czwartek, 22 listopada 2012

DATEK NA ODCZEPNEGO



Gdybym był Japończykiem, mieszkańcem wyspy Sendai. Gdybym stracił dzieci i żonę oraz całą rodzinę, część przyjaciół i sąsiadów.
  I całe me życie i wspomnienia znikłyby na zawsze pod wielką falą, by potem spłynąć w ścieku pełnym resztek mego dobrobytu...
Gdybym był matką z Port au Prince na Haiti, gnieżdżącą się od wielu miesięcy wraz z czwórką dzieci, które przeżyły trzęsienie ziemi, pod dachem z kawałków blachy i plastikowych beczek. Gdybym tak nie miał co im dać jeść. Gdyby tak całą moją energię pochłaniała troska o przeżycie z dnia na dzień...
Gdybym był biedną, siedemnastoletnią dziewczyną z Niamey w Nigerii. Najstarszą z szóstki dzieci, analfabetką. I jeśli moim jedynym źródłem dochodów byłaby prostytucja za równowartość dwóch lub trzech euro...
Gdybym był dzieckiem Romów z przedmieścia Tirany, żyjącym na ogromnym śmietniku, pijącym wodę z rzeki, która jest zwykłym rynsztokiem. Gdybym nawet nie wiedział, ilu mam braci i ile sióstr, ponieważ niektórzy z nich zmarli przed drugim rokiem życia. Bo w Albanii Romowie nie mają żadnej tożsamości. Nie istnieją dla nikogo...
Gdybym był starszym bratem trójki rodzeństwa, uciekającym przed bojownikami libijskimi do obozu na granicy tunezyjskiej, gdzie brakuje wody i żywności. Gdybym tak dzień i noc bał się o życie swoje i najbliższych...1.

Odruch serca

Ogrom nieszczęść, jakie dzieją się na świecie, straszliwe katastrofy i wynikająca z nich ludzka bieda mało kogo pozostawiają obojętnym. Czujemy się wzruszeni, czytając powyższe relacje światowej organizacji charytatywnej ADRA, działającej również w Polsce pod nazwą Chrześcijańska Służba Charytatywna. Dlatego gdy pojawiają się ludzie wyciągający na ulicy ręce po datek, rozdajemy w przypływie autentycznej litości nasze ciężko zarobione pieniądze na lewo i prawo. I spoczywamy na laurach miłego samozadowolenia, myśląc: jak to dobrze pomagać innym! Jednak gdy potem zobaczymy dofinansowaną przez nas osobę kupującą papierosy lub alkohol, to deklarujemy z wielkim oburzeniem: już nigdy nikomu nie dam ani złamanego grosza!
Zanim zaleje nas gorycz i inne niedobre uczucia, bo oto jakiś obibok zrobił z nas frajerów, posłuchajmy opinii ludzi, którzy wiedzą coś o pomaganiu i znają siłę pieniądza. Siłę ku udzielaniu mądrej pomocy, ale i też ku rozplenianiu się szczególnego zła — sankcjonowaniu lenistwa i postaw roszczeniowych. Dobrych rad nigdy za wiele.

Znani o pomaganiu

Janina Ochojska, założycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej, twierdzi na przykład, że dawanie pieniędzy żebrakom nie rozwiązuje niczyich problemów. Zwłaszcza że żebractwo może być procederem, w którym rodzice wykorzystują swoje dzieci. Czasem jednak ona również miewa dylematy — przytacza przykład dziewczynki z Sudanu Południowego, która poprosiła ją o sfinansowanie jej nauki, co kosztowałoby 10 złotych miesięcznie. Ochojska odmówiła, choć w pierwszej chwili miała ochotę ulec prośbie. Jednak zaraz zadała sobie pytanie: Dlaczego akurat ta dziewczynka? Bo jest ładna i ma duże oczy? Bo miała odwagę do niej podejść? Stwierdziła, że czasami pomaganie polega na mówieniu „nie”. Jak to możliwe? Otóż w tym samym czasie planowała zbiórkę pieniędzy na szkołę dla sudańskich dzieci — tak aby pomóc wszystkim, a nie jednej przypadkowej osobie. Jej zdaniem czasami pomagając jednostce, w rzeczywistości szkodzimy, bo nie znając szerszego kontekstu, nie dokonujemy właściwego wyboru. Na pytanie, co ma zrobić podróżnik, który będąc w Afryce, widzi wyciągniętą dłoń i łzy w oczach, odpowiedziała, żeby znalazł miejscową organizację charytatywną i wsparł ją2.
Leszek Balcerowicz, wybitny ekonomista, napisał: „To bardzo pouczające poczytać, jak robotnicy organizowali się w XIX wieku w stowarzyszenia wzajemnej pomocy. Miliony ludzi do nich należały. Nie należy także lekceważyć dobroczynności, która w XIX wieku była normą przyzwoitego zachowania. Te dwa wielkie prądy: samopomoc i dobroczynność zostały podważone przez ekspansję państwa socjalnego. Już Alexis de Tocqueville napisał w 1833 roku Traktat o pauperyzmie, niezwykle wnikliwą analizę, jak rozrastające się państwo socjalne deformuje ludzi. Im niższy jest próg pomocy socjalnej, tym większy odsetek tych, którzy będą jej nadużywać, i tym mniejsza rola niepaństwowych mechanizmów pomocy ludziom w autentycznej potrzebie. Monopol socjalny państwa nie tworzy dobrego społeczeństwa. Najwięcej patologii tworzy dostęp do pieniędzy bez pracy. Etyka robotników w XIX wieku była wysoka. (...) ludzie zdolni do pracy powinni żyć z własnej pracy, a nie wyciągać rękę do państwa. To lepsze nie tylko z punktu widzenia ekonomicznego, lecz także moralnego. (...) rozdęte państwo socjalne prowadzi do tego, że z owoców twojej pracy utrzymuje się iluś ludzi, którzy też mogliby pracować”3.
Z kolei Muhammad Yanus, ekonomista z Bangladeszu, założyciel Grameen Banku, laureat Pokojowej Nagrody Nobla za działalność, która umożliwiła milionom osób wydostanie się z nędzy, napisał: „Pamiętam ten dzień, kiedy zobaczyłem pierwszego trupa na ulicy. To było w 1974 roku. Ciało było tak wychudzone, że nie rozpoznałem, czy to kobieta, czy mężczyzna. Potem z dnia na dzień przybywało tych ludzi bez płci. Setki, tysiące. Układały się w sterty. I to wszystko nie przez jakąś chorobę, ale przez głód. Wykłady o teoriach ekonomii, które prowadziłem wtedy na uniwersytecie, z dnia na dzień zaczęły brzmieć jak science fiction. Musiałem wrócić na ziemię. (...) Sufia Khatum. To od niej wszystko się zaczęło. Jak ją pierwszy raz ujrzałem, trzymała w swoich ubrudzonych rękach pięknie wypleciony z bambusa stołek. Szybko go rzuciła i zwiała. (...) Patrzyłem więc na ten porzucony stołek, który sama zrobiła. Był piękny, misterna robota. W stolicy za coś takiego dostałaby minimum dwa dolary. W jej miejscowości dwa centy. Dwa centy! Za to nawet w Bangladeszu nie można było nic kupić. Resztę tego, co zarobiła, oddawała facetowi, który jej dostarczał bambus. Chciałem jakoś pomóc, najlepiej od razu. Musiałem ze sobą nieźle walczyć, żeby po prostu nie dać jej tych pieniędzy. Tak wymyśliłem mikropożyczki i Grameen Bank. (...) największy problem z tymi kobietami był taki, że one w siebie nie wierzyły. (...) To przecież dobrze biznesowi nie wróży. Wymyśliłem więc (...) salutowanie. (...) Może to trochę dla pani śmieszne. Ale ja chciałem, żeby one się wyprostowały i przestały przypominać skulone w sobie kokony. Bo żeby zasalutować, to trzeba stanąć prosto. Chcesz być w Grameen Banku, musisz patrzeć innym w oczy”4.

Pomoc na wieczność

Jest takie powiedzenie: każda technika, jak każda siekiera, może służyć do różnych celów. Tak samo jest z pieniędzmi. Jak więc pomagać, żeby nie zaszkodzić? Wygląda na to, że potrzeba tu dużo zwykłego rozsądku, rozwagi, chęci sprawdzenia dostępnych danych o sytuacji potrzebującego, braku uprzedzeń i życzliwości zwanej przez chrześcijan miłością bliźniego.
A skoro mowa o postawie chrześcijańskiej, to Pismo Święte często porusza temat troski o najuboższych. Nie ma Kościoła, który nie zbierałby na nich datków, bo tak nakazuje sam Bóg. Zanim jednak zdecydujemy pójść za radą Jezusa skierowaną do pewnego bogatego młodzieńca, by rozdać swój majątek ubogim5, to rozważmy jeszcze inny fragment Ewangelii. Według biblijnej relacji „Jezus (...) przejrzał wszystkich, i od nikogo nie potrzebował świadectwa o człowieku; sam bowiem wiedział, co było w człowieku”6 oraz „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”7. Skoro Stwórca wie o ludziach wszystko, zna nasze życie od podszewki, a nawet wie, ile mamy włosów na głowie8, to wie też, komu najbardziej potrzeba pomocy i jakiej. Najlepiej będziemy w stanie pomóc bliźniemu, pozostając w dobrych relacjach z Bogiem. On nam wskaże, komu i jak pomóc. I nie chodzi tylko o pomoc materialną. Jednemu wystarczy datek, drugiemu tylko pożyczka, by zmobilizować go do pracy. Inny zaś potrzebuje wsparcia psychicznego, przyjaźni, rady, jak rozsądnie gospodarować tym, co ma, lub informacji, jak dbać o swe zdrowie. Ktoś inny potrzebuje pomocy fizycznej, pocieszenia czy zrozumienia.
Czy słyszałeś już o tak zwanych adopcjach serca — finansowym wspieraniu na odległość biednych dzieci w Afryce? Czy wiesz, że są organizacje zajmujące się „adopcją” przez ubogie rodziny afrykańskie... dorosłych Europejczyków, którzy czują się osamotnieni w zachodnim społeczeństwie?9. Często ludziom tylko się wydaje, że gdyby mieli więcej dóbr materialnych, byliby szczęśliwsi. W rzeczywistości są zagubieni, uwikłani w nałogi, toksyczne relacje, nie do końca wiedzą, czego im brakuje. Rozmowa z nimi i rozmowa o nich z Bogiem może przynieś więcej korzyści niż rzucone na odczepnego kilka złotych. Bo „czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie?”10.
Małgorzata Woźniak
 ZNAKI CZASU listopad 2012 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz