niedziela, 27 listopada 2016

POSŁUSZEŃSTWO -WOLNOŚĆ CZY NIEWOLA?

OFIARA MSZY ŚWIĘTEJ ??

Spędzanie czasu na mszy czyni z nas chrześcijan dokładnie tak samo, jak spędzanie czasu w garażu zmienia nas w samochód !
Ofiara mszy świętej ??
Msza stanowi najważniejszy ceremoniał kościoła rzymskiego. Oddziela on i odróżnia katolicyzm od pozostałych kościołów chrześcijańskich. Podczas mszy rzekomo zachodzi cud transsubstancjacji, według którego opłatek ma się zamieniać w prawdziwe ciało Jezusa, zaś wino w Jego prawdziwą krew. Zgodnie z teologią rzymską ceremoniał ten jest ponowieniem ofiary złożonej przez Chrystusa
„Gdyby ktoś powiedział, że msza święta nie jest prawdziwą i dosłowną ofiarą składaną Bogu (...) niech będzie przeklęty. Gdyby ktoś powiedział, że wypowiadając słowa „Czyńcie to na moją pamiątkę”, Chrystus nie uczynił apostołów kapłanami, i nie wyznaczył ich oraz innych kapłanów do ofiarowania Jego własnej krwi i ciała, niech będzie przeklęty." (Dogmatic Canons and Decrees, Rockford, Illinois: TAN, 1977, ss. 142-143)
Ja, Wojciech Didyk, zaprzeczam błędnym dogmatom papieskim i w imieniu mego Pana, Jezusa Chrystusa, zrzucam z siebie przekleństwa nałożone przez błądzących i omylnych przedstawicieli systemu papieskiego sprzeciwiającego się zdrowej nauce Bożego Słowa; Klątwy odstępczego systemu nie mają nade mną, jako wyznawcą Jezusa Chrystusa, mocy :D
Ostatnie słowa Jezusa na krzyżu brzmiały: „Wykonało się!" (J 19,30), ponieważ Jego ofiara zadośćuczyniła sprawiedliwości Bożej. Pismo Święte mówi o niej:
„Złożywszy RAZ NA ZAWSZE JEDNĄ OFIARĘ za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. JEDNĄ BOWIEM OFIARĄ udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęceni (...) gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam JUŻ WIĘCEJ NIE ZACHODZI POTRZEBA OFIARY ZA GRZECHY." (Hbr 10,12-14.18)
Papiestwo kwestionuje tę biblijną prawdę twierdząc, że ofiara ta ma być powtarzana podczas każdej mszy:
„Ilekroć msza jest celebrowana, tylekroć ofiara Chrystusa jest powtarzana. Nie oferuje się nowej ofiary, lecz przez Bożą moc jedna i ta sama ofiara jest powtarzana (...) W czasie mszy świętej Chrystus wciąż oferuje samego siebie Ojcu, tak jak to uczynił na krzyżu." (The New Saint Joseph Baltimore Catechism, New York: Catholic Book Publishing, 1969, t. 2, s. 171; zob. także Catechism of the Catholic Church, Liguori, Missouri: Liguori Publications, 1994, s. 344)
Biblia mówi, że Chrystus: „wszedł RAZ NA ZAWSZE do świątyni (...) z WŁASNĄ KRWIĄ SWOJĄ, DOKONAWSZY wiecznego odkupienia" (Hbr 9,11)
Sobór watykański II zaprzecza temu deklarując, że „W ofierze mszy (...) ciało, które wydane za nas i krew przelana na odpuszczenie grzechów są przez Kościół składane Bogu na rzecz zbawienia całego świata." (Vatican Council II: The Conciliar and Post Conciliar Documents, red. Austin Flannery, Northport, New York: Costello Publishing, 1988, t. 2, s. 36)
Nie wszyscy, nawet wśród katolików zdają sobie sprawę, że według nauk kościoła rzymskiego w czasie mszy ofiarowane jest prawdziwe ciało i prawdziwa krew Chrystusa, a nie jedynie jego mistyczny symbol. Uchwała soboru rzymsko-katolickiego w tej sprawie deklaruje to wyraźnie:
„Jeśliby ktoś zaprzeczył, że w sakramencie Eucharystii świętej zawiera się prawdziwe, rzeczywiste i materialne ciało i krew wraz z duszą i bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc w konsekwencji cały Chrystus, lecz powiedział, że Jezus jest w nim tylko, jako pamiątka, przenośnia lub symbol, niech będzie przeklęty." (Dogmatic Canons and Decrees, Rockford, Illinois: TAN, 1977, s. 81)
Koncept, że hostia to literalne ciało Chrystusa, a konsekrowane wino to prawdziwa krew Chrystusa, określa się mianem transsubstancjacji, czyli przeistoczenia. W chlebie i winie nie zachodzi jednak żadna zmiana, którą można byłoby zaobserwować czy stwierdzić empirycznie. Jej jedynym dowodem jest dogmat papiestwa w tej sprawie
Teorię tę rozwinął mnich Radbertus Paschasius (800-865), spotykając się ze sprzeciwem większości średniowiecznych teologów katolickich. Sobór laterański IV w 1215 roku uczynił tę teorię dogmatem. Zgodnie z nim kapłan może nakazać Bogu wcielić się w opłatek i wino. Kardynał Alphonsus Liguori tak to wyjaśnia w podręczniku dla duchownych katolickich:
„Dostojeństwo kapłana bierze się także stąd, że posiada on moc nad prawdziwym i mistycznym ciałem Jezusa Chrystusa.
W sprawie mocy, jaką kapłani sprawują nad prawdziwym ciałem Jezusa Chrystusa, naucza się, że gdy wygłoszą słowa konsekracji, Wcielone Słowo jest zobowiązane posłusznie przyjść do ich rąk w postaci sakramentu (...)
Sam Bóg posłuszny wypowiedzianym przez kapłanów słowom - HOC EST CORPUS MEUM (To Jest Ciało Moje) - zstępuje na ołtarz, przychodzi gdzie go zawołają, ilekroć go zawołają, oddając się w ich ręce, choćby byli jego nieprzyjaciółmi. Gdy już przyjdzie, pozostaje całkowicie w ich gestii; przesuwają Go z miejsca na miejsce jak im się podoba, mogą też, jeśli sobie życzą, zamknąć Go w tabernakulum, zostawić na ołtarzu lub usunąć na zewnątrz kościoła, mogą też, jeśli tak postanowią, spożyć Jego ciało lub podać innym jako pokarm (...)
W ten sposób kapłan może być nazwany stworzycielem swego Stwórcy, gdyż wypowiadając słowa konsekracji, stwarza on jakby Jezusa w sakramencie, dając mu w nim życie, a także oferuje Go jako ofiarę wiecznemu Ojcu (...) wystarczy, że kapłan powie, „Hoc est corpus meum," i oto chleb przestaje być chlebem, ale staje się ciałem Jezusa Chrystusa. Dlatego św. Bernard ze Sienny mówi: „Moc kapłana jest mocą boskiej osoby, gdyż transsubstancjacja chleba wymaga tyle samo mocy, ile stworzenie świata." (Alphonsus de Liguori, Dignity and Duties of the Priest, Brooklyn: Redemptorist Fathers, 1927, ss. 26-27, 32)
W związku z tym w komunii świętej nie może wziąć udziału nikt, kto nie wierzy w obecność literalnego ciała Chrystusa w hostii i Jego prawdziwej krwi w winie. Dla uniknięcia pomyłki, kapłan podający opłatek wypowiada słowa: „Ciało Chrystusa", z którymi przyjmujący musi się zgodzić, odpowiadając „Amen", czyli „Tak jest"
Opłatkowi należy się według nauczania kościoła rzymskiego ten sam kult i nabożeństwo (łac. latria), jaką otrzymuje sam Bóg. Parafianie okazują opłatkowi w tabernaculum cześć (wierząc, że to sam Chrystus), żegnając się, gdy przechodzą obok kościoła czy wchodząc do jego wnętrza, a także na widok hostii obnoszonej w procesji np. w „Boże Ciało"
Taki kult jest jednak bałwochwalstwem, gdyż Bóg zakazał oddawania czci komukolwiek i czemukolwiek poza Nim samym (zob. 2 Mojż 20,4-6). Sugeruje to, że nadprzyrodzone zjawiska, które rzekomo towarzyszą niektórym osobom przy spożyciu hostii mogą mieć demoniczne źródło, tym bardziej, że wiele z nich (np. lewitacja) ma okultystyczne korzenie
Jezus nie mieszka w opłatku, ani w budynkach, lecz w sercach tych, którzy poddają swe życie Jego prowadzeniu (por. 1 Kor 6.19; Mt 18,20). Pismo Święte mówi, że „Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował" (Dz 17,24-25)
Proroctwa biblijne zawierają zapowiedź religijno-politycznej instytucji, która w okresie ciemnego średniowiecza uzurpować będzie dla siebie boskie atrybuty, zmieniając złożoną przez Chrystusa „raz na zawsze" ofiarę na swe codzienne ofiary, a Jego arcykapłańską służbę na pośrednictwo kapłanów i świętych:
„Wielkością swoją sięgał aż do wojska niebieskiego i strącił na ziemię niektórych z wojska i z gwiazd, i podeptał ich. Wmówił w siebie potęgę, jaką ma książę wojsk, tak iż ODJĘTA MU ZOSTAŁA STAŁA CODZIENNA OFIARA i zostało ZBEZCZESZCZONE MIEJSCE JEGO ŚWIĄTYNI. Na CODZIENNEJ OFIERZE DOPUSZCZONO SIĘ PRZESTĘPSTWA; PRAWDA ZOSTAŁA POWALONA NA ZIEMIĘ, a cokolwiek czynił, to mu się udawało." (Dn 8,10-12)
Kiedy Jezus wziął w ręce chleb i wino, mówiąc, że to Jego ciało i krew, nie mógł mieć na myśli swego literalnego ciała i krwi, jak twierdzi kościół rzymski, gdyż stał wówczas między uczniami cały i żywy, spożywając sok winogronowy i chleb. Apostołowie nie mogliby spożyć niczego z krwią, ponieważ Bóg zakazał spożywania krwi (zob. 5 Mojż 12,23; Dz 15,29)
Nie chodziło o spożycie prawdziwego ciała i krwi Jezusa, lecz o symbol, na który wskazywał sok winny oraz niekwaszony chleb. W takim samym sensie, w jakim Chrystus nazwany jest w Ewangeliach „chlebem" i „winem", nazwany jest też „drzwiami" (J 10,7), „skałą" (1 Kor 10,4) czy „krzewem winnym" (J 15,1), a jednak terminów tych nikt nie rozumie dosłownie
Apostołowie mieli rozumieć Wieczerzę Pańską (Komunię), jako pamiątkę śmierci Chrystusa, a nie literalną ofiarę, gdyż sam Jezus powiedział: „Czyńcie to na moją pamiątkę" (Łk 22,19). Chleb i sok gronowy reprezentowały Jego przebite ciało i przelaną krew. Spożywanie chleba i soku gronowego ma przypominać nam podczas spożywania komunii o największym uczynku miłości w dziejach świata
Natomiast dogmat o transsubstancjacji (przemienieniu), według którego konieczne jest ciągłe ofiarowanie prawdziwego ciała i krwi Chrystusa ma pogańskie korzenie i dewastujące reperkusje, gdyż podważa i zaprzecza temu, co na krzyżu osiągnęła dla nas śmierć Jezusa Chrystusa, który „złożywszy RAZ NA ZAWSZE JEDNĄ OFIARĘ za grzechy, zasiadł po prawicy Boga" (Hbr 10,12)
Zobacz więcej reakc
Autor Wojciech Didyk

Komentar








sobota, 5 listopada 2016

NIETYPOWY BOCHATER

4 listopada do kin trafił najnowszy film Mela Gibsona „Przełęcz ocalonych”. Opowieść o szeregowcu, który odmawia noszenia broni i samotnie ratuje 75 żołnierzy wydaje się nieprawdopodobna. Ale zdarzyła się naprawdę. Oto prawdziwa historia jej bohatera, Desmonda Dossa.
dd1Desmond Doss 1 kwietnia 1942 roku dołączył do Armii Stanów Zjednoczonych. Nie spodziewał się wtedy, że trzy i pół roku później stanie na dziedzińcu Białego Domu i otrzyma najwyższe odznaczenie swojego kraju. Z 16 mln żołnierzy walczących podczas II wojny światowej, tylko 441 otrzymało Medal Honoru. Jeden z nich znalazł się na szyi młodego adwentysty dnia siódmego, który w czasie całej swojej służby nie tylko nie zabił ani jednego człowieka, ale też odmówił noszenia broni, pracy w sobotę oraz spożywania posiłków niewegetariańskich.
Dokładnie 71 lat temu, 12 października 1945 roku, prezydent Harry Truman serdecznie ściskał dłoń Desmonda Dossa. Powiedział mu wtedy: „Naprawdę na to zasługujesz. Uważam, że wręczenie ci Medalu Honoru jest większym zaszczytem, niż bycie prezydentem”. Co doprowadziło młodego, szczupłego Amerykanina do Białego Domu?
Sumienie nie pozwala
Gdy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, Doss pracował w stoczni marynarki wojennej. Od swojego przełożonego dostał propozycję odroczenia służby wojskowej. – Chciał jednak ryzykować swoje życie na linii frontu, aby obronić pokój – opowiada dr Charles Knapp, prezes Desmond Doss Council, instytucji dbającej o dziedzictwo żołnierza. – Pragnął zostać sanitariuszem i spodziewał się, że jego status obdżektora uchroni go od noszenia broni – dodaje. Do armii wstąpił jako ochotnik.
Obdżektor (ang. conscientious objector) to osoba odmawiająca odbycia obowiązkowej służby wojskowej z powodów religijnych, moralnych lub etycznych. Mimo tego statusu przyznanego Dossowi przez rząd USA, podczas szkolenia wojskowego wielu żołnierzy nie akceptowało jego decyzji. Spotkał się z napiętnowaniem. W swoim baraku usłyszał: „Doss, jak tylko pójdziemy na wojnę, sam dopilnuję, byś nie wrócił z niej żywy”. Dowódcy również chcieli się go pozbyć z armii. Zastraszali go, obrażali, przydzielali dodatkowe ciężkie prace i wmawiali mu chorobę psychiczną. W końcu postawili go przed sądem polowym za niewykonanie rozkazu noszenia broni. Nie zdołali jednak wydalić szeregowca z armii. Jak mówi dr Knapp, który osobiście poznał Dossa: – Wierzył w to, że jego obowiązkiem było posłuszeństwo wobec Boga oraz służba swojemu krajowi – właśnie w takiej kolejności. Niezachwiane przekonania były dla niego najważniejsze – wspomina.
Dzieciństwo
fot. Desmond Doss Council
fot. Desmond Doss Council
Desmond został wychowany w religijnej rodzinie w Lynchburgu (stan Wirginia). Należał do chrześcijańskiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, który swoje zasady opiera w całości na Piśmie Świętym. Wiernie stosował je w swoim życiu – w tym odróżniającą od większości religii naukę o święceniu soboty jako siódmego dnia tygodnia (stąd nazwa Kościoła). Właśnie w soboty uczęszczał do Kościoła i wstrzymywał się od wszelkiej pracy – lata później o to samo poprosił w wojsku.
Ojciec Desmonda (który nie był wówczas członkiem Kościoła) zakupił na aukcji duży obraz przedstawiający Dekalog w formie kolorowych ilustracji. Obok słów: „Nie zabijaj” narysowany był Kain, stojący nad ciałem swego martwego brata Abla, którego zamordował. Patrząc na ten obraz Desmond przyrzekł sobie, że nigdy nie odbierze nikomu życia. – Nasz Kościół nie zakazuje wykonywania konkretnych zawodów ani tym bardziej nie zniechęca do służenia swojemu krajowi. Jednak ponieważ Jezus Chrystus przyszedł na świat nie po to, by niszczyć ludzkie życie, ale aby je ratować, zachęcamy do nieangażowania się w bezpośrednią walkę – tłumaczy Jarosław Dzięgielewski, przewodniczący Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Polsce.
Młody Doss marzył o tym, aby w przyszłości pomagać ludziom. Nie miał jednak ani sprecyzowanych planów, ani pieniędzy na studia. Pracował fizycznie najpierw w swoim mieście, potem w największej stoczni w tamtej części USA. Swoją przyszłą żonę poznał w specyficznych okolicznościach: sprzedawała religijną gazetę w jego miasteczku. Kilka dni później spotkał ją w kościele i zaprosił na rodzinny obiad.
Ślub z Dorothy wziął już podczas swojej służby w wojsku, kiedy udał się na przepustkę.
Służba wojskowa
fot. Desmond Doss Council
fot. Desmond Doss Council
Choć film „Przełęcz ocalonych” przedstawia tylko jedną walkę z udziałem Dossa, w rzeczywistości podczas II wojny światowej służył na wyspach Guam, Leyte i Okinawa. Podczas każdej z tych wojskowych operacji wykazywał się nadzwyczajnym oddaniem dla swoich towarzyszy walki. W maju 1945 roku, gdy niemiecki Wehrmacht poddawał się, na drugim końcu świata japońskie wojska zaciekle broniły ostatnich punktów, w tym Skarpy Meada. Oddział Desmonda raz po raz próbował zdobyć tę skalną ścianę, którą żołnierze nazywali Hacksaw Ridge. Po tym, jak kompania zabezpieczyła szczyt urwiska, została zaskoczona gwałtownym kontratakiem sił japońskich. Oficerowie zarządzili natychmiastowy odwrót. Wszyscy żołnierze momentalnie ruszyli w stronę stromego urwiska, aby ratować swoje życie. Wszyscy oprócz szeregowca Desmonda Dossa. Właśnie ta historia zobrazowana została przez Mela Gibsona. W sobotę 5 maja 1945 roku Doss samotnie uratował przynajmniej 75 ludzi, przenosząc ich do skraju skarpy, a stamtąd spuszczając na prowizorycznych noszach wykonanych z liny. –Właśnie o takiej postawie czytał w swojej Biblii, ofiarowanej mu przed wojną przez żonę Dorothy: po pierwsze pomagać. Nawet w niesprzyjających okolicznościach, nawet w swoje święto. Doss ratował nie tylko kolegów ze swojej kompanii – opatrzył też kilku Japończyków! – opowiada Dzięgielewski z Kościoła adwentystycznego.
Kilka dni później, podczas nieudanego nocnego natarcia, Desmond został kilkukrotnie ranny. Ukrywając się wraz z dwoma strzelcami w leju po wybuchu, pod jego stopami wylądował japoński granat. Eksplozja odrzuciła go, a odłamek granatu wbił się w jego nogę i biodro. Desmond opatrzył swoje rany. Podczas próby oddalenia się na bezpieczną odległość został postrzelony w ramię przez snajpera. To był koniec dzielnej służby medyka. Nim jednak został zniesiony z pola walki nalegał, aby w pierwszej kolejności użyto jego noszy do pomocy innemu rannemu.
Choroba i śmierć
fot. Desmond Doss Council
fot. Desmond Doss Council
Przed zwolnieniem ze służby w 1946 roku u Desmonda rozwinęła się gruźlica, przez którą następne sześć lat musiał spędzać w szpitalach. Zimne, wilgotne i bezsenne noce oraz brodzenie w zabłoconych okopach na wyspach Pacyfiku zebrały w końcu swoje żniwo. W miarę postępowania choroby okazało się, że jego lewe płuco musiało zostać operacyjnie usunięte razem z pięcioma żebrami. Przez całe swoje późniejsze życie radził sobie z jednym płucem. W końcu i ono zawiodło. W wieku 87 lat, 23 marca 2006 roku, Desmond Doss zmarł po hospitalizacji na skutek problemów z oddychaniem. Został pochowany na Cmentarzu Narodowym w Chattanooga (Stan Tennessee).
Dorothy, chorująca na raka żona Dossa (ta, która wręczyła mu Biblię), zmarła w wypadku samochodowym spowodowanym przez Desmonda w 1991 roku. Jego druga żona, Frances M. Doss, opisała historię nietypowego bohatera wojennego w książce „Szeregowiec Doss” (w Polsce wydana w 2016 roku przez Wydawnictwo Znaki Czasu).

OPRAC. DANIEL KLUSKA/AAI