Drugi rozdział książki A.W.Tozera nosi znamienny tytuł "Błędy w myśleniu". Po przeczytaniu go muszę przyznać, że autor ma niesamowicie dużo racji i wyciąga właściwe wnioski. Zarówno książka jak i jej autor zostali dobrze przedstawieni w tym opisie, którego autora niestety nie znam:
Aiden Wilson Tozer (1897 - 1963) dostrzega niebezpieczne i bolesne zjawisko sekularyzacji życia duchowego w środowiskach ewangelicznych, polegające na przesuwaniu punktu ciężkości ze sfery duchowej w sferę intelektualno-doktrynalną, czemu towarzyszy drastyczne spłycenie we wszystkich dziedzinach: zwiastowania, nauczania, przeżyć i jakości życia chrześcijan. W swoich dziełach Tozer dąży do ujawnienia i powstrzymania tego zjawiska, apelując o nawrót do pierwotnych wzorców autentycznej, duchowej pobożności: apostolskich, reformacyjnych i ewangelicznych.
A teraz czas na fragment tego rozdziału, który przypomnę, mówi o błedach w myśleniu:
***
Błędne zrozumienie problemu
Wspólnota, rady i stowarzyszenia są w porządku w pewnych okolicznościach, lecz ten rodzaj odpowiedzi na ten konkretny problem wynika z faktu, iż ci, którzy tej odpowiedzi udzielają nie zrozumieli problemu. Tak naprawdę źle pojęli trzy rzeczy.
Po pierwsze źle rozumieją naturę wiary chrześcijańskiej. Wiara chrześcijańska dotyczy rzeczy wewnętrznych, a nie zewnętrznych. Opiera się na duchu, a nie na ciele. Królestwo Boże jest w twoim wnętrzu, Chrystus mieszka w twoim sercu, „...Chrystus w was, nadzieja chwały.” (Kol 1,27) jest płonącym jądrem wiary chrześcijańskiej. A zatem chrześcijaństwo, prawdziwa wiara chrześcijańska jest w swej naturze wewnętrzną sprawą i my mamy być nakierowani na wnętrze. Popadanie w rutynę odbywa się w związku z tym w nas, gdzieś w naszym duchu, duszy i sercu, w wewnętrznym człowieku. Skoro problem jest natury wewnętrznej niedorzecznością jest stwierdzić: „w porządku. Mój wewnętrzny człowiek, mój duch, moja wewnętrzna świątynia popadła w rutynę. Nie jestem tam gdzie powinienem, więc zjedzmy coś.”
Błędne zrozumienie problemu
Wspólnota, rady i stowarzyszenia są w porządku w pewnych okolicznościach, lecz ten rodzaj odpowiedzi na ten konkretny problem wynika z faktu, iż ci, którzy tej odpowiedzi udzielają nie zrozumieli problemu. Tak naprawdę źle pojęli trzy rzeczy.
Po pierwsze źle rozumieją naturę wiary chrześcijańskiej. Wiara chrześcijańska dotyczy rzeczy wewnętrznych, a nie zewnętrznych. Opiera się na duchu, a nie na ciele. Królestwo Boże jest w twoim wnętrzu, Chrystus mieszka w twoim sercu, „...Chrystus w was, nadzieja chwały.” (Kol 1,27) jest płonącym jądrem wiary chrześcijańskiej. A zatem chrześcijaństwo, prawdziwa wiara chrześcijańska jest w swej naturze wewnętrzną sprawą i my mamy być nakierowani na wnętrze. Popadanie w rutynę odbywa się w związku z tym w nas, gdzieś w naszym duchu, duszy i sercu, w wewnętrznym człowieku. Skoro problem jest natury wewnętrznej niedorzecznością jest stwierdzić: „w porządku. Mój wewnętrzny człowiek, mój duch, moja wewnętrzna świątynia popadła w rutynę. Nie jestem tam gdzie powinienem, więc zjedzmy coś.”
Natura Kościoła
Po drugie źle rozumieją naturę Kościoła. Kościół jest ciałem składającym się z poszczególnych osób zjednoczonych w Chrystusie, ale każdy z nich ma oddzielne, indywidualne obowiązki. Dlatego całe ciało wzrasta tylko wtedy, kiedy każdy poszczególny członek, tworzący to ciało, wzrasta. Duch Święty zstąpił na mniej więcej 120 osób w dniu Zielonych Świąt. Ale on zstąpił na każdego indywidualnie, a jeśli któryś z nich zatwardziłby swoje serce, zostałby pominięty.
Każdy rodzi się sam, nawet jeśli jest jednym z trojaczków. Rodzimy się indywidualnie i indywidualnie umieramy, indywidualnie też stajemy przed sądem, a jeśli jako chrześcijanie zachorujemy też indywidualnie będziemy uzdrowieni. Ciało składa się z poszczególnych osób a powiedzenie: „ no dobrze powołajmy radę, by się temu przyjrzała” jest próbą zaangażowania tuzina osób do zrobienia czegoś, czego Bóg nie jest w stanie zrobić dla nawet jednej osoby – a mianowicie rozwiązać problem za pomocą zewnętrznych środków. To nie działa i nigdy nie zadziała. Ponieważ źle pojmujemy naturę Kościoła, nie rozumiemy jak rozwiązać problem.
Po drugie źle rozumieją naturę Kościoła. Kościół jest ciałem składającym się z poszczególnych osób zjednoczonych w Chrystusie, ale każdy z nich ma oddzielne, indywidualne obowiązki. Dlatego całe ciało wzrasta tylko wtedy, kiedy każdy poszczególny członek, tworzący to ciało, wzrasta. Duch Święty zstąpił na mniej więcej 120 osób w dniu Zielonych Świąt. Ale on zstąpił na każdego indywidualnie, a jeśli któryś z nich zatwardziłby swoje serce, zostałby pominięty.
Każdy rodzi się sam, nawet jeśli jest jednym z trojaczków. Rodzimy się indywidualnie i indywidualnie umieramy, indywidualnie też stajemy przed sądem, a jeśli jako chrześcijanie zachorujemy też indywidualnie będziemy uzdrowieni. Ciało składa się z poszczególnych osób a powiedzenie: „ no dobrze powołajmy radę, by się temu przyjrzała” jest próbą zaangażowania tuzina osób do zrobienia czegoś, czego Bóg nie jest w stanie zrobić dla nawet jednej osoby – a mianowicie rozwiązać problem za pomocą zewnętrznych środków. To nie działa i nigdy nie zadziała. Ponieważ źle pojmujemy naturę Kościoła, nie rozumiemy jak rozwiązać problem.
Co jest z nimi nie tak
Po trzecie oni sami nie wiedzą, co jest z nimi nie tak. Nie jesteś w stanie wyleczyć słabego członka przepisując mu odpowiednią dietę. Możesz jeść kawior i ptasie mleczko do upadłego, ale to ci nie pomoże, ponieważ nie tego ci brakuje. Ktoś inny mówi: „wybierzmy się gdzieś.” Ależ jedź, nie ma w tym nic złego, uważaj tylko, nie zabij się po drodze. Lecz pamiętaj nie to jest problemem. Ktoś z kolei proponuje: „Powołajmy radę, by się tym zajęła.” Brak rady nie jest tym, co ci dolega. Nie rozumiesz natury prawdziwej wiary chrześcijańskiej, a prawdziwa wiara chrześcijańska jest sprawą wewnętrzną, a tego, co nam dolega nie można wyleczyć za pomocą zewnętrznych środków.
Przypuśćmy, że jesteśmy w stanie przyznać, że trwamy w rutynie. A ty pytasz: „co robi Kościół?” Nie wiem, tutaj przecież chodzi o jednostkę. Zrozum, Kościół składa się z tego człowieka, który mieszka na tej małej uliczce, z tej dwójki, która mieszka w Scaboro, pięciu innych, którzy mieszkają w Rexdale, z siedmiu, którzy mieszkają w Willowdale i jeszcze czternastu, którzy mieszkają na wschód od miasta. To jest właśnie Kościół. Kościół robi to, co poszczególni jego członkowie. Jak dobrze, bądź jak źle ma się Kościół zależy od tego jak dobrze, lub jak źle mają się jego członkowie. Innymi słowy zależy to od tego jak ty się masz.
Musimy przyjść do Pana i powiedzieć: „ Panie, czego mi wciąż brakuje? Mam przecież coś, ale czegoś mi ciągle brakuje? Czego powinienem się pozbyć? Jak się mam porównać z tym jakim powinienem być? Skąd mam wiedzieć jaki powinienem być?”
W Ewangelii Mateusza 5,3-10 czytamy:
Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem ich jest Królestwo Niebios.
Błogosławieni, którzy się smucą,
albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
albowiem oni posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni pokój czyniący,
albowiem oni synami Bożymi nazwani będą.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości,
albowiem ich jest Królestwo Niebios.
Po trzecie oni sami nie wiedzą, co jest z nimi nie tak. Nie jesteś w stanie wyleczyć słabego członka przepisując mu odpowiednią dietę. Możesz jeść kawior i ptasie mleczko do upadłego, ale to ci nie pomoże, ponieważ nie tego ci brakuje. Ktoś inny mówi: „wybierzmy się gdzieś.” Ależ jedź, nie ma w tym nic złego, uważaj tylko, nie zabij się po drodze. Lecz pamiętaj nie to jest problemem. Ktoś z kolei proponuje: „Powołajmy radę, by się tym zajęła.” Brak rady nie jest tym, co ci dolega. Nie rozumiesz natury prawdziwej wiary chrześcijańskiej, a prawdziwa wiara chrześcijańska jest sprawą wewnętrzną, a tego, co nam dolega nie można wyleczyć za pomocą zewnętrznych środków.
Przypuśćmy, że jesteśmy w stanie przyznać, że trwamy w rutynie. A ty pytasz: „co robi Kościół?” Nie wiem, tutaj przecież chodzi o jednostkę. Zrozum, Kościół składa się z tego człowieka, który mieszka na tej małej uliczce, z tej dwójki, która mieszka w Scaboro, pięciu innych, którzy mieszkają w Rexdale, z siedmiu, którzy mieszkają w Willowdale i jeszcze czternastu, którzy mieszkają na wschód od miasta. To jest właśnie Kościół. Kościół robi to, co poszczególni jego członkowie. Jak dobrze, bądź jak źle ma się Kościół zależy od tego jak dobrze, lub jak źle mają się jego członkowie. Innymi słowy zależy to od tego jak ty się masz.
Musimy przyjść do Pana i powiedzieć: „ Panie, czego mi wciąż brakuje? Mam przecież coś, ale czegoś mi ciągle brakuje? Czego powinienem się pozbyć? Jak się mam porównać z tym jakim powinienem być? Skąd mam wiedzieć jaki powinienem być?”
W Ewangelii Mateusza 5,3-10 czytamy:
Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem ich jest Królestwo Niebios.
Błogosławieni, którzy się smucą,
albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
albowiem oni posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni pokój czyniący,
albowiem oni synami Bożymi nazwani będą.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości,
albowiem ich jest Królestwo Niebios.
Tacy właśnie powinniśmy być. Ten fragment wyraźnie pokazuje jaki powinien być prawdziwy chrześcijanin. Przejdźmy do listu apostolskiego, a zobaczymy, co ma do powiedzenia Boży mąż. W Liście do Efezjan 4, 26 – 5, 2 czytamy:
Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym. Nie dawajcie diabłu przystępu. Kto kradnie, niech kraść przestanie, a niech raczej żmudną pracą własnych rąk zdobywa dobra, aby miał z czego udzielać potrzebującemu. Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają. A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia. Wszelka gorycz i zapalczywość, i gniew, i krzyk, i złorzeczenie niech będą usunięte spośród was, wraz z wszelką złością. Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane. I chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was i siebie samego wydał za nas jako dar i ofiarę Bogu ku miłej wonności.
Tacy właśnie powinniśmy być. W taki sposób powinniśmy żyć. Kiedy pytamy: „Panie, czego mi brakuje?”, wtedy Duch Święty odpowiada: „Tego ci brakuje” .
Pamiętajcie o tym, że porównuje się nas do tego, do czego jesteśmy w stanie być podobni, a nie tylko do tego, do czego powinniśmy być podobni. Bóg jest Jestem, który Jestem i Jezus jest zmartwychwstałym, wszechmocnym Synem, a my jesteśmy w stanie być takimi, jakimi winniśmy być. Jesteśmy w stanie być takimi, jakimi Bóg stwierdził, że mamy być.
We wspaniałej księdze, jaką jest List do Rzymian, może nawet jest to najmocniejsza i najgłębsza księga w całej Biblii, rozdział 7 pokazuje nam człowieka, który zmaga się i pragnie być takim, jakim czuje, że nie będzie w stanie być. W końcu poddaje się i mówi: „Nędzny ja człowiek. Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (werset 24) Niezwłocznie jednak Paweł dodaje: „Bogu niech będą dzięki.....bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cie od zakonu grzechu i śmierci” (Rz 7,25; 8,2)
W Liście do Galacjan 5,22-23 czytamy: „Owocem zaś Ducha są miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Przeciwko takim nie ma zakonu.” Takimi właśnie powinniśmy być i takimi jesteśmy w stanie być. A teraz porównajmy ten fragment z tym, jakimi jesteśmy w rzeczywistości. Jeśli porównamy to jakimi powinniśmy być i jesteśmy w stanie być z tym, jakimi faktycznie jesteśmy i jeśli nie widzimy tego, że tkwimy w rutynie i fakt ten nas nie martwi oznacza to, że jedna z tych trzech rzeczy może być problemem:
Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym. Nie dawajcie diabłu przystępu. Kto kradnie, niech kraść przestanie, a niech raczej żmudną pracą własnych rąk zdobywa dobra, aby miał z czego udzielać potrzebującemu. Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają. A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia. Wszelka gorycz i zapalczywość, i gniew, i krzyk, i złorzeczenie niech będą usunięte spośród was, wraz z wszelką złością. Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane. I chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was i siebie samego wydał za nas jako dar i ofiarę Bogu ku miłej wonności.
Tacy właśnie powinniśmy być. W taki sposób powinniśmy żyć. Kiedy pytamy: „Panie, czego mi brakuje?”, wtedy Duch Święty odpowiada: „Tego ci brakuje” .
Pamiętajcie o tym, że porównuje się nas do tego, do czego jesteśmy w stanie być podobni, a nie tylko do tego, do czego powinniśmy być podobni. Bóg jest Jestem, który Jestem i Jezus jest zmartwychwstałym, wszechmocnym Synem, a my jesteśmy w stanie być takimi, jakimi winniśmy być. Jesteśmy w stanie być takimi, jakimi Bóg stwierdził, że mamy być.
We wspaniałej księdze, jaką jest List do Rzymian, może nawet jest to najmocniejsza i najgłębsza księga w całej Biblii, rozdział 7 pokazuje nam człowieka, który zmaga się i pragnie być takim, jakim czuje, że nie będzie w stanie być. W końcu poddaje się i mówi: „Nędzny ja człowiek. Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (werset 24) Niezwłocznie jednak Paweł dodaje: „Bogu niech będą dzięki.....bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cie od zakonu grzechu i śmierci” (Rz 7,25; 8,2)
W Liście do Galacjan 5,22-23 czytamy: „Owocem zaś Ducha są miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Przeciwko takim nie ma zakonu.” Takimi właśnie powinniśmy być i takimi jesteśmy w stanie być. A teraz porównajmy ten fragment z tym, jakimi jesteśmy w rzeczywistości. Jeśli porównamy to jakimi powinniśmy być i jesteśmy w stanie być z tym, jakimi faktycznie jesteśmy i jeśli nie widzimy tego, że tkwimy w rutynie i fakt ten nas nie martwi oznacza to, że jedna z tych trzech rzeczy może być problemem:
Możemy nie być nawróceni
Po pierwsze możemy wcale nie być nawróceni. Jestem przekonany, że wielu spośród ewangelicznych chrześcijan nie jest prawdziwie i właściwie nawróconych. Jest w zupełności możliwe pośród ewangelicznych chrześcijan, by stać się członkiem, by wniknąć na zasadzie osmozy, by wsączyć się poprzez komórki Kościoła nigdy nie poznawszy czym jest narodzenie z Ducha i oczyszczenie we krwi. Przeważająca część tego, co uchodzi za głębię duchową nie jest niczym więcej jak tylko podstawową formą chrześcijaństwa. Nie ma w tym niczego wybitnie głębokiego, tacy powinniśmy byli być od początku. Powinniśmy byli być szczęśliwi, radośni, zwycięscy w Chrystusie, chodzący w Duchu, a nie podążający za pożądliwościami ciała. Zamiast tego, ścigaliśmy się z innymi dookoła wiecznej góry.
To, czego nam potrzeba to coś, co starzy metodyści nazywali zdrowym nawróceniem. Istnieje bowiem różnica między nawróceniem a zdrowym nawróceniem. Ludzie, którzy nigdy zdrowo się nie nawrócili nie posiadają Ducha, który by ich oświecał. Kiedy tacy ludzie czytają Kazanie na Górze lub fragmenty nauczające listów apostolskich, które mówią im jak mają żyć lub też fragmenty odnoszące się do doktryny, które z kolei mówią im jak mogliby żyć, przechodzą nad nimi zupełnie niezmienieni. Duch, który napisał te słowa nie świadczy w ich sercach ponieważ oni nigdy nie narodzili się z Ducha. To się często zdarza.
Ludzie oczyszczają się, wyrzucają papierosy, zaczynają płacić rachunki i żyć porządnie a potem mówią: „chcę przyłączyć się do Kościoła”. Więc zadajemy im pytania: „czy wierzysz w Chrystusa, syna Bożego?” Oni odpowiadają: „Tak” . „ Czy wierzysz w to, że On powstał z martwych?”: „Tak”. „Czy wierzysz, że On powróci ?”: „Tak, wierzę”. Diabeł też wierzy i drży.
Do Kościoła dołączają ludzie, którzy zupełnie nie są nawróceni. Nasze serca są tak wrażliwe, sentymentalne i chętne, że jesteśmy w stanie przyjąć ich na jakiejkolwiek podstawie jeśli tylko usłyszymy od nich to, co chcemy. Może jednak niektórzy z tych ludzi w ogóle się nie nawrócili.
Po drugie ludzie mogą nie być zaniepokojeni rutyną z powodu grzechu, który popełnili. A może odrodzili się, lecz tak często grzeszyli przeciwko światłości, że sama światłość stała się ciemnością. To także często się zdarza.
Nie chcę powiedzieć, że tacy ludzie są straceni, ale chcę powiedzieć, że są w tragicznym stanie. Tylko Boża moc i łaska działająca w nich może pomóc. Uważam, że jest całe mnóstwo ludzi w takim właśnie stanie. Zostali odrodzeni, ale ich biuro nieruchomości lub własny sklep pochłonął ich całkowicie. Wielu mówi: „O tak, pastorze, chętnie bym przyszedł do Kościoła, ale niestety mój sklep musi być otwarty siedem dni w tygodniu”. Oni nie mogą służy Bogu, bo nie mają na to czasu. Będą mieli czas, by umrzeć, ale nie mają czasu służyć Panu.
Po trzecie, niektórzy ludzie są tak przekonani o własnej sprawiedliwości, że Duch Święty nie jest w stanie wykonać w nich żadnej pracy. Oni nie mogą być uzdrowieni ze swojej ślepoty, ponieważ myślą, że widzą. Faryzeusze nigdy nie zostali przekonani. Ukrzyżowali Chrystusa, nienawidzili Syna Bożego, ale nigdy nie zostali przekonani. Tak uporządkowali swoje życie religijne, by było zaimpregnowane na strzały Ducha Świętego. Zdesperowana cudzołożna kobieta upadła do stóp Jezusa, poborca podatków, który był świadomy swoich oszustw przybiegł, padł do stóp Jezusa i oczekiwał pomocy, biedni przychodzili zewsząd i pytali: „co mamy czynić?”. Faryzeusze też mogli przyjść, ale nigdy nie przyszli. Nigdy nie zostali przekonani i przypuszczam, że w piekle nadal walczą twierdząc, że mają rację.
Jeśli ludzie osądziwszy siebie, jakimi mogliby i powinni być z tym jakimi faktycznie są, następnie byli w stanie wrócić do domu, dobrze się wyspać i zlekceważyć to zupełnie, to może oni wcale nie są nawróceni. Może grzeszyli przeciwko światłości i do jakiegoś czasu są pod straszną chmurą Bożego sądu. Może są tak przekonani o własnej sprawiedliwości, że nic innego ich nie jest w stanie ich przekonać.
***
Po pierwsze możemy wcale nie być nawróceni. Jestem przekonany, że wielu spośród ewangelicznych chrześcijan nie jest prawdziwie i właściwie nawróconych. Jest w zupełności możliwe pośród ewangelicznych chrześcijan, by stać się członkiem, by wniknąć na zasadzie osmozy, by wsączyć się poprzez komórki Kościoła nigdy nie poznawszy czym jest narodzenie z Ducha i oczyszczenie we krwi. Przeważająca część tego, co uchodzi za głębię duchową nie jest niczym więcej jak tylko podstawową formą chrześcijaństwa. Nie ma w tym niczego wybitnie głębokiego, tacy powinniśmy byli być od początku. Powinniśmy byli być szczęśliwi, radośni, zwycięscy w Chrystusie, chodzący w Duchu, a nie podążający za pożądliwościami ciała. Zamiast tego, ścigaliśmy się z innymi dookoła wiecznej góry.
To, czego nam potrzeba to coś, co starzy metodyści nazywali zdrowym nawróceniem. Istnieje bowiem różnica między nawróceniem a zdrowym nawróceniem. Ludzie, którzy nigdy zdrowo się nie nawrócili nie posiadają Ducha, który by ich oświecał. Kiedy tacy ludzie czytają Kazanie na Górze lub fragmenty nauczające listów apostolskich, które mówią im jak mają żyć lub też fragmenty odnoszące się do doktryny, które z kolei mówią im jak mogliby żyć, przechodzą nad nimi zupełnie niezmienieni. Duch, który napisał te słowa nie świadczy w ich sercach ponieważ oni nigdy nie narodzili się z Ducha. To się często zdarza.
Ludzie oczyszczają się, wyrzucają papierosy, zaczynają płacić rachunki i żyć porządnie a potem mówią: „chcę przyłączyć się do Kościoła”. Więc zadajemy im pytania: „czy wierzysz w Chrystusa, syna Bożego?” Oni odpowiadają: „Tak” . „ Czy wierzysz w to, że On powstał z martwych?”: „Tak”. „Czy wierzysz, że On powróci ?”: „Tak, wierzę”. Diabeł też wierzy i drży.
Do Kościoła dołączają ludzie, którzy zupełnie nie są nawróceni. Nasze serca są tak wrażliwe, sentymentalne i chętne, że jesteśmy w stanie przyjąć ich na jakiejkolwiek podstawie jeśli tylko usłyszymy od nich to, co chcemy. Może jednak niektórzy z tych ludzi w ogóle się nie nawrócili.
Po drugie ludzie mogą nie być zaniepokojeni rutyną z powodu grzechu, który popełnili. A może odrodzili się, lecz tak często grzeszyli przeciwko światłości, że sama światłość stała się ciemnością. To także często się zdarza.
Nie chcę powiedzieć, że tacy ludzie są straceni, ale chcę powiedzieć, że są w tragicznym stanie. Tylko Boża moc i łaska działająca w nich może pomóc. Uważam, że jest całe mnóstwo ludzi w takim właśnie stanie. Zostali odrodzeni, ale ich biuro nieruchomości lub własny sklep pochłonął ich całkowicie. Wielu mówi: „O tak, pastorze, chętnie bym przyszedł do Kościoła, ale niestety mój sklep musi być otwarty siedem dni w tygodniu”. Oni nie mogą służy Bogu, bo nie mają na to czasu. Będą mieli czas, by umrzeć, ale nie mają czasu służyć Panu.
Po trzecie, niektórzy ludzie są tak przekonani o własnej sprawiedliwości, że Duch Święty nie jest w stanie wykonać w nich żadnej pracy. Oni nie mogą być uzdrowieni ze swojej ślepoty, ponieważ myślą, że widzą. Faryzeusze nigdy nie zostali przekonani. Ukrzyżowali Chrystusa, nienawidzili Syna Bożego, ale nigdy nie zostali przekonani. Tak uporządkowali swoje życie religijne, by było zaimpregnowane na strzały Ducha Świętego. Zdesperowana cudzołożna kobieta upadła do stóp Jezusa, poborca podatków, który był świadomy swoich oszustw przybiegł, padł do stóp Jezusa i oczekiwał pomocy, biedni przychodzili zewsząd i pytali: „co mamy czynić?”. Faryzeusze też mogli przyjść, ale nigdy nie przyszli. Nigdy nie zostali przekonani i przypuszczam, że w piekle nadal walczą twierdząc, że mają rację.
Jeśli ludzie osądziwszy siebie, jakimi mogliby i powinni być z tym jakimi faktycznie są, następnie byli w stanie wrócić do domu, dobrze się wyspać i zlekceważyć to zupełnie, to może oni wcale nie są nawróceni. Może grzeszyli przeciwko światłości i do jakiegoś czasu są pod straszną chmurą Bożego sądu. Może są tak przekonani o własnej sprawiedliwości, że nic innego ich nie jest w stanie ich przekonać.
***
Na zakończenie powtórzę jedno zdanie z powyższego tekstu: "Jak dobrze, bądź jak źle ma się Kościół zależy od tego jak dobrze, lub jak źle mają się jego członkowie. Innymi słowy zależy to od tego jak ty się masz".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz