Dopóki
nie spróbujesz,
nie będziesz
wiedział,
jak smakuje.
nie spróbujesz,
nie będziesz
wiedział,
jak smakuje.
Starego duchownego
odwiedził energiczny, bogaty biznesmen i powiedział tak:
— Dlaczego wy, chrześcijanie, mówicie, że w waszą naukę
trzeba uwierzyć? Dlaczego nie można na jej temat mieć normalnej wiedzy,
zweryfikować jej tak, jak weryfikujemy nasz pogląd na inne sprawy? Każecie
mi wierzyć, że istnieje dobry Bóg, który mnie kocha, a Jego Syn stąpał dwa
tysiące lat temu zakurzonymi drogami Judei. Dlatego, mówicie, mam kochać
bliźnich, wyzbyć się egoizmu i radować każdą chwilą. Ale ja nie umiem
kochać bliźnich. Oni są leniwi, nędzni i chciwi. Płaszczą się przede mną,
a gdy się odwrócę, to mnie okradają. Są jak hieny. Stale kłamią. Stale
obgadują. Najchętniej by brali pieniądze, nic nie robili i zdradzili przy
pierwszej okazji. Dziennikarze i politycy są równie groźni jak mafia,
a jeśli nie będę ostrożny, to urzędnicy zniszczą mnie w jednej chwili
na zlecenie konkurencji. Jakie szaleństwo nakazuje wam kochać tych podłych
ludzi? Wiara, że są dziećmi dobrego Boga, którego nikt nie widział?
A dlaczego nie wierzycie w krasnoludki lub Latającego Potwora
Spaghetti? Kiedy buduję dom, muszę wiedzieć, że nie runie, nie wystarczy wiara.
Tak jest we wszystkich dziedzinach życia. Dlaczego akurat wam,
chrześcijanie, mam wierzyć? Wierzyć w coś, czego nie potraficie udowodnić?
— Tak, bliźni są dla nas źródłem wielu utrapień — zgodził
się stary duchowny. — Zważ jednak, że miłość nie jest nagrodą za dobro,
które otrzymujemy. Miłość jest ponad tym. Postawiłeś bardzo ciekawy problem.
Wiedza czy wiara? Wiedzą jest dla ciebie to, co możesz zważyć, zmierzyć,
policzyć i dokładnie przewidzieć. A śpiew ptaka? Czy możesz mi
przynieść śpiew ptaka, który słyszysz?
— Ty też go możesz usłyszeć.
— Ale ja chcę dostać ten, który słyszysz ty. Czy możesz go
zważyć, zmierzyć i policzyć? A smak jabłka, które gryziesz? Możesz mi
przynieść ten smak? Możesz napisać książkę, po przeczytaniu której poczuję
smak jabłka?
— Możesz sam ugryźć jabłko.
— Właśnie. Możesz napisać książkę o smaku jabłka, ale ja
mogę mieć tylko intelektualne rozumienie tej książki, dopóki sam jabłka nie
ugryzę. Co więcej, kiedy tylko przeczytam książkę, mogę mieć wątpliwości, czy
smak jabłka w ogóle istnieje. Powiedz mi: czy smak jabłka istnieje
naprawdę?
— Nie wiem. Nie istnieje w oderwaniu od osoby, która
smakuje, ale wygląda na to, że jest w stu procentach realny.
— Większość naszego świata składa się z rzeczy, których
nie można zważyć, zmierzyć i policzyć. Uśmiech dziecka, spojrzenie matki,
księżyc wychodzący zza chmur, dotyk dłoni. Tak samo jest z doświadczeniem
Boga. My, chrześcijanie, piszemy książki, artykuły, głosimy kazania, które mają
tylko jeden cel. Chcemy, abyś sam doświadczył Boga. Posmakował, „jak dobry jest
Pan”. Abyś sam ugryzł jabłko. Kiedy je ugryziesz, nagle stanie się
dla ciebie jasny sens tego, że zakurzone stopy Jezusa niestrudzenie
przemierzały drogi Judei, sens Krzyża, sens wizji proroka Izajasza. Nie
wcześniej. Tego doświadczenia nie da się kupić, odziedziczyć albo otrzymać
w prezencie. Musisz uzyskać je sam, po prostu otwierając się
na wiarę. Dopóki się nie otworzysz, wszystko, co głosimy, będzie
dla ciebie głupstwem albo mową szaleńca. Będzie opinią ślepego
o odcieniach błękitu.
— Ale dlaczego tak jest? — nie ustępował energiczny biznesmen.
— Dlaczego dobry Bóg nie da nam pewności? Nie da się zważyć i zmierzyć?
Dlaczego skazuje nas na niepewność?
— Chciałbyś Nieskończonego zawrzeć w skończonych
pojęciach? Chciałbyś zawładnąć Nieskończonym? Intelekt jest bezużyteczny
w poznaniu Boga. Jak napisał pewien średniowieczny anonimowy autor, „od
Boga oddziela nas obłok niewiedzy”. Nasz rozum nie jest w stanie
przeniknąć tego obłoku. Ale nasza wiara, nasza miłość swobodnie przepływają
przez ten obłok. Nie żyjemy w niepewności. Mamy pewność bezpośredniego
doświadczenia. Kiedy czytamy rozważania o Bogu, wszyscy odwołujemy się
do tego doświadczenia. Wszyscy spróbowaliśmy smaku jabłka. Nie jest to
smak dla każdego dokładnie taki sam. Bóg objawia się w różny sposób.
Ale jest. Ale się objawia.
— Ależ to są tylko jakieś subiektywne majaki — powiedział
energiczny biznesmen. — Gdzie masz dowody, że te majaki są realne?
— Och, to doświadczenie dokonuje w tobie realnej zmiany,
to doświadczenie pozwala ci zrozumieć siebie i świat, kochać siebie
i bliźnich. Niestety, nie da się najpierw mieć efektów, a dopiero
potem wiary. Stawiasz wóz przed koniem. Wiara zawiera w sobie element
odwagi i ryzyka. Najpierw musisz uwierzyć. Dopiero później otworzą ci się
oczy.
— I będę kochał te hieny, które nieustannie polują
na moje pieniądze?
— Zobaczysz, że w tych „hienach” jest ta sama iskra Boża,
co w tobie. I jeszcze więcej. Zobaczysz, że te pieniądze, których
strzeżesz, wcale nie są twoje. Bóg ci je tylko na pewien czas powierzył
w zarząd. Są darem Bożym, tak samo jak słońce, księżyc. Jak uśmiech
dziecka, które wyciąga do ciebie rączkę. Nie są niczym specjalnym.
* * *
Do starego duchownego przyszedł młody chrześcijanin, aby
podzielić się z nim swoją troską.
— Próbuję nawracać ateistów. Bezpośrednio i przez
internet. Ale kończy się to tylko zajadłą dyskusją, która wyczerpuje mnie
psychicznie i emocjonalnie. Ja im mówię, że Biblia zawiera niezbędną
do zbawienia prawdę, a oni mi, że Biblia to zbiór mitów spisanych
przez prymitywne plemiona. Ja im mówię, że zasady naszej religii prowadzą
do życia zgodnego z ludzką naturą, a oni mi na to, że
zasady te gwałcą wolność i że wymyślili je jedni ludzie, aby panować
nad innymi. Na każdy argument mają dziesięć, są emocjonalni,
zaczepni. Pod koniec takiej dyskusji czuję już w sobie agresję,
a potem huczy mi w głowie i sam zaczynam tracić wiarę. Ich
argumenty, ich pewność siebie wypłukują ze mnie wiarę i zostaje tylko
taki mroczny, męczący bezsens istnienia. A zaczynałem przecież rozmowę
po to, aby podzielić się z kimś radosną nowiną. Co robię źle?
— Och, popełniasz masę błędów — powiedział stary duchowny.
— Proszę, wskaż mi je — poprosił młody chrześcijanin.
— Po pierwsze, pozwalasz, aby dyskusja zeszła
na płaszczyznę poglądów intelektualnych. Prezentujesz ateistom jakiś
intelektualny pogląd, na co oni prezentują ci własny. Ty masz swoje, oni
mają swoje. Odrzuć ten sposób. Bóg jest nieskończony i nie da się go
ograniczyć do ludzkich słów i pojęć. Biblia mówi: „Chodźcie
i skosztujcie, jak dobry jest Pan”. Zwróć uwagę: skosztujcie. Możesz
napisać tysiąc stron na temat smaku jabłka, ale ten, kto to przeczyta,
smaku jabłka nie pozna. Tymczasem kiedy sam ugryzie jabłko, poznaje jego smak
w ułamku sekundy. Bez żadnych słów, pojęć i filozoficznych traktatów.
Rozumiesz?
— Tak.
— Po drugie, próbujesz ateistom własny pogląd narzucić.
Bronią się, bo każdy jest do własnych poglądów przywiązany. Nie narzucaj
nikomu swoich poglądów. Raczej prowadź do tego, żebyście wspólnie
rozważali temat. Jeśli ateista zgłasza zastrzeżenia, nie komentuj ich
natychmiast. Pozwól, żeby sam odkrył w nich błąd.
— A jeśli jest agresywny i obraża mnie?
— Wtedy odejdź. Jeśli ktoś jest fanatyczny i zajadły, to
nie powód, żebyś ty stawał się taki sam. Po trzecie, nie dąż
do wygrania dyskusji. Nie ciesz się, kiedy wydaje ci się, że wygrałeś
dyskusję, i nie martw się, kiedy przegrałeś. To jest tylko twój egoizm.
Jeśli chcesz działać dla Boga i bliźnich, musisz zapomnieć
o sobie. Po prostu działaj.
— Dziękuję — młody chrześcijanin skłonił się przed starym
duchownym.
Nikodem Berger