poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Kluczowa zmiana

Któż może wstąpić na górę Pana? I kto stanie na jego świętym miejscu? Kto ma czyste dłonie i niewinne serce (Psalm 24,3-4)

Tu i teraz jesteśmy grzesznikami. Nikt z nas nie ma czystych rąk i niewinnego serca. W takim stanie nikt z nas nie może stanąć przed Bogiem i żyć. Oznacza to, że gdzieś pomiędzy „tu i teraz” a tą chwilą, gdy zbawieni staną przed obliczem Boga, musi w nich nastąpić zmiana, której skutkiem będzie uznanie ich za sprawiedliwych. Jeżeli chcemy być zbawieni, to musi w nas nastąpić taka zmiana.

Panie! Kto przebywać będzie w namiocie twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim (Psalm 15,1-2)

Zmienić się musi zarówno zachowanie, jak i myśli i pragnienia. Musimy mieć „czyste dłonie i niewinne serce”, inaczej mówiąc musimy zacząć „żyć nienagannie” oraz mówić „prawdę w sercu swoim”. Musimy odzyskać ten stan, jaki Adam i Ewa stracili z powodu grzechu.

Na początku człowiek został obdarzony równowagą umysłu i szlachetnymi siłami. Był istotą doskonałą, harmonijnie żyjącą z Bogiem. Myśli jego były czyste, a cele święte. Jednak nieposłuszeństwo skierowało szlachetne władze umysłu i serca na inne tory; miejsce miłości zajęło samolubstwo. Przestępstwo tak osłabiło naturę człowieka, iż nie był zdolny przeciwstawić się mocy zła własną mocą. Stał się więźniem szatana i byłby został nim na wieki, gdyby Bóg nie interweniował w szczególny sposób {DC 15.1}

Kiedy powinna nastąpić ta zmiana? Wrócę do pierwszych dwóch cytatów. „Któż może wstąpić na górę Pana? I kto stanie na jego świętym miejscu?”. To jest przyszłość, coś co dopiero nastąpi, natomiast druga część tej wypowiedzi: Kto ma czyste dłonie i niewinne serce” dotyczy czasu teraźniejszego. Ta sama sekwencja czasów znajduje się też w drugim cytacie: „Panie! Kto przebywać będzie w namiocie twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim”. Nasza przyszłość uzależniona jest od tego, jacy jesteśmy dzisiaj. I jeszcze jeden ważny wniosek, nasza przyszłość nie zależy od tego, jacy byliśmy. „Ten, kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim” doświadcza Bożego miłosierdzia, ponieważ Bóg nie będzie mu przypominał „żadnych jego przestępstw, które popełnił” (Ezechiel 18,22). Wymagania Bożej sprawiedliwości są w pełni zaspokojone, gdy „bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił” (Ezechiel 18,21).

Jeden grzech sprawił, że straciliśmy zdolność przeciwstawiania się mocy zła. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie uwolnić się z niewoli grzechu. W związku z tym wielu z nas zadaje sobie pytanie, „w jaki sposób człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem? Jak grzesznik może stać się sprawiedliwy?” {DC 23.1}. Osiągnięcie tego stanu jest możliwe tylko wtedy, gdy „bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił”, jednak nikt z nas nie jest w stanie tego zrobić. Nasza grzeszna natura i nasze przywiązanie do grzechu skutecznie przeciwstawiają się naszym wysiłkom w osiągnięciu sprawiedliwości. Nie mamy wystarczająco dużo sił, aby samodzielnie odrzucić grzech, ale to nie oznacza, że ta zmiana jest niemożliwa, ponieważ „przez Chrystusa możemy powrócić do harmonii z Bogiem” {DC 23.1}. Apostoł Paweł powiedział: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Filipian 4,13). Ta zmiana nie odbywa się w jednej chwili, ta zmiana wymaga czasu, ponieważ składa się z kilku etapów, ale najważniejsze jest to, że jest ona możliwa.

Na początku musimy uświadomić sobie prawdę o tym, kim jesteśmy. Nasze przywiązanie do grzechu sprawia, że nie lubimy źle myśleć o sobie, ale bez problemów potrafimy myśleć źle o innych. „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łukasz 18,11-12). „Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” (Apokalipsa 3,17). Nawet gdy dostrzegamy jakieś własne wady, to uważamy, że nie mają one dużego znaczenia i że wystarczy drobna korekta charakteru, abyśmy stali się sprawiedliwi. Jednak prawda jest inna, nieprzyjemna, a nawet brutalna. „Wszyscy staliśmy się podobni do tego, co nieczyste, a wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona” (Izajasz 64,6). „Wszyscy są pod wpływem grzechu, jak napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językami swoimi knują zdradę, jad żmij pod ich wargami; usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed ich oczami” (Rzymian 3,10-18). Taki jest wyjściowy stan każdego człowieka, tacy jesteśmy i takimi pozostaniemy tak długo, jak długo świadomie będziemy odrzucać Boga, lub pomimo wrażenia, że żyjemy z Bogiem, chcemy własnymi siłami dostosować się do wymagań Bożego prawa lub dostosować Boże prawo do naszych wymagań.

Pierwszym krokiem do zmiany jest akceptacja naszego prawdziwego stanu, przyjęcie prawdy o tym, że jesteśmy niewolnikami grzechu. Bez tej świadomości nikt nie może odczuwać potrzeby zmiany swojego życia. Każdy grzesznik musi najpierw zrozumieć kim jest, a potem zapragnąć z całego serca zmiany.

Ale gdy serce poddaje się wpływowi Ducha Świętego, budzi się sumienie. Grzesznik lepiej dostrzega wówczas głębię i świętość prawa Bożego (…) oraz odczuwa pragnienie, by zostać oczyszczonym i przywróconym do wspólnoty z niebem {DC 25.1}

Prawdziwe nawrócenie nie polega na osiągnięciu stanu sprawiedliwości, ale na pragnieniu osiągnięcia sprawiedliwości. Nawrócenie nie polega na powstrzymywaniu się od grzechu, ale na odwróceniu się od grzechu, zmianie nastawienia do grzechu. Człowiek nawrócony przestaje kochać grzech, a zaczyna go nienawidzić, zaczyna czuć wstręt do grzechu.

Prawdziwe nawrócenie to serdeczny żal za grzechy i odwrócenie się od nich. Dopóki nie zrozumiemy istoty grzechu, nie będziemy mogli z nim zerwać. Dopóki sercem nie odwrócimy się od niego, dopóty w życiu nie nastąpi prawdziwa zmiana {DC 23.2}

Ta zmiana jest tak radykalna, że Biblia porównuje ją do śmierci i ponownych narodzin. Po tej zmianie człowiek staje się kimś całkowicie innym. Nowonarodzony człowiek myśli i czuje inaczej, ma inne pragnienia i inne priorytety. Przestał kochać grzech, do którego był kiedyś przywiązany, a zaczął kochać Boga, od którego kiedyś się odwracał i którego nie chciał słuchać. Teraz Słowo Boże stało się dla niego czymś najbardziej pożądanym.

Mam upodobanie w przykazaniach twoich (…) dusza moja omdlewa ustawicznie z tęsknoty za prawami twoimi (…) ustawy twoje są rozkoszą moją (…) oto tęsknię do przykazań twoich” (Psalm 119)

Powtórzę ponownie, bo jest to bardzo istotne, że ta zmiana wymaga czasu. To proces, w trakcie którego Bóg usuwa z nas to, czego sami nie jesteśmy w stanie usunąć. Robi to krok po kroku, a każdy z tych kroków składa się z objawienia prawdy o tym, co w naszym charakterze wymaga zmiany, a następnie wprowadzenia tej zmiany, pod warunkiem, że tego chcemy. Nasza zgoda jest niezbędna do Bożego działania i nie polega ona tylko na słownej deklaracji, ta zgoda musi być wynikiem gorącego pragnienia usunięcia tej wady, którą objawił nam Bóg. Musi to być pragnienie serca, a nie tylko rozumu. Musi być efektem prawdziwego żalu za grzechy.

Modlitwa Dawida [Psalm 51] po upadku jest przykładem prawdziwego żalu za grzech. Jego nawrócenie było głębokie i szczere. (…) Dawid widział ogrom swego przestępstwa, widział plamy na swej duszy i poczuł wstręt do grzechu. Wówczas prosił nie tylko o przebaczenie, lecz o czystość serca. Tęsknił do radości, świętości i pragnął wrócić do harmonii i wspólnoty z Bogiem. {DC 25.2}

Kiedy grzesznik zaczyna widzieć swój prawdziwy stan i jednocześnie zaczyna widzieć piękno charakteru Boga i ogrom Jego miłości, to może w nim powstać pragnienie zmiany umożliwiającej mu zbliżenie się do Boga. To pragnienie jest wyrazem powstałej w sercu miłości do wspaniałego Stwórcy, który jest miłością. To miłość do Boga sprawia, że grzesznik może z Bożą pomocą przełamać opór swojej grzesznej natury i pozwolić Bogu na oczyszczenie swojego charakteru.

Gdy Chrystus kieruje uwagę grzeszników na swój krzyż, a oni uświadamiają sobie, że to ich grzechy przebiły Go, wówczas przykazania Boże znajdują dostęp do sumienia. Ujawnione zostaje zepsucie ich życia i głęboko w sercu tajony grzech. Zaczynają pojmować sprawiedliwość Chrystusową i pytają: „Czymże jest ten grzech, jeżeli wybawienie od niego wymaga aż tak wielkiej ofiary? Czyż trzeba było aż takiej miłości, takiego cierpienia, tak ogromnego upokorzenia, żeby nas ratować i uczynić dziedzicami życia wiecznego?” {DC 29.2}
Grzesznik może opierać się tej miłości i nie chcieć zbliżenia się do Chrystusa. Jeżeli jednak podda się działaniu łaski, zostanie do Niego przyciągnięty. Znajomość planu zbawienia doprowadzi go do stóp krzyża w poczuciu żalu za grzechy, które spowodowały cierpienia Syna Bożego. Ten sam boski umysł, który pracuje w przyrodzie, przemawia do serca ludzkiego, powodując niewymowną tęsknotę za czymś, czego dotąd serce nie znało. {DC 30.1}

Wszyscy jesteśmy grzesznikami od urodzenia, jednak Bóg nie osądza nas za to. On wie o tym, że przychodzimy na ten świat z grzeszną naturą, jest ona naszym dziedzictwem i nie mamy na to wpływu. Dlatego mówi nam, że musimy narodzić się na nowo, ponieważ bez przemiany w całkowicie inną istotę, nikt z nas nie może, a raczej nie jest w stanie żyć w warunkach, jakie panują w Królestwie Bożym, tym królestwie, na które przecież czekają wszyscy chrześcijanie. Bóg wie także o tym, jak silne jest nasze przywiązanie do grzechu i jak trudno jest nam odwrócić się od tych wszystkich rzeczy, którymi ten świat stara się przyciągnąć nas do siebie i jednocześnie odciągnąć nas od Boga. Bóg o tym wie, a ponieważ jest Bogiem miłości i zmuszanie ludzi do posłuszeństwa jest sprzeczne z Jego naturą, objawia nam prawdę o sobie i w ten sposób chce przyciągnąć nas do siebie. Nie zachowuje się jak mężczyzna, który chce poślubić kobietę i mówi do niej: „Patrz jaki jestem dobry dla ciebie, powinnaś mnie za to kochać”, chociaż często jego zachowanie świadczy o czymś przeciwnym. Bóg nie mówi nam, że musimy Go kochać, ale objawiając nam samego siebie daje nam możliwość pokochania Go. Nasza grzeszna natura wywołuje w nas niechęć do zaakceptowania tych objawień, ponieważ one wywołują w nas nieprzyjemne uczucia, związane ze świadomością naszej niedoskonałości. Bóg to rozumie, jest w końcu Bogiem i dlatego z ogromną cierpliwością prowadzi nas przez proces polegający na stopniowym poznawaniu i akceptowaniu prawdy. Krok po kroku zdejmuje z nas więzy niewoli od grzechu i pozwala nam poczuć smak prawdziwej wolności.

Każdy chrześcijanin poczuł to w swoim życiu przynajmniej jeden raz. Każdy, kto po raz pierwszy zobaczył i poczuł swoim sercem Boga, poczuł też różnicę między swoim dotychczasowym życiem, a życiem w obecności Boga. Tak naprawdę, to nikt nie poczuł od razu pełnego smaku wolności, ponieważ pierwsza zmiana nie jest zmianą całkowitą. To jedynie pierwszy krok do usunięcia wszystkich więzów grzechu, jednak ta różnica jest wystarczająco wyraźna, aby człowiek zapragnął czuć jej smak przez cały czas. Jednak dosyć szybko to pierwsze wrażenie, to uczucie radości i szczęścia, zostaje zakłócone rosnącą świadomością tych wad, które jeszcze w nas pozostały. Rosnąca świadomość Bożej miłości i doskonałości związana jest z rosnącą świadomością własnej niedoskonałości. Dlatego Bóg nie tylko pomaga nam poznać prawdę o nas, ale jednocześnie objawia nam prawdę o Nim, aby grzesznik nie wpadł w depresję z powodu swoich wad tylko pociągnięty do Niego miłością, pozwolił Mu na dokonanie kolejnych zmian. Są one konieczne do tego, aby w końcu grzesznik został całkowicie uwolniony z niewoli grzechu, aby w końcu narodzić się na nowo, stając się nowym stworzeniem. Jezus powiedział: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” (Mateusz 11,28). On nie powiedział, że wystarczy przyjść do Niego jeden raz, powinniśmy to robić ciągle, każdego dnia. Jezus daje ukojenie tym, którzy codziennie biorą na siebie Jego jarzmo i stają się tacy, jak On, cisi i pokornego serca. „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łukasz 9,23). Tylko wtedy, gdy każdego dnia jesteśmy otwarci na kolejne objawienia prawdy o nas samych, kiedy z całego serca pragniemy tej prawdy oraz pragniemy, aby Bóg zmienił w nas to, co nam objawia; tylko wtedy będziemy czuć, że Jego jarzmo jest miłe, a brzemię lekkie (Mateusz 11,30).

Niektórzy chrześcijanie popełniają błąd, myląc osiągnięcie pewnego etapu zmiany z całkowitą zmianą charakteru. Uczucie ukojenia pojawiające się po zakończeniu każdego etapu nie zmienia faktu, że grzeszna natura nadal wywołuje w nas niechęć do kontynuowania tej drogi. Łatwo jest wtedy zrezygnować z następnych zmian i skupić się na pozytywnych uczuciach wynikających z częściowej zmiany charakteru, jednak częściowa przemiana nie przystosowuje nas do warunków Bożego Królestwa. Nie można narodzić się częściowo, człowiek albo jest, albo nie jest narodzony na nowo, albo jest nowym stworzeniem, albo nim nie jest. Nowe stworzenie to nie zmodyfikowana wersja starego, to całkowicie nowe stworzenie. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (Jan 3,3). Jak w związku z tym można uniknąć popełnienia takiego błędu?

Jednym z Bożych darów dla nas jest głos sumienia. Jest to głos Boga przemawiający bezpośrednio do naszych umysłów, nie tyle poprzez zrozumiałą dla nas mowę, co poprzez wrażenia i uczucia. Bóg poprzez głos sumienia informuje nas o tym, w jakim kierunku powinniśmy iść. To w ten sposób pomaga nam podejmować właściwe decyzje. Czyż sami nie mówimy o tym, że nasze sumienie coś nam mówi? Grzeszność naszej natury sprawia, że nie lubimy słuchać głosu naszego sumienia, nie lubimy, kiedy nasze sumienie próbuje powstrzymywać nas przed zrobieniem czegoś, co lubimy robić i do czego jesteśmy przywiązani. Słuchanie głosu sumienia to nie słuchanie naszych pragnień, a przede wszystkim pożądliwości. One starają się raczej uciszyć głos naszego sumienia, wyłączyć źródło nieprzyjemnych myśli. To szatan na różne sposoby próbuje zaabsorbować nasze umysły tak, abyśmy nie słyszeli głosu sumienia. Tak więc głos sumienia jest jednym z tych zabezpieczeń przed błędami, w jakie wyposażył nas Bóg.

Innym zabezpieczeniem jest nasz rozsądek, czyli umiejętność logicznego myślenia. Logika jest także czymś, co pochodzi od Boga. Wbrew temu, co sądzi wielu chrześcijan, wiara jest bardzo logiczna i nie ma w niej miejsca na sprzeczności. To dzięki umiejętności logicznego myślenia, wspieranej pomocą Ducha Świętego, jesteśmy w stanie zrozumieć te prawdy, o których Bóg mówi w Biblii. Studiowanie Pisma Świętego musi odbywać się z pomocą Boga, a jedną z form tej pomocy jest właśnie logika. To dzięki niej możemy dostrzec to, że Biblia nie zaprzecza sama sobie. To logika pokazuje nam w jak wspaniały sposób łączą się ze sobą różne fragmenty Biblii, spisane przez różnych ludzi w różnych czasach. I to właśnie logika jest tym, co Bóg wykorzystuje, aby ustrzec nas przed błędami. Właśnie dlatego szatan stara się wpływać na nas tak, abyśmy stracili umiejętność logicznego myślenia. A robi to tak, aby zachować w naszych umysłach wrażenie, że nadal myślimy logicznie i racjonalnie.

Podam przykład ilustrujący jak to działa. Przez wiele lat byłem ateistą. Jako dziecko przestałem wierzyć w istnienie Boga, a moje późniejsze doświadczenia i zdobyta wiedza tylko wzmocniły moje przekonanie, że Bóg nie istnieje. Bóg cierpliwie próbował pobudzić mój umysł do prawidłowego myślenia, ale skutecznie broniłem się przed tym. Im dłużej trwał mój opór, tym trudniej mi było rozpoznać Boże działania. Myślę, że tak dzieje się w każdym z nas, niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący, czy nie. Wiem również, że ten trwanie tego oporu oznacza, że ​​pewnego dnia umysł nie będzie już mógł zmienić sposobu myślenia na taki, który pozwoli mu zaakceptować prawdę.

Myślę, że byłem bardzo blisko tego stanu. Stało się jednak coś, co zniszczyło mój ateistyczny światopogląd. Dostrzegłem coś, czego nie potrafiłem wyjaśnić w żaden racjonalny i logiczny sposób. Jedynym logicznym wyjaśnieniem było nadprzyrodzone działanie istoty wyższej, w którą nie wierzą ateiści i ewolucjoniści. Bóg najpierw wykorzystał poważne problemy moich rodziców i odciął mnie od wpływów tego świata. Znalazłem się w miejscu, w którym nie miałem dostępu do Internetu, telewizji, kolegów i wielu przyjemności tego świata. To było jak doświadczenie Izraela na pustyni. Jedyne, co mogłem zrobić poza pracą, to czytanie książek.

Ponieważ zawsze lubiłem książki, zacząłem czytać te, które były w miejscu, w którym byłem. To miejsce było domem moich rodziców, adwentystów dnia siódmego, więc domowa biblioteka zawierała głównie książki Ellen White, ale ja nie byłem nimi zainteresowany. Znalazłem kilka niereligijnych książek, ale przeczytałem je wszystkie bardzo szybko i szukając czegoś nowego znalazłem książkę „Historia reformacji”. Chociaż Reformacja jest tematem religijnym, potraktowałem tę książkę jako historyczną i zacząłem ją czytać.

Myślę, że właśnie tego chciał Bóg. Zacząłem czytać o historii Reformacji i nic nie mogło mnie od tego odciągnąć, ponieważ byłem jak na pustyni. Świat nie był w stanie dać mi czegoś, co mogłoby odwrócić moją uwagę od tej książki. A kiedy poznawałem coraz więcej faktów o działalności Marcina Lutra, w pewnym momencie doznałem czegoś w rodzaju objawienia. Uświadomiłem sobie, że jedynym wyjaśnieniem faktu, że Marcin Luter nie stał się kolejną ofiarą papiestwa, jest działanie nadprzyrodzonej mocy, takiej istoty jak Bóg. Był to moment, w którym mój umysł zaakceptował fakt istnienia Boga.

Bóg użył resztek logiki w moim umyśle, aby mnie poruszyć i zmienić mój stosunek do poznania Go. W podobny sposób Bóg działa z każdym człowiekiem, dając każdemu szansę na pokutę i nawrócenie. Bóg czyni to nie tylko z tymi, którzy w Niego nie wierzą, ale także z tymi, którzy nazywają siebie chrześcijanami, ale naprawdę są daleko od Boga.

W mojej historii jest coś, na co chcę zwrócić uwagę. To jest mój sposób myślenia w okresie, kiedy byłem ateistą. Zawsze uważałem się za racjonalnego i logicznego człowieka. Prawda była jednak taka, że ​​zignorowałem te myśli, które sugerowały mi, że pewne moje poglądy były nielogiczne. Usuwałem z umysłu wszystkie fakty, które były sprzeczne z moją ateistyczną filozofią i pomimo takich chwil zwątpienia, byłem przekonany, że mam rację i że mój światopogląd jest zgodny z prawdą. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież dzisiaj także myślę, że mój obecny światopogląd jest zgodny z prawdą. Różnica polega na tym, że dzisiaj nie odczuwam nielogiczności w tym, w co wierzę, a moje sumienie nie mówi mi tego, co często słyszałem jako ateista.

Ten sposób myślenia jest charakterystyczny dla każdego, kto jest przywiązany do grzechu. Nie ma znaczenia, czy jest on ateistą, katolikiem czy adwentystą. Jak pisała Ellen White, teoretyczna znajomość prawd nie czyni nas chrześcijanami. Jako ludzie uważający się za chrześcijan także potrafimy nie słuchać głosu sumienia oraz myśleć w bardzo nielogiczny sposób, kierując się bardziej emocjami niż logiką. Dokładnie tego chce szatan i wykorzystuje wszystkie możliwości, aby pozbawić nas zdolności słuchania tego, co Bóg mówi nam poprzez sumienie i zdrowy rozsądek. Szatan robi to na każdym etapie zmiany chrześcijanina, a im bliżej jesteśmy celu, tym gwałtowniejsze są jego działania.

To co napisałem o sobie to dopiero początek historii nawrócenia, prowadzącego do narodzenia się na nowo. Pomimo tego, że uwierzyłem w Boga, a następnie ochrzciłem się i zostałem członkiem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, Bóg nadal miał dużo do zrobienia w moim życiu. Nastąpiła we mnie pewna zmiana, ale nie było to narodzenie się na nowo. Co jakiś czas Bóg objawiał mi kolejne prawdy o mnie, pobudzając moje sumienie do działania. Chociaż lubiłem myśleć o sobie, że teraz już jestem dobrym człowiekiem, to prawda była zupełnie inna. Nadal byłem przywiązany do wielu złych rzeczy, a takie przywiązanie jest przeszkodą uniemożliwiającą życie w obecności Boga. Ellen White napisała, że „najcięższą spośród wszystkich walk jest walka przeciwko samemu sobie. Oddanie siebie i podporządkowanie wszystkiego woli Bożej wymaga walki, ale człowiek musi się poddać Bogu, zanim dozna odnowy w świętości” {DC 51.3}. Całkowicie zgadzam się z tą opinią. Wiem z własnego doświadczenia, że o wiele łatwiej jest zaakceptować pewne religijne doktryny niż prawdę o własnych wadach i uzależnieniu od grzechu. Kiedy uwierzyłem w Boga i zacząłem czytać Biblię, mój rozum bez większego problemu zaakceptował niektóre z adwentystycznych doktryn, na przykład szybko znalazłem w Biblii potwierdzenie, że to sobota jest Bożym sabatem. Jednak ta nowa wiedza nie przełożyła się na dużą zmianę moich przyzwyczajeń, nadal lubiłem robić rzeczy, o których teraz już wiedziałem, że nie są dobre. W końcu zrozumiałem, że wiedza rozumiana jako znajomość prawd i faktów nie czyni z nas prawdziwych chrześcijan, czyli naśladowców Jezusa. Bo prawdziwy naśladowca Jezusa to nie ten, kto robi to samo, co robił nasz Zbawiciel, ale przede wszystkim ktoś, kto myśli i czuje to samo co Jezus. To ktoś, kto żyje takim życiem, jakim Jezus żyłby będąc na jego miejscu. Taki ktoś może „wstąpić na górę Pana” i stanąć „na jego świętym miejscu”, ponieważ taki ktoś ma „czyste dłonie i niewinne serce”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz