niedziela, 27 lipca 2014

PYTANIA ATEISTY

Kościół to nie tylko miejsce — to przestrzeń społeczności, gdzie podtrzymuje się upadających, pomaga podnieść się upadłym, karmi głodnych, odwiedza samotnych, pielęgnuje chorych, gdzie jedni o drugich starają się dbać. Dlatego lubię chodzić do kościoła, by spotkać się tam z Kościołem.
Internetowy znajomy o wyraźnie ateistycznym światopoglądzie zadał mi niedawno, jako osobie
wierzącej w Boga, kilka — jego zdaniem chyba trudnych — pytań. Interesowało go na przykład, po co ludziom potrzebne jest u Boga czyjekolwiek wstawiennictwo. Czyżby tam też istniała droga służbowa? — pytał z wyraźną ironią. Za sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem uważał biblijne opisy Boga, który ma mieć oczy, usta, ręce i nogi, a jednocześnie pozostaje niewidzialny. Nie rozumiał też, po co miałby chodzić do kościoła i modlić się do kogoś, kto i tak wie wszystko, gdyż czyta w naszych myślach. W takiej sytuacji równie dobrze można byłoby się modlić tylko w domu lub na przykład w lesie, a nie w kościele. A już za kompletnie irracjonalny, w kontekście kościołów katolickich, postrzegał obowiązek klękania przed ołtarzem, gdy za ścianą, przy której stoi ten ołtarz, klękać już nie trzeba.
Postanowiłem odpowiedzieć.

Wstawiennictwo

Pytanie o potrzebę wstawiennictwa przed Bogiem w intencji grzeszników padło w związku z artykułem, którego autor uznał koncepcję wstawiennictwa Marii i tak zwanych świętych za niebiblijne i przeciwstawił jej ideę jedynego pośrednictwa między Bogiem a ludźmi sprawowanego przez Jezusa Chrystusa.
Określanie tego „drogą służbową” jest trywializowaniem zagadnienia, choć być może uzasadnionym w odniesieniu do koncepcji katolickich. Rzekome wstawiennictwo Marii i świętych przypomina bowiem dwór bizantyjskiego cesarza, do którego nikt ze zwykłych śmiertel­ników nie miał bezpośredniego dostępu, jak tylko przez szereg pośredników, których należało po drodze sowicie opłacić. Nauka ta powstała zresztą w czasach wczesnobizantyjskich i w tamtym kręgu kulturowym.
Tymczasem według Biblii pośrednik jest tylko jeden — Jezus Chrystus1. Jego pośrednictwo jest konieczne, gdyż grzech wprowadził rozdział między świętym Bogiem a grzeszną ludzkością2. Syn Boży, stawszy się człowiekiem, stał się idealnym bosko-ludzkim mediatorem między tymi dwiema zwaśnionymi stronami. Dodatkowo jeszcze prowadził na ziemi sprawiedliwe, bo bezgrzeszne życie, więc śmierć, którą poniósł, mogła mieć charakter zastępczy — została poniesiona za każdego pokutującego grzesznika3. Pokutujący grzesznicy, modlący się do Boga w imieniu (za pośrednictwem) Jezusa Chrystusa o przebaczenie grzechu, uzyskują je na mocy ofiary Jezusa, która została za nich złożona4. Prawu, które domaga się śmierci grzesznika, Jezus czyni zadość swoją śmiercią, którą poniósł za grzeszników, choć sam grzesznikiem nie był5. Poza tym pośrednictwo (wstawiennictwo) Jezusa można porównać nie tyle do drogi służbowej, co pomocy adwokata w procesie. Tak pisze o tym apostoł Jan: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika [łac. advocatum — O.D.] u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz
i za grzechy całego świata”
6.

Oczy i usta Boga

W idei, że Bóg ma oczy, usta, ręce i nogi, a jednocześnie pozostaje niewidzialny nie ma sprzeczności, a jedynie antropomorfizm, czyli przypisywanie Bogu cech fizycznych bądź psychicznych właściwych człowiekowi.
W Biblii często można przeczytać o „oku” Boga, które na nas patrzy; o „ramieniu” Boga, które nas chroni; o wierzących przychodzących corocznie przed „oblicze” Pana; o „ręce” Boga, która nie jest za krótka, by pomóc; czy o Bożym „uchu”, które nie jest głuche na wołania o pomoc7.
Te wszystkie wyrażenia należy rozumieć jedynie w sensie metaforycznym, a nie dosłownym. Podobnie jak metaforycznie stosujemy antropomorfizm w wyrażeniu: „prąd mnie kopnął”. Rozumując dosłownie, należałoby uznać, że niewidzialny prąd ma nogę, bo tylko nogą można kogoś kopać, ale takie rozumienie tego wyrażenia prowadzi nas do absurdu. Skoro więc akceptujemy antropomorfizmy i metafory w języku potocznym, dlaczego mielibyśmy ich nie dostrzegać lub miałyby nam przeszkadzać w przekazie biblijnym?

Po co modlitwa?

Bóg faktycznie nie potrzebuje modlitwy człowieka, żeby wiedzieć, co się dzieje w jego życiu lub czego mu potrzeba. Jest wszechwiedzący. Modlitwa jest bardziej potrzebna człowiekowi, żeby wiedział, że nie jest sam ze swoimi problemami i zawsze ma się do kogo z nimi zwrócić. Rodzic też często wie, co się dzieje w życiu dziecka, zna je tak, że niemal czyta w jego myślach, a mimo to pragnie rozmowy z dzieckiem; cieszy się, gdy dziecko zwraca się do niego ze swoimi problemami. Taka rozmowa to wyraz relacji miłości i zaufania między bliskimi. Dokładnie tak samo jest z modlitwą. Analogia do relacji rodzic — dziecko jest tu jak najbardziej trafiona, gdyż Bóg chce abyśmy zwracali się do niego właśnie tytułem „Ojcze”, jak w modlitwie „Ojcze nasz”.
Należy się również zgodzić z twierdzeniem, że modlić się można wszędzie i kościół jako budynek nie jest nam do tego potrzebny. W Księdze Dziejów Apostolskich czytamy, że pewnego szabatu w jednym z miast Azji Mniejszej apostoł Paweł udał nad rzekę, gdzie — jak sądził — wierzący zebrali się na modlitwie8. Takie spotkania modlitewne na łonie przyrody wiele wspólnot chrześcijańskich praktykuje do dziś. Jednak modlenie się indywidualne czy z innymi tylko i wyłącznie w lesie, parku, na ulicy itp. byłoby, zwłaszcza zimą, dość uciążliwe i… nieracjonalne. Budynki kościelne zapewniają tu pewien komfort: nic mi nie pada na głowę, nie przewiewa, nie hałasuje. Można się skupić, wyciszyć, zebrać myśli.
Oczywiście można się też modlić samemu w domu. Ale to wcale nie oznacza, że nie potrzeba nam Kościoła rozumianego jako społeczność wierzących. Człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje kontaktu z ludźmi. Ciężary noszone samemu są dużo cięższe niż wtedy, gdy dźwigamy je z pomocą innych ludzi, którzy są nam życzliwi. Radości również przeżywamy mocniej, gdy możemy się nimi podzielić z innymi. Poza tym samotne modlitwy w domu zwykle będą się skupiały na potrzebach osoby modlącej się. Natomiast chodzenie do kościoła — budynku to okazja do uczestniczenia w życiu Kościoła — społeczności. Można wtedy poznać potrzeby współwierzących i modlić się modlitwą wstawienniczą w ich intencji. Oni mogą modlić się w mojej intencji. Biblia często do tego zachęca: „Módlcie się jedni za drugich”9; „Jedni drugich brzemiona noście”10.
Kościół to nie tylko miejsce — to przestrzeń społeczności, gdzie podtrzymuje się upadających, pomaga podnieść się upadłym, karmi głodnych, odwiedza samotnych, pielęgnuje chorych, gdzie jedni o drugich starają się dbać. Dlatego lubię chodzić do kościoła, by spotkać się tam z Kościołem. Co nie znaczy, że czasem nie zostaję w domu, by modlić się samotnie. Tego też mi czasem trzeba.

Klękanie
przed ołtarzem

Tu musiałem mojemu rozmówcy przyznać rację, ze klękanie w katolickim kościele przed ołtarzem, ale już nie za ścianą, przy której stoi ten ołtarz, jest raczej pozbawione sensu. Ja go w każdym razie też nie widzę, ale niech się znajomemu z tego tłumaczą ci, którzy przed tymi ołtarzami klękają.
Odpowiedź na to pytanie przypomniała mi obrazek często spotykany wśród osób opuszczających po mszy katolickie kościoły. Wiele z nich po wyjściu tuż za próg kościoła, jeszcze na jego schodach zapala papierosa. Jako że kiedyś prowadziłem programy odwykowe od palenia tytoniu, pytałem wtedy uczestników takich programów, czy zapaliliby papierosa w kościele. Stanowczo zaprzeczali. Gdy pytałem, dlaczego nie, najczęściej odpowiadali, że byłoby to zbezczeszczenie świątyni, w której mieszka Bóg, obraza Boga. Chcąc podsunąć im kolejny argument do porzucenia palenia, cytowałem im wtedy dwa fragmenty z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Pierwszy: „Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście”11. I drugi: „Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym”12. Jak w tym świetle wygląda niepalenie papierosów w świątyniach postawionych przez człowieka, a za to bezczeszczenie i w istocie niszczenie przez palaczy papierosów ich „własnych” ciał, będących prawdziwymi Bożymi świątyniami? Jakie to w ogóle jest pojmowanie Boga, którego można obrazić zapaleniem papierosa w kościele, ale już za progiem kościoła nie — tak jakby tam już Jego „wszechobecność” nie sięgała.
Podobnie z tym klękaniem przed ołtarzem, ale już nie za nim. Czyżby „wszystkowidzący” Bóg patrzył tylko w przód? Ale jak powiedziałem, niech się z tego dziwnego pojmowania Boga tłumaczą inni.            
Olgierd Danielewicz

1 Zob. 1 Tm 2,5. 2 Zob. Iz 59,2. 3 Zob. Iz 53,4-6. 4 Zob. 1 J 1,9. 5 Zob. Rz 6,23; 1 P 2,22. 6 1 J 2,1-2. 7 Zob. Hi 7,8; Ps 89,22; Wj 34,23; Iz 50,2; 59,1. 8 Zob. Dz 16,13. 9 Jk 5,16. 10 Ga 6,2. 11 1 Kor 3,16-17. 12 1 Kor 6,19-20.
Znaki Czasu czerwiec 2014 r.  www.sklepznakiczasu.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz