piątek, 14 września 2012

SMAK JABŁKA



Dopóki
nie spróbujesz,
nie będziesz
wiedział,
jak smakuje.
Starego duchownego odwiedził energiczny, bogaty biznesmen i powiedział tak:
— Dlaczego wy, chrześcijanie, mówicie, że w waszą naukę trzeba uwierzyć? Dlaczego nie można na jej temat mieć normalnej wiedzy, zweryfikować jej tak, jak weryfikujemy nasz pogląd na inne sprawy? Każecie mi wierzyć, że istnieje dobry Bóg, który mnie kocha, a Jego Syn stąpał dwa tysiące lat temu zakurzonymi drogami Judei. Dlatego, mówicie, mam kochać bliźnich, wyzbyć się egoizmu i radować każdą chwilą. Ale ja nie umiem kochać bliźnich. Oni są leniwi, nędzni i chciwi. Płaszczą się przede mną, a gdy się odwrócę, to mnie okradają. Są jak hieny. Stale kłamią. Stale obgadują. Najchętniej by brali pieniądze, nic nie robili i zdradzili przy pierwszej okazji. Dziennikarze i politycy są równie groźni jak mafia, a jeśli nie będę ostrożny, to urzędnicy zniszczą mnie w jednej chwili na zlecenie konkurencji. Jakie szaleństwo nakazuje wam kochać tych podłych ludzi? Wiara, że są dziećmi dobrego Boga, którego nikt nie widział? A dlaczego nie wierzycie w krasnoludki lub Latającego Potwora Spaghetti? Kiedy buduję dom, muszę wiedzieć, że nie runie, nie wystarczy wiara. Tak jest we wszystkich dziedzinach życia. Dlaczego akurat wam, chrześcijanie, mam wierzyć? Wierzyć w coś, czego nie potraficie udowodnić?
— Tak, bliźni są dla nas źródłem wielu utrapień — zgodził się stary duchowny. — Zważ jednak, że miłość nie jest nagrodą za dobro, które otrzymujemy. Miłość jest ponad tym. Postawiłeś bardzo ciekawy problem. Wiedza czy wiara? Wiedzą jest dla ciebie to, co możesz zważyć, zmierzyć, policzyć i dokładnie przewidzieć. A śpiew ptaka? Czy możesz mi przynieść śpiew ptaka, który słyszysz?
— Ty też go możesz usłyszeć.
— Ale ja chcę dostać ten, który słyszysz ty. Czy możesz go zważyć, zmierzyć i policzyć? A smak jabłka, które gryziesz? Możesz mi przynieść ten smak? Możesz napisać książkę, po przeczytaniu której poczuję smak jabłka?
— Możesz sam ugryźć jabłko.
— Właśnie. Możesz napisać książkę o smaku jabłka, ale ja mogę mieć tylko intelektualne rozumienie tej książki, dopóki sam jabłka nie ugryzę. Co więcej, kiedy tylko przeczytam książkę, mogę mieć wątpliwości, czy smak jabłka w ogóle istnieje. Powiedz mi: czy smak jabłka istnieje naprawdę?
— Nie wiem. Nie istnieje w oderwaniu od osoby, która smakuje, ale wygląda na to, że jest w stu procentach realny.
— Większość naszego świata składa się z rzeczy, których nie można zważyć, zmierzyć i policzyć. Uśmiech dziecka, spojrzenie matki, księżyc wychodzący zza chmur, dotyk dłoni. Tak samo jest z doświadczeniem Boga. My, chrześcijanie, piszemy książki, artykuły, głosimy kazania, które mają tylko jeden cel. Chcemy, abyś sam doświadczył Boga. Posmakował, „jak dobry jest Pan”. Abyś sam ugryzł jabłko. Kiedy je ugryziesz, nagle stanie się dla ciebie jasny sens tego, że zakurzone stopy Jezusa niestrudzenie przemierzały drogi Judei, sens Krzyża, sens wizji proroka Izajasza. Nie wcześniej. Tego doświadczenia nie da się kupić, odziedziczyć albo otrzymać w prezencie. Musisz uzyskać je sam, po prostu otwierając się na wiarę. Dopóki się nie otworzysz, wszystko, co głosimy, będzie dla ciebie głupstwem albo mową szaleńca. Będzie opinią ślepego o odcieniach błękitu.
— Ale dlaczego tak jest? — nie ustępował energiczny biznesmen. — Dlaczego dobry Bóg nie da nam pewności? Nie da się zważyć i zmierzyć? Dlaczego skazuje nas na niepewność?
— Chciałbyś Nieskończonego zawrzeć w skończonych pojęciach? Chciałbyś zawładnąć Nieskończonym? Intelekt jest bezużyteczny w poznaniu Boga. Jak napisał pewien średniowieczny anonimowy autor, „od Boga oddziela nas obłok niewiedzy”. Nasz rozum nie jest w stanie przeniknąć tego obłoku. Ale nasza wiara, nasza miłość swobodnie przepływają przez ten obłok. Nie żyjemy w niepewności. Mamy pewność bezpośredniego doświadczenia. Kiedy czytamy rozważania o Bogu, wszyscy odwołujemy się do tego doświadczenia. Wszyscy spróbowaliśmy smaku jabłka. Nie jest to smak dla każdego dokładnie taki sam. Bóg objawia się w różny sposób. Ale jest. Ale się objawia.
— Ależ to są tylko jakieś subiektywne majaki — powiedział energiczny biznesmen. — Gdzie masz dowody, że te majaki są realne?
— Och, to doświadczenie dokonuje w tobie realnej zmiany, to doświadczenie pozwala ci zrozumieć siebie i świat, kochać siebie i bliźnich. Niestety, nie da się najpierw mieć efektów, a dopiero potem wiary. Stawiasz wóz przed koniem. Wiara zawiera w sobie element odwagi i ryzyka. Najpierw musisz uwierzyć. Dopiero później otworzą ci się oczy.
— I będę kochał te hieny, które nieustannie polują na moje pieniądze?
— Zobaczysz, że w tych „hienach” jest ta sama iskra Boża, co w tobie. I jeszcze więcej. Zobaczysz, że te pieniądze, których strzeżesz, wcale nie są twoje. Bóg ci je tylko na pewien czas powierzył w zarząd. Są darem Bożym, tak samo jak słońce, księżyc. Jak uśmiech dziecka, które wyciąga do ciebie rączkę. Nie są niczym specjalnym.
* * *
Do starego duchownego przyszedł młody chrześcijanin, aby podzielić się z nim swoją troską.
— Próbuję nawracać ateistów. Bezpośrednio i przez internet. Ale kończy się to tylko zajadłą dyskusją, która wyczerpuje mnie psychicznie i emocjonalnie. Ja im mówię, że Biblia zawiera niezbędną do zbawienia prawdę, a oni mi, że Biblia to zbiór mitów spisanych przez prymitywne plemiona. Ja im mówię, że zasady naszej religii prowadzą do życia zgodnego z ludzką naturą, a oni mi na to, że zasady te gwałcą wolność i że wymyślili je jedni ludzie, aby panować nad innymi. Na każdy argument mają dziesięć, są emocjonalni, zaczepni. Pod koniec takiej dyskusji czuję już w sobie agresję, a potem huczy mi w głowie i sam zaczynam tracić wiarę. Ich argumenty, ich pewność siebie wypłukują ze mnie wiarę i zostaje tylko taki mroczny, męczący bezsens istnienia. A zaczynałem przecież rozmowę po to, aby podzielić się z kimś radosną nowiną. Co robię źle?
— Och, popełniasz masę błędów — powiedział stary duchowny.
— Proszę, wskaż mi je — poprosił młody chrześcijanin.
— Po pierwsze, pozwalasz, aby dyskusja zeszła na płaszczyznę poglądów intelektualnych. Prezentujesz ateistom jakiś intelektualny pogląd, na co oni prezentują ci własny. Ty masz swoje, oni mają swoje. Odrzuć ten sposób. Bóg jest nieskończony i nie da się go ograniczyć do ludzkich słów i pojęć. Biblia mówi: „Chodźcie i skosztujcie, jak dobry jest Pan”. Zwróć uwagę: skosztujcie. Możesz napisać tysiąc stron na temat smaku jabłka, ale ten, kto to przeczyta, smaku jabłka nie pozna. Tymczasem kiedy sam ugryzie jabłko, poznaje jego smak w ułamku sekundy. Bez żadnych słów, pojęć i filozoficznych traktatów. Rozumiesz?
— Tak.
— Po drugie, próbujesz ateistom własny pogląd narzucić. Bronią się, bo każdy jest do własnych poglądów przywiązany. Nie narzucaj nikomu swoich poglądów. Raczej prowadź do tego, żebyście wspólnie rozważali temat. Jeśli ateista zgłasza zastrzeżenia, nie komentuj ich natychmiast. Pozwól, żeby sam odkrył w nich błąd.
— A jeśli jest agresywny i obraża mnie?
— Wtedy odejdź. Jeśli ktoś jest fanatyczny i zajadły, to nie powód, żebyś ty stawał się taki sam. Po trzecie, nie dąż do wygrania dyskusji. Nie ciesz się, kiedy wydaje ci się, że wygrałeś dyskusję, i nie martw się, kiedy przegrałeś. To jest tylko twój egoizm. Jeśli chcesz działać dla Boga i bliźnich, musisz zapomnieć o sobie. Po prostu działaj.
— Dziękuję — młody chrześcijanin skłonił się przed starym duchownym.            
Nikodem Berger
 Znaki  Czasu wrzesień 2012r.

czwartek, 13 września 2012

NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI



Piękne budynki i lokale, błyszczące w słońcu logo i nazwa firmy, reklamy we wszystkich mediach
i na billboardach, syn premiera na etacie i własna linia lotnicza — wszystko to dowodziło tylko jednego: prawdziwości znanego przysłowia, że reklama dźwignią handlu. Choć w przypadku Amber Gold to przysłowie należałoby raczej zakończy słowem„szwindlu”O aferze  Amber Gold napisano  już bardzo  wiele Głównie,że zawiodły instytucje państwa
— od prokuratury, przez kuratorów, po służby specjalne i sądy — które w porę nie wykryły i nie ukróciły uprawianego przez tę firmę procederu; że ludzie nie byli skutecznie przed nią ostrzegani; że cała afera może mieć tło polityczne, a nawet mafijne. To wszystko prawda. Czy pełna? Czas pokaże. Na razie prezes tego para banku — który się okazał spółką z no.no., czyli z nieograniczoną nieodpowiedzialnością, mierzoną nieograniczonym zaufaniem kuratorów, prokuratorów, sędziów i inspektorów skarbowych — siedzi w areszcie.
Stosunkowo mało pisze się jednak o tym, dlaczego tak wielu ludzi tak ochoczo oddawało swoje środki tej „złotej” firmie, która w gruncie rzeczy obiecywała gruszki na wierzbie i nawet niezbyt się z tym kryła. Jeśli już, to komentatorzy podkreślają głównie niewiedzę i naiwność przeciętnego klienta tej firmy. Nieliczni — całkiem słusznie, a kto wie czy nie najcelniej — wskazują na ludzką chciwość jako przyczynę całej afery. I nie chodzi tu tylko o chciwość samego Marcina P., czy osób za nim stojących, ale również jego klientów. Nie trzeba kończyć studiów ekonomicznych, żeby wiedzieć, iż oferta nadzwyczaj wysokich zysków w nadzwyczaj krótkim czasie pachnie kantem.
Takim samym kantem, a konkretnie paserstwem, pachnie złożona na ulicy przez nieznajomego osobnika propozycja sprzedaży drogiego zegarka, aparatu czy kamery za bardzo niewielkie pieniądze, byle wypłacone natychmiast. Dla nabywcy i pasera czysty zysk, ale wiadomo, że ktoś stracił; że ktoś został okradziony. Udział w takiej transakcji jest ewidentnie niemoralny; utwierdza złodziei w przeświadczeniu, że opłaca się kraść, bo ich łupy zawsze ktoś kupi.
Oprocentowanie lokat o wiele korzystniejsze od nawet najkorzystniejszych ofert bankowych musiało, a przynajmniej powinno było wzbudzać podejrzenia. Jeśli nie wzbudzało, to biada nam, bo klienci Amber Gold to również elektorat. Jeśli zaślepiony spodziewanym zyskiem nie potrafi odróżnić złota od tombaku, to w kolejnych wyborach możemy oczekiwać nadspodziewanie dobrych wyników partii, których program sprowadza się do obietnic rozdawania pieniędzy. Ale jeśli oferta Amber Gold wzbudzała jakieś wątpliwości, a mimo to klient powierzał jej swoje środki, to może oznaczać tylko jedno — że taki klient świadomie godził się z ryzykiem utraty środków, ale miał nadzieję, że go to ominie. Bo jeśli to wszystko — mógł myśleć taki klient — opierałoby się na jakimś kancie, to najpierw, jak w grze w trzy karty, oszust daje przecież zarobić pierwszym klientom, żeby zdobyć zaufanie kolejnych, na których sobie tę początkową „stratę” odbije. Skoro firma była młoda i prężna, to nawet jeśli byłaby tylko piramidą finansową, wszystko wskazywało, że pierwsi klienci powinni byli dostać, co im obiecywano.
W klasycznej piramidzie finansowej zysk konkretnego jej uczestnika jest uzależniony od wpłat osób, które później do niej przystąpiły. Tych pierwszych jest mniej, tych ostatnich najwięcej. Celem założycieli piramid jest pozyskanie jak największej liczby uczestników, którzy zachęceni obiecywanymi łatwymi, pewnymi i wielkimi zyskami, wpłacają im pieniądze. Każdy kolejny uczestnik werbuje kilku następnych, którzy też wpłacają pieniądze w nadziei na zyski. Wypłaty zysków pierwszym uczestnikom usypiają czujność kolejnych. Piramida upada, kiedy przestaje przybywać nowych uczestników. Kończy się dopływ świeżego pieniądza i organizator piramidy nie jest już w stanie realizować zobowiązań. Najwięcej tracą ci, którzy przystąpili do piramidy ostatni.
Zastanawiam się, ilu z siedmiu tysięcy nabitych w butelkę klientów gdańskiej firmy było w swym pragnieniu szybkiego i dużego zarobku po prostu naiwnych, a ilu świadomie wkalkulowywało w zwój zysk cudzą stratę. Jeśli ci wszyscy ludzie są dla nas jako narodu reprezentatywni, to bardzo źle to o nas świadczy, bo albo jesteśmy „mądrzy inaczej”, albo „uczciwi inaczej”. To musi dziwić, zwłaszcza zważywszy na to, za jak pobożny naród się uważamy. Jak widać, albo nas chrześcijaństwo niczego nie nauczyło (może jesteśmy zbyt opornymi uczniami?), albo go w ogóle nie znamy. 
Pamiętam, jak kilkanaście lat temu rozmawiałem ze znajomym małżeństwem o biblijnych zasadach gospodarowania środkami finansowymi. Pośród szeregu zasad powiedziałem im o takiej, która przestrzega przed pochopnym poręczaniem spłaty cudzych długów. Przeczytałem taki fragment Biblii: „Nie bądź wśród tych, którzy dają porękę, ani wśród tych, którzy ręczą za długi”1, potem jeszcze inne o smutnych konsekwencjach poręczeń. „Dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział? — zareagował znajomy. — Nie musiałbym dzisiaj spłacać cudzej pożyczki, i to w dwa razy większej wysokości!”. Znajomy doświadczył na sobie prawdziwości słów Jezusa: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej”2.
Dlatego byłym klientom Amber Gold i obecnym oraz przyszłym klientom podobnych firm, wszelkim amatorom szybkich i dużych zysków dedykuję garść stosownych biblijnych ostrzeżeń: „Łatwo zdobyty majątek maleje; lecz kto stopniowo gromadzi, pomnaża go”3. „(...) kto chce się szybko wzbogacić, nie ujdzie kary”4. „Lepszy jest ubogi, który postępuje nienagannie, niż bogacz, który jest krętaczem i głupcem”5. „Lepiej mieć mało, lecz nabyte sprawiedliwie, niż obfitość nabytą niesprawiedliwie”6.
Są i ostrzeżenia dla prezesów: „Mienie bogacza jest jego warownym grodem i wysokim murem, lecz w jego wyobrażeniu”7. „Biada temu, kto zabiega o niegodziwy zysk dla swojego domu”8. „A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia”9. „Kto gromadzi skarby językiem kłamliwym, ugania się za marnością i wpada w sidła śmierci”10.
Na koniec ostrzeżenie przed powszechną nieuczciwością i korupcją: „Biada mi! (...) nie ma uczciwego wśród ludzi (...) jeden na drugiego sieć zastawia. Do złego mają zgrabne dłonie: Urzędnik żąda daru, a sędzia jest przekupny; dostojnik rozstrzyga dowolnie — prawo zaś naginają”11.
Jedno jest pewne: klienci Amber Gold zapomnieli o znanym polskim przysłowiu, że nie wszystko złoto, co się świeci. Tylko czy Polak będzie wreszcie mądry po szkodzie?            
Olgierd Danielewicz

1 Prz 22,26. 2 Mt 22,29. 3 Prz 13,11. 4 Prz 28,20. 5 Prz 19,1. 6 Prz 16,8. 7 Prz 18,11. 8 Ha 2,9. 9 1 Tm 6,9-10. 10 Prz 21,6. 11 Mi 7,1-3.
Znaki Czasu wrzesień 2012r.


BOHATEROWIE MŁODOŚCI I DOJRZAŁOŚCI



Od samego dzieciństwa miałem mieszane uczucia w odniesieniu do wojny.
Wychowałem się na książkach historycznych, które gloryfikowały chwałę polskiego oręża. Zaczytywałem się w Karolu Bunschu i jego opowieściach przygodowych o państwie Piastów. Jako nastolatek kończący szkołę podstawową niemal znienawidziłem Niemców za przeczytany u Bunscha opis oblężenia Głogowa w 1109 roku, podczas którego wojska niemieckie przywiązały polskie dzieci do machin oblężniczych, żeby zmusić obrońców do poddania grodu. Tak bliżej matury przyszedł czas na nienawiść do Ukraińców za Ogniem i mieczem i banderowców, a do Rosjan za zabory, rok 1920, 17 września i Katyń. Anglików i Francuzów znielubiłem za to, że nam nie pomogli w 1939, a Amerykanów — za to, że nas sprzedali komunistom w Teheranie w 1943 i Jałcie w 1945. Moimi bohaterami wczesnej młodości byli Skrzetuski i Kmicic. Ogniem i mieczem pochłonąłem w trzy dni, a jeszcze obszerniejszy Potop — w dwa. Chodziłem do liceum im. Bohaterów spod Arnhem — polskich spadochroniarzy z brygady gen. Sosabowskiego walczących w 1944 w Holandii. Nawet chciałem zostać zawodowym żołnierzem.
To skąd te mieszane uczucia? Z autopsji. Niedługo po przeczytaniu Bunscha pojechałem do Niemiec na młodzieżowy turniej koszykówki. Znałem już trochę język niemiecki i zobaczyłem, że mieszkają tam ludzie tacy jak my. Nawet miło mi się z nimi rozmawiało. Mimo rozbiorów dziwnie chętnie uczyłem się też języka rosyjskiego. Przydał mi się później podczas wizyt na Ukrainie i wielu ciepłych kontaktów ze zwykłymi Rosjanami. Dziś mam serdecznego kolegę z boiska Francuza i jakoś nie przychodzi mi do głowy wypominać mu chowania się jego rodaków w 1939 za Linią Maginota. Innemu — Denisowi z Ukrainy — też nie wypominam rzezi wołyńskiej, ilekroć rzuci mi kosza. W tym roku miałem okazję posłuchać wykładów prowadzonych przez Rosjanina niemieckiego pochodzenia, czyli osobę, którą jako Polak — zdaniem zwolenników teorii o dwóch odwiecznych wrogach Polski — powinienem nienawidzić z definicji podwójnie. Ale choćbym chciał, nie dałbym rady — takim był ciepłym i przyjaznym człowiekiem. I ten jego cudowny, śpiewny rosyjski...
Nadal lubię książki historyczne, ale już trochę inne. Chętnie czytam wspomnienia o zwykłych żołnierzach, nawet tych z przeciwnej strony frontu. Próbuję to wszystko ogarnąć ich spojrzeniem, dostrzec tragizm i ich położenia, wciągniętych w wiry i wichry ostatniej wojny nawet wbrew sobie.
Jedną z takich książek jest Wierzyć Bogu w czasach Hitlera autorstwa Susi Hasel Mundy1. To książka o jej ojcu Franzu Haselu, niemieckim chrześcijaninie, pacyfiście, który w 1939 roku został powołany do kompanii saperów. Już w Polsce w 1940 roku wyrzucił swój służbowy pistolet i w kaburze nosił jego drewnianą atrapę. Przez długi czas był przedmiotem drwin i szyderstw kolegów z uwagi na swoje nieukrywane poglądy i codzienne czytanie Biblii. Z czasem jednak, ze względu na wspólne trudne doświadczenia, zyskał ich szacunek. Nikogo nie zabił, a wielu uratował, również Żydów. Z całej jego kompanii w Rosji zginęli wszyscy z wyjątkiem siedmiu, ale z nich tylko on nie odniósł żadnych ran. Jego żonie, naciskanej, by wstąpiła do NSDAP, grożono zabraniem dzieci, jeśli tego nie zrobi. Nie zgodziła się. Ich życie w tych trudnych czasach to jedno pasmo cudów i Bożej opieki, dzięki którym wyszli z tego piekła żywi, dając dowód, że jednak można zachowywać się inaczej niż wszyscy.
Drugą z takich książek jest Nietypowy bohater Bootona Herndona2. Historia Desmonda T. Dossa, amerykańskiego żołnierza z czasów II wojny światowej, który nigdy nie dotknął karabinu, a mimo to został uhonorowany najwyższym amerykańskim odznaczeniem wojskowym — Medalem Honoru. On również za swoje przekonania religijne, odmowę noszenia broni, czytanie Biblii i codzienną pobożność był wyśmiewany, a nawet prześladowany. Za co więc dostał medal? Oddajmy głos dekorującemu go prezydentowi Trumanowi: „Szeregowy Desmond T. Doss był sanitariuszem kompani 307 pułku piechoty w czasie, gdy 1. batalion tego pułku szturmował niedostępne 130-metrowe urwisko (...) na wyspie Okinawa (...) 25 kwietnia 1945 roku. Gdy nasze oddziały osiągnęły szczyt urwiska, napotkały zmasowany opór (...) siedemdziesięciu pięciu ludzi zostało rannych. (...) Szeregowy Doss zamiast ratować się ucieczką pozostał na silnie ostrzeliwanym szczycie wraz z wieloma rannymi, wynosząc ich z pola bitwy”.
Dalej prezydent mówił, jak to Doss podczas kolejnych walk ratował rannych spod samych japońskich bunkrów, wielokrotnie pokonując dziesiątki i setki metrów pod ostrzałem z broni maszynowej i granatów. Jak niósł im pomoc, aż sam został ranny w nogę od eksplozji granatu. Jak sam się opatrzył i ustąpił miejsca do ewakuacji z pola bitwy ciężko rannemu koledze. Jak kolejny raz został ranny w rękę i wyczołgiwał się z pola bitwy ze złamaną ręką i ranną nogą. Zdaniem prezydenta Trumana Doss dowiódł „bezprzykładnego męstwa i niezłomnej woli w obliczu skrajnie niebezpiecznych warunków”, stając się „symbolem waleczności i poświęcenia sięgającego daleko poza granice obowiązku”.
Który typ bohaterstwa bliższy jest Ewangelii Jezusa Chrystusa — Skrzetuskiego i Kmicica czy Hasela i Dossa? Odpowiedzmy sobie sami.               
Andrzej Siciński
Znaki Czasu wrzesień 2012r.
.

Ludzie listy

ZDROWIE NASZYCH DZIECI

*******************************************************
BEZPŁATNY BIULETYN STOPCODEX http://StopCodex.pl
*******************************************************
Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi informuje

Jedzenie dla dzieci

...Każdego roku w Europie na choroby wywołane wpływem środowiska umiera 100
tys. dzieci. Jak twierdzą naukowcy, dzieci, które przychodzą dziś na świat,
to pierwsza generacja, która nie będzie tak zdrowa jak rodzice...' -
fragmenty z filmu "Zanim przeklną nas dzieci" (film on-line TUTAJ:
http://www.stopcodex.pl/media/zywnosc-jakosc-glod-rozwiazania/ )

Każde dziecko potrzebuje zdrowego, wartościowego pożywienia aby zostać
zdrowym i silnym dorosłym. Obowiązkiem nas wszystkich jest zapewnienie
dzieciom na co dzień świeżej, lokalnej i wartościowej żywności.
Wiemy, że większość produktów dostępnych w dzisiejszych supermarketach,
hurtowniach, czy nawet w małych sklepikach nie odznacza się dbałością o
jakość. Przeważa żywność nadmiernie przetworzona, zawierająca zbyt dużo
cukru, słodzików, konserwantów, barwników i innych dodatków chemicznych, jak
również żywność genetycznie zmodyfikowana (GMO).
Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii i w innych krajach wykazały, że
dzieci które były odżywiane taką żywnością, wykazują dużą hiperaktywność i
kłopoty z koncentracją, częściej chorują i mają skłonności do nadwagi.

Jeżeli obecna sytuacja nie ulegnie zmianie, to czekają nas kolejne problemy
w przyszłości. Aby im zapobiec musimy zapewnić dzieciom dietę zawierającą
lokalnie wyprodukowane sezonowe owoce i warzywa, oraz mięso i produkty
mleczarskie z gospodarstw, które nie używają lub ograniczają do minimum
użycie chemikaliów i humanitarnie traktują zwierzęta. NAJLEPIEJ Z
GOSPODARSTW EKOLOGICZNYCH I TRADYCYJNYCH. Taka dieta jest optymalna zarówno
ze względu na wartości odżywcze jak i smakowe.

Wielkoobszarowe rolnictwo przemysłowe nie dostarcza żywności wysokiej
jakości, stosuje także genetycznie modyfikowaną i zaprawioną antybiotykami
paszę dla swoich zwierząt hodowlanych.

Nie wolno nam oszczędzać na zdrowiu naszych dzieci!

DOŁĄCZ DO DNI TRADYCYJNEJ WSI www.dnitradycyjnejwsi.pl

WYDRUKUJ LIST OTWARTY
http://dnitradycyjnejwsi.pl/?page_id=295 , zaadresuj i wyślij do
odpowiednich adresatów.

WSPIERAJ DZIAŁANIA NA RZECZ POLSKI WOLNEJ OD GMO
http://www.icppc.pl/antygmo/pomoz-kampani/


Z poważaniem,
Jadwiga Łopata i Julian Rose

==========================
ICPPC - International Coalition to Protect the Polish Countryside,
Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi
34-146 Stryszów 156, Poland tel./fax +48 33 8797114 biuro@icppc.pl
www.icppc.pl www.gmo.icppc.pl www.eko-cel.pl


Przeczytaj - "Zmieniając kurs na życie. Lokalne rozwiązania globalnych
problemów", autor: Julian Rose www.renesans21.pl

*******************************************************
DARMOWY Biuletyn StopCodex http://stopcodex.pl

Newsletter Stop THMPD http://www.stopcodex.pl/stop-thmpd/

Problem Genetycznie Modyfikowanych Organizmów GMO wyjaśniony
http://www.stopGMO.org z BEZPŁATNYM kursem

Przekaż dalej! Czas na działanie...


KREACJONIZM A NAUKA


Tylko kilka wypowiedzi naukowcow:

Christian Boehmer Anfinsen biochemik: 1972 nagroda Nobla w dziedzinie chemii: "Mysle, ze tylko idiota moze byc ateista."

Werner Arber genetyk i mikrobiolog: nagroda Nobla w dziedzinie medycyny: "Chociaz jestem biologiem, musze przyznac, iz nie rozumiem w jaki sposob powstalo zycie... Uwazam, iz zycie zaczyna sie dopiero na poziomie funkcjonalnej komorki. Najbardziej prymitywna komorka moze wymagac przynajmniej kilkuset roznych specyficznych makromolekul biologicznych. W jaki sposob takie juz dosyc zlozone struktury mogly sie polaczyc pozostaje dla mnie tajemnica. Mozliwosc istnienia Stworcy, Boga, stanowi dla mnie satysfakcjonujace rozwiazanie tego problemu."

Sir Derek Harold Richard Barton nagroda Nobla w dziedzinie chemii:"Nie ma zadnej niezgodnosci pomiedzy Nauka a religia... Nauka pokazuje, ze Bog istnieje."

Profesor Behe jest amerykanskim wykladowca biochemii ktory spora czesc swojego zycia poswiecil badaniu rzekomych prawd Karola Darwina. Jako pierwszy zauwazyl nieredukowalna zlozonosc organizmow biologicznych. Co oznacza argument ktory przedstawia? To ze stopniowa zmiana organizmu nie ma prawa funkcjonowac na poziomie biochemicznym, poniewaz wowczas wszystkie czynniki musza funkcjonowac ze soba lacznie-czyli aby system mogl funkcjonowac musza istniec od poczatku. Oznacza to, ze jesli jakakolwiek czesc tego ukladu bylaby nie obecna wowczas caly system nie mialby prawa dzialac.

Jak na ten zarzut odpowiadaja zwolennicy teorii ewolucji? Nie potrafia tego wyjasnic. Jak powiedzial James Shapiro ktory jest biochemikiem na uniwersytecie Chicagowskim: "Nie ma zadnych szczegolowych darwinowskich ujec ewolucji jakiegokolwiek podstawowego biochemicznego lub komorkowego systemu, sa tylko rozmaite nieugruntowane spekulacje".

Jak to mozliwe ze od tylu lat wybitni naukowcy nie podjeli sie doglebnej analizy teorii Darwina i przyjeli ja calkowicie? Nie zrozumialym wydaje sie fakt ze antropolodzy przyjeli teorie jako prawde oczywista. Dowody przedstawione przed Darwina nie dotycza najwazniejszych czynnikow biologicznych lecz skupiaja sie na pobocznych obserwacjach niedotyczacych przeksztalcen organizmow pod katem biologicznym. Przypomina to rzucanie kostka: bez wzgledu na to czy rzucimy 10,20 czy 100 razy predzej czy pozniej ukaze nam sie scianka z 6cioma punktami.
Przesłane  przez  Tomasz Grzesikowski

Ps :

Dlaczego jestem kreacjonista - Kosciol Adwentystow Dnia ...

Najbardziej godne uwagi jest konflikt miedzy teoria ewolucji z jej miliardy lat dla stopniowego rozwoju zycia i biblijnej opowiesci o stworzeniu zycia przez Boga w ciagu szesciu doslownych dni kilka tysiecy lat temu. Czy sukces nauki w innych dziedzinach, zmusza nas do wniosku, ze dowody naukowe dla teorii ewolucji jest niepodwazalny ?

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=kosciol%20ads%20o%20inteligetnym%20projekcie&source=web&cd=4&cad=rja&ved=0CDkQFjAD&url=http%3A%2F%2Fwww.adwentysci.waw.pl%2Findex.php%3Fsubaction%3Dshowfull%26id%3D1323212984%26archive%3D%26start_from%3D%26ucat%3D13%26&ei=I3BIUOa2AsfZtAbYnYGwCg&usg=AFQjCNGksQU-kOX0-fyIFVxqbTHUBgoRdA

__,_._,___