wtorek, 3 kwietnia 2012

NIEBEZPIECZNE IGRASZKI Z NASZYM ZDROWIEM

Niebezpieczne igraszki z naszym zdrowiem

To co czytamy dzisiaj na temat genetycznie modyfikowanej kukurydzy, pomidorów, czy innych roślin, to głównie informacje o korzyściach płynących z ich stosowania, większej wydajności plonów i o bezpieczeństwie tych sztucznie tworzonych odmian zarówno dla naszego zdrowia, jak i środowiska. Trudno jest znaleźć głosy krytyczne, ponieważ dzisiaj naukowcy mogą publikować wyniki badań prowadzonych nad tymi organizmami tylko po otrzymaniu na to zgody od ich producentów. Ta praktyka wywołuje coraz więcej protestów jako, że podważa niezależność i rzetelność naukowej informacji i musi się skończyć.

Firmy, takie jak Monsanto, Cargill i kilka innych, zdominowały światowy rynek rolniczy, jako główni dostawcy środków ochrony roślin, nawozów sztucznych i coraz to innych rodzajów roślin uprawnych, do których wprowadzono geny pozwalające zwiększyć ich odporność na pestycydy, zawierające silne toksyny przeciw pasożytom (np. bakteryjny botulizm w kukurydzy Bt), lecz również, jako biologiczne fabryki syntetyzujące niektóre leki – substancje chemiczne całkowicie obce tym organizmom. W ciągu następnych 2 lat inwestycja w rynek biotechnologiczny zamierza wprowadzić rośliny zdolne wytrzymać ekstremalne gorąco i susze.

Niestety nie jest to obecnie możliwe by zweryfikować, czy rośliny te spełniają obietnice ich producentów, takie jak: wyższa wydajność plonów, odporność na szkodniki, czy zmiany klimatyczne. Jest to spowodowane tym, że firmy te dały sobie prawo „veta” w przypadku, gdy chodzi o publiczne udostępnianie informacji z badań dokonanych przez niezależnych naukowców. One same również ujawniają tylko te dane, które im są wygodne.

Jak donosi w sierpniowym numerze tego roku czasopismo „Scientific American”, aby mieć dostęp, czy zakupić genetycznie modyfikowane nasiona, kupujący musi podpisać zgodę z ich producentem na to, co może z nimi robić. Jest to stosowane dla protekcji własności intelektualnej firmy (wszystkie nowe organizmy są opatentowane), ale musi to mieć pewne limity, jeżeli pod uwagę wchodzą sprawy naszego zdrowia. Tymczasem Monsanto, Pioneer i Syngenta zabraniają niezależnym naukowcom używania w badaniach nasion produkowanych przez te firmy. Pod groźbą sądu, naukowcy ci nie mają prawa testować nasion w innych warunkach, niż specyfikowane w umowie z producentem, porównywać ich z nasionami innych firm, a przede wszystkim badać wpływ tych nasion na środowisko i ich skutki zdrowotne.

Oczywiście dostępnych jest wiele publikacji, dotyczących genetycznie modyfikowanych roślin, ale tylko takich, które firma zaaprobowała. Entomolog z Cormell University w Nowym Jorku razem z grupą innych naukowców wystosował ostatnio protest w tej sprawie do amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). W liście naukowcy wyrażają głębokie zaniepokojenie tym, że takie ograniczenia wykluczają możliwości wykonywania legalnych niezależnych badań testujących te nowe technologie. Opublikowanie, w 1999 roku przez renomowane brytyjskie czasopismo medyczne „Lancet”, badań naukowych Dr Pusztai z Rowett Resaerch Institute w Szkocji, wskazujących na negatywne skutki zdrowotne spożywania genetycznie modyfikowanych ziemniaków, wywołało burzę agresywnych ataków. Ich celem była publiczna dyskredytacja ekspertyzy Dr Pusztai, cenionego naukowca o wieloletnim doświadczeniu (około 270 publikacji naukowych) przez szkalowanie, usunięto go z pracy w Instytucie, jak również ataki na reda
 ktorów
„Lancet” za opublikowanie tych danych. Nie są to niestety przypadki odosobnione, nic dziwnego więc, że odważnych w mówieniu prawdy nie jest zbyt wielu.

Jak jest to możliwe, że dzisiaj naukowcy mają zabronione prowadzenie badań nad wytworzonymi sztucznie organizmami, które już są składnikiem naszegopożywienia, czy też testowania skutków biologicznych i środowiskowych genetycznie modyfikowanych roślin, których uprawy stanowią coraz większy procent produkcji rolniczej na naszych ziemiach, czy w naszych ogrodach. Jest to bardzo niebezpieczne. Bezpieczeństwo żywności, którą spożywamy i środowiska, w którym żyjemy to podstawa naszego zdrowia i życia, obecnie podporządkowana finansowym interesom korporacji.

Wielu z nas pomyśli, jak jest to możliwe? Gdzie jest prawo i interwencja rządowych instytucji ustanowionych dla obrony naszych witalnych interesów i finansowanych z naszych podatków?

Spójrzmy bliżej, jak to funkcjonuje w USA. Firmy takie, jak Monsanto, bronią swojego monopolu i interesów ekonomicznych przez opłacanie rzeszy lobbystów i nacisk na polityków, czy też media. W wielu przypadkach funkcjonuje to na zasadzie „drzwi obrotowych”, gdzie pracownik instytucji rządowej, której podlega działalność danej firmy może odejść do pracy w tej firmie zwykle na intratne stanowisko, a potem powrócić znów do pracy w agencji rządowej. Przykładów jest wiele, jak chociażby Michael Taylor, który jako prawnik pracował w rządowej administracji czuwającej nad bezpieczeństwem żywności i leków (FDA). Następnie został zatrudniony przez firmę Monsanto, gdzie pracował nad uzyskaniem pozwolenia przez swojego poprzedniego pracodawcę, czyli rząd, do stosowania przez tą firmę wołowego hormonu wzrostu uzyskiwanego z genetycznie zrekombinowanych bakterii (rBGH), dla zwiększenia mleczności krów. Po sukcesie i uzyskaniu zgody (produkt o nazwie Prosilac) pan Taylor powróci
 ł w
1991 roku na stanowisko zastępcy komisarza w FDA. Nikt nie przejmuje się faktem, że hormon ten ma wiele negatywnych skutków ubocznych, włączając w to przyspieszone mnożenie się komórek rakowych, wiele danych również wskazuje na korelację pomiędzy spożywaniem mleka i mięsa z rBST traktowanych krów, a rozwojem alergii. W Kalifornii, gdzie mieszkam, wiele sklepów nie sprzedaje mięsa, czy mleka pochodzącego z takich hodowli i stosowanie rBST (jak i antybiotyków) w hodowli zwierząt jest obecnie znacznie ograniczane. Po prostu konsumenci nie chcą takich produktów kupować, co bije ich producentów po kieszeni i zmusza do szukania innych rozwi&#! 261;za&# 324;.

Trudno jest również wątpić w to, że dawny prawnik firmy Monsanto (lata 70-te) a obecnie sędzia sądu najwyższego USA – Clarence Thomas – będzie całkowicie neutralny w przypadku spraw związanych z działalnością swojego dawnego pracodawcy. To właśnie on, będąc prawnikiem w Monsanto, opracowywał podstawy prawne protekcji patentowej dla ich genetycznie modyfikowanych odmian (GMO). Wdzięczny musi być również były sekretarz obrony Rumsfeld, dawny zarządca firmy farmaceutycznej Searle, którą korzystnie sprzedał do Monsanto. Z takimi przyjaciółmi można podbijać cały świat…

Polskie rolnictwo jest jeszcze w zasadzie wolne od GMO i nie zdominowane całkowicie przez interesy obcych firm . Jednakże, jako członek UE jesteśmy zobowiązani do podporządkowania się unijnym zasadom polityki rolnej, co wiąże się również z akceptacją upraw GMO, pomimo oporów społecznych przed ich rozszerzeniem. Środkiem do intensyfikacji upraw GMO w Polsce jest stopniowa eliminacja małych, niezależnych gospodarstw, które są nastawione sceptycznie do tej nieprzebadanej biotechnologii i mogą oprzeć się naciskom jej proponentów. Obrona indywidualnych gospodarstw jest konieczna, by interesy obcych korporacji nie decydowały o rodzaju i obszarach upraw w Polsce, stosując ekonomiczny i polityczny szantaż. Obecna sytuacja wymaga niezwłocznego i zdecydowanego działania ze strony producentów rolnych i uzyskania społecznego poparcia dla sił politycznych, które będą odważnie bronić interesów polskich rolników i polskiego społeczeństwa. Tradycja „wozu Drzymały” nie powinna zos
 tać
zapomniana na naszych ziemiach.

Już w 2005 roku czołowe czasopismo dla lekarzy „British Medical Journal” zauważyło, że akceptacja nacisków ze strony UE na polskie rolnictwo może odwrócić pozytywny trend poprawy zdrowia, obserwowany w Polsce od 1991 roku, który bezpośrednio wiązał się ze zmianami polityki rolnej, sprzyjającymi produkcji żywności o walorach zdrowotnych, jak np. wzrost produkcji olejów roślinnych.

Czekanie działa na naszą niekorzyść, bo pewnych biologicznych skutków nie będzie można odwrócić. Obecność zmodyfikowanych genów stwierdzono w roślinach odległych nawet o 40-60 km od zasiewów GMO. Odnotowuje się też niszczący ich wpływ (jak również pestycydów) na populacje pszczół i innych owadów niezbędnych do zapylania roślin. Nasze wody stają się coraz bardziej trujące dla wodnej flory i fauny, co również potwierdziły ostatnie badania opublikowane w Proceedings of the National Academy of Sciences USA (9 październik 2009), wykazujące obecność toksyn botulinowych pochodzących z upraw kukurydzy Bt w wodach gruntowych w rejonach środkowo-zachodnich stanów, gdzie te uprawy dominują.

Dzisiaj mieszkańcy USA i większości krajów Europy zdają sobie sprawę, że już doświadczamy konsekwencji takiej „kowbojskiej” polityki rolnej, w postaci wzrostu zachorowań na alergie, wiele chorób chronicznych, jak i ryzyka katastrofy ekologicznej, której może nie będziemy w stanie odwrócić. Dlatego też stale rośnie zainteresowanie i popyt na zdrową żywność produkowaną w warunkach ekologicznych. Stwarza to solidne podstawy do rozwoju ekologicznej produkcji rolnej w naszym kraju, zarówno dla zachowania i poprawy naszego zdrowia, jak i niezawisłości naszego rolnictwa – w tej dziedzinie nie powinno być kompromisów.

Dr Aleksandra Niedzwiecki

http://www4pl.dr-rath-foundation.org/newsletter/archiwum/2009_11_nov_17.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz