piątek, 21 marca 2014

FAŁSZERZE OBRAZÓW

Han van Meegeren, właściwie Henricus Anthonius van Meegeren (ur. 10 października 1889 w Deventer, zm. 30 grudnia 1947 w Amsterdamie) – holenderski malarz, który zyskał rozgłos jako fałszerz obrazów. Dzieła holenderskich mistrzów XVII wieku (przede wszystkim Jana Vermeera) fałszował w sposób tak doskonały, że wybitni znawcy uznali je za oryginały.
Od dzieciństwa zamiłowanie do sztuki zwalczał w Van Meegerenie jego surowy ojciec. Już w młodym wieku Van Meegeren żywił przekonanie o wyższości malarstwa dawnych mistrzów nad sztuką współczesną. Po początkowych sukcesach artystycznych malarz został skrytykowany i uznany za zdolnego jedynie do kopiowania i naśladowania, a nie tworzenia oryginalnych dzieł. Van Meegeren, przekonany że krytycy zniszczyli jego karierę, postanowił w akcie zemsty sfałszować dzieła jednego z najwybitniejszych holenderskich malarzy XVII wieku – Jana Vermeera. Po kilkuletnich przygotowaniach i próbach, pierwsze dzieło, które zdecydował się sprzedać (Uczniowie w Emaus), zostało uznane przez ówczesny autorytet – Abrahama Brediusa – za oryginał i sprzedane jednemu z muzeów. Po pierwszej udanej sprzedaży falsyfikatu Van Meegeren stworzył jeszcze kilka płócien uważanych za oryginały. Łącznie udało mu się sprzedać co najmniej sześć rzekomych dzieł Vermeera i dwa Pietera de Hoocha. Namalował też parę obrazów (Vermeera, Fransa Halsa i Gerarda ter Borcha), których nie sprzedał, a które podrobił w ramach eksperymentów.
Jeden z jego falsyfikatów, „Chrystus i jawnogrzesznica”, trafił do kolekcji Hermanna Göringa. Po II wojnie światowej obraz odnaleziono i dotarto do Van Meegerena, którego oskarżono o kolaborację z wrogiem. Nie przypuszczano jednak, że „Chrystus i jawnogrzesznica” oraz inne płótna, są fałszywe. Prawdę tę wyjawił sam fałszerz, by uniknąć wieloletniego więzienia. Wyznanie Van Meegerena wywołało sensację, ale nie dawano mu wiary. Jego procesem emocjonowały się międzynarodowe media i opinia publiczna. Dopiero badania chemiczne i namalowanie na prośbę sądu przez Van Meegerena „nowego” dzieła Vermeera doprowadziło do uznania go w 1947 za winnego fałszerstwa i skazania na rok więzienia. Malarz zmarł w tym samym roku. Po jego śmierci pojawiały się głosy wątpiące w autorstwo Van Meegerena i uważające obrazy Van Meegerena za oryginały Vermeera. Analizy naukowe przeczą jednak takiemu stanowisku.”1
Tyle na temat tego genialnego fałszerza podaje Wikipedia. Ciekawy i zastanawiający jest fakt, że Meegeren musiał udowodnić przed sądem, że jest oszustem, ponieważ nie chciano uwierzyć, że namalowane przez niego obrazy nie są oryginalnymi dziełami. Kolejnym interesującym faktem w tej historii jest to, co przedstawiały te obrazy. Spośród około trzydziestu namalowanych przez Vermeera obrazów, tylko dwa są dziełami historycznymi, a tylko jeden z nich przedstawiał scenę związaną z Biblią- „Chrystus w domu Marii i Marty”. Tymczasem wszystkie falsyfikaty to obrazy historyczne inspirowane Pismem Świętym. Oprócz „Uczniów w Emaus” oraz „Chrystusa i jawnogrzesznicy” Meegeren namalował „Ostatnią wieczerzę”, „Izaaka błogosławiącego Jakuba” oraz „Mycie nóg”.
Jedno z najdoskonalszych fałszerstw w historii malarstwa związane jest z Bogiem, a większość „dzieł” Meegerena przedstawia Jezusa. Historia ta ma bardzo dużo powiązań z największym oszustwem w naszych dziejach, które ma na celu zwiedzenie ludzi, a różnego rodzaju „obrazy” są istotnym elementem tego kłamstwa. Przed różnymi podróbkami ostrzegał już apostoł Paweł, apelując w swoim liście: „O nierozumni Galacjanie! Któż was omamił, was, przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego?” (Gal 3,1). Przykład Galacji, prowincji rzymskiej w której Paweł prowadził ewangelizację, pokazuje jak działa mechanizm zwiedzenia. Namalowany Galatom przez Pawła obraz Boga bardzo szybko zaczął być zastępowany różnymi falsyfikatami, których jakość musiała być naprawdę wysoka, skoro młodzi chrześcijanie, którym Paweł niedawno przekazał ewangelię, dali się oszukać. Zwodzenie tych, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa polega na psychomanipulacji oraz deformowaniu prawdy o Bogu. Zwodzeni ludzie są przekonani o tym, że nadal idą we właściwym kierunku i budują się w wierze, a swoje postępowanie odbierają jako wzrost duchowy. Uważają, że dążą w ten sposób do doskonałości, a przecież do tego wzywał Jezus: „Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mat 5, 48).
Problem zwiedzenia jest szerszy i dotyczy wszystkich ludzi. Każdy człowiek, niezależnie od światopoglądu i tego jak głęboka jest jego wiara, podlega działaniu tego, który chce odciągnąć od Boga wszystkich ludzi. Diabeł tworząc swoje falsyfikaty uwzględnia wszystkie możliwe czynniki, zarówno zewnętrzne (wpływające na wiedzę i poglądy) jak i wewnętrzne (wiedza, charakter, osobowość, a szczególnie ludzkie słabości i wady). Biorąc pod uwagę to, na jakim etapie drogi do Boga znajduje się człowiek, można wyróżnić następujące możliwości, tzw. „stany wiary”:
1.    Wiara w to, że nie ma Boga
2.    Wiara w istnienie Boga
3.    Wiara w Boga
Zwodzenie pierwszej grupy polega najczęściej na maskowaniu tego, co może być o Bogu „oglądane w [Jego] dziełach i poznane umysłem” (Rzym 1, 20). W tym celu wykorzystywane są różne dziedziny nauki, które mają utwierdzić wierzących w nieistnienie Boga w ich poglądach. Teoria ewolucji jest tego dobrym przykładem. Psalmista wypowiedział się o takich ludziach w sposób bardzo dobitny: „głupi rzekł w sercu swoim: Nie ma Boga!” (Ps 14, 1). Nie bez powodu, ponieważ nauka, która podobno przynosi dowody na to, że Bóg nie istnieje, robi dokładnie coś przeciwnego. Istnieją dowody naukowe, które obalają powszechnie uznawane teorie naukowe, ale są one przeważnie ignorowane. Tym samym poprzez ukrywanie niewygodnych faktów lub udowadnianie ich nieprawdziwości, utwierdza się ludzi należących do tej grupy w ich poglądach. Diabeł przekonuje ich, że Boga nie ma ale sam pozostaje w ukryciu, gdyż sama jego obecność jest dowodem na istnienie Stwórcy.
Szatan, z tego samego powodu, bardzo starannie zaciera ślady swojego istnienia także przed tymi, którzy wierzą tylko w istnienie Boga. Jednym z ulubionych diabelskich sposobów działania jest przypisywanie Bogu negatywnych cech i obarczanie Go odpowiedzialnością za niedoskonałość  świata. Szatan maluje obraz niedoskonałego Boga, który stworzył „wybrakowany” świat, a potem przestał się nim interesować.
W stosunku do tych, którzy znajdują się w trzecim stanie wiary, używane są metody, które można podzielić na motywujące i demotywujące. Każdy, kto uwierzył w fałszywy obraz Boga, jest utwierdzany w swoich poglądach. Diabeł przekonuje takiego człowieka, że ma racje, jego wiara jest doskonała i wie już wystarczająco dużo o Bogu.  W związku z tym nie musi tracić czasu na myślenie o Bogu i modlitwę, a szczególnie na poznawanie Biblii. Wykorzystuje do tego celu ludzi, o których Jezus powiedział swoim uczniom: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi” (Mat 7, 15), oraz ostrzegał ich, że „powstaną … fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych”. Z kolei ci, którzy mają właściwy obraz Boga przekonywani są, że nie mają racji. Diabeł potrafi doskonale wykorzystywać do tego celu Słowo Boże, czego przykładem może być częste powoływanie się przeciwników sabatu na wypowiedź apostoła Pawła z listu do Kolosan: „Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta lub nowiu księżyca bądź sabatu” (Kol 2, 16), która rzekomo potwierdza unieważnienie czwartego przykazania, oraz wypowiedź Jezusa, która ma świadczyć o jego niższej randze w stosunku do Boga Ojca: „Ojciec większy jest niż Ja” (J 14, 28), fragment na który powołuje się wielu antytrynitarian. Wielu głęboko wierzących ludzi dało się oszukać w ten sposób.
Lucyfer „był odbiciem doskonałości, pełnym mądrości i skończonego piękna” (Ez 28, 12). Nie można lekceważyć jego inteligencji która, pomimo skażenia grzechem, nadal jest bardzo wysoka, udało mu się przecież zwieść trzecią część aniołów. O jego możliwościach w tworzeniu fałszywych obrazów zaświadczyć może to, w jaki sposób wspomniany wcześniej Han van Meegeren (w pewnym sensie uczeń „ojca kłamstwa”) przygotowywał się do namalowania pierwszego falsyfikatu. „Przygotowania do powstania tego obrazu [Uczniowie w Emaus] trwały kilka lat. Meegeren nabył na prowincji dom, żeby tam swobodnie pracować. Studiował opisy starych holenderskich technik malarskich, przeprowadzał wiele prób, używając farb i spoiw, które wyrabiał sam, zgodnie ze starymi recepturami. Wyszukiwał i kupował zabytkowe naczynia, świeczniki, puchary służące mu jako wzory przedmiotów, malowanych na jego fałszywych obrazach. W końcu zdobył mierny, siedemnastowieczny obraz, który stanowił doskonałe podłoże.”2 Efekt tej mistyfikacji, swoistego zwiedzenia, był tak silny, że jeszcze przez trzydzieści lat po śmierci Meegerena, wielu znawców sztuki uważało jego obrazy za oryginalne dzieła Vermeera. A jaka będzie siła zwiedzenia, które będzie miało miejsce pod koniec czasów? „I oddadzą mu pokłon [fałszywemu obrazowi Boga] wszyscy mieszkańcy ziemi, każdy, którego imię nie jest od założenia świata zapisane w księdze żywota Baranka” (Ap 13, 8). I to pomimo wyraźnych ostrzeżeń o konsekwencjach: „Jeżeli ktoś odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi … pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego … i będzie męczony w ogniu i w siarce” (Ap 14, 9-10). Straszną i przygnębiającą wiadomością jest to, że dotyczyć to będzie większości ludzi, ponieważ „niewielu jest takich, którzy ją [drogę do żywota] znajdują” (Mat  7, 14). Jak to jest możliwe, że ludzie dysponując wiedzą wystarczającą do uniknięcia takiego losu, nie chcą z niej korzystać. To tak, jakby pracownik jakiejś fabryki odbył wszystkie potrzebne kursy bhp, a potem, lekceważąc to, czego się nauczył i nie zwracając uwagi na rozmieszczone w zakładzie ostrzeżenia, nie zachowywał należytej ostrożności nie zakładając wymaganej odzieży ochronnej. A przecież czytał podczas szkolenia: „weźcie całą zbroję Bożą ... opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi … weźcie tarczę wiary … przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże” (Ef 6, 13-17). Jak w takich okolicznościach można wytłumaczyć to, że doszło do śmiertelnego wypadku? Na pewno nie z powodu braku wiedzy, ponieważ „Bóg wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali” (Dz 17, 30).

Autor Lech kujawa

poniedziałek, 17 marca 2014

ZABAWA W ŚMIERĆ


Warto obejrzeć polecam 
Zachęcam do odwiedzenia  księgarni internetowej www.sklep.znakiczasu.pl
Zapraszam do odwiedzenia bloga  " tajemnicebiblii.blogspot.com" 

niedziela, 16 marca 2014

BOŻY GPS

Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych
Ani nie stoi na drodze grzeszników,
Ani nie zasiada w gronie szyderców,
Lecz ma upodobanie w zakonie Pana
I zakon jego rozważa dniem i nocą.
Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód,
Wydające swój owoc we właściwym czasie,
Którego liść nie więdnie,
A wszystko, co uczyni, powiedzie się.
Nie tak jest z bezbożnymi! Są oni bowiem jak plewa,
Którą wiatr roznosi.
Przeto nie ostoją się bezbożni na sądzie
Ani grzesznicy w zgromadzeniu sprawiedliwych.
Gdyż Pan troszczy się o drogę sprawiedliwych,
Droga zaś bezbożnych wiedzie do nikąd. (Ps 1)
Początek psalmu sugeruje, że dotyczy on szczęścia i sposobu osiągnięcia go. Szczęście często kojarzy się ze zdrowiem, udanym życiem rodzinnym, powodzeniem materialnym czy też sukcesami w pracy, a więc różnymi dziedzinami życia. Psalmista łączy jednak szczęście człowieka z Bożym Prawem, z jego przestrzeganiem (nie idzie za radą bezbożnych; nie stoi na drodze grzeszników) oraz poznawaniem (ma upodobanie w zakonie Pana i zakon jego rozważa dniem i nocą). W drugiej części psalmu nie używa już określenia „szczęśliwy” tylko jego synonimu – „sprawiedliwy”, oraz jego przeciwieństw – „bezbożny” i „grzesznik”, co dodatkowo podkreśla znaczenie Prawa. W zakończeniu wyjaśnia, że szczęścia nie należy kojarzyć z jakimikolwiek osiągnięciami życiowymi, ale ze sposobem życia i z tym, gdzie prowadzi nas droga, którą idziemy. Szczęśliwym człowiekiem jest ten, którego droga nie „wiedzie do nikąd”, ale do Królestwa Bożego.
Każdy kierowca, który po raz pierwszy udaje się podróż do odległej miejscowości, w której nigdy wcześniej nie był, wie jak ważna jest wiedza o swoim położeniu i czy droga którą pokonuje, jest tą właściwą. Są różne metody służące do tego celu, na przykład można zdobywać informację o właściwym kierunku jazdy od przypadkowo spotykanych ludzi, ale ten sposób raczej nie należy do najlepszych. O wiele lepiej jest korzystać z mapy, najlepiej nowej, zawierającej aktualne dane o drogach. Najlepszą opcją dostępną dziś dla kierowców są urządzenia GPS, które nie tylko w czytelny sposób wskazują właściwy kierunek jazdy, ale potrafią też dopasować go do zmieniających się warunków drogowych, proponując objazdy miejsc, w których występują utrudnienia ruchu drogowego. Im dłuższa jest trasa, którą trzeba pokonać, tym więcej warte jest takie urządzenie. Niektórzy ludzie nigdy nie zostają kierowcami i nie dotyczą ich takie problemy, ale każdy człowiek obywa długą podróż swojego życia, podczas której znajduje się dokładnie w takiej samej sytuacji, jak kierowca jadący nieznaną trasa. W podróży życia dobrze jest dysponować dobrym systemem nawigacyjnym, który tak samo jak GPS będzie wskazywał właściwy kierunek. Każdy chrześcijanin dysponuje takim urządzeniem, a jest nim Słowo Boże. Boży GPS jest wysokiej klasy urządzeniem o wielu funkcjach, bardzo przydatnych w „podróży życia”.
Po pierwsze sprawdza, czy aktualny stan pozwoli człowiekowi na dotarcie do celu. W tym celu sygnalizuje, czy osiągnięty został stan „bojaźni Bożej”, połączony z „pokorą” i uznaniem „grzeszności” podróżnika, który musi zrozumieć, że tylko pełne zaufanie do Boga daje szansę na dotarcie do celu: „wszyscy, którzy nadzieję pokładają w tobie [Boże mój], nie zaznają wstydu… Panie, wskaż mi drogi swoje, ścieżek swoich naucz mnie… Pan jest dobry i prawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom, prowadzi pokornych drogą prawa i uczy ich drogi swojej” (Ps 25). Opieranie się na własnych pomysłach i lekceważenie choćby części wskazówek Bożego GPSa wyprowadza na manowce, do nikąd: „Ty nie jesteś Bogiem, który chce niegodziwości, zły nie może z tobą przebywać, nie ostoją się chełpliwi przed oczyma twymi, nienawidzisz wszystkich czyniących nieprawość, zgubisz kłamców, zbrodniarzami i obłudnikami brzydzi się Pan” (Ps 5) . Tak długo, jak wymienione wcześniej warunki nie zostaną spełnione, urządzenie będzie podawało komunikat, że „cel jest poza zasięgiem”.
Druga funkcja polega na sygnalizowaniu zejścia z właściwej drogi. „Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim, nie obmawia językiem swoim, nie czyni zła bliźniemu swemu ani nie znieważa sąsiada swego. Sam czuje się wzgardzony i niegodny a czci tych, którzy boją się Pana” (Ps 15).”Kto może wstąpić na górę Pana? I kto stanie na jego świętym miejscu? Kto ma czyste dłonie i niewinne serce, kto nie skłania duszy swej ku próżności i nie przysięga obłudnie” (Ps 24). Kolejna funkcja służy do podawania ostrzeżeń: „Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mat 6,15); „baczcie też, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi, aby was widziano; inaczej nie będziecie mieli zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie” (Mat 6,1).
Podobnie jak w nawigacji samochodowej, Biblia wskazuje też osiągnięcie punktów pośrednich podróży. Jednym z nich jest miłość, której obecność stwierdzić można na podstawie obecności lub braku cech wymienionych na specjalnej liście: „Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się. Nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego. Nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi” (1 Kor 13,4-7). Bardzo ważnym punktem pośrednim, którego nie można pominąć, jest chrzest Duchem Świętym. Jego przekroczenie rozpoznawane jest na podstawie występowania owoców Ducha Świętego: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość” (Gal 5, 22-23) oraz braku takich „uczynków ciała”, jak: „wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, bałwochwalstwo, czary, wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwa, pijaństwo, obżarstwo i tym podobne” (Gal 5,19).
Chrzest Duchem zmienia sytuację podróżnika, ponieważ od tego momentu może on korzystać z dodatkowego wsparcia udzielanego przez Boga. „Boska jego [Jezusa] moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, Przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość” (2 P 1,3-4). Większym możliwościom towarzyszą zwykle większe wymagania i nie inaczej jest w tym przypadku. „Dołóżcie wszelkich starań i uzupełniajcie waszą wiarę cnotą, cnotę poznaniem, poznanie powściągliwością, powściągliwość wytrwaniem, wytrwanie pobożnością, pobożność braterstwem, braterstwo miłością. Jeśli je bowiem posiadacie i one się pomnażają, to nie dopuszczą do tego, abyście byli bezczynni i bezużyteczni w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Kto zaś ich nie ma, ten jest ślepy, krótkowzroczny i zapomniał, że został oczyszczony z dawniejszych swoich grzechów. Dlatego, bracia, tym bardziej dołóżcie starań, aby swoje powołanie i wybranie umocnić; czyniąc to bowiem, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa” (1 P 1,5-11). Spełnianie tych wymagań jest bardzo ważne, ponieważ na tym etapie podróży zgubienie właściwego kierunku ma poważne konsekwencje. „Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają się im opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni. Lepiej bowiem byłoby dla nich nie poznać drogi sprawiedliwości, niż poznawszy ją, odwrócić się od przekazanego im świętego przykazania” (2 P 2,20-21).

Boży GPS ma też swoje wady. Przemawiający do podróżnika głos jest cichy i łagodny, więc łatwo może umknąć uwadze, jeżeli się na nim nie skupia uwagi. Można go też w prosty sposób wyłączyć. Ponadto ma bardzo rozbudowaną instrukcję obsługi, co skutecznie zniechęca wielu ludzi do korzystania z niego. Jednak jeżeli ktoś szuka, to może znaleźć skróconą wersję instrukcji GPSa, która znajduje się prawie dokładnie w środku Biblii. „Błogosławieni ci, którzy żyją nienagannie, którzy postępują według zakonu Pana! Błogosławieni ci, którzy stosują się do napomnień jego, szukają go z całego serca, którzy nie czynią krzywdy, ale chodzą drogami jego… Raduję się z drogi, którą wskazują mi ustawy twoje… Spraw, bym zrozumiał drogi wskazane przez postanowienia twoje… Naucz mnie, Panie, drogi ustaw twoich…” (Ps 119)
Lech : Zachęcam do odwiedzenia  ksiegarni internetowej  www.sklep.znakiczasu.pl
e-mail  kontakt@znakiczasu.pl  wejdź też na blog "tajemnicebiblii.blogspot.com dużo ciekawych  wykładów  Zapraszam 

środa, 12 marca 2014

ZBAWIENIE TYLKO W JEZUSIE w/g Pisma Świętego

Dla każdego wierzącego człowieka, dla każdego chrześcijanina podstawowe znaczenie ma kwestia zbawienia. Jezus powiedział, że „szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą”, oraz że „nie każdy kto do mnie mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios”. Bóg w tych słowach ostrzega, że łatwo jest zgubić właściwą drogę, chyba że szukający Boga słucha Jego rad.
Jaka droga prowadzi do zbawienia? Jezus jest taką drogą, bo sam powiedział, że „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie”. Tylko na czym polega podążanie tą drogą? Co na ten temat mówi Jezus? Ewangelie opisują dwie sytuacje, kiedy Jezusa wprost zapytano o kwestę zbawienia. W pierwszej bogaty młodzieniec zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby osiągnąć żywot wieczny?”, a Jezus odpowiedział: „Przestrzegaj przykazań” (Mat 19,16). Druga sytuacja została opisana w ewangelii Łukasza, uczony w zakonie zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić żywota wiecznego?”. Tym razem Jezus odpowiedział pytaniem: „Co napisano w zakonie? Jak czytasz?”. Było to swoiste sprawdzenie wiedzy uczonego, który chciał wystawić na próbę Jezusa, a tymczasem sam został poddany testowi swojej wiedzy. I odpowiedział: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej myśli swojej, a bliźniego swego jak siebie samego”, co Jezus podsumował: „Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz żył” (Łuk 10,25). Oczywiście w ewangeliach znajduje się wiele wypowiedzi Jezusa na temat tego, jak powinno wyglądać nasze życie, co powinniśmy robić a czego unikać, oraz na co powinniśmy uważać. W kazaniu na górze powiedział, że „błogosławieni [są] ubodzy w duchu albowiem ich jest Królestwo Niebios”, także ci, którzy są „czystego serca … Boga oglądać będą”. Odpowiedzi Jezusa na pytania bogatego młodzieńca i uczonego w zakonie sugerują jednak, że największe znaczenie ma przestrzeganie Bożych Przykazań.
I w tym momencie większość ludzi na pewno stwierdzi, że jest to niemożliwe, bo przecież człowiek nie jest w stanie przestrzegać Dekalogu. Apostoł Paweł powiedział przecież, że „wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” a karą za grzech (czyli przekroczenie zakonu) jest śmierć, w związku z tym nikt nie może być zbawiony dzięki przestrzeganiu prawa. Jest to tylko pozorna sprzeczność. W przestrzeganiu przykazań nie chodzi o ich przestrzeganie przez całe życie od narodzin do śmierci, ale o ich przestrzeganie od narodzin duchowych, od momentu przyjęcia Boga. Jezus poprzez swoją śmierć ofiarował każdemu człowiekowi akt łaski, na podstawie którego grzechy wcześniej popełnione ulegają wymazaniu. Wystarczy przyjąć od Boga ten akt, a następnie prowadzić życie zgodnie z Prawem Bożym. Czy rzeczywiście jest to takie proste?
Ciekawych informacji na ten temat dostarcza opis rozmowy Jezusa z Nikodemem (Jan 3,1-21).
„A był człowiek z faryzeuszów imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa w nocy i rzekł mu: Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako nauczyciel; nikt bowiem takich cudów czynić nie mógł, jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg z nim nie był. Odpowiadając Jezus rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”.
Podczas tej rozmowy, a właściwie na jej początku, Jezus odpowiada na pytanie, które nie zostało zadane! Nikodem przyszedł prawdopodobnie po to, aby dowiedzieć się, od czego według Jezusa zależy zbawienie. I bardzo szybko dowiedział się, że musi narodzić się na nowo. Jezus powtórzył dwa razy, że „kto się nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego”. Nikodem był faryzeuszem i znał doskonale Stary Testament, więc Jezus musiał mu tylko przedstawić zakon Mojżeszowy w odpowiedni sposób. Wskazał mu na konieczność swojej ofiary oraz przyjęcia jej przez ludzi poprzez wiarę w Niego. To właśnie wiara w Chrystusa połączona z miłosierdziem Bożym daje możliwość zbawienia, a Nikodem doskonale to zrozumiał. Przestrzeganie przykazań nie jest drogą prowadzącą do zbawienia, ale potwierdzeniem wyboru właściwej drogi. Warunkiem zbawienia jest narodzenie się na nowo, zarówno z wody jak i z Ducha.
Rozmowa z Nikodemem miała miejsce w początkowym okresie działalności Jezusa. Przez następne trzy lata Chrystus chodził z uczniami, nauczając i lecząc ludzi, głosząc ewangelię. W ciągu tych trzech lat wielokrotnie poruszał tematykę zbawienia, choćby podczas kazania na górze, ale dopiero podczas ostatniej wieczerzy dokładnie przedstawił to zagadnienie swoim uczniom, późniejszym apostołom. Ewangelia Jana zawiera dokładny opis tego wykładu, rozpoczyna się on w rozdziale 14. Podobnie jak podczas rozmowy z Nikodemem, którą zaczął od kategorycznego stwierdzenia, że „jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”, tak i tutaj wyraźnie wskazuje na jedyną drogę prowadzącą do zbawienia: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie”. W następnym wersie oświadcza zaś uczniom, że nie znają Go, a tym samym Boga: „Gdybyście byli mnie poznali i Ojca mego byście znali”. Trzy i pół roku chodzenia z Jezusem, słuchania jego nauk i oglądania cudów, okazało się zbyt krótkim okresem. Apostołowie wierzyli w Jezusa, wierzyli w to, że jest Synem Bożym, co wyznał wcześniej Piotr, mówiąc „Ty masz słowa żywota wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego” (Jan 6,68-69). Ale nie poznali go i nie rozumieli jego wszystkich nauk. Mieli podobny problem, jak niektórzy Żydzi, którzy pomimo tego, że uwierzyli w Jezusa, nie wierzyli w to, co do nich mówił: „Mówił więc Jezus do Żydów którzy uwierzyli w niego... Jeśli mówię prawdę, dlaczego nie wierzycie mi?” (Jan 8,31-46). Okazuje się więc, że można uwierzyć w Jezusa, ale nie słuchać Go i nie wierzyć w to co mówi. Przyjęcie Słowa jest jednak konieczne do zbawienia, ponieważ tak stwierdził Jezus: „Jeśli kto zachowa słowo moje, śmierci nie ujrzy na wieki” (Jan 8,51).
W dalszej części swojej wypowiedzi Jezus wymienił kilka znaków, które wskazują na prawdziwą wiarę w Niego: „kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię… Jeśli o co prosić będziecie w imieniu moim, spełnię to. Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie”. Stwierdził tym samym, że tylko przez wiarę w Niego można uzdrawiać chorych, wypędzać demony, a ponadto wiara daje możliwość skutecznego składania próśb do Boga. Ponownie wskazał też na przestrzeganie przykazań, ale tym razem powiązał je z miłością do Niego.
Następnie Jezus obiecał uczniom zesłanie Ducha Świętego, podając od razu kiedy można go przyjąć. Otóż aby przyjąć Ducha Świętego trzeba go zobaczyć i poznać. Wynika to ze zdania „świat przyjąć [Go] nie może, bo go nie widzi i nie zna”. Czy można zobaczyć i poznać Ducha Świętego? Odpowiada na to na przykład apostoł Paweł: „niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem” (Rzym 1,20). Okazuje się, że można, i całkowicie wystarczający do tego jest rozum, którym obdarował nas Bóg. Samo poznanie to jednak za mało żeby przyjąć Ducha, a raczej żeby Duch do człowieka przyszedł. Potrzebna jest miłość do Jezusa, która może pojawić się po poznaniu. To trochę tak, jak w relacjach między ludźmi. Kiedy kobieta i mężczyzna spotykają się, to po etapie poznania może pojawić się miłość. To miłość do Boga jest zaproszeniem Ducha Świętego. Jezus wyjaśnia to szczegółowo: „kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje, a kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie” (Jan 14,21). Znów przestrzeganie przykazań zostało potraktowane jako znak miłości do Boga, natomiast druga część tego zdania jest trochę zagadkowa. Jezus powiedział, że najpierw człowiek musi pokochać Boga, a dopiero potem Bóg odwzajemni to uczucie i pokocha człowieka. Nie zgadza się to z tym, co wiemy o Bogu, że Bóg kocha wszystkich ludzi. Jezus od razu wyjaśnia, że chodzi o specjalny rodzaj miłości, szczególną relację między Bogiem i człowiekiem. „Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy” (Jan 14,23). Kiedy owocem miłości do Boga jest zmiana sposobu życia, polegająca na odwróceniu się od grzechu; kiedy miłość do Boga wywołuje niechęć do popełniania grzechów, bo jak można ranić kogoś, kogo się kocha. To jest właśnie ten moment, w którym Bóg, poprzez Ducha Świętego, może przyjść i zamieszkać w człowieku i na tym polega ponowne narodzenie, o którym Jan Chrzciciel mówił „chrzest Duchem Świętym”. Jezus powiedział też, że „Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 14,26).
W następnym, 15 rozdziale, przy pomocy przypowieści o krzewie winnym i latoroślach, Jezus zobrazował dalszy ciąg relacji człowieka z Bogiem mówiąc, że tylko trwanie w Nim umożliwia pozostawanie w stanie sprawiedliwości: „Kto trwa we mnie a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie”. Ostrzega też, że przyjęcie Ducha Świętego nie gwarantuje zbawienia, ponieważ „kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień, gdzie spłoną”. Bardzo dobitnie pisze o tym apostoł Piotr: „Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają im się opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni. Lepiej bowiem byłoby dla nich, nie poznać drogi sprawiedliwości, niż poznawszy ją, odwrócić się od przekazanego im świętego przykazania” (2 Piotr 2,20-21). Porównanie do winnego krzewu i latorośli jest bardzo dobre, ponieważ dla każdego oczywiste jest, co stanie się po oderwaniu latorośli od krzewu. Przywrócenie poprzedniego połączenia, tej szczególnej więzi z krzewem jest praktycznie niemożliwe, a latorośl pozbawiona ciągłego dostępu do życiodajnych soków, chociaż przez pewien czas może samodzielnie funkcjonować, wyschnie i zostanie spalona. To porównanie wskazuje też na to, że tak jak latorośl czerpie soki tylko od krzewu, w który jest wszczepiona, tak i człowiek będący w ścisłej więzi z Bogiem odżywia się tylko Bożym pokarmem. Duch Święty filtruje to, co dociera do człowieka a człowiek musi tylko utrzymywać stałe połączenie z Bogiem.
I na koniec jeszcze jeden cytat: „Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia” (2 Piotr 2,9). Nowonarodzenie nie powoduje, że pokusy już nie maja dostępu do człowieka. Myślę, że pojawia się ich wtedy o wiele więcej, ale obecność Ducha Świętego i Jego moc działająca w człowieku, są wystarczającym zabezpieczeniem przed nimi.
Lech
 Zachęcam do odwiedzenia księgarni internetowej  www.sklep.znakiczasu.pl e-mail kontakt@znakiczasu.pl  wejdź także na bloga "tyajemnicebiblii.blogspot.com  dużo ciekawych materiałów na temat kreacjonizmu Zapraszam 

PO NAS CHOĆBY POTOP

Mamy „Tęczę”. Mamy arkę. Aż strach pytać, czego nam brakuje, żeby układanka była pełna.
Polska ma swoją arkę. I nie jest to żadna metafora do jakiejkolwiek partii politycznej,
która miałaby nasz kraj przeprowadzić przez wzburzone wody ogólnoświatowego kryzysu. Nie chodzi też o klub sportowy Arka Gdynia. Mamy arkę w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. „Zacumowała” w Pławnie, w województwie dolnośląskim, niedaleko Lwówka Śląskiego. Ma 40 metrów długości i 15 szerokości, i jest cała z drewna. Olbrzymi statek. Tyle że zbudowany na lądzie. Zupełnie jak arka Noego. Twórcą tej naszej jest Dariusz Miliński, artysta plastyk, malarz. Wychodzi na to, że jego arka to „instalacja” — tfu! co za paskudne słowo — artystyczna. Zaczął ją budować jesienią ubiegłego roku z udziałem lokalnej społeczności i przy poparciu miejscowego księdza. Dziś jest już niemal ukończona. Wewnątrz będą różne „instalacje” religijne. „Wodowanie” ma nastąpić w maju. Niestety projekt nie spotkał się z entuzjazmem urzędników, którzy nie bardzo wiedzą, jak zaklasyfikować arkę. Sztuka to czy nie? — zastanawiają się pewnie, nie wiedząc być może, czy wesprzeć ten projekt finansowo.
Takich wątpliwości nie miał i nie ma warszawski ratusz, przeznaczając dziesiątki tysięcy złotych najpierw na postawienie, a potem na kolejne renowacje „Tęczy” na Placu Zbawiciela; która jakoś nie może zyskać sobie przychylności ogółu. Może dlatego, że symbolizuje idee i wartości wzajemnie się znoszące i przez to wywołujące kontrowersje. Zainstalowano ją 2 czerwca 2012 roku, w dniu warszawskiej Parady Równości. Zaraz potem miało być święto Bożego Ciała, a chwilę potem rozpoczęcie Euro 2012. „Tęcza” miała to wszystko spinać, być „uniwersalnym symbolem przymierza, miłości, pokoju, nadziei, ale też — we współczesnym świecie — ruchów emancypacji mniejszości seksualnych”, jak można przeczytać na portalu Culture.pl.
Jak łatwo szermuje się słowami, których znaczenia się albo nie zna, albo liczy się na to, że nie znają go czytelnicy. A konkretnie chodzi o słowo „przymierze”. Dla czytelnika zorientowanego w Biblii tęcza rzeczywiście jest symbolem przymierza, zawartego przez Boga z Noem po potopie. Bóg obiecał wtedy, że już nigdy wody potopu nie zaleją ziemi. Tęcza ewidentnie więc łączy się z biblijną historią o ogólnoświatowym potopie, który położył kres cywilizacji przedpotopowej za jej degenerację, a w tym za swobodę seksualną. Dziś zwolennicy tej swobody zawłaszczyli sobie ten symbol i uczynili z niego swój sztandar, sztandar grzechu. A „Tęcza” z Placu Zbawiciela najwyraźniej jest tego grzechu promocją.
Oczywiście — żeby nie było niejasności — nie pochwalam jej palenia. Ale jej postawienie na takim placu i pomiędzy dwoma kościołami, katolickim i metodystycznym, może być przez niektóre środowiska odebrane jako prowokacja. Może nawet obliczona na takie właśnie skrajne reakcje, by potem „tęczowi ludzie” mogli się skarżyć na prześladowanie.
Końcem kwietnia warszawska „Tęcza” zostanie kolejny raz odrestaurowana za marne 45 tys. złotych. Może gdyby artysta z Pławna wybudował swoją arkę w Warszawie, nie miałby problemów z jej sfinansowaniem?
Ale po co ja tu w ogóle pisze o jakiejś arce i „Tęczy”? Bo pod koniec marca na ekrany kin na całym świecie wejdzie nowa produkcja Hollywoodu pt. Noe: wybrany przez Boga, z gwiazdą — nomen omen — pierwszej wody Russelem Crowe’em w roli głównej.
Mimo Boga w tytule nie spodziewam się po tym filmie jakiegoś szczególnie religijnego przesłania. Aż tak naiwny co do przywiązania do religijności hollywoodzkich twórców nie jestem. Mam jednak głębokie przekonanie, że film ten wzbudzi zainteresowanie wielu widzów samą historią potopu; że sięgną po Biblię, by porównać ze sobą obie wersje, starożytną biblijną ze współczesną filmową. Pojawią się zapewne pytania: Czy taki potop rzeczywiście miał miejsce? Czy był lokalny, czy ogólnoświatowy? Czy arka mogła pomieścić tyle zwierząt? Czy w ogóle starożytni mieli techniczne możliwości zbudowania takiego statku? Jak można pogodzić zniszczenie ludzkości z Bożym miłosierdziem? Czy jedenaście pierwszych rozdziałów biblijnej Księgi Rodzaju jest wiarygodnych i czy należy je odczytywać dosłownie, czy jedynie symbolicznie? Na niektóre z tych pytań odpowiemy już w tym numerze.
A wracając do Polski, mamy już „Tęczę”, mamy arkę, brakuje tylko potopu, zwłaszcza że ogólną kondycją moralną społeczeństwa możemy przypominać to przedpotopowe.      
Andrzej Siciński
 Znaki Czasu marzec 2014 r.  www.sklep.znakiczasu.pl  e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia  warto. 

KOBIETY W ŻYCIU KOŚCIOŁA APOSTOLSKIEGO

Gdy mówimy o kobietach w Kościele, od razu przychodzi na myśl pozorny antyfeminizm apostoła Pawła. Często cytuje się jego wypowiedzi jako dowód na to, że miejsce kobiet jest daleko za mężczyznami. Jakie są przyczyny tych nieporozumień i gdzie szukać ich źródła?
Główna przyczyna tkwi w podejściu do samych ludzi i do tego problemu.
Po pierwsze, krytycy religii chrześcijańskiej i powierzchowni czytelnicy Biblii wykorzystują, bez głębszego wnikania w temat, poszczególne zdania z listów apostoła Pawła, aby udowodnić prymitywizm chrystianizmu i jego zachowawczość. Po drugie, połowiczni chrześcijanie słowami apostoła Pawła chcą poprzeć swój własny antyfeminizm, a chrześcijanki — usprawiedliwić własne niezaangażowanie. Inaczej mówiąc, konserwatyzm w myśleniu, niechęć do zmian i bierność wobec wszelkiej inicjatywy. Po trzecie, apostoł Piotr pisze, że w wypowiedziach Pawła są „pewne rzeczy niezrozumiałe” i ludzie „niewykształceni i niezbyt umocnieni przekręcają [pisma Pawła] ku swej własnej zgubie”1. Podstawą fałszywych wniosków jest więc ludzka nieudolność, a nie treść listów, które Paweł pisał w mądrości danej mu od Boga.
Inna przyczyna nieporozumień to specyfika kultur starożytnych, zwyczaje i poglądy tkwiące w ludziach tamtych wieków. Pisarze Nowego Testamentu, w tym apostoł Paweł, głęboko wrośli w kulturę, w której żyli i tworzyli. W wielu miejscach ich pisma odzwierciedlają panujące wówczas warunki społeczne i kulturalne.
Pismo Święte mówi na temat prawd mających wieczne zastosowanie, ale także na temat zwyczajów i praw panujących w społeczeństwie w okresie życia pisarza biblijnego. Te dwie kwestie są często ściśle ze sobą splecione i pisarz biblijny łączył je w jedną całość. Umiejętne rozdzielenie wiecznej woli Bożej od przejściowych przepisów jest ważne, lecz nie zawsze łatwe.

Niech kobiety milczą

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych tekstów ukazujących zdaniem niektórych nieżyczliwy stosunek apostoła Pawła do kobiet albo według innych krzywdzący nakaz Boży to słowa przekazane chrześcijanom w Koryncie: „Niech niewiasty na zgromadzeniach milczą, bo nie pozwala się im mówić; lecz niech będą poddane, jak i zakon mówi”2.
Zwróćmy uwagę na kontekst. Cały rozdział tego listu poświęcony jest zjawisku mówienia nieznanymi językami w zborze korynckim. Zjawisko to wprowadziło wiele zamieszania w tej młodej społeczności chrześcijańskiej. Apostoł Paweł stwierdził, że Bóg nie jest autorem zaistniałej sytuacji3. Dwa wiersze mówiące o kobietach robią wrażenie wtrąconych w kwestię dotyczącą języków i prorokowania. Paweł nagle przerywa ten temat, aby wypowiedzieć się negatywnie na temat zabierania głosu przez kobiety, a następnie kontynuuje wcześniejszy wątek, kończąc go zdaniem: „A wszystko niech się odbywa godnie
i w porządku”. Sugeruje to, że aktywnymi, może nawet najaktywniejszymi uczestniczkami nieporządków w Koryncie były właśnie kobiety. To one przede wszystkim mogły mówić niezrozumiałymi dla ludzi i dla Boga językami. Paweł, który od rodziny Chloi dowiedział się o sporach w Koryncie
4, chce w delikatny sposób zaprowadzić porządek w tej kwestii, nakazując milczenie niewiastom.
Jak zatem stosować zalecenie Pawła we współczesnym Kościele? Każdy, kto zakłóca porządek w zborze, powinien być delikatnie, ale stanowczo napomniany.
Milczenie kobiet korynckich było zapewne czasowe i nie dotyczyło wszystkich niewiast, a tylko tych, które aktywnie uczestniczyły w sporach. O tym, że nakaz milczenia nie obejmował wszystkich kobiet w Koryncie, świadczyć może inna wypowiedź Pawła — o kobietach, które podczas modlitwy i prorokowania powinny nakrywać głowę5. Zatem pobożna, szczerze wierząca niewiasta mogła zabierać głos na zgromadzeniach chrześcijan korynckich, gdy to przynosiło zbudowanie duchowe, a nie pobudzało do sporów.
Jest jeszcze jeden aspekt — niezauważony w ferworze dyskusji nad rolą kobiety. Paweł bowiem zachęca wszystkich wierzących do aktywnego uczestnictwa w nabożeństwach. Spotkania pierwszych chrześcijan nie polegały na biernym wysłuchiwaniu kazań czy wygłaszaniu rutynowych odpowiedzi. Każdy wierzący miał i ma przywilej wniesienia własnych przemyśleń, dzielenia się swoimi doświadczeniami, dyskutowania o zbawiennych prawdach. Co zatem dodatkowo mogło wpłynąć na decyzję apostoła, gdy prosił kobiety o powściągliwość w słowach?

Córy Koryntu

Korynt w I w. n.e. był dużym miastem portowym, liczącym kilkaset tysięcy mieszkańców. Do jego dwóch portów w Lechajonie i Kenchreach zawijały statki z tysiącami żeglarzy, ludzi morza, którzy szukali rozrywki w mieście. Korynt im to zapewniał. Już w starożytności ukuto termin koryntianizować, co znaczyło prowadzić się niemoralnie; słynne córy Koryntu to synonim kobiet żyjących z nierządu. Na akropolu korynckim znajdowała się świątynia Afrodyty. Jej własnością było tysiąc sakralnych prostytutek pracujących i zarabiających w mieście. W ich ślady szło wiele kobiet. Wyobraźmy sobie teraz jedno ze spotkań korynckich chrześcijan. W gronie wierzących jest wiele kobiet, w tym i nawrócone byłe nierządnice. Oto część z nich wpada w trans, mówiąc i krzycząc w niejasnych słowach. Czyż te niezrozumiałe dla nikogo okrzyki wydawane w egzaltacji przez kobiety nie byłyby interpretowane przez postronnych słuchaczy, przede wszystkim tych za murami domu modlitwy, w sposób zdecydowanie jednoznaczny? Mieszkańcy Koryntu, nie tylko ci niemoralni, mogli pomyśleć, że znajdują się w pobliżu instytucji świadczącej wiadome usługi! Czy rozwój Kościoła i misji chrześcijańskiej nie zostałby zdecydowanie zahamowany przez pozorne udowodnienie jego niemoralności oraz obłudy i przez ośmieszenie w oczach ludzi? W tym świetle widzimy, jak błogosławiona była decyzja apostoła Pawła wydana pod Bożym natchnieniem.
Każdy chrześcijanin swą postawą ma wpływać na dobrą reputację Kościoła. Zgromadzenie wierzących powinno podjąć właściwe kroki wobec człowieka, który naraża, Kościół na ośmieszenie. Milczenie przez pewien czas w zgromadzeniu i wewnętrzna, gorąca rozmowa z Bogiem to właściwa postawa człowieka, który zrozumiał swe niewłaściwe zachowanie.

Stereotypy kulturowe

W wielu kulturach starożytnych kobiety nie pełniły żadnej przywódczej roli w zgromadzeniach publicznych, a wręcz rzadko w nich uczestniczyły. Wiązało się to z poglądem o podrzędności kobiet w społeczeństwie. Byli i tacy, którzy odmawiali kobiecie prawdziwego człowieczeństwa.
Biblijna koncepcja kobiety i mężczyzny jest całkiem inna od panujących powszechnie poglądów: „Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”6; „Zresztą, w Panu kobieta jest równie ważna dla mężczyzny, jak mężczyzna dla kobiety. Albowiem jak kobieta jest z mężczyzny, tak też mężczyzna przez kobietę, a wszystko jest z Boga”7.
Wrośnięci w klasyczną kulturę chrześcijanie, niewyzwoleni od stereotypów myślowych, z pewnością nie słuchaliby kobiety, która przemawia i naucza. Stąd też podobne zalecenie apostoła Pawła, skierowane w innych okolicznościach: „Nie pozwalam kobiecie nauczać”8. Zbyt szybkie wprowadzenie właściwych, lecz rewolucyjnych zasad tam, gdzie głęboko tkwią stare przyzwyczajenia, dałoby wręcz przeciwny skutek. Z pewnością nikt nie wpadnie na niedorzeczny pomysł wysłania kobiety z misją do wyznawców proroka Mahometa. Powszechnie znane jest bowiem stanowisko islamu na temat miejsca i roli kobiety.
Nakazy czy też zalecenia apostoła Pawła należało i należy stosować tam, gdzie są zdecydowane przeciwwskazania kulturowe. Nie mają one charakteru generalnego.

Edukacyjne braki

Jaki jeszcze czynnik mógł wziąć pod uwagę apostoł Paweł, gdy pisał: „A jeśli [kobiety] pragną się czegoś nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów. Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniach”9?
W pierwszych wiekach naszej ery nie przykładano wagi do edukacji kobiet. Miały być wyłącznie uległymi i gospodarnymi żonami. Szkoły były dla nich zamknięte. Rozważanie i dyskutowanie na różne tematy było domeną mężczyzn. Braki edukacyjne mogły powodować wiele pytań ze strony kobiet, dotyczących znaczenia różnych duchowych treści. To z kolei pociągało za sobą konieczność wyjaśnień i dyskusji, co zakłócało tok nabożeństwa.
Rada apostoła Pawła, aby rozważać te kwestie w domu, w rodzinie jest cały czas aktualna. Domy chrześcijańskich rodzin nie są miejscem na czcze dyskusje. Mąż i żona, posiadający wspólny cel w życiu, dążą do niego wytrwale, poznają prawdy biblijne, stawiają sobie nawzajem kwestie do przemyślenia.
Inne z pozoru antyfeministyczne wypowiedzi Pawła, jak ta wzywająca żony do uległości wobec mężów, „jak przystoi w Panu”10, zajmują się stosunkami panującymi w rodzinie i nie należy ich rozpatrywać pod kątem aktywności kobiet w zborze czy parafii. Czym innym są wzajemne relacje między małżonkami, a czym innym uczestnictwo w życiu Kościoła.

Wpływowe
i zaangażowane

Kobiety odgrywały znaczną rolę we wczesnym Kościele i chociaż nie należały do ścisłego grona apostołów, przebywały razem z nimi, wspomagając ich w pracy11. Zostały wyszczególnione jako specjalna grupa stojąca pod krzyżem12. Filip, jeden z diakonów, miał córki, które prorokowały13, a waga proroctwa podkreślana jest w całym Piśmie Świętym — prorok był jednym z przewodników ludu wybranego. Śmierć Tabity wywołała w Joppie poruszenie wśród wszystkich uczniów. Była tak wielką stratą dla chrześcijan w Joppie, że na skutek modlitw wiernych Bóg przez apostoła Piotra przywrócił jej życie14. Apostołowie, w tym i Piotr, wędrowali, głosząc ewangelię razem ze swymi żonami15.
Wśród greckich i rzymskich chrześcijan rola kobiet była o wiele większa niż wśród judeochrześcijan. Pierwszą osobą w Europie, która przyjęła nauki od apostoła Pawła, była kobieta. Działo się to w Filippi. Wraz z nią chrzest przyjęli jej domownicy, co świadczy o silnym oddziaływaniu Lidii na innych. Ponieważ była głową domu, a jej mąż nie jest wspomniany w przekazie biblijnym, wnioskujemy, że była wdową. Jej decyzja o przyjęciu chrztu jako pierwszej, dar przekonywania, gościnności i umiejętnego gospodarowania sugerują, że odgrywała niepoślednią rolę wśród chrześcijan w Filippi, a może nawet w szerszym okręgu. Najprawdopodobniej jej dom był pierwszym miejscem nabożeństw16.
W Tesalonice do Pawła i Sylasa przyłączyła się „wielka liczba spośród pobożnych Greków i niemało znamienitych niewiast”17. Podobnie w Berei „uwierzyło również niemało wybitnych greckich niewiast i mężów”18. W Atenach jedną z dwóch osób wspomnianych z imienia jest Damaris19.
W Liście do Rzymian apostoł kieruje osobiste pozdrowienia, wyliczając dwadzieścia sześć osób, w tym osiem kobiet20. Feba została polecona rzymskim chrześcijanom. To ona zawiozła list Pawła do Rzymu. Przebyła półtora tysiąca kilometrów w okresie, gdy kobiety nie zwykły były same podróżować. Było to wielkie wyróżnienie i odpowiedzialność wieźć ze sobą list, uważany przez większość chrześcijan za największy dokument teologiczny Nowego Testamentu, i bezpiecznie dostarczyć go do kościoła w stolicy imperium.
Paweł prosi, by pozdrowić „Andronika i Juniasa, moich rodaków i współtowarzyszy więzienia, którzy się wyróżniają między apostołami, a którzy przede mną przystali do Chrystusa”21. Grecki język nie precyzuje, czy chodzi o żeńskie imię Junia, czy męskie Junias. Wielu biblistów sądzi, że była to kobieta. Ma to odzwierciedlenie w niektórych przekładach Pisma Świętego (Wulgata, Biblia ks. J. Wujka, Biblia warszawska). Jeśli rzeczywiście chodzi o kobietę, byłaby to jedyna niewiasta należąca do poszerzonego grona apostołów, w którym byli także Barnaba22 i Jakub, brat Pański23. Ojciec Kościoła Jan Chryzostom (ok. 350-407) w homiliach z Listu do Rzymian wspomina o Junii z uwagi na jej oddanie i poświęcenie godne nazwy apostoła.
Cztery razy w Księdze Dziejów Apostolskich i w pismach Pawła są wymienieni Pryscylla i Akwila — małżeństwo blisko współpracujące z apostołem. Przebywali w Koryncie,  Efezie, Rzymie.  Ich  ruchliwość  związana  była z pracą misyjną. Ich dom w Koryncie był domem Pawła24. Także w  Efezie  i   Rzymie  chrześcijanie zbierali się w gościnnym domu małżonków25. Wymieniając Pryscyllę dwa razy przed swym mężem, Paweł dostrzega znaczenie i poświęcenie kobiety w udostępnieniu swego domu na spotkania modlitewne.
Można by kontynuować analizę, lecz już teraz bez trudu zauważamy, że kobiety na równi z mężczyznami uczestniczyły w kaznodziejstwie, służbie i poświęceniu. Chociaż odmienność płci determinuje odmienność obowiązków w różnych dziedzinach życia, służba Bogu i bliźniemu ma taki sam wymiar i dla kobiety, i mężczyzny.     
Bogusław Dąbrowski

1 2 P 3,15. 2 1 Kor 14,34. 3 Zob. 1 Kor 14,33. 4 Zob. 1 Kor 1,11. 5 Zob. 1 Kor 11,5. 6 Ga 3,27-28. 7 1 Kor 11,11-12. 8 1 Tm 2,12.
9
 1 Kor 14,35 BT. 10 Kol 3,18. 11 Zob. Łk 8,1-3. 12 Zob. Łk 23,49.45. 13 Zob. Dz 21,8-9.
14
 Zob. Dz 9,36-42. 15 Zob. 1 Kor 9,5. 16 Zob. Dz 16,14.15.40. 17 Dz 17,4. 18 Dz 17,12.
19
 Zob. Dz 17,34. 20 Zob. Rz 16. 21 Rz 16,7 BT. 22 Zob. Dz 14,14. 23 Zob. Ga 1,19. 24 Zob. Dz 18,3. 25 Zob. 1 Kor 16,19; Rz 16,3.
Znaki Czasu marzec 2014 r.www.sklep.znakiczasu.pl  e-mail :kontakt@znakiczasu.pl  Zachęcam do odwiedzenia bloga "tajemnicebiblii.blogspot.com"

SIEDEM NIEWIDZIALNYCH UŻYWEK XXI WIEKU

Są tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne. Stanowią trzon dzisiejszych społeczeństw, kultur, biznesów. 
Są legalne, systematycznie popularyzowane i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować.
Kampanie antynikotynowe są dziś codziennością i od dziecka wiemy, że palenie szkodzi,
zabija, powoduje raka. Alkohol:
 też wiadomo, że jest niebezpieczny, a w samej Polsce spożycie mocnych trunków spada (Polacy powyżej 15. roku życia według danych WHO wypijają 10,6 litra stuprocentowego alkoholu rocznie, średnia europejska wynosi 10,85 litra). Narkotyki są traktowane powszechnie jako złe. Społeczeństwo wie też, czym jest seksoholizm, hazard czy uzależnienie od antydepresantów (w górującej w rankingach Islandii aż 10 proc. populacji spożywa je codziennie). Ale powyższe substancje w swym niebezpieczeństwie są jednak pod kontrolą — czy to rosnącej świadomości społecznej, czy reglamentacji prawnej. Pod spodem kryją się jednak substancje i zachowania tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne, będące trzonem dzisiejszych społeczeństw, kultur, biznesów. Są legalne, systematycznie popularyzowane i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować. To uzależnienia XXI wieku.

Bycie zajętym

Problemy ze zwolnieniem tempa? Z odmówieniem nowym obowiązkom? Gdy masz wolną chwilę, zaczynasz automatycznie sprawdzać pocztę w telefonie lub odwiedzać strony internetowe bez autentycznej potrzeby? Zjedzenie posiłku bez oglądania telewizji lub pójście do ubikacji bez gazety stały się kłopotliwe? Jeśli tak, to przyjrzyj się syndromowi bycia zajętym. W czasach definiowanych sukcesem posiadanie czasu wolnego zaczęło być uważane za lenistwo lub brak pracowitości, a pracoholizm stał się cnotą. Człowiek z 2014 roku jest otoczony zajętością: teleserwisy bankowe są czynne całą dobę, do sklepu można pojechać o każdej porze, większe miasta nigdy nie śpią, a słowo produktywność stało się synonimem poczucia wartości. Poczucie kontroli, unikanie winy ze względu na nicnierobienie, fałszywa satysfakcja z samego faktu podejmowania działania (zamiast optymalizacji, która jest efektywniejsza niż maksymalizacja), niekończąca się historia: mieć więcej, lepiej, bardziej — to wszystko znamiona aktualnego społeczeństwa. Uzależnianie napędzane lękiem przed byciem niewystarczająco dobrym, wyłączonym z wyścigu o sukces jest dziś standardem zachodnich kultur i nie pozwala być szczęśliwym. Pod spodem tej zajętości kryją się bowiem demony nowoczesnego społeczeństwa takie jak strach przed nudą, lęk przed byciem przeciętnym, problemy ze spędzaniem głębokich chwil z osobami bliskimi, wyrzuty sumienia spowodowane brakiem kontaktu z własnymi dziećmi czy przeżywanie trudnych momentów, gdy nie odnosi się kolejnego sukcesu. W USA coraz powszechniejsze staje się rozmawianie o ATBS, czyli Addicted to Busyness Syndrome (Syndrom Uzależnienia od Zajętości) i jest to znak obrony przed toksycznym sukcesem.

Popularność

Narcystyczna kultura selfies (sweet foci), budowanie poczucia własnej wartości na podstawie liczby facebookowych polubień, zbieranie do znajomych zupełnie nieznajomych osób wygenerowały nowe uzależnienie — od popularności. Historycznie zarezerwowane dla możnych, z czasem dla ludzi sławnych, dziś oferuje przeciętnemu zjadaczowi chleba bycie na językach całego świata w viralowym okamgnieniu. Brandy to dziś niekoniecznie marki i fizyczne produkty — przyszłością marketingu jest personal branding, czyli traktowanie siebie jako produktu i budowanie wokół siebie odpowiedniej historii. Świat hashtagów, lajków, systematycznego sprawdzania i monitorowania komentarzy przenosi szczególnie młodych ludzi ze świata zjedzenia obiadu z rodziną do świata zdjęcia „najlepszej na świecie pieczeni”, ze spaceru w parku do „duchowej kontemplacji naturą”, z rozbudzającej kawy do „budowania głębokich relacji przy małej czarnej”. Niegdyś tak robiła reklama, dziś robią to członkowie internetowych społeczności. Teoria kierowania wrażeniem E. Goffmana uczy, że ludzie używają odpowiednich strategii, aby pokazać się w jak najkorzystniejszym świetle. To miejsce dla najlepszej fotografii, najciekawszego zajęcia, najładniejszego uśmiechu, najfajniejszego dowcipu, najtwardszego komentarza i największej liczby polubień. To arena dla idealnego „ja”, czyli takiego obrazu siebie każdego z nas, jakiego mniej lub bardziej świadomie byśmy sobie życzyli. Sława nigdy nie była tak bardzo na wyciągnięcie ręki jak teraz, a iluzja kontroli tak potężna. W świecie wirtualnym można stać się każdym, w świecie realnym sprawa jest utrudniona.

Internet

Świat wirtualny coraz częściej zastępuje rzeczywisty. Według badań World Internet Project 64 proc. Polaków korzysta z internetu, z czego blisko połowa (47 proc.) ponad 10 godzin tygodniowo. Królują Kanadyjczycy (43,5 godzin miesięcznie), wyprzedzający Amerykanów o 8 godzin. O ile przydatności internetu do pracy, rozrywki czy komunikacji nikt dziś nie śmiałby kwestionować, o tyle jego nadmiar prowadzi do negatywnych konsekwencji. Uzależnienia od internetu przyjmują różnorakie formy: cybersex, cyberrelacje, kompulsje sieciowe (hazard, gry on-line, gra na giełdzie), przeładowanie informacyjne (przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu informacji), gry komputerowe. Symptomy mogą obejmować utratę poczucia czasu, izolację od świata zewnętrznego, poczucie winy ze względu na nadmierne użycie, stan euforii pojawiający się w przypadku korzystania z sieci, unikanie konfrontacji z trudnymi emocjami i uciekanie od nich do wirtualnego świata. Gdy zrobimy szybką kalkulację, liczby okazują się przytłaczające: dwie godziny stracone na internecie dziennie to 14 godzin tygodniowo, a więc pełen dzień aktywności. W miesiącu są to już ponad cztery dni, a rocznie aż 52 dni. Idąc jeszcze dalej, co siedem lat człowiek traci w sieci jeden rok realnego życia. Zważywszy, że jest kwestią czasu, kiedy każdy będzie miał zagwarantowany dostęp do sieci i nie będzie się mógł bez niej obejść, prawdopodobnie podłączy się do niego przedmioty (tzw. internet rzeczy), a korzystanie z urządzeń mobilnych stanie się ze standardu koniecznością, uzależnienie od internetu stanie się z kłopotliwego zjawiska nową formą ludzkiego funkcjonowania.

Plotka

Frank McAndrew w The Science of Gossip: Why we can’t stop ourselves („Scientific American” z 2008) opisuje społeczne aspekty plotki: wzmacnianie grupowej moralności, wymianę informacji, dzielenie się wartościami i zainteresowaniami. Plotka jest także formą wewnątrzgrupowej obrony przed nietolerowanymi poglądami i zachowaniami innych, sposobem na unikanie nudy i zaspokajaniem potrzeby ciekawości poprzez poznawanie tajemnic. Definiowana także jako „wzmocnienie jednej osoby kosztem drugiej” (Hafen), „forma ataku” (Peter Vajda), w miejscu pracy często motywowana jest chęcią dostosowania się do panującej kultury organizacyjnej, zbudowania wyższego statusu czy sieci wpływów. Może prowadzić do zmniejszenia produktywności i tracenia czasu, zniekształcania informacji i zmiany faktów, obniżenia zaufania do plotkujących, demotywacji oplotkowanych, zranienia uczuć i nadwerężenia reputacji. „Daily Mail” opublikował wyniki badań (First Cape) pokazujące, że Brytyjki plotkują aż pięć godzin dziennie! Tematy dotyczą przede wszystkim problemów innych osób, tego, kto z kim się spotyka i jakie ma dzieci. W dalszej kolejności pojawiają się seks, zakupy i historie z oper mydlanych. W innych badaniach („Human Nature”) dr Robin Dunbar przekonywał, że 65 proc. dziennej mowy to plotkowanie. I choć często jest uważana za trywialną i powierzchowną, to jednak ewoluowała jako językowy konstrukt służący do zarządzania światem towarzyskim i bez niej komunikacja oparta na samych faktach byłaby encyklopedyczna i nieatrakcyjna dla rozmówcy. Trend celebryzacji kultury, doprowadzający do sytuacji, w której mózg stymulowany przez media częściej widzi znanych piosenkarzy i aktorów niż członków własnej rodziny, dodatkowo wzmacnia instytucję plotkowania. Ciężko sobie wyobrazić korporację bez tej formy budowania więzi i budowania grup znajomych obsmarowujących plotkami swoich przeciwników.

Jedzenie

W USA jest ponad 70 milionów uzależnionych od jedzenia osób (David Kessler, Federal Drug Administration). Badania nad zwierzętami pokazują, że narkotyki stymulują te same części mózgu w układzie nagrody co jedzenie. Około 50 proc. osób otyłych, 30 proc. z nadwagą, 20 proc. będących „na zdrowej diecie” jest uzależnionych od konkretnego jedzenia, kombinacji potraw albo określonych ilości pożywienia. Około 400 tys. zgonów jest bezpośrednio związanych z nadwagą, a koszty związane z leczeniem lub nieobecnością w pracy w samym 2000 roku wyniosły 117 mld dolarów (Thompson, Handbook of Eating Disorders and Obesity). Cukier jest toksyczną substancją i przyczyną numer jeden stłuszczonej wątroby. W Europie koszty leczenia otyłości u osób dorosłych to aż 6 proc. wszystkich kosztów przeznaczonych na wydatki zdrowotne. W ostatnich badaniach WOBASZ (Wieloośrodkowe Ogólnopolskie Badanie Stanu Zdrowia Ludności) oceniono, że ponad 20 proc. Polaków jest otyłych przede wszystkim ze względu na niską aktywność fizyczną i wysokie spożycie tłuszczów. Nadwagę ma 9,7 proc. 13-letnich chłopców i 3,9 proc. dziewcząt. Jedzenie stało się dla wielu osób nieskuteczną próbą ucieczki od problemów emocjonalnych, co doprowadziło do znacznego spopularyzowania takich zaburzeń jak anoreksja czy bulimia. W ogromnej mierze uzależnienie od jedzenia jest powodowane trendami społecznymi i wrastającą konsumpcją wszystkiego. Gdy w 1998 roku na Fidżi, gdzie tradycyjnie kobiety nie miały kompleksów na punkcie swego ciała, rozpoczęto pokazywanie amerykańskich filmów (typu Beverly Hills 90210), trzy lata później 73 proc. tychże kobiet uważało się za grube. Oglądając telewizję 3-4 razy w tygodniu, 30 proc. więcej kobiet przechodziło na dietę. Uzależnieniu od jedzenia zaczyna więc towarzyszyć uzależnienie od atrakcyjnego wyglądu (aktualny trend to tzw. fitness estetyczny), w przypadku mężczyzn mogące prowadzić do bigoreksji (uzależnienia od zwiększania masy mięśniowej).

Zakupy

Podczas gdy wskaźniki ekonomiczne rosną dzięki wydawaniu pieniędzy, psychiatria zachodzi w głowę, czy zakwalifikować kompulsywne kupowanie jako chorobę. W kulturze, w której mieć oznacza być, gdzie poczucie wartości jest definiowane stanem posiadania i pozwala odróżnić się od innych, kupowanie nie dotyczy już spełniania autentycznych potrzeb życiowych. Zwana w psychoanalizie oniomanią (z greckiego onios — ‘na sprzedaż’) dotyczy przede wszystkim krajów, w których dobrobyt jest standardem, a ambicja podstawowym motorem motywacyjnym. Niektórzy kupują dla siebie, inni robią stale prezenty, by czuć się akceptowanymi lub kochanymi. Są też poszukujący promocji albo niewolnicy marek — czyli tacy, którzy najpierw sprawdzają cenę produktu i jeśli nie jest najwyższa, poszukają innego. Ukuto nawet termin zwracaczoholików (ludzi, którzy kupują produkty, by po chwili je oddać). Widoczne są także różnice między płciami — kobiety kupują więcej produktów ilościowo, za to mężczyźni więcej wydają pieniędzy. Badania, w zależności od źródła, wskazują na 6 proc. uzależnionej populacji (Stanford University z 2006) albo 9 proc. (University of Virginia). 52 proc. Brytyjek twierdzi, że woli robienie zakupów od seksu, a 20 proc. Niemek czuje stałą potrzebę kupowania czegoś. Nałóg prowadzi do zwiększenia długów, okłamywania partnera, braku obecności w domu. Rozwiązaniem może być kultura voluntary simplicity, czyli wybór życia opartego na bardziej naturalnych potrzebach i występującego przeciwko ekstremalnemu konsumeryzmowi. Żyjąc tym trendem, pytamy się, czy zakup, jaki aktualnie robimy, prowadzi do naszego wzrostu duchowego, czy autentycznie go potrzebujemy do zaspokojenia prawdziwej potrzeby, czy nie spowoduje powstania długu. Jest to alternatywna forma budowania relacji z pieniędzmi i nie tylko pozwala je oszczędzać — dodatkowo prowadzi do zyskania czasu i możliwości definiowania siebie w sposób inny niż poprzez stan posiadania.

Telewizja

Uzależnienie szczególnie spopularyzowane, bo przeciętnie spędzimy na nim 13 lat życia. I o ile wartość telewizji jako edukacji czy rozrywki nie ulega wątpliwości, o tyle w chwili, gdy zastępuje ona życie rodzinne, a bez włączonego telewizora nie umiemy spędzić wieczoru, warto jest przyjrzeć się sobie. Czerwone światło należy także włączyć, gdy bez telewizora nie mamy pomysłu na czas wolny, na wakacjach nie umiemy odpoczywać, a fakt nieobejrzenia ulubionego programu jest traktowany z przesadną emocjonalnością. Statystyczny Polak, idąc za badaniami OBOP, w 2008 roku oglądał telewizję trzy godziny i 26 minut dziennie. Szczególnie narażone są dzieci urodzone w epoce medialnej. W badaniach Kaiser Family Foundation (Zero to Six: Electronic Media in the Lives of Infants, Toddlers and Preschoolers) wykazano że 80 proc. dzieci korzysta z telewizji lub gier komputerowych, w tym 77 proc. samodzielnie je włącza. 65 proc. żyje w domach, w których telewizor jest włączony minimum pół dnia, a 36 proc. — gdzie włączony jest stale. Takie dzieci rzadziej czytają (spadek o 9 proc.) i są bardziej agresywne (59 proc. rodziców twierdzi że ich dzieci kopiują agresywne zachowania). Aż 30 proc. dwulatków ma telewizor w swoim pokoju. Istnieją bezpośrednie korelacje między oglądaniem telewizji a otyłością. W sobotnie poranki liczba reklam śmieciowego jedzenia wynosi w ciągu czterech godzin aż 202 (badania TV Statistics przeprowadzone przez TV Free America). Dr Dimitri Christakis z University of Washington zwraca uwagę na zwiększone problemy z koncentracją w wieku siedmiu lat, jeśli dziecko oglądało telewizję przed trzecim rokiem życia. Udowodniono także związek między telewizją a wzrostem agresji i zachowań niespołecznych wśród dzieci (Scientific Advisory Report on Television and Social Behavior z 1972). Zważywszy na wzrost popularności telewizji reality show, można wnosić, iż uzależnienie od telewizji może prowadzić w skrajnych przypadkach do substytucji rzeczywistości na rzecz programów telewizyjnych i przeniesienie prawdziwego życia przed ekran telewizora.
Niech najlepszym podsumowaniem powyższych informacji staną się słynne słowa lekarza, ojca medycyny nowożytnej Paracelsusa: dosis facit venenum (wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną). Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną.
Powodzenia dla wszystkich Czytelników w poszukiwaniu umiaru.  
Mateusz Grzesiak

[Autor jest nauczycielem, psychologiem, coachem, terapeutą i pisarzem. Prowadzi szkolenia w pięciu językach na całym świecie, głównie w Europie i Ameryce Południowej].
Znaki Czasu marzec 2014 r.   www.sklepznakiczasu.pl  e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia. Zapraszam na bloga "tajemnicebiblii.blogspot.com "

czwartek, 6 marca 2014

NOE PO HOLLYWOODZKU

Pod koniec marca na ekrany kin całego świata wchodzi nowy film Darrena Aronofsky’ego
pt. „Noe: wybrany przez Boga”. To hollywoodzka wersja biblijnej historii o Noem i ogólnoświatowym potopie w gwiazdorskiej obsadzie. Oby gwiazdy nie okazały się jedynym atutem tego filmu.
Reżyser Czarnego łabędziaPi do filmu o Noem zaprosił Russella Crowe’a z Gladiotora, Jennifer Conne-
lly z Pearl Harbour, Raya Winstone’a z Furii, Emmę Watson z Harry’ego Pottera i Anthony’ego Hopkinsa z Milczenia owiec. Obsada i filmowe zwiastuny zapowiadają interesujące kino i wysokobudżetowy obraz.
Poza Noem wśród odtwarzanych postaci obejrzymy takich biblijnych bohaterów jak patriarchów Matuzalema i Lamecha, synów Noego Sema, Chama i Jafeta, ale także Adama i Ewę, Kaina i Abla, Tubal Kaina i innych.
Według zapowiedzi dzieło Aronofsky’ego to jego własna wizja biblijnej historii, bardziej niż na Biblii oparta na komiksie pt. Noe: za niegodziwość ludzi. Oczywiście kanwą dla obu, i komiksu, i filmu, jest biblijna opowieść o potopie. Przedpotopowy świat Aronofsky’ego to miejsce bez nadziei, deszczu i zboża, rządzony przez samozwańczych przywódców barbarzyńskich hord. Jedynym sprawiedliwym jest Noe, ukazany jako doświadczony wojownik, mag (sic!) oraz uzdrowiciel, który pragnie tylko jednego — pokoju dla swojej rodziny. Bóg we śnie oznajmia mu, że wielka podłość człowieka sprowadziła na świat równie wielki gniew; że człowiek splugawił świat i napełnił go przemocą i dlatego świat musi zostać zniszczony. Ma nadejść wielka powódź. Noe zaś ma zbudować wielki statek, by ocalić niewinnych. W trailerach (zwiastunach) filmu padają zdania, że choć potop to „koniec świata”, to jednocześnie jest to „dopiero początek” nowego świata. Pojawiają się obrazy ludzi wrogich poczynaniom Noego, zwierząt samodzielnie przybywających do arki, deszczu zalewającego świat, wybuchających spod ziemi gejzerów wody, ludzi próbujących siłą wedrzeć się do już zamkniętej arki.
Zdania internautów jak zwykle są podzielone. Wielu jest zachwyconych zwiastunami filmu i spodziewa się świetnego filmu ze spektakularnymi efektami — czegoś w rodzaju Roku 2012 (obraz potopu niszczącego współczesny świat), tylko w innych realiach. Widzą w Noem: wybranym przez Boga zapowiedź dobrego „christian fantasy”, cokolwiek to oznacza. Twierdzą, że współczesnemu kinu brakuje takich opowieści.
Inni w samym tytule dopatrują się dewocji. Dla nich Noe kojarzy się automatycznie z potopem, potop zaś z Biblią, a Biblia z dewocją. Mają pretensje nawet do polskiego podtytułu filmu: „wybrany przez Boga”. Uważają, że polscy dystrybutorzy nadali filmowi taki tytuł dla zysku, by do kin masowo poszły „mohery”. Niektórzy ateiści obawiają się religijnych wątków w filmie, już — niejako na zapas — czują się nimi rozdrażnieni. Inni deklarują, że pójdą na film nie ze względu na tematykę religijną, a dla ulubionego aktora czy efektów specjalnych. Są też tacy, którzy uważają, że Boga w tym filmie będzie tyle, co w tytule, czyli co kot napłakał.
Jeszcze inni już w dostępnych w internecie kilku wersjach zwiastunów filmu dopatrują się odstępstw od przekazu biblijnego, a co będzie, gdy zobaczą cały film?
Premiera przed nami. Na ile wierne przekazowi biblijnemu będzie dzieło Aronofsky’ego? Przekonamy się. Znając Hollywood, na pewno będzie to film nie tyle religijny, co komercyjny. Ma zarobić na siebie, na honoraria dla gwiazd oraz gwarantować zysk producentom. Religia zaś dobrze się nie sprzedaje. Jeśli jednak film zainspiruje widzów do sięgnięcia do oryginalnego przekazu biblijnego, by się przekonać, jak było naprawdę, to spełni swoje zadanie, choćby nawet nie było ono celem producentów.       

Andrzej Siciński 
Znaki Czasu marzec 2014 r. www.sklepznakiczasau.pl  e-mail  kontakt@znakiczasu. Warto zajrzeć Zachęcam do odwiedzenia bloga " tajemnicebibliiblogspot.com"

ZLEKCEWAŻONE OSTRZEŻENIE

O niektórych budynkach mówi się, że już nie nadają się do remontu, że lepiej je zburzyć, a na ich miejscu postawić nowe, od fundamentów poczynając. Tak się właśnie stało z cywilizacją przedpotopową.
W czasach Noego na ziemi ciążyło podwójne przekleństwo — z powodu przestępstwa -
Adama i morderstwa, jakiego dopuścił się Kain. Choć pojawiły się już na niej oznaki degradacji, to jednak wciąż była wspaniała i piękna, dostarczająca swych różnorodnych płodów w ogromnej obfitości. Drzewa znacznie przewyższały rozmiarami te, które występują obecnie. Ludzie także zachowali jeszcze wiele ze swej pierwotnej żywotności. Żyli po kilkaset lat. Było wśród nich wielu olbrzymów, ludzi o potężnym wzroście i sile, słynących z mądrości, ale ich winy były proporcjonalne do ich umysłowych zdolności.
Bóg obdarzył pokolenia przedpotopowe licznymi darami, ale używano tych dóbr dla własnej chwały i zamieniono je w przekleństwo. Ludzie skupili się na korzystaniu z darów, a nie na ich Dawcy. Zaczęli nawet zaprzeczać Jego istnieniu. Woleli czcić przyrodę zamiast Tego, który ją stworzył, uwielbiać ludzki geniusz i oddawać cześć wytworom własnych rąk. Człowiek upadał coraz niżej.

Zapowiedź zagłady

„Pan widział, że wielka jest złość człowieka na ziemi i że wszelkie jego myśli oraz dążenia jego serca są ustawicznie złe (...) ziemia była skażona w oczach Boga i pełna nieprawości”1. Boże prawo było powszechnie łamane. Szerzyły się wszelkie możliwe grzechy, zbrodnia i nikczemność. Nieprawość była jawna i zuchwała. Sprawiedliwość była deptana. Krzyk uciskanych wznosił się do nieba. Rozpanoszyło się wielożeństwo, choć przecież na początku Bóg dał Adamowi jedną żonę. Nie szanowano więzi małżeńskich ani prawa własności. Kto pragnął żony albo dóbr swojego bliźniego, zabierał je siłą. Występek stał się tak powszechny, że Bóg już dłużej nie mógł tego znieść i powiedział: „Zgładzę człowieka, którego stworzyłem, z powierzchni ziemi”2.
Pośród powszechnego zepsucia Metuszelach (znany bardziej jako Matuzalem), Noe i wielu innych starało się zachować pamięć o prawdziwym Bogu i powstrzymać zalew moralnego zła. Sto dwadzieścia lat przed potopem Pan przez anioła oznajmił Noemu swój zamiar i polecił zbudować arkę. Noe zaś miał głosić, że Bóg ześle na ziemię wielką powódź i zniszczy bezbożnych. Kto uwierzy poselstwu i przygotuje się na to wydarzenie, porzucając grzechy, znajdzie przebaczenie i zostanie uratowany.
Bóg podał Noemu dokładne wymiary arki i szczegółowe instrukcje dotyczące wszystkich jej detali. Ludzka mądrość nie mogła zaplanować tak mocnej i wytrzymałej konstrukcji. Bóg był projektantem, a Noe wykonawcą. Arka miała trzy piętra i jedne drzwi umieszczone z boku. Światło padało z góry, a różne pomieszczenia były tak rozplanowane, że wszystkie były oświetlone. Budowanie tak ogromnej budowli było powolnym i pracochłonnym zajęciem.
„Przez wiarę zbudował Noe, ostrzeżony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było widzieć, pełen bojaźni, arkę dla ocalenia rodziny swojej; przez nią wydał wyrok na świat i odziedziczył usprawiedliwienie, które jest z wiary”3. Gdy Noe ostrzegał świat, budowanie arki świadczyło o jego szczerości. W ten sposób jego wiara stała się doskonała i widoczna. Dał światu przykład wiary w Słowo Boże. Wszystko, co miał, zainwestował w arkę. Gdy zaczął budować ogromną łódź na suchej ziemi, tłumy przychodziły ze wszystkich stron, by przyglądać się dziwnemu działaniu i słuchać płomiennych słów samotnego kaznodziei.

Reakcja świata

Wydawało się, że wielu przyjęło ostrzeżenie, nie nawrócili się jednak i nie chcieli porzucić swoich grzechów. Ich wiara została poddana próbie, w której nie wytrwali. Pokonani przez powszechną niewiarę odrzucili poselstwo Noego. Inni byli gotowi przyjąć słowa ostrzeżenia, ale tak wielu kpiło z tych słów, że oni również zaczęli robić to samo. Ludzie byli przekonani, że poselstwo Noego jest zwiedzeniem, a on sam fanatykiem. Wyśmiewano głupotę „obłąkanego” starca. Zamiast się upokorzyć przed Bogiem, trwano w nieposłuszeństwie i nieprawości.
Jednak Noe był niewzruszony jak skała. Otoczony powszechną pogardą i kpinami wyróżniał się świętą prawością i wiernością. Łączność z Bogiem uczyniła go silnym siłą pochodzącą z nieskończonej Mocy.
W świecie przedpotopowym panowało przekonanie, że prawa przyrody są ustalone na wieki i wszystko następuje po sobie w niezmiennym porządku. Do potopu nigdy nie padał deszcz, ziemia była zwilżana przez mgłę i rosę. Rzeki nigdy nie występowały ze swego koryta. Ustalone prawa trzymały wody w wyznaczonych im granicach. Czas płynął,
a w przyrodzie nie zachodziły żadne większe zmiany. Ludzie sądzili, że gdyby proroctwo Noego miało się spełnić, musiałyby nastąpić znaczące zmiany w przyrodzie. I dlatego uznali jego poselstwo za oszustwo. Sami zaś nadal świętowali i ucztowali, jedli i pili, sadzili i budowali, planowali zyski, coraz bardziej pogrążali się w bezprawiu i zuchwałej pogardzie dla Bożych przykazań. Twierdzili, że gdyby w słowach Noego była chociaż odrobina prawdy, to ludzie znani, mądrzy i wielcy zrozumieliby tę sprawę.
Gdyby mieszkańcy przedpotopowego świata uwierzyli ostrzeżeniu i opamiętali się w swych złych czynach, Pan uśmierzyłby swój gniew (tak jak to się stało później w przypadku Niniwy, która usłuchała poselstwa proroka Jonasza). Jednak przez swój upór i tłumienie wyrzutów sumienia oraz lekceważenie ostrzeżeń Bożego proroka przebrali miarę swej nieprawości, ściągając na siebie wyrok zagłady.

Koniec czasu łaski

Studwudziestoletni okres próby dobiegał końca. Noe zbudował arkę i zaczął gromadzić w niej żywność dla ludzi i zwierząt. Do końca apelował do ludzi o nawrócenie, by się ratowali, dopóki to możliwe. A oni do końca kpili i szydzili.
Nagle w tłumie szyderców zapanowała cisza. Oto z gór i lasów zaczęły ku arce nadchodzić zwierzęta, nawet te najdziksze. Ptaki same wlatywały do arki. Zwierzęta były posłuszne przykazaniu Bożemu, a ludzie nim wzgardzili. Zwierzęta weszły do arki po parze, a zwierzęta czyste — po siedem par.
Na końcu Bóg polecił Noemu: „Wejdź do arki ty i cały dom twój, bo widziałem, że jesteś sprawiedliwy przede mną w tym pokoleniu”4. Wyczerpało się miłosierdzie dla grzesznego rodzaju ludzkiego. Zwierzęta i ptaki weszły do arki, miejsca ucieczki. Noe i jego rodzina również byli już w arce, a wtedy „zamknął Pan za nim”5 masywne drzwi. Ludzie wewnątrz arki nie mogliby ich zamknąć sami. Zamknęły się pchnięte niewidzialną Bożą ręką.
Noe z rodziną byli już w arce. Ci, którzy odrzucili Boże miłosierdzie, zostali na zewnątrz. Na drzwiach arki była pieczęć niebios. Bóg je zatrzasnął i tylko On mógł je otworzyć. Tak samo zostaną zamknięte drzwi miłosierdzia, gdy Chrystus zakończy swoje obecne wstawiennictwo na rzecz grzesznych ludzi, tuż przed swoim powtórnym przyjściem. Wówczas łaska Boża nie będzie już powstrzymywać występnych, a szatan przejmie całkowitą kontrolę nad tymi, którzy wzgardzili miłosierdziem. Będą oni usiłowali zniszczyć lud Boży, ale jak Noe był zamknięty w arce, tak sprawiedliwi będą strzeżeni mocą Bożą.
Przez siedem dni, od chwili gdy Noe i jego bliscy weszli do arki, nie pojawił się żaden znak nadciągającej burzy. W tym czasie ich wiara została poddana próbie. Był to czas triumfu dla tych, którzy pozostali na zewnątrz. Pozorna zwłoka upewniła ich w przekonaniu, że poselstwo Noego było kłamstwem i że potop nigdy nie nastąpi.

Spełnienie proroctwa

Z nastaniem ósmego dnia pojawiły się ciemne chmury. Błyskawica rozdarła niebo i rozległ się potężny grzmot. Pojawiły się pierwsze wielkie krople deszczu. Świat nigdy nie był świadkiem czegoś podobnego. Wszyscy z przerażeniem zastanawiali się, czy to możliwe, że Noe mówił prawdę. Wtedy to „wytrysnęły źródła wielkiej otchłani i otworzyły się upusty nieba”6. Wydawało się, że woda spływa z chmur w potężnych wodospadach. Rzeki wystąpiły z brzegów. Fontanny wody wytryskiwały spod ziemi z nieopisaną siłą. Drzewa, budynki, skały i ziemia miotane były we wszystkie strony.
Ponad rykiem żywiołu dały się słyszeć zawodzenia ludzi, którzy wzgardzili autorytetem Boga. Wielu bluźniło Bogu. Inni byli sparaliżowani strachem, wyciągali ręce w stronę arki i błagali, by ich wpuścić. Nadaremnie. Zrozumieli, że do zguby doprowadziło ich przestępowanie prawa Bożego. Jednak chociaż ze strachu przed karą wyznawali swoje grzechy, nie odczuwali prawdziwej skruchy, nie brzydzili się złem. Gdyby sąd został powstrzymany, nadal urągaliby niebu swym postępowaniem. Tak samo gdy sąd Boży spadnie na ziemię przed jej ostatecznym zniszczeniem przez ogień, trwający w grzechach ludzie pojmą, czym są ich grzechy — znieważeniem świętego prawa Bożego. Nie będą jednak okazywać prawdziwej skruchy, tak jak grzesznicy przedpotopowego świata.
Niektórzy w desperacji, acz bezskutecznie próbowali włamać się do arki. Inni trzymali się arki, póki nie zmyły ich fale. Potężny korab drżał pod ciosami bezlitosnych wiatrów, rzucany z fali na falę. Wewnątrz ryczały przerażone zwierzęta. Arka płynęła jednak wśród szalejących żywiołów bezpiecznie pod opieką aniołów.
Na zewnątrz ludzie uciekali na najwyższe szczyty gór. Często człowiek i zwierzę walczyli o skrawek ziemi, póki woda nie pochłonęła ich obojga. Z najwyższych szczytów ludzie patrzyli wokoło na bezbrzeżny ocean. Już nie kpili i nie szydzili z uroczystej przestrogi sługi Bożego. Tęsknili za szansą, którą odrzucili. Błagali o jeszcze jedną godzinę łaski, jeszcze jeden przejaw miłosierdzia. Nawałnica przewaliła się nad ostatnimi miejscami ucieczki, a ci, którzy wzgardzili Bogiem, zginęli w mrocznych głębinach.

Historia się powtórzy

„Mocą Słowa Bożego (...) świat ówczesny, zalany wodą, zginął. Ale teraźniejsze niebo i ziemia mocą tego samego Słowa zachowane są dla ognia i utrzymane na dzień sądu i zagłady bezbożnych ludzi”7. Nadciąga inna burza. Ziemia ponownie zostanie spustoszona przez gniew Boży, a grzech i ludzie lekceważący Boże prawo będą wytraceni.
Takie same grzechy, jakie wołały o pomstę do nieba w przedpotopowych czasach, są popełniane również dzisiaj. Zeświecczenie przedpotopowych ludzi nie było większe od zeświecczenia obecnie żyjących.
Chrystus powiedział: „Bo jak w dniach owych przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do tego dnia, gdy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że nastał potop i zmiótł wszystkich, tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego”8. Bóg nie potępił mieszkańców przedpotopowego świata za to, że jedli i pili, by zaspokoić swoje fizyczne potrzeby. Ich grzech polegał na tym, że korzystali z tych Bożych darów bez okazywania wdzięczności boskiemu Dawcy i folgowali nieumiarkowanemu apetytowi. Ludzie mieli też prawo żenić się i wydawać za mąż. Sam Bóg ustanowił i pobłogosławił małżeństwo jako związek święty i piękny. Ale te zalecenia zostały zapomniane.
Dziś jest podobnie. To, co jest dozwolone, doprowadzane jest do przesady. Ludzie pobłażają apetytowi, nie zachowują umiaru. Pozorni naśladowcy Chrystusa jedzą i piją z pijakami. Degradują siły moralne i duchowe. W ogóle nie hamują swych zmysłowych pragnień. Stają się niewolnikami żądz. Liczy się dla nich tylko to, co doczesne. Uczciwość poświęca się dla luksusu. Szerzy się oszustwo, przekupstwo i złodziejstwo. Gazety pełne są doniesień o najgorszych zbrodniach. Wydaje się, jakoby ich sprawcy zupełnie wyrzekli się człowieczeństwa. Potworności stały się tak powszechne, że nie budzą już nawet zdziwienia. Duch anarchii przenika wszystkie narody. Namiętność i bezprawie wymykają się spod kontroli, napełniając ziemię nieszczęściem i zniszczeniem. Biblijny obraz świata przedpotopowego wyraźnie przedstawia stan, do jakiego szybko zmierza współczesna cywilizacja. Już teraz w „chrześcijańskich” krajach codziennie popełniane są przestępstwa tak straszne jak te, za które zniszczeni zostali przedpotopowi grzesznicy.
Przed potopem Bóg posłał Noego z ostrzeżeniem, aby ludzie się opamiętali i uniknęli zagłady. Dziś też Bóg ostrzega świat, by przygotować ludzi na powrót Chrystusa. Wszyscy, którzy porzucą swe grzechy, ukorzą się przed Bogiem i uwierzą w Chrystusa, dostąpią przebaczenia. Dla wielu to zbyt wielkie wyrzeczenie, dlatego odrzucają ostrzeżenie i zaprzeczają autorytetowi prawa Bożego.
Apostoł Piotr napisał: „W dniach ostatecznych przyjdą szydercy z drwinami, którzy będą postępować według swych własnych pożądliwości i mówić: Gdzież jest przyobiecane przyjście jego? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak było od początku stworzenia”9. Takie słowa słychać i dziś — że koniec świata to tylko mrzonki, że nie ma się czego bać, a ci, którzy głoszą powrót Chrystusa, to panikarze.
Jezus to przewidział, dlatego zadał kiedyś pytanie: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”10, po czym oświadczył, że świat będzie wtedy taki, jak za czasów Noego. Apostoł Paweł ostrzega nas, że w miarę zbliżania się końca możemy spodziewać się wzrostu bezprawia: „Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich”11. Mówi, że „w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy”12. Potem podaje wstrząsającą listę grzechów, które będą udziałem ludzi mających pozór pobożności.
Gdy mędrcy czasów Noego dowodzili, że świat nie może być zniszczony przez wodę, gdy obawy ludzi zostały uśpione, a Noe został uznany za zwodziciela i fanatyka — wtedy nadszedł wyznaczony przez Boga czas potopu. Mądrość szyderców okazała się głupotą. Boski Prawodawca okazał się potężniejszy niż prawa natury.
Ta historia się jeszcze powtórzy przed powrotem Jezusa Chrystusa. „A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną”13. Gdy filozoficzne rozważania usuną lęk przed Bożym sądem, gdy religijni nauczyciele zapowiedzą długie wieki pokoju i dobrobytu, a świat zajmować się będzie interesami i przyjemnościami, sadzeniem i budowaniem, ucztowaniem i uciechami, odrzucając Boże ostrzeżenie i szydząc z Bożych posłańców — „wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną”14.     
Oprac. A.S.

1 Rdz 6,5.11. 2 Rdz 6,7. 3 Hbr 11,7. 4 Rdz 7,1. 5 Rdz 7,16. 6 Rdz 7,11. 7 2 P 3,5-7. 8 Mt 24,38-39. 9 2 P 3,3-4. 10 Łk 18,8. 11 1 Tm 4,1. 12 2 Tm 3,1. 13 2 P 3,10. 14 Zob. 1 Tes 5,3.

 Znaki Czasu marzec 2014 r.www.sklep.znakiczasu.pl e-mail kontakt@znakiczasu.pl  Zapraszam do odwiedzenia warto zajrzeć.   Zachęcam do odwiedzenia bloga " tajemnicebiblii.blogspot.com"