Kościół to nie tylko miejsce —
to przestrzeń społeczności, gdzie podtrzymuje się upadających, pomaga podnieść
się upadłym, karmi głodnych, odwiedza samotnych, pielęgnuje chorych, gdzie
jedni o drugich starają się dbać. Dlatego lubię chodzić do kościoła,
by spotkać się tam z Kościołem.
Internetowy znajomy o wyraźnie ateistycznym
światopoglądzie zadał mi niedawno, jako osobie
wierzącej
w Boga, kilka — jego zdaniem chyba trudnych — pytań. Interesowało go
na przykład, po co ludziom potrzebne jest u Boga czyjekolwiek
wstawiennictwo. Czyżby tam też istniała droga służbowa? — pytał z wyraźną
ironią. Za sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem uważał biblijne opisy
Boga, który ma mieć oczy, usta, ręce i nogi, a jednocześnie pozostaje
niewidzialny. Nie rozumiał też, po co miałby chodzić do kościoła
i modlić się do kogoś, kto i tak wie wszystko, gdyż czyta
w naszych myślach. W takiej sytuacji równie dobrze można byłoby się
modlić tylko w domu lub na przykład w lesie, a nie
w kościele. A już za kompletnie irracjonalny, w kontekście
kościołów katolickich, postrzegał obowiązek klękania przed ołtarzem, gdy
za ścianą, przy której stoi ten ołtarz, klękać już nie trzeba.
Postanowiłem odpowiedzieć.
Wstawiennictwo
Pytanie o potrzebę
wstawiennictwa przed Bogiem w intencji grzeszników padło w związku
z artykułem, którego autor uznał koncepcję wstawiennictwa Marii i tak
zwanych świętych za niebiblijne i przeciwstawił jej ideę jedynego
pośrednictwa między Bogiem a ludźmi sprawowanego przez Jezusa Chrystusa.
Określanie tego „drogą służbową”
jest trywializowaniem zagadnienia, choć być może uzasadnionym
w odniesieniu do koncepcji katolickich. Rzekome wstawiennictwo Marii
i świętych przypomina bowiem dwór bizantyjskiego cesarza, do którego
nikt ze zwykłych śmiertelników nie miał bezpośredniego dostępu, jak tylko
przez szereg pośredników, których należało po drodze sowicie opłacić.
Nauka ta powstała zresztą w czasach wczesnobizantyjskich i w tamtym
kręgu kulturowym.
Tymczasem według Biblii
pośrednik jest tylko jeden — Jezus Chrystus1. Jego pośrednictwo jest konieczne, gdyż grzech
wprowadził rozdział między świętym Bogiem a grzeszną ludzkością2. Syn Boży,
stawszy się człowiekiem, stał się idealnym bosko-ludzkim mediatorem między tymi
dwiema zwaśnionymi stronami. Dodatkowo jeszcze prowadził na ziemi
sprawiedliwe, bo bezgrzeszne życie, więc śmierć, którą poniósł, mogła mieć
charakter zastępczy — została poniesiona za każdego pokutującego
grzesznika3.
Pokutujący grzesznicy, modlący się do Boga w imieniu (za
pośrednictwem) Jezusa Chrystusa o przebaczenie grzechu, uzyskują je
na mocy ofiary Jezusa, która została za nich złożona4. Prawu, które
domaga się śmierci grzesznika, Jezus czyni zadość swoją śmiercią, którą poniósł
za grzeszników, choć sam grzesznikiem nie był5. Poza tym
pośrednictwo (wstawiennictwo) Jezusa można porównać nie tyle do drogi
służbowej, co pomocy adwokata w procesie. Tak pisze o tym apostoł
Jan: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto
zgrzeszył, mamy orędownika [łac. advocatum — O.D.] u Ojca, Jezusa
Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy
nasze, a nie tylko za nasze, lecz
i za grzechy całego świata”6.
i za grzechy całego świata”6.
Oczy i usta Boga
W idei, że Bóg ma oczy, usta,
ręce i nogi, a jednocześnie pozostaje niewidzialny nie ma
sprzeczności, a jedynie antropomorfizm, czyli przypisywanie Bogu cech
fizycznych bądź psychicznych właściwych człowiekowi.
W Biblii często można przeczytać
o „oku” Boga, które na nas patrzy; o „ramieniu” Boga, które nas
chroni; o wierzących przychodzących corocznie przed „oblicze” Pana;
o „ręce” Boga, która nie jest za krótka, by pomóc; czy o Bożym
„uchu”, które nie jest głuche na wołania o pomoc7.
Te wszystkie wyrażenia należy
rozumieć jedynie w sensie metaforycznym, a nie dosłownym. Podobnie
jak metaforycznie stosujemy antropomorfizm w wyrażeniu: „prąd mnie
kopnął”. Rozumując dosłownie, należałoby uznać, że niewidzialny prąd ma nogę,
bo tylko nogą można kogoś kopać, ale takie rozumienie tego wyrażenia prowadzi
nas do absurdu. Skoro więc akceptujemy antropomorfizmy i metafory
w języku potocznym, dlaczego mielibyśmy ich nie dostrzegać lub miałyby nam
przeszkadzać w przekazie biblijnym?
Po co modlitwa?
Bóg faktycznie nie potrzebuje
modlitwy człowieka, żeby wiedzieć, co się dzieje w jego życiu lub czego mu
potrzeba. Jest wszechwiedzący. Modlitwa jest bardziej potrzebna człowiekowi,
żeby wiedział, że nie jest sam ze swoimi problemami i zawsze ma się
do kogo z nimi zwrócić. Rodzic też często wie, co się dzieje
w życiu dziecka, zna je tak, że niemal czyta w jego myślach,
a mimo to pragnie rozmowy z dzieckiem; cieszy się, gdy dziecko zwraca
się do niego ze swoimi problemami. Taka rozmowa to wyraz relacji
miłości i zaufania między bliskimi. Dokładnie tak samo jest
z modlitwą. Analogia do relacji rodzic — dziecko jest tu jak
najbardziej trafiona, gdyż Bóg chce abyśmy zwracali się do niego właśnie
tytułem „Ojcze”, jak w modlitwie „Ojcze nasz”.
Należy się również zgodzić
z twierdzeniem, że modlić się można wszędzie i kościół jako budynek
nie jest nam do tego potrzebny. W Księdze Dziejów Apostolskich
czytamy, że pewnego szabatu w jednym z miast Azji Mniejszej apostoł
Paweł udał nad rzekę, gdzie — jak sądził — wierzący zebrali się
na modlitwie8. Takie spotkania modlitewne na łonie przyrody
wiele wspólnot chrześcijańskich praktykuje do dziś. Jednak modlenie się
indywidualne czy z innymi tylko i wyłącznie w lesie, parku,
na ulicy itp. byłoby, zwłaszcza zimą, dość uciążliwe i… nieracjonalne.
Budynki kościelne zapewniają tu pewien komfort: nic mi nie pada na głowę,
nie przewiewa, nie hałasuje. Można się skupić, wyciszyć, zebrać myśli.
Oczywiście można się też modlić
samemu w domu. Ale to wcale nie oznacza, że nie potrzeba nam Kościoła
rozumianego jako społeczność wierzących. Człowiek jest istotą społeczną,
potrzebuje kontaktu z ludźmi. Ciężary noszone samemu są dużo cięższe niż
wtedy, gdy dźwigamy je z pomocą innych ludzi, którzy są nam życzliwi.
Radości również przeżywamy mocniej, gdy możemy się nimi podzielić
z innymi. Poza tym samotne modlitwy w domu zwykle będą się skupiały
na potrzebach osoby modlącej się. Natomiast chodzenie do kościoła —
budynku to okazja do uczestniczenia w życiu Kościoła — społeczności.
Można wtedy poznać potrzeby współwierzących i modlić się modlitwą
wstawienniczą w ich intencji. Oni mogą modlić się w mojej intencji.
Biblia często do tego zachęca: „Módlcie się jedni za drugich”9; „Jedni drugich
brzemiona noście”10.
Kościół to nie tylko miejsce —
to przestrzeń społeczności, gdzie podtrzymuje się upadających, pomaga podnieść
się upadłym, karmi głodnych, odwiedza samotnych, pielęgnuje chorych, gdzie
jedni o drugich starają się dbać. Dlatego lubię chodzić do kościoła,
by spotkać się tam z Kościołem. Co nie znaczy, że czasem nie zostaję
w domu, by modlić się samotnie. Tego też mi czasem trzeba.
Klękanie
przed ołtarzem
przed ołtarzem
Tu musiałem mojemu rozmówcy
przyznać rację, ze klękanie w katolickim kościele przed ołtarzem, ale
już nie za ścianą, przy której stoi ten ołtarz, jest raczej pozbawione
sensu. Ja go w każdym razie też nie widzę, ale niech się znajomemu
z tego tłumaczą ci, którzy przed tymi ołtarzami klękają.
Odpowiedź na to pytanie
przypomniała mi obrazek często spotykany wśród osób opuszczających po mszy
katolickie kościoły. Wiele z nich po wyjściu tuż za próg
kościoła, jeszcze na jego schodach zapala papierosa. Jako że kiedyś
prowadziłem programy odwykowe od palenia tytoniu, pytałem wtedy
uczestników takich programów, czy zapaliliby papierosa w kościele.
Stanowczo zaprzeczali. Gdy pytałem, dlaczego nie, najczęściej odpowiadali, że
byłoby to zbezczeszczenie świątyni, w której mieszka Bóg, obraza Boga.
Chcąc podsunąć im kolejny argument do porzucenia palenia, cytowałem im wtedy
dwa fragmenty z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Pierwszy:
„Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka
w was? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem
świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście”11. I drugi:
„Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest
w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też
do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga
w ciele waszym”12. Jak w tym świetle wygląda niepalenie papierosów
w świątyniach postawionych przez człowieka, a za to bezczeszczenie i
w istocie niszczenie przez palaczy papierosów ich „własnych” ciał,
będących prawdziwymi Bożymi świątyniami? Jakie to w ogóle jest pojmowanie
Boga, którego można obrazić zapaleniem papierosa w kościele, ale już
za progiem kościoła nie — tak jakby tam już Jego „wszechobecność” nie
sięgała.
Podobnie z tym klękaniem
przed ołtarzem, ale już nie za nim. Czyżby „wszystkowidzący” Bóg patrzył
tylko w przód? Ale jak powiedziałem, niech się z tego dziwnego
pojmowania Boga tłumaczą inni.
Olgierd Danielewicz
1 Zob. 1 Tm 2,5. 2 Zob. Iz 59,2. 3 Zob. Iz 53,4-6. 4 Zob. 1 J 1,9. 5 Zob. Rz 6,23; 1 P 2,22. 6 1 J 2,1-2. 7 Zob. Hi 7,8; Ps
89,22; Wj 34,23; Iz 50,2; 59,1. 8 Zob. Dz 16,13. 9 Jk 5,16. 10 Ga 6,2. 11 1 Kor 3,16-17. 12 1 Kor 6,19-20.
Znaki Czasu czerwiec 2014 r. www.sklepznakiczasu.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz