Rok 1844 to nie tylko czas wielkiego rozczarowania wśród tych, którzy czekali na powrót naszego Pana. Był to także czas zmian w wielu kościołach, niestety zmian na gorsze. Ellen White opisała to w 21 rozdziale książki "Wielki bój":
"W tym czasie w większości Stanów Zjednoczonych dała się zauważyć uderzająca zmiana. Od wielu już lat widoczne było stopniowe, lecz stale wzrastające zeświecczenie i towarzyszący temu upadek prawdziwego duchowego życia, ale w roku 1844 we wszystkich Kościołach odnotowano nagły i ogromny spadek religijności. Choć nikt nie potrafił określić przyczyny takiego stanu rzeczy, to jednak sam fakt był sygnalizowany i szeroko komentowany zarówno w prasie, jak i w kazaniach.
Podczas zebrania prezbiterianów w Filadelfii pastor Barnes, autor znanego komentarza biblijnego, a także duszpasterz jednego z ważniejszych Kościołów tego miasta, oświadczył, że „od dwudziestu lat sprawuje urząd duchownego i jeszcze nigdy, aż do ostatniej uroczystości Wieczerzy Pańskiej, nie udzielał komunii tak małej liczbie członków swego Kościoła”. „Teraz nie ma już żadnych przebudzeń, żadnych nawróceń, nie widać wśród wyznawców jakiegokolwiek wzrostu w łasce Bożej i nikt już nie przychodzi do mnie, aby porozmawiać o zbawieniu. Wraz ze wzrostem stosunków handlowych, w obliczu wspaniałych perspektyw rozwoju przemysłu, rośnie zainteresowanie sprawami doczesnymi. Taki stan rzeczy ma miejsce w Kościołach wszystkich wyznań”. — Congregational Journal, 23 maj 1844.
W lutym tego samego roku prof. Finney z Kolegium w Oberlin powiedział: „Byliśmy naocznymi świadkami, jak Kościoły protestanckie naszego kraju niechętnie albo wrogo nastawiały się do proponowanych zmian i reform. Były co prawda wyjątki, ale nie tak wielkie, by nie uznać tego zjawiska za powszechne. Dostrzegliśmy jeszcze jeden, poparty dowodami fakt: prawie całkowity brak odradzającego wpływu w Kościołach. Duchowa tępota przenika prawie wszystkich, sięga niesamowicie głęboko. Potwierdza to prasa religijna całego kraju (...). Ogromna liczba członków Kościoła podąża za panującą modą, łączą się oni z niepobożnymi na różnych zabawach, uroczystościach itd. (...) ale nie ma potrzeby dalszego rozwijania tego przykrego tematu. Wystarczy wzrastająca ilość dowodów, że Kościoły w smutny sposób pogrążają się w swym upadku. Bardzo daleko odeszły od Pana, a On się od nich odwrócił.
Jeden z piszących do Religious Telescope stwierdził: „Nigdy dotąd nie byliśmy świadkami tak powszechnego upadku religijności, jak właśnie teraz. Kościół naprawdę powinien się przebudzić i zbadać przyczynę tego nieszczęścia, bowiem każdy, kto miłuje Syjon, musi traktować ten stan jako nieszczęście. Jeżeli zważymy na bardzo rzadkie przypadki nawrócenia się, a z drugiej strony na bezprzykładny brak skruchy oraz zatwardziałość grzeszników, mimo woli wykrzykniemy: «Czyż Bóg zapomniał o swej łasce, czyż drzwi miłosierdzia są już zamknięte?»”.
{WB 198.4-199.2}
Podczas zebrania prezbiterianów w Filadelfii pastor Barnes, autor znanego komentarza biblijnego, a także duszpasterz jednego z ważniejszych Kościołów tego miasta, oświadczył, że „od dwudziestu lat sprawuje urząd duchownego i jeszcze nigdy, aż do ostatniej uroczystości Wieczerzy Pańskiej, nie udzielał komunii tak małej liczbie członków swego Kościoła”. „Teraz nie ma już żadnych przebudzeń, żadnych nawróceń, nie widać wśród wyznawców jakiegokolwiek wzrostu w łasce Bożej i nikt już nie przychodzi do mnie, aby porozmawiać o zbawieniu. Wraz ze wzrostem stosunków handlowych, w obliczu wspaniałych perspektyw rozwoju przemysłu, rośnie zainteresowanie sprawami doczesnymi. Taki stan rzeczy ma miejsce w Kościołach wszystkich wyznań”. — Congregational Journal, 23 maj 1844.
W lutym tego samego roku prof. Finney z Kolegium w Oberlin powiedział: „Byliśmy naocznymi świadkami, jak Kościoły protestanckie naszego kraju niechętnie albo wrogo nastawiały się do proponowanych zmian i reform. Były co prawda wyjątki, ale nie tak wielkie, by nie uznać tego zjawiska za powszechne. Dostrzegliśmy jeszcze jeden, poparty dowodami fakt: prawie całkowity brak odradzającego wpływu w Kościołach. Duchowa tępota przenika prawie wszystkich, sięga niesamowicie głęboko. Potwierdza to prasa religijna całego kraju (...). Ogromna liczba członków Kościoła podąża za panującą modą, łączą się oni z niepobożnymi na różnych zabawach, uroczystościach itd. (...) ale nie ma potrzeby dalszego rozwijania tego przykrego tematu. Wystarczy wzrastająca ilość dowodów, że Kościoły w smutny sposób pogrążają się w swym upadku. Bardzo daleko odeszły od Pana, a On się od nich odwrócił.
Jeden z piszących do Religious Telescope stwierdził: „Nigdy dotąd nie byliśmy świadkami tak powszechnego upadku religijności, jak właśnie teraz. Kościół naprawdę powinien się przebudzić i zbadać przyczynę tego nieszczęścia, bowiem każdy, kto miłuje Syjon, musi traktować ten stan jako nieszczęście. Jeżeli zważymy na bardzo rzadkie przypadki nawrócenia się, a z drugiej strony na bezprzykładny brak skruchy oraz zatwardziałość grzeszników, mimo woli wykrzykniemy: «Czyż Bóg zapomniał o swej łasce, czyż drzwi miłosierdzia są już zamknięte?»”.
{WB 198.4-199.2}
Obserwując to, co dzisiaj dzieje się w kościołach, także w naszym, można odnieść wrażenie, że w wielu krajach historia się powtarza. Dotyczy to przede wszystkim krajów europejskich oraz USA. Czy nie jest to zadziwiająca zbieżność z wydarzeniami, które miały miejsce w 1844 roku? "Duchowa tępota przenika prawie wszystkich, sięga niesamowicie głęboko", "ogromna liczba członków Kościoła podąża za panującą modą, łączą się oni z niepobożnymi na różnych zabawach, uroczystościach itd.". Obraz ten zgadza się z tym, który znajduje się w Apokalipsie, w liście do Laodycei.
Ellen White w "Wielkim boju" nie pozostawia złudzeń co do powodów takiego stanu rzeczy:
"Przyczyna takiego stanu tkwi zawsze w Kościele. Duchowa ciemność, która ogarnia narody, Kościoły i pojedyncze osoby nie jest spowodowana dowolnym wstrzymywaniem wspomagającej łaski Bożej przez Pana, lecz zaniedbaniem albo odrzuceniem światła niebios przez człowieka (...) Wspomniana wyżej przyczyna powoduje zawsze te same skutki. Kto umyślnie zagłusza głos obowiązku, który sprzeciwia się skłonnościom i pielęgnowanym nawykom, ten traci umiejętność rozróżniania zła i dobra, paraliżuje swoje sumienie, zaciemnia umysł, zatwardza serce, a w końcu odłącza się od Boga. Gdzie odtrąca się z pogardą lub lekceważy poselstwo prawdy, tam Kościół okrywa ciemność, a wiara i miłość ziębnie, tam pojawiają się nieufność i rozłam. Członkowie Kościoła koncentrują swe zainteresowania i wysiłki na sprawach doczesnych, a grzesznicy utwierdzają się w swej niezbożności.
{WB 200.1}
Ellen White w "Wielkim boju" nie pozostawia złudzeń co do powodów takiego stanu rzeczy:
"Przyczyna takiego stanu tkwi zawsze w Kościele. Duchowa ciemność, która ogarnia narody, Kościoły i pojedyncze osoby nie jest spowodowana dowolnym wstrzymywaniem wspomagającej łaski Bożej przez Pana, lecz zaniedbaniem albo odrzuceniem światła niebios przez człowieka (...) Wspomniana wyżej przyczyna powoduje zawsze te same skutki. Kto umyślnie zagłusza głos obowiązku, który sprzeciwia się skłonnościom i pielęgnowanym nawykom, ten traci umiejętność rozróżniania zła i dobra, paraliżuje swoje sumienie, zaciemnia umysł, zatwardza serce, a w końcu odłącza się od Boga. Gdzie odtrąca się z pogardą lub lekceważy poselstwo prawdy, tam Kościół okrywa ciemność, a wiara i miłość ziębnie, tam pojawiają się nieufność i rozłam. Członkowie Kościoła koncentrują swe zainteresowania i wysiłki na sprawach doczesnych, a grzesznicy utwierdzają się w swej niezbożności.
{WB 200.1}
Kiedy czasem zastanawiamy się nad tym, dlaczego wśród nas panuje marazm, bardzo bliski duchowej śmierci, to powinniśmy sobie przypominać te słowa Ellen White, napisane ponad sto lat temu. Przyczyna jest ZAWSZE w kościele, a ponieważ kościół to my, to oznacza, że to my doprowadziliśmy nasz kościół do takiego stanu. I nie ma znaczenia, że mamy wśród nas "wilki w owczej skórze", fałszywych nauczycieli, którzy próbują z różnym skutkiem rozpowszechniać niebiblijne poglądy. Gdybyśmy się trzymali Słowa Bożego i mieli Pana cały czas przed naszymi oczami, ich wpływ na nas byłby niewielki i nieistotny. To nasz formalizm duchowy i niechęć do porzucenia wygód i przyjemności tego świata doprowadziły do tego, że nie jesteśmy taką jednością, o którą modlił się Jezus.
Oby słowa Ellen White o tych, którzy przyjęli poselstwo drugiego adwentu, zainspirowały nas do duchowej odnowy:
"Gdyby wyznawcy Chrystusa przyjmowali światło, które spływa na nich ze Słowa Bożego, osiągnęliby jedność, o jaką prosił dla nich Zbawiciel i która opisana jest przez apostoła jako „jedność Ducha w spójni pokoju”. Efezjan 4,3. Wtedy jest „jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania; jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest”. Efezjan 4,4-5.
Takie błogosławieństwa otrzymali ci, którzy przyjęli poselstwo drugiego adwentu. Pochodzili z różnych wyznań religijnych, ale zburzyli wszystkie związane z tym bariery, odrzucili wszelkie kolidujące ze sobą zasady wiary, porzucili sprzeczną z Pismem Świętym nadzieję na tysiącletnie królestwo pokoju na ziemi, sprostowali fałszywe poglądy dotyczące powtórnego przyjścia Chrystusa, usunęli z serc pychę i chęć przypodobania się światu, a także naprawili popełnione zło; serca połączyły się w serdecznej przyjaźni, zapanowały miłość i pokój. Skoro nauka ta dokonała tego wszystkiego dla nielicznych, którzy ją przyjęli, mogłaby dokonać tego samego dla tych wszystkich, którzy chcieliby ją zaakceptować".
{WB 200.3-4}
Oby słowa Ellen White o tych, którzy przyjęli poselstwo drugiego adwentu, zainspirowały nas do duchowej odnowy:
"Gdyby wyznawcy Chrystusa przyjmowali światło, które spływa na nich ze Słowa Bożego, osiągnęliby jedność, o jaką prosił dla nich Zbawiciel i która opisana jest przez apostoła jako „jedność Ducha w spójni pokoju”. Efezjan 4,3. Wtedy jest „jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania; jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest”. Efezjan 4,4-5.
Takie błogosławieństwa otrzymali ci, którzy przyjęli poselstwo drugiego adwentu. Pochodzili z różnych wyznań religijnych, ale zburzyli wszystkie związane z tym bariery, odrzucili wszelkie kolidujące ze sobą zasady wiary, porzucili sprzeczną z Pismem Świętym nadzieję na tysiącletnie królestwo pokoju na ziemi, sprostowali fałszywe poglądy dotyczące powtórnego przyjścia Chrystusa, usunęli z serc pychę i chęć przypodobania się światu, a także naprawili popełnione zło; serca połączyły się w serdecznej przyjaźni, zapanowały miłość i pokój. Skoro nauka ta dokonała tego wszystkiego dla nielicznych, którzy ją przyjęli, mogłaby dokonać tego samego dla tych wszystkich, którzy chcieliby ją zaakceptować".
{WB 200.3-4}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz