piątek, 11 stycznia 2019

Obrazy Boga w czasach końca

   W Biblii znajduje się wiele proroctw na temat czasów końca. Dużo o tym mówił swoim uczniom Jezus. Z tego co powiedział wyłania się niezbyt optymistyczny obraz. I nie chodzi tu tylko o to, że życie ludzi wierzących i posłusznych Bogu będzie coraz trudniejsze, ale o to, że stan duchowy chrześcijan będzie coraz gorszy. Na skutek coraz większych życiowych trudności, wynikających z niepokojów społecznych, konfliktów zbrojnych czy też klęsk żywiołowych, rosnąć będzie niezadowolenie, które obróci się przeciwko tym, którzy będą konsekwentnie wierni Bogu. Ich posłuszeństwo będzie uważane za powód wszystkich nieszczęść, ponieważ większość uzna, że Bóg w ten sposób karze ludzi. Większość uzna, że usunięcie powodu spowoduje usunięcie konsekwencji. Będą wierzyć w to, że Bóg przestanie się gniewać na ludzi, jeżeli ludzie przestaną robić to, co Jemu się nie podoba. Błąd popełniony przez większość będzie polegał na tym, że nie będą tak naprawdę znać ani Bożych wymagań, ani Bożego charakteru. Zwiedzenie osiągnie taki poziom, że posłuszeństwo Bogu będzie uważane za nieposłuszeństwo. Reakcja większości będzie dokładnie taka sama jak reakcja faryzeuszy na Jezusa. Ten który był doskonałym przykładem posłuszeństwa, został oskarżony o łamanie Prawa Bożego. „Wtedy wydawać was będą na udrękę i zabijać was będą, i wszystkie narody pałać będą nienawiścią do was, dla imienia mego” (Mt 24,9).

   Wśród wielu pytań, które pojawiają się podczas czytania tej wypowiedzi Pana, znajduje się też to: co oznaczają słowa „dla imienia mego”? Czy chodzi o to, że wierni Bogu chodzą po tym świecie i powtarzają w kółko imię Pana? Myślę, że to bardzo naiwna i nieprawdziwa interpretacja. Imię Pana to Jego charakter, a przede wszystkim miłość. Życie Chrystusa na ziemi było wielkim objawieniem miłości i charakteru Boga. Prawda, która objawiała się w każdym aspekcie życia Chrystusa była w sprzeczności z wyobrażeniem Żydów na temat Boga. Żydzi powszechnie uważali, że Bóg karze nas za nasze grzechy, a wszystkie nieszczęścia, które nas spotykają, są właśnie karą, którą zsyła na nas Bóg. Takie wyjaśnienie nieszczęść, które spotkały Hioba przedstawili mu jego przyjaciele. Pewnego dnia uczniowie, widząc człowieka niewidomego od urodzenia, zapytali Jezusa o to, kto zgrzeszył, ten człowiek czy też jego rodzice. Inaczej mówiąc zapytali się za czyje grzechy został on ukarany przez Boga. Podczas uroczystości poświęcenia świątyni zbudowanej przez Salomona, zostało złożonych dużo ofiar. „Salomon złożył jako ofiarę pojednania Panu dwadzieścia dwa tysiące sztuk bydła i sto dwadzieścia tysięcy owiec” (1 Krl 8,63). Żydzi bardzo szybko zaczęli traktować składanie ofiar jako sposób na przebłaganie Boga za swoje grzechy, uwierzyli w to, że Bóg właśnie tego od nich wymaga i że w ten sposób uśmierzają Jego gniew, gdyż w przeciwnym razie zostaliby ukarani. Jak wielu dzisiejszych chrześcijan podziela zdanie przyjaciół Hioba oraz tych Żydów, którzy swoimi ofiarami chcieli ułagodzić gniew Boga? Jak wielu z nas uważa, że spotykające nas nieszczęścia to Boża kara za nieposłuszeństwo? Jaki obraz Boga mają tacy ludzie, w jakie imię Boga wierzą? Imię w kulturze hebrajskiej jest symbolem charakteru, dlatego też w Biblii zmiana charakteru wiąże się ze zmianą imienia. Imię Jakuba – oszust, zostało zmienione na Izrael – książę.

   Czy Bóg rzeczywiście żądał od Żydów składania ofiar? Tak, ale nie w celu „przebłagania” Go i uśmierzenia Jego gniewu. „Albowiem ofiar nie żądasz a całopalenia, choćbym ci je dał, nie zechcesz przyjąć. Ofiarą Bogu miłą jest duch skruszony. Sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, Boże” (Ps 51,18-19). Składanie ofiar miało wpłynąć na serca tych, którzy musieli własnoręcznie zabić składane w ofierze zwierzę. „Przemów do synów izraelskich i powiedz im: Jeżeli ktoś z was chce złożyć ofiarę Panu, to niech złoży ofiarę swoją z bydła rogatego lub z trzody. Jeżeli ofiara jego ma być całopalna z bydła rogatego, to niechaj złoży na nią samca bez skazy; niech przyprowadzi go do wejścia do Namiotu Zgromadzenia, aby znaleźć upodobanie u Pana; niech położy rękę swoją na głowie zwierzęcia ofiary całopalnej, aby zostało przyjęte z upodobaniem jako przebłaganie za niego. Potem zarżnie tego cielca przed Panem, a synowie Aarona, kapłani, ofiarują krew i pokropią tą krwią dookoła ołtarz, który jest u wejścia do Namiotu Zgromadzenia. Następnie zdejmie skórę ze zwierzęcia ofiary całopalnej i pokroi ją na części” (Kpł 1,2-6). Ten kto składał ofiarę musiał sobie uświadomić to samo, co uświadomił sobie Adam, kiedy składał swoją pierwszą ofiarę. „Bóg ustanowił rytuał ofiarniczy, aby był dla człowieka nieustanną pamiątką oraz formą wyznania grzechu, a także wyrazem wiary w obiecanego Odkupiciela. Składanie ofiar ze zwierząt miało uświadamiać upadłemu rodzajowi ludzkiemu uroczystą prawdę, że grzech jest przyczyną śmierci. Dla Adama złożenie pierwszej ofiary było najboleśniejszą ceremonią. Musiał własnoręcznie odebrać życie, które tylko Bóg może dać. Po raz pierwszy był świadkiem śmierci, a wiedział, że gdyby był posłuszny Bogu, ani człowiek, ani zwierzęta nie musieliby umierać. Gdy zabijał niewinną ofiarę, drżał na myśl, że jego grzech doprowadzi do przelania krwi nieskazitelnego Baranka Bożego. Ta scena głębiej i wyraźniej uświadomiła mu ogrom jego przestępstwa, które mogło być zmazane jedynie przez śmierć umiłowanego Syna Bożego. Jednocześnie wprawiała go w zdumienie nieskończona dobroć Boga, gotowego dać taki okup, by ratować winowajcę. Gwiazda nadziei rozjaśniła ciemną, straszną przyszłość i złagodziła jej całkowitą beznadzieję” {PP 48.2}.

   A w jaki sposób my rozumiemy cel składania ofiar w hebrajskiej świątyni, a także cel ofiary złożonej przez Chrystusa? Co czujemy, kiedy myślimy o Jezusie wiszącym na krzyżu? Być może ktoś uważa, że Jego śmierć była efektem wymogów Bożego prawa, ponieważ zapłatą za grzech jest śmierć, więc ktoś musiał tę zapłatę odebrać. I Jezus zrobił to w naszym imieniu, naszą karę wziął na siebie i w ten sposób uwolnił nas od tego, co powinno nas spotkać. Jednak taka interpretacja ma bardzo poważny minus. Wiem, że można w Biblii znaleźć wiele wersetów, które na to wskazują, jednak zanim zaczniemy ich szukać, spróbujmy odpowiedzieć sobie na proste pytanie. Czy Bóg, o którym mówimy, że jest miłością, mógł powiedzieć, że dopóki jego Syn nie zostanie zabity na krzyżu, to On nie może wybaczyć ludziom ich grzechów? Czy tak trudno jest znaleźć w Biblii wersety, które pokazują, że Bóg chce nam wybaczać nasze grzechy i oczyszczać nas z ich skutków? Jaki jest sens takiego oczyszczania, jeżeli my nie zmieniamy naszego życia i nadal grzeszymy? I nie ma znaczenia ilość grzechów. Ktoś może powiedzieć, że jego życie zmieniło się i odrzucił wiele złych rzeczy. Jednak dla Boga każdy grzech jest obrzydliwością.

   Dlaczego grzeszymy? I nie mówię tu o niewierzących, ale o wierzących. Dlaczego potrafimy wyznawać naszą wiarę, a jednocześnie popełniać zło. Nie tyle trwać w grzechu, co grzeszyć od czasu do czasu. Co jest prawdziwym powodem, dla którego robimy coś złego? To nasze przywiązanie do czegoś co jest złe powoduje, że upadamy. Inaczej mówiąc nasza miłość do grzechu, miłość przewyższająca miłość do Boga. Wyobraźmy sobie dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę, małżeństwo. Mąż twierdzi, że kocha swoją żonę i każdego dnia swoimi uczynkami potwierdza swoje uczucie. Jednak raz w miesiącu spotyka się z inną kobietą. Wie o tym, że robi coś złego, ale nie potrafi się sam powstrzymać. Dlaczego? Ponieważ jego przywiązanie do tego, co Biblia nazywa cudzołóstwem jest większe, niż miłość do Boga i niechęć do grzechu. On nie grzeszy cały czas, nie trwa w grzechu, przynajmniej w powszechnym zrozumieniu tego terminu. Jednak robi to od czasu do czasu, a dokładniej robi to wtedy, gdy jego chęć do zgrzeszenia przewyższa jego chęć do niegrzeszenia. Kiedy miłość do grzechu przewyższa miłość do Boga, człowiek upada. Jakie jest w związku z tym rozwiązanie problemu grzechu? Czy składanie ofiar przez Żydów spowodowało zmianę ich stosunku do grzechu? Czy zaczęli mocniej kochać Boga i odwrócili się od zła? Może niektórzy, ale na pewno nie większość. Boże wybaczenie nie wymaga składania ofiar, z wyjątkiem skruszonego serca i ducha, ponieważ to one są gwarancją, że człowiek nie tylko odrzuci grzech, ale też nigdy do niego nie wróci. Jednak jest to niemożliwe, jeżeli grzesznik uważa, że konsekwencje jego grzechów Jezus wziął na siebie i dlatego zmarł na krzyżu. Jezus zmarł na krzyżu z powodu naszych grzechów, z powodu naszej miłości do grzechu, ponieważ tylko objawienie większej miłości może zniweczyć skutki miłości mniejszej. I działa to w obie strony. Grzesznik, który uświadamia sobie ogrom Bożej miłości do niego i zaczyna kochać Boga mocniej niż swoje grzechy, bez problemów odrzuci starą, złą miłość do zła, większa moc Bożej miłości pokonuje w ten sposób przywiązanie do zła. Jednak, kiedy grzesznik kocha bardziej grzech niż Boga, Bóg nie zmieni go używając siły. Z żalem pozostawi takiego człowieka w mocy grzechu. Taki człowiek nie zostanie ukarany przez Boga za to, że wybrał zło, ale poniesie konsekwencje swojej decyzji. Sam odciął się od jedynego źródła życia, chociaż Bóg zrobił wszystko, aby tak się nie stało.

   Jakie imię Boga znamy? Obraz jakiego Boga nosimy w naszych sercach? Boga, który rękami ludzi doprowadził do śmierci własnego Syna, aby zostały spełnione wymagania prawa, które sam ułożył, czy też raczej wierzymy w Boga, który wysłał swojego Syna, aby objawił nam Prawdę, i zrobił to pomimo tego, że wiedział, jak się to skończy? Może świadomość bólu, jaki przeżywał Ojciec, powinna skruszyć egoizm naszych serc i odwrócić nas od grzechu, który doprowadził do śmierci Jezusa na krzyżu. To my naszymi grzechami zabiliśmy Jezusa. Wszystkie ofiary miały przemawiać do serc grzeszników, ale z największą mocą przemawia do naszych serc największa ofiara, ta z którą nic nie może się równać.

   Która miłość jest w nas silniejsza? Ta do Boga czy ta druga, niewłaściwa, miłość do samego siebie, zwana inaczej egoizmem. „A ponieważ bezprawie się rozmnoży, przeto miłość wielu oziębnie” (Mt 24,12). Co oznacza rozmnożenie bezprawia? To coraz bardziej powszechne odchodzenie od Bożego prawa. Dokładnie to obserwujemy dookoła nas, a także wśród nas. „Miłość wielu oziębnie”. To, co kiedyś było gorące, wiara w Boga, miłość do Boga, zacznie stygnąć. Coraz częściej do głosu zaczynają wtedy dochodzić niewłaściwe upodobania. Stygnięcie nie jest efektem tego, że Bóg przestał nas ogrzewać, jest to skutek tego, że my sami odsuwamy się od niego, ponieważ pewne aspekty Bożej miłości nie odpowiadają nam. „Żaden sługa nie może dwóm panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzieć będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi” (Łk 16,13). Ta prosta prawda przekazana nam przez Jezusa mówi wyraźnie, że nie ma kompromisu między prawdą i kłamstwem, między sprawiedliwością i grzechem. Każdy taki kompromis kończy się nienawiścią lub pogardą do jednego z dwóch panów.

   Bóg jest miłością. Miłość jest podstawą Bożego porządku świata. Tego porządku, który w końcu zostanie przywrócony. Pewnego dnia, a wierzę, że stanie się to wkrótce, Bóg usunie z tego świata wszystko, co nosi na sobie piętno grzechu. „Oto wszystko nowym czynię (…) słowa te są pewne i prawdziwe” (Ap 21,5). Na tym nowym świecie nie będzie śmierci, smutku, krzyku i mozołu, nie będzie grzechu. Będzie to świat zapełniony ludźmi, którzy nie tyle, że nie będą grzeszyć, ale przede wszystkim nie będą chcieli grzeszyć. Będą to ci, którzy swoją niechęć do grzechu ukształtowali tu i teraz. Na tym polega nasze przygotowanie do przyszłego życia, na rozwinięciu Bożej miłości, która pozwala czuć do grzechu to, co czujemy na widok człowieka zjadającego własne wymiociny (2 P 2,22). Czy ktoś z nas miałby problem z powstrzymaniem się od ich zjedzenia? A jednak wielu z nas uważa, że niemożliwe jest, abyśmy żyli dokładnie tak, jak Jezus żył na ziemi! A przecież On powinien być dla nas wzorem i przykładem! Kto mówi, że jest to niemożliwe, ten twierdzi tym samym, że Bóg żąda od nas czegoś, co jest niemożliwe, powtarzając tym samym oskarżenia szatana. Problemem nie jest samo przestrzeganie Prawa, ale to, czy chcemy to robić, czy czujemy taką potrzebę. Jezus zmarł na krzyżu aby nam to uświadomić, był posłuszny Ojcu do samego końca, nie dlatego że musiał, ale dlatego że kocha Ojca i nie wyobraża sobie, że mógłby złamać jakiekolwiek Boże przykazanie. Czy znajdujemy w sobie taką miłość? Jeżeli nie, to mamy problem, ale piękno ewangelii polega na tym, że jest ona skierowana właśnie do tych, którzy nie mogą w sobie znaleźć takiej miłości. Ewangelia pozwala nam ją znaleźć, a następnie żyć tak, aby cieszyć się jedyną prawdziwą wolnością, wolnością od grzechu. Wszystko to możemy otrzymać jako dar od tego, który jest miłością, od naszego Boga. Czy pozwolimy mu obdarować się Jego błogosławieństwami? Czy zaakceptujemy w pełni Jego miłość do nas? Czy stać nas jeszcze na to, aby się przed Nim ukorzyć, wyznać Mu grzechy i żałować za nie? Czy jesteśmy jeszcze zdolni do tego, aby pokochać Boga miłością agape? Czy obraz Boga, który nosimy w naszych umysłach i sercach zachęca nas do tego? Mam nadzieję, że tak. Wierzę w to, że każdy z nas może odwrócić się od grzechu i zostać zbawionym nie dlatego, że przestał grzeszyć, ale dlatego, że miłość do Boga zmieniła go i teraz, jako nowe stworzenie, nienawidzi tego co złe i może żyć w obecności Boga. Wierzę w Boga, który chce to wszystko zrobić dla nas. A ty, w jakiego Boga wierzysz, jaki masz obraz Boga w swoim sercu, jakie jest imię twojego Boga?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz