poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Właściwa koncepcja Królestwa Bożego i charakteru Boga

Jednym z moich ulubionych fragmentów Biblii jest Kazanie na Górze. Za każdym razem, gdy do niego wracam, odkrywam coś nowego, myśli, które wcześniej nie przychodziły mi do głowy. Moje zainteresowanie tym kazaniem wzrosło jeszcze bardziej, gdy zauważyłem wypowiedź Ellen White, która napisała coś bardzo interesującego na temat tego kazania.

W Kazaniu na Górze [Jezus] pragnął zniweczyć to, czego dokonała fałszywa edukacja, i przedstawić słuchaczom właściwą koncepcję swojego królestwa i swego charakteru. Nie zaatakował jednak ludzkich błędów w sposób bezpośredni. Dostrzegał spowodowaną grzechem nędzę świata, a jednak nie podkreślał wobec ludzi ich okropnego stanu. Uczył ich czegoś nieskończenie lepszego niż to, co było im znane. Nie walcząc z ich koncepcjami na temat Bożego królestwa, mówił im o warunkach, dzięki którym można do niego wejść, pozostawiając im samym możliwość wyciągnięcia wniosków. Prawdy, które przekazywał podążającemu za Nim tłumowi, są tak samo istotne dla nas. Nie mniej niż oni potrzebujemy nauczyć się podstawowych zasad królestwa Bożego” (PW s.236-7).

Zacznę od pierwszego zdania w tym cytacie:

W Kazaniu na Górze [Jezus] pragnął zniweczyć to, czego dokonała fałszywa edukacja, i przedstawić słuchaczom właściwą koncepcję swojego królestwa i swego charakteru”.

Wiemy, że Żydzi mieli błędną koncepcję Królestwa Bożego, ponieważ uważali, że Mesjasz przywróci Izraelowi pozycję mocarstwa dominującego nad innymi narodami, pozycję podobną do tej, jaką Izrael miał za czasów Dawida i Salomona. Uważali się za naród wybrany, jednak nie rozumieli powodu, dla którego zostali wybrani. Uważali, że są lepsi od innych i Bóg wybrał ich, ponieważ w oczach Boga tylko oni zasługiwali na wejście do Bożego Królestwa. Byli dumni z tego, że tylko oni żyli zgodnie z Bożym prawem. Byli też przekonani, że obrzezanie oraz skrupulatne przestrzeganie wszystkich zwyczajów jest jedyną drogą prowadzącą do Boga. Nie widzieli w przyszłym Królestwie miejsca dla nikogo, kto nie był Żydem. W kazaniu na górze Jezus wyjaśnił, że wejście do Bożego Królestwa nie jest zarezerwowane dla jednego narodu i nie jest uzależnione od zachowywania zewnętrznych form religijnych, pokazał swoim słuchaczom zupełnie inną drogę i zupełnie inne warunki zbawienia.

Żydzi nie znali też dobrze charakteru Boga, ponieważ przypisywali Mu pewne cechy, których Bóg nie ma. Pokazuje to choćby historia uzdrowienia człowieka, który był chory od trzydziestu ośmiu lat. Miało to miejsce nad sadzawką Betezda. 

A jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betezda, mająca pięć krużganków. W nich leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych, którzy czekali na poruszenie wody. Od czasu do czasu zstępował bowiem anioł Pana do sadzawki i poruszał wodę. Kto więc po poruszeniu wody pierwszy do niej wstąpił, odzyskiwał zdrowie, jakąkolwiek chorobą był dotknięty” (J 5:2-4)

Na pierwszy rzut oka wygląda to na objaw mocy Boga, który wysyła aniołów, aby pomagali chorym odzyskać zdrowie. Jednak obraz jakiego Boga tworzy się w naszych umysłach, jeżeli przyjmiemy, że to, co działo się w tej sadzawce, było celowym działaniem Boga? Utrwalamy sobie obraz Boga, który jest dobry dla tych, którzy są silniejsi lub sprytniejsi od innych; Boga, który tym samym nie troszczy się o słabszych. Człowiek którego uzdrowił Jezus przez trzydzieści osiem lat próbował w sadzawce odzyskać swoje zdrowie. Czy wierzymy w Boga, który przez te wszystkie lata spokojnie patrzył na starania tego człowieka?

To co zrobił Jezus było objawieniem tego, że Bóg chce pomóc każdemu, jednak może to zrobić tylko wtedy, gdy człowiek przychodzi do Boga po pomoc i nie próbuje pomóc sam sobie. Uzdrowiony człowiek stracił już nadzieje na to, że może odzyskać zdrowie zanurzając się w wodzie sadzawki. Takiego poczucia całkowitej bezradności nie mieli inni chorzy, którzy na różne sposoby próbowali pierwsi wejść do wody po jej poruszeniu przez anioła. Był to jedyny znany im sposób odzyskania zdrowia i nie szukali innego.

Innym przykładem przypisywania Bogu cech charakteru, których Bóg nie posiada, jest to, co o Bogu mówili Hiobowi jego przyjaciele. Próbowali oni wykazać, że Hiob został ukarany przez Boga za grzechy, których wprawdzie nie znali, ale byli pewni, że musiały mieć miejsce. Elifaz z Temanu powiedział do Hioba: „Przypomnij sobie, kto kiedy, będąc niewinny, zginął, albo gdzie ludzie prawi byli wytępieni! Jak daleko spojrzeć, ci, którzy orali bezprawie i rozsiewali zło, zawsze je zbierali” (Hi 4:7-8). Elihu, syn Berachela Buzytczyka, z rodu Rama powiedział do Hioba: „Strzeż się, abyś się nie zwracał ku niegodziwości, gdyż z powodu niej znosisz cierpienie” (Hi 36:21). Żydzi byli przekonani, że spotykające ludzi nieszczęścia są karą za grzechy. Podobnie myśleli też uczniowie Jezusa. Kiedy Jezus wraz z uczniami spotkali w Jerozolimie człowieka ślepego od urodzenia, uczniowie zapytali Go: „Mistrzu, kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego” (J 9:2-3). Odpowiedź Jezusa wyraźnie wskazuje na to, że nie powinniśmy traktować spotykających nas nieszczęść jako kary za nasze grzechy. Świadczy też o tym bardzo dobitnie historia Hioba, ponieważ wszystko to, co go spotkało było skutkiem działań szatana.

Pogląd mówiący, że Bóg karze ludzi za grzechy skutkuje innym błędem, który można było zauważyć u Żydów. Otóż uważali oni, że powodzenie w życiu świadczy nie tylko o Bożych błogosławieństwach, ale przede wszystkim jest dowodem na sprawiedliwość. Jest potwierdzeniem tego, że taki człowiek znajduje uznanie w oczach Boga a jego życie toczy się w zgodzie i harmonii z Bożym prawem. Gdyby tak było, to oznaczałoby to, że Bóg sankcjonuje grzech. Czy król Salomon nie miał wielkiej władzy nie tylko w Izraelu, ale wśród okolicznych państw? Czy nie stał się bardzo bogatym władcą? „Ilość złota, jakie napływało do Salomona w ciągu jednego roku, wynosiła sześćset sześćdziesiąt sześć talentów, nie licząc dochodów od wędrownych handlarzy i z ceł od kupców, i od wszystkich królów arabskich i namiestników ziemi (…) Wszystkie przybory w Leśnym Domu Libańskim były ze szczerego złota, nic nie było ze srebra, gdyż srebro w czasach Salomona za nic było uważane,  gdyż król posiadał okręty, które płynęły do Tarszysz morzem wraz z okrętami Chirama; raz na trzy lata przypływały okręty z Tarszysz, przywożąc złoto i srebro, kość słoniową, małpy i pawie. Tak tedy król Salomon bogactwem i mądrością przewyższał wszystkich królów ziemi” (1 Krl 10:14-15,21-23). Gdyby bogactwo i powodzenie były miarą sprawiedliwości człowieka, to Salomon byłby najbardziej sprawiedliwym człowiekiem na ziemi. A jednak Biblia mówi o Salomonie: „Jego żony uwiodły więc jego serce. Kiedy Salomon zestarzał się, żony zwróciły jego serce ku bogom obcym i wskutek tego serce jego nie pozostało tak szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce jego ojca, Dawida. Zaczął bowiem czcić Asztartę, boginię Sydończyków, oraz Milkoma, ohydę Ammonitów. Salomon dopuścił się więc tego, co jest złe w oczach Pana, i nie okazał pełnego posłuszeństwa Panu, jak Dawid, jego ojciec. Salomon zbudował również posąg Kemoszowi, bożkowi moabskiemu, na górze na wschód od Jerozolimy, oraz Milkomowi, ohydzie Ammonitów. Tak samo uczynił wszystkim swoim żonom obcej narodowości, palącym kadzidła i składającym ofiary swoim bogom. Pan rozgniewał się więc na Salomona za to, że jego serce odwróciło się od Pana, Boga izraelskiego. Dwukrotnie mu się ukazał i zabraniał mu czcić obcych bogów, ale on nie zachował tego, co Pan mu nakazał” (1 Krl 11:3-10). Z kolei na przeciwnym biegunie znajdują się na przykład Boży prorocy, którzy często nie tylko nie byli bogaci, ale byli prześladowani i zabijani. Gdyby bogactwo i powodzenie były miarą sprawiedliwości człowieka, to Jeremiasz byłby bardzo niesprawiedliwym człowiekiem, który mógłby usłyszeć to samo, co usłyszał Hiob: „Przypomnij sobie, kto kiedy, będąc niewinny, zginął, albo gdzie ludzie prawi byli wytępieni! Jak daleko spojrzeć, ci, którzy orali bezprawie i rozsiewali zło, zawsze je zbierali”, „Strzeż się, abyś się nie zwracał ku niegodziwości, gdyż z powodu niej znosisz cierpienie”.

A teraz druga część podanej na początku wypowiedzi Ellen White na temat kazania na górze:

„[Jezus] nie zaatakował jednak ludzkich błędów w sposób bezpośredni. Dostrzegał spowodowaną grzechem nędzę świata, a jednak nie podkreślał wobec ludzi ich okropnego stanu. Uczył ich czegoś nieskończenie lepszego niż to, co było im znane. Nie walcząc z ich koncepcjami na temat Bożego królestwa, mówił im o warunkach, dzięki którym można do niego wejść, pozostawiając im samym możliwość wyciągnięcia wniosków”.

Czytając treść kazania na górze łatwo jest zauważyć to, co napisała Ellen White. Jezus nie walczył z fałszywymi poglądami udowadniając ludziom, że nie mają racji. Zrobił coś innego, objawił im warunki zbawienia i pozostawił im wyciągnięcie wniosków. Wyjaśnił, że zbawienie nie jest uzależnione od pochodzenia, ale od charakteru człowieka. Przynależność do narodu żydowskiego, obrzezanie czy przestrzeganie judaistycznych ceremonii nie mogą nikomu zapewnić wstępu do Królestwa Niebios. Drzwi do Nieba mogą otworzyć takie cechy charakteru jak miłość, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, łagodność czy wstrzemięźliwość, to są te cechy o których apostoł Paweł napisał w liście do Galacjan. Wejść do Nieba będą mogli ci, którzy czują się ubodzy w duchu; ci którzy ze smutkiem patrzą na skutki własnych grzechów oraz na tych, którzy nie chcą widzieć skutków swoich grzechów; ci którzy są cisi; ci którzy z całego serca pragną sprawiedliwości; ci którzy są miłosierni i wreszcie ci, którzy mają czyste serca.

A gdy Jezus dokończył tych słów, zdumiewały się tłumy nad nauką jego. Albowiem uczył je jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mt 7:28-29). Ludzie dostrzegali różnicę między naukami głoszonymi przez Jezusa a tym, czego nauczali uczeni w Piśmie. Słowa Jezusa poruszyły ich serca i chociaż były dla nich szokiem, to wielu z nich czuło, że Jezus głosił prawdy pochodzące od Boga, czuli w Jego słowach moc Bożą.

Tłumy zdumiewały się nad tą nauką, która tak bardzo różniła się od przepisów i przykładu, jaki dawali faryzeusze (…) Ludzie milczeli, ogarnęło ich uczucie bojaźni. Patrzyli z powątpiewaniem na siebie nawzajem. Kto z nich mógłby być zbawiony, gdyby słowa tego Człowieka okazały się prawdziwe?” (PW s.240).

Ludzie zadawali sobie te pytania i nie mogli po prostu zignorować wysłuchanych nauk. Chociaż były one zaprzeczeniem tego, w co wierzyli do tej pory, to wrażenie, jakie wywarł na nich Jezus sprawiło, że nie odwrócili się od usłyszanych prawd i pragnęli nadal Go słuchać. „A gdy zstąpił z góry, poszło za nim wielkie mnóstwo ludu” (Mt 8:1).

 

A teraz przejdę do ostatniej części tego, co o kazaniu na górze powiedziała Ellen White.

„Prawdy, które przekazywał podążającemu za Nim tłumowi, są tak samo istotne dla nas. Nie mniej niż oni potrzebujemy nauczyć się podstawowych zasad królestwa Bożego”

Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że prawdy głoszone przez Jezusa były ważne dla słuchających go ludzi, ponieważ tak naprawdę nie rozumieli oni podstawowych zasad Królestwa Bożego. Jednak czy takie same przekonanie mamy na nasz temat? Czy też uważamy, że musimy nauczyć się tych prawd? Czy nie jest tak, że zdecydowana większość chrześcijan uważa, że zna te prawdy? Chce podkreślić, że Ellen White nie mówi o lepszym zrozumieniu lub poznaniu pewnych szczegółów. Ona mówi o nauczeniu się podstaw. Ktoś, kto je zna, nie musi się ich uczyć. Jednym słowem Ellen White mówi nam, że nie znamy właściwego znaczenia nauk Jezusa. Czy jest to prawda? Czy znajdujemy się w podobnej sytuacji jak ludzie, którzy dwa tysiące lat temu słuchali Jezusa?

Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Chcę tylko wskazać na pewne analogie pomiędzy poglądami Żydów w czasach Jezusa oraz dzisiejszymi poglądami wielu chrześcijan.

 

Żydzi wierzyli w to, że zbawienie dostępne jest tylko dla Żydów, w dodatku tylko tych, którzy skrupulatnie przestrzegali religijnych ceremonii. Jezus pokazał, że jest to fałszywy pogląd. A jak to wygląda dzisiaj?

Wśród wielu chrześcijańskich denominacji jest wiele takich, które są przekonane, że zbawienie jest dostępne tylko dla tych, którzy należą do tego samego kościoła, co oni. Jest też wiele denominacji, które przykładają duże znaczenie do religijnych ceremonii. I nie mówię tu tylko o typowo religijnych ceremoniach, takich jak msza święta czy też nabożeństwo, ale także różnego rodzaju spotkania, często połączone z koncertami muzyki chrześcijańskiej. Nie mówię, że są one złe same w sobie, ale jeżeli ktoś uważa, że udział w tych wszystkich ceremoniach może zapewnić mu zbawienie, a jednocześnie nie zwraca uwagi na to, o czym Jezus mówił w kazaniu na górze, to popełnia taki sam błąd, jaki popełniali Żydzi. Oni też nie zwracali uwagi na znaczenie charakteru człowieka i tego, co człowiek przechowuje we własnym sercu.

Nawet ci, którzy wierzą w to, że to nie przynależność do kościoła daje zbawienie, często popełniają błąd lekceważenia potrzeby posiadania właściwego charakteru. Ubogi w duchu nie znajduje w sobie nic, co ma jakąkolwiek duchową wartość, a człowiek posiadający czyste serce nie tylko nie jest przywiązany do żadnej niewłaściwej rzeczy, ale wręcz czuje do nich niechęć i odrazę. Jezus powiedział, że „Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców” (Mt 7:18). Jezus nie powiedział, że większość owoców na dobrym drzewie jest dobra, ale wszystkie. Jezus nie powiedział, że na dobrym drzewie można czasem znaleźć zły owoc, powiedział że jest to niemożliwe. Bardzo ważne jest, aby zrozumieć, że Jezus w kazaniu na górze nie powiedział w jaki sposób człowiek może osiągnąć stan czystości serca, w jaki sposób może stać się ubogi w duchu, cichy, pokorny, miłosierny czy też spragniony sprawiedliwości. Tego w kazaniu na górze nie ma, jest natomiast konieczność osiągnięcia takiego stanu. Jak wielu chrześcijan uważa dzisiaj, że wady charakteru nie mają dużego znaczenia i nie stanowią przeszkody w osiągnięciu zbawienia?

Żydzi wierzyli w to, że zachowując zewnętrzne posłuszeństwo, mogą uwolnić się od konsekwencji grzechu poprzez składanie ofiar. Byli przekonani, że krew ofiarnych zwierząt zmywa z nich grzechy i są one z nich zdejmowane. Jednak akt złożenia krwawej ofiary bardzo często nie był połączony ze skruchą i chęcią zmiany życia, polegającej przede wszystkim na odwróceniu się od grzechu. Wielu Żydów składało ofiary, ale nie miało chęci zmiany dotychczasowego sposobu życia i nie mieli zamiaru porzucić pewnych grzesznych praktyk. Czy nie dostrzegamy podobnego problemu dzisiaj? Jak wielu z nas uważa, że problem grzechu został rozwiązany, ponieważ krew Jezusa zmywa z nas nasze grzechy, ale jednocześnie nie widzimy problemu w tym, że od czasu do czasu ujawniają się nasze wady charakteru. Czy pragniemy sprawiedliwości tak, jak umierający na pustyni człowiek pragnie dotrzeć do oazy, aby napić się wody? Jezus przelał dla nas swoją krew, ale czy ta krew zmienia nas w nowe stworzenia? „Albowiem ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy, lecz nowe stworzenie” (Ga 6:15). Jezus przelał dla nas swoją krew, ale czy świadomość złożonej przez Niego ofiary sprawiła, że narodziliśmy się na nowo i jesteśmy całkowicie nowymi ludźmi, oczywiście w sensie duchowym? Czy jako nowonarodzeni chrześcijanie porzuciliśmy wszystko to, co złe i do każdego rodzaju grzechu czujemy to samo, co Jezus? Jeżeli nie, to popełniamy taki sam błąd, jaki popełniali Żydzi w czasach Jezusa oraz wielu ludzi wcześniej i później. Jezus mówi do każdego z nas: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (J 3:3). W kazaniu na górze pokazał kim jest człowiek, który narodził się na nowo, który może nie tylko zobaczyć, ale także wejść do Królestwa Bożego. I dał tez do zrozumienia, że ten, kto nie narodził się na nowo, nie przeszedł całkowitej wewnętrznej przemiany, po której jego serce stało się czyste, nie tylko nie wejdzie do Królestwa Bożego, ale nawet go nie zobaczy.

Skoro narodzenie na nowo jest tak ważne, wręcz kluczowe, to w jaki sposób człowiek może narodzić się na nowo? Jezus wyjaśnił Nikodemowi, że jest to możliwe tylko wtedy, gdy człowiek tego pragnie i pozwoli Duchowi Świętemu na wykonanie wszystkich potrzebnych zmian. Pragnienie to można zdobyć tylko w jeden sposób. „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3:14-15). Kiedy Izraelici zostali zaatakowani na pustyni przez jadowite węże, jedynym sposobem na uniknięcie śmierci było skierowanie wzroku na miedzianego węża, którego Mojżesz wykonał na polecenie Boga. I tak jak Izraelici patrzyli na miedzianego węża, tak my musimy patrzeć na Jezusa, aby poznać prawdę o Bogu, o Jego charakterze, zachwycić się tą prawdą i pokochać Boga całym sercem. Takie poznanie Boga prowadzi do nowonarodzenia. „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (J 17:3).

Czy poznałem już Jezusa? Jeżeli widzę w sobie choćby najmniejsze przywiązanie do grzechu, to jeszcze Go nie poznałem. A czy ty już Go poznałeś? Co widzisz, kiedy patrzysz w lustro?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz