środa, 29 lipca 2020

Znaki i cuda

 Wtedy Jezus rzekł do niego: Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie

Jana 4:48

 

  W jaki sposób człowiek może uwierzyć w Boga? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy najpierw odpowiedzieć sobie na inne pytanie - co to znaczy uwierzyć? To nie jest tylko coś, co możemy uważać za czysto akademickie rozważania, ponieważ jest to kwestia życia lub śmierci. Jezus powiedział Nikodemowi: „Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony. Kto wierzy w niego, nie będzie sądzonykto zaś nie wierzy, już jest osądzony dlatego, że nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego” (Jana 3:17-18).

  Kiedy Jezus wrócił z Judei do Galilei i przybył do Kany Galilejskiej, pewien dworzanin z Kafarnaum, przybył do Jezusa z prośbą o pomoc w uratowaniu jego umierającego syna.

Przybył więc znowu do Kany Galilejskiej, gdzie z wody uczynił wino. A był w Kafarnaum pewien dworzanin, którego syn chorował. Gdy ten usłyszał, iż Jezus przyszedł z Judei do Galilei, udał się do niego i prosił, aby wstąpił i uzdrowił jego syna, gdyż był bliski śmierci. Wtedy Jezus rzekł do niego: Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie. Rzecze do niego dworzanin: Panie, wstąp, zanim umrze dziecię moje. Rzecze mu Jezus: Idź, syn twój żyje. I uwierzył ten człowiek słowu, które mu rzekł Jezus, i odszedł. A gdy jeszcze był w drodze, wyszli naprzeciw niego słudzy z oznajmieniem: Chłopiec twój żyje. Zapytał się ich więc o godzinę, w której mu się polepszyło. Rzekli mu: Wczoraj o godzinie siódmej opuściła go gorączka. Poznał wtedy ojciec, iż była to ta godzina, w której Jezus powiedział do niego: Syn twój żyje. I uwierzył sam, i cały dom jego (Jana 4:46-53)

  W co wierzył ten dworzanin, kiedy przyszedł do Jezusa? W co uwierzył ten człowiek, kiedy Jezus powiedział mu: „Idź, syn twój żyje” i w co wierzył, gdy wrócił do swojego domu? Z opisu tej historii wynika, że jego wiara zmieniła się dwa razy. Pierwsza zmiana nastąpiła, gdy Jezus powiedział mu: „Idź, syn twój żyje” i wtedy „uwierzył ten człowiek słowu, które mu rzekł Jezus”. Ojciec szukający pomocy dla chorego syna uwierzył, że jego syn będzie żył. Uwierzył w to, co usłyszał od Jezusa. Jednak musiała nastąpić jeszcze jedna zmiana w jego wierze. Aby ta zmiana nastąpiła musiał on zobaczyć znak lub cud, ponieważ Jezus powiedział: „Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie”. I kiedy po powrocie do domu zobaczył taki cud, zobaczył żywego i zdrowego syna, wtedy „uwierzył sam, i cały dom jego”. Po tej zmianie nie tylko wierzył w to, co mówił Jezus, ale uwierzył w Jezusa, który od tej pory był dla niego nie tylko nauczycielem i prorokiem, ale Synem Bożym, obiecanym Mesjaszem. Dworzanin i jego rodzina uwierzyli „w imię jednorodzonego Syna Bożego. To coś więcej niż akceptacja faktu, że Jezus jest Bogiem, ponieważ dla wielu ludzi jest to oczywisty fakt, a jednak wielu z nich usłyszy od Jezusa, że nigdy ich nie znał:

Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie (Mateusza 7:21-23)

  Uwierzyć „w imię jednorodzonego Syna Bożego” nie oznacza też poznania jakiegoś tajemniczego imienia, które jest kluczem otwierającym drzwi do Królestwa Niebios. Imię w kulturze hebrajskiej wskazuje na charakter człowieka, więc uwierzyć w „w imię jednorodzonego Syna Bożego” to uwierzyć w to, jaki jest Bóg, jaki ma charakter. Uwierzyć, czyli nie tylko zdobyć wiedzę o charakterze Boga, ale poczuć obecność Boga i rozpoznać Jego działanie w zmianach własnego charakteru. Wszyscy wiemy o tym, że Bóg jest miłością, ale czy każdy z nas osobiście odczuł we własnym życiu działanie tej miłości? Czy każdy z nas poczuł, że jest kochany przez Boga? Czy widzimy jak pod wpływem tej miłości zmienia się nasze życie?

  Jezus powiedział: „Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie”. Każdy człowiek rodzi się z grzeszną naturą, która bardzo łatwo przywiązuje się do grzechu. Grzeszna natura nie lubi myśleć o sobie źle, nie lubi widzieć własnych wad. Grzeszna natura lubi dostrzegać wady u innych ludzi, te same wady, których nie widzi u siebie i dzięki temu, poprzez porównanie z innymi ludźmi, podnosić własną samoocenę. W taki sposób patrzył na siebie pewien faryzeusz, który modląc się do Boga mówił:

Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łk 18:11-12)

   Jak wielu ludzi myśli o sobie w taki sam sposób? Porównują się z innymi ludźmi po to, aby uwypuklić swoje zalety i z zadowoleniem stwierdzić, że nie mają takich wad jak inni ludzie, a tym samym upewniają sami siebie, że są chrześcijanami. Jak wielu z nas myśli w podobny sposób?

   Tymczasem celnik nie zwracał uwagi na innych i miał przed oczami tylko Boga. I kiedy widział piękno i doskonałość Boga, to własny charakter widział jako „splugawioną szatę” (Iz 64:6) i był w stanie zrobić tylko jedno: „stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” (Łk 18:13).

   Czy ten człowiek urodził się z takim przekonaniem? Czy od urodzenia myślał o sobie w ten sposób? Co stało się, że pewnego dnia przestał odczuwać przyjemność z dotychczasowego życia, zaczął dostrzegać swoje wady, przestał ufać samemu sobie i zaufał Bogu? Jezus powiedział: „Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie”. Wszyscy wiemy o cudach, jakie uczynił Jezus: zamienił wodę w wino, uzdrowił ślepego od urodzenia, uzdrowił trędowatego, przywrócił życie córce Jaira, aż wreszcie dał największy dowód swojego związku z Ojcem przywracając do życia Łazarza, który cztery dni leżał martwy w grobie.

Popatrzmy na tę scenę.

I przyszło wielu Żydów do Marty i Marii, aby je pocieszyć po stracie brata. Gdy więc Marta usłyszała, że Jezus idzie, wybiegła na jego spotkanie; ale Maria siedziała w domu. Rzekła więc Marta do Jezusa: Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój. Ale i teraz wiem, że o cokolwiek byś prosił Boga, da ci to Bóg. Rzekł jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Odpowiedziała mu Marta: Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym. Rzekł jej Jezus: Jam jest zmarwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? Rzecze mu: Tak, Panie! Ja uwierzyłam, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który miał przyjść na świat. A gdy to powiedziała, odeszła i zawołała Marię, siostrę swoją, i rzekła jej w tajemnicy: Nauczyciel tu jest i woła cię. A ta, skoro to usłyszała, wstała śpiesznie i poszła do niego. A Jezus jeszcze nie przyszedł do miasteczka, ale był na tym miejscu, gdzie go spotkała Marta. Żydzi więc, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, ujrzawszy, że Maria szybko wstała i wyszła, poszli za nią w mniemaniu, że idzie do grobu, aby tam płakać. Lecz gdy Maria przyszła tam, gdzie był Jezus i ujrzała go, padła mu do nóg, mówiąc do niego: Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł mój brat. Jezus tedy, widząc ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy z nią przyszli, rozrzewnił się w duchu i wzruszył się, i rzekł: Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz. I zapłakał Jezus. Rzekli więc Żydzi: Patrz, jak go miłował. A niektórzy z nich mówili: Nie mógł ten, który ślepemu otworzył oczy, uczynić, aby i ten nie umarł? Jezus znowu rozrzewniwszy się w sobie, poszedł do grobu; była tam pieczara, u której wejścia leżał kamień. Rzekł Jezus: Usuńcie ten kamień. Rzekła mu Marta, siostra umarłego: Panie! Już cuchnie, bo już jest czwarty dzień w grobie. Rzekł jej Jezus: Czyż ci nie powiedziałem, że, jeśli uwierzysz, oglądać będziesz chwałę Bożą? Usunęli więc kamień, gdzie leżał umarły. A Jezus, wzniósłszy oczy w górę, rzekł: Ojcze, dziękuję ci, żeś mnie wysłuchał. A Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz, ale powiedziałem to ze względu na lud stojący wkoło, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał. A gdy to rzekł, zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź! I wyszedł umarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść. Wielu więc z Żydów, którzy przyszli do Marii i ujrzeli to, czego dokonał Jezus, uwierzyło w niego. A niektórzy z nich odeszli do faryzeuszów i powiedzieli im, czego dokonał Jezus” (J 11:19.45-46).

O czym myślicie patrząc na to, co stało się po tym cudzie? Może zadajecie sobie pytanie: Jak to możliwe, że ten cud nie przekonał wszystkich o tym, że Jezus to Syn Boży i Mesjasz? A jednak nie przekonał. Ci sami Żydzi, którzy chcieli wcześniej ukamienować Jezusa za bluźnierstwo, nie próbowali nawet powtarzać używanych wcześniej argumentów, które według nich świadczyły o tym, że Jezus nie jest Mesjaszem i Synem Bożym. Już sami nie wierzyli w to, co mówili wcześniej, a jednak nie chcieli się do tego przyznać. Nie potrafili, a może nie mogli przełamać wewnętrznego oporu, który kazał im sprzeciwiać się Jezusowi. Już wcześniej przestali być niewolnikami grzechu i stali się domownikami w domu grzechu, więc teraz rozpaczliwie szukając jakiegoś wyjścia, zaakceptowali kolejny pomysł podsunięty im przez szatana i postanowili zabić Jezusa, aby ocalić cały naród. Nie negowali w tym momencie boskości Jezusa, nie twierdzili już, że nie jest On Mesjaszem, oni po prostu zignorowali to, co było oczywistym wnioskiem wypływającym z faktu przywrócenia życia Łazarzowi. Chcieli zabić Jezusa, a ponieważ nie mogli uzasadnić tego tak, jak wcześniej, skwapliwie wykorzystali inny powód, pozwalający im pokazać samych siebie jako obrońców narodu. Jezus dokonał tego cudu dając przywódcom żydowskim szansę na nawrócenie, chociaż wiedział, że z tej szansy nie skorzystają. Przepowiedział to opowiadając przypowieść o bogaczu i Łazarzu, na końcu której powiedział: „Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą” (Łk 16:31). Co mogło przekonać tych, którzy widząc ten największy cud dokonany przez Jezusa, nadal trwali w błędzie? Czy Bóg zrobił wszystko co możliwe, aby ich uratować?

Jezus mówił o tym, jaki wpływ na naszą wiarę mają cuda, ale powiedział też o znakach. Jakie znaki zostały pokazane żydowskim przywódcom, aby mogli uwierzyć „w imię jednorodzonego Syna Bożego?

Alfred Edersheim, wybitny uczony z uniwersytetu w Oksfordzie wymienił w swym monumentalnym dziele o czasach Jezusa 456 starotestamentowych zapowiedzi wypełnionych przez Mistrza z Nazaretu, przy czym ich mesjańskie odniesienie nie jest wyłącznie chrześcijańską interpretacją, gdyż Edersheim wziął pod uwagę tylko proroctwa uznawane za mesjańskie przez starożytne źródła rabiniczne (http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,520837).

    Jezus powiedział członkom Sanhedrynu: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie” (J 5:39). Każde miejsce w Starym Testamencie, które mówi coś o Mesjaszu, powinno być dla nich znakiem wskazującym na to, że Jezus jest Mesjaszem i Synem Bożym. Jednak Żydzi zignorowali te znaki, co w końcu doprowadziło ich do tego, że zaczęli walczyć z Bogiem, chociaż uważali, że tak nie jest.

  Bóg od początku istnienia świata używał znaków, aby pomagać ludziom dostrzec Prawdę. Jaką Prawdę Bóg objawia ludzkości od sześciu tysięcy lat? Czy nie tę prawdę, którą szatan od sześciu tysięcy lat próbuje przed nami ukryć? Co jest tą prawdą?

 

   Po pierwsze prawda o Bogu, prawda o tym, że Bóg jest Bogiem miłości i że miłość jest fundamentem Bożego Królestwa. To nie Bóg stworzył grzech, grzech był, jest i zawsze będzie świadomym wyborem istot stworzonych przez Boga, ponieważ On dał im wolną wolę.

   Po drugie prawda o nas, prawda o tym kim jesteśmy, gdy żyjemy w oderwaniu od Boga oraz kim możemy być, gdy żyjemy w jedności z naszym Stwórcą.

   Wreszcie, po trzecie, prawda o tym, czym jest grzech i w jaki sposób grzech zmienia świat, a przede wszystkim nas.

 

   Co robimy z tą prawdą, którą Bóg objawia nam za pomocą znaków i cudów? Wolna wola to możliwość wyboru, a wybrać można tylko jedną z dwóch opcji. Prawdę można albo przyjąć i zaakceptować, albo odrzucić.

  Co to znaczy przyjąć i zaakceptować prawdę? Jezus pokazał to swoim życiem na ziemi. Każdy, kto przyjął Prawdę, żyje takim życiem, jakim żył Jezus. Taki człowiek myśli i czuje jak Jezus, kocha to, co kocha Jezus i robi to, co na jego miejscu robiłby Jezus. Mówi to, co powiedziałby Jezus. Wreszcie patrzy na świat i ludzi tak, jak patrzy Jezus. Taki człowiek może powiedzieć o sobie to samo, co powiedział kiedyś apostoł Paweł: „żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal 2:20). Taki człowiek nie robi w swoim życiu tego, czego nigdy nie zrobiłby Jezus. Taki człowiek nie czuje tego, czego nie czuje Jezus. W jego życiu nie ma miejsca na żadne negatywne emocje i uczucia, ponieważ żyje już nie on, ale żyje w nim Jezus.

Ellen White napisała:

Wielu uważa za rzecz oczywistą, iż są chrześcijanami po prostu dlatego, że podpisują się pod pewnymi doktrynami teologicznymi. Nie wprowadzili jednak prawdy w swoje życie. Nie uwierzyli jej i nie pokochali, nie otrzymali więc mocy i łaski, która przychodzi przez uświęcenie prawdy. Ludzie mogą wyznawać, że wierzą w prawdę, ale jeśli nie czyni ich ona szczerymi, uprzejmymi, cierpliwymi, wyrozumiałymi, myślącymi na sposób niebiański, jest przekleństwem dla tych, którzy ją wyznają, a poprzez ich wpływ staje się przekleństwem dla świata” (PW s.244)

 

     Żyjemy w czasach końca, o których Jezus powiedział:

Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych (Mt 24:24)

   Kto da się oszukać tym fałszywym prorokom i fałszywym mesjaszom? Czy ci, którzy nie znają doktryn i właściwej interpretacji proroctw? Być może tacy ludzie też dadzą się oszukać, ale oszukani zostaną przede wszystkim ci, którzy wcześniej zignorowali znaki poprzez które Bóg starał się im objawić prawdę. Nie były to wielkie znaki związane z dramatycznymi wydarzeniami, chociaż i takie mogą i będą miały miejsce. Chodzi przede wszystkim o takie małe znaki wskazujące na to, że podejmując małe, na pozór nieistotne decyzje, ci ludzie kierowali się niewłaściwym duchem. Nie chcieli zaakceptować faktu istnienia w ich charakterach wad, które wymagają usunięcia. Zignorowali te sytuacje, w których ogarniały ich negatywne emocje, zawiść, agresja, pożądanie, chęć zemsty, gniew, zazdrość czy wrogość. Ich samolubne ego nie chciało się przyznać do tego, że takie cechy są dowodem na to, że pozostają oni niewolnikami grzechu i nie powinni nazywać się chrześcijanami i nie mają w takim stanie najmniejszych szans na zbawienie.

    W kazaniu na górze Jezus powiedział:

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni zostaną pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5:3-8).

  To tylko część tego, co powiedział wtedy Jezus, ale sprawdźmy na podstawie tego fragmentu, kto znajdzie się po niewłaściwej stronie.

 

Do kogo nie będzie należało Królestwo Niebios?

    Do tych, którzy nie uważają się za ubogich w duchu. Kto jest przeciwieństwem ubogiego? Bogaty. „Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” (Ap 3:17). To każdy, kto nie dostrzega swojej bezwartościowości, każdy, kto wprawdzie dostrzega jakieś swoje wady, ale nie uważa ich za istotne, dostrzega natomiast w swoim charakterze wiele istotnych zalet. Izajasz mówi takim ludziom: „wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona” (Iz 64:6). Apostoł Paweł mówi im: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językami swoimi knują zdradę, jad żmij pod ich wargami;  usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed ich oczami” (Rz 3:11-18). Biedny w duchu to ten, który doskonale wie o tym, że nie ma w sobie niczego, co w duchowym sensie ma jakąkolwiek wartość. Nie można być biednym i tego nie wiedzieć, ale jest możliwe, że biedny nie chce widzieć swojej biedy. Człowiek może żyć złudzeniami i nie chcieć widzieć prawdy o samym sobie, co nie oznacza, że jest ona dla niego niewidoczna.

 

Kto nie zostanie pocieszony?

    Każdy z nas wie, co to znaczy smucić się. Kiedy spotykają nas nieprzyjemności, przykrości i nieszczęścia, jest nam smutno, ponieważ czujemy, że to, co nas spotkało, nie jest sprawiedliwe. Smutek ogarnia nas, gdy tracimy coś, do czego jesteśmy przywiązani. Jednak to nie o takim smutku powiedział Jezus. Prawdziwy smutek ma dwa źródła. Po pierwsze świadomość tego, do czego doprowadziły nasze grzechy. To, że Jezus zrezygnował ze swojej pozycji w Niebie, stał się człowiekiem i był prześladowany, a w końcu zabity na krzyżu, było skutkiem naszych grzechów. To był jedyny sposób aby nas uratować. Drugim źródłem prawdziwego smutku jest świadomość tego, co czeka większość ludzi, którzy żyją obok nas. Pierwszy smutek prowadzi do odrzucenia grzechu, drugi do działania na rzecz ratowania ludzi. Kto nie odczuwa choćby jednego z tych dwóch, nie zostanie pocieszony.

 

Kto nie posiądzie ziemi?

    Kim są cisi? Słowo ‘cichy’ (ang. ‘meek’), którego Jezus użył w kazaniu na górze, jest użyte w Biblii do określenia charakteru Mojżesza. „Mojżesz był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, którzy są na ziemi” (Lb 12:3). Cisi to ci, którzy mają taki charakter, jaki miał Mojżesz. Mojżesz z kolei miał charakter, który był odbiciem charakteru Boga. Taki charakter Bóg objawił Mojżeszowi, kiedy Mojżesz prosił Boga: „Pokaż mi, proszę, chwałę twoją” (Wj 33:18). Wtedy Bóg przeszedł obok Mojżesza ukrytego w rozpadlinie skalnej i Mojżesz, widząc to, co mógł zobaczyć, wykrzyknął z radością i uwielbieniem: „Panie, Panie, Boże miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący łaskę dla tysięcy, odpuszczający winę, występek i grzech, nie pozostawiający w żadnym razie bez kary, lecz nawiedzający winę ojców na synach i na wnukach do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 34:6-7). Mojżesz swoim życiem objawiał charakter Boga, ale pełne objawienie nastąpiło dopiero dzięki Jezusowi, który w pełni objawił prawdę o Bożym charakterze. Cisi to ci, którzy pozwolili Bogu ukształtować ich charaktery według Bożego wzorca. Nikt, kto nie posiada takiego charakteru, nie może ‘posiąść ziemi’, co oznacza, że nie zostanie zbawiony. Nie może ‘posiąść ziemi’ ktoś, kto posiada takie cechy charakteru, które są zaprzeczeniem charakteru Jezusa. „Jeśli posiadamy łagodność naszego Mistrza, wzniesiemy się ponad afronty, odrzucenie, przykrości, na które jesteśmy narażeni każdego dnia, a one przestaną rzucać cień na nasz nastrój. Najwyższym dowodem szlachetności u chrześcijanina jest opanowanie. Ten, komu wobec obelg czy okrucieństwa nie udaje się zachować cichego i pełnego ufności ducha, okrada Boga z Jego prawa do objawienia w nim Jego własnej doskonałości charakteru. Uniżoność serca jest siłą przynoszącą naśladowcom Chrystusa zwycięstwo; jest to dowód ich związku z przybytkiem na wysokości” (PW s.238).

 

Kto nie zostanie nasycony?

    Czy znacie kogoś, kto nigdy nie był spragniony lub głodny? Człowiek odczuwa głód, ponieważ jego organizm daje mu znać, że brakuje mu źródeł energii. Im dłużej trwa ten stan deficytu energetycznego, tym bardziej jesteśmy głodni. O wiele szybciej organizm informuje nas o deficycie wody. Wystarczy kilka godzin przebywania na słońcu w upalny dzień, aby pojawiło się pragnienie, chęć napicia się czegokolwiek. O czym wtedy myślimy? Czy można być głodnym i spragnionym i jednocześnie myśleć o czymś innym, jak jedzenie i picie? Czy w takiej sytuacji pójście na koncert wydaje się być atrakcyjne? A może w takim stanie łatwiej jest nam prowadzić jakieś rozważania naukowe? Myślę, że każda myśl jest wtedy związana z zaspokojeniem głodu i pragnienia. Czy właśnie w taki sposób myślimy o sprawiedliwości? Czy jest ona dla nas najbardziej pożądanym stanem? Czy dla człowieka, który znalazł się na środku pustyni w środku upalnego dnia, bez wody i jedzenia, głód i pragnienie są tym, co mu nie przeszkadza? A może gorąco pragnie, aby być jak najdalej od tego miejsca i nigdy więcej nie czuć głodu i pragnienia? Czy nie jest tak, że najważniejsze w takiej sytuacji jest dla niego to, aby być nasyconym?

Poczucie bezwartościowości poprowadzi serce do pragnienia i głodu sprawiedliwości, a pragnienie to nie zostanie niespełnione. Ci, którzy zrobią w swoich sercach miejsce dla Jezusa, zdadzą sobie sprawę z Jego miłości. Wszyscy, którzy tęsknią za tym, aby odzwierciedlać charakter Boży, będą usatysfakcjonowani” (PW s.239). Aby tak się stało człowiek musi najpierw zacząć zdawać sobie sprawę, że znajduje się na środku duchowej pustyni i nie jest w stanie sam sobie pomóc, a następnie zapragnąć tej pomocy, którą może otrzymać jedynie od Boga. Kto nie odczuwa w ten sposób swojego duchowego ubóstwa, nie zostanie nasycony.

 

Kto nie dostąpi miłosierdzia?

   Czym jest miłosierdzie? To aktywna forma współczucia, wyrażająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy. Współczucie pojawia się, gdy człowiek widzi kogoś, kto z jakiegoś powodu jest nieszczęśliwy, i sam zaczyna odczuwać podobny ból. Pojawia się wtedy chęć i potrzeba udzielenia bezinteresownej pomocy i właśnie to jest miłosierdzie.

  Zanim Jezus wskrzesił z martwych Łazarza, rozmawiał z Maria i zapytał się jej:

Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz. I zapłakał Jezus” (J 11:34-35)

  Inna scena. Jezus wraz z uczniami udał się do miasteczka Nain.

A gdy się przybliżył do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową, a wieli ludzi z tego miasta było z nią. A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz” (Łk 7:12-13).

   Opisując tę scenę Ellen White napisała: „Jezus miał właśnie zmienić jej smutek w radość, ale nie mógł się powstrzymać od tego pełnego współczucia gestu” (PW s.252).

   Kto z nas nie zachowałby się w takich sytuacjach tak samo jak Jezus? Jednak współczucie Jezusa było związane nie tylko z tymi, którzy byli jego przyjaciółmi lub niewinnymi ofiarami jakiegoś nieszczęścia. Kiedy podczas swojej ostatniej podróży do Jerozolimy Jezus wraz z podążającym za nim tłumem wszedł na wzgórze, z którego roztaczał się widok na miasto, zatrzymał się. Ludzie z podziwem patrzyli na miasto. Ellen White opisała to tak: „Jezus przygląda się tej scenie, a okrzyki cichną w całym tłumie, oniemiałym wobec nagłego obrazu piękna. Oczy wszystkich kierują się na Zbawiciela w oczekiwaniu, że zobaczą na Jego twarzy podziw, jaki sami odczuwają. Ale zamiast tego widzą cień smutku. Są zdumieni i rozczarowani, widząc Jego oczy pełne łez, a Jego ciało chwiejące się niczym drzewo przed burzą, podczas gdy z Jego ust wydobywa się jęk boleści, jakby wypływał z głębi złamanego serca (…) Łzy Jezusa nie brały się stąd, że przewidywał swoje własne cierpienie (…) Nie był to smutek związany ze skupieniem się na sobie. Myśl o Jego własnej agonii nie przerażała tego szlachetnego i pełnego poświęcenia serca. To widok Jerozolimy przeszył serce Jezusa – Jerozolimy, która odrzuciła Syna Bożego i pogardziła Jego miłością; która nie pozwoliła, aby przekonały ją potężne cuda i gotowa była pozbawić Go życia” (PW s.459-460).

   Okazywanie współczucia tym, których kochamy albo tym, którzy nie są ofiarami własnych błędów, nie jest tak naprawdę czymś wielkim. Jednak Jezus współczuł tym, którzy chcieli Go zabić.

   Kto nie dostąpi miłosierdzia? Może ten, kto nie potrafi współczuć swojemu wrogowi?

Miłujcie nieprzyjaciół waszych mi módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5:44).

   Jezus w każdym człowieku widzi bezradną ofiarę grzechu, współczuje mu i robi wszystko, aby mu pomóc. Kto nie patrzy na ludzi w taki sposób, nie dostąpi miłosierdzia, ponieważ tak naprawdę sam nie wie, czym ono jest.

 

Kto nie będzie oglądać Boga?

    Słowa Jezusa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”, mają dwa znaczenia. Pierwsze związane jest z naszym życiem tu i teraz. Drugie z życiem wiecznym w obecności Boga.

    Tu i teraz możemy zobaczyć Boga oczami serca. Jednak aby Go zobaczyć i dostrzec to, jakim naprawdę jest Bogiem, jaki ma charakter, człowiek musi mieć oczyszczone serce. „Każda nieczysta myśl deprawuje duszę, osłabia poczucie moralności i przyczynia się do zacierania wrażeń pochodzących od Ducha Świętego. Zaciemnia duchowy wzrok tak, że człowiek nie może dostrzec Boga (…) Ten, kto pragnie posiadać jasne rozeznanie duchowej prawdy, musi unikać wszelkiej nieczystości w mowie i myśleniu (…) Na przeszkodzie w dostrzeganiu Boga staje nam egoizm. Samolubny duch osądza Boga jako kogoś zupełnie podobnego do siebie. Dopóki z tego nie zrezygnujemy, nie będziemy mogli zrozumieć Tego, który jest miłością. Jedynie niesamolubne serce, pokorny i ufny duch ujrzy Boga jako ‘miłosiernego i łagodnego, nieskorego do gniewu, bogatego w łaskę i wierność’” (PW s.239).

Kto nie może zobaczyć Boga tu i teraz, i kto nie będzie mógł Go oglądać osobiście w Królestwie Niebios?

 

    Czy czuje się ubogi w duchu? Czy smucę się, ponieważ moje grzechy sprawiają ból Bogu? Czy smucę się , ponieważ widzę umierających duchowo ludzi? Czy mój charakter jest pozbawiony wad? Czy moim pragnieniem jest życie pozbawione grzechu? Czy jestem dla innych miłosierny? Czy moje serce jest czyste?

 

    A teraz spróbujmy popatrzeć na nas samych tak, jak nas widzi Bóg. Bóg jest miłością. Co może czuć Bóg, kiedy na nas patrzy? A co może czuć ojciec, który patrzy na ukochane dziecko, które robi wszystko, aby zniszczyć swoje życie? Co dzieje się z sercem ojca, który widzi, że jego ukochane dziecko odrzuca możliwości uratowania swojego życia, tylko dlatego że jest przekonane, że wie lepiej co jest dla niego dobre. Tylko dlatego, że lubi i kocha to, co tak naprawdę prowadzi do śmierci. Czy serce takiego ojca nie jest pełne bólu? Czy takie dziecko nie łamie serca swojemu ojcu? O czym myśli kochający ojciec, gdy jego dziecko ignoruje jego rady, albo odpowiada, że wie lepiej i chce, aby ojciec nie mówił mu tego, czego to dziecko nie chce słuchać? Czy taki ojciec nie czuje się bezradny? Czy nie zastanawia się nad tym, co jeszcze może zrobić, aby uratować swoje dziecko?

   Każdy nasz grzech, każde odrzucenie Bożej miłości, nawet w najmniejszej sprawie, dotkliwie rani serce naszego Boga. Czy mamy tego świadomość? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy nasz grzech przybija ponownie Jezusa do krzyża?

   Apostoł Paweł powiedział, że ci, którzy „raz zostali oświeceni i zakosztowali daru niebiańskiego, i stali się uczestnikami Ducha Świętego, i zakosztowali Słowa Bożego”, a mimo to odwrócili się od poznanej prawdy, „sami ponownie krzyżują Syna Bożego i wystawiają Go na urągowisko” (Hbr 6:4-6).

   Bóg patrzy na nas i kiedy widzi tych, którzy pokochali Go z całego serca i odwrócili się od tego, co złe, odczuwa wielka radość w swoim sercu. Jednak gdy widzi tych, którzy ignorują przekazywane przez Niego znaki i odrzucają Jego miłość, odczuwa wielki ból i rozpacz. Bóg czuje wtedy to, co czuł król Dawid, gdy dowiedział się o śmierci swojego syna Absaloma. Dawid zrobił wszystko, aby ocalić swojego syna. Pomimo tego, że Absalom chciał doprowadzić do śmierci swojego ojca, Dawid rozkazał swoim dowódcom: „Łagodnie mi postąpcie  z młodzieńcem, z Absalomem” (2 Sam 18:5). A kiedy, wbrew temu poleceniu, Absalom został zabity, rozpacz Dawida była ogromna. „Wtedy król zadrżał i wstąpiwszy do górnej komnaty nad bramą, zaczął płakać. I chodząc tam i z powrotem tak wołał: Synu mój, Absalomie! Synu mój, Absalomie! Obym to ja umarł zamiast ciebie! Absalomie, synu mój, synu mój!” (2 Sam 18:33).

Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (J 15:13).

   Bóg gdyby mógł, oddałby swoje życie po to, aby nas ocalić, ale jest to niemożliwe, więc Bóg objawił nam swoja gotowość do samopoświęcenia się dla nas, oddając nam swojego Syna, który jako człowiek oddał życie, aby poruszyć naszymi skamieniałymi sercami, wstrząsnąć nami tak, aby otworzyły się nasze oczy i abyśmy w końcu zobaczyli prawdę, prawdę o kochającym nas Bogu, prawdę o nas samych oraz prawdę o grzechu. Zrobił to po to, aby dać nam szansę na pokochanie Go, na odrzucenie egoizmu i pewności siebie, oraz całkowite odrzucenie grzechu, który niszczy wszystko, co Bóg stara się uratować. Czy świadomość tego czym naprawdę jest grzech i do czego grzech nas doprowadził, nie porusza naszych serc?

Prawdziwy smutek z powodu grzechu jest wynikiem działania Ducha Świętego. Duch objawia niewdzięczność serca, które zlekceważyło i zasmuciło Zbawiciela, i doprowadza nas w skrusze do stóp krzyża. Każdy grzech na nowo rani Jezusa, a kiedy patrzymy na Tego, którego przebiliśmy, smucimy się z powodu grzechów, które sprawiły Mu ból. Taki smutek prowadzi do wyrzeczenia się grzechu” (PW s.237).

   Jak wspaniałego mamy Boga. Niczym nie zasłużyliśmy sobie na Jego łaski i miłosierdzie, za to robimy tak dużo, aby Go zranić i podeptać Jego miłość , a On mimo to nie odrzuca nas i cały czas robi wszystko, aby nas uratować. Wielka jest wierność naszego Boga i nie jesteśmy w stanie jej ogarnąć. 

   Ile jeszcze znaków i cudów musi nam objawić Bóg, abyśmy w końcu w pełni przyjęli do naszych serc prawdę o Bogu, prawdę o nas oraz prawdę o grzechu?

________________

PW - Ellen White "Pragnienie Wieków"