poniedziałek, 28 kwietnia 2014

APOKALIPSA - SIEDEM GŁÓW BESTII A OBECNY PONTYFIKAT

Jakiś czas temu w mediach i w internecie dominował temat rezygnacji papieża Benedykta XVI i wyboru jego następcy Franciszka. Wydarzenia te na nowo wywołały zainteresowanie badaczy biblijnych enigmatycznym proroctwem z 17. rozdziału Apokalipsy, które zaowocowało powstaniem ciekawych propozycji interpretacyjnych.
Apokalipsa w 17. rozdziale w obrazowy sposób opisuje zwierzę z siedmioma głowami (zob. w. 3). Następnie anioł wyjaśnia
Janowi, że głowy te reprezentują siedmiu kolejnych królów: pięciu upadło, szósty rządzi obecnie, a siódmy nastąpi po nim (zob. w. 10). Kiedy jego panowanie nastąpi, będzie trwało tylko przez krótki czas. Razem z ósmym królem bestia zostanie zniszczona (zob. w. 11).
Przez ostatnie dekady niektórzy adwentystyczni interpretatorzy utożsamiali te siedem głów (siedmiu królów) z siedmioma papieżami następującymi po sobie od roku 1929 (rok w którym Watykan stał się niepodległym i suwerennym państwem na mocy Traktatu Laterańskiego). Przez pewien czas uważano, że to Jan Paweł II, sprawujący pontyfikat w latach 1978-2005, jest ostatnim papieżem. Jednakże jego śmierć spowodowała reinterpretację tego proroctwa. To, że Benedykt XVI jest siódmym papieżem od 1929 roku oraz jego pontyfikat trwał relatywnie krótko (około ośmiu lat), sprawiło, iż niektórzy zaczęli utożsamiać go z siódmym królem. Dlatego też nowy papież Franciszek jest traktowany jako ostatni przed nadejściem czasów końca.
Skąd pojawiły się takie teorie? Niestety sformułowano je bez uważnego przeanalizowania tekstu biblijnego, opierając się na nowinach medialnych, które zostały przekształcone w fikcyjne biblijne przepowiednie, nastawione na wywołanie sensacji. Fakty historyczne oraz tekst Pisma Świętego zostały ze sobą tak powiązane, aby odpowiadać utrwalonemu rozumieniu, które niestety nie ma poparcia w tekście biblijnym.
W rzeczywistości pogląd, jakoby uzdrowienie śmiertelnej rany papiestwa nastąpiło w 1929 roku, jest jedynie przypuszczeniem, a nie faktem historycznym. Trudno traktować podarowanie papiestwu niewielkiego, suwerennego terytorium, jako wypełnienie się tego proroctwa, którego zasięg obejmuje, zgodnie z opisem w Ap 13,11-18, cały świat. Rok 1929 może stanowić początek gojenia się śmiertelnej rany, jednak fakt, że od podpisania Traktatu Laterańskiego minęły 84 lata podważa wszelkie dowody mające przemawiać za tym, że papieska rana została wyleczona.
Ponadto rozumowanie odnoszące „krótki czas” panowania siódmego króla do ośmioletniego pontyfikatu Benedykta XVI całkowicie pomija jeszcze krótszy pontyfikat Jana Pawła I, który panował zaledwie 34 dni, zanim zmarł w 1978 roku (zob. Ap 17,10). Ta i wiele innych podobnych niekonsekwencji pokazują, że taka interpretacja biblijnego proroctwa jest błędna i bezowocna.
Dlatego też powinniśmy przyjrzeć się 17. rozdziałowi Apokalipsy, starając się ustalić znaczenie, jakie Bóg nadał temu zagadkowemu fragmentowi.

Kobieta na zwierzęciu

17. rozdział Apokalipsy możemy podzielić na dwie części: (1) widzenie (zob. w. 1-6a), w którym Jan widzi kobietę określaną jako wszetecznica, siedzącą na zwierzęciu; (2) wysłuchanie (zob. w. 6b-18), gdzie anioł wyjaśnia Janowi znaczenie wizji nierządnicy siedzącej na bestii.
W widzeniu Jan jest świadkiem sądu nad wielką wszetecznicą, która siedzi nad wieloma wodami i która zwodziła mieszkańców ziemi (zob. w. 1-2). Kobieta ta jest następnie nazwana: „Wielki Babilon, matka wszetecznic i obrzydliwości ziemi” (w. 5). W Starym Testamencie nierządnica symbolizuje odstępczy lud Boży (zob. Iz 1,21; Jr 3,1; Ez 16,23; Oz 3,4). Nierządnica z 17. rozdziału Apokalipsy przedstawia podmiot, który niegdyś był wierny Bogu, lecz później sprzymierzył się z odwiecznym przeciwnikiem Boga i Jego wiernych. Babilon jest więc zbiorczym określeniem dla odstępczego ciała w czasach końca.
Zuważmy, że na początku nierządnicę określa się jako siedzącą „nad wielu wodami” (zob. w. 1). Jednak kiedy widzi ją Jan, siedzi ona na szkarłatnym zwierzęciu (zob. w. 3). Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę literacki charakter księgi, który jest widoczny także w wielu innych jej fragmentach (zob. Ap 5,5-6). Dlatego też wody i zwierzę są dwoma symbolami, które odnoszą się do tych samych okoliczności. Zgodnie z Ap 17,5 wody nad którymi widziana była nierządnica, symbolizują świecką i polityczną władzę świata. W Księdze Jeremiasza sformułowanie „nad wielu wodami” (Jr 51,13) odnosi się do rzeki Eufrat. Tak jak pomyślność starożytnego Babilonu była zależna od rzeki Eufrat, tak Babilon czasów końca będzie się opierał na świeckiej i politycznej władzy świata, aby realizować swoje plany i cele.
Ponadto bestia jest symbolem władzy politycznej (systemu politycznego). To, że wszetecznica Babilon siedzi na zwierzęciu, oznacza, że w czasach końca ten system religijny będzie kontrolował władze polityczne. Dlatego też proroctwo mówi nam, że w czasach końca siły polityczne na świecie zjednoczą się z odstępczym systemem religijnym, zwanym Babilon, tworząc więź religijno-polityczną.

Trzy fazy istnienia bestii

W drugiej części 17. rozdziału czytamy, że Jan był bardzo zaskoczony, widząc nierządnicę. Dostrzega w niej kobietę, która schroniła się na pustkowiu, uciekając przez prześladowaniem węża w czasie proroczego okresu 1260 dni w średniowieczu (zob. Ap 12,13-14). W odpowiedzi na zaskoczenie Jana anioł obiecuje wyjaśnić „tajemnicę” nierządnicy i szkarłatnego zwierzęcia, na którym siedzi, a także ich znaczenie w czasach końca (Ap 17,7).
Jan opisuje, że zwierzę „było i już go nie ma, i znowu wyjdzie z otchłani” (w. 8). Taki opis bestii przywodzi na myśl boski tytuł: „który był i który jest, i który ma przyjść” (Ap 4,8). Dlatego takie określenie bestii ukazuje ją jako parodię Boga. Jednakże ta trzyczęściowa formuła wskazuje również, że bestia przeszła przez trzy fazy egzystencji. To z kolei łączy szkarłatną bestię z 17. rozdziału Apokalipsy z bestią z morza z 13. rozdziału (zob. Ap 13,1 oraz 17,3)1.
Po pierwsze, bestia „była”. Innymi słowy istniała ona już w przeszłości. Sformułowanie „była” odnosi się do aktywności bestii w proroczym okresie 1260 dni/lat (zob. Ap 13,5). Początkiem tego okresu jest rok 538 n.e., kiedy to Kościół zachodnioeuropejski, któremu przewodziło rzymskie papiestwo, uznał się za główną władzę duchową i zdominował świat zachodni przez cały okres średniowiecza. Dzisiaj, w czasach tolerancji religijnej, takie oświadczenia mogą być uznawane za surowe i niesprawiedliwe, jednak obecne realia nie mogą wymazać faktów historycznych.
Kolejny etap istnienia zwierzęcia: „już go nie ma”, rozpoczął się w 1798 roku, kiedy to w wyniku rewolucji francuskiej otrzymało ono śmiertelną ranę (zob. Ap 13,3). Był to koniec opresyjnej władzy politycznej Kościoła [rzymskokatolickiego]. Bestia na jakiś czas zniknęła ze światowej sceny, jednak przetrwała.
Po trzecie, po wyleczeniu śmiertelnej rany, bestia powróci do życia, przepełniona szatańską nienawiścią, skierowaną przeciwko wiernemu ludowi Bożemu. Proroctwo mówi nam, że opresyjny system religijno-polityczny, który zdominował świat w czasie średniowiecza, powróci w czasach ostatecznych, aby ponownie go opanować. Wśród mieszkańców ziemi powrót bestii będzie budził podziw i zdumienie (zob. Ap 13,8; 17,8).
Tak więc 17. rozdział Apokalipsy opisuje bestię z morza z 13. rozdziału w okresie, kiedy jej śmiertelna rana została wyleczona. Na tej ponownie ożywionej bestii Jan widzi nierządnicę Babilon. Dlatego też system religijny, który odegra kluczową rolę w ostatecznym konflikcie, jest w istocie kontynuacją polityczno-religijnej władzy, która prześladowała lud Boży w czasie proroczego okresu 1260 dni w średniowieczu.
Apokalipsa mówi nam, że religia ponownie zdominuje politykę i będzie ją kontrolować tak jak w przeszłości, ale przez krótki czas. Jest jednak znacząca różnicą między charakterem tej władzy w wiekach średnich i w czasach końca. O ile bestia z morza, reprezentująca Kościół średniowieczny, była władzą religijno-polityczną, to szkarłatna bestia jest wyłącznie władzą polityczną. W czasach końca religia i polityka będą rozdzielone.

Siedem głów bestii

To prowadzi nas do kluczowego fragmentu Apokalipsy: „Tu trzeba umysłu obdarzonego mądrością. Siedem głów to siedem pagórków, na których rozsiadła się kobieta, i siedmiu jest królów. Pięciu upadło, jeden jest, inny jeszcze nie przyszedł, a gdy przyjdzie, będzie mógł krótko tylko pozostać. A zwierzę, które było, a już go nie ma, jest ósmym, i jest z owych siedmiu, idzie na zatracenie” (Ap 17,9-11).
Fragment rozpoczyna się od odwołania się do „mądrości”, która jest konieczna dla zrozumienia znaczenia głów bestii. Do takiej samej mądrości wzywał Jan w kontekście liczby bestii (zob. Ap 13,18). Ta mądrość odnosi się do duchowej wnikliwości, którą można otrzymać, nie dzięki bystremu umysłowi czy wyjątkowym intelektualnym zdolnościom, a jedynie przez Ducha Świętego (zob. Jk 1,5). Tylko dzięki tej boskiej mądrości wierni będą mogli dostrzec prawdziwą naturę szatańskiej mocy w czasach końca.
Idąc dalej, widzimy, że zwierzę ma siedem głów, tak jak rudy smok (szatan) w Ap 12,3. Bestia nie może być odzielona od swoich głów. Przez wieki bestia władała i podejmowała różne działania za pośrednictwem swoich głów. Kiedy jedna z głów otrzyma śmiertelny cios, cała bestia umiera (zob. Ap 13,12-14). Musimy więc przyjrzeć się bliżej temu, co reprezentują owe głowy.
Siedem głów to siedem pagórków, na których rozsiadła się kobieta”. Wskazany jest tutaj kolejny symbol. Początkowo była mowa o tym, że kobieta siedziała „nad wielu wodami” (Ap 17,1), później na szkarłatnym zwierzęciu (zob. w. 3), teraz natomiast anioł mówi, że siedzi ona na siedmiu pagórkach (w. 9). Wody, zwierzę i pagórki to różne symbole świeckiej władzy politycznej (zob. w. 15), która w czasach końca będzie wspierała Babilon jako odstępczy system religijny. Musimy pamiętać, że Apokalipsa nie opisuje jednostkowych postaci z przeszłości czy teraźniejszosći, ale całe systemy i światowe władze — zarówno polityczne, jak i religijne.
Greckie słowo oros oznacza „pagórek”, nie „wzgórze”, jak sugerują niektórzy tłumacze, odnosząc fragment do miasta Rzym, które było położone na siedmiu wzgórzach. Jednak ponieważ siedem pagórków z 17. rozdziału Apokalipsy następuje po sobie, nie można ich interpretować dosłownie. W Starym Testamencie góry często reprezentują światowe władze i imperia (zob. Jr 51,25; Ez 35,2-5; Dn 2,35). Na przykład starotestamentowe królestwo Judy często jest nazywane górą Syjon (zob. Ps 48,1-3; Iz 29,8).
Z pewnością anioł nie odnosi się do dosłownego rozumienia pagórków, skoro zaraz potem wyjaśnia Janowi, że te pagórki w rzeczywistości symbolizują „siedmiu królów” (w. 9). Jednakże nie można ich traktować jako konkretnych królów z co najmniej trzech powodów. Przede wszystkim, jak ustaliliśmy wcześniej, Apokalipsa nie zajmuje się konkretnymi osobami, ale całymi systemami. Po drugie, tych siedmiu królów jest porównywanych z siedmioma pagórkami — symbolem królestw i imperiów. Po trzecie, w Starym Testamencie słowo „królowie” jest innym określeniem dla królestw i imperiów (zob. Dn 2,37-39; 7,17).

Siedem głów jako następujące po sobie imperia

Opierając się na dowodach biblijnych, najsensowniejszą interpretacją jest ta, zgodnie z którą siedem pagórków, na których siedzi wszetecznica Babilon, symbolizuje siedem kolejno następujących po sobie imperiów, przez wieki dominujących na świecie, poprzez które szatan działał przeciwko Bogu2. Wspólnymi cechami tych imperiów był religijno-polityczny charakter władzy i przymus, który wykorzystywały do prześladowania ludu Bożego.
Anioł tłumaczy dalej Janowi, że z perspektywy jego czasu pięć z tych którestw upadło, jedno istnieje obecnie, a siódme pojawi się w przyszłości. Jak już wspomniano, ten zagadkowy tekst zrodził wiele spekulacyjnych interpretacji, głównie z powodu niedostrzegania przez interpretatorów faktu, że znaczenie tych kolejno następujących po sobie królestw wyjaśniono Janowi w kontekście jego czasów, a nie naszych. Nie ma takiego fragmentu w tekście, z którego wynikałoby, że Jan został przeniesiony do innych czasów. Anioł po prostu wyjaśnia mu to, co Jan wcześniej widział w trakcie widzenia.
Dlatego też kluczem do zrozumienia znaczenia siedmiu głów jest szóste królestwo, które — jak napisano — „jest”. Słowo „jest” odnosi się do czasów Jana, a więc czasów panowania szóstej głowy — imperium rzymskiego. Pięć upadłych głów to te imperia, które panowały na świecie i prześladowały lud Boży przed czasami Jana: (1) Egipt zniewolił i prześladował Izrael, dążąc do jego zagłady; (2) Asyria zniszczyła i rozbiła na wiele części dziesięć plemiona Izraela; (3) Babilon zniszczył Jerozolimę i wygnał Judę; (4) Persja niemal unicestwiła Żydów w czasach Estery; (5) Grecja prześladowała i chciała zniszczyć Żydów poprzez Antiocha Epifanesa. Siódme królestwo, „które jeszcze nie przyszło”, odnosi się do średniowiecznego papiestwa, które z perspektywy Jana ujawni się w przyszłości, po upadku imperium rzymskiego.
Anioł wyjaśnił dalej, że szkarłatne zwierze jest częścią okresu panowania ósmej głowy — mocy na świecie, która nastanie w czasach ostatecznych. Jest to jedna z wcześniej wspomnianych siedmiu głów. Mimo, że ósma głowa jest jedną z wcześniejszych siedmiu, traktuje się ją jako nową moc. Którą głowę dokładnie? Prawdopodobnie siódmą, która to wcześniej doznała śmiertelnego ataku, jednak później wraca do życia, dzięku uzdrowieniu rany.
Ta siódma władza ponownie pojawi się w czasach końca, jako ósma głowa i będzie miała podobne wpływy jak w średniowieczu. W czasie panowania ósmej głowy nierządnica Babilon siedzi na szkarłatnym zwierzęciu. Żyjemy obecnie w czasie siódmej głowy, gdyż ósma głowa jeszcze nie zyskała władzy. Jednak pojawi się ona na świecie w czasach końca i narzuci swoje rządy mieszkańcom ziemi.

Będzie mógł krótko tylko pozostać”

Błędne interpretacje tego fragmentu nadają mu znaczenie, zgodnie z którym siódmy papież będzie rządził przez krótki okres czasu. Grecki przymiotnik użyty dla oddania słowa „krótko”, brzmi oligon, co oznacza „krótki czas” lub „krótką chwilę”. To słowo różni się od słowa micron, używanego w Apokalipsie do określenia niewielkiego okresu czasu (zob. Ap 6,11; 20,3). Słowo oligon nie odnosi się do okresu czasu, ale określa raczej jego jakość. Na przykład w jednym fragmencie czytamy, że po wyrzuceniu z nieba szatan uświadamia sobie, że „czasu ma niewiele [oligon kairon]” (Ap 12,12). Ten „krótki czas” nie odnosi się do okresu czasu, gdyż minęły tysiące lat od wygnania szatana z nieba. To raczej inny sposób wyrażenia tego, że czas szatana zbliża się do końca. Podobnie kiedy osoba skazana na śmierć uświadamia sobie, że ma tylko „krótki czas”, nawet jeśli egzekucja ma się odbyć za kilka lat.
Takie samo znaczenie greckiego słowa oligon pojawia się w Ap 17,10. To, że siódma władza musi pozostać tylko przez krótki czas, nie odnosi się więc do ilości czasu — krótkiego okresu egzystencji, co raczej do wyrażenia w inny sposób, że jej istnienie zależy od Boga („będzie mógł krótko tylko pozostać”) i zakończy się tak jak w przypadku szatana (zob. Ap 12,12). Siódma władza otrzyma śmiertelny cios — wydarzenie, które miało miejsce w związku z rewolucją francuską w 1798 roku.

Podsumowanie

Ta krótka analiza wskazuje, że siedem kolejnych głów bestii z 17. rozdziału Apokalipsy symbolizuje nie siedmiu konkretnych królów, ale siedem historycznych królestw (imperiów): pięc istniało przed czasmi Jana, szóstym był Rzym (czasy Jana), a siódmym było średniowieczne papiestwo, które z perspektywy Jana miało dopiero nadejść. Taka wykładnia wynika z dokładnej analizy tekstu, która opiera się na zasadach biblijnej hermeneutyki. Koncepcja, zgodnie z którą siedem głów symbolizuje konkretnych „królów”, czyli papieży od roku 1929, nie znajduje poparcia w tekście. Taka interpretacja opiera się na spekulacjach i jest narzucona tekstowi biblijnemu.
Sama Apokalipsa ostrzega przez dodawaniem czegoś do słów proroczych z tej księgi lub ujmowaniem z nich (zob. Ap 2,18-19). Księga Apokalipsy jest Słowem Bożym danym przez Chrystusa (zob. Ap 1,2). Fałszowanie proroctw Apokalipsy wiąże się z daleko idącymi konsekwencjami — wieczną zagładą. Tym którzy dodają coś do słów proroctwa, Bóg doda plagi opisane w księdze. To ostrzeżenie nie odnosi się do ingerowania w konkretne słowa Apokalipsy — jak gdyby chodziło o zagrożenie dla pewnych koncepcji werbalnego natchnienia. Dodawanie czegoś do słów proroctw Apokalipsy musi polegać na wypaczaniu i przekształcaniu tych proroctw, aby dostosować je do własnych celów. Oznacza to także narzucanie spekulacyjnych koncepcji i poglądów niemających poparcia w tekście biblijnym. Musimy opierać się wyłącznie na tym, co Jan wyraźnie opisuje w tekście i odrzucać spekulacje niebędące z nim w zgodzie.
Zajmując się proroctwami Apokalipsy, Pismo musimy interpretować przy pomocy Pisma. Nie możemy wyciągać zbyt daleko idących wniosków, które wykraczają poza to, co zostało nam objawione. Jakakolwiek interpretacja opierająca się na doniesieniach medialnych i bieżących wydarzeniach, podejmowana w celu odniesienia proroctw do obecnej sytuacji i wywołania ogólnego podniecenia, jest subiektywna i oparta na przypuszczeniach. Takie interpretacje nigdy nie będą skutkować wzmocnieniem naszej wiary w proroctwo. W istocie mogą tylko podważyć nasze zaufanie w jego prawdziwość. Proroctwa Apokalipsy rozumiane prawidłowo mają znaczenie praktyczne — uczą nas, jak żyć teraz i jak przygotować się na nadchodzące wydarzenia. Prawidłowe rozumienie proroctw będzie nas również inspirowało i motywowało do dzielenia się z innymi poselstwem ewangelii. v
Ranko Stefanovic

[Dr Ranko Stefanovic jest wykładowcą Nowego Testamentu na Andrews University w USA].

1 Inny pogląd — zob. Ekkehardt Mueller, The Beast of Revelation 17: A Suggestion (Part I), „Journal of Asia Adventist Seminary”, 10, nr 1, 2007, s. 38-40. 2 William Johnsson, The Saints’End-Time Victory Over the Forces if Evil [w:] Symposium of Revelation — Book 2, Daniel and Revelation Committee Series 7, Biblical Research Institute, Silver Spring MD 1992, s. 17.
Odwiedź  www. sklep.znakiczasu. pl zapraszam 



wtorek, 22 kwietnia 2014

WYPEŁNIAJĄCE SIĘ PROROCTWA /PRZYKAZANIA NIEZMIENNE

Protestanci przestają protestować. „Protest się skończył” — woła anglikański biskup.
„Po co nam dalej Kościół protestancki?” — pyta i wzywa do powrotu na łono katolicyzmu. Takich wezwań jest coraz więcej. To wyjątek
czy już tendencja?
Okładka przedstawia rzeźbę papieża Piusa VII (1800-1823) dłuta słynnego duńskiego
rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena. Jego pontyfikat przypadł w czasach dla papiestwa bardzo trudnych. Poprzednik tego papieża, Pius VI (1775-1799), został zdetronizowany i zakończył życie w uwięzieniu. Państwo kościelne zostało zlikwidowane przez Francuzów w 1798 roku. Mimo to na głowie Piusa VII nadal spoczywa tiara — potrójna korona władcy nieba, ziemi i podziemi (czyśćca). Trudno o bardziej wyraźny symbol zasięgu roszczeń do władzy kolejnych papieży.
Ktoś powie, że to dawne czasy. Naprawdę? Tiara jest dalej koroną władców Watykanu, tyle że nieeksponowaną publicznie. Roszczenia się nie zmieniły. Strategia długofalowa realizowana jest kolejnymi małymi krokami. Pierwszym krokiem będzie odzyskanie dominacji duchowej.
Kolejne kanonizacje to tylko jeden z elementów układanki odzyskiwania wpływów [więcej w artykule pt. Kanonizacja i nie tylko]. Innym elementem jest przejmowanie inicjatywy w ruchu ekumenicznym.
Pod koniec lutego znajomy z jednego z mniejszościowych Kościołów ewangelikalnych przysłał mi e-maila od kolegi pastora, który zaniepokojony pisał: „Jesteśmy świadkami tworzącego się ogólnoświatowego ekumenicznego ruchu religijnego, w którym nie ma już znaczenia jedność w fundamentach nauczania biblijnego, ale jedność w przeżyciach, w mistycyzmie, jedność w uzdrawianiu świata poprzez wspólną ewangelię społeczną”. Ruch ten mieliby tworzyć Kościół rzymskokatolicki i charyzmatyczny (zielonoświątkowy) Ruch Wiary. Do e-maila załączony był link do strony internetowej. Kliknąłem...
Anglikański biskup Tony Palmer na spotkaniu z liderami protestanckich Kościołów zielonoświątkowych skrytykował podziały w chrześcijaństwie, twierdząc, że są diabelskie. Wezwał do jedności opartej na doświadczaniu obecności Bożej w odnowie charyzmatycznej, a nie na ujednolicaniu doktryn poszczególnych Kościołów. Wielokrotnie przy tym powtarzał, że zapoczątkowany przez Marcina Lutra w 1517 roku protest przeciwko katolickim wypaczeniom w chrześcijaństwie się skończył w 1999 roku, kiedy luteranie podpisali z katolikami wspólną deklarację o usprawiedliwieniu z wiary. „Skoro już nie ma protestu, po co Kościół protestancki?” — pytał anglikański biskup. „Głosimy już tę samą [co katolicy — A.S.] ewangelię” — kontynuował. Następnie przedstawił krótki filmik ze specjalnym przesłaniem papieża Franciszka do uczestników konferencji. Papież nazwał biskupa Palmera swoim wieloletnim przyjacielem, a potem odniósł się do separacji chrześcijan. Powiedział, że to efekt grzechu i historycznych nieporozumień, którym wszyscy są winni. Wyraził tęsknotę za zjednoczeniem chrześcijan. Zdaniem papieża cud jedności już się rozpoczął. Poprosił protestantów o modlitwy i błogosławieństwo oraz sam zapewnił ich o swoich modlitwach i błogosławieństwie. Na tym filmik nagrany smartfonem się zakończył. Zgromadzeni liderzy zielonoświątkowi odpowiedzieli na to przesłanie modlitwą w intencji papieża. Publiczną modlitwę prowadził pastor Kenneth Copeland, znany ewangelista telewizyjny. Mówił, że zgromadzeni zgadzają się z intencjami papieża. We fragmencie swojej modlitwy zaczął nawet modlić się w tych intencjach „językami”, wydając z siebie niezrozumiałe i przez nikogo nietłumaczone dźwięki. Po chwili wrócił do normalnego angielskiego i poprosił biskupa Palmera o nagranie dla papieża odpowiedzi zgromadzenia zielonoświątkowych liderów. Copeland podziękował papieżowi i zapewnił go o ich miłości do niego. Stwierdził, że wierzą w Boga tak samo jak papież. Poinformował, że ich odpowiedzią na prośbę papieża były modlitwy „w duchu” o zjednoczenie chrześcijan. Na koniec wraz z całym zgromadzeniem protestanckich liderów pobłogosławił papieża.
Oglądając filmową relację z tego wydarzenia, rzeczywiście można by dojść do wniosku, że protest protestantów już się skończył. Niektórzy protestanccy liderzy, jak Ulf Ekman ze Szwecji, już nawet porzucają swoje owczarnie i wracają na łono Kościoła rzymskiego [zob. rubryka „Znaki i fakty”]. To dokładnie ten ekumenizm i to zjednoczenie, którego życzy sobie ten Kościół — wszystkie drogi mają prowadzić do Rzymu.
Protestanci jednak nie kończą się na uczestnikach opisanej konferencji. Jest jeszcze wielu innych i ich protest przeciwko wypaczeniom chrześcijaństwa wcale się jeszcze nie skończył. A nie skończył, bo nie zniknęły jeszcze owe wypaczenia. Jednym z wielu takich wypaczeń jest nigdzie nieodwołana zmiana przykazań Bożych [zob. artykuł pt. Przykazania (nie)zmienne]. Na to zgody być nie może i żadna modlitwa „w duchu” i „językami” tego nie przykryje. O innych wypaczeniach można przeczytać w artykule pt. Kanonizacja i nie tylko.
Komentując opisane zgromadzenie liderów charyzmatycznych i ich reakcję na słowa papieża, znany adwentystyczny ewangelista i pisarz Doug Batchelor powiedział: „Nie każde podziały są diabelskie. Nawet Słowo Boże dzieli. Jest ostrzejsze niż miecz obosieczny. Jezus powiedział, że nie przyszedł przynieść pokój, ale miecz. Apostoł Paweł też wzywa do wyjścia i oddzielenia się”. Kto chce dziś trwać w biblijnej prawdzie, nie może przejść obojętnie obok nauk, które są tej prawdy wypaczeniem.
Ostatnio pewna uczennica liceum opowiadała mi o referacie, jaki przygotowała na temat XVI-wiecznej reformacji. Zilustrowała go podobiznami Lutra i Kalwina, najsłynniejszych ówczesnych reformatorów, z książki pt. Wielki bój autorstwa Ellen G. White1. „Przecież ja też mam w domu tę książkę, ale nie wiem, dlaczego właściwie jej jeszcze nie przeczytałam” — powiedziała zaskoczonej uczennicy jej nauczycielka.
Może i inni czytelnicy „Znaków Czasu” mają na półce tę książkę, a jeszcze do niej nie sięgnęli. A warto, zwłaszcza do rozdziału: „Dążenia papiestwa”. Książka ta, napisana w XIX wieku, gdy papiestwo było w głębokiej defensywie, zapowiada rychłe nadejście powrotu papiestwa do jego dawnej świetności i uległość protestantów wobec jego potęgi. Można powiedzieć, że proroctwo to wypełnia się na naszych oczach.               
Andrzej Siciński

1 Książka do nabycia: http://sklep.znakiczasu.pl/
Kto chce dziś trwać w biblijnej prawdzie, nie może przejść obojętnie obok nauk, które są tej prawdy wypaczeniem

Przykazania
(nie)zmienne
Czyli o prawie, które nie lubi zmian, i o tym,
co można, a czego nie można w nim zmieniać.
Amerykańska konstytucja jest obecnie najstarszą obowiązującą
konstytucją na świecie. Ma 227 lat. Składa się z siedmiu artykułów i przez te wszystkie lata doczekała się jedynie 27 poprawek. Zna ją każdy Amerykanin i jest z niej dumny. W tym czasie Polacy mieli już konstytucje: majową, marcową, kwietniową, stalinowską i tzw. małą konstytucję. Obecna z roku 1997 ma 243 artykuły, a stopień znajomości jej przepisów w społeczeństwie polskim jest bliski zeru. Dlaczego? Może dlatego, że coś, co zbyt często ulega zmianom, nie jest warte zapamiętywania. Może się bowiem okazać, że zanim przyswoimy sobie nowe regulacje, kolejna władza już je zmieni.
Dobre prawo nie lubi zmian. Zbyt często uchwalane, kierowane doraźnymi interesami politycznymi nowelizacje wprowadzają tylko chaos i atmosferę niepewności w stosunkach prawnych i zwykłym codziennym życiu. W takich warunkach ludzie boją się zakładać i prowadzić firmy, a inwestorzy inwestować. Nie są pewni, czy nowy rok nie przyniesie im kolejnej zmiany przepisów podatkowych, celnych, bankowych, która doprowadzi ich do bankructwa. Podobno ilością stanowionych przepisów nasz system prawa przypomina prawo czasów bizantyjskich.
Doszło do tego, że zmienia się nawet to, co wydawałoby się, że zmieniać się nie powinno. Już latem ubiegłego roku media donosiły o zmianach w prawie instytucji, która od lat w oczach Polaków uchodzi za ostoję tradycjonalizmu, konserwatyzmu i stabilności, a do wszelkich zmian nastawiona jest raczej niechętnie. Chodzi o Kościół rzymskokatolicki i przykazania kościelne.

Taneczne piątki

W marcu polscy biskupi zatwierdzili zeszłoroczną zmianę czwartego przykazania kościelnego. Do tej pory brzmiało ono: „Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w okresach pokuty powstrzymywać się od udziału w zabawach”. Okresami pokuty jak dotąd były w katolicyzmie wszystkie piątki, dla upamiętnienia dnia śmierci Chrystusa na krzyżu. Nowe brzmienie tego przykazania jest następujące: „Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w czasie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach”. Jak widać teraz powstrzymanie od zabaw zostało ograniczone tylko do Wielkiego Postu.
Tłumacząc zmianę, znany warszawski duchowny ks. Mateusz Matuszewski wyjaśnia, że „Kościół ma świadomość czasów, w których żyjemy, i tego, że utrzymując zakaz zabaw w piątki, wierni praktycznie nie mogliby pójść potańczyć”1.
Każda zmiana przykazań kościelnych wywołuje wśród wiernych Kościoła rzymskokatolickiego pewne poruszenie, żeby nie rzec — konsternację. I trudno się ludziom dziwić, że bardziej sobie cenią wartości trwałe i niezmienne. Zmiany w prawie świeckim denerwują i utrudniają życie, ale zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić. Natomiast zmiany w prawie kościelnym, dotykającym sfery sacrum, mogą budzić obawy katolików — że oto zmianie ulega coś, co z natury rzeczy, jak sądzą, powinno pozostać niezmienne.

Kościelne
nie znaczy Boże

Żeby te obawy rozwiać wspomniany ks. Mateusz Matuszewski wyjaśnia, że w Polsce często myli się przykazania kościelne z Bożymi. „Mamy dwie grupy przykazań: Przykazania Boże i Kościelne. Dekalog dał sam Bóg, te przykazania nigdy nie będą zmienione”2 — wyjaśnia ksiądz. Co oznacza, że te drugie — kościelne — zmieniane być mogą.
Prawie tak samo w 2003 roku pisał „Tygodnik Powszechny”: „Przykazania kościelne mają inną naturę niż przykazania Boże: Nie są one częścią Objawienia Bożego, które jest zapisane w Piśmie Świętym i ma charakter zamknięty, tzn. nie podlega zmianom i uzupełnieniom”3. Wyjaśniając na nasze, przykazania Boże są niezmienne, a kościelne już zmienne.
I tu trzeba „Tygodnikowi Powszechnemu” oddać rację, a nawet świętą rację. Dekalog, czyli dziesięć przykazań Bożych, jako część Pisma Świętego jest niezmienny, gdyż ustanowił go niezmienny Bóg. Przykazania kościelne są dużo niższej rangi i Kościół, który je ustanowił, może je zmieniać, jak chce. Nie ma się na co gniewać. Choć strach pomyśleć, co by było, gdyby tak wiernym ogłoszono kiedyś, że zmieniono już nie kościelne, ale Boże przykazania.
I tu trzeba wrócić do wypowiedzi ks. Mateusza — że przykazania dekalogu „nigdy nie będą zmienione”. Chciałoby się, żeby tak było. Jednak prawda jest inna. One już zostały zmienione! I przez kogo? Jasno i bez ogródek wyjawił to ponad sto lat temu ks. prof. F. Spirago, tak pisząc o dekalogu w Katolickim katechizmie ludowym: „Nie naruszając istoty przykazań, poczynił w nich Kościół następujące zmiany formalne. Drugie przykazanie, dotyczące czci obrazów, złączył z pierwszym, natomiast dziesiąte przykazanie Boże rozdzielił na dwa osobne przykazania (…) Nakaz święcenia sabatu przemienił Kościół na nakaz święcenia niedzieli3. No, jak to są tylko nieistotne zmiany formalne, to jakie musiałyby być istotne zmiany merytoryczne? Może nakaz zabijania rodziców albo zakaz składania prawdziwego świadectwa? Czy jak zmienia się dzień święty, to nadal jest to zmiana li tylko formalna? To po co nam był powrót do 3 maja, skoro mieliśmy
1 maja? Po co nam był 11 listopada, skoro mieliśmy 22 lipca? To też były tylko zmiany formalne?
* * *
Prawo to ta dziedzina ludzkiej aktywności, która potrzebuje pewnego minimum stabilności i która sama tę stabilność wprowadza. Stabilne prawo stwarza poczucie bezpieczeństwa. Jest lepiej znane, a przez to bardziej szanowane. Nie należy negować potrzeby drobnych zmian, bo to wymóg życia, które znamionuje ciągły ruch. Ale rzeczy kardynalne, zasadnicze, powinny pozostać takie same. Zbyt częste zmiany w tych sprawach nie tylko denerwują, ale wywołują poważniejsze konsekwencje — zmieniają postawę społeczeństwa wobec prawa. Przestaje się je szanować. A to prędzej czy później każdy boleśnie odczuje na własnej skórze. Pozostaje więc jedynie apelować do prawodawców — obojętnie świeckich czy kościelnych: panowie, co musicie i co wasze, zmieniajcie, ale czego nie musicie i co nie wasze, zostawcie w spokoju!       
A.S.

1 Z´ródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,
1342,title,Polscy-biskupi-zmienili-przykazanie-koscielne-dotyczace-zabaw,wid,16490967,wiadomosc.
html?ticaid=1126f0&_ticrsn=3 [dostęp: 25.3.2014]. 
2 Tamże. 3 Mikołów — War­szawa 1906, t. II, s. 79, kursywa A.S.
Znaki Czasu kwiecień 2014r.  www,sklep.znakiczasu.pl


KANONIZACJA I NIE TYLKO

Katolicka Polska czeka i przygotowuje się na 27 kwietnia — dzień ogłoszenia Jana Pawła II świętym. Okazuje się jednak,
że to nie kanonizacja będzie w tym dniu najważniejsza.
Do przygotowań zaprzęgnięto internet. Od miesięcy obecnych jest
w nim mnóstwo specjalnych witryn w szczególny sposób opisujących to wydarzenie. Im bliżej tego dnia, tym bardziej kanonizacja zacznie przypominać kanonadę — długotrwałą ogłuszającą nawałnicę medialną. Słowa: Jan Paweł II, święty, ojciec, nasz papież, Polak, rodak — będą odmieniane przez wszystkie przypadki. Dziennikarzom mediów na co dzień dalekich od religijności nagle zabraknie słów dla opisania ich nabożnego stosunku do kanonizowanego, wzniosą się na szczyty uwielbienia. Telewizory w domach Polaków na krótko staną się prawdziwymi ołtarzami. Może znów jacyś kibole pogodzą się z innymi, też na krótko. Przez parę dni znów będziemy wobec siebie życzliwsi. A potem wszystko wróci do normy.

Internet w służbie
świętości

Jedną z katolickich witryn przygotowujących Polaków na to wydarzenie jest strona „Nie lękajcie się być świętymi” Archidiecezji Krakowskiej1. Strona omawia znaczenie kanonizacji, przygotowanie do niej, przeżywanie samego dnia kanonizacji i dni po niej. Wiele tam słów pięknych i właściwych, wiele, jak się wydaje, na wyrost, ale między nimi i takie, pod którymi uważny czytelnik Słowa Bożego nigdy by się nie podpisał.
Czytamy tam, że kanonizacja Jana Pawła II „powinna być wyzwaniem, byśmy porządkowali sprawy w Ojczyźnie, by między nami nie było niesprawiedliwych oskarżeń, niechęci i wrogości”. Byłoby wspaniale, gdyby takich złych postaw było mniej. Każdy by tego chciał. Ale dlaczego wątpię, by kanonizacja miała oddziaływać na Polaków bardziej ozdrowieńczo niż sama śmierć papieża Polaka? Może dlatego, że już to przerabialiśmy.
Trochę dalej mowa o wstawiennictwie Jana Pawła II i jego czci: „Trwa modlitwa do Boga zanoszona przez jego wstawiennictwo, rozwijają się nabożeństwa ku jego czci”. Zresztą nie tylko o wstawiennictwie Jana Pawła II tam mowa, ale także o zawierzeniu życia Bogu, „przez Maryję”.
Tu każdy uważny czytelnik Biblii przypomni sobie słowa apostoła Pawła o jedynym pośrednictwie Pana Jezusa: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus”2. To Chrystus wstawia się teraz w niebie za nami do Boga, a nie ktokolwiek inny: „Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się wstawiać teraz za nami przed obliczem Boga”3. I dlatego, że jest naszym Zbawicielem, należy Mu się cześć, i tylko Jemu. W Księdze Apokalipsy czytamy, że w niebie „upadły przed Barankiem cztery postacie i dwudziestu czterech starców (...) zaśpiewali nową pieśń tej treści: Godzien jesteś wziąć księgę i zdjąć jej pieczęcie, ponieważ zostałeś zabity i odkupiłeś dla Boga krwią swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu (...) Temu, który siedzi na tronie, i Barankowi, błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków”4.
Dalej Archidiecezja wyraża zaniepokojenie stanem duchowym wiernych, ostrzegając, że: „łatwo zadowolić się minimalistyczną etyką oraz przeżywać nawet najpiękniejsze akty religijne na poziomie powierzchownej religijności”. Święte słowa. Dlatego radą jest powrót do „prawdy o powołaniu do świętości oraz o uznaniu jej za właściwą miarę życia chrześcijańskiego”. Chodzi o ty, by katolicy rozbudzili w sobie „pragnienie świętości”, co ma oznaczać „większą troskę o rozwój miłości Boga i miłości człowieka”.

Eucharystia
ponad wszystko

Trudno się pod tym ostrzeżeniem i wezwaniem nie podpisać. Ale gdy się wchodzi w szczegóły, okazuje się, że ów rozwój miłości Boga ma polegać przede wszystkim na „adoracji Najświętszego Sakramentu”, czyli eucharystycznej bezkrwawej ofiary z — jak wierzą katolicy — prawdziwego ciała i prawdziwej krwi Jezusa Chrystusa.
W ogóle o tej adoracji Archidiecezja pisze na swojej stronie bardzo często. Okazuje się, że w dniu beatyfikacji największym wydarzeniem będzie nie tyle sama beatyfikacja, co „sakramentalne zjednoczenie z Chrystusem i Jego Kościołem w Komunii świętej, przyjętej w czasie uroczystej Eucharystii”. A najwspanialszym widokiem będzie „przenajświętsza Hostia, w której jest obecny w sposób sakramentalny Jezus Chrystus”.
Słowa piękne i wzniosłe, ale dalekie od biblijnego przesłania. W Liście do Hebrajczyków wielokrotnie podkreśla się, że ofiara Pana Jezusa została złożona raz na zawsze i dlatego nie musi być ponawiana. A właśnie czegoś zupełnie przeciwnego naucza katolicka teologia eucharystyczna — że ofiara składana podczas każdej mszy to ta sama ofiara, co ofiara z Golgoty; to samo ciało i krew Chrystusa, tyle że mistycznie przemienione w bezkrwawą hostię, łamaną potem przez kapłana. A co mówi Słowo Boże? „Takiego to przystało nam mieć arcykapłana, świętego, niewinnego, nieskalanego, odłączonego od grzeszników i wywyższonego nad niebiosa; który nie musi codziennie, jak inni arcykapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, następnie za grzechy ludu; uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy ofiarował samego siebie”5. „Lecz Chrystus (...) wszedł przez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący, wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia. (...). I dlatego jest On pośrednikiem nowego przymierza (...)”6. Ten fragment kolejny raz dowodzi, że ofiara Chrystusa złożona została raz na zawsze. A dlaczego? Bo dokonała wiecznego odkupienia. Dlatego nie musi być ponawiana. Ponadto cytowany tekst jasno pokazuje również, dlaczego tylko Chrystus może być pośrednikiem między świętym Bogiem a grzesznymi ludźmi — bo to On, a nie Maria, jakikolwiek papież czy inny „święty”, oddał swoje bezgrzeszne życie za grzeszników. Stąd wszelkie inne wstawiennictwa i pośrednictwa u Boga nie tylko nie mają biblijnego uzasadnienia, ale wręcz obniżają rangę jedynego pośrednictwa Chrystusa.
A to już kropka nad i: „Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, (...) i nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie (...) gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy (...)”7. Jak można w świetle tego dalej głosić mistyczną przemianę opłatka i mszalnego wina w prawdziwe ciało i krew Chrystusa, które następnie będą składane w prawdziwej ofierze przez kapłana na ołtarzu każdej z setek tysięcy katolickich świątyń? I tak codziennie, i po wiele razy dziennie? Chciałoby się zapytać: gdzie Rzym, gdzie Krym?
Może się wydawać, że zbyt dużo miejsca w artykule o kanonizacji poświęcam zagadnieniu bezpodstawności katolickiego nauczania o sakramencie eucharystii. Ale inaczej się nie da, skoro Archidiecezja Krakowska na podstronie „Po kanonizacji” zachęca do zanoszenia do Boga codziennych dziękczynień „przed Najświętszym Sakramentem w tygodniu eucharystycznym (tzw. oktawie Bożego Ciała)”.
Na końcu Archidiecezja zachęca także do „rozwoju kultu” świętego, publikując Litanię do św. Jana Pawła II. Czytamy w niej, że Jan Paweł II jest już „zanurzony w Ojcu”, „zjednoczony z Chrystusem”, „napełniony Duchem Świętym”. Jest także: „gorliwym Miłośnikiem Eucharystii”, „uczestnikiem cierpień Chrystusowych”, „kapłanem gromadzącym Kościół na składanie ofiary”, „miłośnikiem liturgii sprawującym Ofiarę na ołtarzach świata”.

Granice uwielbienia

Zastanawia, skąd w Polakach takie uwielbienie dla Jana Pawła II? Czy tylko stąd, że był papieżem? Nie. Raczej dlatego, że był Polakiem papieżem. Benedykt XVI, Niemiec na papieskim tronie, tak wielbiony nie był. Świadczy to jedynie o tym, że jako naród mamy deficyt dowartościowania. A to przecież my uratowaliśmy Europę przed zalewem najpierw islamu, a potem komunizmu. A odwdzięczono nam się rozbiorami, zdradą jałtańską, dowcipami o Polakach. Dlatego każdy szanowany w świecie „wielkoformatowy” Polak jest przez nas uwielbiany, bo przez niego czujemy się wreszcie docenieni jako naród.
Ale jak wszędzie wszystko musi mieć właściwą miarę, nawet uwielbienie. Nawet Boży prorocy i apostołowie popełniali błędy. Opisano je w Piśmie Świętym, abyśmy zawsze pamiętali, że byli zwykłymi ludźmi, i nie stracili z oczu najdoskonalszego wzoru do naśladowania — Jezusa Chrystusa. Przesada w wielbieniu człowieka może zagrozić zbawieniu. Taki człowiek może nam niepostrzeżenie przesłonić Boga, a to już bałwochwalstwo. „Chrystus XXI wieku”, „Bóg umarł Ż żyć będzie wiecznie”, „Abba Ojcze” Ż to tylko niektóre z wypowiedzi odnoszonych do Jana Pawła II. Apostoł Paweł i jego współpracownik Barnaba byli kiedyś zmuszeni powstrzymać tłum słowami: „Ludzie, co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy, zwiastujemy wam dobrą nowinę”8. Ten tłumu chciał im złożyć ofiary na widok ich cudów i wołał: „Bogowie w ludzkiej postaci zstąpili do nas”9. Nawet anioł, który objawił apostołowi Janowi treść Księgi Apokalipsy, nie chciał, by go ubóstwiano. Jan upadł przed nim, by mu oddać pokłon, a anioł krzyknął: „Nie czyń tego! Jestem współsługą twoim i braci twoich, proroków, i tych, którzy strzegą słów tej księgi, Bogu oddaj pokłon!”10. Właściwa miara pozwala odróżnić należny szacunek od nienależnego kultu.
Przestańmy się fascynować wielkością choćby najbardziej godnego szacunku człowieka; zacznijmy wreszcie dostrzegać wielkość naszego Zbawiciela! Słowa proroka Izajasza nic nie straciły na aktualności: „Tylko Pana Zastępów miejcie za Świętego”11. Boże wezwanie: „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty (…) bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym”12 to wezwanie do każdego wierzącego. Chyba że wygodniej nam kreować — jak teraz — nielicznych świętych, by większość mogła dalej prowadzić życie dalekie od świętości, a swą pobożność sprowadzać jedynie do kultu tych pierwszych...
Chrześcijanie nie muszą się niczego bać. Nie jesteśmy sami. Mamy Ojca! Prawdziwego Ojca Świętego! Tego, do którego modlimy się: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”13. On i tylko On jest rozwiązaniem wszystkich naszych problemów.               
Olgierd Danielewicz

1 Zob. www.kanonizacja.diecezja.pl. 2 1 Tm 2,5. 3 Hbr 9,24. 4 Ap 5,8-9.13. 5 Hbr 7,26-27. 6 Hbr 9,11-12.15 — wyróżnienia tu i w następnych cytatach biblijnych pochodzą od autora. 7 Hbr 9,24-26. 8 Dz 14,11. 9 Dz 14,15. 10 Ap 22,9. 11 Iz 8,13. 12 1 P 1,16-15. 13 Mt 6,9.
Pismo Święte wielokrotnie podkreśla, że ofiara Pana Jezusa została złożona raz na zawsze i dlatego nie musi być ponawiana

Przesada
w wielbieniu
człowieka może zagrozić zbawieniu. Taki człowiek może nam niepostrzeżenie przesłonić Boga,
a to już bałwochwalstwo
Znaki Czasu kwiecień 2014 r. www.sklep.znakiczasu.pl


ŚWIĘTY CZYLI KTO

Świętość to nie przywilej nielicznych pośmiertnie wyróżnionych,
ale cel życia każdego wyznawcy Chrystusa
— realny do osiągnięcia
i konieczny do zbawienia.

Powszechnie wierzy się, że jeśli święci w ogóle istnieją, to jedynie w niebie. A jeśli
na ziemi, to jedynie jako pretendenci do świętości, uznawani za świętych pośmiertnie — jak polegli bohaterowie wojenni.

Święci tu i teraz

Tymczasem Biblia uczy o „świętych (...) którzy są na ziemi”1. Apostoł Paweł zwracał się do wyznawców Chrystusa w starożytnym Koryncie jako do „powołanych świętych”2.
Jednak ta świętość w wymiarze ludzkim nie może się równać ze świętością Boga. Jego świętość jest podniesiona jakby do trzeciej potęgi. Prorok Izajasz pisze o Nim: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów!”3. Potwierdza to autor Pierwszej Księgi Samuela w słowach: „Nikt nie jest tak święty, jak Pan (...). Nikt taką skałą jak nasz Bóg”4.
Mimo to wszyscy naśladowcy Chrystusa, którzy modlą się codziennie: „Przyjdź Królestwo twoje”5, są wezwani do prowadzenia świętego życia, do świętości. Apostoł Piotr w swoim Pierwszym Liście właśnie w kontekście powrotu Chrystusa i końca tego niesprawiedliwego świata pyta współwierzących: „Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności”6. I zaraz odpowiada słowami Pisma Świętego: „(...) napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”7. A więc jednak! Choć nie tak święci jak sam Bóg, to jednak święci. Oto powołanie chrześcijan! Jako wspólnoty i każdego z osobna. Kontynuując wątek świętości, apostoł Piotr zwraca się w dalszej części swego listu do wyznawców Chrystusa: „Jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do cudownej swojej światłości”8.
Ten stan świętości dzieci Bożych Biblia nazywa też uświęceniem — wskazując jednocześnie na pewną dynamikę tego stanu, będącego w istocie procesem dochodzenia do świętości. „Taka jest bowiem wola Boża: uświęcenie wasze”9 — pisze apostoł Paweł.
Tego stanu świętości czy uświęcenia nie należy rozumieć jako doskonałość — w sensie bezbłędności czy bezgrzeszności. Takim był na ziemi jedynie Jezus Chrystus10. Do wspomnianych już świętych z Koryntu apostoł Paweł pisał z wyrzutami, że brak im jednomyślności, że są między nimi rozłamy, kłótnie, zazdrość, a nawet przypadki niemoralności seksualnej11.
Widać wyraźnie, że jeśli nawet chrześcijanie byli nazywani świętymi, to nie działo to się ze względu na ich własną świętość, często daleką od doskonałości, ale czyjąś. Czyją? Odpowiedź daje List do Hebrajczyków w słowach o ofierze Chrystusa i jej związku z uświęceniem wierzących: „Dlatego i Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał poza bramą”12. „Mocą tej woli jesteśmy uświęceni przez ofiarowanie ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze”13.

Obrazy świętości

Świętość wierzących to, jak widać, z jednej strony coś im danego — nazywanego także usprawiedliwieniem albo sprawiedliwością Bożą, a z drugiej strony coś, do czego mają dążyć — do owego uświęcenia. Ta niczym niezasłużona Boża sprawiedliwość udzielona pokutującemu grzesznikowi pozwala od razu, niejako na wyrost, nazywać go świętym, choć w rzeczywistości może upłynąć jeszcze dużo czasu, zanim jego życie faktycznie dorośnie do poziomu oczekiwanego przez Boga.
Dla zilustrowania tej prawdy Pismo Święte używa wielu plastycznych obrazów, a jednym z najczęściej używanych jest symbolika szaty — brudna oznacza naszą grzeszność, a biała i czysta nie tyle bezgrzeszność, co przebaczenie grzechów, usprawiedliwienie, świętość. W Księdze Izajasza czytamy o obu takich szatach. Z jednej strony „wszyscy staliśmy się podobni do tego, co nieczyste, a wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona, wszyscy więdniemy jak liść, a nasze przewinienia porywają nas jak wiatr”, a z drugiej Bóg wzywa grzeszników: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować (...). Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna”14. W Ewangelii Łukasza przedstawiony jest obraz syna marnotrawnego, który zgrzeszył przeciwko niebu i własnemu ojcu, a uświadomiwszy sobie, czego się dopuścił, postanawia w skrusze powrócić do rodzinnego domu i przeprosić ojca. Jest to nie tylko obraz syna, ale i ojca, który czeka, wygląda go, wybiega mu naprzeciw, obejmuje, całuje, a gdy syn w łachmanach wyznaje mu swoje winy, każe od razu ubrać go w najlepszą szatę15. To cudowny obraz wyznania grzechów, przebaczenia i uznania grzesznika w oczach Bożych od razu za sprawiedliwego nie na mocy jego dobrych uczynków, których nie ma, ale na mocy dobrych uczynków samego bezgrzesznego Chrystusa. U apostoła Jana czytamy: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za
grzechy całego świata”
16.
Dlatego właśnie ów stan czystości, świętości, będący natychmiastowym efektem wyznania i przebaczenia grzechów, nazywany jest usprawiedliwieniem. „Usprawiedliwieni tedy z wiary pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa”17.
Ale świętość to również coś, do czego jesteśmy powołani, co mamy rozwijać w procesie uświęcenia. Dlatego czytamy w Księdze Apokalipsy: „Kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca”18.

Świętość
w działaniu

Świętość ma swój bardzo praktyczny wymiar. Jest nim obok stosunku do Jezusa Chrystusa również stosunek do prawa Bożego. „Tu się okaże wytrwanie świętych, którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa”19 — czytamy w Apokalipsie. Zależność między świętością a prawem Bożym jest oczywista. Pisał już o tym Mojżesz: „Pan ustanowi cię sobie jako lud święty, tak jak ci poprzysiągł, jeżeli będziesz przestrzegał przykazań Pana, Boga twego, i chodził jego drogami”20. Nowy Testament nawet samo prawo Boże nazywa i świętym, i sprawiedliwym, i dobrym21.
Dzieje biblijne, jak i poapostolska historia Kościoła pokazują, że pomimo takich cech i takiego przywiązania do prawa Bożego wierzącym nie było łatwo prowadzić uświęconego życia. Niejednokrotnie spotykali się z wrogością, nawet bardzo gwałtowną. „A gdy patrzyłem — czytamy w Księdze Daniela — wtedy ów róg prowadził wojnę ze Świętymi i przemógł ich (...) I będzie mówił zuchwałe słowa przeciwko Najwyższemu, będzie męczył Świętych Najwyższego (...) i zniszczy możnych i lud świętych”22. I bywało, że były to prześladowania ze strony tych, którzy uważali się za najprawdziwszych reprezentantów Boga na ziemi. Apostoł Paweł tak pisał o swoim postępowaniu, zanim stał się apostołem Chrystusa: „A gdy otrzymałem pełnomocnictwo od arcykapłanów, wtrąciłem do więzienia wielu świętych, kiedy zaś skazywano ich na śmierć, ja głosowałem za tym”23. Historia średniowieczna, a nawet jeszcze późniejsza jest pełna podobnych przykładów.
Dlatego Biblia nakazuje pomagać cierpiącym prześladowania świętym. Najprostszą formą pomocy jest modlitwa. Tyle że wbrew powszechnej wierze w „świętych obcowanie” w niebie — w rzekome wstawiennictwo zmarłych wierzących za żyjącymi — mamy modlić się nie do świętych w niebie, a za świętych — tych na ziemi. „W każdej modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i tak czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych”24 — pisze apostoł Paweł.
Tych wierzących, którzy zachowają wierność Bogu aż do końca, nawet mimo prześladowań, czeka w niebie nagroda — nieśmiertelność i miejsce w Królestwie Bożym. „Błogosławiony i święty ten, który ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu; nad nimi druga śmierć nie ma mocy, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa (...)”25. „I odbył się sąd i prawo zostało przyznane Świętym Najwyższego, i nadszedł czas, że Święci otrzymali królestwo. (...) Królestwo, władza i moc nad wszystkimi królestwami pod całym niebem będą przekazane ludowi Świętych Najwyższego”26.
Jeśli ktoś z czytających ten tekst chrześcijan, ograniczających swoje chrześcijaństwo jedynie do „chodzenia do kościoła” i uczestnictwa w pewnych „przepisanych” obrzędach religijnych, myśli, że cała ta świętość to nie na jego rozum i że on ma od tego „zawodowców”, czyli kapłanów, którzy mu to jakoś załatwią — to jest w błędzie, śmiertelnym. Osobiste uświęcenie każdego wierzącego jest tak ważne, że napisano nawet: „Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana”27.
A najlepszym testem osobistego uświęcenia — poza wspomnianą już miłością do Boga i Jego prawa — jest miłość do drugiego człowieka i do Słowa Bożego. Czytamy bowiem: „Skoro dusze wasze uświęciliście przez posłuszeństwo prawdzie ku nieobłudnej miłości bratniej, umiłujcie czystym sercem jedni drugich gorąco”28 oraz: „Poświęć ich w prawdzie twojej, słowo twoje jest prawdą”29.          
Andrzej Siciński

1 Ps 16,3. 2 1 Kor 1,1-2. 3 Iz 6,3. 4 1 Sm 2,2. 5 Mt 6,10. 6 2 P 3,11. 7 1 P 1,16. 8 1 P 2,9. 9 1 Tes 4,3. 10 Hbr 4,15. 11 Zob. 1 Kor 1,10-11; 3,3; 5,1-2. 12 Hbr 13,12. 13 Hbr 10,10. 14 Iz 64,6; 1,18. 15 Zob. Łk 15,11-32. 16 1 J 2,1-2. 17 Rz 5,1. 18 Ap 22,11. 19 Ap 14,12. 20 Pwt 28,9. 21 Rz 7,12. 22 Dn 7,21.25; 8,24. 23 Dz 26,10. 24 Ef 6,18. 25 Ap 20,6. 26 Dn 7,22.27. 27 Hbr 12,14. 28 1 P 1,22. 29 J 17,17
Znaki Czasu kwiecien 2014 r.  www.sklep.znakiczasu.pl


piątek, 18 kwietnia 2014

ZMARTWYCHSTANIE JEZUSA MIT CZY PRAWDA

Ateiści i agnostycy uważają zmartwychwstanie Chrystusa za mit. Chrześcijanie wierzą, że to absolutna prawda. Ale czy wiara wystarcza?Duchowe prawdy nie mają zazwyczaj sensu dla osób, w chrześcijańskim zrozumieniu, nieuduchowionych. Paweł powiedział, że ewangelia to „dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo, natomiast dla powołanych (...) jest mocą Bożą i mądrością Bożą”1.
Jeśli ktoś to wiedział, to z pewnością Paweł! To on pewnego razu rozmawiał o sprawach duchowych z ludźmi na rynku w Atenach. Grupa filozofów zaprosiła go na szczyt wzgórza zwany Areopagiem, gdzie uczeni ludzie tamtych czasów omawiali najnowsze idee. Gdy Paweł powiedział zebranym tam, że Jezus został wzbudzony z martwych, niektórzy „naśmiewali się”2.
Od tamtego czasu do dzisiaj sceptycy kpią z idei zmartwychwstania Jezusa. Nie mogę powiedzieć, że ich za to ganię. Z naukowego punktu widzenia idea powstania z martwych jest nonsensem. Naukowcy zaś są dziś w społeczeństwie „najwyższymi kapłanami” — jeśli nauka coś popiera, to ludzie to uznają, jeśli coś kwestionuje, to odrzucają to. Kropka. Koniec dyskusji.
Dla chrześcijan jednak to Biblia jest autorytatywnym źródłem prawdy. A Biblia mówi, że Chrystus rzeczywiście powstał z grobu. Reszta świata prawdopodobnie ujmuje to wydarzenie w tej samej kategorii co grecki mit o Atlasie dźwigającym ziemię na swych barkach. Ale przekonanie chrześcijan o zmartwychwstaniu Chrystusa ma o wiele głębsze implikacje niż starożytne mity greckie. Chrześcijanie przedstawiają szereg zdumiewających stwierdzeń, które stoją lub upadają wobec rzeczywistości powstania Chrystusa z martwych.
Wierzymy, że Jezus umarł na krzyżu, by zadośćuczynić wyrokowi śmierci, na jaki zasłużyli wszyscy kiedykolwiek żyjący ludzie. Wierzymy, że przez swe zmartwychwstanie Jezus złamał moc śmierci nad rodzajem ludzkim. Wierzymy, że Bóg planuje przywrócić świat do stanu, w jakim go stworzył — wolnego od cierpienia i śmierci. Wierzymy, że ten świat będzie dostępny dla wszystkich, którzy uwierzą w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa i pozwolą Bogu, by przywiódł ich serca i umysły do harmonii z Jego prawami i Jego wolą.
Zgodzę się, że wiara w zmartwychwstanie Chrystusa jest właśnie tylko tym — wiarą. Dla chrześcijanina w tym kryje się istota rzeczy — zbawienie jest z wiary. Nie próbujemy udowodnić zmartwychwstania Chrystusa według metod, których używa świat, aby potwierdzić, co jest prawdą. Tak czyniąc, wykroczylibyśmy poza wiarę. Dla nas wiara jest dowodem, jest drogą do życia wiecznego. Oddziel jedno od drugiego i nie zostaje nic.
Uważam jednak, że istnieje wiarygodna podstawa dla naszego chrześcijańskiego przekonania o zmartwychwstaniu Chrystusa, którą przyjmują nawet ludzie świeccy, a którą potwierdza autorytet Pisma. Mam na myśli historię.
Wątpię, czy jakiś współczesny uczony sprzeciwiłby się twierdzeniu, że człowiek imieniem Juliusz Cezar żył 2000 lat temu i rządził cesarstwem rzymskim. Nie ma jednak żadnego naukowca, który mógłby wymyślić jakiś test, żeby ten fakt udowodnić. Tak jak my wszyscy, naukowcy przyjmują życie Juliusza Cezara jako prawdę, ponieważ ludzie, którzy żyli w jego czasach, widzieli go, rozmawiali z nim, obserwowali go i zostawili nam spisane poświadczenie tego faktu. Przyjmujemy ich świadectwo za autorytatywną prawdę. Jest to historia.

Historia
zmartwychwstania

Zajmijmy się teraz zmartwychwstaniem Chrystusa. Jeśli Jezus wstał z martwych, powinien w ciągu dni i tygodni po swym ukrzyżowaniu być widziany jako żywa istota ludzka. I tak dokładnie było. Według zapisu biblijnego kobieta widziała Go w pobliżu Jego grobu wczesnym rankiem w niedzielę3. Dwóch uczniów twierdziło, że tego niedzielnego popołudnia szli z Nim drogą wiodącą do Emmaus4. Dziesięciu uczniów twierdziło, że widzieli Go tego samego wieczoru5. Jedenastu uczniów mówiło, że widzieli Go następnego tygodnia6. Szereg uczniów twierdziło, że tydzień później jedli z Jezusem rybę na śniadanie przy Morzu Galilejskim7. Paweł mówił, że przy innej okazji widziało Go więcej niż pięćset osób8. Na koniec ukazał się grupie swych uczniów tuż przed wniebowstąpieniem9.
Moglibyśmy twierdzić, że ci ludzie nie wiedzieli, o czym mówili, że mieli wizje albo sny — i określić opis biblijny jako mit. Taka jest konkluzja tych, którzy twierdzą, że zmartwychwstanie nie zgadza się z nauką. Jednak takie twierdzenie sprzeciwia się zapisanym sprawozdaniom osób, które Go widziały, słyszały i dotykały w ciągu czterdziestu dni po Jego zmartwychwstaniu. Łukasz twierdził nawet, że badał naocznych świadków, dokładnie sprawdzając wszystko od początku życia Jezusa, w tym Jego ukazywanie się na ziemi po zmartwychwstaniu10.
Dlaczego oświadczenia tych, którzy twierdzili, że widzieli Jezusa żywego po ukrzyżowaniu, nie mogą posiadać tej samej wartości historycznej co świadectwa tych, którzy widzieli, słyszeli i dotykali Juliusza Cezara?

Wróćmy do nauki

O, ale przecież — powiecie — nauka mówi nam, że zmartwychwstanie jest niemożliwe! Kilkaset lat temu ludzie wierzyli, że myszy tworzą się w brudnych szmatach, a robaki powstają ze zgniłych pokarmów. Koncepcję tę nazywano samorództwem. Dzisiaj naukowcy zgadzają się, że samorództwo jest niemożliwe. Jedynym sposobem na pojawienie się życia jest poprzednie życie. Mimo to współcześni naukowcy wymyślili wiele skomplikowanych eksperymentów po to, by udowodnić, że życie powstało na naszej planecie samorzutnie wskutek działania gazów i piorunów w jakimś prehistorycznym bajorze — takiej „pierwotnej zupie”. Przecież to nic innego tylko samorództwo!
Zachodzi tu przedziwna niekonsekwencja. Z jednej strony naukowcy mówią, że Jezus nie mógł zmartwychwstać, ponieważ nauka stwierdza, że zmartwychwstania są niemożliwe; a jednak przeprowadzają eksperymenty, żeby udowodnić, że miliony lat temu życie powstało na naszej planecie przez samorództwo — które wedle tej samej nauki jest niemożliwe. Na dodatek istnieją historyczne dowody popierające ideę zmartwychwstania Jezusa, podczas gdy idea powstania życia przez samorództwo z jakiejś „pierwotnej zupy” jest czystą spekulacją.
My, chrześcijanie, nie musimy zostawiać naszych mózgów przy drzwiach, gdy wchodzimy do kościoła. Mamy solidne dowody historyczne dla najbardziej zdumiewającego twierdzenia w całej Biblii — powstania Jezusa z martwych.

Z powrotem do wiary

Nie możemy jednak opierać naszego zaufania na historycznych dowodach zmartwychwstania Chrystusa do tego stopnia, że zapomnimy o wierze. Chociaż zmartwychwstanie Chrystusa można poprzeć niezbitymi dowodami historycznymi, powód Jego zmartwychwstania jest sprawą samej tylko wiary. Czy śmierć Chrystusa zapłaciła za nasze grzechy? Czy przez swe zmartwychwstanie złamał On moc śmierci? Czy ma zamiar przywrócić nas do idealnego świata, gdzie nie będzie zła, cierpienia ani śmierci? Na te pytania można odpowiedzieć tylko przez wiarę.        
Marvin Moore

1 1 Kor 1,23-24. 2 Dz 17,32. 3 Zob. J 20,11-18. 4 Zob. Łk 24,13-25. 5 Zob. J 20,19-23. 6 Zob. J 20,24-29. 7 Zob. Łk 24,36-49. 8 Zob.
1 Kor 15,6.
9 Zob. Dz 1,6-11. 10 Łk 1,1-3.

[Przedruk z „Signs of the Times” 4/2011]

 Znaki Czasu kwiecień 2014 r.  www.sklep.znakiczasu.pl