sobota, 9 lutego 2013

POBUDKA


Dopóki jesteśmy zdrowi, mamy dach nad głową i pracę, rzeczywistość wydaje się całkiem znośna, a chwilami wręcz przyjemna. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie to złudne.

Zwykle tematem felietonu wstępnego bywa temat okładkowy — w tym numerze powinno nim być odkrycie leku na raka
 — jednak tym razem skupię się na tym, o czym mówi w wywiadzie Biznes z chorób, czyli pacjent w matrixie dr Aleksandra Niedzwiecki, współautorka książki będącej jednym z głównych źródeł informacji do artykułu Lek na raka odkryty! Przełom w badaniach.
Zacznijmy jednak od tego, czym jest ów matrix — pojęcie zapewne dla części czytelników 50+ nie całkiem czytelne. To nawiązanie do filmu Matrix — australijsko-amerykańskiej trylogii science fiction w reżyserii braci Wachowskich z początku tego wieku. Filmowy Matrix to wirtualny, sztuczny, nieprawdziwy, choć na pozór idealny świat, stworzony przez inteligentne maszyny, żeby kontrolować i wykorzystywać ludzi. Ludzie podłączeni do niego przez maszyny, będący w stanie „komputerowego snu”, nie są tego w ogóle świadomi. Żyją życiem zaprogramowanym i kontrolowanym. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Jednak nie dla wszystkich. Bohaterowie filmu to grupa niepodłączonych, wyzwolonych z Matrixa, którzy starają się uwolnić pozostałych, obudzić ich, przenieść do rzeczywistości. Nie bez olbrzymich przeszkód, oczywiście.
Czyżbyśmy żyli w takim świecie? Po lekturze Biznesu z chorób wydaje się, że w pewnym sensie tak. Świat medycyny to nie tylko świat oddanych pacjentom lekarzy i pielęgniarek, gotowych niczym doktor Judym poświęcić się w zupełności walce o zdrowie i życie pacjentów. Choć nawet taki podkolorowany obraz bardziej przypomina (nie)rzeczywistość serialową czeskiego Szpitala na peryferiach z lat 80. czy bardziej współczesnego szpitala w Leśnej Górze z Na dobre i na złe — niż codzienną dojmującą szarość służby zdrowia. Tacy lekarze na pewno gdzieś w tym świecie są. I chwała im za to, co robią dla swoich pacjentów. To nie tylko świat naukowców z oddaniem pracujących nad wynalezieniem nowych, bardziej skutecznych leków — wszystko dla dobra ludzkości. Tak nam dopomóż Bóg! Świat medycyny to dziś, niestety, również świat ograniczonej dostępności usług medycznych na wysokim poziomie i ciągle rosnącej liczby chętnych do leczenia. To również świat niewyobrażalnych zysków lobby farmaceutycznego, świat patentów, ograniczania konkurencji, świat manipulacji, matactw i oszustw. To świat bezwzględnie żerujący na najsilniejszym z ludzkich instynktów — na instynkcie samozachowawczym. Ludzie bowiem są gotowi zapłacić wiele i oddać wszystko za swoje życie i zdrowie.
To, co mnie w tym artykule najbardziej uderzyło, to informacja (może nie tyle nieznana, co bardzo mało znana), że globalna skuteczność chemioterapii — notabene bardzo drogiej terapii — to zaledwie 2,1 procent (i to skuteczność liczona nie całkowitą wyleczalnością, a jedynie pięcioletnią przeżywalnością po terapii). Oczywiście są pewne rodzaje nowotworów, w których ta terapia jest wielokrotnie skuteczniejsza, ale to oznacza też, że są i takie, w których jest wielokrotnie niższa od tego i tak już bardzo niskiego wskaźnika. Osobiście wiedziałem już o tych danych nieco wcześniej, ale są to dane z 2004 roku. Wydaje mi się, że dużo czytam, słucham i obserwuję, ale żadne medium głównego nurtu jakoś mi o tym nie doniosło, nie biło na alarm — że za wielkie pieniądze leczy się ludzi mało skutecznymi metodami; że może warto zacząć naciskać na zmiany w tym zakresie, na poszukiwanie innych metod, badania w zupełnie innych kierunkach. To milczenie jest znamienne. Może ono oznaczać celowe ukrywanie faktów przed opinią publiczną.
Podobno już dawno temu wynaleziono silnik samochodowy na... wodę. Dostarczałby energii najtańszej z możliwych. Każdego byłoby stać na paliwo. Zniknąłby problem zanieczyszczenia środowiska spalinami. Dlaczego jednak poza egzemplarzami eksperymentalnymi takich samochodów nikt nie produkuje? Bo jest jeszcze dużo ropy do wydobycia i dużo pieniędzy do zarobienia na tym, co jest. Czy przemysł farmaceutyczny nie zachowuje się podobnie? Chciałbym wierzyć, że nie, ale mam tej wiary coraz mniej.
Nie publikujemy tych informacji, żeby kogokolwiek zniechęcać do leczenia jedynymi mu znanymi lub jedynymi mu proponowanymi metodami terapii, gdy jednocześnie brak mu wiedzy o innych metodach czy realnego do nich dostępu. Publikujemy, by ludzie się dowiedzieli, że ktoś pracuje nad nowymi metodami leczenia raka i nowymi lekami i ma już udokumentowane sukcesy; by wiedząc, naciskali na zmiany. W końcu żyjemy w demokracji, czyż nie?
Ktoś może zapytać, co to ma wspólnego ze społeczno-religijnym profilem pisma? Otóż ma. Nasz miesięcznik nosi nazwę „Znaki Czasu” nie bez powodu. Naszym zadaniem jest śledzenie i ujawnianie znaków czasu — czyli według Biblii znaków czasów ostatecznych, znaków zapowiadających powrót Chrystusa i koniec tego świata, a początek nowego. Mamy te znaki identyfikować i ujawniać, żeby przekonać ludzi o powadze czasów, by mogli się przygotować na to wydarzenie, na nowy, lepszy świat.
O dniach ostatecznych Nowy Testament prorokuje, że będą to „trudne czasy”. Znamionować je będzie między innymi niezwykła kumulacja negatywnych cech ludzkiej natury. Ludzie mają być „samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, którzy przybierają pozór pobożności”1. Listę tę zaczynają samolubstwo i chciwość. Może nieprzypadkowo. Zachodzi pytanie: czy inspirowane przez przemysł farmaceutyczny ograniczanie dostępności naturalnych leków w imię osiągania jeszcze większych zysków z produkcji horrendalnie drogich leków syntetycznych, które nawet nie tyle leczą, co podleczają chorych, zwalczając jedynie objawy chorób, a nie ich przyczyny — nie jest najbardziej bijącym w oczy dowodem megachciwości ludzi, którzy za tym stoją? Trudno o mocniejsze dowody na chciwość i trudne czasy. Obudźmy się!       
Andrzej Siciński

1 2 Tm 3,1-5.    Znaki Czasu  luty 2013 r. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz