czwartek, 28 lutego 2013

CZY APOSTOŁ PIOTR BYŁ PIERWSZYM PAPIEŻEM?

Czy apostol Piotr byl Skala i pierwszym papiezem ?
Ewangelia wg Mateusza 16:15-20
Kardynal James Gibbons napisal: "Jezus, nasz Pan, zalozyl Kosciol, ktory spodobalo Mu sie zbudowac na Piotrze. Dlatego kazdy kosciol, ktory nie uznaje Piotra za swoj fundament, nie jest Kosciolem Chrystusa i nie moze sie ostac, gdyz nie jest dzielem Boga."
Powyzsze twierdzenie opiera sie na cytacie, w ktorym Chrystus rzekomo uczynil Piotra skala i klucznikiem swego krolestwa. Oto ow cytat z katolickiej Biblii Tysiaclecia :
"Jezus zapytal ich: "A wy za kogo Mnie uwazacie?" Odpowiedzial Szymon Piotr: "Ty jestes Mesjasz, Syn Boga zywego". Na to Jezus mu rzekl: "Blogoslawiony jestes Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawily ci tego cialo i krew, lecz Ojciec moj, ktory jest w niebie. Otoz i ja tobie powiadam: Ty jestes Piotr [czyli Skala], i na tej Skale zbuduje Kosciol moj, a bramy piekielne go nie przemoga." (Mt.16:15-16).
Kluczowe slowa "czyli Skala" zostaly dodane w katolickich przekladach Pisma Swietego. Wstep redakcyjny do Biblii Tysiaclecia informuje, ze wyrazow umieszczonych w nawiasie kwadratowym nie ma w tekscie oryginalnym. Dodali je tlumacze, aby pomoc w interpretacji tekstu. Tak wiec glowny "biblijny" argument za sukcesja apostolska, nie pochodzi z Pisma Swietego!
Imie "Piotr" (gr. petros) oznacza "kamien", ktory mozna przesunac z miejsca na miejsce. W odroznieniu od niego, "skala" (gr. petra), na ktorej mial byc zbudowany kosciol, to opoka. Jezus to Petra - Skala, ktorej nie mozna poruszyc z miejsca (Iz. 44:8; Ps.18:32; 1Kor.10:4), natomiast Piotr to petros - kawalek skaly, ktory dopiero oparty na skale moze z innymi kamieniami tworzyc solidna budowle.
Kontekst powyzszego fragmentu Pisma Swietego dotyczy mesjanstwa Jezusa. Rozpoczyna sie pytaniem Jezusa: "Za kogo ludzie uwazaja Syna Czlowieczego?" (Mt.16:13). Jego kulminacja jest wypowiedz Piotra, ze Jezus jest Chrystusem, Synem Boga zywego (Mt.16:16). Konczy sie komentarzem: "Wtedy surowo zabronil uczniom, aby nikomu nie mowili, ze On jest Mesjaszem" (Mt.16:20).
Apostol Piotr potwierdzil, ze wierzacy sa jedynie kamieniami zbudowanymi na Skale, ktora jest Chrystus (Dz.4:11; 1P.2:4-8), czemu przyswiadczyl apostol Pawel (Ef.2:20; 1Kor.3:11; 10:4). Zgodnie z Pismem Swietym tylko Bog jest Skala (Ps.18:32): "Czy jest bog oprocz mnie? Nie, nie ma innej opoki, nie znam zadnej" (Iz.44:8).
Kosciol zbudowany na Piotrze, nie ostalby sie dlugo. Juz w chwile po tej rozmowie Jezus "odwrocil sie i rzekl do Piotra: 'Zejdz Mi z oczu, szatanie! Jestes Mi zawada, bo myslisz nie na sposob Bozy, lecz na ludzki!'" (Mt.16:23). Bramy piekiel przemogly Piotra jeszcze przynajmniej trzykrotnie, gdy zaparl sie Jezusa (Lk.22:54-62).
Co ciekawe, ani jeden z tzw. Ojcow Kosciola, ktorych wypowiedzi stanowia podstawe rzymskokatolickiej tradycji nie interpretowal tekstu o Skale (jako Piotrze) w taki sposob, jak czynia to dzisiaj katoliccy apologeci szukajacy w Biblii wsparcia dla roszczen papieskich. Historyk katolicki Peter de Rosa napisal:
"Slowa te mozna zinterpretowac inaczej, z czego sprawe zdaje sobie niewielu katolikow. Mozliwe, ze bedzie to dla nich szokiem, ale Ojcowie Kosciola nie widzieli zadnego zwiazku pomiedzy tekstem na scianach bazyliki, a urzedem papieskim. Do zadnego z papiezy nie stosuja slowa 'Tys jest Piotr'. Tekst analizowali wszyscy: Cyprian, Orygenes, Cyryl, Hilary, Hieronim, Ambrozy, Augustyn. Z pewnoscia nie byli protestantami, a jednak zaden z nich nie nazywa biskupa rzymskiego Skala... Wedlug Ojcow Kosciola, nie Piotr, lecz jego wiara - czy Pan, w ktorego Piotr wierzyl - jest Skala. Wszystkie sobory kosciola od Nicei w IV w. po Konstancje w XV w. sa zgodne, ze to Chrystus jest jedynym fundamentem kosciola, czyli, ze to On jest Skala na ktorej Bog zbudowal swoj kosciol... Wczesny kosciol nie widzial w Piotrze biskupa Rzymu, i dlatego nie uwazal zadnego biskupa rzymskiego za sukcesora Piotra."
Wyznanie apostola Piotra o Jezusie "Ty jestes Mesjasz, Syn Boga zywego" (Mt.16:15_16) jest fundamentem wiary chrzescijanskiej (1Kor.3:11). Niektorzy sugeruja, ze Piotr poczynil je jako pierwszy, co stawia go nad reszta uczniow, a biskupow Rzymu czyni nastepcami Chrystusa na ziemi. Tak jednak nie bylo. Pierwszy takie wyznanie zlozyl Natanael (J.1:49), pozniej inni uczniowie (Mt.14:33), a dopiero potem Piotr (Mt.16:16).
Fakt, ze Pan Jezus powolal dwunastu apostolow, zamiast jednego, sam w sobie swiadczy przeciwko idei ustanowienia jednego czlowieka nad calym chrzescijanstwem. Pan Jezus nie mowil o jednym tronie dla Piotra, lecz o dwunastu tronach dla dwunastu apostolow, ale nie na ziemi, lecz w krolestwie Bozym (Mt.19:28). Katolicki teolog Thomas Bokenkotter napisal o Piotrze: "Jego szczegolny autorytet ponad Dwunastoma nie ma potwierdzenia w Biblii. Przeciwnie, ukazany jest jako zasiegajacy rady apostolow, nawet posylany przez nich do wykonania misji czy poslugi" (Dz.8:14). To Jakub, a nie Piotr przewodniczyl pierwszemu synodowi przywodcow kosciola chrzescijanskiego (Dz.15:13-19). Apostol Pawel musial pewnego razu zganic Piotra, co takze kwestionuje role Piotra jako zalozyciela dynastii papieskiej w Rzymie (Gal.2:11-14).
Pod znakiem zapytania stoi to, czy Piotr byl kiedykolwiek w Rzymie. Zwrocmy uwage na ponizsze fakty:
W 44 roku Piotr zostal uwieziony w Jerozolimie (Dz.12).
W 52 roku byl obecny na synodzie w Jerozolimie (Dz.15).
W 53 roku Pawel przylaczyl sie do niego w Antiochii (Gal.2).
W 58 roku Pawel napisal List do Rzymian, w ktorym pozdrowil 27 osob w rzymskim kosciele, ale nie wspomina wsrod nich Piotra.
W 61 roku, gdy Pawla powiedziono do Rzymu jako wieznia, wyszlo go przywitac kilku braci z kosciola rzymskiego, ale wsrod nich nie bylo Piotra.
Apostol Pawel napisal z Rzymu wiele listow, w tym do Galacjan, w ktorym wspomina Piotra, lecz nie jako rzymskiego biskupa.
W swoim ostatnim liscie z Rzymu, Pawel napisal: "Tylko Lukasz jest ze mna... W pierwszej obronie mojej nikogo przy mnie nie bylo, wszyscy mnie opuscili: niech im to nie bedzie policzone" (2Tym.4:11.16). Watpliwe, aby apostol Piotr cieszyl sie spokojem w Rzymie, gdy inny apostol byl przesluchiwany i wieziony. Nawrocony Piotr nie zostawilby tez Pawla samego, gdyby istotnie byl w Rzymie.
Tak wiec, apostol Pawel pisal do kosciola w Rzymie, przebywal w Rzymie dluzszy czas, piszac stamtad liczne listy, a jednak ani razu nie wspomnial Piotra, co byloby niemozliwe, gdyby Piotr byl tam biskupem od okolo 20 lat, jak utrzymuje papiestwo. Wymowne sa slowa apostola Pawla: "Tylko Lukasz jest ze mna" (2Tym.4:11).
Nie mozna wykluczyc, ze Piotr zginal smiercia meczenska w Rzymie, tak jak utrzymuje tradycja, lecz wiara ze Piotr byl pierwszym biskupem (papiezem) w Rzymie, na ktorej papiestwo opiera swe pretensje do przewodzenia nad chrzescijanstwem sa jedynie poboznym zyczeniem.
Ewangelia Mateusza 16:19
"I tobie dam klucze krolestwa niebieskiego: cokolwiek zwiazesz na ziemi, bedzie zwiazane w niebie, a co rozwiazesz na ziemi, bedzie rozwiazane w niebie." (Mt.16:19).
Za kolejny argument na rzecz wywyzszenia Piotra uwaza sie przekazanie mu "kluczy" przez Jezusa. Klucze te symbolizuja znajomosc Slowa Bozego. Posiadaja je duchowni i nauczyciele Slowa Bozego. Mieli je faryzeusze, ktorym Jezus powiedzial: "Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzieliscie klucze poznania: samiscie nie weszli, a przeszkodziliscie tym, ktorzy wejsc chcieli" (Lk.11:52).
Piotr nie byl wiec jedynym, ktory mial "klucze" krolestwa Bozego. Posiada je kazdy, kto zna nauki Pisma Swietego, dlatego Jezus powiedzial Piotrowi: "I tobie dam klucze..." (Mt. 16:19).
Wypowiedz "Cokolwiek zwiazesz na ziemi, bedzie zwiazane w niebie, a co rozwiazesz na ziemi, bedzie rozwiazane w niebie" (Mt.16:19) daje autorytet kazdemu wyznawcy Chrystusa (Mt.28:18-20) do zwiazywania sil przeciwnych Ewangelii (Mt.12:29) i rozwiazywania zniewolonych (Dz.16:16-18; 3:6-8).
Tych slow Jezus uzyl uzdrawiajac zwiazana choroba niewiaste: "A czy tej corki Abrahama, ktora Szatan zwiazal juz od osiemnastu lat, nie nalezalo rozwiazac od tych pet w dniu sabatu?" (Lk.13:16). Wielu chrzescijan przez wszystkie wieki korzystalo z tego autorytetu uzdrawiajac chorych i zdemonizowanych. Bez niego bramy piekielne przemoga kazdego czlowieka (Dz.19:13-16).
Ten sam autorytet, aby zwiazywac i rozwiazywac swoja spolecznosc z indywidualnymi ludzmi otrzymal tez kazdy lokalny kosciol:
"Gdy twoj brat zgrzeszy idz i upomnij go w cztery oczy. Jesli cie uslucha, pozyskasz swego brata. Jesli zas nie uslucha, wez z soba jeszcze jednego albo dwoch, zeby na slowie dwoch albo trzech swiadkow oparla sie cala sprawa. Jesli i tych nie uslucha, donies Kosciolowi. A jesli nawet Kosciola nie uslucha, niech ci bedzie jak poganin i celnik. Zaprawde, powiadam wam: Wszystko, co zwiazecie na ziemi, bedzie zwiazane w niebie, a co rozwiazecie na ziemi, bedzie rozwiazane w niebie." (Mt.18:15-18)
PAS OWIECZKI MOJE
Ewangelia wg Jana 21:15-17
Jezus powiedzial do Piotra trzykrotnie: "Pas owieczki moje". Dlaczego? Otoz Piotr jako jedyny z uczniow trzykrotnie sie Go zaparl (Mk.14:66-72). Kiedy Piotr nawrocil sie i wyznal swoj blad, Jezus zrehabilitowal go w oczach calego kosciola, trzykrotnie zapraszajac ponownie do pracy duszpasterskiej (J.21:15-17).
Piotr nie uwazal sie za lepszego od innych. Wszystkich pracownikow Ewangelii uwazal za duszpasterzy, a Jezusa za Arcypasterza. Zgodnie z biblijnym swiadectwem Piotr nie piastowal szczegolnego stanowiska, ktore moglby przekazac biskupom Rzymu.
Nie ma tez zadnych dowodow na to, ze apostol Piotr byl kiedykolwiek biskupem Rzymu. Ireneusz, biskup Lyonu (178-200), ktory spisal imiona pierwszych dwunastu biskupow Rzymu podaje, ze pierwszym byl Linus. Takze Euzebiusz z Cezarei, historyk wczesnochrzescijanskiego kosciola nie pisze, aby Piotr sprawowal funkcje biskupa Rzymu. Katolicki historyk Thomas Bokenkotter napisal:
"Jak doszlo do tego, ze biskup Rzymu zaczal byc traktowany jako nastepca Piotra w przewodzeniu nad swiatowym kosciolem? Nie ma zadnego wiarygodnego historycznego dowodu na to, zeby biskup Rzymu w ogole roscil sobie takie prawo, przynajmniej do polowy trzeciego wieku... Wydaje sie, ze w czasie synodu w Nicei (325 roku n.e.) doktryna o supremacji papieskiej nie byla jeszcze znana kosciolowi chrzescijanskiemu."
W sredniowieczu o wyborze papieza nierzadko decydowala intryga, podstep, zbrodnia, przekupstwo, swieckie armie, a nawet rzymski motloch. Szesciu papiezy zawdzieczalo urzad papieski duetowi nierzadnic Teodorze i Marozji, ktore kierowaly polityka Rzymu w X wieku. Teodora byla kochanka trzech duchownych, ktorzy za jej sprawa stali sie papiezami -
Anastazego III (911-13),
Lando (913-14) oraz Jana X (914-28), zas jej corka
Marozja - kochanka papieza
Sergiusza III (904-11) - wprowadzila na tron papieski
Leona VI (928),
Stefana VII (928-31) oraz swego syna z nielegalnego zwiazku z papiezem Sergiuszem III -
Jana XI (931-5). Papiezem zostal takze i to w wieku 16 lat jej wnuk
Jan XII (955-64), ktory uczynil z palacu lateranskiego harem, a zginal w lozku jednej z zameznych kochanek zabity przez jej meza. Papiezami zostalo jeszcze dwoch prawnukow Marozji:
Benedykt VIII (1012_24) oraz
Jan XIX (1024-32), a takze jej siostrzeniec
Jan XIII (965-72), za zgoda ktorego doszlo do powstania Kosciola polskiego w 966 roku.
Bywalo, ze dwie, nawet trzy osoby naraz piastowaly urzad papieza, ekskomunikujac sie nawzajem. Takze wiec z punktu widzenia ciaglosci historycznej, nie sposob mowic o sukcesji. Nawet kosciol rzymski, mimo bogatych archiwow nie potrafi zweryfikowac kompletnej listy papiezy. Encyklopedia Katolicka podaje: "Musimy otwarcie przyznac, ze uprzedzenia i niedostatek zrodel uniemozliwiaja w pewnych przypadkach rozpoznanie czy kandydaci byli papiezami czy antypapiezami."
Ponizszy material pochodzi z ksiazki: "Apokalipsa: Czasy konca w proroctwach Biblii"
Jonatan Dünkel
      www.orionplus.pl 
Przesłane  przez  Tomka  Grzesikowskiego

wtorek, 19 lutego 2013

WYKŁAD Dr. ALEKSANDRY NIEDZWIECKI NA TEMAT CHORÓB NOWOTWOROWYCH

Od zarania dziejów ludzkość zmaga się z chorobą, która w większości przypadków okazuje się nieuleczalna -- jest nią rak. Jednocześnie niemal od stu lat choroba ta wyznacza kierunek inwestycji przemysłu farmaceutycznego, który przekształcił epidemię raka w biznes wart wiele miliardów dolarów.

Wykład Dr Aleksandry Niedzwiecki -- Dyrektora Naukowego Instytutu Medycyny Komórkowej Dr Ratha w Kalifornii -- wygłoszony w dwóch polskich miastach: Wrocławiu i Kwidzynie, przybliża nowatorskie badania naukowe nad naturalnymi substancjami w kontroli raka. Naturalna synergia składników odżywczych, jak: witaminy, minerały, pierwiastki śladowe, aktywne substancje roślinne i in. wykazuje wyjątkową skuteczność w hamowaniu kluczowych mechanizmów raka i stanowi przeciwieństwo toksycznych metod: chemio- i radioterapii.

http://www.youtube.com/watch?v=7ZXiya2KUl0&feature=relmfu


--------------------------------------------------------------
Biuletyn StopCodex
http//:Stopcodex.pl
-----------------------------------------------------------

Jak od wspomóc swoje zdrowie w prosty sposób...
http://joyday.implesite.pl/

WEZWANIE Dr.RATHA

Od spotkania 13 marca 2012 roku w Berlinie Dr. Rath wzywa ludzi w Niemczech i w całej Europie, aby wzięli na siebie odpowiedzialność. Jest to wezwanie, aby budować wspólnie demokratyczną Europę dla ludzi i przez ludzi -- budować nowy świat oparty na zdrowiu poprzez prewencję i zwalczanie chorób.

Dostępne wyniki badań naukowych opartych na naturalnych środkach dają do zrozumienia, że można zmniejszyć wiele powszechnych chorób do ułamka ich obecnego rozmiaru. Ale ten wspaniały „świat bez chorób" nie jest nam dany - ponieważ każda z nich jest dla przemysłu farmaceutycznego miliardowym zyskiem! Jeśli chcemy stworzyć świat bez chorób dla naszych dzieci: musimy się zaangażować. Teraz!

http://www.youtube.com/watch?v=YgoCOxgI85M&feature=player_embedded#!

--------------------------------------------------------------
Biuletyn StopCodex
http//:Stopcodex.pl

Dr,STANISŁAW BURZYŃSKI " RAK TO WIELKI BIZNES"

Spotkanie z Dr. Stanisławem Burzyńskim, twórcą leku na raka
bohaterem filmu "Rak to wielki biznes", reż. Eric Merola
Festiwal Filmów Dokumentalnych Humandoc 2011
2 grudnia 2011, Kinoteka, Warszawa

Film "Rak to wielki biznes", reż. Eric Merola
otrzymał nagrody publiczności warszawskiej i ogólnopolskiej
podczas Festiwalu Humandoc 2011

http://www.youtube.com/watch?v=sdKw0Nl91h8&feature=player_embedded

sobota, 9 lutego 2013

BÓG JEST FIZYKĄ ?


Współczesna fizyka odwołuje się do teorii hiperprzestrzeni, światów równoległych i wielowymiarowości. Dokładnie o tym samym mówi biblijny przekaz, choć używa innych słów — zrozumiałych dla człowieka sprzed paru tysięcy lat. Te dwa punkty widzenia — religijny i naukowy — zantagonizowano i przekreślono znak równości między wiarą a rozumem.
Ale czy ów odwieczny spór o Boga jest rzeczywiście sporem racjonalnym? Czy spór o Boga nie jest czasem jedynie garścią stereotypów myślowych, które nadal 
 funkcjonują w naszych głowach, sprowadzając się do tezy, że Bóg Biblii nie może być „naukowy”, a Bóg nauki nie może być „biblijny”? Któryś z nich już z założenia musi być gorszy. Ale czy tak rzeczywiście jest? A może jest to kwestia złego założenia, szablonu myślowego czy w końcu nazewnictwa, w jakie z upływem wieków ubrano Boga Biblii?

Staruszek z Edenu

Najlepiej z siwą brodą, dobroduszny, nieco przygłuchy. Taki, co to szybko się złości, ale też równie szybko mu przechodzi. Na wpół mityczny, archaiczny, oderwany od rzeczywistości. Taki wizerunek wynurza się ze stereotypu myślowego współczesnego człowieka, karmionego od dziecka animowanymi bajkami o Biblii. Czy tak jest istotnie?
Uważny czytelnik Starego Testamentu dostrzeże zupełnie coś innego. W świadomości Izraela istniał — i tak jest nadal — zakaz wyobrażania sobie Boga w jakikolwiek sposób i sprowadzania Go do czegokolwiek. Został on sformułowany w drugim przykazaniu biblijnego dekalogu1. Chodziło o to, by Bóg nie był „Czymś” lub „Kimś” z ludzkich wyobrażeń. Sam przedstawia się Mojżeszowi przy krzewie gorejącym w sposób nieco dziwaczny (zresztą bezpostaciowo): Jestem, który Jestem. Jeszcze kilkakrotnie nazwie się podobnie, choćby w akcie stworzenia: Elohim — Ten, który wszystko tworzy, siła sprawcza. Samo imię Jahwe (JHWH) oznacza wieczny byt, wieczne istnienie, absolut.
Jakże podobny jest ten wizerunek Boga jako czystej, wielkiej Myśli, Mózgu wszechświata do wizerunku Boga nauki, Boga Einsteina i Pascala. Profesor Michio Kaku, fizyk z Uniwersytetu w Nowym Jorku, stwierdza: „Gdy uczeni używają słowa Bóg, zwykle mają na myśli Boga Porządku. (...) Einstein w ciągu całej swojej kariery wierzył, że we Wszechświecie istnieje tajemniczy boski porządek. Zwykł mówić, że celem jego życia jest zgłębienie boskiej myśli. Einstein wielokrotnie odwoływał się do tego Boga w swoich pismach, nazywając go czule Staruszkiem”. Skoro sam Albert Einstein nazywał Boga Staruszkiem, widać uczłowieczał Go i identyfikował emocjonalnie. W ten sposób stawał mu się bliższy. Podobną metodą posłużyli się pisarze Biblii, ale nawet oni nie śmieli nazywać Jestem, który Jestem Staruszkiem. Mawiali za to: „straszne i wielkie jest imię Boże”. Co ciekawe, żaden ze starotestamentowych pisarzy czy proroków nigdy nie pokusił się, by opisywać wygląd Boga. W starotestamentowej świątyni nie było Jego popiersia czy posągu. Nawet dla ówczesnych ludów pogańskich był to zadziwiający i tajemniczy Bóg bez twarzy i bez kształtu.
Skąd więc spór o postrzeganie Boga? Może stąd, że uczeni i laicy nie potrafią się wzajemnie porozumieć, bo nie mówią tym samym językiem, choć odwołują się do tego samego Boga. Dla naukowców określenie „Bóg” prawie zawsze odnosi się do „Boga cudów”, a ten powinien ich zdaniem istnieć poza nauką. Ale czy tak musi być? Niekoniecznie — przecież biblijny obraz Boga to właśnie obraz Boga porządku, Boga poza czasem i przestrzenią, Boga niewyobrażalnego umysłem, wiecznego bytu. Ten obraz jest już o wiele bliższy naukowym wyobrażeniom. A więc może nie chodzi o istnienie Boga, tylko o to, jak kto sobie Go wyobraża lub jak kto Go nazwie?

Matematyczna
teologia

Ostatnio w świecie nauki dużo mówi się o tzw. matematycznej teologii. Sami naukowcy kłócą się wzajemnie, która z wielkich teorii jest bardziej prawdopodobna, a która trąci literaturą z pogranicza fantastyki. „Wiara we wszechmogącego Boga została teraz zastąpiona wiarą w teorię kwantową i ogólną teorię względności” — przyznaje prof. Michio Kaku. A więc nadal jest to kwestia wiary, bo — jak stwierdza sam fizyk — „stworzenia nie da się zmierzyć w laboratorium, a więc takie abstrakcyjne idee nigdy nie zostaną zweryfikowane”. Współcześni wielcy fizycy liczą się z tym, że potwierdzalność ich teorii jest bardzo ograniczona, a wszelkie eksperymenty są poza zasięgiem ludzkich możliwości.
Przez ostatnich trzysta lat, czyli od czasów Newtona, sądziliśmy, że czas w całym wszechświecie jest jednostką stałą i płynie z taką samą prędkością. Obojętnie, czy będzie to na Marsie, na Słońcu, czy na Saturnie, to nasze zegarki pokażą tę samą godzinę. Wszystko runęło na początku XX wieku, kiedy niemiecki fizyk Albert Einstein zatrząsł podstawami teorii Newtona, twierdząc, że jest zupełnie inaczej. Na początku nikt nie chciał w to wierzyć, a jednak późniejsze eksperymenty przeprowadzone z zegarami atomowymi wysłanymi na orbitę okołoziemską potwierdziły, że zegar na Ziemi i zegar umieszczony w przestrzeni kosmicznej chodzą w różnym tempie, a więc pokazują inny czas.
Czy te rewelacje odkrył rzeczywiście Einstein dopiero w XX wieku? Otóż nie! Tę swoistą, uproszczoną teorię względności odnajdujemy i w Starym, i w Nowym Testamencie, gdzie Bóg przez proroków mówi: Mój czas nie jest waszym czasem2. Jak dzisiaj można wyłożyć prostemu człowiekowi teorię względności czasu? Chyba tylko tak, jak zrobili to dawno temu Mojżesz i Piotr. Tylko skąd oni wiedzieli o teorii względności?

Dzieci
wszechświata

Współczesna fizyka odwołuje się do teorii hiperprzestrzeni, światów równoległych i wielowymiarowości. Otóż biblijny przekaz mówił już dużo wcześniej o tzw. trzecim niebie3. Być może owe niebo (coś na kształt świata równoległego) zostało tak nazwane, ponieważ wyobrażenia znane współczesnej fizyce nie mieściły się w głowie człowieka sprzed dwóch tysięcy lat. Nawet dzisiejsi giganci fizyki potrafią mówić ludzkim językiem, stosując czasem wręcz naiwne przykłady. Wszechświat porównywany jest przez nich do wielkiego Jabłkoświata, który niczym jabłoń ma na swoich gałęziach mnóstwo owoców. Każde jabłko to osobny świat, zamieszkały lub nie.
Biblijny obraz trzeciego nieba to obraz świata wypełnionego mieszkańcami, a aniołowie to nie ludzie ze skrzydłami, rodem ze średniowiecznych obrazków, lecz duchowe istoty, które poruszają się w czasie i przestrzeni. Wszechświat jest więc zamieszkały nie przez świętych i błogosławionych (bo o tym milczy Biblia), ale istoty duchowe, inteligentne, zorganizowane w jakieś „wyższe cywilizacje”. Istoty duchowe, które mogą się materializować, zmieniać kształt, poruszać w czasie i które na pewno znają prawa fizyki, bo nimi się po prostu posługują. My jesteśmy przy nich skazani jedynie na swoją trójwymiarowość. Już wyobrażenie sobie czwartego wymiaru stanowi dla nas nie lada wyczyn intelektualny, a co dopiero mówić o wielowymiarowych przestrzeniach. Niezależnie więc od tego, czy nazwiemy wszechświat Jabłkoświatem, czy niebem, pozostanie to tylko kwestią nazewnictwa, bo podmiot i przedmiot rozważań jest ten sam. Reszta zależy od nas.

Duchy
z innych wymiarów

Czwarty wymiar wkroczył do powszechnej świadomości ludzi w 1877 roku, kiedy w Londynie miał miejsce skandalizujący proces, który rozpoczął wielką dyskusję nt. zjawisk paranormalnych. Gazety obszernie opisywały proces medium spirytystycznego Henry’ego Slade’a, który dokonywał rzeczy niemożliwych, np. łączył złamane zapałki, czytał teksty w zamkniętych kopertach, wywoływał duchy. Wkrótce wytoczono mu proces, uważając jego „triki” za czyste oszustwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obrony Slade’a podjęli się ówcześni wybitni naukowcy, późniejsi laureaci Nagrody Nobla. Główną rolę odegrał Johann Zoellner, profesor fizyki i astronomii z Lipska. Twierdził on, że sztuczki Slade’a są możliwe, ale tylko w czwartym wymiarze. Slade potrafił bowiem zmieniać prawoskrętną muszlę w lewoskrętną, a także potrafił spleść dwie oddzielne i zamknięte drewniane obręcze — bez ich przecinania czy łamania. Sztuczki te badano na wiele sposobów. Świat nauki orzekł, że Slade nie posługiwał się żadnymi trikami. W końcu, po wielkiej burzy, stwierdzono: „Slade dokonywał czynów, które są możliwe wówczas, gdy przyjmiemy, że czwarty wymiar zamieszkany jest przez duchy”. To twierdzenie poparli również niektórzy współcześni fizycy, obserwując 15 lat temu podobne wyczyny medium izraelskiego Uri Gellera.
Cóż, „świat duchów” to rzeczywiście oświadczenie nie bardzo pasujące do języka nauki, a jednak fizycy zgodzili się, że istnieje! Takiego samego odkrycia, i to kilka tysięcy lat temu, dokonała Biblia, wyraźnie stwierdzając, że obok naszego świata istnieje także świat duchów, demonów. W Liście do Efezjan apostoł Paweł pisze: „Gdyż bój toczymy nie z krwią i ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władzami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich”4.

Chrystus
— Istota z innego
wymiaru?

Ewangeliści szeroko opisują dzieje Jezusa, sprawozdając m.in., że chodził po wodzie, przenikał ściany, materializował się i dematerializował. To wszystko z punktu widzenia współczesnego człowieka wydaje się być jakąś chrześcijańską mitologią. A jednak najnowsza fizyka dopuszcza realność takiej sytuacji. Profesor Michio Kaku, czołowy autorytet w tej dziedzinie, tak pisze o nieznanych nam, ale istniejących według fizyków wymiarach: „Wyobraźmy sobie, że potrafimy znikać i pojawiać się, kiedy chcemy. Zamiast jechać do szkoły czy pracy, po prostu znikamy i materializujemy się ponownie w klasie i biurze (...). Wyobraźmy sobie, że nasze oczy mogą prześwietlać przedmioty jak promienie Roentgena. Możemy zobaczyć katastrofy, do których dochodzi daleko od nas (...). Naprawdę czynilibyśmy cuda, dokonując rzeczy wykraczających poza ludzką zdolność pojmowania”.
Jaka istota mogłaby posiadać ową boską moc? Profesor odpowiada: „Istota z wyższych wymiarów. Trójwymiarowi mieszkańcy naszego świata nie mają takich możliwości. Dla czterowymiarowej istoty takie wyczyny są igraszką”. To nie jest literatura fantastycznonaukowa. To poważna koncepcja hiperprzestrzeni i dziesięciu wymiarów. Wielu fizyków światowej czołówki poważnie traktuje tę teorię.
Kim więc był Jezus, owo Słowo, które stało się ciałem? Czy nie był On właśnie Istotą z innego wymiaru?

Hiperprzestrzeń
z Edenu

Według teorii hiperprzestrzeni, przed Wielkim Wybuchem nasz kosmos był doskonałym, dziesięciowy­miarowym wszechświatem, w którym istniała możliwość przemieszczania się między wymiarami. Jednak doszło do kataklizmu i załamania się przestrzeni i czasu. W ten sposób powstały dwa oddzielne wszechświaty. Nasz czterowymiarowy świat (choć człowiek dostrzega zmysłami tylko jego trójwymiarowość) rozszerzył się, a sześciowymiarowy stał się nieskończenie mały. W rezul­tacie tej katastrofy gwiazdy i galaktyki oddalają się od nas z gigantyczną prędkością. Ale nasz wszechświat ma nadal swojego brata bliźniaka — ów wszechświat równoległy. Michio Kaku dochodzi do zaskakującego wniosku: „Wszechświat towarzyszący nie jest tylko dodatkiem do naszego wszechświata, może ostatecznie okazać się dla nas zbawieniem”. Teoria ta jest jedną z bardziej prawdopodobnych wersji powstania kosmosu. Mówi ona o jakiejś tragedii, która dokonała się w doskonałym wszechświecie. Była ona spowodowana bliżej nieokreśloną niestabilnością, w wyniku której kosmos załamał się. Przypomina to tragedię biblijnego raju — doskonałego superświata, gdzie rzeczywistość Boga graniczyła z rzeczywistością ludzi, tworząc doskonałą harmonię. Teologowie są na ogół zgodni, że świat sprzed grzechu był zupełnie inny od tego, który znamy — nie było w nim przemijania, procesów degeneracji, śmierci itp. Także możliwości ludzi były zupełnie inne, być może telepatyczne, skoro Ewa rozmawiała z wężem... Być może pierwsi ludzie mogli poruszać się w innych wymiarach, skoro obcowali z istotami duchowymi, na przykład z Bogiem czy aniołami. Ich świat załamał kataklizm zwany grzechem nieposłuszeństwa, który sprowadził ból i śmierć. Eden został zamknięty, a Adam i Ewa zostali sprowadzeni do prymitywniejszej formy świata trójwymiarowego, z którego ograniczeniami spotykamy się do dzisiaj. Możliwości człowieka zostały zahamowane, a potem nastąpiło oddalenie od naszego wszechświata świata mu towarzyszącego. Zdają się to potwierdzać słowa Jezusa: „Moje Królestwo nie jest z tego świata”. O jakim świecie mówił Chrystus? Jaki to świat „może ostatecznie okazać się dla nas zbawieniem”?

Śmierć
wszechświata

Dla każdego fizyka i kosmologa pewne jest, że wszechświat kiedyś umrze. „Gwiazdy będą się zapadały, temperatura dramatycznie wzrośnie, aż cała materia i energia Wszechświata skondensuje się w olbrzymią kulę ognia, która zniszczy nasz świat. Wszystkie formy życia zginą” to wizja naukowców. Ten apokaliptyczny obraz śmierci wszechświata jest dla biblisty bardzo zrozumiały, choć przecież pozornie osadzony na przeciwstawnym światopoglądzie. Eschatologiczny opis końca świata jest niemalże kopią naukowej wizji, z tą tylko różnicą, że dzieli je ponad dwa tysiące lat: „Słońce się zaćmi i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem, i gwiazdy spadać będą z nieba, i moce niebieskie będą poruszone”5; „Gdyż gwiazdy niebios i ich planety nie dadzą swojego światła”6; „Wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną”7.
Według Geralda Feinberga, nieżyjącego już fizyka z Uniwersytetu Columbia, ludzkość może mieć jednak pewną nadzieję. Otóż wysunął on hipotezę, że inteligentne życie posłuży się innymi wymiarami, by wyjść z kosmicznej tragedii. Według tej teorii, której zwolennikiem jest także wielu czołowych fizyków (Hoimar von Ditfurt, Michio Kaku), „w ostatnich chwilach zapadania się Wszechświata nasz bratni wszechświat otworzy się raz jeszcze i podróże między wymiarami staną się możliwe. Inteligentne formy życia przetunelują do wielowymiarowej przestrzeni lub równoległych wszechświatów, unikając śmierci. Wtedy będą mogły obserwować śmierć Wszechświata, zapadającego się w ognistym kataklizmie. Nastąpi kolejny Wielki Wybuch i stworzy kolejny wszechświat — ich nowy dom”. Zadziwiające, że ta relacja wydaje się być niezwykle spójna z relacją biblijną. Według tej drugiej, nasz wszechświat zginie w ogniu. Owa śmierć wszechświata zostanie zaplanowana przez Absolut zwany w teologii Bogiem. Ziemia ma być „nową ziemią”, a kosmos „nowym niebem”. Apostoł Jan w wizji opisał dziwne rzeczy: „I widziałem nowe niebo i nową ziemię, albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły”8.
Hipoteza prof. Feinberga oraz wizja apostoła Jana mają ze sobą dużo wspólnego. Oba poglądy mówią o kosmicznej śmierci wszechświata, o śmierci gwiazd, słońca i planet. Mówią też o stworzeniu nowego wszechświata, który stanie się „nowym domem”. Zadziwiające, ale na pomoc ludzkości przybędą rzeczywiście „inteligentne formy życia” i czy uznamy, że pochodzą z szóstego czy dziesiątego wymiaru, to fakt pozostaje faktem: biblijny przekaz wyraźnie o nich mówi, choć w słowach prostych, bo i prości byli odbiorcy9.
Czy więc nazwiemy Boga Inteligentną Formą Życia, czy Kosmicznym Porządkiem, czy Absolutem, czy tak jak Einstein Staruszkiem, to ciągle mówimy o tym samym kosmicznym Bogu. Tylko skąd się wzięły te uderzające podobieństwa w relacjach biblijnych pisarzy z przecież niebiblijnymi, bo współczesnymi, teoriami niewierzących fizyków XX i XXI wieku? A może to właśnie wiara jest tym tunelem do hiperprzestrzeni światów równoległych?
Współczesny matematyk wiedeński pracujący w Instytute for Advanced Study w Princenton powiedział: „Istnieją prawdziwe zdania, których nie sposób udowodnić za pomocą arytmetyki”.    
Klaudia Karauda

1 Zob. Wj 20,4-5. 2 Por. Ps 90,4; 2 P 3,8. 3 Zob. 2 Kor 12,2. 4 Ef 6,12. 5 Mt 24,29. 6 Iz 13,10. 7 2 P 3,10. 8 Ap 21,1. 9 Zob. Ap 21,1-5.

[Cytaty pochodzą z książki Michio Kaku Hiperprzestrzeń. Naukowa podróż przez wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1992].
 Znaki Czasu luty 2013 r.  

BIZNES Z CHORÓB CZYLI PACJENT W MATRIXIE


Aleksandra Niedzwiecki jest doktorem biochemii. Współpracowała z dwoma laureatami Nagrody Nobla — prof. Geraldem Edelmanem i dr. Linusem Paulingiem. W Instytutucie Linusa Paulinga objęła kierownictwo badań nad chorobami serca. Wspólnie z dr. Matthiasem Rathem rozpoczęła tam badania nad rolą substancji odżywczych w chorobach serca i układu krążenia. Obecnie jest przewodniczącą zarządu i dyrektorem badań Instytutu Medycyny Komórkowej Dr. Ratha w Kalifornii, wiceprezydentem Fundacji Zdrowia Dr. Ratha i prezesem Dr Rath Humanities Foundation. Opublikowała ponad 90 naukowych prac badawczych w renomowanych międzynarodowych czasopismach naukowych, jest współautorką rozdziałów książek naukowych i popularnonaukowych.
Dr Niedzwiecki jest członkiem American College of Nutrition, zasiada w naukowym zarządzie wydawniczym „International Journal of Oncology”, jest współredaktorką magazynu „Cellular Health Communications” i innych, jak i członkiem wielu organizacji zawodowych: American Heart Association, American Medical Women’s Association, Council on Arteriosclerosis, American Academy for the Advancement
of Science.

„ZNAKI CZASU”: Zespół naukowców pod kierunkiem Pani i doktora Matthiasa Ratha dokonał rewolucyjnego odkrycia — poznaliście mechanizmy przerzutów raka i umiecie je kontrolować. Opracowaliście naturalny preparat hamujący metastazę. A to znaczy, że rak został pokonany i pacjent może żyć. To godne nobla, tymczasem ani nobla, ani nawet rozgłosu w mediach. Dlaczego?

ALEKSANDRA NIEDZWIECKI: Szczególna waga naszych badań w dziedzinie raka polega na tym, że skoncentrowaliśmy się na badaniach metastazy —czyli procesu, który jest najniebezpieczniejszym stadium raka. Co więcej, nasze badania nad kontrolą raka ukierunkowane są na biologiczną regulację tego procesu przy pomocy naturalnych substancji. Kierunek ten okazał się właściwy i opracowaliśmy specyficzny zestaw naturalnych składników odżywczych, który jest skuteczny w kontroli głównych mechanizmów raka. To, że rozpad tkanki otaczającej komórki raka jest niezbędny do migracji komórek i inwazji do innych organów, było znane już wcześniej. Myśmy wykazali, że specyfi­czny zestaw mikroelementów pozwala kontrolować ten proces w sposób naturalny. Nie ma obecnie żadnej metody wykazującej tak skuteczne kompleksowe działanie.
Chyba nie jest to zaskoczenie, że prasa milczy. Gdyby podobne rezultaty mogły być osiągnięte przy pomocy leku farmaceutycznego, to sytuacja byłaby inna. Substancje naturalne nie są patentowalne i nie gwarantują tak ogromnych zysków jak leki. A poza tym — czy firmy farmaceutyczne są rzeczywiście zainteresowane wyleczeniem raka? Zarabiają krocie na lekach chemioterapeutycznych i innych, które pacjenci muszą brać, by walczyć z dewastującym wpływem chemioterapii na organizm. Jest to zastanawiające, że chociaż metastaza jest odpowiedzialna za śmierć 9 na 10 pacjentów chorych na raka, to zainteresowanie badaniami metastazy jest znikome. Tylko pięć procent funduszy badawczych w raku jest dedykowane badaniom metastazy. Pytanie: dlaczego?
Jeśli chodzi o Nagrodę Nobla, to bardzo się ona zdewaluowała. Poza tym największą nagrodą dla każdego naukowca jest to, że wyniki badań przynoszą korzyść ludziom.

Medycyna naturalna, szczególnie terapie raka, bywa kojarzona z szarlatanerią. Lekarze uważają ją za nieskuteczną i przestrzegają pacjentów. W USA nawet zabronione są naturalne terapie raka. Dlaczego tak się dzieje?

Jest to wynik wpływu ogromnego i potężnego lobby farmaceutycznego, które kontroluje medycynę, polityków, media i świat finansowy. Szkoły medyczne kształcą lekarzy w dziedzinie farmakologii, a nie roli żywienia. Młodzi lekarze nie mają dostatecznej wiedzy o tym, jak ważne są mikroelementy dla zdrowia. Poza tym poddani są presji, by nie odbiegać od ustalonych standardów. Spotkałam się ostatnio w USA z taką oto opinią lekarza zapytanego, czy mikroelementy są pomocne jako dodatkowa terapia w raku: „Nie wiem i ten temat mnie zupełnie nie interesuje”. Niestety, nie jest to odosobniona opinia. Może też przynosi psychiczny komfort, gdyż wiedząc, jak bardzo są pomocne naturalne metody, trudno byłoby rekomendować leki, szczególnie te, których działanie jest kwestionowane.
Należy również przyznać, że w dziedzinie medycyny naturalnej pojawiają się też osoby nieodpowiedzialne, promujące metody niepoparte naukowo. Jednak wraz z rozwojem tej dziedziny zostaną one wyparte przez naukowo udowodnione, skuteczne sposoby utrzymania zdrowia i walki z chorobami, bazujące na naturalnych, bezpiecznych i skutecznych związkach naturalnych.

Jakie są naukowe dowody skuteczności naturalnego podejścia do raka?

Jest ich wiele. Nasza grupa naukowców opublikowała na ten temat ponad 70 prac naukowych, wskazujących, że naturalny zestaw mikroelementów jest skuteczny w kontroli głównych mechanizmów działania raka w ponad 40 różnych rodzajach komórek raka. Publikacje te są dostępne w PubMed — głównym źródle informacji medycznej i naukowej. Wiedza ta jest akceptowana w kręgach naukowych, jako że jesteśmy zapraszani przez redaktorów różnych książek naukowych, by publikować nasze osiągnięcia jako rozdziały w ich książkach.

Dlaczego ten naturalny kierunek nie jest promowany? 20 lat temu dr Rath pokazał światu, jak pokonać choroby serca i układu krążenia, włącznie z cofaniem zmian chorobowych — i to naturalnie! Nikt nie zakwestionował jego badań, a jednak świat medyczny nie wdrożył tych odkryć. W leczeniu nowotworów też macie naukowe dowody i też cisza...

Dr Rath jasno przedstawił to w wielu swoich wypowiedziach i szeroko na łamach Fundacji Zdrowia Dr. Ratha — jest to biznes z chorób. Naukowo udokumentowane naturalne podejście do zdrowia — skuteczne, lecz niemożliwe do opatentowania — zagraża podstawom ekonomicznym tego biznesu. Nawet firmy farmaceutyczne akceptują wartość substancji naturalnych w zwalczaniu raka — obecnie jest prowadzonych ponad 100 badań klinicznych ze związkami naturalnymi w różnych aspektach tej choroby1. Oczywiście pomyślne rezultaty będą stosowane w sposób korzystny dla biznesu, czyli — chemiczna modyfikacja aktywnych składników, by je opatentować i mieć wyłączność ich sprzedaży za wysoką cenę. Jednoczesne prawne zabranianie dostępu do tych samych naturalnych związków to biznes z chorób.

Czy medycyna rzeczywiście leczy raka? Czy jest jakiś postęp?

Niestety nie jest on realny, a właściwie postęp jest głównie w promowaniu i triumfalnym ogłaszaniu, że mamy nowy lek, który jest skuteczny w raku. Jednak potem zapada cisza, gdyż po jego wprowadzeniu okazuje się, że skuteczność jest niższa od oczekiwanej lub też żadna. Ale reklama pozwala ściągać nowe fundusze na dalsze badania, które idą w zasadzie w jednym kierunku: niszczenia komórek raka bronią chemiczną. Czas, by zaakceptować fakt, że rak pozostaje w dalszym ciągu drugą przyczyną śmierci i diagnoza raka stale rośnie. Nie można spodziewać się innych rezultatów, robiąc wciąż to samo. Jeśli chodzi o stosowanie chemioterapii jako udowodnionej i skutecznej metody leczenia, to statystyki mówią inaczej. Przegląd skuteczności chemioterapii w 22 rodzajach raka wykazał, że zwiększa ona szanse na pięcioletnie przeżycie tylko o 2,1 procent i w wielu rodzajach raka nie ma żadnej korzyści. Badanie to opublikowane zostało w „Clinical Oncology”2. Niestety ta informacja nie trafia do pacjentów, a raczej poddawani są oni presji psychicznej, by tę metodę zaakceptować. Niewiele osób z diagnozą tej choroby ma siłę i wiedzę, by się temu przeciwstawić.

Jak medycyna tworzy statystyki uleczalności nowotworów?

Wyleczenie zastąpiono „przeżyciem pięciu lat”. Średnio tylko około 60 proc. pacjentów przeżywa pięć lat od diagnozy raka. W raku żołądka jest to 25 proc., płuc — 17 proc., trzustki — 5 proc.

Sumy wydawane na badania nad lekami rosną i statystyki nowotworów też. W Polsce w ciągu 15-20 najbliższych lat przewidywany jest wzrost o 40 procent, na świecie — według raportu „Lancet Oncology” — aż o 75 procent. Dwukrotny noblista Linus Pauling, z którym zresztą Pani współpracowała, powiedział, że większość badań nad rakiem to wielkie oszustwo...

Tak, i sam tego doświadczył, kiedy jego protokół badań klinicznych z witaminą C został zmodyfikowa­ny i statystyczne wyniki zmanipulowane, by wykazać nieskuteczność tej metody. Trudno jest również wprowadzać zmiany metod leczenia, jeśli badania kliniczne z substancjami naturalnymi mogą być przeprowadzane na pacjentach z terminalnym stadium raka, gdy już wszystkie metody konwencjonalne zawiodły.

Jest coraz więcej leków onkologicznych na rynku, ale leczenie wcale nie stało się skuteczniejsze. Jaki jest mechanizm dopuszczania ich na rynek?

Dopuszcza się leki, które wykazują minimalne skutki pozytywne w badaniach klinicznych na wyselekcjonowanej grupie pacjentów — gdy w badaniach klinicznych powodują zmniejszenie guza nawet o 30 procent, tylko przez 28 dni i tylko u połowy pacjentów. Jednak każdy pacjent myśli: o, to jest lek, który był testowany i jest skuteczny.

Dlaczego wciąż stosuje się chemioterapię, skoro wykazano jej skuteczność na poziomie zaledwie dwóch procent? Do tego jest wysoce toksyczna, szalenie droga i ma fatalne skutki uboczne.

Przynosi ogromny profit, a do tego generuje nowe choroby (działania uboczne leków), które potrzebują nowych leków. Jest to spirala zysku — leki przepisywane na leczenie jednej choroby generują nowe, które zwiększają zapotrzebowanie na nowe leki i procedury medyczne. Toksyczność chemioterapii uruchamia całą gamę chorób ubocznych, które leczone są wieloma środkami farmaceutycznymi i intensywnymi tera­piami. Mówię o środkach przeciwbó­lowych łącznie z morfiną, sterydach i innych lekach przeciwzapalnych, antybiotykach, antydepresantach, transfuzjach krwi itd. Chemioterapia też generuje zmiany nowotworowe w komórkach, powodując rozwój nowych rodzajów raka. O tej epidemii i biznesie z chemioterapii
piszemy szczegółowo na stronie www.chemo-facts.com.

Co naprawdę trafia do krwi pacjenta poddanego chemioterapii?

Najbardziej toksyczne związki chemiczne znane człowiekowi. Pierwszy specyfik stosowany w chemioterapii był pochodną gazu musztardowego, związku używanego podczas I wojny światowej jako broń chemiczna! Ciekłe pochodne tego śmiercionośnego gazu są do dzisiaj stosowane w leczeniu pacjentów chorych na raka: mechloroetamina, cyklofosfamid, chlorambucyl, ifosfamid. Istnieje także kilka innych grup wysoce toksycznych substancji aplikowanych pacjentom. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych związków jest to, że powodują one uszkodzenia DNA, w cząsteczkach dziedziczenia w jądrze komórkowym, oraz wpływają na inne podstawowe procesy biologiczne zachodzące w komórkach naszego ciała. W chemioterapii niszczone są wszystkie komórki w ciele pacjenta, też te zdrowe, stąd podejście to przypomina stosowanie broni masowego rażenia. Nawet pracownikom służby zdrowia mającym kontakt z lekami stosowanymi w chemioterapii przypomina się w zasadach BHP o ryzyku uszkodzenia DNA, wad wrodzonych u dzieci, rozwoju nowych nowotworów, uszkodzenia organów. Osoby te muszą nosić specjalne rękawice, okulary i fartuchy ochronne. Wyjątkowo narażeni na utratę zdrowia są członkowie rodziny pacjenta, opiekunowie i wszyscy, którzy mają z nim kontakt.

Dlaczego pacjenci dobrowolnie poddają się tak toksycznym procedurom i nie szukają innych rozwiązań? Z powodu niewiedzy? Z wiary w medycynę lekową?

To wojna psychologiczna. Pacjent, który kojarzy diagnozę raka z najgorszym — ze śmiercią, automatycznie popada w stan strachu i rozpaczy. To z kolei sprawia, że staje się podatny na każdego rodzaju terapię — nawet gdy samo leczenie jest potencjalnie śmiertelne — o ile tylko oddali ona, choćby na krótki czas, perspektywę śmierci. Dopóki rak będzie traktowany jak wyrok śmierci, biznes inwestycyjny chemioterapii będzie kwitł. Jeszcze bardziej ponury jest fakt, że chemioterapia nie jest w stanie przedłużyć życia pacjentów cierpiących na pewne rodzaje nowotworów, np. raka prostaty, skóry (czerniaka), pęcherza moczowego, nerek, trzustki.

Są chyba granice absurdu. Leki na nowotwory powodują nowotwory. Ba, według amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia ponad 40 proc. wszystkich preparatów farmaceutycznych jest potencjalnie rakotwórczych!

Z raportów wynika, że 87 procent leków nowotworowych może powodować rozwój raka, rakotwórcze skutki uboczne może mieć 50 procent antybiotyków, składniki potencjalnie rakotwórcze zawiera 60 procent leków przepisywanych pacjentom chorym na depresję i cierpiącym na zaburzenia mentalne, prawie wszystkie immunosupresanty wspomagają rozwój raka. Wiele innych leków, jak te stosowane przy alergiach, jest zaliczanych do rakotwórczych. Z´ródłem tej patologii jest syntetyczne pochodzenie składników tworzonych drogą chemiczną, a nie ekstrahowanych z naturalnych substancji. Ludzki organizm nie rozpoznaje ich i nie potrafi ich skutecznie neutralizować i eliminować. Większość tych leków uszkadza DNA komórek, tym samym zapoczątkowując procesy nowotworowe.
W 2006 roku po wprowadzeniu leków na obniżenie cholesterolu — statyn — w „Journal of the American Medical Association” ukazała się publikacja wskazująca, że wszystkie leki z tej grupy są rakotwórcze. Badania te były prowadzone na zwierzętach. Badania sponsorowane przez ich producentów starały się to zdementować. Ostatnio nawet zaczyna się promować statyny do prewencji raka, pomimo wielu badań klinicznych przeczących temu.

Czy leki estrogenowe to też przykład „synergii marketingowej”?

Leki estrogenowe oferowane są milionom młodych kobiet w formie hormonalnych środków antykoncepcyjnych, a kobietom dojrzałym — w formie hormonalnej terapii zastępczej jako zapobiegającej osteoporozie i objawom menopauzy. Od 1941 roku jest wiadomo, że estrogen zwiększa ryzyko rozwoju raka. Pobudza m.in. działanie enzymów trawiących kolagen, które wspomagają wzrost
i rozwój komórek rakowych. Długookresowe przyjmowanie takich leków zwiększa ryzyko form raka zależnych od estrogenów: piersi, macicy, szyjki macicy, jajników. Potwierdziły to badania Narodowego Instytutu Zdrowia w USA na ponad 16 tys. kobiet biorących estrogenową terapię zastępczą. W tej mierze rynek leków estrogenowych napędza rynek leków przeciwnowotworowych.

Jak udało się przemysłowi farmaceutycznemu zmonopolizować biznes raka?

Ogromna potęga finansowa i ogromne lobby. To największy i najbardziej dochodowy biznes inwestycyjny na świecie. A spośród wszystkich sprzedawanych leków farmaceutycznych leki onkologiczne są tymi, których sprzedaż przynosi największe zyski. Np. zysk ze sprzedaży tych leków za sam 2010 rok wyniósł aż 56 miliardów dolarów!

Lekceważenie naturalnych terapii nie tylko uderza w nasze zdrowie, ale i w budżety państw. Jak wygląda biznes raka w Polsce?

Leki stanowią 27 procent budżetu służby zdrowia. Szczególnie wysoki jest wzrost wydatków na leki onkologiczne — 49 procent i krwiotwórcze — 21 procent, z których wiele stosuje się właśnie u chorych na raka. Zapotrzebowanie na leki onkologiczne w ciągu sześciu lat — od 2006 do 2010 roku — wzrosło na świecie o 232 proc.

Czasem się słyszy, że wręcz brakuje chemioterapeutyków. O co tu chodzi?

Jak zwykle chodzi o zyski. Leki o wygasłych patentach są tańsze i nie przynoszą zysków, więc albo się je minimalnie modyfikuje — podnosząc ogromnie cenę — lub płaci firmom produkującym te leki o wygasłych patentach, by zaniechały ich produkcji na jakiś czas. Na przykład koszt paclitaxelu to 312 dolarów, podczas gdy podobny, ale patentowy lek abraxane kosztuje 5824 dolarów za dawkę; doxorubicin to 120 dolarów za jedną dawkę, ale liposomalny doxorubicin to już 5789 dolarów — a zmodyfikowano tu tylko sposób przenikania leku do komórki.

„International Herald Tribune” z marca 2003 roku zacytowała wypowiedź dyrektora koncernu farmaceutycznego wprowadzającego nowy lek na rynek: „Pierwsza tragedia — to jeżeli lek spowoduje śmierć. Druga tragedia — to jeżeli uzdrowi ludzi. Prawdziwie dobre leki to są te, które muszą być wciąż używane i to przez długi, długi czas”. Nawet tego się nie ukrywa...

To jest przemysł inwestycyjny napędzany zyskami udziałowców. Wyleczenie chorób to cel drugoplanowy. Rynkiem zbytu dla tego przemysłu jest nasze ciało, ale nie wtedy, kiedy jesteśmy zdrowi, tylko wtedy, kiedy jesteśmy chorzy. Dlatego około 80 procent leków działa nie na przyczyny chorób, ale na symptomy. Jak długo ludzie i pacjenci będą tolerować taki stan rzeczy i działanie przeciwko ich własnym interesom, tak długo będzie ten stan kontynuowany. Edukacja w dziedzinie zdrowia jest kluczem do zmian.

Piszecie w książce Zwycięstwo nad rakiem — Pani i dr Rath — że aby zrozumieć skutki działania biznesu z chorób, trzeba przeanalizować historię przemysłu chemiczno-farmaceutycznego związanego z obiema wojnami światowymi.

Niesławny IG Farben — kartel farmaceutyczno-chemiczny — to przykład udziału biznesu w nieetycznej, a nawet zbrodniczej działalności. Został on rozwiązany i aż 24 dyrektorów IG Farben stanęło przed Trybunałem Norymberskim. Kilku
z nich skazano za zbrodnie przeciwko ludzkości. Wśród nich był Fritz Ter Meer, dyrektor jednej z firm, członek zarządu IG Farben, członek partii nazistowskiej i Ministerstwa Wojny III Rzeszy. Proszę sobie wyobrazić, że szef największej firmy farmaceutycznej, lider przemysłu, który się przedstawia jako służący ludzkości, został skazany za zbrodnie przeciw ludzkości.

Ale chyba jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że zbrodniarz wojenny, skazany przez Trybunał, po wyjściu na wolność został w roku 1956... prezesem tej samej firmy farmaceutycznej!

Nie tylko on jeden, historia wskazuje, że wielu aktywnych działaczy firm w ramach  IG Farben powróciło na kierownicze stanowiska w swoich macierzystych firmach.  Nasze podręczniki historii informują, że śmiertelne w skutkach eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych były przeprowadzane przez psychopatów. Ale dokumenty Trybunału Norymberskiego ukazują odmienny obraz. Większość eksperymentów nie stanowiła pojedynczych „doświadczeń”, lecz była częścią badań
na ludziach na dużą skalę. Lekarzami przeprowadzającymi te eksperymenty nie byli wyłącznie członkowie SS, lecz także profesjonalni badacze leków farmaceutycznych, czasem nawet lekarze bezpośrednio zatrudnieni
i opłacani przez niemieckie firmy farmaceutyczne. Leki były dostarczane z tych firm bezpośrednio do obozów, a wyniki często śmiertelnych w skutkach eksperymentów raportowane były bezpośrednio do zarządów tych koncernów. Zastanawiające jest, ile wysiłku włożono
w to, by te fakty były pogrzebane przez ponad pół wieku. Wszystkie te informacje i dokumenty dostępne są obecnie online pod adresem: www.profit-over-life.org.

W tym samym 1956 roku powołano Komisję Europejską. Łączycie ją z polityką firm farmaceutycznych. Dlaczego?

Pierwszym przewodniczącym Komisji Europejskiej został Walter Hallstein, [wcześniej] nazistowski prawnik, mianowany głównym architektem brukselskiej Unii Europejskiej. Przez następnych 10 lat, kierując administracją składającą się z kilku tysięcy biurokratów, realizował plan utworzenia „centralnego biura kartelu”, operującego poza jakąkolwiek demokratyczną kontrolą. O ile członkowie Parlamentu Unii Europejskiej są wybierani w wyborach powszechnych przez 500 milionów Europejczyków, o tyle Komisja Europejska działa z nadania. Ma do swej dyspozycji 54 tys. zawodowych technokratów i urzędników działających w ramach brukselskiej UE bez żadnych demokratycznych wyborów. Na każdego wybranego członka Parlamentu przypada 80 biurokratów Komisji trzymających ich pod kontrolą, reprezentujących interesy korporacji. Jednym z kluczowych celów Komisji była protekcja wielomiliardowych rynków zbytu na leki farmaceutyczne poprzez zdelegalizowanie naturalnych metod kontroli zdrowia.

Polityczna ochrona patentów?

Do swojej dyspozycji Komisja ma różne ciała. Jedna z nich to Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Ustanawia on restrykcje dla naturalnych terapii pod pretekstem tzw. regulacji. Jak EFSA reguluje żywność? Na przykład dyrektywa suplementów diety z 2002 roku wprowadza restrykcje w dopuszczaniu składników naturalnych i ogranicza ich dawki w suplementach diety. By ukryć właściwe cele tych przepisów, utrzymuje się, że maksymalne dawki składników ustalane są w oparciu o metody naukowe w procesie tzw. naukowej ewaluacji ryzyka. Tymczasem większość tych proponowanych metod jest bezpodstawna lub całkowicie nienaukowa. Dowodzą tego m.in. statystyki w USA, gdzie suplementy nie są regulowane i są stosowane przez 68 procent społeczeństwa. Według „Annual Report Clinical Toxicology” 2008(3), z powodu stosowania leków zanotowano w tym jednym roku prawie 50 tys. zgonów ­— w roku 2010 to już ponad 82 tys. zgonów ­— a życie blisko 320 tys. osób było zagrożone. Ile osób zmarło w tym czasie z powodu stosowania suplementów? Zero. To jest problem i o tym trzeba mówić, a nie o tym, że witaminy są niebezpieczne.
Inny przykład to dyrektywa produktów tradycyjnych ziół medycznych z 2004 roku. Wymaga ona, by wszystkie produkty zielarskie przechodziły bardzo kosztowne procedury rejestracji. Oczywiście mniejsze firmy nie są w stanie tych rejestracji przeprowadzić. Zioła bez licencji będą zabronione i usunięte z rynku. A przecież są to te same związki, które były legalnie dostępne w Europie od dziesięcioleci, nie powodując żadnych niepożądanych skutków dla zdrowia całych populacji. A co firmy farmaceutyczne robią w tym czasie? Pracują nad wyizolowaniem substancji aktywnych z tych ziół i ich chemiczną modyfikacją, aby mieć na nie wyłączność patentową. W ten sposób zastępowane są skuteczne, bezpieczne i niedrogie metody ochrony zdrowia przez kosztowne, bo patentowane, i niebezpieczne leki chemiczne o skutkach ubocznych.
Kolejna regulacja — z 2006 roku dotycząca związku pomiędzy zdrowiem a pożywieniem — zabrania wszelkich sugestii lub powiązań między pożywieniem lub jego składnikami a specyficznymi korzyściami dla zdrowia, nawet jeśli istnieją naukowe dowody na taki związek. Stwierdzenia, że np. płatki owsiane pomagają obniżyć cholesterol, muszą być autoryzowane przez Komisję Europejską.

Ile razy przemysł farmaceutyczny pozywał Was do sądu? Chyba żadne odkrycie w dziedzinie naturalnej terapii raka nie było tak zwalczane jak Wasze.

Niezliczone razy — dokumentacja tych procesów zajmuje wszystkie półki w dużym pokoju u naszych adwokatów. Większość to personalne ataki na doktora Ratha, przez które opozycja stara się go zniszczyć i zmusić do milczenia. Za każdym razem dowody, jakie przedstawiliśmy, i fakty obroniły nas.

Jakie są ekonomiczne i polityczne konsekwencje epidemii raka?

Według Światowego Forum Ekonomicznego z 2011 roku roczny koszt raka i innych nieinfekcyjnych chorób osiągnie w 2030 roku 47 bilionów dolarów. To trzykrotna wartość produktu krajowego brutto całej Unii Europejskiej. Bogactwa niektórych firm są trudne do wyobrażenia — na przykład firma Pfizer może kupić Polskę!
Polityczne konsekwencje przy nakręcaniu spirali kosztów to ruina gospodarcza państw prowadząca do międzynarodowego kryzysu gospodarczego, a w konsekwencji politycznej dyktatury UE. Grecja to dopiero początek. Inne kraje czekają w kolejce: Irlandia, Włochy, Portugalia, Hiszpania. Wysysanie gospodarek trwa. Ameryka też przeżywa kryzys. Barak Obama zrozumiał, że najlepszym sposobem, by zmniejszyć deficyt, jest zmniejszenie kosztów opieki zdrowotnej, o czym powiedział w marcu 2009 roku. Kluczem do niezależności ekonomicznej społeczeństw jest koniec biznesu z chorób.

O ile można by zmniejszyć koszty opieki zdrowotnej państw, gdyby zamiast drogich opatentowanych leków refundować naturalne terapie?

Można i to znacznie. Kilka lat temu renomowana na skalę międzynarodową grupa konsultacyjno-badawcza w zakresie narodowej polityki i usług w dziedzinie zdrowia — The Lewin Group z Wielkiej Brytanii — ogłosiła wyniki badań w tej dziedzinie. Wykazały one między innymi, że w USA przez suplementację wapnia i witaminy D u seniorów można by zapobiec około 776 tys. hospitalizacji z powodu złamań stawu biodrowego, co równałoby się oszczędnościom ponad 16 miliardów dolarów w skali pięciu lat. Podobnie oszczędności związane z braniem 400 mcg kwasu foliowego przez kobiety w okresie rozrodczym wyniosłyby około 334 milionów dolarów już w pierwszym roku ich stosowania. Suplementacja kwasów omega-3 przez osoby starsze prowadziłaby do zaoszczędzenia około 43 miliardów poprzez zmniejszenie ryzyka zawałów serca i związanych z tym kosztów. Są to duże sumy, które mogą być przekazane w budżecie państw na poprawę rynku pracy, edukacji i wiele potrzebnych celów. Stosowanie naturalnych terapii prowadzi również do znacznego zmniejszenia nowych chorób i hospitalizacji wynikających z działań ubocznych leków przepisywanych na receptę. Jest to po chorobach serca, raku i udarach mózgu czwarta przyczyna śmierci. Tej przyczynie możemy w znacznym stopniu zapobiec, jeśli jesteśmy tego faktu świadomi i zaczniemy działać, by to zmienić. Ten problem dotyka nas wszystkich, niezależnie od zajmowanego stanowiska, wieku i stanu majątkowego, dotyczy każdego podchodzącego z receptą do okienka w aptece.

Walter Last, jeden z naukowców, zwolennik naturalnych terapii, proponuje, by zakazać finansowania przez firmy farmaceutyczne szkolnictwa medycznego oraz stosowania marketingu i reklamy ukierunkowanej na pacjentów i lekarzy. Przy takiej polityce traci przecież autorytet lekarza.

Świadome tego środowisko medyczne zaczyna protestować. Dr Catherine de Angelis, która była przez wiele lat redaktorem naczelnym najbardziej znanego pisma medycznego — „Journal of the American Medical Association”, napisała: „Wpływy, jakie firmy produkujące leki, te bazujące na zyskach, mają na każdy aspekt medycyny, są tak przejrzyste, że trzeba być głuchym, ślepym lub głupim, by tego nie widzieć”. Pod presją zrezygnowała z tego stanowiska w 2011 roku, ale w dalszym ciągu pracuje w John Hopkins School of Public Health. Również była redaktorka naczelna „New England Journal of Medicine”, a obecnie wykładowca na Uniwersytecie Harvarda — dr Marcia Angel jest znana z ostrej krytyki działania przemysłu farmaceutycznego. Przedstawiła ją w znanej książce Prawda o firmach farmaceutycznych — jak nas oszukują i jak możemy temu przeciwdziałać, jak i w wielu innych publikacjach i wypowiedziach. Jak widać, ten ruch sprzeciwu istnieje, i to również wśród prominentów medycyny.

Profesor Zygmunt Baumann powiedział, że wojna z kłamstwem jest nie do wygrania, a jako socjolog obserwuje zanik społecznych mechanizmów dochodzenia do prawdy. Czy wierzy Pani w to, że uda się przekonać społeczeństwa i rządy do naturalnych terapii?

To wszystko zależy od ludzi. My kontynuujemy nasze działania i szerzymy informacje i edukację. Strona organizacji World Health Alphabetization: www.wha-www.org stanowi otwarte źródło internetowe, dzięki któremu każdy może wziąć udział w zdrowotnym kursie edukacyjnym online. W języku polskim takie kursy są dostępne na stronie Koalicji Doktora Ratha w Obronie Zdrowia: www.dr-rath-koalicja.pl. Udostępnimy równiez w języku polskim nowy program interakcyjny BodyXQ —
w internecie: www.bodyxq.com oraz jako applikacje na iPada czy iPhone’a. Pozwala on w trzywymiarowym formacie zajrzeć w głąb
naszego serca, zobaczyć, jak naturalne składniki odżywcze pomagają w jego funcjach, np. normalizacji ciśnienia krwi, czy też w kontroli rozwoju raka. Nasza książka Zwyciestwo nad rakiem jest impulsem i motywacją do tego, aby teraz ludzkość skorzystała z szansy realizacji prawa do życia w świecie bez raka. Gdyby nie było odważnych ludzi, Ziemia byłaby wciąż płaska i mur berliński stałby nadal.       
Rozmawiała
Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 Zob. „Journal of Clinical Oncology” 2009, tom 27, s. 2712-2725. 2 „Clinical Oncology” 2004, tom 16, s. 549-
-560.
3 „Annual Report Clinical Toxicology” 2008, tom 46, s. 927-1057.

[Określenie mikroelementy dr Niedzwiecki stosuje w szerszym znaczeniu, niż przyjęto w Polsce. Rozumie przez to wszystkie substancje, których nasz organizm potrzebuje w mniejszych ilościach: witaminy, minerały, pierwiastki śladowe, aminokwasy, polifenole i inne substancje roślinne. Za makroelementy uznaje się w tym kontekście węglowodany, białka i tłuszcze].
  Znaki Czasu luty 2013 r.

LEK NA RAKA ODKRYTY !


Przełom w badaniach
Po raz pierwszy w historii ludzkości ma miejsce odkrycie, które umożliwi opanowanie raka za pomocą naturalnych leków. W kalifornijskim Instytucie Medycyny Komórkowej stworzono preparat hamujący przerzuty i niszczący guzy nowotworowe.
Raport podsumowujący nowatorskie badania naukowe pojawił się niedawno na rynku polskim w formie książki
 pt. Zwycięstwo nad rakiem. Niewyobrażalne stało się możliwe. Pierwszy z autorów, dr Matthias Rath, odkrył nowe, naturalne sposoby opanowywania raka. Dr Aleksandra Niedzwiecki, szefowa Instytutu Medycyny Komórkowej Doktora Ratha, koordynowała badania naukowe związane z przełomowym odkryciem. Postęp w kontroli i ostatecznej eliminacji raka oparty jest na nowym zrozumieniu decydującej roli mikroelementów w tym procesie. Co może wydać się zadziwiające, kluczowego odkrycia dokonano ponad 20 lat temu, a mimo to niewielu lekarzy i pacjentów jest tego świadomych! Autorzy tłumaczą: „Nasze ówczesne wysiłki mające na celu przekonanie wielkich koncernów farmaceutycznych do poświęcenia się zadaniu eliminacji epidemii raka okazały się bezowocne. Z dzisiejszej perspektywy taki obrót spraw nie wydaje się dziwny: odkrycia te zagrażały bowiem wartemu miliardy dolarów rynkowi leków stosowanych w chemioterapii”.
Dwukrotny noblista dr Linus Pauling, z którym współpracował dr Rath, przed śmiercią skierował do niego pamiętne słowa: „O twoje odkrycia będą toczyć się wojny”. Ta wojna trwa od dwóch dekad. Przebiega według schematu, o którym Artur Schopenhauer napisał: „Każda prawda przechodzi trzy etapy: najpierw jest wyśmiewana, następnie gorliwie zwalczana, ostatecznie zaś akceptowana jako coś oczywistego”. Gdy dekadę temu zespół dr. Ratha i dr Niedzwiecki postanowił podzielić się ze światem zbawienną wiedzą, publikując informacje o swym przełomowym odkryciu na łamach „USA Today”1, największej gazety świata, batalia przybrała na sile. W ciągu ostatnich dziesięciu lat lobby farmaceutyczne złożyło ponad 100 pozwów w związku z opisywanym przełomem. Wszystkie daremne. Ale czego nie da się podważyć, można jednak zlekceważyć. To powód, dla którego nad jednym z najważniejszych odkryć w historii medycyny wciąż zalega cisza. Choć trzeba przyznać, że coraz częściej przerywana...

Fakty
nie do zignorowania

W XXI wieku epidemia raka nie tylko nie została opanowana, ale wręcz rozprzestrzenia się z niewiarygodną siłą. Co roku ginie z jej powodu blisko osiem milionów ludzi — z powierzchni ziemi znika wielka metropolia. W ciągu półwiecza rak zabrał z tego świata 300 milionów istnień ludzkich — to cała populacja Stanów Zjednoczonych. Jeszcze 30 lat temu o tym, że zaatakował ich nowotwór złośliwy, dowiadywało się rocznie 65 tys. Polaków, dziś jest to ponad 140 tys. Jak doniósł „Lancet Oncology”, za 20 lat zapadalność na raka ma wzrosnąć nawet o 75 proc. „Walczyliśmy z rakiem... i rak zwyciężył” — napisał cztery lata temu „Newsweek”, dochodząc do wniosku, że „po wydaniu miliardów na badania i po dziesięcioleciach terapii na chybił-trafił nadszedł czas, by przemyśleć na nowo strategię wojny z rakiem”2.
Tę strategię postanowił zmienić dr Matthias Rath, skupiając się na naturalnych mechanizmach walki z nowotworem. W miejsce niekontrolowa­nego i mało skutecznego zabijania komórek przy użyciu toksycznych chemikaliów i czynników radioaktywnych proponuje zasadę regulacji komórek raka przy użyciu naturalnych mikrosubstancji. Takie podejście — jak dowodzą wieloletnie badania — skutkuje zahamowaniem wzrostu guzów nowotworowych, zahamowaniem przerzutów, enkapsulacją nowotworów oraz selektywną eliminacją komórek rakowych (bez uszkadzania komórek zdrowych). Efekty terapii są długotrwałe, a ich ceną nie jest cierpienie i dramatyczny spadek jakości życia pacjentów. I co nie mniej istotne, koszty leczenia w porównaniu z terapią onkologiczną są o niebo niższe, co pozwoliłoby zachować budżety państw w całkiem dobrym stanie.

Istota przełomu

Raka powoduje wiele czynników, ale dla wszystkich typów nowotworów istnieje jeden mechanizm wspólny — trawienie tkanki łącznej otaczającej komórkę rakową. Artykuł na ten temat dr Rath i dr Pauling opublikowali w 1992 roku, wykazując, że ten kluczowy w rozwoju raka mechanizm można powstrzymać za pomocą naturalnych substancji3. Przez kolejnych 10 lat koncerny farmaceutyczne prześcigały się w poszukiwaniu syntetycznych substancji blokujących ten mechanizm, które mogłyby opatentować. Ten wyścig opisała nawet prasa4. Jednak odniosły porażkę i wycofały się z badań. Następne 10 lat to walka koncernów z naukowcami, by zdyskredytować wyniki ich badań. Bez skutku.
Podstawowy warunek dla mnożenia się i inwazji komórek rakowych, przerzutów i przekształcania się raka w śmiertelną chorobę to przebicie się przez otaczającą komórkę tkankę łączną (kolagen). Jak komórki rakowe tego dokonują? Poprzez niekontrolowany proces produkcji enzymów. Te niewielkie proteiny pełnią funkcję „biologicznych nożyc”, pozwalając komórkom nowotworowym na przemieszczanie się w organizmie. Im więcej enzymów wyprodukuje dana komórka rakowa, tym bardziej agresywna i złośliwa jest choroba nowotworowa. Wszystkie komórki rakowe, niezależnie od organu, z którego pochodzą, wykorzystują te same enzymy trawiące kolagen. Co ciekawe, owe „biologiczne nożyce” (enzymy) nie ograniczają swojego działania tylko do komórek rakowych. Ten sam proces odbywa się w warunkach normalnych (fizjologicznych) — taki mechanizm wykorzystują np. komórki krwi (leukocyty), by chronić nasze ciało przed infekcjami, czy komórki jajowe w procesie owulacji. Różnica polega na tym, że w normalnych warunkach produkcja enzymów trawiących kolagen jest kontrolowana (ustaje, gdy leukocyty przedostaną się do miejsca infekcji, by walczyć z bakterią lub wirusem, lub gdy komórka jajowa od­dzieli się od ściany jajnika), a w przypadku raka nie podlega żadnej regulacji — trwa w nieskończoność. W celu zwiększenia niszczycielskiego efektu enzymy te aktywują się wzajemnie, formując biologiczną reakcję łańcuchową.

Dlaczego pewne
rodzaje raka
występują częściej

Imitowanie przez komórki rakowe fizjologicznych mechanizmów wyjaśnia, dlaczego rak jest tak agresywną chorobą, i pomaga zrozumieć, dlaczego niektóre rodzaje nowotworów występują częściej niż inne. Dotyczy to zwłaszcza żeńskich organów płciowych, które w ciągu całego życia kobiety przechodzą w sposób cykliczny zmiany funkcjonalne (hormonalne) i strukturalne: piersi (laktacja), jajników (owulacja), macicy (ciąża) i szyjki macicy (poczęcie). Z męskich organów z tego samego powodu najbardziej narażone na rozwój raka są prostata (produkcja spermy) i jądra (produkcja plemników). Zarówno żeńskie, jak i męskie hormony płciowe stymulują produkcję enzymów trawiących kolagen w organach rozrodczych. Podwyższony poziom tych hormonów — bądź to w wyniku ich zwiększonej produkcji przez organizm, bądź w wyniku działania leków (antykoncepcja, hormonalna terapia zastępcza) — zwiększa ryzyko raka organów rozrodczych.
Innym organem, w którym często rozwija się nowotwór, są kości. Ten rak atakuje zazwyczaj dzieci i młodzież. To właśnie kości przechodzą najintensywniejsze przemiany w okresie dorastania. Ich wzrost wymaga wysokiej aktywności enzymów trawiących kolagen, gdyż włókna kolagenu stanowią podstawowy fundament dla ich mineralizacji. Kości wydłużają się głównie w miejscach szczytowych, czyli w okolicach stawów — to tłumaczy, dlaczego właśnie w tych miejscach mają swój początek nowotwory kości.
Kolejną często spotykaną formą raka jest białaczka. Jednak pacjenci nie umierają głównie z powodu nadprodukcji leukocytów, ale w wyniku blokowania przez nie przepływu krwi i zaczopowania funkcji organów.

Jak rozsiewa się rak

Najważniejszym mechanizmem jest zdolność komórek raka do trawienia otaczającej ich tkanki łącznej i tworzenia w ten sposób drogi do przerzutów na inne organy (metastaza). Innym mechanizmem jest niekończące się namnażanie komórek prowadzące do wzrostu guzów — powodem ich nieśmiertelności jest zmiana biologicznego „oprogramowania” w jądrze komórki. Trzeci mechanizm to angiogeneza, czyli formowanie się nowych naczyń krwionośnych odżywiających nowotwór. Skuteczne zablokowanie nawet jednego z tych mechanizmów wystarcza do opanowania raka. Badania prowadzone przez zespół dr. Ratha i dr Niedzwiecki potwierdziły, że pewne mikroelementy (witaminy, pierwiastki, aminokwasy, fitozwiązki) w synergistycznym powiązaniu blokują wszystkie mechanizmy rozwoju raka.

Święty Graal
medycyny znaleziony

Natura sama dostarczyła badaczom dwóch dużych grup cząsteczek zdolnych do blokowania mechanizmu rozpuszczania kolagenu. Pierwsza to wewnętrznie produkowane blokady enzymatyczne, które natychmiast zatrzymują działanie enzymów trawiących kolagen. Druga grupa to substancje dostarczane z zewnątrz — w diecie lub w formie suplementów — ważne szczególnie wtedy, gdy szwankuje „blokada wewnętrzna”.
Najważniejsze dla naszego zdrowia, w tym dla zdrowia kolagenu, okazały się witamina C i aminokwas L-lizyna. Żadnej z tych substancji nie produkuje nasz organizm i muszą być dostarczane z zewnątrz. Jednak współczesna dieta nie zawiera ich wystarczających ilości, zatem suplementacja staje się niezbędna. Lizyna hamuje niszczenie tkanki łącznej, powstrzymując trawienie kolagenu; jednocześnie stanowi podstawowy budulec kolagenu w naszym organizmie. Witamina C stymuluje produkcję nowych cząsteczek kolagenu i wzmacnia tkankę łączną. Trzecią substancją, która silnie wpływa na strukturę kolagenu, jest aminokwas L-prolina. W przeciwieństwie do lizyny jest wytwarzana w naszym organizmie, ale w ograniczonej ilości. W przypadku chorób przewlekłych związanych z enzymatyczną degradacją kolagenu organizm może mieć ograniczoną zdolność syntezy proliny. Konsekwencją jej niedoboru jest osłabienie tkanek, co z kolei ułatwia rozwój choroby.
Ostatnia dekada badań pozwoliła na odkrycie innych specyficznych mikroelementów zwiększających skuteczność wymienionych wyżej podstawowych substancji w walce z rakiem. W skład opracowanego przez zespół badaczy z Kalifornii naturalnego leku weszły: polifenole (wyciąg z zielonej herbaty EGCG oraz kwercetyna, która okazała się niezbędnym składnikiem synergii), minerały (selen, miedź, mangan) i kolejne dwa aminokwasy — L-arginina oraz N-Acetylocysteina (NAC). Przebadane substancje okazały się ważne nie tylko w hamowaniu procesów trawienia kolagenu i wytwarzaniu tkanki łącznej, ale także w hamowaniu formowania się nowych naczyń krwionośnych guza (angiogeneza) i indukowaniu śmierci komórek raka (apoptoza). Kluczową zasadą w opracowaniu leku była zasada synergii — kombinacja dobranych mikroelementów podawanych w umiarkowanych dawkach jest skuteczniejsza niż pojedyncza substancja stosowana nawet w dużych ilościach.
Rozległa seria eksperymentów obejmowała badania in vitro (na komórkach), in vivo (na żywych organizmach) oraz kliniczne (na pacjentach — w toku). Dowiedziono, że mikroelementy są zdolne do zatrzymania inwazji wszystkich przetestowanych typów komórek raka, czyli ponad 40 odmian. Jedyną różnicą była ilość podawanych substancji. W przypadku raka piersi i chłoniaka Hodgkina całkowitą inhibicję uzyskano przy niskim stężeniu mikroelementów; w przypadku raka płuc, okrężnicy, szyjki macicy, jąder, trzustki, czerniaka, kostniakomięsaka i chłoniaka nieziarnicznego — przy umiarkowanym stężeniu; wysokie stężenie mikroelementów było konieczne do zwalczenia raka wątroby, pęcherza moczowego, nerki, jajników, prostaty, krwi i mózgu. (Wszystkie wyniki badań są dostępne online: www.drrathresearch.org).

Czekając na prawdę

150 lat temu Ludwik Pasteur odkrył, że mikroorganizmy są przyczyną chorób zakaźnych. Jego teorię zaakceptowano dopiero ćwierć wieku później. James Lind czekał 40 lat, by uznano jego odkrycie dotyczące zbawiennego wpływu owoców cytrusowych na szkorbut. Teraz sytuacja jest trudniejsza, bo walka nie dotyczy tylko naukowego status quo, ale korporacyjnych zysków. Słusznie w posłowiu książki napisał związany z fundacją doktora Ratha August Kowalczyk, zmarły niedawno znany aktor, reżyser i działacz społeczny: „Autorzy tej ewangelii zdrowia sami, bez nas, są jedynie pedagogami, mentorami, ideologami. Z nami — bojownikami zmierzającymi do ostatecznej rozprawy, by na zawsze zwyciężyć warunki, jakie pozwoliły na odrodzenie choroby”.
Wiktor Hugo był pewien, że żadna armia nie jest w stanie zatrzymać idei, której czas właśnie nadszedł. Ale bez zaangażowanych w walkę o prawdę ludzi, nas, żadna idea nie ma szans.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 8 marca 2002. 2 6 września 2008. 3 Proteoliza wywoływana plazminą oraz znaczenie apoproteiny (a), lizyny i syntetycznych analogów lizyny, „Journal of Orthomolecular Medicine, 1992, 7, 17-22. 4 Zła diagnoza, „San Francisco Chronicle”, 12 maja 2008  
Znaki Czasu luty 2013 r. 

MORDERSTWO BEZ ŚWIADKÓW ?


Pierwsze w dziejach ludzkości morderstwo można uznać za skandal z wielu powodów. Na początek dlatego, że było pierwszą śmiercią człowieka w ogóle, już u zarania dziejów, i do tego zupełnie niespodziewaną, nagłą i gwałtowną. W dodatku było to bratobójstwo.
Rozsądnie byłoby spodziewać się stopniowego narastania zła — najpierw od jakiejś mniejszej tragedii ku  większej  i jeszcze większej. Tymczasem opis zabójstwa Abla, syna Adama i Ewy, przez jego rodzonego brata Kaina pojawia się dla nieprzygotowanego czytelnika Biblii stanowczo za wcześnie, odbierając nadzieję na wszelkie optymistyczne oczekiwania co do przyszłości.
Zwięzły opis tego zabójstwa, jaki znajdujemy w pierwszych kilkunastu wersetach czwartego rozdziału Księgi Rodzaju, otwiera długą historię nieludzkiego traktowania człowieka przez człowieka. Ta opowieść zaczyna się od przytoczenia okoliczności poprzedzających zbrodnię. Dalej opisuje wewnętrzne zmagania mordercy poprzedzające decyzję o zabójstwie. Ukazuje też zaangażowanie Boga w przebieg tego zdarzenia, zarówno przed nim, jak po nim — Bożą odpowiedź na istnienie zła.
W ogóle wydaje się, że całe to sprawozdanie bardziej koncentruje się na mordercy niż jego ofierze; że traktuje go w sposób uprzywilejowany. Kain spotyka się z Bożym zrozumieniem i uwagą, choć nie zasługuje na nie, a kiedy wybiera kierunek działania, nie dzieje się nic, co mogłoby ostrzec ofiarę. Czy zatem Bóg wyraził ciche przyzwolenie na tę zbrodnię? Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Motywy

Kain i Abel przyszli na świat już po wypędzeniu Adama i Ewy z ogrodu Eden. Pierwszy narodził się Kain. Ewa uznała go za dar od Boga. Narodziny dzieci sprawiły, że smutek i poczucie beznadziejności, związane z opuszczeniem raju, ustąpiły miejsca nadziei na lepszą przyszłość.
Gdy chłopcy dorośli, Abel został pasterzem, a Kain rolnikiem. Nic jeszcze nie wskazywało na istnienie między nimi jakichkolwiek rozbieżności. Pierwszą oznaką konfliktu były ich odmienne postawy religijne. Kiedy Kain usiłował ofiarować Bogu płody rolne, Abel złożył na ofiarę pierworodne zwierzę. Bóg jednak „wejrzał na Abla i na jego ofiarę”, a „na Kaina i na jego ofiarę nie wejrzał”. W innych przypadkach w Starym Testamencie Bóg akceptował ofiarę, zsyłając z nieba ogień, który ją spalał. Ofiara Kaina nie została strawiona niebiańskim ogniem. W efekcie „Kain rozgniewał się bardzo i zasępiło się jego oblicze”. Jeśli gdzieś szukać początku zbrodniczego zamiaru, to chyba właśnie tu.
Powstaje logiczne pytanie: dlaczego Bóg nie przyjął ofiary Kaina? Zapewne obaj bracia złożyli w ofierze to, co mieli najlepsze. Gdyby Boża decyzja miała być arbitralna, gniew Kaina mógłby uchodzić za uzasadniony. Wydaje się jednak nieprawdopodobne, by Bóg ryzykował urażenie Kaina z powodu jakichś błahych uchybień. Dlaczego więc zostali potraktowani odmiennie?
Zacznijmy od samego rytuału składania Bogu ofiar. Czemu miał służyć? Był obowiązkiem czy wyrazem wdzięczności? Czy charakter ofiar miał odzwierciedlać wykonywane przez braci zajęcia, czy coś zupełnie innego? Bezpośredniej odpowiedzi na te pytania w samym sprawozdaniu o Kainie i Ablu nie ma. Nic jednak nie wskazuje, by między braćmi istniało jakieś inne źródło rozdźwięku niż uprzedzenie się Kaina wobec brata z powodu tego, jak Bóg odpowiedział na wyraz jego pobożności. A może ich drogi rozeszły się nie tyle wskutek tego, co Bóg myślał o nich, ale tego, co oni myśleli o Bogu. Może Kain uważał, że Boża przychylność mu się należy, i popadł w gniew, kiedy okazało się, że jest inaczej. A może skrycie gniewał się na Boga jeszcze wcześniej, a Boża reakcja jedynie jego gniew ujawniła...

Bratobójstwo
z premedytacją

Tak czy inaczej, w sercu Kaina narastała nienawiść. Bóg wiedział to i postanowił uświadomić Kainowi, w jakim niebezpieczeństwie się znalazł. Ostrzegł go, kim się staje, ulegając emocjom, które nim targają. „Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? — zapytał Kaina. — Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować”.
Słowa te ujawniają, że problem leżał w Kainie, a nie krzywdach, jakich rzekomo doznał. Sugestia, że byłby pogodny, gdyby wybrał inny kierunek myślenia i działania, wskazuje, iż rany odczuwane przez Kaina zostały zadane przez niego samego. Jednak słowa Boga są również dowodem Bożej troski. Przez spokojną i rozsądną perswazję Bóg dał Kainowi czas na zastanowienie się nad swoją postawą. Jeśli nawet gniewał się na Boga, nie powinien był swojej złości kierować przeciwko bratu.
Niestety, Kain dalej świadomie pielęgnował nienawistne uczucia wobec brata. Te narastały i w końcu doprowadziły go do popełnienia morderstwa. Czyn Kaina dowiódł, że nienawiść jest pokrewna zabójstwu i może do niego prowadzić. Ludzkie czyny, zanim zostaną popełnione, nabierają kształtu w myślach. Kain został o tym ostrzeżony, ale zlekceważył to ostrzeżenie i... padł ofiarą własnych myśli. Propozycja złożona Ablowi w dniu zabójstwa, by wyszli razem na pole, dowodzi premedytacji Kaina, który nie chciał mieć żadnych świadków. Myślał, że skoro nikt z ludzi nie będzie widział jego czynu, to nikt się nie dowie, kto jest zabójcą. To również dowód na to, że Kain utracił poczucie nieustannej i niewidzialnej Bożej obecności. Gdy już byli na polu, „rzucił się Kain na brata swego Abla i zabił go”.
Biblia oszczędza nam szczegółów tego pierwszego mordu, sugeruje jedynie, że Kain ukrył ciało i miał zamiar udawać, że nic złego się nie wydarzyło, a przynajmniej, że on o niczym nie wie.

Fałszywy trop

Wtedy Bóg przemówił do niego kolejny raz: „Gdzie jest brat twój Abel?”. To nie było jeszcze oskarżenie, tylko pytanie, jakby Wszechwiedzący dawał mu jeszcze jedną szansę — na refleksję, przyznanie się do winy. Ten jednak nie zamierzał do niczego się przyznawać. Odpowiedział: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?”. Te słowa to nie tylko wyparcie się własnego czynu, ale wyrażenie kolejnej pretensji do Boga, który — zdaniem Kaina — sam powinien był pilnować Abla i zapewnić mu bezpieczeństwo. W ten sposób Kain obarczył Boga odpowiedzialnością za los swojego brata.
Wielu do dziś myśli podobnie. Uważają na przykład, że Bóg zawsze powinien interweniować na rzecz niewinnie cierpiących, a skoro tego nie czyni, to należy wątpić albo w Jego miłość, albo wszechmoc, albo nawet w Jego istnienie. Nie oni pierwsi, ani nawet nie Kain, próbowali zrzucać odpowiedzialność za zło na Boga. Zrobił to już Adam, najpierw oskarżając Ewę o nakłonienie go do grzechu, a zaraz potem Boga, bo mu ją dał. Ona z kolei oskarżyła węża, w końcu też stworzonego przez Boga. W tej postawie winny jest każdy, tylko nie sprawca; ostatecznie zaś winny jest Bóg — co najmniej braku dozoru nad swoimi stworzeniami.
Sprawowanie przez Boga nieustannego „policyjnego” nadzoru nad światem, aby powstrzymywać ludzi przed czynieniem krzywdy bliźnim, oznaczałoby koniec ludzkiej odpowiedzialności. Samo to może nawet wydawać się atrakcyjne, ale oznaczałoby to również koniec ludzkiej wolności. Bóg ostrzega, apeluje do naszego rozumu, ale do niczego nas nie zmusza. Tak było i z Kainem, który tak jak nie dał się przekonać silnym argumentom, tak pewnie nie ugiąłby się i przed argumentem siły typu: przestań narzekać, bo cię zabiję! A gdyby nawet się ugiął, to jedynie wzmogłoby to jego nienawiść do Boga i brata.
Boża siłowa interwencja — czy to na rzecz Abla, czy na rzecz milionów innych ludzi torturowanych i mordowanych w imię religii, politycznych ideologii czy z powodów ekonomicznych — na dłuższą metę jedynie pogorszyłaby sprawę. Złu pozwolono się rozwinąć, by pokazało swoje prawdziwe oblicze. I Bóg położy mu w końcu kres, ale nie zamierza zwalczać go siłą.

Wyrok

Udawanej niewiedzy Kaina co do losu brata Bóg przeciwstawił stanowcze słowa: „Cóżeś to uczynił? Głos krwi brata twego woła do mnie z ziemi”. To jak pytanie: dlaczego zabiłeś swojego brata?
Ostatecznie Kain został ukarany, ale w sposób dalece odbiegający od popularnej wizji sprawiedliwości. Bóg powiedział Kainowi: „Bądź więc teraz przeklęty na ziemi, która rozwarła paszczę swoją, aby przyjąć z ręki twojej krew brata twego. Gdy będziesz uprawiał rolę, nie da ci już plonu swego. Będziesz tułaczem i wędrowcem na ziemi (...) położył też Pan na Kainie znak, aby go nikt nie zabijał”. Taki wyrok może się wydawać niezrozumiałą wyrozumiałością. Jednak zapowiedź, że ziemia nie wyda mu już swego plonu, oznaczała, iż przekleństwo nie przyjdzie z góry, jako arbitralnie narzucone przez Boga, ale pojawi się niejako oddolnie, z samej ziemi. Zbrodnia Kaina wywarła tajemniczy wpływ na całe środowisko, zmieniając warunki ludzkiej egzystencji. Sama przyroda zwróciła się przeciwko mordercy, uszczuplając jego plony i tym samym skazując go na cięższą pracę.
Jeśli czujemy się zawiedzeni tym, że wyrok nie był bardziej surowy, to warto pamiętać, że Kain sam sobie wyrządził największą krzywdę. Jego destruktywna postawa zainicjowała łańcuch zdarzeń, który doprowadził do tragedii. Jego własne myślenie zdeformowało go do tego stopnia, że stał się bratobójcą. Bóg nie czyhał na jego życie. Pozwolił mu natomiast ponosić gorzkie konsekwencje jego własnych decyzji.

Głos ofiar

Symboliczny obraz krwi Abla wołającej do Boga z ziemi kieruje uwagę czytelnika Biblii od mordercy ku jego ofierze. Bóg usłyszał ten „głos”. Do dziś wołająca z ziemi krew ofiar zbrodni jest gwarancją, że Bóg o nich nie zapomni. Wołanie z ziemi o przywrócenie sprawiedliwości nie zamilkło. Wiele lat po omawianym wydarzeniu prorok Izajasz zapewnił swój lud, że ofiary niesprawiedliwości nie zostaną zapomniane. „Bo oto Pan wyjdzie ze swojego miejsca, aby ukarać mieszkańców ziemi za ich winę; wtedy ziemia odsłoni krew na niej przelaną i już nie będzie ukrywała swoich zabitych”1. Także pogrążony w rozpaczy Job wierzył, że ludzkie wołanie o sprawiedliwość zostanie wysłuchane. „O ziemio, nie zakrywajże mojej krwi i niech nie ustanie moja skarga”2.
Do przykładów niewinnie cierpiących w dziejach Izraela i całej ludzkości nawiązywał też Jezus, zapewniając, że ofiary otrzymają zadośćuczynienie za poniesione krzywdy. „Aby dopominano się od tego pokolenia o krew wszystkich proroków, wylaną od założenia świata, począwszy od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który został zabity pomiędzy ołtarzem i świątynią. Zaprawdę, powiadam wam: Dopominać się jej będą od pokolenia tego”3. Jezus nie miał zamiaru karać współczesnych sobie za winę Kaina i innych zabójców z przeszłości. Jednak ludziom, do których Jezus się zwracał, groziło to, że dołączą do długiej listy złoczyńców, zapoczątkowanej przez Kaina. Tradycja odrzucania prawdy, rozpoczęta w Edenie, miała osiągnąć kulminacyjny punkt w odrzuceniu Jezusa przez współczesnych Mu ludzi i uśmierceniu Go. Do najpoważniejszych konsekwencji ludzkich decyzji należą te, które są bezpośrednim skutkiem ludzkich działań, a nie te, które spotykają ich w wyniku Bożej interwencji. Ludzka skłonność do wymierzania kary i niecierpliwość z powodu rzekomego braku działania Boga w kwestii rozwiązania problemu niesprawiedliwości często wynikają z niedostrzegania wymiaru kary wynikającej bezpośrednio z odrzucenia prawdy.
Zemsta nie jest najistotniejsza w sprawozdaniu o pierwszym morderstwie. Bóg nie czeka w pogotowiu, by zgładzić złoczyńcę, ale pozwala mu zebrać plon własnego siewu. Odmowa słuchania Bożych ostrzeżeń i przyjęcia Bożego uzdrowienia duszy prowadzi ludzi do nieuleczalnej degradacji i śmierci. Stają się oni niezdolni rozpoznać prawdę do tego stopnia, że nic już nie jest w stanie odwrócić ich od podjęcia złych decyzji.
To, co w Biblii wydaje się Bożą biernością wobec zła, nie umniejsza wcale powagi zła. Raczej ją podkreśla i kieruje uwagę od spodziewanej kary ku samemu złu. Prawdzie lepiej służy pozostawienie wydarzeń samym sobie, aby się rozwinęły w stopniu dostatecznym dla okazania ich charakteru. To lepsze niż podejmowanie działań wyjątkowych, które są w stanie uporządkować sytuację jedynie w ograniczonym zakresie i czasie.
Biblia świadczy też o tym, że prędzej czy później każde morderstwo i każda zbrodnia zostaną ujawnione, nawet te dokonane bez świadków. Krew ofiar ciągle woła z ziemi do Boga. Nie przywołuje zasług czy osiągnięć zamordowanych, ale woła o sprawiedliwość. A Bóg słyszy to wołanie i jeszcze na nie odpowie.    
Oprac. A.S.

1 Iz 26,21. 2 Hi 16,18-19. 3 Łk 11,50-51.

[Opracowano na podstawie książki: Sigve Tonstad, Skandale w Biblii, Warszawa 2006].

Znaki Czasu luty 2013 r.