środa, 16 grudnia 2020

Dwa poglądy na sprawiedliwość i łaskę

 Dawid panował nad całym Izraelem, wykonując sąd i sprawiedliwość nad całym swoim ludem (2 Samuela 8:15 BT)

Mawiał jeszcze Absalom: Gdyby to mnie ustanowiono sędzią w tej ziemi i gdyby do mnie przychodził każdy, kto ma sprawę sporną do rozstrzygnięcia, to wymierzyłbym mu sprawiedliwość (2 Samuela 15:4 BW)

 

Król Dawid przestrzegał prawa i zasad sprawiedliwości, Absalom mówił, że gdyby został królem, to wtedy wymierzałby każdemu sprawiedliwość. Mówiąc to chciał, aby ludzie uważali, że król Dawid, jego ojciec, tak naprawdę nie jest sprawiedliwym królem. Chciał, aby to właśnie jego uważali za bardziej sprawiedliwego od Dawida.

Co przypomina nam ta sytuacja? Czy konflikt między królem Dawidem i jego synem Absalomem nie jest odzwierciedleniem konfliktu między Bogiem i szatanem?

Absalom chciał zająć miejsce swojego ojca i zostać królem. W tym celu zaczął prowadzić działania poprzez które chciał uzyskać poparcie ludzi. Pod pozorem troski o los ludzi starał się przedstawić w złym świetle króla, a siebie jako tego, który wie jak można rządzić lepiej. Absalom zrobił to samo, co wcześniej Lucyfer zrobił w niebie.

Jak doszło do buntu Absaloma przeciwko Dawidowi?

Kilka lat wcześniej pierworodny syn Dawida, Amnon, dopuścił się gwałtu na siostrze Absaloma. Wprawdzie obaj byli synami Dawida, ale mieli różne matki. Tak przy okazji, jest to kolejny przykład jakie konsekwencje ponoszą ci, którzy odchodzą od Bożych standardów. Bóg stwarzając ludzi ustanowił małżeństwo jako związek jednego mężczyzny z jedną kobietą. Dawid miał wiele żon i przyczyniło się to do problemów, jakie go spotkały.

Ale wróćmy do właściwego tematu.

Amnon, pierworodny syn Dawida, popełnił czyn, za który powinien być ukarany przez Dawida jako ojca i króla. Jednak z powodu swojego wcześniejszego grzechu popełnionego z Batszebą, Dawid nie potrafił właściwie zareagować na to, co zrobił Amnon.

Haniebna zbrodnia Amnona, pierworodnego syna, została pozostawiona przez Dawida bez kary i nagany. Prawo nakazywało karać śmiercią cudzołożnika, a zwyrodniały charakter zbrodni Amnona czynił go podwójnie winnym. Jednak Dawid, który się sam potępiał za swój własny grzech, nie wymierzył sprawiedliwości złoczyńcy. Absalom, opiekun tak bardzo skrzywdzonej siostry, przez dwa lata ukrywał swój zamiar zemsty, ale tylko dlatego, żeby w końcu pewniej uderzyć. Podczas uczty synów królewskich pijany, kazirodczy Amnon został zamordowany na rozkaz swego brata. {PP 548.2}

Dawid nie potrafił uwolnić się od poczucia winy i dlatego popełniał jeden błąd za drugim. Pobłażliwość Dawida w stosunku do Amnona spowodowała, że serce Absaloma opanowała chęć zemsty. Absalom zaczął patrzeć na swojego ojca inaczej niż wcześniej. Postępowanie Dawida uważał za niewłaściwe i było ono dla Absaloma znakiem wskazującym na słabość króla. Dawid stracił swój ojcowski autorytet. Kolejne błędy Dawida tylko pogłębiły ten problem.

Fatalne skutki niewłaściwej pobłażliwości Dawida wobec Amnona na tym się jednak nie kończyły. To było też powodem zrażenia się Absaloma do ojca. Po ucieczce Absaloma do Geszur Dawid czując, że zbrodnia jego syna wymaga ukarania, odmówił zgody na jego powrót. Ta decyzja sprawiła, że nierozwiązalne zło, w które król się wplątał, raczej się zwiększyło niż zmniejszyło. Energiczny, ambitny i pozbawiony skrupułów Absalom, odsunięty przez swe wygnanie od spraw królestwa, wkrótce zaczął knuć niebezpieczne intrygi. {PP 549.1}

Po dwóch latach

„Absalomowi pozwolono wrócić do Jerozolimy, ale nie wolno mu było pojawiać się na dworze, ani spotykać z ojcem (…) Absalom przez dwa lata mieszkał we własnym domu, ale nie miał wstępu do pałacu. Jego siostra mieszkała wraz z nim, a jej obecność była stałym przypomnieniem nieodwracalnej krzywdy, której doznała. W opinii ogółu książę był raczej bohaterem niż zbrodniarzem. Korzystając z tego Absalom starał się pozyskać serce ludu. Sam jego wygląd wzbudzał podziw tych, którzy na niego patrzyli. „A w całym Izraelu nie było mężczyzny równie sławnego z piękności jak Absalom, od stóp aż do głów nie było na nim żadnej skazy” (2 Sam 14:25). Nie było to mądre ze strony króla, że pozostawił takiego ambitnego, impulsywnego i zapalczywego męża, jakim był Absalom, by przez dwa lata rozmyślał nad rzekomymi krzywdami. To, że Dawid pozwolił synowi wrócić do Jerozolimy, a jednak nie chciał go widzieć, sprawiło, że lud współczuł Absalomowi. {PP 549.4}

 O czym myślał wtedy Dawid?

Zdawało się, że żywa pamięć o własnym sprzeniewierzeniu się prawu Bożemu, moralnie paraliżowała Dawida. Przed popełnieniem grzechu był odważny i zdecydowany, teraz słaby i chwiejny. Jego wpływ na lud osłabł. Wszystko to sprzyjało zamiarom wyrodnego syna. {PP 550.1}

W końcu Dawid spotkał się z Absalomem.

Pod wpływem Joaba Absalom został dopuszczony przed oblicze ojca, i chociaż pozornie doszło do pojednania, młodzieniec nadal knuł swą ambicjonalną intrygę. Zaczął żyć i postępować prawie jak król — posiadał wozy i konie, a gdy jechał, biegło przed nim pięćdziesięciu mężów. Gdy król coraz bardziej pragnął spokoju i odosobnienia, Absalom podstępnie zdobywał przychylność ludu. {PP 550.2}

W ten sposób dotarliśmy do tego momentu, w którym Absalom powiedział:

Gdyby to mnie ustanowiono sędzią w tej ziemi i gdyby do mnie przychodził każdy, kto ma sprawę sporną do rozstrzygnięcia, to wymierzyłbym mu sprawiedliwość (2 Samuela 15:4)

 

Powtórzę teraz zadane na początku pytanie:

Czy konflikt między królem Dawidem i jego synem Absalomem nie jest odzwierciedleniem konfliktu między Bogiem i szatanem?

 

Jakie dostrzegamy podobieństwa?

Absalom:

A w całym Izraelu nie było mężczyzny równie sławnego z piękności jak Absalom, od stóp aż do głów nie było na nim żadnej skazy (2 Samuela 14:25)

Lucyfer:

Ty, który byłeś odbiciem doskonałości, pełnym mądrości i skończonego piękna, Byłeś w Edenie, ogrodzie Bożym; okryciem twoim były wszelakie drogie kamienie: karneol, topaz i jaspis, chryzolit, beryl i onyks, szafir, rubin i szmaragd; ze złota zrobione były twoje bębenki, a twoje ozdoby zrobiono w dniu, gdy zostałeś stworzony. Obok cheruba, który bronił wstępu, postawiłem cię; byłeś na świętej górze Bożej, przechadzałeś się pośród kamieni ognistych. Nienagannym byłeś w postępowaniu swoim od dnia, gdy zostałeś stworzony, aż dotąd, gdy odkryto u ciebie niegodziwość (Ez 28:12-15)

Czy widać podobieństwo w wyglądzie zewnętrznym Absaloma i Lucyfera?


Szukajmy kolejnych podobieństw.

Absalom:

Gdyby to mnie ustanowiono sędzią w tej ziemi i gdyby do mnie przychodził każdy, kto ma sprawę sporną do rozstrzygnięcia, to wymierzyłbym mu sprawiedliwość (2 Samuela 15:4)

Lucyfer:

Wstąpię na niebiosa, swój tron wyniosę ponad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad, na najdalszej północy. Wstąpię na szczyty obłoków, zrównam się z Najwyższym (Izajasza 14:13-14)

Jakie cechy charakteru Absaloma i szatana można dostrzec w tych wypowiedziach?


Jaki koniec spotkał Absaloma?

Absaloma zaś wzięli i wrzucili w lesie do wielkiego dołu, i narzucili na niego bardzo wielką kupę kamieni (2 Samuela 18:17)

Co stało się z Lucyferem?

O, jakże spadłeś z nieba, ty, gwiazdo jasna, synu jutrzenki! Powalony jesteś na ziemię, pogromco narodów! (Izajasza 14:12)

A co stanie się z szatanem pod koniec historii grzechu?

I widziałem anioła zstępującego z nieba, który miał klucz od otchłani i wielki łańcuch w swojej ręce. I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani, i zamknął ją, i położył nad nim pieczęć, aby już nie zwodził narodów (Ap 20:1-3)

 

Jak Absalom oceniał Dawida?

W oczach Absaloma Dawid był słabym królem, który bał się podejmowania trudnych decyzji. Absalom uważał, poniekąd słusznie, że Dawid powinien ukarać Amnona, a gdy nie doczekał się surowej kary, to wziął sprawy we własne ręce.

I tutaj możemy dostrzec najważniejszą różnicę między Dawidem a Bogiem. Otóż w tej historii Dawid sam doprowadził się do takiego stanu, że nie potrafił podjąć właściwej decyzji. Bóg nigdy nie znalazł się i nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji. Bóg zawsze podejmuje właściwe decyzje we właściwym czasie i zawsze jest sprawiedliwy. 

Pomijając jednak tę różnicę, zwróćmy uwagę na to, że Absalom był ambitny, dumny i pyszny, uważał się za lepszego od własnego ojca i był przekonany, że wie lepiej jak być królem. Czy widać tu podobieństwo do tego, co o Bogu i Bożej sprawiedliwości myśli szatan? Czy myśli Absaloma o samym sobie nie były odzwierciedleniem myśli, jakie ma szatan o sobie?

Pomimo popełnionych błędów, postawa Dawida wobec Absaloma jest przykładem Bożej sprawiedliwości i miłosierdzia. Dawid nie chciał walczyć z Absalomem i wolał wycofać się z Jerozolimy. Bóg nie chciał walczyć z Lucyferem aby zniszczyć źródło wszelkiego zła i pozwolił mu działać.

Dawid oddając bez walki Jerozolimę pozwolił, aby ujawniły się prawdziwe motywy działania Absaloma. Bóg pozwolił szatanowi na działanie aby ujawniły się prawdziwe motywy działania szatana.

Kiedy Absalom wkroczył do Jerozolimy ujawniła się prawda o jego charakterze. Wcześniej chciał być postrzegany przez lud jako obrońca prawa i sprawiedliwy człowiek, najlepszy kandydat na króla. Jednak teraz, za radą podstępnego Achitofela, zbezcześcił łoże swojego ojca, idąc na oczach całego Izraela do nałożnic Dawida. Ujawnił w ten sposób całkowity brak szacunku i respektu do ojca, oraz to, że nie traktował z szacunkiem i bojaźnią Bożego prawa.

Czy nie tak samo było z Lucyferem?

Najpierw umiejętnie wzbudzał wśród aniołów niezadowolenie z decyzji podejmowanych przez Boga, ale w taki sposób, aby samego siebie przedstawić jako obrońcę aniołów, oraz obrońcę Prawa. Sugerował, że aby wzmocnić Prawo konieczne jest wprowadzenie pewnych zmian i samego siebie przedstawiał jako tego, kto najlepiej wie, jakie zmiany są konieczne. Mówił o „prawdziwej wolności” i zniesieniu niepotrzebnych ograniczeń znajdujących się w Bożym Prawie.

Ale gdy nie mógł już dłużej działać w ukryciu i musiał się ujawnić, wtedy okazało się, że jego najważniejszym prawem jest zaspokajanie własnych pożądliwości. Potrafi bez skrupułów działać wbrew Prawu, o którym kiedyś mówił, że jest jego obrońcą.

 

Jak szatan rozumie Bożą sprawiedliwość?

Najważniejszą cechą charakteru szatana jest egoizm, który jest przeciwieństwem miłości. Szatan nie został stworzony jako egoistyczna istota, ale jako anioł, który mógł wybrać między miłością a egoizmem. Miał wolną wolę i wybrał egoizm, który stał się coraz bardziej dominującą cechą jego charakteru. Ktoś, kto jest egoistą nie potrafi zrozumieć tego, kto w swoim życiu kieruje się miłością. Taki ktoś jest dla egoisty kimś naiwnym, wręcz głupim, ponieważ nie myśli o sobie. I dokładnie tak o Bogu myśli szatan. Wie oczywiście o tym, że Bóg jest Bogiem dysponującym nieograniczoną mocą, ale uważa, że Bóg musi mu pozwalać korzystać z tej mocy. I oczywiście uważa się za mądrzejszego od Boga. Według szatana z Bożego Prawa wynika, że KAŻDY GRZECH MUSI ZOSTAĆ UKARANY.

Na początku wielkiego konfliktu szatan oświadczył, że prawa Bożego nie da się przestrzegać, że sprawiedliwości nie da się pogodzić z miłosierdziem, a jeśli prawo zostanie kiedykolwiek złamane, winowajca nie może znikąd oczekiwać przebaczenia. Dowodził on, że każdy grzech powinien być ukarany, a jeżeli Bóg zrezygnuje z wymierzenia kary, to nie jest on Bogiem prawdy i sprawiedliwości. Szatan triumfował za każdym razem, kiedy człowiek łamał prawo Boże i przeciwstawiał się woli Bożej. Dowodził, że niepodobieństwem jest stosowanie się do prawa i że winy człowieka nie mogą być mu odpuszczone. Jako istota strącona po swoim buncie z niebios przekonywał, że rodzaj ludzki na zawsze odłączył się od źródła Bożej łaski. Twierdził, że Bóg nie byłby sprawiedliwy, gdyby okazał miłosierdzie grzesznikowi. {ZJ 549.1}

Szatanowi wydaje się, że Bóg znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Wie o tym, że Bóg chce ocalić ludzi i jest przekonany, że Bóg nie unicestwi wszystkich ludzi, a przy okazji wszystkich upadłym aniołów. Dlatego powtarza, że Boże Prawo, które według niego mówi o konieczności ukarania każdego, kto zgrzeszył, nie powoli Bogu na uratowanie tylko części ludzi. Przedstawia to jako największą niesprawiedliwość. Według szatana Bóg, aby ocalić ludzi, musi pozwolić im istnieć w takim stanie, do jakiego doprowadził ich szatan, a niejako przy okazji Bóg musi pozwolić istnieć szatanowi i tym aniołom, którzy razem z nim zbuntowali się przeciwko Bogu. Chce też doprowadzić do tego, aby na ziemi nie było ani jednego człowieka, który mając prawdziwą wiarę w Boga, mógłby być kanałem łączności między ludzkością a Bogiem. Chce doprowadzić do tego, aby wszyscy ludzie, nieważne czy świadomie czy nieświadomie, sprzeciwili się Prawdzie. Myśli, że gdyby mu się to udało, to wtedy ziemia stałaby się jego własnością na zawsze.

Jednak jak mówiłem wcześniej, szatan nie może zrozumieć Bożej Sprawiedliwości, ponieważ opiera się ona na miłości i tylko ten, kto kocha, może ją zrozumieć. Podstawą miłości jest miłosierdzie i wybaczenie, połączone z podejmowaniem wszystkich możliwych działań aby pomóc tym, których się kocha. Tego szatan nie jest w stanie pojąć.

A teraz zastanówmy się nad tym, czy Biblia rzeczywiście mówi nam, że Boża sprawiedliwość rzeczywiście nie polega na tym, że każdy grzech musi zostać ukarany?

Jezus powiedział o szatanie:

On był mężobójcą od początku i w prawdzie nie wytrwał, bo w nim nie ma prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa (Jana 8:44)

Szatan dobrze wie, że nie jest prawdą, że każdy grzech musi zostać ukarany i wie też, kiedy człowiek, pomimo wszystkich popełnionych grzechów, może zostać zbawiony. Nie rozumie jak to się dzieje, ale wie, że jest to możliwe, gdy człowiek pozna Boga. Wie o tym, ponieważ doskonale pamięta każdy przypadek, gdy uważał już kogoś za swoją własność, za człowieka całkowicie zaprzedanego grzechowi, a mimo to, dzięki poznaniu Boga, taki człowiek był uwalniany spod jego władzy i szatan tracił kontrolę nad takim człowiekiem. Mógł nadal takiego człowieka kusić, mógł go atakować, także fizycznie, ale nie miał już dostępu do serca takiego człowieka. I z tego powodu szatan robi wszystko, aby ludzie nie poznali Boga. Zniechęca ich do tego podsuwając im inne atrakcyjne zajęcia. Tym, którzy mimo to chcą poznać Boga, podsuwa różne fałszywe poglądy o Bogu. A skoro stwierdzenie, że każdy grzech musi zostać ukarany pochodzi od szatana, to nie może ono być prawdziwe.

I rzeczywiście nie jest.

Czy rzeczywiście mam upodobanie w śmierci bezbożnego - mówi Wszechmocny Pan - a nie raczej w tym, by się odwrócił od swoich dróg i żył? (Ezechiela 18:23)

Boże prawo nie jest nastawione na karanie grzeszników, ale na doprowadzenie ich do tego, aby odwrócili się od nich, a wtedy Boże Prawo nie ma nic przeciwko temu, aby taki człowiek mógł żyć wiecznie.

Ale Wszechmocnego - Jego nie dościgniemy; On jest wzniosły potęgą, sądem i pełnią sprawiedliwości; nikogo nie gnębi (Hioba 37:23 BT)

Biblia przedstawia nam wiele przykładów ludzi, którzy byli grzesznikami, ale dzięki Bożemu miłosierdziu, dzięki Bożej cierpliwości w kształtowaniu charakterów tych ludzi, stali się oni sprawiedliwi i wkrótce, po tym jak nasz Pan pojawi się na ziemi, znajdą się razem z Nim w Królestwie Niebios.

Ile błędów popełnili Abraham, Izaak i Jakub, a mimo to Jezus powiedział o nich, że znajdą się w Niebie. Nie tylko oni, ale wielu innych ludzi:

A powiadam wam, że wielu przybędzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Niebios (Mateusza 8:11)

Ellen White napisała:

Prawo wymaga sprawiedliwości – sprawiedliwego życia, doskonałego charakteru; a tego człowiek nie może dać. Nie jest on w stanie wyjść naprzeciw żądaniom świętego Bożego prawa. Jednak Chrystus , przychodząc na ziemię jako człowiek, żył świętym życiem i rozwinął doskonały charakter, który ofiaruje jako doskonały dar dla wszystkich, którzy go przyjmą. Jego życie oznacza życie wielu ludzi. W ten sposób, dzięki przebaczeniu Bożemu, otrzymują oni odpuszczenie przeszłych grzechów. Co więcej, Chrystus napełnia ludzi cechami Boga. Buduje On ludzki charakter na podobieństwo Boga, potężną budowlę duchowej siły i piękna (PW 615).

To właśnie tej przemiany tak bardzo nienawidzi szatan, tej przemiany która jest najlepszym dowodem mocy Bożej miłości, która jako jedyna może wyzwolić człowieka spod władzy szatana, może uwolnić go od grzechu. Szatan nie rozumie jak to możliwe, że miłość może tego dokonać, ale wie, że tak jest i dlatego robi wszystko, aby ludzie nie poznali Boga i nie pokochali Go. Tym, którzy wierzą w Boga podsuwa fałszywe poglądy o Stwórcy, między innymi ten przedstawiający Boga jako tego, który karze ludzi za grzechy.

Jest olbrzymia różnica między byciem ukaranym za grzechy a poniesieniem konsekwencji za grzechy. Karę można wymierzyć, albo odstąpić od karania, ale gdy Prawo mówi o tym, że grzesznik musi być ukarany, to odstąpienie od ukarania jest niesprawiedliwością. Na szczęście Boże Prawo nie mówi o tym, co twierdzi szatan, nie mówi o tym, że KAŻDY GRZECH MUSI ZOSTAĆ UKARANY. Boże Prawo nie tylko tego nie mówi, ale w ogóle nie mówi o czymś takim jak kara za grzech. Według Bożego Prawa nie ma kary za grzech, ale zapłata za grzech. Boże Prawo mówi, że każdy grzech MOŻE BYĆ WYBACZONY.

Gdy bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił, i będzie przestrzegał wszystkich moich przykazań, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość, na pewno będzie żył, nie umrze. Nie będzie mu się przypominać żadnych jego przestępstw, które popełnił, będzie żył przez sprawiedliwość, którą się kierował (Ezechiela 18:21-22)

Bóg nie tylko nie chce, aby grzesznicy umierali drugą, wieczną śmiercią. Zwróćmy uwagę na to, co czuje Bóg kiedy myśli o tym, że grzesznik musi umrzeć.

Czy rzeczywiście mam upodobanie w śmierci bezbożnego - mówi Wszechmocny Pan - a nie raczej w tym, by się odwrócił od swoich dróg i żył? (Ezechiela 18:23)

Bóg nie ma upodobania w śmierci grzesznika. Nasz Bóg kocha wszystkich ludzi, nawet najgorszych zbrodniarzy. Ale Jego miłość do nich nie sprawi, że zostaną oni zbawieni. To może się stać tylko wtedy, gdy:

bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił, i będzie przestrzegał wszystkich moich przykazań, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość, na pewno będzie żył, nie umrze. Nie będzie mu się przypominać żadnych jego przestępstw, które popełnił, będzie żył przez sprawiedliwość, którą się kierował (Ezechiela 18:21-22)

To jest właśnie Bożą sprawiedliwość, doskonałe połączenie Prawa i Miłości. Kiedy Bóg wybacza człowiekowi grzechy i pozwala mu wejść do Królestwa Niebios, działa dokładnie według Prawa, które nie uzależnia zbawienia od ukarania za grzechy, ale od odwrócenia się od grzechów.

Czy nie jest to piękne? Każdy grzesznik może być zbawiony, jednak aby tak się stało, człowiek musi narodzić się na nowo, umrzeć dla grzechu, stać się nowym stworzeniem. W tym wszystkim pomaga człowiekowi Bóg. Ten Bóg, który od sześciu tysięcy lat cierpliwie znosi nasze odstępstwa, z miłością patrzy na tych, którzy Go nienawidzą i za wszelką cenę chce im pomóc. Ten sam Bóg, który był gotów na wieczne oddzielenie od własnego Syna i pozwolił Mu przyjść na zepsutą grzechem ziemię, aby objawił ludziom Prawdę o Bogu, prawdę o tym jakim wspaniałym jest Bogiem. Pozwolił Mu na to, chociaż doskonale wiedział co się z Nim stanie.

Na zakończenie chcę wszystkim zadać jedno pytanie: w jakim celu Jezus przyszedł na nasz świat w ciele człowieka?

Czy rzeczywiście po to, aby dosłownie wziąć wszystkie nasze grzechy na siebie i umrzeć za nas? Czy takie są wymagania Bożego Prawa?

A może śmierć Jezusa na krzyżu była konieczna do tego, aby w końcu otworzyły się nasze oczy, abyśmy w końcu poznali ogrom miłości Boga i porzucili grzech, ponieważ jest on czymś, czego Bóg nienawidzi.

Gdy bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił, i będzie przestrzegał wszystkich moich przykazań, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość, na pewno będzie żył, nie umrze. Nie będzie mu się przypominać żadnych jego przestępstw, które popełnił, będzie żył przez sprawiedliwość, którą się kierował (Ezechiela 18:21-22)

 

Jak rozumiemy Bożą sprawiedliwość i Bożą łaskę? Jaki jest mój punkt widzenia na Bożą sprawiedliwość i łaskę?

sobota, 24 października 2020

Poselstwo do Laodycei - część 2

   Znam twoje czyny, że nie jesteś ani chłodny, ani gorący; obyś był chłodny lub gorący. A ponieważ jesteś letni a więc ani gorący, ani chłodny zamierzam cię zwymiotować z moich ust

Apokalipsa 3:15-16

 

  W pierwszej części tego opracowania starałem się pokazać jak zmienia się stan duchowy człowieka, który uwierzył i zaczął iść drogą, którą pokazuje mu Bóg. Na starcie taki człowiek jest „zimny”, jednak z czasem, jeżeli pozwala Bogu na wykonanie wszystkich niezbędnych zmian, jego stan zmienia się i taki człowiek staje się „gorącym” chrześcijaninem.

 Wejście na drogę podnoszenia duchowej temperatury zmienia konsekwencje, jakie musi ponieść taki człowiek, gdy odrzuci jakąś prawdę. Im bardziej jest gorący tym poważniejsze są te konsekwencje.

  Król Hiskiasz przez pierwsze 15 lat swoich rządów nie zrobił nic, co mogłoby wskazywać na istnienie jakiegoś problemu. Jednak ten problem istniał i był związany z tym, co Hiskiasz ukrywał w swoim sercu. Bóg pomagał i błogosławił Hiskiaszowi nie dlatego, że był on dobrym człowiekiem, ale po to, aby Hiskiasz poznał lepiej Boga, pokochał Go jeszcze bardziej i w ten sposób utwierdził swoja wiarę i zaufanie do Boga. Bóg pomagał Hiskiaszowi po to, aby Hiskiasz zauważył swój ukryty głęboko w sercu problem i zapragnął oczyszczenia serca. Taką samą chęć pomocy objawił później Jezus, kiedy pozwolił Judaszowi zostać jednym z dwunastu uczniów.

  A teraz pozwolę sobie na mały eksperyment. O kim jest ten tekst?

Dołączył do uczniów w momencie, gdy za Jezusem szły całe tłumy. (…) Widział chorych, chromych, niewidomych schodzących się do Jezusa z miast i miasteczek. Widział umierających, leżących u Jego stóp. Był świadkiem potężnych dzieł Zbawiciela, kiedy uzdrawiał On chorych, wyganiał demony i wzbudzał umarłych. Na samym sobie odczuwał dowody mocy Chrystusa. Uznał naukę Chrystusa za wyższą od wszystkich, jakie kiedykolwiek słyszał. Kochał Wielkiego Nauczyciela i pragnął z Nim być. Pragnął zmiany charakteru i życia i miał nadzieję, że doświadczy tego, wiążąc się z Jezusem. (…)

  Napisała to Ellen White, ale o kim?

  O Judaszu. Kto czytając ten tekst pomyślał o Judaszu?

  Oto dalszy ciąg tego opisu

 Judasz nie dotarł jednak do punktu, w którym całkowicie poddał się Chrystusowi. Nie poddał Mu swojej świeckiej ambicji ani umiłowania pieniędzy. Chociaż zaakceptował pozycję sługi Chrystusa, to jednak nie poddał się boskiemu kształtowaniu. Czuł, że może pozostać przy swoim własnym osądzie i opiniach i powalał, aby zwyciężała w nim skłonność do krytykowania i oskarżania” {Pragnienie Wieków}.

  Czy jest możliwe, że Hiskiasz miał podobny problem jak Judasz?

  Czy Hiskiasz był świadkiem potężnych cudów dokonanych przez Boga?

  Czy odczuł na sobie działanie Bożej mocy?

  Czy Hiskiasz kochał Boga?

  Czy Hiskiasz dotarł do punktu, w którym całkowicie poddał się Bogu?

 Czy historia Hiskiasza nie jest przykładem historii „od bohatera do zera”? Hiskiasz był gorącym wyznawcą Boga, ale coś się z nim stało i stał się letni. Być może pod koniec swojego życia był nie tylko letni, ale stał się zimny, ale Biblia nic o tym nie mówi. Biblia mówi nam tylko, że gdy ktoś, kto był gorący staje się letni, to jego sytuacja jest beznadziejna.

 

  Niejako przeciwieństwem tej historii są losy syna Hiskiasza, czyli króla Manassesa. To jest z kolei historia typu „od zera do bohatera”. Manasses był chyba najgorszym królem Judy, jednak pewnego dnia coś się z nim stało. Tak o tym mówi Biblia w 2 Księdze Kronik:

  „Pan przemawiał do Manassesa i do jego ludu, lecz oni na to nie zważali. Wówczas Pan sprowadził na nich dowódców wojska króla asyryjskiego i ci pochwycili Manassesa hakami, skuli dwoma spiżowymi łańcuchami i uprowadzili do Babilonu. A gdy znalazł się w ucisku, błagał Pana, swojego Boga, ukorzył się bardzo przed obliczem Boga swoich ojców i modlił się do niego, a On dał się uprosić i wysłuchał jego błagania, i pozwolił mu powrócić do Jeruzalemu do swego królestwa. Wtedy Manasses poznał, że Pan jest Bogiem” (2 Krn 33:10-13).

  Manasses miał wtedy 60 lat. Po swoim nawróceniu żył jeszcze siedem lat. Czy mamy jakiś dowód na to, że nawrócenie Manassesa było trwałe i że rzeczywiście stał się z zimnego gorący? Możemy to poznać po owocach, ale tym razem tym owocem jest nie syn, a wnuk. Syn Manassesa urodził się i wychował przed nawróceniem ojca, więc jego charakter był kształtowany przez „złego” Manassesa, ale jego wnuk urodził się po nawróceniu dziadka. Amon, syn Manassesa, „czynił to, co złe w oczach Pana, podobnie jak Manasses [przed swoim nawróceniem]” (2 Krn 33:22). Był królem tylko dwa lata, „Dworzanie jego uknuli przeciwko niemu spisek i pozbawili go życia w jego pałacu” (2 Krn 33:24). Królem został wtedy wnuk Manassesa, Jozjasz. „Jozjasz miał osiem lat, gdy objął władzę królewską, a panował trzydzieści jeden lat w Jeruzalemie. Czynił on to, co prawe w oczach Pana, kroczył drogami Dawida, swego praojca, nie odstępując od nich ani w prawo, ani w lewo” (2 Krn 34:1-2). Myślę, że duża w tym zasługa Manassesa, który kierowany przez Boga przekazał swojemu wnukowi taką miłość do Boga, jaką sam posiadał. Wszystko wskazuje na to, że Manasses nie miał takiej szansy, ponieważ kiedy był dzieckiem, to w jego rodzinnym domu nie było nikogo, kto mógłby mu przekazać to, co on sam przekazał swojemu wnukowi. Jego rodzinny dom nie został uporządkowany przez jego ojca, króla Hiskiasza.

  Czy w tych dwóch historiach, a właściwie jednej historii o dwóch królach, widać dobrze na czym polega przemiana z zimnego w gorącego oraz przemiana gorącego w letniego? Jednak widać tu coś więcej, mianowicie piękno ewangelii, piękno i moc Bożej miłości do ludzi. Bóg kocha nas wszystkich, nawet tych, którzy przez długie lata odrzucają Boga i pozostają zimni. Jak dużo jest pięknych historii nawrócenia się zimnych ludzi, którzy w ocenie innych już byli skazani na drugą śmierć. Sam zaliczam się do tej grupy. Jednak Bóg mnie nigdy nie odrzucił i to dzięki Jego miłości do mnie, jestem dzisiaj tu, gdzie jestem, i co najważniejsze, nie jestem już taki sam jak kiedyś. Stało się to dzięki Jego miłości, którą w końcu zacząłem dostrzegać, a wtedy stało się to, o czym kiedyś powiedział Jezus: „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (J 12:32). Najpierw uwierzyłem w Boga, w jego istnienie, potem poznałem różne biblijne prawdy, ale prawdziwa przemiana nastąpiła dopiero wtedy, gdy zrozumiałem to, co Jezus zrobił dla nas na krzyżu. To na krzyżu Golgoty najlepiej widać jak bardzo Bóg kocha wszystkich ludzi, a widząc ogrom tej miłości, niemożliwe jest aby Go odrzucić, nie kochać Go, czy też nie ufać Mu. A może jednak jest to możliwe?

 

  Niedawno spotkałem się z pewnym ciekawym pytaniem: Co stanowi podstawową i wyróżniającą cechę tożsamości Adwentysty Dnia Siódmego?

 Pozwolę sobie zacytować kilka odpowiedzi.

„Prawdą, która wyróżnia nas od innych chrześcijan, w tym sabatarian, jest nasze zrozumienie świątyni. To ta nauka nadaje właściwy i unikalny kontekst dla naszej teologii”.

„Przykazania Boże i Duch Proroctwa”.

„Prawda Słowa Bożego i potwierdzający ją Duch Proroctwa objawiony w Ellen White”.

„Tożsamością charakteryzującą adwentyzm jest konieczność przygotowania siebie i innych na rychłe przyjście Chrystusa i zakończenie Jego służby pojednawczej na rzecz grzeszników”.

  Kiedy zastanawiałem się naszą tożsamością, przyszło mi do głowy inne pytanie: co Biblia mówi o nas, jako członkach KADS?

Wielu z nas pamięta ten cytat:

I zawrzał smok gniewem na niewiastę, i odszedł, aby podjąć walkę z resztą jej potomstwa, które strzeże przykazań Bożych i trwa przy świadectwie o Jezusie” (Ap 12:17).

  Uważamy się za tę resztkę, która „strzeże przykazań Bożych i trwa przy świadectwie o Jezusie”. Jednak ten fragment mówi tylko o tym, że w czasach końca będą tacy ludzie, którzy będą strzec przykazań Bożych i trwać przy świadectwie o Jezusie, nie mówi o tym, że będą to ludzie należący do jakiegoś konkretnego kościoła chrześcijańskiego. Prawda o kościele zawarta jest w innym miejscu Księgi Objawienia, w liście skierowanym do Laodycei. Kościół czasów końca to kościół którego członkowie mówią o sobie: „Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” (Ap 3:17), ale prawda, której ci ludzie nie widzą, jest zupełnie inna, ponieważ są oni pożałowania godnymi nędzarzami i biedakami, ślepymi i gołymi.

  Jezus nie mówi tu o tym, że ludzie w kościele czasów końca nie będą znali przykazań i doktryn. Jezus mówi o tym, że prawdy, które członkowie kościoła znają, nie zmieniły ich życia. Żyją w przekonaniu, że poznali Prawdę i ta Prawda uczyniła ich bogatych, jednak to tylko złudzenie, ponieważ nadal są duchowymi biedakami i nędzarzami. Zdobyta wiedza sprawiła, że nabrali przekonania o tym, że są już „gorącymi” chrześcijanami, ale czy tak się stało? Czy naprawdę nimi są?

  O tym, czy jesteśmy chrześcijanami świadczą nasze uczynki, a nie słowne deklaracje. Apostoł Piotr podczas ostatniej wieczerzy złożył uroczysta deklarację, że jest gorącym chrześcijaninem, ponieważ jest gotowy do tego, aby oddać swoje życie dla Jezusa. I jeszcze tej samej nocy przystąpił do egzaminu, który niestety oblał.

  Dzisiaj, przynajmniej na razie, żyjemy w takim miejscu i w takich warunkach, że nie jesteśmy poddawani takim próbom jak Piotr, Jakub, Paweł i wielu innych, którzy faktycznie oddali swoje życie, ponieważ nie chcieli wyrzec się swojej wiary. Ale to nie oznacza, że nie przechodzimy przez inne próby, próby które objawiają prawdę o naszym stanie, o tym, czy naprawdę jest w nas „gorąca” miłość do Boga.

  W czasach przed-covidowych spotykaliśmy się co tydzień w naszych zborach. Czy ktoś z nas pamięta taką sytuację, gdy nikt ze zborowników nie spóźnił się na nabożeństwo? Ja nie pamiętam. Mam wrażenie, że taki stan rzeczy stał się dla nas czymś normalnym i nie zastanawiamy się nad prawdziwym znaczeniem tego faktu. Pewnego dnia zadałem pytanie siostrze z mojego zboru, a pytanie to brzmiało: „Co pomyślałabyś o mężczyźnie, który twierdzi, że cię kocha, umawia się z tobą na spotkanie, a następnie spóźnia się na to spotkanie? A co pomyślałabyś o nim, gdyby często spóźniał się na spotkania z tobą?”. Odpowiedź padła bardzo szybko. Ta siostra nie miałaby wątpliwości co do tego, że taki mężczyzna tak naprawdę jej nie kocha.

  Drodzy bracia i siostry, to my jesteśmy takim mężczyzną, który wprawdzie deklaruje swoją wielką miłość, ale tak naprawdę ma w swoim życiu rzeczy, które kocha bardziej. Nasz prawdziwy problem nie polega na tym, że przychodzimy na nabożeństwo zbyt późno, ale na tym, że nie czujemy potrzeby przyjścia na czas. Nie czujemy tego, co czuje mężczyzna, który naprawdę kocha i umawia się z ukochana na spotkanie. Dla mężczyzny, który naprawdę kocha kobietę, nie ma nic ważniejszego, niż spotkać się z ukochaną i nie dopuścić do tego, aby musiała na niego czekać. Taki mężczyzna czuje wręcz przerażenie, gdy sobie wyobrazi, że jego ukochana mogłaby odwrócić się od niego z powodu jego spóźnienia. Czy tylko dlatego, że mamy pewność, że Bóg nas nie porzuci, pozwalamy sobie na to, że na umówione z Nim spotkanie nie przychodzimy o odpowiedniej godzinie? Czy czujemy, że nabożeństwo jest spotkaniem z naszym Bogiem, Stwórcą i Zbawcą, z Tym, o którego kochamy?

  Dlaczego mężczyzna jest gotów zrobić wszystko, aby nie spóźnić się na spotkanie z ukochaną? Ponieważ pragnie tego spotkania, ponieważ ją kocha. Czy odnajduję w sobie takie samo pragnienie?

  Apostoł Jan napisał: „Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe” (1 J 5:3). Nie są uciążliwe! A co my o tym sądzimy? Jak wielu z nas traktuje życie zgodne z Bożym Prawem za ciężkie jarzmo? Jak wielu z nas uważa, że jest niemożliwe, aby człowiek mógł przestrzegać wszystkich przykazań? A jednak Jan napisał, że takie życie nie jest uciążliwe. Jak to wyjaśnić? Dlaczego nie widzimy tego tak samo, jak widział to apostoł Jan? Może odpowiedź znajduje się w pierwszej części tego wersu. „Na tym bowiem polega miłość ku Bogu”. Warunkiem jaki musi być spełniony, aby nie odczuwać przestrzegania przykazań jako czegoś uciążliwego, jest posiadanie miłości do Boga. Bez tej miłości wszystko, co jest zgodne z Bożym Prawem wydaje się być trudne, a niektóre rzeczy wydają się być wręcz niemożliwe. Jednak miłość do Boga sprawia, że trudności znikają, a życie w harmonii z Bogiem staje się źródłem wewnętrznego spokoju i radości, niezależnie od tego jakie spotykają nas trudności, czyli próby. Może mój problem polega na tym, że jeszcze nie pokochałem Boga tak, jak mogę Go pokochać? Apostoł Paweł powiedział: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Flp 4:13). Jeżeli jest coś, co wydaje się mi być niemożliwe, to może dlatego, że jeszcze nie jestem w Chrystusie?

  To są wnioski, które są trudne do zaakceptowania dla człowieka, który jeszcze nie stał się gorącym chrześcijaninem, ale się za takiego uważa. Ale są one jedynym logicznym wyjaśnieniem tej sytuacji. Jest to prawda, która boleśnie dotyka naszej dumy i pewności siebie, a nie ma nic bardziej bolesnego niż urażona ambicja i duma. Musimy jednak pamiętać, że duma i ambicja nie są cechami charakteru Boga, więc objawiając je ujawniamy przykry fakt, że jeszcze nie jesteśmy do Niego podobni, nie mamy charakteru ukształtowanego ręką Boga.

  Król Asa, o którym Biblia mówi, że „czynił to, co prawe w oczach Pana, tak jak Dawid, jego praojciec” (1 Krl 15:11), przez 36 lat swoich rządów polegał na Panu, jednak gdy został zaatakowany przez króla izraelskiego Baaszę, stracił swoje zaufanie do Boga i zawarł przymierze z królem aramejskim. Wtedy prorok Chanani przekazał królowi poselstwo od Boga:

Ponieważ oparłeś się na królu aramejskim, a nie oparłeś się na Panu, Bogu swoim, dlatego wojsko króla aramejskiego wymknęło się z twojej ręki. Czy Kuszyci i Libijczycy nie stanowili wielkiej siły z ogromnym mnóstwem wozów wojennych i jeźdźców? A jednak ponieważ oparłeś się na Panu, wydał ich w twoją rękę. Gdyż Pan wodzi oczyma swymi po całej ziemi, aby wzmacniać tych, którzy szczerym sercem są przy nim; lecz w tym postąpiłeś głupio, toteż odtąd będziesz miał ciągłe wojny. Wtedy Asa rozgniewał się na jasnowidza i kazał go wtrącić do więzienia, gdyż ogarnęła go z tego powodu wściekłość. W tym czasie także niektórym z ludu zadał Asa gwałt” (2 Krn 16:7-10).

  Król Asa nie chciał zaakceptować tego, co przekazał mu prorok, nie chciał pogodzić się z faktem, że zrobił coś złego, coś, co było niezgodne z wolą Boga. Asa uważał się za człowieka wiernego Bogu, a objawiona mu Prawda boleśnie dotknęła jego dumę i ambicję. Zupełnie inaczej zareagował król Dawid, gdy prorok Natan uświadomił mu, że popełnił grzech cudzołóstwa. Dawid wysłuchał proroka, ukorzył się przed Bogiem. Asa postanowił uciszyć proroka, chcąc tym samym uciszyć głos własnego sumienia i nie chciał się ukorzyć przed Bogiem.

 

  Każdy z nas przechodzi próby wiary. Każda sytuacja, kiedy powstaje w nas wewnętrzny konflikt, ponieważ musimy wybrać między dwoma wzajemnie wykluczającymi się możliwościami, i jakaś część naszego JA chce wybrać opcję nr 1, a druga nasza część pragnie numeru 2, jest właśnie taką próbą. W takich sytuacjach nasza cielesność walczy z naszym sumieniem. To są właśnie próby wiary, przez które musi przejść każdy, kto chce być zbawiony. Nikt nigdy nie znajduje się w sytuacji bez wyjścia, zawsze mamy możliwość wyboru, ale najczęściej nie jest łatwo podjąć właściwą decyzję.

 

  Paweł napisał do Koryntian: „Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść” (1 Kor 10:13). To nie Bóg nas kusi, ale szatan. Bóg jednak ogranicza działania szatana w taki sposób, że nie może on nas kusić tak, abyśmy nie mogli się mu oprzeć. Bóg dopuszcza do nas tylko takie pokusy, którym możemy się przeciwstawić, o ile korzystamy z Jego pomocy. Każdy, kto kroczy drogą przemiany z zimnego w gorącego, jest kuszony tak, aby nie szedł dalej tą drogą. Im chrześcijanin jest bliżej osiągnięcia stanu „gorący”, tym bardziej agresywne są ataki szatana. Pokazuje to choćby historia Hioba.

  Myślę, że każdy z nas pamięta takie momenty w swoim życiu, gdy „coś” próbowało go zmusić do zrobienia czegoś, co jest sprzeczne z Bożym Prawem. Jako adwentyści święcący Boży Sabat, czyli sobotę, siódmy dzień tygodnia, jesteśmy poddawani pokusom, aby pracować w ten dzień. Na przykład taką pokusą jest możliwość zarobienia dużych pieniędzy. Czasem nie są to pokusy, ale groźby, sytuacje w których zachowywanie sabatu grozi utratą pracy. Szatan używa wszystkich możliwych sposobów. To jaka jest nasza wiara objawia się właśnie w takich sytuacjach. Czy mam w sobie gorącą miłość do Boga i związane z nią zaufanie do Boga? Czy ufam Mu i wierzę, że On mnie nie zostawi i pomoże mi w każdej sytuacji? Czy ufam Mu tak, że jestem gotowy przyjąć wszystko to, co On mi daje? Hiob powiedział: „Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego?” (Hi 2:10). Większość z nas zna hymn „Jak słodko jest ufać Jezusowi” (Tis So Sweet to Trust in Jesus), ale kto z nas zna historię Luizy M.R. Stead, autorki tekstu tego hymnu? Jej zaufanie do Boga było takie, jakie miał Hiob. Czego boję się bardziej, utraty pracy czy utraty relacji z Bogiem?

  Jakie jest moje zaufanie do Boga? Jaka jest moja miłość do Boga? Gdzie jestem? Czy wciąż idę drogą, która prowadzi do „gorącej” miłości do Boga? A może zatrzymałem się na tej drodze, ponieważ wykonanie kolejnego kroku jest związane z odrzuceniem czegoś, co wciąż ma dla mnie dużą wartość? Apostoł Paweł powiedział: „Wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” (Flp 3:8). Bóg nie chce pozbawiać nas czegoś, co jest wartościowe, On proponuje nam, abyśmy odrzucili śmieci, ale aby tak się stało, musimy zrozumieć i poznać, że są to śmieci. Tylko „gorąca” miłość do Boga i pełne, bezwarunkowe zaufanie do Niego mogą nas doprowadzić do takiego przekonania.

  Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na ważne pytanie. Jeżeli nie jestem gorącym chrześcijaninem, to w jakim jestem miejscu? Czy wciąż idę drogą prowadzącą od stanu „zimny” do stanu „gorący”, czy też byłem już gorący, ale stałem się letni? Różnica jest olbrzymia. Pierwsza możliwość to sytuacja trudna, ale są duże szanse na kontynuowanie tej drogi i osiągnięcie celu. Druga możliwość to sytuacja beznadziejna, o ile została przekroczona pewna granica. Przekroczył ją szatan, Bileam oraz na przykład wielu przywódców religijnych w Izraelu za czasów Jezusa, i dlatego apostoł Paweł powiedział o nich, że ich sytuacja jest beznadziejna. Jednak znamy też przykłady tych, którzy wprawdzie upadli bardzo nisko, ale nie przekroczyli tej granicy, na przykład Manasses czy Salomon.

  Nic nie może się równać z mocą Bożej miłości. Miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody, to dzięki miłości człowiek może zacząć żyć takim życiem, do jakiego go stworzył Bóg. Nie ma znaczenia jak bardzo jesteśmy przywiązani do grzechu. Trudno sobie wyobrazić kogoś bardziej zepsutego niż Manasses. A jednak Bóg nie odrzucił go i przez 60 lat cierpliwie próbował dotrzeć do serca Manassesa. I w końcu Manasses uległ tej miłości. Jeżeli Bóg potrafił odmienić życie tego najbardziej zepsutego króla, to czy nie powinien to być dla nas znak wskazujący na to, że Bóg może zmienić każdego z nas? Że każdy z nas może pokochać Boga taką miłością, dzięki której życie w posłuszeństwie Bogu będzie wiązało się z radością, a nie z poczuciem poświęcania się. Z taką radością, jaką odczuwali Piotr, Paweł, Jan, Jakub, Filip, Natanael, Tymoteusz, Łukasz. Z radością, jaką odczuwał Jan Hus, Marcin Luter, Jan Kalwin. Z taka sama radością jaką odczuwali Hiram Edson, Joseph Bates oraz Ellen i James White. Dla takich ludzi życie w harmonii z Bogiem nie było czymś uciążliwym. To reakcja tych, którym objawiali Prawdę o Bożej miłości była powodem ich trosk. Reakcja polegająca na niechęci do Prawdy, odrzuceniu Prawdy i w końcu walce z Prawdą. Ci ludzi poznali Boga na tyle dobrze, że pokochali Go z całego serca i nie wyobrażali sobie, że ktoś, kto poznał Boga może Go nie pokochać. Nie potrafili zrozumieć ludzkiej niechęci do poznania Prawdy, chociaż zdawali sobie sprawę z tego, że za tą niechęcią stoi szatan. Jednak wiedzieli też o tym, że Bóg daje nam wszystko to, co jest nam potrzebne do poznania tej prawdy, która jako jedyna może nas oswobodzić z niewoli grzechu. Tylko ta Prawda, która jest Bożą miłością, może uczynić z nas „gorących” chrześcijan, prawdziwych naśladowców Jezusa.

  Czy chcemy poznać tę Prawdę, czy też tylko o tym mówimy, ale w głębi naszych serc nadal znajduje się przywiązanie do tego, co nie pochodzi od Boga? Nawet najmniejsza skaza serca jest śmiertelnym zagrożeniem, i może doprowadzić do utraty zbawienia. O tym właśnie mówi Biblia. Dlaczego żona Lota zginęła, chociaż została wyprowadzona z Sodomy? Może dlatego, że zostawiła w tym mieście swoje serce? A gdzie jest moje serce?

  Czy nadal lubię robić to, co może nie jest złe samo w sobie, ale zabiera mi czas i odsuwa moje myśli od Boga? A może ukrywam w moim sercu przywiązanie do czegoś, o czym doskonale wiem, że jest grzechem, ale tak naprawdę nie chcę z tego zrezygnować?

  A może ukrywam w moim sercu negatywne uczucia do kogoś, kto wprawdzie jest moim bratem, ale nie potrafię na niego patrzeć z miłością?

  Czy są w moim zborze jakieś nieporozumienia? A może jest gorzej, i widoczne są wyraźne objawy niechęci między braćmi?

  Takie sytuacje to problemy, które powinny być rozwiązywane, ale największym problemem jest nasza niechęć do ich rozwiązywania. Taka niechęć świadczy o tym, że niestety nie jesteśmy „gorącymi” chrześcijanami, świadczy o tym, że jesteśmy letni. Ale czy chcemy tę prawdę zobaczyć, przyjąć i zaakceptować? Czy chcemy zmienić tę sytuację? Czy chcemy stać się „gorący”, czy też wolimy pozostać w obecnym stanie?

  Ktoś mógłby powiedzieć, że problem „letniości” nie jest wcale takim dużym problemem, ponieważ dotyczy tylko niektórych. Tym, którzy myślą w ten sposób chcę przypomnieć słowa Jezusa, który powiedział:

  „Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują” (Mt 7:13-14)

  Jezus mówi wyraźnie, że większość idzie niewłaściwą drogą, a niewielu jest takich, którzy ODNAJDUJĄ bramę prowadzącą do wąskiej drogi. Nie mówi ilu przechodzi przez tą bramę i ilu idzie tą wąską drogą. Widać wyraźnie, że większość nie idzie właściwą drogą.

  Wielu chrześcijan uważających się za „gorących” usłyszy coś, co będzie dla nich najtragiczniejszą informacją, jaką kiedykolwiek usłyszeli. Po tym jak przypomną Jezusowi swoje zasługi, a tak przy okazji, to czy właśnie nie to zrobił król Hiskiasz, kiedy usłyszał, że musi umrzeć? Przypomniał Bogu o swoich zasługach? Więc ci, którzy przypomną Jezusowi o swoich zasługach, mówiąc:

Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów?” (Mt 7:22)

  Usłyszą coś, czego nikt z nas nie chciałby nigdy usłyszeć od Jezusa:

Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7:23).

  Jakie bezprawie??? Prorokowanie, wypędzanie demonów, czynienie cudów to jest bezprawie? Może pomaganie biednym czy organizowanie akcji ewangelizacyjnych też są bezprawiem?

  Prawda jest taka, że bezprawiem jest wszystko, co robimy w oderwaniu od Boga, nawet jeżeli wydaje się nam, że robimy to, czego od nas oczekuje Bóg. Życie zgodne z Prawem polega na takim poznaniu Boga, które prowadzi do osiągnięcia stanu „gorący”. Przekonanie o osiągnięciu tego stanu może wynikać z wiary, albo z zarozumiałości. Jedno wyklucza drugie. Ten kto jest gorący po prostu żyje we właściwy sposób, to skutek posiadanej przez niego wiary. Taki człowiek nie szuka możliwości podniesienia swojej duchowej temperatury, nie zastanawia się nad tym, czy jest już gorący, to jego miłość do Boga podnosi jego „duchową” temperaturę. Ten kto nie jest gorący, ale uważa się za takiego, swoje przekonanie zbudował na zadufaniu.

  Obaj mogą robić to samo, ale mają całkowicie odmienną motywację.

Wiara (…) w żaden sposób nie prowadzi do zarozumiałości. Tylko ten, kto ma prawdziwą wiarę, jest przed nią zabezpieczony. Zadufanie bowiem jest szatańską podróbką wiary. Wiara powołuje się na Boże obietnice i przynosi owoce w postaci posłuszeństwa. Zarozumiałość również powołuje się na obietnice, ale używa ich tak, jak zrobił to szatan – aby usprawiedliwić występek. Wiara poprowadziłaby naszych pierwszych rodziców do zaufania w Bożą miłość i posłuszeństwa Jego przykazaniom. Zadufanie doprowadziło ich do przestąpienia prawa w przekonaniu, że Jego wielka miłość ocali ich od konsekwencji popełnionego grzechu. Wiara, która głosi łaskę Nieba bez przystania na warunki, na których udzielane jest miłosierdzie nie jest wcale wiarą. Autentyczna wiara ma swoje podstawy i poparcie w Piśmie.

 Często, gdy szatanowi nie udaje się wywołać braku zaufania, odnosi sukces, prowadząc nas do zadufania. Jeśli tylko może sprawić, że sami wejdziemy niepotrzebnie na drogę pokusy, wie, że zwycięstwo znajduje się w jego w ręku. Bóg będzie strzegł wszystkich, którzy chodzą ścieżką posłuszeństwa; ale schodzenie z niej to narażanie się na przebywanie na gruncie szatana” {Ellen White, Pragnienie Wieków, str.97}

 

  Jakimi jesteśmy chrześcijanami?

  Niech każdy z nas oceni samego siebie, ale nie patrzmy na to, co robimy, ale na to z jakiego powodu to robimy. I co jest chyba najważniejsze, sprawdzajmy sami siebie, czy nie ukrywamy w naszych sercach czegoś, czego nie można zabrać ze sobą do nieba.


niedziela, 18 października 2020

Poselstwo do Laodycei - część 1.

  Znam twoje czyny, że nie jesteś ani chłodny, ani gorący; obyś był chłodny lub gorący. A ponieważ jesteś letni a więc ani gorący, ani chłodny zamierzam cię zwymiotować z moich ust

Apokalipsa 3:15-16

 

Jezus zwracając się do zboru w Laodycei, czyli kościoła czasów końca, czasu sądu, przedstawił trzy możliwe stany człowieka: zimny, gorący i letni.

Za najgorszy stan uznał stan letniości i ostrzega nas, abyśmy nie stali się letni.

Aby właściwie zrozumieć to ostrzeżenie najpierw musimy posiadać właściwe zrozumienie tego, co to znaczy być zimnym, gorącym i letnim, oraz wiedzieć w jaki sposób człowiek staje się zimny, gorący czy też letni.

Zimny, gorący i letni to trzy różne stany, a najważniejszą różnicą jest temperatura. Jest to proste, gdy patrzymy na te stany z fizycznego punktu widzenia. Wystarczy zmierzyć temperaturę aby stwierdzić, czy dane ciało jest zimne, gorące czy letnie.

Ponieważ Jezus w Ap 3:15-16 mówi raczej o tym, co jest związane ze stanem duchowym, a nie fizycznym, to oznacza to, że musimy znaleźć duchowy odpowiednik fizycznej temperatury.

Z czym kojarzy się przymiotnik „zimny” w jego duchowym znaczeniu? Oto „duchowe” synonimy tego słowa:

Bez litości, bez serca, bezlitosny, bezwzględny, nieczuły, nieludzki, srogi, surowy, nieżyczliwy, obojętny, itd.

A to kilka synonimów słowa „gorący”:

Serdeczny, wesoły, gościnny, kochający, czuły, współczujący, życzliwy.

I jeszcze słowo „letni”:

Chwiejny, niezdecydowany, niezaangażowany.

Myślę, że widać, że chodzi tu o charakter relacji między ludźmi, ale Jezus używa tych słów raczej w celu przedstawienia relacji człowieka z Bogiem, ponieważ mówi o swojej reakcji na bezpośredni kontakt z nami. Mówi o tym, że ci, którzy są letni wywołują w Nim odruch wymiotny i nie jest w stanie powstrzymać się od wyplucia ich (dosłownie zwymiotowania) ze swoich ust. Zimny i gorący nie powodują w Nim powstania odruchu wymiotnego.

Jaka relacja z Bogiem jest najbardziej pożądana przez Boga? Odpowiedź na to pytanie jest chyba prosta. Jezus zapytany o to, które przykazanie jest najważniejsze, powiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie” (Mt 22:37-38). Apostoł Paweł powiedział: „Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże” (1 Kor 13:1-3). Miłość jest tym rodzajem relacji o której raczej nie mówi się, że jest zimna. O kimś, kto kocha mówimy raczej, że jest gorący, a nie zimny. 

Jeżeli te trzy kluczowe słowa, użyte przez Jezusa w Ap 3:15-16, dotyczą naszej relacji z Bogiem, to jakie jest ich znaczenie?

Kim jest „zimny”? To ten, kto nie kocha Boga.

Kim jest gorący? To ten, który kocha Boga.

A kim jest letni? To człowiek, który kochał Boga, ale jego miłość przestała być gorąca, ponieważ z jakiegoś powodu ostygła.

 

Jacy jesteśmy gdy przychodzimy na ten świat? Jaką relację z Bogiem ma człowiek, który dopiero się urodził?

Nie ma żadnej relacji, może się ona pojawić dopiero wtedy, gdy taki człowiek będzie coś wiedział o Bogu. Najpierw człowiek musi dowiedzieć się o istnieniu Boga, aby powstała jakaś relacja między nim a Bogiem. Adam i Ewa, kiedy zostali stworzeni, nie mieli żadnych relacji z Bogiem, posiadali tylko pewną wiedzę o otaczającym ich świecie, wiedzę pochodzącą od Boga. To dlatego Bóg cały następny dzień, czyli pierwszy Sabat, poświęcił na to, aby objawić się pierwszym ludziom, a tym samym zaczął budować z nimi właściwą relację.

Bóg chciał, aby Adam i Ewa pokochali Go, ale aby tak się stało, pierwsi ludzie musieli poznać Boga. Nie zdobyć informacje o Nim, ale poznać jaką jest istotą, jaki ma charakter, jaki jest dla swoich stworzeń, w tym ludzi. Nie można kochać kogoś, kogo się nie zna lub zna się słabo. Miłość związana jest także z zaufaniem, a nie można ufać komuś, kogo się nie zna, lub zna się słabo. Jednak sam fakt poznania, fakt posiadania wiedzy o kimś nie oznacza wcale, że automatycznie pojawia się miłość. Miłość to coś dużo więcej niż wiedza. Miłość to uczucie, które polega na pragnieniu służenia kochanej osobie. Jezus powiedział: „Większej miłości nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (J 15:13). Miłość to gotowość do poświęcenia samego siebie dla tego, kogo się kocha. Miłość to także chęć i gorące pragnienie przebywania z kochaną osobą, rozmawiania z nią. Miłość to także głębokie zainteresowanie tą osobą, to chęć poznania jej pragnień i marzeń, a następnie chęć pomocy w ich realizacji. Ale miłość to przede wszystkim uczucie, które sprawia, że gdy poświęcamy całe swoje życie kochanej osobie, to nie odczuwamy tego poświęcenia jako jakiejś ofiary. Rezygnacja z czegoś, co być może kiedyś miało dla nas jakąś wartość, nie sprawia nam żadnego problemu, robimy to z radością, ponieważ wiemy, że robimy to dla kogoś, kogo kochamy.

Ktoś, kto ma w sobie taka miłość, to ktoś o kim można powiedzieć, że jest gorący.

Czy można sobie wyobrazić letnią miłość? Czy takie letnie uczucie można w ogóle nazwać miłością? Jestem przekonany, że większość z nas pamięta swoje uczucia i myśli związane z miłością, z poznaniem kogoś, kto stał się kimś bardzo specjalnym i ważnym. Czy było to gorące uczucie czy tylko letnie?

Kiedy przeniesiemy to wszystko, co świadczy o posiadaniu miłości do drugiego człowieka na nasze relacje z Bogiem, to nie powinno być dla nas problemem, aby przekonać się, że kochamy Boga, a tym samym, że jesteśmy gorący.

Czy lubię spędzać czas z Bogiem studiując Jego Słowo, modląc się lub obserwując przyrodę, aby odkryć w niej piękno Bożej miłości? Czy moja modlitwa wygląda jak rozmowa z kimś, kogo naprawdę kocham? Czy wszystko to, co robię jest podporządkowane mojej miłości do Boga i czy czuję niechęć do zrobienia czegokolwiek, co mogłoby zranić i dotknąć Boga?

Bóg jest miłością i On nigdy nie daje nam powodu do tego, abyśmy mogli stracić do Niego zaufanie. On kocha nas miłością bezwarunkową, miłością której nie są w stanie nie tylko zniszczyć, ale nawet zmienić nasze grzechy. Bóg pokochał nas zanim nas stworzył i już wtedy był gotowy aby zrobić wszystko dla naszego dobra. Plan zbawienia powstał przed stworzeniem świata. „Nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego. Wprawdzie był On na to przeznaczony już przed założeniem świata, ale objawiony został dopiero w czasach ostatnich ze względu na was” (1 P 1:18-20). Problem z relacją człowieka z Bogiem nie leży po stronie Boga, ale po stronie człowieka. To my okazujemy się niewierni, to my jesteśmy przywiązani do niewłaściwych rzeczy, to my kochamy grzech i ulegając pokusom odwracamy się od Boga.

 

Obyś był zimny albo gorący!”. Jest coś dziwnego w tej wypowiedzi Jezusa. Czy ktoś, kto jest niewierzący może być w lepszym stanie od tego, kto wprawdzie nie jest „gorący”, ale jednak wierzy w Boga, tyle tylko, że jest letni? Jednak Jezus nie mówi, że „zwymiotuje” zimnego. Mówi to o tym, kto jest letni.

Nie ma nic gorszego dla człowieka niż ochłodzenie relacji z Bogiem, nie ma nic gorszego jak sytuacja, gdy człowiek z gorącego staje się letni. I tutaj podkreślić coś bardzo ważnego. Wiara w istnienie Boga i wiedza o Nim czy też wiedza o religijnych doktrynach, nie czyni z nas gorących chrześcijan. Gorący chrześcijanin to taki, który kocha Boga, a nie tylko mówi o miłości do Boga. Gorący chrześcijanin to ktoś, dla kogo Bóg jest najważniejszy. I gdy taki gorący chrześcijanin z jakiegoś powodu odwraca się od Boga, stając się letnim, to jego sytuacja jest beznadziejna.

Jest bowiem rzeczą niemożliwą, żeby tych - którzy raz zostali oświeceni i zakosztowali daru niebiańskiego, i stali się uczestnikami Ducha Świętego, i zakosztowali Słowa Bożego, że jest dobre oraz cudownych mocy wieku przyszłego - gdy odpadli, powtórnie odnowić i przywieść do pokuty, ponieważ oni sami ponownie krzyżują Syna Bożego i wystawiają go na urągowisko” (Hbr 6:4-6)

Przyjrzyjmy się bliżej tej wypowiedzi apostoła Pawła. Do kogo były skierowane te słowa?

(Hbr 5:11-12) „O tym mamy wiele do powiedzenia, lecz trudno wam to wyłożyć, skoro staliście się ociężałymi w słuchaniu. Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego

Paweł mówi tu do tych, którzy poznali „początki nauki o Chrystusie” (Hbr 6:1), ale z jakiegoś powodu ich duchowy rozwój zatrzymał się i stali się „ociężałymi w słuchaniu”. Gdyby ich rozwój trwał nadal, to powinni już być nauczycielami, to znaczy ludźmi takimi jak Paweł, objawiającymi innym ludziom prawdę o Bogu. Jednak coś się stało i ci ludzie nie stali się nauczycielami, a ich życie nie jest objawieniem Bożej miłości. Paweł mówi o nich, że są wciąż jak dzieci, które potrzebują mleka, ponieważ nie przyjmują jeszcze pokarmu stałego. A ponieważ wciąż karmią się mlekiem, to nie zrozumieli jeszcze „nauki o sprawiedliwości” (Hbr 5:13). A ponieważ jeszcze tej nauki nie zrozumieli, to nie są w stanie jej wyjaśniać innym ludziom, nie stali się jeszcze nauczycielami. Mogą próbować być nauczycielami, ale tak naprawdę nimi nie są, ponieważ nie znają tej prawdy, którą powinni przekazywać nauczyciele.

Jednak Paweł wyraża tu pewną nadzieję, nadzieję, że ci, do których mówi, nadal są dziećmi odżywiającymi się mlekiem, ponieważ gdyby jednak zaczęli wcześniej odżywiać się stałym pokarmem, a dzięki temu „zostali oświeceni i zakosztowali daru niebiańskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego i zakosztowali Słowa Bożego”, to ich sytuacja byłaby beznadziejna.

Czy widać tu pewną analogię do słów Jezusa z Ap 3:15-16?

 

A teraz kilka słów o tym, jak „zimny” człowiek staje się „gorącym”.

Przejście od „zimnego” do „gorącego” jest procesem wymagającym czasu. W miarę trwania tego procesu przemiany zmienia się relacja człowieka z Bogiem. Zmienia się tak, jak zmieniła się relacja między kobietą i mężczyzną, zanim się pobrali. Nie chcieli od razu zostać mężem i żoną. Ale pewnego dnia pojawia się w nich pragnienie małżeństwa, pragnienie wspólnego życia, ponieważ zaczęli widzieć w sobie coś więcej niż w innych ludziach, coś, co zaczęło ich przyciągać do siebie z wielką siłą. Wcześniej była to zwykła znajomość, teraz gorąco pragną być razem. Tak samo jest z każdym, kto poznał i pokochał Boga. Dla takiej osoby największym pragnieniem jest życie obok Boga, razem z Bogiem.

Miłość do Boga zmienia życie tak, że człowiek staje się nową istotą. Jego nowe życie jest zupełnie inne od starego. Inne priorytety, inne cele i inne pragnienia. To dzięki miłości do Boga człowiek może stać się „gorącym”.

Droga prowadząca od stanu „zimny” do stanu „gorący” to droga pokory i poddania się Bogu. To droga na której krok po kroku Bóg objawia człowiekowi co jeszcze musi się zmienić w jego życiu. Za każdym razem, gdy Bóg objawia człowiekowi kolejny etap swojej pracy, człowiek ma możliwość wyboru. Może zaakceptować propozycje Boga, to znaczy zaakceptować fakt, że jest coś w jego życiu co musi się zmienić, i zapragnąć tej zmiany; albo odrzucić tę propozycję, ponieważ cena jaką trzeba zapłacić jest dla niego zbyt wysoka. Takie odrzucenie powoduje zatrzymanie procesu zmian i tak długo, jak taki człowiek nie zaakceptuje Bożej propozycji, nie może zostać zmieniony w gorącego.

Każdy kto znajduje się na tej drodze i spogląda wstecz, bez problemu zauważy te momenty, w których toczyła się w nim wewnętrzna walka między jego grzeszną naturą a pragnieniem nowego życia z Bogiem. Pamiętam jak taka walka toczyła się we mnie. Pamiętam, jak po każdym objawieniu mi nowej prawdy o mnie, prawdy mówiącej że jestem przywiązany do czegoś, co jest złe, moja grzeszna natura na różne sposoby próbowała przekonać mnie, że to co robiłem nie jest grzechem. I ulegałem tym podpowiedziom tak długo, dopóki nie uświadamiałem sobie, że żyjąc w taki sposób ranię tego, który mnie stworzył, który kochał mnie zanim się urodziłem, tego który nadal mnie kocha i jest gotowy zrobić dla mnie wszystko, aby mnie uratować. Ta świadomość zmieniała mój stosunek do grzechu. Miłość do Boga sprawiała, że sam, dobrowolnie, bez uczucia, że Bóg mnie do tego zmusza, odwracałem się od tego grzechu. Po pewnym czasie ten grzech nie był już dla mnie czymś pociągającym, ale czymś co budzi obrzydzenie.

Ten świat próbuje zamaskować prawdę o grzechu, ale ta prawda jest dostępna dla każdego. Niestety wielu ludzi broni się na wszelkie sposoby, aby nie widzieć i nie myśleć o tej prawdzie. I wtedy bardzo często dochodzi do odrzucenia prawdy.

Jest coś bardzo ważnego, co jest związane z tym odrzuceniem, a o czym już wspomniałem wcześniej. Do pewnego momentu takie odrzucenie nie zamyka człowiekowi możliwości kontynuowania procesu przemiany z zimnego na gorący, ale go opóźnia. Jednak jest taki poziom rozwoju, po przekroczeniu którego odrzucenie prawdy jest nieodwracalne, a kontynuacja rozwoju czyli zmiany z „zimnego” na „gorący” jest niemożliwa. Nie dlatego, że Bóg odebrał człowiekowi taka możliwość, ale ponieważ człowiek nie chce tego zrobić. Dokładniej rzecz ujmując, człowiek chciałby dostać się tam, dokąd prowadzi ta droga, ale na własnych warunkach. W takiej sytuacji znalazł się kiedyś Lucyfer. Po tym, jak został on usunięty z nieba, zapragnął odzyskać straconą pozycję. Tak to przedstawiła Ellen White:

Szatan drżał z przerażenia, przyglądając się swemu dziełu. Osamotniony pogrążył się w rozmyślaniu nad przeszłością, teraźniejszością i planami na przyszłość. Nagle odczuł, jakby burza wstrząsnęła jego potężną postacią. To przelatywał anioł z nieba. Szatan zawołał go i poprosił o widzenie z Chrystusem. Nie odmówiono mu. Oznajmił wówczas Synowi Bożemu, że żałuje swego buntu i pragnie odzyskać łaskę Boga. Był gotów przyjąć miejsce, jakie mu Pan poprzednio wyznaczył, i słuchać Jego mądrych rozkazów. Chrystus zapłakał nad niedolą szatana, lecz powiedział, że według praw Bożych nigdy już nie zostanie przyjęty do nieba. (…) Szatan żałował swego buntu nie dlatego, że zrozumiał, iż nadużył Bożej dobroci. Niemożliwym było, aby miłość szatana do Boga tak wzrosła od czasu upadku, żeby mogła skłonić go do poddania się i posłuszeństwa prawu, które znieważył. Przyczyną tego pragnienia było uświadomienie sobie nędznego stanu wywołanego utratą niebiańskiej światłości, poczucie winy oraz rozczarowanie, jakiego doznał, widząc, że jego plany spełzły na niczym. Stanowisko dowódcy poza niebem różniło się znacznie od takiego samego zaszczytnego stanowiska w niebie. Nie mógł pogodzić się z utratą swych przywilejów. To było ponad jego siły. Pragnął więc te przywileje odzyskać.

Ta wielka zmiana pozycji szatana nie przyczyniła się do większego umiłowania Boga czy też Jego mądrego i sprawiedliwego prawa. Gdy przekonał się, że nie ma możliwości odzyskania łaski Boga, objawił jeszcze większą nienawiść i większy gniew. {Historia Zbawienia}

 

Wróćmy ponownie do tego, co napisał apostoł Paweł:

Jest bowiem rzeczą niemożliwą, żeby tych - którzy raz zostali oświeceni i zakosztowali daru niebiańskiego, i stali się uczestnikami Ducha Świętego, i zakosztowali Słowa Bożego, że jest dobre oraz cudownych mocy wieku przyszłego - gdy odpadli, powtórnie odnowić i przywieść do pokuty, ponieważ oni sami ponownie krzyżują Syna Bożego i wystawiają go na urągowisko” (Hbr 6:4-6)

Prawdę zawartą w tych słowach możemy odnaleźć w Biblii. Pismo Święte podaje nam przykłady ludzi, którzy byli bardzo blisko Boga, a mimo to w pewnym momencie zrobili coś, co spowodowało, że na długi czas odwrócili się od Boga, chociaż nadal uważali się za wierzących w Boga i nadal uważali, że są wierni Bogu.

Niektórzy z nich doznawali czegoś w rodzaju duchowego wstrząsu, otrzeźwienia, co doprowadziło ich do ukorzenia się przed Bogiem. Tak stało się z Salomonem oraz Samsonem.

Jednak mamy też przykłady pokazujące, że po przekroczeniu pewnej granicy, po osiągnięciu pewnej wysokiej temperatury wiary, odrzucenie choćby najmniejszej prawdy kończy się tragicznie. Nie można w nieskończoność bezkarnie odrzucać tego, co daje nam Bóg.

Bileam był kiedyś Bożym prorokiem, jednak umiłowanie skarbów tego świata sprawiło, że porzucił swoją wcześniejszą wiarę. Czytamy o nim, że kiedy Izraelici na rozkaz Pana walczyli z Midianitami, „pozabijali wszystkich mężczyzn (…) Zabili też mieczem Bileama, syna Beora” (Lb 31:8). Ellen White tak napisała o Bileamie: „Bileam był kiedyś dobrym człowiekiem i prorokiem Bożym, ale stał się odstępcą i opanowała go chciwość. Mimo to twierdził, że jest sługą Najwyższego” (PP 328.1).

Czasem Biblia nie przedstawia nam całego życia jakiegoś człowieka, ale wskazuje na pewne istotne fakty związane z jego życiem, pozostawiając nam wyciągnięcie wniosków. Tak jest na przykład z królem Hiskiaszem. Co o Hiskiaszu mówi Biblia?

Czynił on to, co było słuszne w oczach Pańskich, podobny we wszystkim do tego, co czynił jego przodek Dawid” (2 Krn 29:2). „Na Panu, Bogu Izraela, polegał, tak że nie było po nim takiego jak on w gronie wszystkich królów judzkich, ani w gronie jego poprzedników. Był przywiązany do Pana i nie odstępował od niego, przestrzegając przykazań, jakie Pan nadał Mojżeszowi” (2 Krl 18:5). Biblia daje piękne świadectwo o Hiskiaszu. Przedstawia nam historię przeprowadzonej przez tego króla reformacji religijnej w Izraelu. Hiskiasz doprowadził do oczyszczenia świątyni, przywrócił obchodzenie Paschy. Po zakończeniu pierwszej od czasów Salomona Paschy, „ruszyli wszyscy Izraelici, którzy tam się znajdowali, do miast judzkich i potłukli słupy, poobalali aszery i powycinali święte gaje, i poniszczyli doszczętnie ołtarze w całej Judzie, u Beniaminitów, Efraimitów i Manassesytów” (2 Krn 31:1).

Jednak jest coś interesującego w biblijnym opisie rządów Hiskiasza. Otóż był on królem 29 lat, ale Biblia przedstawia tylko pierwszych piętnaście lat, a potem opis się urywa. Kończy się on kilkoma ważnymi wydarzeniami. Najpierw Bóg wybawił Jerozolimę, wysyłając „anioła, który wytracił wszystkich dzielnych rycerzy i dowódców, i książąt w obozie króla asyryjskiego, tak że ze wstydem wrócił do swojej ziemi (…) Tak to Pan wybawił Hiskiasza i mieszkańców Jeruzalemu z ręki Sancheryba, króla asyryjskiego, i z ręki wszystkich jego nieprzyjaciół i użyczył im pokoju ze wszystkich stron. Wielu przynosiło wtedy do Jeruzalemu dary dla Pana, a klejnoty dla Hiskiasza, króla judzkiego; od tego czasu wysoko był ceniony przez wszystkie narody” (2 Krn 32:21-23).

Zaraz po tych wydarzeniach Hiskiasz zachorował i Bóg przekazał mu ważne poselstwo: „Uporządkuj swój dom, gdyż umrzesz, a nie będziesz żył. Wtedy Hiskiasz obrócił się swoją twarzą do ściany i modlił się do Pana tymi słowy: Ach, Panie! Wspomnij, proszę, że postępowałem wobec ciebie wiernie i szczerze i czyniłem to, co dobre w twoich oczach. Następnie Hiskiasz wybuchnął wielkim płaczem. A zanim jeszcze Izajasz wyszedł ze środkowego podwórca, doszło go słowo Pana następującej treści: Wróć się i powiedz Hiskiaszowi, księciu mojego ludu, tak: Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twojego praojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Otóż, uleczę cię, trzeciego dnia wstąpisz do świątyni Pana. Dodam też do twojego życia piętnaście lat” (2 Krl 20:1-6). Co zrobił wtedy Hiskiasz? Hiskiasz nie odwdzięczył się Bogu „za wyświadczone dobrodziejstwo, gdyż jego serce wzbiło się w pychę, toteż gniew Boży spadł na niego, na Judę i na Jerozolimę. Wtedy Hiskiasz ukorzył się za pychę swojego serca, on sam oraz mieszkańcy Jeruzalem, tak iż za dni Hiskiasza nie spadł na nich gniew Pana” (2 Krn 32:25-26).

Zostawmy na chwilę historię Hiskiasza i zadajmy sobie kilka pytań. Jak to możliwe, że tak wspaniały król musiał uporządkować swój dom? Czyżby było w jego własnym domu coś, co wymagało zmiany? Jak to możliwe, że król, który tak bardzo polegał na Panu, „tak że nie było po nim takiego jak on w gronie wszystkich królów judzkich, ani w gronie jego poprzedników” (2 Krl 18:5), doprowadził do tego, że „jego serce wzbiło się w pychę”. I chociaż „wtedy Hiskiasz ukorzył się za pychę swojego serca”, to kilka dni później zrobił coś, co pokazało, że było to bardzo krótkotrwałe ukorzenie się. Po tym, jak Bóg uzdrowił Hiskiasza i dodał mu 15 lat życia, przybyli do niego „rzecznicy książąt babilońskich, którzy przysłali ich do niego, aby się dowiedzieć o cudownym zdarzeniu, jakie wydarzyło się w kraju, Bóg zdał go na jego własne siły, wystawiając go na próbę, aby poznać wszystkie jego zamysły” (2 Krn 32:31). Co zostało ujawnione? Tak to opisała Ellen White: “Wizyta posłów z dalekiego kraju miała być dla Hiskiasza okazją do wywyższenia żywego Boga. Jakżeż proste byłoby wówczas opowiedzieć posłom o Panu, sprawcy istnienia wszystkich stworzonych rzeczy, przychylność którego ocaliła mu życie wtedy, gdy wydawało się, że wszelka nadzieja zawiodła! Jakaż doniosła przemiana mogłaby nastąpić, gdyby ci poszukiwacze prawdy z równin Chaldei zostali przekonani, by uznać najwyższą władzę żywego Boga!

Jednak pycha i próżność opanowały serce Hiskiasza, który, kierując się chęcią wywyższenia siebie, chciwym oczom posłów ukazał bogactwa, jakimi Pan obdarzył swój lud. Król „pokazał im swój skarbiec, srebro i złoto, i wonności, i przednie olejki, i cały swój arsenał, i wszystko, co się znajdowało w jego skarbcach. Nie było rzeczy w jego pałacu i w całym jego państwie, której by im nie pokazał”. Izajasza 39,2. Uczynił to nie dla chwały Bożej, ale dla wywyższenia siebie samego w oczach zagranicznych dostojników. Nie pomyślał, że ludzie ci są przedstawicielami wielkiego narodu, który nie ma w sercu bojaźni i miłości Pana, a zatem niemądre było udzielanie im wiedzy na temat doczesnych dóbr będących w posiadaniu ludu Bożego.

Wizyta posłów u Hiskiasza była dla niego próbą wdzięczności i pobożności. Biblia informuje: „Jednakże gdy byli u niego rzecznicy książąt babilońskich, którzy przysłali ich do niego, aby się dowiedzieć o cudownym zdarzeniu, jakie wydarzyło się w kraju, Bóg zdał go na jego własne siły, wystawiając go na próbę, aby poznać wszystkie jego zamysły”. 2 Kronik 32,31. Gdyby Hiskiasz skorzystał z okazji opowiedzenia o mocy, dobroci i miłosierdziu Boga Izraela, sprawozdanie posłów byłoby jak promień światła przebijający ciemność. Jednak on wywyższył siebie ponad Pana zastępów. „Nie odwdzięczył mu się za wyświadczone dobrodziejstwo, gdyż jego serce wzbiło się w pychę” {PK 224.2-4}.

 

To nie jest koniec tej historii. Wprawdzie Biblia nie mówi nic o tym, co działo się z Hiskiaszem w ciągu tych darowanych mu przez Boga dodatkowych lat życia, to jednak można się z Biblii dowiedzieć, że trzy lata po tych wydarzeniach urodził się Hiskiaszowi syn, przyszły król Judy. Miał na imię Manasses. Czy ktoś pamięta jakim był królem? „Manasses miał dwanaście lat, gdy objął władzę królewską, a pięćdziesiąt pięć lat panował w Jeruzalemie. Czynił zaś to, co złe w oczach Pana, według ohydnych zwyczajów narodów, które Pan wytępił przed synami izraelskimi. Z powrotem pobudował świątynki na wyżynach, które zburzył Hiskiasz, jego ojciec, wznosił też ołtarze dla Baalów i sporządził aszery, oddawał pokłon całemu zastępowi niebieskiemu i służył mu. Zbudował także ołtarze w świątyni Pana, o której Pan powiedział: W Jeruzalemie będzie przebywać imię moje na wieki. Nabudował też ołtarzy dla całego zastępu niebieskiego w obydwu dziedzińcach świątyni Pana. On nawet swoich synów oddał na spalenie w Dolinie Syna Chinnomowego, oddawał się wróżbiarstwu, czarom i gusłom, ustanowił wywoływaczy duchów i wróżbitów, wiele złego czynił w oczach Pana, drażniąc go” (2 Krn 33:1-6).

 

A teraz kolejne pytanie. Kto wychował Manassesa, kto był jego ojcem? Hiskiasz.

Czy było coś w domu Hiskiasza, co wymagało uporządkowania?

Czy Hiskiasz wykorzystał dane mu dodatkowe lata życia na uporządkowanie swojego domu? Zgodnie z biblijną zasadą oceńmy go po owocach.

 

Co Bóg chce nam powiedzieć przedstawiając nam historię króla Hiskiasza?

Może chce nas ostrzec, że można być bardzo blisko Boga, ale nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, człowiek nie powinien polegać na samym sobie, ale całkowicie i we wszystkim polegać na Bogu. Pewność siebie może bardzo szybko doprowadzić do upadku. Skutkiem pewności siebie jest coraz większe zaufanie do samego siebie i jednocześnie utrata zaufania do Boga.

Tak stało się z Lucyferem, tak stało się też z faraonem, który nie chciał uwolnić Izraela. Czy tak właśnie się stało z królem Hiskiaszem?

W jaki sposób możemy uniknąć tego straszliwego błędu i wciąż ufać i polegać tylko na Bogu?