czwartek, 2 maja 2019

Czy znam Boga?

Pierwsze przyjście Pana Jezusa nie zaspokoiło oczekiwań większości Żydów, oczekiwań związanych z przyjściem Mesjasza. "Żydzi pragnęli przyjścia Mesjasza, ale nie posiadali właściwego pojęcia o Jego misji. Nie szukali wybawienia od grzechu, ale wyzwolenia od Rzymian” (PW 24.4). Uważali się za Naród Wybrany, co było prawdą, jednak niewielu z nich rozumiało, dlaczego i w jakim celu wybrał ich Bóg. Kiedy obchodzili święto Paschy, będące pamiątką wyzwolenia z niewoli w Egipcie, nie kojarzyli tego, co Bóg zrobił dla nich z niczym innym, jak tylko z dosłownym uwolnieniem z niewoli. Dzięki zwiedzeniom szatana nie zdawali sobie sprawy z tego, że uwolnienie z Egiptu jest symbolem większego wyzwolenia, uwolnienia z niewoli grzechu. Nawet ci, którzy będąc kapłanami uważali się za największe autorytety w interpretowaniu Bożego Słowa, nie rozumieli właściwie tego symbolu, ponieważ „interpretowali proroctwa zgodnie z własnymi egoistycznymi pragnieniami” (PW 25.2).

A w jaki sposób my odczytujemy historię wyprowadzenia Izraela z Egiptu? Czy możemy o sobie powiedzieć, że nasze zrozumienie tej historii jest pozbawione błędów?

Wyprowadzenie Izraela z Egiptu nie było dla Boga dużym problemem, jednak o wiele trudniejsze było wyprowadzenie Egiptu z Izraela. Żydzi byli zadowoleni z tego, że nie musieli być niewolnikami Egipcjan, jednak nie chcieli zrozumieć, że zachowując swoje przywiązanie do pewnych przyzwyczajeń z czasów niewoli, tak naprawdę nadal są niewolnikami. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że wszystkie te „przyjemności” były niczym innym jak oszustwami szatana, który na różne sposoby chciał ich przekonać, że życie w Egipcie nie było takie złe i pomimo pewnych niedogodności dawało większą pewność dobrego życia niż to, co oferował im Bóg.

Dzisiaj my jesteśmy w takiej samej sytuacji jak Izrael w czasach Mojżesza. Jesteśmy niewolnikami, ale nie dosłownie, jak Izrael w Egipcie, tylko niewolnikami grzechu. Ten rodzaj niewoli ujawnia się tylko wtedy, gdy musimy dokonywać wyboru między dobrem i złem, między tym, co mówi Bóg a tym, do czego namawia nas szatan. To nasze decyzje ujawniają czy nadal jesteśmy w niewoli grzechu, czy też zostaliśmy z niej uwolnieni. Jednym z objawów niewoli jest to, że często bronimy naszego prawa do grzeszenia. Jak często chrześcijanie powtarzają, że człowiek nie może przestać grzeszyć? Z jednej strony wiemy, że grzech jest czymś złym, jednak z drugiej strony staramy się usprawiedliwić to, że grzeszymy. Czy nie jest dziwne, że zamiast żałować tego, że grzeszymy, powtarzamy nieświadomie to, o co szatan oskarża Boga, że niemożliwe jest przestrzeganie Bożego Prawa? Jak trudno nam jest pozbyć się Egiptu z naszych serc. Z jednej strony chcemy być zbawieni i cieszyć się wiecznym życiem w obecności Boga, jednak z drugiej strony tak trudno nam zrozumieć, że nie jest to możliwe, jeżeli podejmując decyzje nie kieruje nami miłość do Boga, tylko chęć zaspokojenia naszych pożądliwości. Jak często zdarza się nam podjąć decyzję będącą w sprzeczności do Bożego Słowa i uzasadniać ją brakiem możliwości wyboru? Czy ten brak możliwości świadczy rzeczywiście o tym, że nie mieliśmy wyboru, czy też raczej o tym, że nie zaufaliśmy Bogu? Czy nie jest to dowód braku wiary?

„Cały zbór synów izraelskich szemrał na pustyni przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. I rzekli do nich synowie izraelscy: Obyśmy byli pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdyśmy siadali przy garnku mięsa i mogli się najeść chleba do syta! Bo wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby całe to zgromadzenie zamorzyć głodem” (2 Mojżeszowa, 16.3). Czy nie idziemy ich śladem, kiedy mówimy, że niemożliwe jest, aby żyć zgodnie ze wskazówkami Boga, ponieważ w ten sposób zginiemy, stracimy coś, co jest niezbędne do naszego życia? Jeżeli tak jest, to co według nas jest niezbędne do życia? Jezus powiedział: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jana 17,3). Jedynie poznanie Boga prowadzi do życia wiecznego. Jezus powiedział też do Żydów, którzy uwierzyli w niego: „Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Jana 8,31-32). Poznanie Boga, poznanie Prawdy i trwanie w niej prowadzi do prawdziwej wolności, wolności od grzechu. Jak wielu chrześcijan uważa, że zna Boga, jednak grzech nadal jest obecny w ich życiu. Czy świadczy to o tym, że Jezus nie miał racji, kiedy powiedział, że Prawda nas wyswobodzi od grzechu? A może wyjaśnienie tego pozornego paradoksu jest inne, może po prostu ci, którzy grzeszą, nie poznali jeszcze Prawdy? Może ci, którzy uważają, że znają Boga, tak naprawdę jeszcze Go nie poznali? „Znać Boga to kochać Go” (PW 17.1). Znajomość Boga nie polega na posiadaniu informacji o Bogu, ale na bliskiej relacji z Nim, tak bliskiej jak relacja męża i żony, dlatego w Biblii małżeństwo jest symbolem naszych relacji z Bogiem. Tak rozumiana znajomość Boga jest niezbędnym warunkiem zrozumienia planu zbawienia, zrozumienia znaczenia misji jaką Pan Jezus wykonał podczas swojego pierwszego przyjścia na ziemię. Dlaczego? Ponieważ miłość do Boga usuwa z nas egoizm, najważniejszą cechę szatana. Egoizm uniemożliwia zrozumienie tego, co Pan Jezus zrobił przebywając na ziemi, uniemożliwia zrozumienie znaczenia śmierci Jezus na krzyżu. „To, że Syn Boży ma przyjść na tę ziemię, napełniło go [szatana] zdumieniem i lękiem. Nie potrafił pojąć misterium tego wielkiego poświęcenia. Jego samolubna dusza nie była w stanie zrozumieć takiej miłości do upadłej rasy” (PW 87.1). Ktoś kto nie kocha i kieruje się w swoim życiu egoizmem, nie może zrozumieć powodów działania tego, kto kieruje się miłością. To dlatego szatan nie mógł zrozumieć tajemnicy planu zbawienia, to dlatego Żydzi nie zaakceptowali Jezusa jako Mesjasza i Boga. Jezus nie był nawet rozumiany w swoim rodzinnym domu. „Bracia nie rozumieli Jezusa, ponieważ nie był taki, jak oni. Jego standardy nie były ich standardami. Patrząc na ludzi odwrócili się od Boga i w ich życiu zabrakło Jego mocy. Formy religijne, których przestrzegali, nie mogły przekształcić charakteru” (PW 68.1).

Żydzi zwracali szczególną uwagę na zewnętrzne objawy religijności, na przestrzeganie Bożych przykazań, ale swoje posłuszeństwo Bogu ograniczali tylko do czynności, do tego co jest widoczne. A przecież Bóg poprzez Mojżesza powiedział do Izraela: „Teraz więc Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, twój Bóg! Tylko, abyś okazywał cześć Panu, swemu Bogu, abyś chodził tylko jego drogami, abyś go miłował i służył Panu, swemu Bogu, z całego serca i z całej duszy, abyś przestrzegał przykazań Pana i jego ustaw” (5 Mojżeszowa 10,12-13). Jak widać Mojżesz mówi najpierw o miłości do Boga, miłości wypływającej z serca, a dopiero potem o przestrzeganiu przykazań. Zmiana, która jest niezbędna do tego, aby człowiek mógł być zbawiony, najpierw musi nastąpić w sercu. Jezus „wiedział, że jeśli nie nastąpi zdecydowana zmiana zasad i celów życia ludzkości, wszyscy będą zgubieni”. Ta prawda jest wciąż aktualna, Boże zasady nie zmieniają się. Wszystkie Boże działania w ramach planu zbawienia mają na celu wzbudzenie w nas chęci zmiany naszych zasad i celów, naszych charakterów. Nie wystarczy wiedzieć w jaki sposób powinniśmy żyć, trzeba jeszcze pragnąć takiego życia. A takie pragnienie może pojawić się tylko wtedy, gdy dotychczasowa miłość do tego świata zostanie zastąpiona miłością do Boga. Ten kto naprawdę kocha, jest gotów poświęcić wszystko dla swojej miłości. Prawdziwa miłość usuwa z życia egoizm i wszelkie myślenie o sobie. Całe życie jest podporządkowane miłości. Życie prawdziwego chrześcijanina jest w całości podporządkowane Bogu, ponieważ taka jest potrzeba jego serca. Prawdziwy chrześcijanin nie traktuje posłuszeństwa Bogu jako trudnego i uciążliwego obowiązku. Jezus powiedział: „Jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie” (Mateusza 11,30), a apostoł Jan wyjaśnił, że „Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe” (1 Jana 5,3). Czy rzeczywiście tak to dzisiaj widzimy? Czy życie w posłuszeństwie Bożym przykazaniom sprawia nam radość i przyjemność? A co, jeżeli tak nie jest, jeśli uważamy, że jest to trudne, a czasami wręcz niemożliwe? Czy oznacza to, że Jezus powiedział nieprawdę, mówiąc o miłym jarzmie i lekkim brzemieniu? Jeśli jednak Jezus mówi prawdę, to dlaczego tak trudnym jest dla nas zachowywanie Jego przykazań? Odpowiedź jest chyba prosta, wystarczy uważnie przeczytać to, co napisał Jan: „Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe”. Powodem takiego stanu rzeczy jest po prostu brak miłości ku Bogu, a ten brak wynika z braku poznania Boga.

Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: Czy naprawdę znam Boga? Czy to co czuję do Boga sprawia, że jestem gotowy poświęcić dla Niego absolutnie wszystko, dokładnie tak samo jak On był gotów oddać dla nas wszystko, włącznie z własnym życiem? Czy jest w moim życiu coś, co powstrzymuje mnie od całkowitego poddania się Bogu? A co, jeżeli tak jest, jeżeli nie czuję w sobie takiej miłości do Boga, jaką Bóg umiłował mnie?

Może powodem takiego stanu jest to, że podobnie jak Żydzi w czasach Jezusa, oczekujemy na uwolnienie, ale nie od grzechu, a od niedogodności tego życia. Chętnie pozbylibyśmy się z naszego życia chorób, niedostatku, śmierci, nieszczęść i tego wszystkiego, co odbiera nam radość życia, ale nie odczuwamy potrzeby zmiany naszych serc i charakterów. Zmiana, o której marzyli Żydzi, nie polegała na zmianie systemu, ale na zamianie miejsc. Żydzi chcieli znaleźć się na tym miejscu, w którym byli Rzymianie. Czy my często nie myślimy podobnie? Czy Królestwo Niebios nie jest w naszym wyobrażeniach podobne do tego, w jakim dzisiaj żyjemy, jest tylko pozbawione pewnych wad? O co często prosimy Boga w naszych modlitwach? O zdrowie, o dobrą pracę, o pomoc w zdaniu egzaminów, o opiekę w trakcie podróży, o pomoc w znalezieniu nowego domu czy samochodu. Prosimy też o pomoc w rozwiązaniu problemów, jakie nas spotykają, czy w domu, czy w pracy. A jak często prosimy Boga o objawienie nam jego woli, jak często prosimy go o to, aby wyjaśnił nam czego od nas oczekuje? Jak często, podobnie do Jezusa, mówimy do Boga w modlitwie: „Wszakże nie jak ja chcę, ale jako Ty, niech się stanie wola Twoja”. Wielu z nas stara się zachować równowagę między różnymi dziedzinami życia. Dzielimy nasz czas na dom, pracę i inne obowiązki codziennego życia, staramy się też znaleźć trochę czasu na życie duchowe, na kontakt z Bogiem. A co sugeruje nam apostoł Paweł? „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek czynicie, wszystko czyńcie na chwałę Bożą” (1 Koryntian 10,31). Jezus nie dzielił w ten sposób swojego czasu, jego jedynym pragnieniem było wykonywanie woli Ojca. Czy jako naśladowcy Jezusa nie powinniśmy żyć w taki sam sposób?

Czy jest możliwe, aby człowiek mógł dzisiaj żyć takim życiem, jakim żył Jezus? „Chrystus nie miał używać boskiej mocy dla swej własnej korzyści. Przyszedł znieść próby, jakie my musimy znosić, przynosząc nam przykład wiary i poddania” (PW 91.1). „Jako Syn Człowieczy dał nam przykład posłuszeństwa, jako Syn Boży daje nam moc do posłuszeństwa” (PW 18.4). Apostoł Paweł doświadczył takiej zmiany, która sprawiła, że zaczął żyć jak Jezus: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Galacjan 2,20). Taka możliwość istnieje też dzisiaj, także my możemy doznać takiej zmiany jaką przeszedł Paweł. Nie powinniśmy się zastanawiać się nad tym, czy jest to możliwe, ale czy tego chcemy. To jest jedno z kluczowych pytań dla każdego chrześcijanina: Czy moim pragnieniem jest zmienić się na obraz Pana Jezusa i żyć Jego życiem?
____________________________
PW – E.White „Pragnienie wieków”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz