języku. Minister zaapelował w swoim liście o pomoc w przeciwstawieniu się temu zjawisku, jak i wszelkim przejawom nietolerancji.
Kolejnych kilka dni później, 27 listopada, do laski marszałkowskiej wpływa poselski projekt Platformy Obywatelskiej nowelizacji przepisów Kodeksu karnego w zakresie przestępstw motywowanych mową nienawiści.
Jest oczywiste, że sprawa Brunona K. była dla mediów i polityków jedynie katalizatorem do zajęcia się tym zjawiskiem. Równie silnym katalizatorem była wcześniejsza awantura, jaka wybuchła po opublikowaniu przez „Rzeczpospolitą” artykułu o odkryciu śladów trotylu we wraku prezydenckiego samolotu. Do tego doszły obchody Święta Niepodległości, które dla niektórych skrajnych ugrupowań były kolejną okazją do formułowania niemających miary oskarżeń wobec przeciwników politycznych. A już wszystko przebiły słowa znanego reżysera wzywającego publicznie do rozstrzelania części dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN-u, uznanych przez niego za media wrogie Polsce.
Staje się jasne, że jeśli nie przyjdzie opamiętanie, w końcu dojdzie do nieszczęścia.

O czym w ogóle
mówimy?

Nie ma precyzyjnej definicji mowy nienawiści. Dla jednych zjawisko to polega na powodowanym uprzedzeniami i stereotypami przypisywaniu negatywnych cech danej grupie społecznej i/lub wzywaniu do jej dyskryminacji. Dla innych oznacza takie wypowiedzi i przedstawienia ikoniczne, które lżą, oskarżają, wyszydzają i poniżają grupy i jednostki z powodów po części przynajmniej od nich niezależnych, takich jak przynależność rasowa, etniczna i religijna, a także płeć, preferencje seksualne, kalectwo czy przynależność do „naturalnej” grupy społecznej — jak mieszkańcy pewnego terytorium, reprezentanci określonego zawodu, mówiący określonym językiem itp.
Zjawisko posługiwania się językiem nienawiści w debacie publicznej przez polityków, działaczy społecznych i ludzi mediów narasta. Język stał się narzędziem agresji, służącym jedynie eksponowaniu wad przeciwników z użyciem najcięższych gatunkowo słów — często obraźliwych, naruszających ludzką godność i uniemożliwiających jakąkolwiek konstruktywną dyskusję. Najbardziej krewcy szermierze złego słowa zapominają, że słowa kreują rzeczywistość. Złe słowa wzbudzają złe emocje, mogą wyprowadzić ludzi na ulice i postawić naprzeciw siebie z kamieniami w rękach, a w ostateczności włożyć im do ręki broń i niezrównoważone jednostki pchnąć do zbrodni. Zabójstwo działacza PIS-u sprzed dwóch lat jest tego ciągle świeżym dowodem. A starszym dowodem, choć dwakroć mocniejszym z uwagi na pozycję zabitego, było zabójstwo 16 grudnia 1922 roku prezydenta RP Gabriela Narutowicza. Przypominają go nam ulice i place jego imienia w każdym mieście. Niewątpliwie do obu zbrodni doprowadziły publiczne spory nieprzebierających w słowach i zarzutach przeciwników politycznych i dużej części ich środowisk. W tych sporach przeciwnicy to zbrodniarze, spiskowcy, zdrajcy, zasługujący na najwyższe kary, w imię dobra Polski oczywiście.
Gdyby jeszcze narastanie tego zjawiska było wynikiem jedynie braku umiejętności publicznego przemawiania czy nawet bezmyślności, ale tak nie jest. Mowy nienawiści używa się świadomie i w określonym celu — zwykle żeby wzbudzać społeczne emocje.
Mowa nienawiści nie jest jedynie domeną polityków, ale też mediów i odbiorców medialnych przekazów. Wielu dziennikarzy celuje w nakręcaniu atmosfery wrogości i dzieleniu społeczeństwa. Prowokuje się polityków do agresywnych wypowiedzi i słupki oglądalności zaraz rosną. A potem krytykuje się ich za agresywny język, dalej odcinając kupony popularności od własnej wcześniejszej prowokacji. My, jako odbiorcy, wcale nie jesteśmy lepsi. Chcemy krwi, a z braku chleba choćby igrzysk, walki na ekranie i w prasie. Chcemy emocji. Rozum nich śpi dalej.
Zjawisko to nie dotyczy tylko sfery politycznej. Jego ofiarami mogą być zarówno grupy, jak i jednostki spoza tej sfery, na przykład Żydzi, Romowie, cudzoziemcy (zwłaszcza zza wschodniej granicy), mniejszości seksualne i wyznaniowe. Szczególnie głośno, z dużym wsparciem mediów, skarżą się na mowę nienawiści środowiska nieheteroseksualne. Mniejszości wyznaniowe też mogłyby się skarżyć na bezpodstawne i motywowane uprzedzeniami i niewiedzą nazywanie wielu z nich — również przez same media — sektami, ale zwykle tego nie robią.

Rola Kościołów

Jakie stanowisko powinny zająć Kościoły wobec szerzenia się mowy nienawiści? Przede wszystkim nie wolno im dolewać do ognia buzujących w społeczeństwie emocji. Chrześcijanie zostali powołani do jednania ludzi z Bogiem i ze sobą nawzajem. Taka też jest rola chrześcijańskich Kościołów. Mają łagodzić temperaturę sporów, a nie ją nakręcać nieodpowiedzialnymi publicznymi wypowiedziami swoich przedstawicieli.
Kościoły chrześcijańskie mają tu wiele do powiedzenia i naprawienia. To przecież chrześcijańska Święta Księga, Biblia, naucza, co następuje: „Jeżeli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka swego, lecz oszukuje serce swoje, tego pobożność jest bezużyteczna”1. „Gdzie dużo słów, tam nie brak występku; lecz kto opanowuje swój język, jest roztropny. (...) Kto mówi nierozważnie, rani jak miecz; lecz język mędrców leczy. (...) Łagodna odpowiedź uśmierza gniew, lecz przykre słowo wywołuje złość”2.
Prawdziwi chrześcijanie będą tym słowom posłuszni. Będą ważyli swoje słowa, kierując się miłością do Boga i bliźniego, w tym nawet do swoich nieprzyjaciół. Malowani chrześcijanie dalej będą przy każdej okazji dawali językiem upust swoim fobiom, frustracjom i podejrzeniom.

Karać czy nie karać?

To pytanie retoryczne, bo właściwie mowa nienawiści już jest karalna. Kodeks karny penalizuje różne jej przejawy i skutki. Artykuł 119 zabrania stosowania przemocy lub groźby bezprawnej wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości. Artykuł 256 zabrania m.in. publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Natomiast art. 257 zakazuje publicznego znieważania z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu bezwyznaniowości lub z takich powodów naruszania nietykalności cielesnej.
We wspomnianym już projekcie nowelizacji Kodeksu karnego w tym zakresie przewiduje się połączenie tych trzech przepisów w jeden nowy art. 256 zakazujący m.in. publicznego nawoływania do nienawiści z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, a także znieważania ludzi z tych powodów, stosowania wobec nich przemocy lub gróźb bezprawnych.
Jak widać, projekt przewiduje poszerzenie katalogu wartości chronionych przed dyskryminacją o zakaz nawoływania do nienawiści z powodu „naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań” przy jednoczesnej rezygnacji z wyodrębnienia „przynależności wyznaniowej” oraz „bezwyznaniowości”.
W uzasadnienia projektu dowiadujemy się, że te naturalne lub nabyte cechy osobiste to np. płeć, stan zdrowia, orientacja seksualna czy niepełnosprawność. Projektodawcom tej zmiany chodzi o to, by każdy człowiek miał pewność, że będzie podlegał ocenie społecznej ze względu na swoje świadome zachowanie, a nie zaś z powodu cech, które są od niego niezależne w tym sensie, że nie ma on możliwości ich zmiany wedle własnej woli. Natomiast zastąpienie „przynależności religijnej” i „bezwyznaniowości” pojęciem „naturalnych lub nabytych (...) przekonań” ma dowodzić, że intencją projektodawców jest chęć ochrony przekonań, co jest pojęciem szerszym niż przynależność religijna czy bezwyznaniowość. Można mieć bowiem przekonania, nawet religijne, nie przynależąc do żadnego wyznania. I to też zasługuje na ochronę. Takie ujęcie chroniłoby też przed dyskryminacją osoby, których przekonania mogą zostać odebrane przez część społeczeństwa jako kontrowersyjne i skłaniać do podejmowania działań niezgodnych z prawem, skutkujących czynami zabronionymi i tłumieniem przez to debaty publicznej.
Taki projekt nowelizacji już spotkał się z krytyką, m.in. ze strony organizacji Kampania Przeciw Homofobii, która oczekiwałaby poszerzenia katalogu wartości chronionych o — wyrażone wprost — orientację seksualną i tożsamość płciową. Zmiany proponowane przez posłów PO ocenione zostały jako zbyt ogólne i niejasne, co może w praktyce prowadzić do „luzu interpretacyjnego” i arbitralności w orzekaniu.

Obawy

O ile skala problemu wydaje się usprawiedliwiać bardziej zdecydowane przeciwstawienie się szerzeniu się mowy nienawiści, to trzeba też zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw. Dochodzi bowiem do konfliktu dwóch prawnie chronionych wartości —prawa do ochrony przed działaniami dyskryminacyjnymi motywowanymi nienawiścią oraz prawa do swobody wypowiedzi. Należy uważać, żeby usprawiedliwiona walka z mową nienawiści nie przerodziła się w jakąś formę cenzury.
Nazbyt szerokie interpretowanie pojęcia mowy nienawiści może prowadzić do nadużyć i kuriozalnych sytuacji. W 2002 roku w Szwecji skazano na karę więzienia pastora Ake Greena za — jak się twierdzi — porównywanie osób homoseksualnych do „wielkiego raka drążącego społeczeństwo”, co odczytano jako mowę nienawiści motywowaną pogardą dla tej orientacji seksualnej. Jak się wydaje, nie dostrzeżono przy tym, że korzystając z wolności słowa oraz wolności sumienia i wyznania, pastor nie tyle dawał upust swojej nienawiści, co wyrażał swoje opinie, i to bardziej na temat cudzych zachowań niż ludzi jako takich. Bardzo prawdopodobne, że wygłaszał je w trakcie kazania w swoim kościele, odwołując się przy tym do konkretnych tekstów Pisma Świętego zakazujących praktyk homoseksualnych3.
Kościoły chrześcijańskie powinny przyglądać się tej dyskusji z wielką uwagą, żeby się za jakiś czas nie okazało, że nie wolno już czytać pewnych tekstów biblijnych publicznie, w obawie o postawienie przez prokuratora zarzutów o mowę nienawiści.
Znane chrześcijańskie powiedzenie mówi, że Bóg nienawidzi grzechu, ale kocha grzeszników. Dlatego nie należy mylić potępienia dla grzesznych — z punktu widzenia chrześcijańskiego — zachowań w sferze seksualnej, z pogardą i nienawiścią rzekomo żywioną przez chrześcijan wobec tych, którzy się tak zachowują.
Rozumieją to na przykład Kanadyjczycy, których prawo, zabraniając generalnie mowy nienawiści, ustala wyjątki podyktowane m.in. — jakkolwiek dziwnie to brzmi — względami religijnymi. Polski ustawodawca również dopuszcza wyjątki, tyle że pozwala na mowę nienawiści, jeśli miała miejsce w ramach — jakkolwiek dziwnie to brzmi — działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej4.
Jak widać materia jest trudna i wymaga poważnego i spokojnego — a więc wolnego od presji bieżących wydarzeń — zastanowienia się nad kształtem obecnych i przyszłych regulacji prawnych, żeby chroniąc jedną wartość, nie pogrzebać innej.          
Olgierd Danielewicz

1 Jk 1,26. 2 Prz 10,19; 12,18; 15,1. 3 Zob. Kpł 18,22; Rz 1,26. 4 Art. 256 § 3 Kodeksu karnego.

Znaki Czasu  grudzień 2012 r.

POKÓJ LUDZIOM DOBREJ WOLI


Pokój ludziom
dobrej woli











O absurdzie wojny jako takiej,
a polsko - polskiej w szczególności.
Widziałem to na jakimś filmie, którego akcja działa się we Francji w czasie
I wojny światowej, aczkolwiek opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Był rok 1917. Wrogie armie zaległy naprzeciw siebie w zimnych, błotnistych okopach. Niemców i aliantów dzieliły zasieki z drutu kolczastego i kilkaset metrów ziemi niczyjej. Trwała bezwzględna wojna pozycyjna. Każdego dnia ginęły tysiące żołnierzy po obu stronach frontu.
Aż nadszedł 24 grudnia, Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, dzień, w którym tęsknota za domem, rodziną, wspólną kolacją, ciepłem musiała być szczególnie dotkliwa dla żołnierzy od miesięcy umęczonych wojną, zimnem, wilgocią, smrodem, chorobami, niepewnością jutra i szerzącą się wszędzie śmiercią.
Nagle dokładnie o 22.30 Niemcy wstrzymali ostrzał artyleryjski. Alianci spodziewali się ataku, może nawet z użyciem gazów bojowych, albo walki wręcz na bagnety. Ale nic się nie działo. Alianci też przestali strzelać. Zapadła od dawna niesłyszana cisza. Potem gruchnęła niesamowita wieść — Niemcy poprosili o rozejm na czas Bożego Narodzenia!
Tuż przed północą ogłoszono zawieszenie broni. Żołnierze po obu stronach rozświetlali ciemności nocy racami, wychodzili z okopów, bez hełmów i broni. Ktoś zaintonował „Cichą noc, świętą noc”, inni podchwycili i wkrótce kolędę śpiewali już wszyscy, po niemiecku, francusku, angielsku.
Po chwili rozmontowano zasieki. Żołnierze zaczęli wychodzić na ziemię niczyją i dochodzić do jeszcze przed chwilą wrogich stanowisk przeciwnej armii. Witali się ze sobą jak starzy dawno niewidzący się przyjaciele. Rozmawiali, śmiali się, przebierali w cudze mundury. Nawet zaczęli dawać sobie jakieś drobne prezenty, jedzenie.
Tej nocy nikt nie spał, ale nie ze strachu przed atakiem, a z radości płynącej z chwili pokoju — przedsmaku przyszłego raju. Ten pokój trwał do południa następnego dnia. Potem zaczął padać śnieg. I znów zaczęła strzelać artyleria. Ludzie znów zaczęli ginąć setkami i tysiącami.
Żadna inna scena nie mogłaby lepiej oddać absurdalności wojny czy nawet żywienia do siebie nawzajem wrogości.
Przed Polakami kolejne Święta Bożego Narodzenia. Dla większości z nas, nawet niewierzących czy wierzących inaczej, to szczególny czas. Wszystko jakby zwalnia, uspokaja się. Na ulicach dużo mniej samochodów. Na chodnikach dużo mniej ludzi, a jeśli są, to raczej spacerują niż biegną, jak to bywa na co dzień. Myśli wszystkich skupiają się na swoich bliskich, na wspólnych posiłkach. Myśli wielu biegną jeszcze ku Bogu, by rozważać cud narodzin Syna Bożego, nazwanego w Biblii Księciem Pokoju, Jezusa Chrystusa.
W naszym umęczonym i trawionym nieustanną wojną polsko-polską kraju nastanie czas rozejmu. Już niedługo jakiś kapelan odwiedzi Sejm. Parlamentarzyści wrogich obozów opuszczą na chwilę swoje okopy... Ups! Chciałem napisać — ławy poselskie. Będą się łamać opłatkiem, składać sobie życzenia. Będą uściski, pocałunki, rozmowy, dobre słowo, serdeczny śmiech. Może nawet uścisną się liderzy partii rządzącej koalicji z liderami opozycji, a może nawet ich rzecznicy prasowi...
Rozmarzyłem się. Ale chciałbym, żeby ten rozejm trwał i trwał; żeby nie skończył się zaraz po Nowym Roku. Panowie — chciałoby się powiedzieć do liderów życia politycznego — nie jesteście już tą walką zmęczeni? Bo my tak! Przed nami wszystkimi cięższy niż wszystkie poprzednie lata kryzysowe rok 2013. Łatwiej będzie nam go przetrwać w spokoju. Potrzeba tylko, aby Wasza „wola polityczna” stała się „dobrą wolą” — co jako w większości chrześcijanom nie powinno Wam sprawić szczególnej trudności. W końcu Jezus Chrystus każe nam miłować nawet naszych nieprzyjaciół.
Adresatom powyższego apelu i wszystkim Czytelnikom życzę, nie tyle wesołych i spokojnych Świąt, ale żeby ta radość i pokój nie skończyły się wraz z tymi Świętami, ale aby trwały jak najdłużej, aż do prawdziwego powrotu Jezusa Chrystusa, Księcia Pokoju.      
Andrzej Siciński

Ludzie listy piszą...
Wyzbyć się nienawiści
Bardzo ciekawy wydał mi się opis dynamiki konfliktu. (...) Sądzę, że w konflikcie trzeba rozładować napięcie i wyrazić to, co się naprawdę myśli, ale trzeba wyzbyć się nienawiści wobec oponenta. Nie tylko ze względu na Pana Jezusa i ewangelię, ale także z uwagi na własne zdrowie. Nic tak nie wyniszcza człowieka jak pielęgnowana uraza.
Tomasz Szczech, Eioba.pl
 Znaki czasu grudzień 2012 r,

niedziela, 2 grudnia 2012

BIBLIJNE ZASADY ZDROWIA


Każdy nabywca nowego samochodu otrzymuje wraz z nim instrukcję jego obsługi i eksploatacji Informuje ona.
na przykład, jaką szybkość należy zachować w okresie docierania silnika, w jakich odstępach czasu wymienić olej i dokonywać przeglądów. Rozsądny właściciel uważnie się z nią zapozna i będzie się ściśle stosował do jej zaleceń w przekonaniu, że konstruktorzy jego wozu najlepiej wiedzą, w jakich warunkach będzie on działał najlepiej.
Podobnej, jeśli nie większej troski wymaga organizm człowieka. Źródłem wszelkich niedomagań człowieka jest brak troski o ciało i ducha. Współczesna medycyna podaje, że 80 proc. chorób, wykluczając nieszczęśliwe wypadki i infekcje, powstaje na skutek złych przyzwyczajeń i nałogów. Nieprawidłowy styl życia, w tym źle skomponowana dieta, to jeden z czynników ryzyka chorób cywilizacyjnych. Miliony ludzi popełniają samobójstwo na raty — kopią sobie grób nożem i widelcem.
Struktura psychofizyczna ludzkiego organizmu dowodzi stworzenia go przez Boga. Stwórca, mając na uwadze dobro, zdrowie i szczęście człowieka, którego stworzył, udzielił mu konkretnych zaleceń odnośnie do trybu życia i odżywiania, co czynić, czego nie, co jeść, a czego unikać. Wskazówki te zawarł w Biblii.
Mimo to niewielu ludzi zwraca uwagę na Boże rady w sprawie zdrowego stylu życia. Przez to często sami ściągamy na siebie niepotrzebne cierpienie i przedwczesną śmierć. Bóg nie podyktował swoich praw, kierując się arbitralnością, samowolą czy dlatego, że tak Mu się podobało. Pozostawił je człowiekowi w trosce o jego dobro, bo jest jego Ojcem i Stwórcą, wie, co dla człowieka jest najlepsze. Przestudiujmy więc Jego zalecenia dotyczące naszego zdrowia.
1. Jakie życie Bóg daje swoim dzieciom? (J 10,10)



2. Co jest życzeniem niebiańskiego Ojca odnośnie do naszego fizycznego zdrowia? (3 J 2)



3. Jakiej ogólnej zasady chrześcijanin powinien w życiu przestrzegać? (1 Kor 10,31)



4. Dlaczego powinien wykazać szczególną troskę o ciało? (1 Kor 3,16-17)



5. W jaki sposób można nasze ciało zanieczyścić? (Dn 1,8)



6. Jaką dietę, obowiązującą aż do potopu, dał Bóg pierwszym ludziom? (Rdz 1,29)


Uwaga: Spis ten zawiera zboża, orzechy, owoce i jarzyny. Mięso nie wchodziło w skład pierwotnej diety. Bóg zezwolił je spożywać dopiero po potopie (Rdz 9,1-3).

7. Jakie dwie grupy zwierząt weszły na rozkaz Boga do arki? (Rdz 7,1-2)



8. Które zwierzęta uznał Bóg za czyste i pozwolił człowiekowi spożywać? (Pwt 14,2-7)



9. Jakie ryby uznał Bóg za czyste? (Pwt 14,9)



10. Mięsa jakich zwierząt człowiek nie powinien spożywać? (Pwt 14,7-8)



11. Jaki będzie koniec tych, którzy ignorują zakaz Boży i jedzą mięso zwierząt nieczystych? (Iz 66,15-17)



12. Co mówi mędrzec Salomon o tych, którzy piją mocne napoje? (Prz 20,1)



13. Jakie są skutki spożywania napojów alkoholowych? (Prz 23,29-35)



14. Które przykazanie ma powstrzymać chrześcijan przez paleniem papierosów i zażywaniem narkotyków? (Wj 20,13)


Uwaga: Chrześcijanie wierzą, że życie ludzkie jest świętością. Pogwałcenie tego prawa polega nie tylko na pozbawieniu kogoś czy siebie życia, lecz także na jego skracaniu przez korzystanie z używek takich jak na przykład tytoń czy narkotyki.

15. Dlaczego chrześcijanin ma czcić Boga nawet troską o swoje ciało? (1 Kor 6,19-20)



16. Co powinno być celem każdego dziecka Bożego, które wie, że Pan Jezus wkrótce powróci? (1 J 3,1-3)



Wkrótce przyjdzie Pan, aby zbawić swoich naśladowców; tych, którzy poświęcili Mu siebie całkowicie — ciało, umysł i duszę. W dawnych czasach lud Boży miał składać Bogu ofiary doskonałe, bez najmniejszej skazy i wady. Tak samo ma być dzisiaj. Apostoł Paweł napisał: „Wzywam was tedy bracia przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza” (Rz 12,1).
Postanówmy już dzisiaj zostawić szkodliwe dla zdrowia używki: alkohol, tytoń, narkotyki, aby odtąd żyć dla chwały naszego Pana. Odzwyczajenie się od wieloletnich zachowań i nałogów nie jest rzeczą łatwą. Wielu chrześcijan doświadczyło szczególnej pomocy od Boga wtedy, gdy przedkładali Mu własne problemy i pragnienia w modlitwach. Modlitwa jest szczególną pomocą w życiu dziecka Bożego. Módlmy się codziennie o czyste i zwycięskie życie!
Jeśli chcesz, aby twoje odpowiedzi na powyższe pytania zostały sprawdzone i ocenione, wytnij tę kartkę i wyślij pod adresem:
Korespondencyjna Szkoła Biblijna
skrytka pocztowa 283
43-300 Bielsko-Biała


CUD TERAPII GERSONA


Rak pokonany 
Gerson odkrył,
że u podstaw wszystkich chorób przewlekłych leży utrata potasu w komórkach i przenikanie do nich sodu — efekt znany dziś jako zespół wyniszczenia tkanek. To według niego trzecia obok toksemii i niedoboru składników odżywczych przyczyna raka.
Gerson określił raka jako chorobę całego organizmu, a nie poszcze-
gólnych organów. Zaburzenia równowagi potasowo-sodowej na poziomie komórkowym oraz inne problemy związane ze współczesnym stylem życia i stanem środowiska wymagają — obok odżywiania świeżymi sokami warzywnymi i odtruwających lewatyw z kawy — uzupełnienia diety niektórymi naturalnymi suplementami i zabiegami.

Suplementacja

Współczesna dieta zawiera zbyt dużo sodu (soli), co ostatecznie prowadzi do załamania prawidłowej równowagi sodowo-potasowej w organizmie. Aby to naprawić, Gerson włączył duże dawki potasu (10-procentowy roztwór mieszaniny związków potasu) do i tak bogatej w potas organicznej diety wegetariańskiej. Przez tysiące lat człowiek był konsumentem głównie potasu, spożywając go w proporcji 9:1 w stosunku do sodu — takie proporcje znajdujemy w produktach roślinnych. Dziś te proporcje zostały mocno zachwiane. Nadwyżki sodu są inhibitorami enzymów, stymulują wzrost guzów i powodują powstawanie obrzęków — ciało łączy je z wodą, by zneutralizować ich toksyczność.
Chorzy na nowotwory mają problemy z podstawową przemianą materii. Głównym źródłem zaburzeń jest chlor i jeszcze groźniejszy fluor. Obie substancje usuwają jod z tarczycy, niezbędny do jej prawidłowej pracy, zaburzając produkcję hormonu tyroksyny. Gruczoł tarczycy reguluje metabolizm i temperaturę ciała — wytwarza gorączkę w odpowiedzi na wnikanie do organizmu wszelkich intruzów (wysoka temperatura jest nieprzyjacielem bakterii, wirusów i komórek raka). Protokół Gersona obejmuje podawanie thyroideum oraz płynu Lugola.
Niacyna (kwas nikotynowy lub witamina B3) wspomaga trawienie białek i pomaga otwierać włośniczki, tym samym dostarczając świeżo dotlenioną krew (ze stałego źródła dostaw, czyli soków) do wszystkich tkanek. Stosuje się też selen oraz w formie herbatki pau d’arco — korę brazylijskiego drzewa (inaczej lapacho, tahebo).
Dla odbudowy wątroby Gerson wprowadził zastrzyki z ekstraktu z wątroby cielęcej, jednak obecnie z tego zrezygnowano z uwagi na stopień zatrucia zwierząt. Dodatkowa dawka witaminy B12 pomaga przywrócić właściwy poziom hemoglobiny we krwi, jako że u chorych na raka występuje zazwyczaj anemia.
Niezwykle ważne w procesie trawienia i eliminacji tkanek guza są enzymy, dlatego terapia Gersona uwzględnia dawki pankreatyniny — ekstraktu z różnych enzymów trawiennych trzustki — oraz tabletki zawierające soki trawienne (acidol pepsin). Protokół leczniczy został wzbogacony o olej lniany (budwigowy) i koenzym Q10.
Częstym zabiegiem wspomagającym walkę z rakiem są kąpiele w gorącej niefluorowanej wodzie, podnoszące temperaturę ciała do 39 stopni Celsjusza (hipertermia). Tkanki nowotworowe są wrażliwe na wysoką temperaturę i są niszczone przez gorączkę1. Efekty kąpieli wzmacnia podana dożylnie amigdalina (otrzymywana z pestek moreli, znana jako witamina B17), ponieważ podnosi temperaturę guzów o jeden stopień.
W 1931 roku niemiecki biochemik dr Otto Heinrich Warburg (1883-1970) otrzymał medycznego Nobla za odkrycie, że rak jest beztlenowcem2. Terapia tlenowa (ozonowa) atakuje i niszczy tkanki guza, dlatego jest stosowana w metodzie Gersona. Innowacją stał się ozon aplikowany doodbytniczo lub jako nadtlenek stosowany do wcierania w skórę3.

Produkty zabronione

Dr Gerson intuicyjnie wyselekcjonował do swojej terapii takie składniki diety, które przez kolejne 50 lat były stopniowo odkrywane jako mające antyrakowe działanie. Jak napisała w swoim raporcie dr Carmen Wheatley, „warzywno-owocowa dieta Gersona mogłaby stać się tematem wyczerpujących badań w świetle nowoczesnej dietetyki poświęconej problemowi nowotworów. (...) Konwencjonalne metody leczenia raka stosowane w medycynie — chemioterapia i radioterapia — rutynowo ścierają się z problemem osłabionego układu immunologicznego pacjenta i robią niewiele, żeby go wzmocnić. Chociaż jak wykazał dr Gerson, to sprawny układ odpornościowy jest tym, co niezbędne, żeby pokonać raka, i dlatego właśnie jego odbudowa zwiększa szanse przeżycia pacjentów”4.
Oprócz szczególnych produktów o działaniu przeciwnowotworowym w terapii Gersona wyselekcjonowano też te, które w walce z rakiem przeszkadzają i nie mogą być stosowane podczas leczenia: alkohol, tytoń, soda oczyszczona, kawa, herbata, kakao, słodycze, lody, cukier, sztuczne słodziki, sól, woda chlorowana lub fluorowana, napoje orzeźwiające, butelkowane i puszkowane, marynaty, mięso, ryby, jaja, sery, masło, śmietana, mleko (i produkty mleczne po fermentacji), kremy, pasty, tłuszcze (z wyjątkiem oleju lnianego), orzechy (gdyż są bogate w tłuszcze), awokado, jagody (z wyjątkiem rodzynek, są gorzej trawione przez chorych), ananas (jest bogaty w substancje aromatyczne), skórka z cytryny i pomarańczy (zawiera olejki aromatyczne), przyprawy (bogate w substancje aromatyczne), zioła (z wyjątkiem dozwolonych), ogórki (są źle trawione), mąka (biała i razowa), rośliny strączkowe (dozwolone pod koniec terapii, ale z wyłączeniem soi i wszelkich produktów ją zawierających5), grzyby. Z protokołu Gersona zostały też wykluczone kiełki, gdyż pacjenci, którzy je spożywali, przestali odpowiadać na terapię i nastąpiło zaostrzenie objawów. Później inni naukowcy odkryli, że kiełki zawierają nierozwinięte białko L-kanawaninę, które osłabia układ immunologiczny. Nie zaleca się też soku z trawy pszenicznej, ponieważ jest trudny do strawienia.
Z produktów użytku osobistego i domowego zabronione są: aerozole, kosmetyki (kobiety absorbują rocznie do dwóch kilogramów substancji chemicznych wcieranych w skórę!), maści, antyperspiranty, talk kosmetyczny, farby do włosów (zakaz trwałej ondulacji), perfumy, wybielacze na bazie chloru, chemiczne środki czystości, rozpuszczalniki, środki ochrony drewna, pestycydy w sprayu do upraw i ogrodu, nowe dywany (są impregnowane chemicznie). Jeśli pacjent jest w trakcie kuracji, mieszkanie nie może być malowane, powinien uważać na proszki do prania i zmiękczacze do tkanin, płyny do zmywania. Należy zrezygnować z kuchenki mikrofalowej, aluminiowych garnków i innych przedmiotów (w tym folii aluminiowej) oraz garnków z uszkodzoną powłoką emaliową.

Kryzysy
ozdrowieńcze

Specyficzne reakcje organizmu na proces zdrowienia, choć niosą szereg nieprzyjemnych symptomów, są mile widziane, bo oznaczają, że układ immunologiczny chorego podejmuje walkę. Z tkanek uwalniają się toksyny, wytwarzając skumulowany ładunek zanieczyszczeń, który musi zostać usunięty z wątroby. Procesowi temu często towarzyszą: gorączka, depresja, brak apetytu (a nawet awersja do picia i jedzenia), nudności, wymioty, biegunka, dolegliwości bólowe6.
Pierwszy kryzys ozdrowieńczy pojawia się stosunkowo wcześnie, jest raczej łagodny i trwa od kilku godzin do dwóch dni. Drugi pojawia się koło szóstego tygodnia i zwykle jest silniejszy i dłuższy, co wynika z faktu, że organizm może silniej reagować, ponieważ jest już do pewnego stopnia odtruty. Trzeci kryzys ma miejsce po trzech miesiącach od rozpoczęcia terapii i jest najcięższy.
Jak znieść dyskomfort? Ból pomogą opanować miejscowe okłady z oleju rycynowego i glinki (błota). Gorączki nie wolno redukować lekami, bo jest to pożądany efekt pracy układu immunologicznego, pomagający zwalczyć złośliwe komórki. Wskazany jest jedynie wilgotny zimny kompres na czoło. Najwyższa temperatura, jaką zanotowano u pacjenta podczas terapii, wynosiła 40,3 stopnia Celsjusza, co — jak twierdzą terapeuci — choć dokuczliwe, to nie wiąże się z uszkodzeniem organów. W przypadku awersji do picia i jedzenia choremu aplikuje się soki (poza pomarańczowym) doodbytniczo7. Pacjent powinien uzupełniać płyny, pijąc dużo herbaty rumiankowej i miętowej (ekologicznej) oraz kleiku z płatków owsianych.

Choroby leczone
terapią Gersona

Wraz z atakiem na złośliwe tkanki organizm zaczyna również leczyć stare rany, złamania, pęknięcia, blizny oraz inne dolegliwości. Proces ten nie może być wstrzymany ani cofnięty, ponieważ ciało nie jest w stanie leczyć się selektywnie. Innymi słowy, nie leczy tylko ostatniej zagrażającej życiu choroby, ale również wszystkie inne — stare i nowe dolegliwości. Na tym właśnie polega kompleksowość terapii Gersona. Jest ona równie skuteczna wobec cukrzycy, chorób serca i układu krążenia, zespołu przewlekłego zmęczenia, wirusowego zapalenia wątroby (w tym typu C), chorób reumatycznych, astmy i alergii, depresji, ADHD, choroby Leśniowskiego-Crohna, migreny, endometriozy, osteoporozy i wielu innych.
Istnieje kilka chorób, które trudno leczy się terapią Gersona. Należą do nich: guz mózgu (ze względu na umiejscowienie — w czaszce nie ma miejsca na towarzyszące terapii obrzęki, a powstające w niej wysokie ciśnienie jest często przyczyną napadów padaczki), przerzuty do kości (tkanka kostna jest bardzo trudna w leczeniu), otwarty nowotwór piersi (rak piersi dobrze poddaje się terapii, jednak sytuacja zmienia się, gdy guzy przebijają się przez skórę — z uwagi na duże ryzyko infekcji), ostra białaczka u dzieci (może przebiegać zbyt gwałtownie dla terapii), szpiczak mnogi (jest to choroba szpiku kostnego, a leczenie kości jest trudne i trwa dłużej). Mniejsze szanse mają pacjenci długo leczeni prednizolem, silnym sterydem, który wyczerpuje siły obronne organizmu i wyniszcza organy, oraz po chemioterapii (jest pewien punkt krytyczny, kiedy szkody przez nią spowodowane są nieodwracalne).
Lista chorób przewlekłych, które można wyleczyć terapią Gersona, obejmuje kilkaset pozycji, Jest jednak kilka chorób, związanych głównie z centralnym układem nerwowym, które nie odpowiadają na kurację. Układ ten, obejmujący mózg i kręgosłup, jest tak wysoce wyspecjalizowany, że nie jest w stanie odbudować zniszczonych tkanek. Do tej grupy należą: choroba Parkinsona, Alzheimera, stwardnienie zanikowe boczne, przewlekła niewydolność nerek (jeżeli zniszczenie nerek nie przekracza 80 proc., pacjent ma szansę na pozytywne efekty terapii), rozedma płuc, dystrofia mięśniowa. Pod żadnym pozorem terapii Gersona nie mogą stosować pacjenci dializowani (do dializ potrzebny jest sód), z przeszczepionymi organami (ryzyko odrzucenia), przerzutami czerniaka do mózgu oraz chorzy na raka trzustki leczeni chemioterapią (według Gersona rak trzustki jest uleczalny, pod warunkiem że nie stosowano chemii).
Ścisły protokół Gersona obejmuje terapię żywieniową, jednak obecnie klinika dodała do niego wsparcie psychologiczne pacjenta8.      
Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 Hydroterapii nie można stosować u osób z problemami sercowymi i nadciśnieniem oraz zaburzeniami oddychania. 2 Dokładnie mówiąc, Otto Warburg otrzymał Nagrodę Nobla z dziedziny fizjologii i medycyny za odkrycie budowy i działania enzymów oddechowych, w tym mechanizmu oddychania komórek rakowych. 3 Ozon dostępny jest w dwóch postaciach — jako gaz lub woda utleniona. W obu przypadkach zabija bakterie i wirusy, niszczy tkanki rakowe, dotlenia krew (i wszystkie organy), przekształca wolne rodniki w związki, które mogą być wydalone z organizmu. Trzyprocentowy roztwór wody utlenionej, dostępny w aptece, należy po gorącej kąpieli wcierać w skórę na całym ciele raz lub dwa razy dziennie, tak aby została zaabsorbowana przez pory. Można też stosować domowe generatory ozonu. 4 Cyt. za: Ch. Gerson, B. Bishop, Terapia doktora Gersona. Leczenie raka i innych chorób przewlekłych, s. 126-127. 5 Soja jest bogata w tłuszcze, zawiera co najmniej 30 alergenów, kwas fitynowy blokujący przyswajanie ważnych minerałów, inhibitory enzymów wstrzymujące uzdrawiającą siłę żywych enzymów zawartych w sokach, a także substancje zwiększające krzepliwość krwi. Ponadto niektórzy naukowcy uważają, że stymuluje nowotwory złośliwe (zob. G. Matrone, Effect of Genistin on Growth and Development of the Male Mouse, w: „Journal of Nutrition” 1956). 6 Dzieje się tak, ponieważ uwalniane jest zbyt dużo żółci, której jelito nie jest w stanie przyjąć. Żółć przelewa się i dostaje do żołądka. Zasadowa żółć powoduje problem dla żołądka, który musi mieć kwaśny odczyn, żeby strawić pokarm. Ponieważ w tej sytuacji nie może utrzymać jedzenia, pacjent wymiotuje. 7 Nie jest to lewatywa i zawartość nie powinna być wydalana. 8 Wsparcie psychologiczne stosowane w klinice bazuje na wschodnich praktykach medytacyjnych. Ten element terapii nie jest obligatoryjny, ale ponieważ emocje odgrywają ważną rolę w zdrowieniu, chrześcijanie powinni zastosować w to miejsce modlitwę i pogłębić oparte na ufności relacje z Bogiem.

Istnieją badania dotyczące skuteczności terapii Gersona w porównaniu z medycyną lekową
w przypadku leczenia czerniaka, które opublikowano w MEDLINE (największa baza danych czasopiśmiennictwa dotyczącego nauk biomedycznych). Badania były przeprowadzone w celu
oceny pięcioletniego okresu przeżywalności 153 pacjentów cierpiących na czerniaka. Wykazały one, że 100 procent pacjentów z fazą I i II poddanych terapii Gersona przeżyło, podczas gdy tylko 79 procent poddanych terapii konwencjonalnej.
W odniesie­niu do przypadków w III fazie raka
(z przerzutami w blis­kim regionie) liczby te przedstawiały się odpowiednio: 70 procent i 41 procent, zaś z fazą IV (przerzuty w rejonach odległych)
— 39 procent przy stosowaniu terapii Gersona
i 6 procent w przypadku terapii konwencjonalnej.

Z´ródło http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9359807)

W ciągu najbliższych 20 lat liczba zachorowań na nowotwory złośliwe wzrośnie średnio o 75 proc. — wynika z raportu opublikowanego w internetowym wydaniu pisma „Lancet Oncology”. Zespół kierowany przez dr. Freddiego Braya z Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem z siedzibą w Lyonie (IARC) prześledził pochodzące ze 184 krajów wskaźniki zapadalności na choroby nowotworowe i umieralności z powodu tych chorób. Zdaniem badaczy najbardziej wzrośnie liczba zachorowań na nowotwory związane z zachodnim stylem życia, a więc niezdrową dietą czy brakiem ruchu (rak jelita grubego, piersi, prostaty)

ZNAKI CZASU Listopad 2012 r.

estki dyni i słonecznika to świetny produkt spożywczy i cenne źródło składników odżywczych. Pestki zawierają witaminy z grupy B, żelazo, wapń, fosfor, potas, cynk, niezbędne kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6. To prawdziwe pigułki zdrowia. Dbają o nasz mózg, skórę, włosy i paznokcie. Można je zjadać jako przekąskę zamiast słodyczy, dodawać do musli lub zrobić świetny pasztet. Wszystkie składniki pasztetu można bez problemu kupić w większości sklepów, natomiast mąkę z cieciorki w sklepach ze zdrową żywnością. Jest ona świetną alternatywą dla jajek. Pasztet jest wyborny w smaku i zachwyci niejednego smakosza.
Składniki
1,5 szklanki łuskanych pestek dyni................................. 4,70 zł
1,5 szklanki łuskanych pestek słonecznika...................... 2,50 zł
1 średnia cebula........................................................... 0,30 zł