Są
tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne. Stanowią trzon dzisiejszych
społeczeństw, kultur, biznesów.
Są legalne, systematycznie popularyzowane
i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować.
Kampanie
antynikotynowe są dziś codziennością i od dziecka wiemy, że palenie
szkodzi,
zabija,
powoduje raka. Alkohol:
też wiadomo, że jest niebezpieczny, a
w samej Polsce spożycie mocnych trunków spada (Polacy powyżej 15. roku
życia według danych WHO wypijają 10,6 litra stuprocentowego alkoholu rocznie,
średnia europejska wynosi 10,85 litra). Narkotyki są traktowane powszechnie
jako złe. Społeczeństwo wie też, czym jest seksoholizm, hazard czy uzależnienie
od antydepresantów (w górującej w rankingach Islandii aż 10 proc.
populacji spożywa je codziennie). Ale powyższe substancje w swym niebezpieczeństwie
są jednak pod kontrolą — czy to rosnącej świadomości społecznej, czy
reglamentacji prawnej. Pod spodem kryją się jednak substancje
i zachowania tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne, będące trzonem
dzisiejszych społeczeństw, kultur, biznesów. Są legalne, systematycznie
popularyzowane i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować. To
uzależnienia XXI wieku.
Bycie zajętym
Problemy ze zwolnieniem
tempa? Z odmówieniem nowym obowiązkom? Gdy masz wolną chwilę, zaczynasz
automatycznie sprawdzać pocztę w telefonie lub odwiedzać strony
internetowe bez autentycznej potrzeby? Zjedzenie posiłku bez oglądania
telewizji lub pójście do ubikacji bez gazety stały się kłopotliwe? Jeśli
tak, to przyjrzyj się syndromowi bycia zajętym. W czasach definiowanych
sukcesem posiadanie czasu wolnego zaczęło być uważane za lenistwo lub brak
pracowitości, a pracoholizm stał się cnotą. Człowiek z 2014 roku jest
otoczony zajętością: teleserwisy bankowe są czynne całą dobę, do sklepu
można pojechać o każdej porze, większe miasta nigdy nie śpią, a słowo
produktywność stało się synonimem poczucia wartości. Poczucie kontroli,
unikanie winy ze względu na nicnierobienie, fałszywa satysfakcja
z samego faktu podejmowania działania (zamiast optymalizacji, która jest
efektywniejsza niż maksymalizacja), niekończąca się historia: mieć więcej,
lepiej, bardziej — to wszystko znamiona aktualnego społeczeństwa.
Uzależnianie napędzane lękiem przed byciem niewystarczająco dobrym, wyłączonym
z wyścigu o sukces jest dziś standardem zachodnich kultur i nie
pozwala być szczęśliwym. Pod spodem tej zajętości kryją się bowiem demony
nowoczesnego społeczeństwa takie jak strach przed nudą, lęk przed byciem
przeciętnym, problemy ze spędzaniem głębokich chwil z osobami
bliskimi, wyrzuty sumienia spowodowane brakiem kontaktu z własnymi dziećmi
czy przeżywanie trudnych momentów, gdy nie odnosi się kolejnego sukcesu.
W USA coraz powszechniejsze staje się rozmawianie o ATBS, czyli
Addicted to Busyness Syndrome (Syndrom Uzależnienia od Zajętości)
i jest to znak obrony przed toksycznym sukcesem.
Popularność
Narcystyczna kultura selfies
(sweet foci), budowanie poczucia własnej wartości na podstawie liczby
facebookowych polubień, zbieranie do znajomych zupełnie nieznajomych osób
wygenerowały nowe uzależnienie — od popularności. Historycznie
zarezerwowane dla możnych, z czasem dla ludzi sławnych, dziś
oferuje przeciętnemu zjadaczowi chleba bycie na językach całego świata
w viralowym okamgnieniu. Brandy to dziś niekoniecznie marki
i fizyczne produkty — przyszłością marketingu jest personal branding,
czyli traktowanie siebie jako produktu i budowanie wokół siebie
odpowiedniej historii. Świat hashtagów, lajków, systematycznego sprawdzania
i monitorowania komentarzy przenosi szczególnie młodych ludzi
ze świata zjedzenia obiadu z rodziną do świata zdjęcia
„najlepszej na świecie pieczeni”, ze spaceru w parku
do „duchowej kontemplacji naturą”, z rozbudzającej kawy
do „budowania głębokich relacji przy małej czarnej”. Niegdyś tak robiła
reklama, dziś robią to członkowie internetowych społeczności. Teoria kierowania
wrażeniem E. Goffmana uczy, że ludzie używają odpowiednich strategii, aby
pokazać się w jak najkorzystniejszym świetle. To miejsce
dla najlepszej fotografii, najciekawszego zajęcia, najładniejszego
uśmiechu, najfajniejszego dowcipu, najtwardszego komentarza i największej
liczby polubień. To arena dla idealnego „ja”, czyli takiego obrazu siebie
każdego z nas, jakiego mniej lub bardziej świadomie byśmy sobie życzyli. Sława
nigdy nie była tak bardzo na wyciągnięcie ręki jak teraz, a iluzja
kontroli tak potężna. W świecie wirtualnym można stać się każdym,
w świecie realnym sprawa jest utrudniona.
Internet
Świat wirtualny coraz częściej
zastępuje rzeczywisty. Według badań World Internet Project 64 proc. Polaków korzysta
z internetu, z czego blisko połowa (47 proc.) ponad 10 godzin
tygodniowo. Królują Kanadyjczycy (43,5 godzin miesięcznie), wyprzedzający
Amerykanów o 8 godzin. O ile przydatności internetu do pracy,
rozrywki czy komunikacji nikt dziś nie śmiałby kwestionować, o tyle jego
nadmiar prowadzi do negatywnych konsekwencji. Uzależnienia
od internetu przyjmują różnorakie formy: cybersex, cyberrelacje, kompulsje
sieciowe (hazard, gry on-line, gra na giełdzie), przeładowanie
informacyjne (przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu informacji), gry
komputerowe. Symptomy mogą obejmować utratę poczucia czasu, izolację
od świata zewnętrznego, poczucie winy ze względu na nadmierne
użycie, stan euforii pojawiający się w przypadku korzystania z sieci,
unikanie konfrontacji z trudnymi emocjami i uciekanie od nich
do wirtualnego świata. Gdy zrobimy szybką kalkulację, liczby okazują się
przytłaczające: dwie godziny stracone na internecie dziennie to 14 godzin
tygodniowo, a więc pełen dzień aktywności. W miesiącu są to już ponad
cztery dni, a rocznie aż 52 dni. Idąc jeszcze dalej, co siedem lat
człowiek traci w sieci jeden rok realnego życia. Zważywszy, że jest
kwestią czasu, kiedy każdy będzie miał zagwarantowany dostęp do sieci
i nie będzie się mógł bez niej obejść, prawdopodobnie podłączy się
do niego przedmioty (tzw. internet rzeczy), a korzystanie
z urządzeń mobilnych stanie się ze standardu koniecznością,
uzależnienie od internetu stanie się z kłopotliwego zjawiska nową
formą ludzkiego funkcjonowania.
Plotka
Frank McAndrew w The
Science of Gossip: Why we can’t stop ourselves („Scientific American”
z 2008) opisuje społeczne aspekty plotki: wzmacnianie grupowej moralności,
wymianę informacji, dzielenie się wartościami i zainteresowaniami. Plotka
jest także formą wewnątrzgrupowej obrony przed nietolerowanymi poglądami
i zachowaniami innych, sposobem na unikanie nudy i zaspokajaniem
potrzeby ciekawości poprzez poznawanie tajemnic. Definiowana także jako
„wzmocnienie jednej osoby kosztem drugiej” (Hafen), „forma ataku” (Peter Vajda),
w miejscu pracy często motywowana jest chęcią dostosowania się
do panującej kultury organizacyjnej, zbudowania wyższego statusu czy sieci
wpływów. Może prowadzić do zmniejszenia produktywności i tracenia
czasu, zniekształcania informacji i zmiany faktów, obniżenia zaufania
do plotkujących, demotywacji oplotkowanych, zranienia uczuć
i nadwerężenia reputacji. „Daily Mail” opublikował wyniki badań (First
Cape) pokazujące, że Brytyjki plotkują aż pięć godzin dziennie! Tematy
dotyczą przede wszystkim problemów innych osób, tego, kto z kim się
spotyka i jakie ma dzieci. W dalszej kolejności pojawiają się seks,
zakupy i historie z oper mydlanych. W innych badaniach („Human
Nature”) dr Robin Dunbar przekonywał, że 65 proc. dziennej mowy to plotkowanie.
I choć często jest uważana za trywialną i powierzchowną, to
jednak ewoluowała jako językowy konstrukt służący do zarządzania światem
towarzyskim i bez niej komunikacja oparta na samych faktach byłaby
encyklopedyczna i nieatrakcyjna dla rozmówcy. Trend celebryzacji kultury,
doprowadzający do sytuacji, w której mózg stymulowany przez media
częściej widzi znanych piosenkarzy i aktorów niż członków własnej rodziny,
dodatkowo wzmacnia instytucję plotkowania. Ciężko sobie wyobrazić korporację
bez tej formy budowania więzi i budowania grup znajomych obsmarowujących
plotkami swoich przeciwników.
Jedzenie
W USA jest ponad 70 milionów
uzależnionych od jedzenia osób (David Kessler, Federal Drug
Administration). Badania nad zwierzętami pokazują, że narkotyki stymulują
te same części mózgu w układzie nagrody co jedzenie. Około 50 proc. osób
otyłych, 30 proc. z nadwagą, 20 proc. będących „na zdrowej diecie” jest
uzależnionych od konkretnego jedzenia, kombinacji potraw albo określonych
ilości pożywienia. Około 400 tys. zgonów jest bezpośrednio związanych
z nadwagą, a koszty związane z leczeniem lub nieobecnością
w pracy w samym 2000 roku wyniosły 117 mld dolarów (Thompson, Handbook
of Eating Disorders and Obesity). Cukier jest toksyczną substancją
i przyczyną numer jeden stłuszczonej wątroby. W Europie koszty
leczenia otyłości u osób dorosłych to aż 6 proc. wszystkich kosztów
przeznaczonych na wydatki zdrowotne. W ostatnich badaniach WOBASZ
(Wieloośrodkowe Ogólnopolskie Badanie Stanu Zdrowia Ludności) oceniono, że
ponad 20 proc. Polaków jest otyłych przede wszystkim ze względu
na niską aktywność fizyczną i wysokie spożycie tłuszczów. Nadwagę ma
9,7 proc. 13-letnich chłopców i 3,9 proc. dziewcząt. Jedzenie stało się
dla wielu osób nieskuteczną próbą ucieczki od problemów
emocjonalnych, co doprowadziło do znacznego spopularyzowania takich
zaburzeń jak anoreksja czy bulimia. W ogromnej mierze uzależnienie
od jedzenia jest powodowane trendami społecznymi i wrastającą
konsumpcją wszystkiego. Gdy w 1998 roku na Fidżi, gdzie tradycyjnie
kobiety nie miały kompleksów na punkcie swego ciała, rozpoczęto
pokazywanie amerykańskich filmów (typu Beverly Hills 90210), trzy lata
później 73 proc. tychże kobiet uważało się za grube. Oglądając telewizję
3-4 razy w tygodniu, 30 proc. więcej kobiet przechodziło na dietę.
Uzależnieniu od jedzenia zaczyna więc towarzyszyć uzależnienie
od atrakcyjnego wyglądu (aktualny trend to tzw. fitness estetyczny),
w przypadku mężczyzn mogące prowadzić do bigoreksji (uzależnienia
od zwiększania masy mięśniowej).
Zakupy
Podczas gdy wskaźniki
ekonomiczne rosną dzięki wydawaniu pieniędzy, psychiatria zachodzi
w głowę, czy zakwalifikować kompulsywne kupowanie jako chorobę.
W kulturze, w której mieć oznacza być, gdzie poczucie wartości jest
definiowane stanem posiadania i pozwala odróżnić się od innych,
kupowanie nie dotyczy już spełniania autentycznych potrzeb życiowych. Zwana
w psychoanalizie oniomanią (z greckiego onios — ‘na sprzedaż’)
dotyczy przede wszystkim krajów, w których dobrobyt jest standardem,
a ambicja podstawowym motorem motywacyjnym. Niektórzy kupują
dla siebie, inni robią stale prezenty, by czuć się akceptowanymi lub
kochanymi. Są też poszukujący promocji albo niewolnicy marek — czyli tacy,
którzy najpierw sprawdzają cenę produktu i jeśli nie jest najwyższa, poszukają
innego. Ukuto nawet termin zwracaczoholików (ludzi, którzy kupują produkty,
by po chwili je oddać). Widoczne są także różnice między płciami — kobiety
kupują więcej produktów ilościowo, za to mężczyźni więcej wydają
pieniędzy. Badania, w zależności od źródła, wskazują na 6 proc.
uzależnionej populacji (Stanford University z 2006) albo 9 proc.
(University of Virginia). 52 proc. Brytyjek twierdzi, że woli robienie zakupów
od seksu, a 20 proc. Niemek czuje stałą potrzebę kupowania czegoś.
Nałóg prowadzi do zwiększenia długów, okłamywania partnera, braku
obecności w domu. Rozwiązaniem może być kultura voluntary simplicity,
czyli wybór życia opartego na bardziej naturalnych potrzebach
i występującego przeciwko ekstremalnemu konsumeryzmowi. Żyjąc tym trendem,
pytamy się, czy zakup, jaki aktualnie robimy, prowadzi do naszego wzrostu
duchowego, czy autentycznie go potrzebujemy do zaspokojenia prawdziwej
potrzeby, czy nie spowoduje powstania długu. Jest to alternatywna forma
budowania relacji z pieniędzmi i nie tylko pozwala je oszczędzać —
dodatkowo prowadzi do zyskania czasu i możliwości definiowania siebie
w sposób inny niż poprzez stan posiadania.
Telewizja
Uzależnienie szczególnie
spopularyzowane, bo przeciętnie spędzimy na nim 13 lat życia.
I o ile wartość telewizji jako edukacji czy rozrywki nie ulega
wątpliwości, o tyle w chwili, gdy zastępuje ona życie rodzinne,
a bez włączonego telewizora nie umiemy spędzić wieczoru, warto jest
przyjrzeć się sobie. Czerwone światło należy także włączyć, gdy bez telewizora
nie mamy pomysłu na czas wolny, na wakacjach nie umiemy odpoczywać,
a fakt nieobejrzenia ulubionego programu jest traktowany z przesadną
emocjonalnością. Statystyczny Polak, idąc za badaniami OBOP,
w 2008 roku oglądał telewizję trzy godziny i 26 minut dziennie.
Szczególnie narażone są dzieci urodzone w epoce medialnej.
W badaniach Kaiser Family Foundation (Zero to Six: Electronic Media in
the Lives of Infants, Toddlers and Preschoolers) wykazano że 80 proc.
dzieci korzysta z telewizji lub gier komputerowych, w tym 77 proc.
samodzielnie je włącza. 65 proc. żyje w domach, w których telewizor
jest włączony minimum pół dnia, a 36 proc. — gdzie włączony jest stale.
Takie dzieci rzadziej czytają (spadek o 9 proc.) i są bardziej
agresywne (59 proc. rodziców twierdzi że ich dzieci kopiują agresywne
zachowania). Aż 30 proc. dwulatków ma telewizor w swoim pokoju. Istnieją
bezpośrednie korelacje między oglądaniem telewizji a otyłością.
W sobotnie poranki liczba reklam śmieciowego jedzenia wynosi w ciągu
czterech godzin aż 202 (badania TV Statistics przeprowadzone przez TV Free
America). Dr Dimitri Christakis z University of Washington zwraca uwagę
na zwiększone problemy z koncentracją w wieku siedmiu lat, jeśli
dziecko oglądało telewizję przed trzecim rokiem życia. Udowodniono także
związek między telewizją a wzrostem agresji i zachowań niespołecznych
wśród dzieci (Scientific Advisory Report on Television and Social Behavior
z 1972). Zważywszy na wzrost popularności telewizji reality show,
można wnosić, iż uzależnienie od telewizji może prowadzić w skrajnych
przypadkach do substytucji rzeczywistości na rzecz programów
telewizyjnych i przeniesienie prawdziwego życia przed ekran telewizora.
Niech najlepszym podsumowaniem
powyższych informacji staną się słynne słowa lekarza, ojca medycyny nowożytnej
Paracelsusa: dosis facit venenum (wszystko jest trucizną i nic nie
jest trucizną). Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną.
Powodzenia dla wszystkich
Czytelników w poszukiwaniu umiaru.
Mateusz Grzesiak
[Autor jest nauczycielem,
psychologiem, coachem, terapeutą i pisarzem. Prowadzi szkolenia w pięciu
językach na całym świecie, głównie w Europie i Ameryce Południowej].
Znaki Czasu marzec 2014 r. www.sklepznakiczasu.pl e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia. Zapraszam na bloga "tajemnicebiblii.blogspot.com "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz