poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Promieniowanie Nad Golgotą

Promieniowanie nad Golgotą
Był 21 maja 1946 roku. W Los Alamos młody, odważny naukowiec wykonywał ostatnie przygotowania do próby atomowej w wodach atolu Bikini na Południowym Pacyfiku. Ale coś poszło nie tak.

Louis Slotin skutecznie przeprowadził już wcześniej wiele takich prób. Starając się określić graniczną ilość uranu U235, niezbędną do zainicjowania reakcji łańcuchowej — masę krytyczną — łączył ze sobą dwie półkule wykonane z uranu. Gdy obserwował, że reakcja łańcuchowa jest inicjowana, szybko rozdzielał połówki przy pomocy dużego śrubokręta, dzięki czemu reakcja była w porę przerywana. Jednak tego dnia, gdy nastąpił krytyczny moment, młody naukowiec upuścił śrubokręt! Półkule zbliżyły się niebezpiecznie do siebie, zalewając pomieszczenie oślepiającym niebieskawym światłem. Louis Slotin, zamiast uciekać i ratować się, rozdzielił części uranu gołymi rękami, przerywając reakcję łańcuchową!
W ten sposób bohatersko uratował siedem innych osób pracujących w pomieszczeniu. Natychmiast zdał sobie sprawę, że uległ napromieniowaniu. Nie stracił jednak panowania nad sobą, lecz krzyknął do kolegów, by nie ruszali się z miejsc. Szybko naszkicował na tablicy ich pozycje, dzięki czemu lekarze mogli określić, w jakim stopniu zostali napromieniowani. Potem, czekając na karetkę pogotowia na poboczu drogi z Alem Gravesem, który także odebrał sporą dawkę promieniowania, Slotin powiedział: „Wyjdziesz z tego. Ja nie mam szans”.
Niestety, była to prawda. Dziewięć dni później umarł w męczarniach.
Reakcja łańcuchowa
Przed dwoma tysiącami lat Syn Boga żywego wkroczył wprost w centrum promieniowania grzechu, wziął na siebie jego przekleństwo i pozwolił, by dotknęły Go wszystkie jego konsekwencje. Nagromadzone winy ludzkości zostały złożone na Nim, gdy udawał się na Golgotę. Ten, który stworzył wszechświat z całą jego potęgą i pięknem, pozwolił się przybić brudnymi, potwornymi gwoździami do grubo ciosanego drewna. Wydał swą duszę na niepojętą mękę, której nieodkryta głębia zawarta jest w słowie Golgota. Tym bohaterskim czynem przerwał reakcję łańcuchową. Przełamał moc grzechu.
Paradoksalnie prawdziwe były szydercze słowa tych, którzy z szatańską satysfakcją przyglądali się Jego konaniu: „Innych ratował, a siebie samego ratować nie może”1.
Trudno byłoby trafniej wyrazić prawdę. Aby przerwać łańcuchową reakcję grzechu, położyć kres jego śmiercionośnemu promieniowaniu, musiał wydać siebie na mękę i śmierć. Nie mógł ratować innych i jednocześnie siebie. Niejako powiedział wszystkim ludziom: „Wyjdziecie z tego. Ja nie mam szans”.
Czy to możliwe, że Bóg wszechświata, w kolejnej próbie dopomożenia naszym ograniczonym, niedoskonałym umysłom w głębszym pojęciu znaczenia Golgoty, pozwolił nam igrać z siłami natury, abyśmy poznali słowa mogące wyjaśnić dramatyzm grzechu i zbawienia? Czy dał nam mocniejsze słowa i pojęcia, abyśmy lepiej zrozumieli ohydę i moc grzechu oraz Boży plan ratunku?
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak niebezpieczny i tragiczny w skutkach jest grzech? Grzech — ten tajemniczy intruz we wszechświecie, ten bunt przeciwko Bogu, tak trudny do wykorzenienia! Nie zawsze jest widoczny, dotykalny, odczuwalny. Nawet Bóg nie może go nam do końca wyjaśnić, bo ani ludzie, ani aniołowie nie posiadają dostatecznej zdolności pojmowania, by zrozumieć. Bóg mógł jedynie pozwolić, by wszechświat ujrzał skutki grzechu i przez nie zrozumiał jego potworność.
Przyjrzyj się dziejom zła. Czasami grzech wydaje się nam nieszkodliwy. Ale gdziekolwiek jego promieniowanie skaziło ludzi, tam pojawiały się rozkład i śmierć. Grzech tak dogłębnie skaził naszą naturę, iż o własnych siłach nie jesteśmy w stanie się od niego uwolnić, nawet gdybyśmy zdobyli się na największą determinację.
Nazwij go, jak chcesz. Każdy człowiek jest bezradny wobec niego. Bezradny — gdyby nie bohaterski czyn Syna Bożego, który dotknął śmierci za każdego z nas!
Gdy spisywane były święte karty Biblii, słowa odliczanie, punkt zerowy i promieniowanie nie były znane. Jednak przez wieki trwało największe odliczanie w dziejach. Zwróć uwagę na nowe znaczenie tych słów apostoła Pawła: „Kiedy nadeszła [z dawna określona] pełnia czasu, posłał Bóg Syna swego (...) po to, aby uwolnił tych wszystkich, którzy podlegali Prawu”2.
Odliczanie wieków
Bóg miał powód, by posłać swego Syna na świat właśnie w tym określonym czasie. Był to jeden z najczarniejszych momentów w dziejach świata. Był to najmroczniejszy okres w dziejach ludzkości. Nagromadzony grzech minionych wieków ciążył nad światem. Grzech stał się dziedziną wiedzy, a z występku uczyniono religię.
W takim czasie Syn Boży przyszedł niepostrzeżenie na świat w betlejemskiej stajni. Wzrastał jak niewinna lilia na wysypisku rozpusty i nikczemności, z których słynęło miasteczko Nazaret. W wieku 12 lat zaskakiwał uczonych swoją mądrością i pojmowaniem. Całą swoją młodość spędził w ciesielskim warsztacie, który opuścił w wieku 30 lat, by odważnie wystąpić jako Mesjasz, Syn Boży.
Właśnie to twierdzenie i nienaganność Jego charakteru budziły obłąkańczą zawiść wrogów, którzy knuli, by Go uśmiercić. Jednak raz po raz czytamy, że uchodził nietknięty z rąk prześladowców, gdyż „Jego godzina jeszcze nie nadeszła”. Aż do tej godziny był bezpieczny. Jego wrogowie nie zdawali sobie sprawy, że trwa odliczanie wieków, a proroczy zegar nie ugnie się ani na chwilę ich woli.
Wreszcie po trzech latach pełnej miłości i mocy służby Jezus oświadczył: „Nadeszła godzina”3. Nikczemni ludzie zaplanowali najstraszniejszą zbrodnię popełnioną przez ludzkość. Jednak tym razem Bóg nie stanął na przeszkodzie ich złowrogim zamiarom.
Przyjrzyj się biegowi zdarzeń począwszy od Getsemane. Przyjrzyj się uważnie, gdyż właśnie w Getsemane zaczęła się rozgrywać decydująca bitwa wieczności. A skutki tej bitwy dotyczą żywo także ciebie i mnie!
Getsemane! Przez lata nawykłem myśleć o tamtych wydarzeniach przez pryzmat wybitnego dzieła Ellen G. White zatytułowanego Życie Jezusa, tak iż nie potrafię opisać scen, które rozegrały się wówczas w ogrodzie oliwnym, nie nawiązując do słów tej książki. Autorka przedstawiła owe sceny z wnikliwością i głębią naocznego świadka. Prześledź je wraz ze mną. Pamiętaj, że nie było to przedstawienie, ale realna walka największych sił we wszechświecie.
Mógł nie wytrwać
Gdy Jezus wraz z uczniami przechodził przez bramę miejską i szedł wzdłuż potoku Cedron, dziwnie milczał. Miał za sobą wiele bezsennych nocy spędzonych na modlitwie, ale ta była inna niż wszystkie poprzednie. Gdy wszedł do ogrodu, straszliwy ciężar win świata zaczął przygniatać Jego duszę. Jezus zaczynał kosztować śmierci za każdego grzesznika.
Poprosił uczniów, by zostawili go samego, ale odszedł zaledwie kilkadziesiąt kroków i upadł twarzą do ziemi, jak przygnieciony niewidzialnym brzemieniem. Wszystkie siły piekła uderzyły w Niego, gdy w Jego duszy rozgorzała straszliwa walka. Wróg Boga uznał, że albo zwycięży teraz — w godzinie największej słabości Zbawiciela — albo przegra na wieki.
Ojciec ukrył swą obecność przed Jezusem. Chrystus musiał sam dźwigać winy upadłej ludzkości. Między Bogiem a grzechem istnieje ogromna przepaść, więc straszliwe osamotnienie z ogromną siłą ścisnęło serce Syna Bożego. Czy wytrzyma tę próbę? Czy nie ugnie się, nie złamie pod tym niepojętym ciężarem? Czy przebrnie przez ocean śmierci, by przynieść ratunek ludzkości?
Nie zapominaj, że Jezus mógł nie wytrwać! Jego człowieczeństwo wzdragało się z całych sił przed cierpieniem. Los ludzkości ważył się na szali. Nadszedł decydujący moment! Czy Jezus zrezygnuje z dalszej walki, otrze krwawy pot z czoła i pozostawi winowajców skazanych na zagładę, by sami ponieśli swój los? Przecież mógł tak postąpić!
Zaledwie kilka godzin wcześniej Jezus był jak potężny cedr na szczytach gór Libanu opierający się najwścieklejszym burzom, które nie były w stanie Go poruszyć. Teraz jednak był jak trzcina smagana nienawistnym wichrem. W swej męce przylgnął do chłodnej, zroszonej ziemi, jakby chciał znaleźć oparcie w swym osamotnieniu, poczuciu odrzucenia przez Ojca.
Ciężkie krople rosy z drzew oliwnych spadały na jego ciało rozciągnięte na ziemi, jakby przyroda płakała nad swoim Stwórcą zmagającym się samotnie z siłami ciemności. Ale On nie zważał na to, co działo się dookoła. Z Jego pobladłych ust wydobywał się jęk: „Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie”. Ale nawet w tej chwili agonii ducha dodawał: „Wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty”4. Trzykrotnie wzdragał się, zanim podjął ostateczną decyzję. Miał przed oczami dzieje upadłej ludzkości. Wiedział, że pozostawieni sobie przestępcy prawa Bożego będą musieli umrzeć wieczną śmiercią.
Czy nie było sposobu, by ominąć Golgotę? Nie — jeśli ludzkość miała zostać zbawiona. Grzech rzucił wyzwanie prawu Bożemu. Od trwałości tego prawa zależy istnienie wszechświata. Grzech nie może więc być tolerowany ani ignorowany. Tak więc Jezus nie mógł inaczej ocalić grzeszników, jak tylko biorąc śmiertelne przekleństwo grzechu na siebie.
Decyzja powzięta w wieczności pozostała niezmieniona! Jezus uratuje ludzkość bez względu na to, ile będzie Go to kosztować. Gołymi rękami chwycił przekleństwo grzechu i rozdarł je na pół, przełamując jego śmiercionośną moc. Te ręce będą na wieki nosić ślady owego bohaterskiego czynu. Miliony będą zawdzięczać Mu swoje wieczne życie.
Gdy Zbawiciel podjął ostateczną decyzję i zwycięsko przeszedł przez to pierwsze starcie, potężny niebiański anioł został posłany, by wzmocnić Go przed dalszą walką. Ale los bitwy był już przesądzony — bitwy, w której tylko Syn Boży był w stanie walczyć i zwyciężyć. Nikczemny proces nie był w stanie wytrącić Go z równowagi! Decyzja zapadła. Zbawi ludzkość bez względu na cenę. Ale w tamtej chwili nikt z ludzi nie miał o tym pojęcia.
Masa krytyczna
Jakże niewiele rozumieli świadkowie tych zdarzeń! Jak nikłe mieli pojęcie o tym, co dokonało się tamtej nocy. Prześladowcy byli zadowoleni z siebie, doprowadzając do osądzenia Jezusa przed Piłatem, nie wiedząc, że kilka godzin wcześniej to On odbył sąd nad nimi i bez względu na wszystko postanowił ich zbawić.
Piłat wydawał się wyczuwać, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Nawet jego przytępione sumienie mówiło mu: „Żadnej winy w tym człowieku nie znajduję”5.
„Żadnej winy”. Kuszony, nękany, znieważany — wystawiony na największe promieniowanie grzechu — ale nieskażony. „Żadnej winy w tym człowieku”. A jednak skazany na ubiczowanie i śmierć na krzyżu.
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej niewiarygodne wydaje mi się to, czego ludzie dopuścili się tamtego dnia. Nie sposób pojąć, jak przywódcy i nauczyciele wybranego narodu mogli się stać narzędziem największej zbrodni w dziejach świata.
Gdy promieniowanie grzechu stawało się coraz głębsze i silniejsze, dziwne towarzystwo zgromadziło się za murami miasta. Byli tam rabini, którzy znienawidzili nauczyciela z Galilei. Byli tam kapłani, którzy zapłacili za Niego cenę niewolnika6. Był tam nieokrzesany tłum wrzeszczący: „Ukrzyżuj Go!”. Byli tam zbrodniarze ukrzyżowani wraz z Jezusem. I siebie też możemy zobaczyć w tłumie na Golgocie. Ty i ja też tam byliśmy!
Grzech staje się bardzo realny, gdy widzimy, co zrobił z Synem Bożym. Wyobraź sobie tę scenę, na ile potrafisz. Tłum ludzi przyglądających się z bezmyślną ciekawością. Zbawiciel rozebrany do naga zostaje przybity do krzyża, po czym oprawcy podnoszą narzędzie tortur wraz z ciałem przytwierdzonym gwoździami i wsuwają w przygotowany otwór w podłożu, tak iż krzyż głucho uderza o dno otworu, ciało zawisa na gwoździach, a potworny ból w przebitych rękach i stopach Jezusa staje się rozdzierający nie do opisania. Ale to nie koniec!
W tłumie rozlega się szyderczy, sarkastyczny okrzyk: „Ratuj się! Ratuj się, jeśli potrafisz!”7.
Czy w swej ślepocie ludzie widzieli tylko umierającego człowieka i byli w stanie wmówić sobie, że przejdą nad tym do porządku? Jezus modlił się: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”8. Ludzie nie wiedzieli, choć mogli wiedzieć. Widzieli ciemność, która spowiła szczyt wzgórza i powinni byli się zastanowić, co może oznaczać ten znak. Jednak nie mieli pojęcia, że Jezus dla ich zbawienia zaznał ciemności odłączenia od Ojca.
Widzieli tylko bezradnego człowieka i szydzili: „Ratuj siebie!”. Ale dzięki Bogu znalazł się przynajmniej jeden wyjątek od tej powszechnej ślepoty. Ponad zgiełkiem szyderców odezwał się głos złoczyńcy: „Ratuj mnie!”. Nic dziwnego, że Zbawiciel, choć cierpiący niewysłowioną mękę, podniósł głowę i spojrzał w kierunku, skąd dobiegło to wołanie! Oto przynajmniej jeden wydawał się rozumieć.
Przez wieki lud Boży przyprowadzał niewinne baranki do świątyni i zabijał je jako zapowiedź pojednawczej ofiary Baranka Bożego, który miał przyjść. I oto przyszedł. Odliczanie wieków doszło do punktu zerowego. Ale tylko umierający złoczyńca zrozumiał tę prawdę. Zrozumiał pomimo bólu, nędzy, hańby. Ujrzał w umierającym Zbawicielu tego, który przyjdzie powtórnie na ziemię w chwale, by ustanowić swoje wieczne królestwo. Ujrzał nie skazańca, ale pojednawczą ofiarę. I zawołał: „Ratuj mnie!”.
Oto sedno sprawy. Czy Jezus był tylko dobrym człowiekiem, umierającym jako niewinna ofiara nikczemników, czy też był wcielonym Bogiem płacącym cenę za upadłą ludzkość?
Nigdy o tym nie zapominaj! Jeśli był On jedynie człowiekiem, to mamy do czynienia z paskudnym morderstwem. Jednak jeśli jest On Bogiem, to znaczy, że złożył raz na zawsze pojednawczą ofiarę. Jeśli był tylko człowiekiem, to był męczennikiem. Jeśli jest Bogiem, to jest Zbawicielem ludzkości.
Grzech ze swoim śmiertelnym promieniowaniem prowadzi do śmierci. Śmierć jest jego nieuchronnym skutkiem. Śmierć jest weń wpisana nieodwołalnie. Cała ludzkość została napromieniowana przez grzech i żaden grzeszny śmiertelnik nie jest w stanie nic z tym zrobić. Żaden męczennik nie może dokonać pojednania. Potrzebna była prawdziwa, skuteczna ofiara.
I oto „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”9.
Oto jest rozwiązanie! Grzech narastał w swej intensywności, aż przekroczył masę krytyczną na Golgocie. Ale Syn Boży rzucił się własnym ciałem w furię reakcji łańcuchowej i przerwał jej niszczycielską moc, by uratować ciebie i mnie!
Dzięki niech będą Bogu! Gdy to rozumiem — zgodnie z prawdą, jako dar Boży dla kogoś tak niegodnego jak ja — moje pyszne, twarde serce łamie się, łagodnieje, a moja niespokojna natura ucisza się. A gdy słyszę Jego słowa: „Ojcze, odpuść im”, wiem, że miał na myśli mnie! I ciebie też!
George E. Vandeman
[Artykuł pochodzi z książki G.E. Vandemana pt. Zbuntowana planeta. Śródtytuły pochodzą od redakcji]. 1 Mt 27,42.
2 Ga 4,4-5 Biblia Romaniuka.
3 J 17,1.
4 Mt 26,39.
5 Łk 23,4.
6 30 srebrników.
7 Zob. Łk 23,35.
8 Łk 23,34.  9 J 3,16
 
Wydawnictwo "Znaki Czasu" www.znakiczasu.pl    
ul. Foksal 8
00-366  Warszawa
+48 22 331 98 00 ; + 48 608 017 625
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz