wtorek, 24 stycznia 2012

SIEDEM ŻYCZEŃ


Przełom starego i nowego roku to czas składania sobie życzeń. Ile z nich się spełni?
wypowiedziano już tak wiele szczerych, dobrych i gorących życzeń.
Ludzie wzajemnie skierowali do siebie tyle najserdeczniejszych słów. Ale jak wiele z nich znalazło prawdziwe odzwierciedlenie w życiu, nie pozostając jedynie w sferze niespełnionych pragnień? Koniec jednego roku i początek nowego jest okazją do obdarowania się kolejnymi wieloma miłymi słowami. I dobrze. Ale ile z nich naprawdę się spełni?
A gdyby takie życzenia chciał nam złożyć Pan Bóg — wieczny, potężny, który w ogromie wszechświata nie tylko zauważa naszą planetę, nie tylko dostrzega każdego człowieka, ale również w swej miłości nieustannie działa dla naszego dobra — czego mógłby nam życzyć?
W istocie Bóg już wielokrotnie składał nam życzenia. Znajdujemy je w Piśmie Świętym. W 4. rozdziale Listu do Filipian, zanim padną słowa życzeń, Bóg chce nam powiedzieć, kim dla Niego jesteśmy, jak wiele dla Niego znaczymy: „(...) moi umiłowani i pożądani, radości i korono moja” (Flp 4,1). Słowa te napisał apostoł Paweł — człowiek kiedyś tak bardzo przepełniony nienawiścią, teraz pisze słowa tak przejmujące i serdeczne (zob. Dz 8,3; 9,1). Dlaczego? To Bóg zmienił jego serce. Uczucia, które opisuje, są tymi, którymi obdarzył go Bóg, są wyrazem Bożych myśli o człowieku. Dla Stwórcy jesteśmy drogocenni i umiłowani.
Przyjrzyjmy się więc bardzo uważnie Bożym życzeniom z tą świadomością, że gdy życzenia składa człowiek, ich spełnienie często może wykraczać poza ludzkie możliwości, ale gdy składa je Bóg, wtedy wszystko jest możliwe.
Życzenie pierwsze: „Trwajcie w Panu, umiłowani” (Flp 4,1).
Poprzez te słowa Bóg wyraża pragnienie bycia naszym przyjacielem. To życzenie bliskiej, głębokiej, duchowej więzi z Nim. Więzi nie sporadycznej, czy też niemającej wpływu na życie, ale prawdziwej relacji miłości. Stwórca wszechświata pragnie, byś doświadczał niezwykłego i niezmiennego poczucia umiłowania w codziennym kontakcie z Nim. On chce prowadzić nas swoimi drogami, a wypełnienie się tego życzenia jest niewątpliwie najpewniejszą podstawą poczucia szczęścia.
Życzenie drugie: „Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się” (Flp 4,4).
Są myśli, które Bóg musi powtarzać nam przynajmniej dwukrotnie, abyśmy mogli nie tylko zrozumieć ich ważność, ale i przyjąć do serc. Nie jest to absolutnie życzenie pustego śmiechu czy egoistycznych uciech, ale szczerego, wewnętrznego zadowolenia i pogodnego oblicza. Nawet jeśli to, co widzimy dookoła, co się dzieje na świecie czy w naszym życiu, nie dostarcza nam wielu powodów do radości, to jednak wcale nie musimy pozwalać na to, aby nasze serca przesiąkły smutkiem, rozgoryczeniem czy narzekaniem. Istnieje bowiem powód do prawdziwego zadowolenia — choć niewidzialny dla oczu, to jednak odczuwalny dla duszy — to radość w Panu płynąca z obecności Boga w naszym życiu, z Jego pełnego mocy wpływu przemieniającego charakter; z Jego działania, gdy zabiera przygnębienie, by obdarzyć ciepłym uśmiechem zaufania.
Życzenie trzecie: „Wasza życzliwość niech będzie znana wszystkim ludziom” (Flp 4,5 Biblia ekumeniczna).
Jeżeli przyjęliśmy do serca Bożą przyjaźń i radość, to nie sposób być nieżyczliwym dla innych. Bóg życzy nam, abyśmy byli dla innych życzliwi; aby nasza troska, skromność, uprzejmość, szczere zainteresowanie innymi były przez nich odbierane jako prawdziwe.
Życzenie czwarte: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu” (Flp 4,6).
Bóg pragnie, abyśmy rozwiązywanie naszych wszelkich problemów rozpoczynali do modlitwy. Jedną z najpiękniejszych cech małych dzieci jest to, że w jakiejkolwiek sytuacji, która stanowi dla nich problem, najpierw zwracają się o pomoc do rodzica. Pomyślmy o swojej relacji z Niebiańskim Ojcem. Może niestety już „wydorośleliśmy” z takiego „dziecięcego” zachowania i szukamy u Niego pomocy dopiero wtedy, gdy wszystkie inne próby rozwiązania kłopotu okażą się niewystarczające... Możemy ze wszystkimi sprawami przychodzić do Boga w modlitwie. Prośmy Go, ale i dziękujmy Mu za okazaną pomoc.
Życzenie piąte: „A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,7).
Jeżeli powierzyliśmy wszystkie nasze troski Bogu, On da nam spokojny umysł; uspokoi nasze emocje we wszelkich wzbudzających obawy i niepokoje chwilach i sytuacjach. On sprawi, że błogi pokój wypełniający nasze serca będzie potężniejszy niż wszelkie lęki i zagrożenia. Jeśli za tym tęsknimy, to otwórzmy się na Jego wszechogarniającą obecność w naszym życiu.
Życzenie szóste: „Myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały” (Flp 4,8).
Czy to w ogóle możliwe? Czy nie wydaje się to najtrudniejsze do spełnienia ze wszystkich życzeń? Albowiem w tym jakże często niesprawiedliwym, niemoralnym, niemiłym, zasługującym raczej na naganę niż pochwałę świecie Pan Bóg życzy nam dobrych myśli. Z nich rodzą się słowa, ze słów — czyny. Jeśli pozwolimy Bogu zadbać o czystość naszych myśli, wpłynie to korzystnie na całe nasze życie. On jest źródłem wszelkich dobrych myśli i może inspirować nimi masz sposób myślenia.
Życzenie siódme: „Czyńcie to, czego się nauczyliście i co przejęliście, co słyszeliście, i co widzieliście u mnie; a Bóg pokoju będzie z wami” (Flp 4,9).
Czyńmy to, czego uczymy się od Boga. Żyjmy w zgodzie z Jego wolą. Bóg życzy nam nie tylko rozumienia Jego dróg w naszym życiu, ale przede wszystkim podążania nimi jako najlepszymi ze wszystkich, albowiem nic nie jest tak bardzo warte czynienia jak to, co nakazuje czynić ci Bóg.
Czy życzenia składane przez Boga mogą się nie spełnić? Przecież wypowiadając te słowa, Bóg zapewnia nam jednocześnie moc potrzebną do tego, by z nich skorzystać. Prawda jest jednak taka, niestety, że nawet Boże życzenia mogą pozostać niespełnione. Stanie się tak, jeśli nie pozwolimy, aby to On sam wypełnił to, co nam obiecał; jeśli nie damy Mu pełnego dostępu do naszych serc i życia.
W dniu 19 sierpnia 1999 roku zostało wykonane jedno z najbardziej zdumiewających i poruszających zdjęć, które zatytułowano „Ręka nadziei”. Zdjęcie przedstawia ramię i dłoń 21-tygodniowego Samuela Armasa, u którego jeszcze w fazie płodowej zdiagnozowano rozszczep kręgosłupa — zniekształcenie, które nie pozostawiało mu szans na przeżycie. Jednak po wielu badaniach dr Bruner zdecydował się przeprowadzić operację dziecka w łonie matki. Podczas operacji chirurg wykonał normalne cesarskie cięcie, wydobył macicę i zrobił w niej nieduże poprzeczne nacięcie, przez które operował. Chirurg kończył już udaną operację, gdy przez otwarte jeszcze rozcięcie malutki Samuel wystawił swoją rączkę i uchwycił palec zdumionego lekarza. Właśnie wtedy zrobione zostało jedno z najbardziej niezwykłych zdjęć, kiedy drobniutka rączka Samuela trzyma palec lekarza, jakby dziękując mu za dar życia.
Co za niezwykła historia. A czy nasza sytuacja nie przypomina tej, w której znalazł się mały Samuel? Człowiek dotknięty chorobą grzechu zdąża drogą, na końcu której jest śmierć. Ale oto jest Ktoś, wciąż okazujący nam dobroć, zabiegający o nasze serca, pragnący uratować nas od śmierci do życia. Bóg, który zbawia. I każdy, kto ten dar zbawienia przyjął, może z największą wdzięcznością chwycić Bożą dłoń, wyznając: Panie, Tobie zawdzięczam życie i zawsze pragnę niewzruszoną ręką wiary trzymać się jak najbliżej Ciebie.
Drogą do spełnienia się owych siedmiu Bożych życzeń w naszym życiu jest uchwycenie się Bożej dłoni w nadziei i z ufnością, że jedynie On może spełnić to wszystko, czego z głębi serca nam życzy. Niech twoja dłoń znajdzie się w Bożej. Pozwól, by to On pokierował twym życiem i spełnił dla ciebie swe najpiękniejsze życzenia. v
Piotr Stachurski

[Autor jest sekretarzem Diecezji Południowej]

DO BRACI I SIÓSTR ADWENTYSTÓW


Posłuszeństwo wobec prawa jest niezbędne
nie tylko dla naszego zbawienia, ale także dla naszego własnego szczęścia oraz szczęścia tych, z którymi
jesteśmy związani

Cała prawda o Kościele
Jakie masz pierwsze skojarzenia związane z tym tytułem? Pewnie kiedyś spotkałeś się z książką lub artykułem w jakimś czasopiśmie, który nosił tytuł „Cała prawda o…”. Czegokolwiek mógłbyś się spodziewać po treści, to jedno było jasne — na pewno nie było w niej wszystkiego na dany temat, a najczęściej pokazywały jakąś kwestię bardzo jednostronnie. Tytuły „Cała prawda o…” prowokują, niosą ze sobą atmosferę skandalu, aby zachęcić do przeczytania.
Czy ten artykuł będzie inny? Czy w tak małej objętości rzeczywiście można ująć całą prawdę
o Kościele ostatków, za który się przecież uważamy?
Co sądzisz o Kościele jako całości? Co sądzisz o twoim zborze? Ilu nas jest, tak wiele zdań może się pojawić. Dlatego o wiele ważniejsze pytanie, na które powinniśmy szukać odpowiedzi, brzmi: co Bóg sądzi o Kościele? A skoro i ja, i ty jesteśmy częścią tego Kościoła, to znajdziemy wtedy również odpowiedź na pytania: Co Bóg sądzi o moim zborze? Co Bóg sądzi o mnie?

Kościół paradoksów
Pan Jezus wielokrotnie mówił o swoim Kościele, szczególnie tym, który będzie istniał w czasach tuż przed Jego powtórnym przyjściem. I za każdym razem, gdy go opisywał, wyróżniał w nim dwie grupy ludzi. Bez względu na to, jakie kryteria brał pod uwagę, zawsze były to tylko dwie grupy. Co ciekawe, bardzo często w wypowiedziach Chrystusa spotykamy się z paradoksami. Faktycznie Boży Kościół to Kościół paradoksów.
Popatrzmy najpierw na ostatni Kościół opisany przez Jezusa w Jego liście do Laodycei (zob. Ap 3,14-21). Są w nim przedstawione dwie grupy wierzących: bogaci i biedni, ubrani i nadzy, widzący i ślepi. Po czym poznać kto jest kim?
Zbawiciel charakteryzuje przede wszystkim ubogiego. Bardzo łatwo go poznać, otóż nędzarz uważa się za bardzo bogatego. Jemu tylko się wydaje, że ma wszystko, chociaż tak naprawdę nie ma nic.
To kim jest w takim razie naprawdę bogaty? Bogaty to ten, kto uważa się za ubogiego i którego wciąż możesz spotkać przychodzącego do Chrystusa, „aby kupić u Mnie złoto w ogniu oczyszczone” (Ap 3,18). Prawdziwie bogatemu chrześcijaninowi wciąż jest mało największego skarbu, jaki może otrzymać jedynie od Jezusa.
Podobnie jest z nagim — on sądzi, że ma pełne szafy ubrań. Ale gdy przyjdzie mu je założyć, okaże się, że wszystkie, co do jednej, zjadły mole (zob. Mt 6,19-21) i musi stanąć przed Sędzią zupełnie goły. Natomiast człowiek, który widzi swoje braki, swoją nagość, i udaje się do Chrystusa po „białe szaty” (Ap 3,18), jest faktycznie ubrany. Chrześcijanin odziany w szatę Bożej sprawiedliwości nigdy nie będzie się tym przechwalał, wciąż będzie jej poszukiwał, ponieważ coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele mu brakuje w jego duchowym życiu.
I w końcu ślepy — człowiek, który ma prawie doskonały wzrok. To ten, kto bardzo dobrze widzi innych, jest nawet w stanie zauważyć malutkie źdźbło w cudzym oku. Ale jego problem polega na tym, że źle widzi siebie. Tylko jak może dobrze widzieć siebie, skoro w jego własnym oku tkwi potężna belka? (zob. Mt 7,3-5). Ślepy bardzo wytęża swój wzrok na błędy i wady swoich bliźnich. Jego przeciwieństwem jest widzący, który (podobnie jak nagi) zobaczył swój prawdziwy stan i udaje się do Lekarza, aby kupić maść na oczy — by ujrzeć to, co powinien widzieć, siebie.
Czy rzeczywiście Kościół Boży nie jest Kościołem paradoksów? Nikt nie jest tym, za kogo się uważa. I nie jest to domena tylko Księgi Apokalipsy, również w Ewangeliach Jezus pokazuje takie dziwne zrozumienie swego stanu wśród członków Jego Kościoła.

Dary
W Mt 7,21-23 została ukazana scena Sądu Ostatecznego, gdy zjawia się przed Chrystusem pewna grupa wierzących z wielkimi pretensjami: „Dlaczego nie jesteśmy zbawieni? Przecież pracowaliśmy dla Ciebie i w Twoim imieniu! Prorokowaliśmy, wypędzaliśmy demony, uzdrawialiśmy w cudowny sposób! A Ty teraz nie przyznajesz się do nas? To nie fair!”. Ale Jezus wyjaśnia, że nie liczy się to, co robię, tylko czy to, co robię, jest zgodne z wolą Bożą.
W tej samej Ewangelii jest zapisana przypowieść Jezusa o dwóch synach, którym ojciec zlecił pracę w winnicy. Jeden z nich powiedział, że pójdzie, ale nie poszedł, a drugi odmówił, lecz w końcu zdecydował się pójść (zob. Mt 21,28-30). Dla Boga nie tyle liczą się słowa czy deklaracje, ale to, czy wypełniam Jego wolę.
Jak w związku z tym wygląda druga grupa, tych zbawionych? Jak oni reagują? „Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego i nakarmiliśmy albo spragnionego i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Ciebie jako tułacza i przyjęliśmy albo nagiego i ubraliśmy? Kiedy widzieliśmy Cię chorego albo w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” (Mt 25,37-39). Może się to wydawać dziwne, ale są zaskoczeni. Nie zdają sobie sprawy z tego, ile dobra uczynili, i że to robili w imię Jezusa!

Głupota
Na początku tego samego rozdziału czytamy przypowieść o dziesięciu pannach. Ona również dotyczy Kościoła tuż przed powtórnym przyjściem Jezusa Chrystusa (zob. Mt 25,1-13). Tutaj Zbawiciel nazwał wierzących chyba najbardziej dosadnie — jednych mądrymi, a drugich głupimi. I głupi to niekoniecznie ten, kto nie wierzy w istnienie Boga (zob. Ps 53,2), ponieważ w Kościele wszyscy w Niego wierzą i wszyscy oczekują Jego powrotu. Jaka więc jest różnica między mądrymi i głupimi?
Głupie panny myślą, że są mądre, mówią: „Mam wystarczająco dużo oliwy, nie muszę jej kupować. Do nadejścia Oblubieńca w zupełności mi wystarczy”. Natomiast mądre myślą, że są głupie więc ciągle jej potrzebują, powtarzają sobie: „Wciąż muszę uzupełniać zapasy, aby nie zabrakło oliwy, aby nie zabrakło mi światła”.
Paradoks, prawda? W takim razie, czy uważasz się za mądrego wierzącego, czy za głupiego? Kiedy ostatnio zaopatrywałeś się w oliwę? Czy sądzisz, że tyle, ile masz, Ci wystarczy?

Chwasty
W kolejnej przypowieści dotyczącej czasów końca Chrystus dzieli członków Kościoła na pszenicę i kąkol, czyli zboże i chwasty (zob. Mt 13,24-30). I znowu pierwsze pytania, jakie często sobie zadajemy i tak bardzo chcemy znać na nie odpowiedź, brzmią: Kto jest pszenicą, a kto chwastem? Jak rozpoznać kąkol?
Niestety, wyjaśnienie tej przypowieści przez samego Jezusa w następnych wersetach jest smutne: „Martwi cię kąkol? To nie twoje zmartwienie, ale żniwiarzy! Nie ty będziesz żniwiarzem, ale aniołowie, których poślę” (por. Mt 13,41-43).
W ostatniej księdze Starego Testamentu czytamy obietnicę, której spełnienia być może oczekujesz z utęsknieniem: „Wtedy znowu dostrzeżecie różnicę między sprawiedliwym a bezbożnym, między tym, kto Bogu służy, a tym, kto mu nie służy”. Być może z niecierpliwością oczekujesz otrzymania „daru rozpoznawania chwastów”. Jednak kolejne wiersze, podobnie jak przypowieść, nawiązują do Sądu Ostatecznego: „Bo oto nadchodzi dzień, który pali jak piec. Wtedy wszyscy zuchwali i wszyscy, którzy czynili zło, staną się cierniem. I spali ich ten nadchodzący dzień — mówi Pan Zastępów — tak, że im nie pozostawi ani korzenia, ani gałązki. Ale dla was, którzy boicie się mojego imienia, wzejdzie słońce sprawiedliwości z uzdrowieniem na swoich skrzydłach” (Ml 3,18-20). Różnica „między sprawiedliwym a bezbożnym, między tym, kto Bogu służy, a tym, kto mu nie służy” polega na konsekwencji, jaka czeka każdego z nich — na wiecznym życiu lub wiecznej śmierci.
I tu znowu paradoksalnie możemy powiedzieć, że ten, kto uważa się za pszenicę, jest chwastem, ponieważ osądza drugiego człowieka, mówiąc: „chwast to oni”. Natomiast jeśli ktoś rozważa, czy przypadkiem nie jest chwastem, faktycznie jest pszenicą, gdyż wciąż, widząc swój stan, woła do Zbawiciela: „Boże, zmień mnie w pszenicę”.

Tajemnica spowiedzi
Jest to opowiadanie o dwóch adwentystach. Obaj wychowali się w domu z chrześcijańskimi tradycjami. Brat F. nie tylko trwał w Kościele, ale nawet zajął odpowiedzialne stanowisko, a pan C. nie tylko odszedł z Kościoła, ale nawet działał na jego szkodę. Pewnego razu spotkali się, a właściwie stanęli niedaleko siebie. Dla pana C. było to dosyć nietypowe miejsce, bardzo dawno tu nie zaglądał, w przeciwieństwie do brata F.
Tym miejscem była świątynia, a historię tę opisał sam Jezus w Łk 18,9-14. Właściwie Chrystus zdradza nam tajemnicę spowiedzi tych dwóch ludzi oraz Bożą odpowiedź na wyznanie ich dusz.
Czym się różnili od siebie poza przeszłym życiem i jego obecnymi skutkami? Faryzeusz oceniał siebie, patrząc na ludzi. Nie patrzył na Boga. Gdyby patrzył na Niego, zobaczyłby swój stan. Z kolei celnik oceniał siebie, patrząc na Boga. Nie patrzył na ludzi. Gdyby na nich patrzył, bardzo szybko znalazłby gorszych od siebie.

Cała prawda
Faryzeusz i celnik to cała prawda o Laodycei, to cała prawda o Kościele Adwentystów Dnia Siódmego, to cała prawda o twoim i moim zborze, to cała prawda o tobie i o mnie. Są tu i faryzeusze, i celnicy. Kto z nich jest święty? Czy uważasz się za świętego faryzeusza, czy za grzesznego celnika? Widząc ukrzyżowanego Chrystusa, niektórzy święci faryzeusze się nawrócili, ponieważ zrozumieli, że w rzeczywistości są grzesznymi celnikami. Byli też grzeszni celnicy, którzy się nie nawrócili, bo byli pewni, że są wystarczająco święci.
Czy zastanawiałeś się, kim ty jesteś w Kościele, w twoim zborze? Nie jest trudno to zrozumieć. Wystarczy uczciwie odpowiedzieć sobie na pytania: Na czym mi zależy — na rozpoznaniu kąkolu? Czy mam „dar” rozpoznawania błędów u brata, siostry?
O tak, bądź pewny, że wokół siebie znajdziesz wiele osób z takim „darem”. Jedni prowadzą specjalne strony internetowe, inni w nich aktywnie uczestniczą, jeszcze inni tylko czytają.
A ty? Na kogo jesteś zapatrzony?

Kościół bez paradoksów
Wróćmy do Księgi Apokalipsy i do końcówki listu Jezusa do Laodycei. Tutaj Zbawiciel już nie posługuje się paradoksami, ale wyraźnie przedstawia i konkretnie nazywa te dwie grupy członków Jego Kościoła.
„Ja tych wszystkich, których miłuję, upominam i karcę. Bądź gorliwy i nawróć się” (Ap 3,19). Jezus robi wszystko, abyś zrozumiał swój stan i się upamiętał, abyś był gorliwy, a nie obojętny na głos Ducha Świętego. Ale decyzja należy do ciebie.
„Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy Mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20). Kościół Boży składa się z głuchych i tych, którzy słyszą pukanie Zbawiciela do ich serc. Ba, nie tylko słyszą, ale i otworzą Mu drzwi, i zaproszą do środka, aby On był prawdziwym Gospodarzem ich wnętrza. I wtedy obiecuje: „Zwycięzcy pozwolę usiąść ze Mną na Moim tronie” (Ap 3,21).
Tak, dzisiejsza Laodycea to przyszli zwycięzcy i przegrani. To dzisiaj rozstrzyga się moje zwycięstwo lub przegrana, bo dzisiaj decyduję, na kogo patrzę, z kim się porównuję, o kim myślę.
Są dwie istoty we wszechświecie, które kochają całym swoim sercem — jedna kocha oskarżać człowieka, a druga po prostu kocha człowieka: „I usłyszałem donośny głos w niebie, jak mówił: Teraz nastało zbawienie, i moc, i królowanie naszego Boga, i władza Jego Mesjasza, bo został strącony oskarżyciel naszych braci, który dniem i nocą oskarżał ich przed naszym Bogiem. Ale oni zwyciężyli go dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa, i nie umiłowali swojego życia — aż do śmierci” (Ap 12,10-11).         v
Kajetan Rzeziński

ZASADY : NASZA WYJĄTKOWA ODPOWIEDZIALNOŚĆ


Jako Najwyższy Władca wszech­świata Bóg ustanowił prawa rządzące nie tylko wszystkimi istotami żywymi, ale także:
Wszystkimi procesami w przyrodzie. Wszystko, czy to wielkie, czy małe, z materii ożywionej czy nieożywionej, poddane jest niezmiennym prawom, które nie mogą być lekceważone. Nie ma wyjątków od tej reguły, ponieważ nic, co zostało uczynione boską ręką, nie jest zapomniane przez boski umysł. Jednak chociaż wszystko w przyrodzie rządzone jest przez prawo naturalne, to jedynie człowiek, jako istota inteligentna, mogąca zrozumieć jego wymagania, podlega prawu moralnemu. Tylko człowiekowi, koronnemu dziełu swojego stworzenia, Bóg dał sumienie, aby ten miał świadomość świętych wymagań Bożego prawa oraz serce zdolne do tego, by je miłować jako święte, sprawiedliwe i dobre; i to od człowieka wymaga się natychmiastowego i doskonałego posłuszeństwa. Bóg jednak go do niego nie zmusza. Człowiek pozostaje istotą wolną moralnie.
Niewielu rozumie kwestię osobistej odpowiedzialności człowieka, a jest to sprawa najwyższej wagi. Każdy z nas może okazywać posłuszeństwo i żyć albo przekraczać prawo Boże, sprzeciwiać się Jego autorytetowi i otrzymać stosowną karę. Tak więc do każdego człowieka z mocą trafia pytanie: „Czy będę posłuszny głosowi z nieba, dziesięciu słowom wypowiedzianym z góry Synaj, czy też pójdę razem z tłumem, który depcze to ogniste prawo?” (zob. Pwt 33,2 BG). Dla ludzi kochających Boga największą radością będzie przestrzeganie Jego przykazań i czynienie tego, co jest miłe przed Jego obliczem. Jednak serce zmysłowe (cielesne) nienawidzi prawa Bożego i toczy walkę przeciwko jego świętym wymaganiom. Ludzie zamykają swoje dusze przed boskim światłem, odmawiając kroczenia w nim, gdy ono na nich świeci. Dla samolubnej satysfakcji i doczesnego zysku poświęcają czystość serca, Bożą przychylność i nadzieję na uzyskanie nieba.
Psalmista mówi: „Prawo Pana [jest] doskonałe” (Ps 19,8 BT). Jakże cudowne w swojej prostocie, w swojej wszechstronności i doskonałości jest prawo Jahwe! Jest ono tak zwięzłe, że z łatwością możemy zapamiętać każdy jego nakaz, a mimo to tak dalekosiężne, że wyraża całą wolę Bożą i bierze pod rozwagę nie tylko zewnętrzne czyny, ale także myśli i zamiary, pragnienia i uczucia serca. Prawa ludzkie nie potrafią tego zrobić. Mogą dotyczyć jedynie zewnętrznych czynów. Człowiek może być przestępcą, a mimo to może ukrywać swoje występki przed oczami ludzkimi; może być złodziejem, mordercą lub cudzołożnikiem, ale jeśli nie zostanie to wykryte, to prawo nie może potępić go jako winnego. Prawo Boże zwraca uwagę na zazdrość, zawiść, nienawiść, złośliwość, mściwość, pożądanie i ambicję, które wzbierają w duszy, ale nie znalazły wyrazu w zewnętrznym działaniu, ponieważ brakło ku temu sposobności, a nie woli. Te grzeszne uczucia zostaną rozliczone w dniu, kiedy „Bóg (…) odbędzie sąd nad każdym czynem, nad każdą rzeczą tajną — czy dobrą, czy złą” (Koh 12,14).

Posłuszeństwo
przynosi szczęście
Prawo Boże jest proste i łatwe do zrozumienia. Są ludzie, którzy dumnie przechwalają się, że wierzą jedynie w to, co mogą zrozumieć, zapominając o tym, że istnieją tajemnice ludzkiego życia i Bożej mocy objawionej w dziełach przyrody, których nie jest w stanie wyjaśnić ani najbardziej zaawansowana filozofia, ani najszerzej zakrojone badania. Nie ma jednak żadnej tajemnicy w Bożym prawie. Każdy może zrozumieć wielkie prawdy, które ono wyraża. Najsłabszy intelekt może pojąć te przepisy, najbardziej nieokrzesany może uregulować swoje życie i kształtować charakter według Bożego standardu. Gdyby dzieci ludzkie chciały przestrzegać tego prawa, jak najlepiej potrafią, to zdobyłyby siłę umysłu i zdolności poznawcze pozwalające na jeszcze lepsze zrozumienie Bożych zamiarów i planów. Rozwój ten trwałby nie tylko w czasie obecnego życia, ale także przez nieskończone wieki, ponieważ niezależnie od tego, jak wielkie postępy możemy poczynić w poznawaniu Bożej mądrości i mocy, to i tak zawsze pozostaje do zbadania nieskończoność.
Boże prawo wymaga od nas, abyśmy kochali Boga nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Bez okazania tej miłości najbardziej wzniosłe wyznanie wiary jest zwykłą obłudą. (...)
Posłuszeństwo wobec prawa jest niezbędne nie tylko dla naszego zbawienia, ale także dla naszego własnego szczęścia oraz szczęścia tych, z którymi jesteśmy związani. „Obfity pokój dla miłujących Twe Prawo, nie spotka [ich] żadne potknięcie” (Ps 119,165 BT), mówi natchnione Słowo. Mimo to ograniczony człowiek będzie przedstawiał ludziom to święte, sprawiedliwe i dobre prawo — prawo wolności, które sam Stwórca przystosował do potrzeb człowieka — jako jarzmo niewoli, jarzmo, którego nie może unieść żaden człowiek. Jednak to grzesznik jest tym, który uważa prawo za ciężkie jarzmo; to przestępca nie może dostrzec piękna w jego nakazach. Cielesny umysł „nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie może” (Rz 8,7). (...)

Wykraczając
poza „nie będziesz”
Żyjemy w czasie wielkiej niegodziwości. Mnóstwo ludzi jest niewolnikami grzesznych zwyczajów i złych nawyków, a zniewalające ich kajdany trudno jest zerwać. Nieprawość jak powódź zalewa ziemię. Przestępstwa — niemal zbyt przerażające, by je wspominać — zdarzają się codziennie. Mimo to ludzie uważający się za strażników na murach Syjonu nauczają, że prawo było przeznaczone tylko dla Żydów i przeminęło wraz ze wspaniałymi przywilejami zapoczątkowanymi w erze ewangelii. Czyż nie ma związku między powszechnym bezprawiem i przestępczością a tym, że kaznodzieje i lud utrzymują i nauczają, że prawo nie ma już mocy wiążącej?
Potępiająca moc prawa Bożego rozciąga się nie tylko na rzeczy, które czynimy, ale także te, których nie czynimy. Nie mamy usprawiedliwiać się, zaniedbując czynienie tego, czego Bóg od nas wymaga. Musimy nie tylko zaprzestać czynienia zła, ale musimy nauczyć się czynić dobrze. Bóg dał nam zdolności, które mają być wykorzystane w dobrych uczynkach. Jeśli zdolności te nie są używane, to z pewnością zostaniemy uznani za sługi złe i leniwe. Może nie popełniliśmy ciężkich grzechów — takie przestępstwa mogą nie być zanotowane przy nas w Bożej księdze — ale sam fakt, że nasze uczynki nie są zapisane jako czyste, dobre, wzniosłe i szlachetne (przez co widać, że nie rozwinęliśmy powierzonych nam talentów), wydaje na nas wyrok skazujący.
Prawo Boże istniało, zanim człowiek został stworzony. Było przystosowane do stanu świętych istot i nawet aniołowie byli mu poddani. Po upadku zasady sprawiedliwości pozostały niezmienione. Nic nie zostało odjęte z prawa, a żadna z jego świętych zasad nie mogła zostać ulepszona. I jak istniało ono od początku, tak nadal będzie istnieć przez całą wieczność. Psalmista mówi: „Od dawna wiem o przykazaniach twoich, że ustanowiłeś je na wieki” (Ps 119,152).         v
Ellen G. White

[Tłum. Piotr Lazar. Artykuł jest 4. rozdziałem książki Ellen G. White, True Revival. The Church’s Greatest Need. W tłumaczeniu częściowo wykorzystano książkę Ellen G. White, Wybrane poselstwa, w tłum. Joanny Sztuki, t. 1, wyd. 1, Warszawa 2009, s. 205-208].

czwartek, 5 stycznia 2012

WALKA BOGA Z GRZECHEM


Starcie Boga z grzechem! Na szali los zagubionej ludzkości! Scena — planeta Ziemia.
I dwie góry.
Synaj — skalista, majestatyczna, wznosząca się ponad rozległą równiną. Omiatane wiatrem
granie, po których niegdyś stąpał Mojżesz i nad którymi swą obecność objawił Bóg.
Golgota — wzgórze, którego nazwa przejdzie do wieczności. Jeszcze jedno spotkanie Boga z człowiekiem. Wzgórze, po którym stąpał Stwórca
i nad którym zawisł na grubo ciosanym krzyżu między niebem a ziemią. Golgota — Boża odpowiedź na problem grzechu! Boża odpowiedź na los ludzkości!
Zapraszam cię, byś szczerze przestudiował to, co wydarzyło się na Synaju i Golgocie. Będziesz zaskoczony tym, co odkryjesz. Jakkolwiek starodawnie i odlegle brzmią nazwy tych dwóch gór, to jednak możliwe, że zawarty jest w nich klucz do najgłębszych i najbardziej złożonych problemów ludzkości.
Pomimo materialnego postępu i wszystkich naukowych odkryć, podpory, które niegdyś wspierały nasze dusze, zostały usunięte. Chełpiąc się rozwiązaniami licznych cząstkowych problemów, nie rozwiązaliśmy podstawowych problemów ludzkości — problemu grzechu, problemu bólu, problemu przemocy, problemu śmierci. I nie rozwiążemy ich, póki w pokorze nie zwrócimy się do Bożej Księgi. Żadnego z tych problemów nie będziemy nawet potrafili wyjaśnić, póki nie zwrócimy się do Księgi i nie zbadamy tego, co wydarzyło się na Synaju i Golgocie. Gdy zrozumiemy, co stało się na tych dwóch górach, wówczas będziemy wiedzieli, jak Bóg zaplanował los ludzkości.
Los. Każdego dnia dochodzi do nieszczęśliwych wypadków. Życie ludzi gaśnie jak płomyki świec. Taki los, mówimy. Każda śmierć ma swą przyczynę, ale ostatecznym wyjaśnieniem jest los. Możemy tylko wskazać bezpośrednią przyczynę, wypłacić odszkodowanie i wyrazić żal.
Ale Bóg nie jest nieprzygotowany ani nieświadomy. Gdy grzech jak intruz wtargnął na świat, Bóg nie był nieprzygotowany na konfrontację. Poczynił pewne kroki. Synaj i Golgota to dwa wzajemnie powiązane ze sobą dokonania w Bożym planie zbawienia człowieka. Aby zrozumieć jedno, musimy rozumieć także drugie.

Łaska z góry Synaj

Zatem udajmy się na Synaj. Niedawno wspiąłem się na szczyt skalistej góry, na której Mojżesz spotkał się z Bogiem. Stojąc na omiatanym wiatrem skalistym szczycie, rozejrzałem się po równinie, jak Mojżesz przed trzydziestoma pięcioma wiekami. Przede mną rozciągała się scena, gdzie dzień po dniu rozgrywał się w miniaturze Boży dramat planu zbawienia. Właśnie na tej równinie po raz pierwszy wzniesiono Namiot Przybytku, który Izraelici skonstruowali na polecenie Boga i zgodnie z instrukcjami otrzymanymi od Niego. Znajdował się tam ołtarz, na którym spalano na ofiarę baranka.
Dlaczego baranka? Dlaczego ofiarę? Po co ta makabryczna, niemiła praktyka w świątyni, gdzie oddawano cześć Bogu? To właśnie tam dwa razy dziennie kapłan przyprowadzał baranka, wyznawał grzechy ludu i odbierał życie zwierzęciu. W jakim celu? Po co ten okrutny przelew krwi? Czy Bóg popełnił błąd na Synaju — błąd, który musiał naprawić na Golgocie? Nie. Nie było żadnego błędu. Nie było też nic nowego czy dziwnego.
Sięgnijmy do Księgi Rodzaju — Bożego sprawozdania genezy świata i ludzkości. Księga Rodzaju, dotąd odrzucana przez niektórych z uśmieszkiem politowania, dzisiaj znajduje potwierdzenie nie tylko dzięki odkryciom archeologicznym, ale także fizyce atomowej. Rozszczepienie atomu jest niejako odwróceniem stworzenia. Możemy więc zwrócić się do Księgi Rodzaju z większą ufnością niż kiedykolwiek wcześniej.
W chwalebnych początkach swej egzystencji Adam i Ewa przechadzali się ze Stwórcą i rozmawiali z Nim twarzą w twarz — póki nie zgrzeszyli. Wtedy wydarzyła się tragedia, którą ściągnęli na siebie przez własną błędną decyzję. Gdy tylko popełnili ten fatalny błąd, gdy podjęli niemądrą decyzję, gdy zaczęli rozumieć, że „zapłatą za grzech jest śmierć”1, Bóg dokonał symbolicznego aktu, który polegał na odebraniu życia niewinnemu zwierzęciu i sporządzeniu z jego skóry odzienia dla Adama i Ewy. Wtedy zaczęli rozumieć.
Wyobrażam sobie, jak Bóg mówił Adamowi i Ewie o życiu i śmierci. Mówił im, że teraz ciąży na nich wyrok śmierci, ale pewnego dnia Syn Boży zajmie ich miejsce. Pouczył ich, by na znak wiary składali w ofierze niewinnego baranka. Miało im to przypominać, że niewinny Syn Boży musi umrzeć, by spełnić wymóg prawa, które oni, Adam i Ewa, złamali.
Grzech i śmierć zaczęły się stawać rzeczywistością dla Adama i Ewy. Stały się jeszcze bardziej rzeczywiste w dniu, w którym ich ukochany syn zginął z rąk brata. Wyobraź sobie, jak musieli przeżyć śmierć swego dziecka!
Adam i Ewa nie mieli złudzeń. Grzech nie był dla nich tylko ludzką słabością czy niedostatkiem osobowości, albo błędnym osądem. To my, „nowocześni” ludzie, używamy takich wymijających określeń. Adam i Ewa odkryli, że grzech jest tym, czym nazwał go apostoł Jan — przestępstwem prawa Bożego2. Taka jest Boża definicja. Bóg nie omieszkał wyrazić tego dobitnie na Synaju!
Mojżesz wspiął się na zbocza dymiącej góry, by spędzić czterdzieści dni w obecności Boga. Tam Bóg powierzył mu zapisane na kamieniu dziesięć zasad prawości — Boży standard dla ludzkości. Paweł napisał, że te przykazania są „święte i sprawiedliwe, i dobre”3. Jakub nazwał je „prawem wolności”4. Jezus mówił o nich „przykazania moje”5.
Proszę, nie zrozum mnie źle! Nie zrozum źle Biblii! Nie zrozum źle ewangelii! Nie zrozum źle Synaju! Bóg na Synaju uczynił więcej niż objawienie Jego prawa. Prawo Boże, jakkolwiek święte, sprawiedliwe i dobre, nie zbawia nas, bo nie może. Tylko Chrystus może nas zbawić i zbawił nas, oddając życie na Golgocie.
Ale zanim złożona została ofiara Chrystusa na Golgocie, miłujący Bóg nie mógł podać swego prawa, nie wskazując jednocześnie przebaczenia. Stąd symboliczna ofiara z baranka. Za każdym razem, gdy skruszony grzesznik odbierał życie niewinnemu barankowi, wyraźnie wskazywał, iż wierzy w zapowiedź Golgoty. A zaczęło się to na nowo u stóp Synaju!
Czy rozumiesz, jak prawo i ewangelia idą ze sobą w parze? Na Synaju ogłoszone zostało prawo, ale pod Synajem zapowiedziane zostało także ofiarowanie Chrystusa!
Prawo Boże nie może zbawić człowieka. Może jedynie ujawnić jego stan. Prawo, jakkolwiek dobre, jest jedynie jak lustro. Tak nazywa je Jakub6. Przykazania prawa Bożego ukazują źródło naszego problemu — nieczystość serca, ułomność naszych motywów, ale nie mogą nas oczyścić. Prawo nie może zmienić serca, jak lustro nie może zmienić twarzy. Nie można się obmyć przy pomocy lustra. Aby się umyć, potrzebuję mydła i wody. A gdy się umyję, lustro może mi pokazać, że jestem czysty. To samo lustro, które mnie potępiało, teraz świadczy, że zostałem usprawiedliwiony. Co sprawia zmianę? Tak, mydło i woda. To proste, prawda? Zatem prawo jest lustrem. Jest też wychowawcą, który prowadzi mnie, bezradnego, do Chrystusa — nie tylko po oczyszczenie, ale także po moc i łaskę, których potrzebuję, by je zachować.
Na Synaju wszystko to zostało ukazane. Bóg nie objawił swojego prawa, domagając się posłuszeństwa, bez
wskazania drogi do tego posłuszeństwa. Golgota została ukazana w miniaturowym dramacie na pustyni. Ofiary, których składanie zostało tam wznowione, były jedynie cieniem prawdziwego objawienia, które miało nastąpić — były jedynie sygnałem przesłania Golgoty danym ludziom, którzy żyli w czasach przed Chrystusem.

Krwawa rozgrywka
z Golgoty

Zatem sięgnijmy ponad wiekami do drugiej góry — wzgórza pod Jerozolimą. Było ona nazywane Golgotą, co oznacza „miejsce czaszki”.
W Jerozolimie panowało poruszenie. Na dziedzińcu twierdzy Antonia rozgrywała się szczególna scena. Rzymscy żołnierze wyryli na kamieniach Lithostrotos — niedawno odkrytego przez archeologów — ryciny przedstawiające ich ulubione dyscypliny sportowe. Stałem z nabożną czcią na tych kamieniach, czując się niegodny tego przywileju. Stałem bowiem na tej samej posadzce, na której stał Chrystus, pod sklepieniem, od którego echem odbiły się słowa Piłata: „Oto człowiek!”7. Starałem się wczuć w tamte wydarzenia. Byłem tam, gdzie Syn Boga żywego został potraktowany jak kryminalista. Nie śmiem nazwać tego procesem. Była to największa sądowa zbrodnia i farsa w historii. Była to największa zbrodnia, jakiej kiedykolwiek dopuściła się ludzkość.
Jednak ostatnia noc przed ukrzyżowaniem była dla Chrystusa najtrudniejsza w życiu nie z powodu fizycznego cierpienia i szyderstw małych ludzi. Miażdżący ciężar grzechów ludzkości — twoich i moich — spoczął na Jego barkach. W ogrodzie oliwnym modlił się, leżąc na chłodnej, zroszonej ziemi: „Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty”8. Nadszedł straszliwy moment! Całe niebo ze zdumieniem patrzyło, jak siły Lucyfera, upadli aniołowie, otoczyli ciasnym kręgiem Jezusa. Gdyby tylko zgrzeszył w tym momencie! Gdyby tylko ugiął się pod ciężarem! Los ludzkości zawisnął na szali w tamtej chwili. „Zapłatą za grzech jest śmierć”9. Bóg ustanowił to prawo. Ale czy cała ludzkość będzie musiała zginąć na wieki?
Nie! Syn Boży wyszedł z Getsemane i pozwolił, by źli ludzie przybili Go do krzyża! Zanurzył pióro we własnej krwi i napisał na rejestrze naszych grzechów: przebaczono!
Golgota świadczy o przebaczeniu, którego w swym ograniczonym duchowym pojmowaniu nie mógł pojąć Bernard Shaw. Powiedział on: „Przebaczenie jest ucieczką tchórzów. Musimy spłacać swoje długi”. Ale Shaw i jemu podobni nie wiedzą, że Bóg nie patrzy na grzech przez palce, gdy przebacza. On sam poniósł konsekwencje grzechu!
Słabość? Nie! Najmocniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyli ludzie, jest spłacenie przez Boga długu zaciągniętego przez przekroczenie prawa. Spłacenie długu, aby słaby człowiek mógł się stać silny! Precz z sentymentalizmem, który chciałby obalić prawo Boże! Filary sprawiedliwości i stabilności społeczeństwa upadłyby, gdyby nie prawo i porządek. Bezmyślność rzekomego chrześcijaństwa, które chciałoby „przybić do krzyża” dziesięcioro przykazań jest, delikatnie mówiąc, szyderstwem ze śmierci Jezusa!
Mocne słowa? Tak. Ale nie zapominaj o tym, że Jezus nie musiałby umrzeć, gdyby prawo Boże można było zmieniać czy unieważniać! Niezmienność prawa Bożego i skuteczność ofiary Chrystusa to dwa bezdyskusyjne fakty. Oto, co mówi Pismo Święte: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”10.
Bez Zbawiciela ludzkość byłaby skazana na zagładę. Musielibyśmy zginąć, gdyż „zapłatą za grzech jest śmierć”11. Zaś „grzech jest przestępstwem” prawa Bożego12. Aby zaspokoić wymogi złamanego prawa, Chrystus umarł za nas. Gdyby to prawo mogło zostać uchylone, gdyby przykazania mogły zostać usunięte, wtedy Golgota byłaby niepotrzebnym, nic nieznaczącym przedstawieniem!

Życie króla
za poddanych

Wyobraź sobie młodego króla i jego piękną żonę, królową. Królewska para spodziewa się swego pierwszego dziecka — przyszłego następcy tronu. Czy możesz sobie wyobrazić radość z narodzin pierworodnego syna? Dzwony w całym królestwie oznajmiają to radosne wydarzenie, a wszyscy poddani świętują. Czy wyobrażasz sobie miłość, uwagę i troskę okazywaną dziedzicowi?
Ale przypuśćmy, że w jednym z więzień w kraju osadzony jest buntownik, zdrajca skazany na śmierć. Przypuśćmy, że nędzne położenie owego więźnia i jego skrucha poruszyły serce króla, tak iż rozważa uwolnienie, ułaskawienie i przebaczenie. Jednak gdy zwraca się do swoich doradców, okazuje się, że prawo kraju zostało złamane. Karą za złamanie prawa jest śmierć. Wymóg prawa może zostać spełniony jedynie przez śmierć zdrajcy albo kogoś równego prawu, kto ofiaruje swoje życie za niego. Jedynie następca tronu może zająć miejsce przestępcy.
Czy król przystanie na to? Czy królewska para zgodzi się, by ich syn zajął miejsce skazanego zdrajcy?
To śmieszne, odpowiesz, przecież to niemożliwe.
Być może to niemożliwe, ale gdyby było możliwe, dowodziłoby dwóch rzeczy. Po pierwsze niezmienności prawa, a po drugie miłości władcy do najbardziej niegodnego z poddanych.
Powiesz, że coś takiego jest niemożliwe. A jednak coś takiego właśnie stało się na Golgocie! Bóg odkrył zdrajców w jednym ze swoich światów. Najwyższe prawo wszechświata mówi, że powinni oni umrzeć. Ale Syn Boży zaoferował, iż stanie się Zbawicielem ludzkości — zajmie nasze miejsce. Bóg objawił swoją nieskończoną miłość. Przystał na ofiarowanie swego jedynego Syna.
Ofiara Chrystusa dowodzi dwóch rzeczy. Po pierwsze, Boże prawo moralne nie może zostać zmienione ani unieważnione. Po drugie, miłość i miłosierdzie niebiańskiego Ojca nie mają granic, skoro nakazały Mu ułożyć taki plan i wykonać go.
To właśnie stało się na Golgocie. Prawo dziesięciorga przykazań ogłoszone na Synaju zostało złamane przez ludzi, a więc konieczna stała się ofiara Golgoty. Nie musisz wybierać między prawem Synaju a łaską Golgoty. Ewangelia łączy w sobie jedno i drugie. Obie te wartości są zawarte w jednym przesłaniu: „Zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”12.
Prawo i miłość spotkały się na Golgocie.      
George Vandeman

[Tekst pochodzi z książki G. Vandemana
pt. Zbuntowana planeta. Śródtytuły pochodzą od redakcji].

1 Rz 6,23. 2 1 J 3,4. 3 Rz 7,12. 4 Jk 2,12 Biblia Tysiąclecia. 5 J 14,15. 6 Zob. Jk 1,23-25.
7
 J 19,5. 8 Mt 26,39. 9 Rz 6,23. 10 J 3,16. 11 Rz 6,23. 12 1 J 3,4. 13 Rz 6,23.

Bezmyślność rzekomego chrześcijaństwa, które chciałoby „przybić do krzyża” dziesięcioro przykazań, jest, delikatnie mówiąc, szyderstwem ze śmierci Jezusa!
Znaki Czasu styczeń 2012r.

AMERYKA W PROROCTWACH APOKALIPSY


Od czasu studiów interesują mnie biblijne proroctwa. Dziś uwagę części chrześcijan przykuwa
w szczególności 13. rozdział Księgi Apokalipsy opisujący dwie potężne bestie, które zawładną światem w czasach końca. Jedna wychodzi z morza, druga z ziemi. Adwentyści od półtora stulecia utożsamiają bestię z ziemi ze Stanami Zjednoczonymi. Interpretację taką uzasadniają cztery cechy bestii z ziemi.

To... bestia

Może to brzmi banalnie (w końcu to tak samo jak powiedzieć, że koń to koń), ale musimy na ten fakt zwrócić uwagę dlatego, że w biblijnych proroctwach bestia symbolizuje państwo — liczącą się na świecie potęgę polityczną. Skąd to wiadomo? Najlepiej dowodzi tego sen zesłany przez Boga prorokowi Danielowi, dotyczący czterech wielkich bestii, które wyszły z morza: lwa, niedźwiedzia, pantery i dziwnej bestii, którą nazwę tu smokiem. Anioł, wykładając Danielowi sen, wyjaśnił, że cztery potężne bestie wyobrażają „cztery królestwa, które powstaną na ziemi”1. Wielu interpretatorów proroctw Księgi Daniela uważa, że owe bestie symbolizują następujące starożytne królestwa: Babilon, Medo-Persję, Grecję i Rzym.
A zatem to, że bestia z ziemi jest bestią, wskazuje, że również ona wyobraża potęgę polityczną. Adwentyści doszli do wniosku, że chodzi tu o Stany Zjednoczone.
Oczywiście można twierdzić, że bestia z ziemi to symbol Imperium Rzymskiego z czasów apostoła Jana albo też symbol jakiejś liczącej się potęgi politycznej istniejącej na przestrzeni dwóch tysięcy lat, które upłynęły od napisania Księgi Apokalipsy. Na jakiej podstawie możemy wnioskować, że wyobraża ona USA? Oto następny dowód.

Ma władzę
nad światem

W 13. rozdziale Księgi Apokalipsy znajdujemy kilka wskazówek mówiących, że bestia z ziemi dysponuje władzą polityczną o wymiarze globalnym. Jak czytamy, „sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii”2. Ma polityczną władzę niezbędną do narzucenia fałszywego kultu nie tylko w jej granicach, ale też „ziemi i jej mieszkańcom” — panuje nad całym globem. Ponadto według Pisma Świętego „zwodzi mieszkańców ziemi (...) mówiąc (...) by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a ożyła”3. A zatem najwyraźniej sprawuje hegemonię nad całym światem. Mówiąc współczesnym językiem, jest globalnym supermocarstwem.
Niemniej jej ogólnoświatowe zwierzchnictwo nadal jeszcze nie dowodzi, że to Stany Zjednoczone, ponieważ za czasów apostoła Jana, autora Księgi Apokalipsy, supermocarstwem był Rzym. Na przestrzeni kilku ostatnich stuleci liczącym się światowym supermocarstwem była zarówno Francja, jak i Anglia. W XX wieku globalnym supermocarstwem był Związek Radziecki. Bestia z ziemi jako światowe supermocarstwo mogłaby symbolizować wszystkie te potęgi: Rzym, Francję, Anglię lub ZSRR. Aby przekonać się, że są nią Stany Zjednoczone, potrzebujemy kolejnych dowodów.

Istnieje
w czasach końca

W 13. rozdziale Księgi Apokalipsy czytamy, że bestia z ziemi zmusi wszystkie grupy społeczne do przyjęcia „znamienia na prawą rękę lub na czoło”, toteż „nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia — imienia Bestii lub liczby jej imienia”4. W 16. rozdziale mamy dodatkową informację o „znamieniu Bestii”, pomagającą nam ustalić tożsamość bestii z ziemi z 13. rozdziału. Rozdział 16. opisuje siedem plag, które ogarną świat tuż przed powtórnym przyjściem Chrystusa — pierwsza spadnie „na ludzi, co mają znamię Bestii, i na tych, co wielbią jej obraz”5.
Ponieważ plagi będą ostatnimi wydarzeniami, jakie nastąpią przed powrotem Chrystusa, i ponieważ pierwsza dotknie jedynie ludzi mających znamię bestii, to oczywiście znamię stanowi zjawisko związane z czasami końca. Stąd też bestia z ziemi, która znamię narzuca, musi być supermocarstwem istniejącym w czasach końca.
Żyjemy obecnie w czasach końca, toteż bestia z ziemi musi symbolizować państwo istniejące w latach bezpośrednio poprzedzających powrót Chrystusa. Wspomniane wyżej państwa inne niż USA nie są już supermocarstwami, dlatego nie pasują do opisu bestii z ziemi, który znajdujemy w Księdze Apokalipsy. Stany Zjednoczone są zaś supermocarstwem czasów końca i tym samym spełniają cechy proroctwa.

Ma charakter
chrześcijański

Słowo baranek pojawia się w Księdze Apokalipsy 31 razy i we wszystkich tych przypadkach prócz jednego baranek symbolizuje Chrystusa. Wyjątek ów znajduje się w 13. rozdziale i 11. wersecie — czytamy, że bestia z ziemi ma „dwa rogi podobne do rogów Baranka”. Nie jest Jezusem Chrystusem i być Nim nie może, ponieważ prześladuje Jego prawdziwych wyznawców6. A jednak ma rogi „podobne” do Barankowych. Przekładając to na język niesymboliczny, możemy powiedzieć, że państwo kryjące się pod symbolem bestii z ziemi uważa się za chrześcijańskie.
Jeśli zestawić razem cztery cechy bestii z ziemi, widać, że jest nią Ameryka:
•  bestia z ziemi jest potęgą polityczną — państwem,
•  dysponuje światową władzą — jest globalnym supermocarstwem,
•  jest supermocarstwem czasów końca,
•  jest państwem chrześcijańskim.
Tylko jedno państwo na świecie na przestrzeni minionych dwóch tysiącleci spełnia wszystkie te cechy — Stany Zjednoczone Ameryki.

Pozostałe wnioski

Skoro bestia z ziemi symbolizuje USA w czasach końca, możemy wyciągnąć dwa kolejne ważne wnioski dotyczące przyszłości tego kraju.
Połączenie Kościoła z państwem. Konstytucja Stanów Zjednoczonych mówi, że religia i państwo muszą być od siebie oddzielone. Choć chrześcijaństwo jest w USA główną religią, nigdy nie było religią oficjalną, ustanowioną na mocy prawa. Lecz skoro USA są bestią z ziemi z 13. rozdziału Księgi Apokalipsy, możemy dojść do wniosku, że amerykański historyczny rozdział Kościoła od państwa kiedyś zniknie, ponieważ, jak czytamy, bestia z ziemi narzuci określoną formę kultu.
Prześladowania. Apokalipsa mówi, że bestia z ziemi narzuci gwałtem fałszywy kult. Kto odmówi przyjęcia znamienia bestii, nie będzie mógł dokonywać jakichkolwiek transakcji, tj. ani kupować, ani sprzedawać. Ba, tym, którzy nie będą chcieli oddawać czci w jedynie słuszny sposób, grozić będzie kara śmierci!7.
W Ameryce były już prześladowania za czasów kolonijnych. Jednak od ponad dwustu lat USA zagorzale bronią praw człowieka do wyznawania i praktykowania dowolnej religii. Ameryka to kraj wolności religijnej. Wielu wydaje się nieprawdopodobne, aby przestały być obrońcą wolności sumienia i wyznania.
Jest to bardzo niebezpieczny pogląd, ponieważ łatwo wiedzie do samozadowolenia opartego na założeniu, że jak było, tak też zawsze będzie. Walter Phillips, amerykański abolicjonista z okresu wojny secesyjnej, powiedział, że „ceną wolności jest nieustanna czujność”. Słusznie. Jeśli nie będziemy czujni, Stany Zjednoczone mogą całkowicie odejść od dotychczasowej zasady wolności religijnej. Co więcej, istnieją dowody, że dzieje się to już teraz. Szczerze martwi mnie głęboka wrogość niektórych amerykańskich chrześcijan do zasady rozdziału Kościoła od państwa, stanowiącego podstawę wolności religijnej. Rozdział Kościoła od państwa polega po prostu na tym, że rząd i religia funkcjonują w odrębnych sferach, uznając nawzajem swoje specyficzne obowiązki. Są oddzielne w tym sensie, że żadne nie powinno nigdy kontrolować drugiego. A jednak historia pokazuje, że granicy tego podziału nie wytyczono precyzyjnie. Trudne kwestie doprowadzają niekiedy do bezpośredniego konfliktu pomiędzy linią postępowania państwa a wartościami Kościoła
i na odwrót. Właśnie w tym punkcie przecięcia się życia publicznego i prywatnego wymiar sprawiedliwości stara się chronić Kościół przed państwem i państwo przed Kościołem, zachowując prawa rządu, jak i wolności sumienia. Wymaga to dużych umiejętności ekwilibrystycznych. Ale ogólnie rzecz biorąc, na przestrzeni całej historii Ameryki aparatowi sądowniczemu raczej udawało się zachowywać tę równowagę. Dlatego właśnie Stany Zjednoczone są nadal krajem wolności religijnej.
Jeśli USA jakimś trafem przestałyby kiedyś być oddane zasadzie rozdziału Kościoła od państwa, nieuchronnie doszłoby do prześladowań ludzi inaczej myślących. Proroctwo z Księgi Apokalipsy o bestii z ziemi wskazuje, że któregoś dnia faktycznie tak się stanie. Powinniśmy jednak bronić tak długo, jak to możliwe, zasady mówiącej, że rząd i religia funkcjonują w odrębnych sferach i żadne nie dyktuje drugiemu, co ma robić.
Nieustanna czujność zawsze będzie ceną wolności.   
Mervin Moore

[Przedruk z miesięcznika „Sings of the Times” 9/2010. Tłum. dla www.adwentysci.waw.pl Paweł Jarosław Kamiński].

1 Dn 7,17 Biblia Wujka. 2 Ap 13,12. 3 Ap 13,14. 4 Ap 13,16-17. 5 Ap 16,2. 6 Zob. Ap 13,15-17.
7
 Zob. Ap 13,17.
Znaki Czasu styczeń2012r.

DOKĄD DOSZŁA AMERYKA ?


Dwa tygodnie po zamachach
 z 11 września 2001 roku napisałem artykuł pt. Dokąd zmierza Ameryka? Został opublikowany
w „Znakach Czasu” 10/2001.
Zapowiedziałem w nim pewne niebez­pieczne zmiany, które w efekcie tych zamachów nastąpią w Stanach Zjednoczonych. Po jedenastu latach część zapowiedzi się sprawdziła. Ostatnie wydarzenia w Stanach dowodzą, że pozostałe też się sprawdzą
Pisałem m.in. o tym, że ten bezprecedensowy zamach zmienił wszelkie dotychczasowe reguły
prowadzenia wojen; że potrzebne będą środki nadzwyczajne; zostaną odsunięte na bok wszelkie zasady, na straży których stali ojcowie Ameryki. Pisałem o ograniczeniu wolności obywatelskich, rozwinięciu systemu inwigilacji, kontrolowaniu wszelkich operacji finansowych, pozbawianiu ludzi wolności, a nawet likwidowaniu ich bez wyroku sądu — każdego, kto jedynie wyda się podejrzany o terroryzm. A to wszystko w imię zachowania bądź odbudowania zachwianego poczucia bezpieczeństwa Amerykanów, którzy się na to zgodzą, by tylko chronić swój materialny dobrobyt. Pisałem o zaakceptowaniu przez ten naród podwójnej moralności, która w poczuciu zagrożenia usprawiedliwi niemoralne posunięcia własnych władz popełniających mniejsze zło, by — jak będą twierdzić — umożliwić większe dobro. Tyle że paradoksalnie taką samą retoryką posługiwali się zamachowcy z 11 września — oni też chcieli większego dobra, dla którego byli gotowi poświęcić życie własne i przy okazji paru tysięcy innych ludzi. Czy mamy ich usprawiedliwić?
Zadałem wtedy pytanie, co będzie za powiedzmy dziesięć lat, gdy już nie będzie na świecie żadnej grupy terrorystycznej o podłożu islamsko-fundamentalistycznym. Czy rozbudowane służby specjalne, w których rękach znajdzie się tak olbrzymia władza, pozbawiona cywilnej kontroli, zechcą ją kiedyś oddać lub ograniczyć? Czy raczej w imię jej dalszego dzierżenia znajdą sobie nowego wroga, innych fundamentalistów do ścigania?
I minęło ponad dziesięć lat. W jednym na pewno się pomyliłem — islamski (i nie tylko) terroryzm nie zniknął. I to chyba byłby koniec pomyłek. Reszta pozostaje aktualna.
W dniu 15 grudnia ub.r. amerykański Kongres przegłosował ustawę o nazwie National Defense Authorization Act, która pozwala amerykańskiemu wojsku m.in. aresztować i bezterminowo przetrzymywać — bez udziału prokuratora, bez procesu czy wyroku sądu — podejrzanych o terroryzm cywili (łącznie z własnymi obywatelami) na całym świecie, z terytorium USA włącznie. Takie zamiary budzą poważne wątpliwości nawet wśród niektórych amerykańskich kongresmenów oraz organizacji broniących praw człowieka. Uważają oni, że to zbyt duża cena za utrzymanie bezpieczeństwa, i przypominają słowa Jamesa Madisona, jednego z ojców amerykańskiej konstytucji i Karty Praw: „Historia dowodzi, że sposoby obrony przed obcym zagrożeniem stają się instrumentem tyranii w domu”.
Przed jedenastu laty pytałem, dlaczego w czasopiśmie takim jak „Znaki Czasu” zwracamy uwagę na sprawy będące domeną raczej publicystyki politycznej. Odpowiedziałem wtedy, że dlatego, iż w 13. rozdziale Księgi Apokalipsy prorokowi Janowi ukazana została wizja zwierzęcia wychodzącego z ziemi, podobnego do baranka, ale mówiącego jak smok. Zwierzę to, nazywane w niektórych przekładach biblijnych bestią, będzie w czasach ostatecznych mocą prześladowczą, wrogą wobec ludu Bożego. Według liczącej około stu pięćdziesięciu lat adwentystycznej interpretacji tego proroctwa (zawartej m.in. w książce Ellen G. White pt. Wielki bój) zwierzę to symbolizuje Stany Zjednoczone Ameryki. Kraj podobny do baranka będącego symbolem Chrystusa. Kraj wolności, równości, gwarantujący prawo do życia i szczęścia każdemu obywatelowi, niezależnie od pochodzenia czy wyznania. Ale też kraj, który w pewnym momencie przemówi jak smok, będący symbolem szatana. Proroctwo przewidziało taki czas, w którym postanowienia władz amerykańskich zada­dzą kłam zasadom wolności i pokoju, jakie wcześniej uznawały za podwalinę swej polityki państwowej, a zastąpią je nietolerancją, prześladowaniami, przymusem, ekonomiczną kontrolą i ograniczaniem wolności.
Pytałem przed laty, czy coś takiego będzie kiedyś możliwe. Dziś twierdzę, że jest nie tylko możliwe, ale że już się dzieje, bo droga ku temu zastała otwarta. 
Andrzej Siciński  
Znaki Czasu styczeń 2012r.