Dopóki jesteśmy zdrowi, mamy
dach nad głową i pracę, rzeczywistość wydaje się całkiem znośna,
a chwilami wręcz przyjemna. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego,
jakie to złudne.
Zwykle tematem felietonu wstępnego bywa
temat okładkowy — w tym numerze powinno nim być odkrycie leku na raka
— jednak tym razem skupię się na tym,
o czym mówi w wywiadzie Biznes z chorób, czyli pacjent
w matrixie dr Aleksandra Niedzwiecki, współautorka książki będącej jednym
z głównych źródeł informacji do artykułu Lek na raka odkryty!
Przełom w badaniach.
Zacznijmy jednak od tego, czym jest ów matrix — pojęcie
zapewne dla części czytelników 50+ nie całkiem czytelne. To nawiązanie
do filmu Matrix — australijsko-amerykańskiej trylogii science
fiction w reżyserii braci Wachowskich z początku tego wieku. Filmowy
Matrix to wirtualny, sztuczny, nieprawdziwy, choć na pozór idealny świat,
stworzony przez inteligentne maszyny, żeby kontrolować i wykorzystywać
ludzi. Ludzie podłączeni do niego przez maszyny, będący w stanie
„komputerowego snu”, nie są tego w ogóle świadomi. Żyją życiem
zaprogramowanym i kontrolowanym. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie
inna. Jednak nie dla wszystkich. Bohaterowie filmu to grupa
niepodłączonych, wyzwolonych z Matrixa, którzy starają się uwolnić
pozostałych, obudzić ich, przenieść do rzeczywistości. Nie bez olbrzymich
przeszkód, oczywiście.
Czyżbyśmy żyli w takim świecie? Po lekturze Biznesu
z chorób wydaje się, że w pewnym sensie tak. Świat medycyny to
nie tylko świat oddanych pacjentom lekarzy i pielęgniarek, gotowych niczym
doktor Judym poświęcić się w zupełności walce o zdrowie i życie
pacjentów. Choć nawet taki podkolorowany obraz bardziej przypomina
(nie)rzeczywistość serialową czeskiego Szpitala na peryferiach
z lat 80. czy bardziej współczesnego szpitala w Leśnej Górze z Na dobre
i na złe — niż codzienną dojmującą szarość służby zdrowia. Tacy
lekarze na pewno gdzieś w tym świecie są. I chwała im
za to, co robią dla swoich pacjentów. To nie tylko świat naukowców
z oddaniem pracujących nad wynalezieniem nowych, bardziej skutecznych
leków — wszystko dla dobra ludzkości. Tak nam dopomóż Bóg! Świat medycyny
to dziś, niestety, również świat ograniczonej dostępności usług medycznych
na wysokim poziomie i ciągle rosnącej liczby chętnych
do leczenia. To również świat niewyobrażalnych zysków lobby
farmaceutycznego, świat patentów, ograniczania konkurencji, świat manipulacji,
matactw i oszustw. To świat bezwzględnie żerujący na najsilniejszym
z ludzkich instynktów — na instynkcie samozachowawczym. Ludzie bowiem
są gotowi zapłacić wiele i oddać wszystko za swoje życie
i zdrowie.
To, co mnie w tym artykule najbardziej uderzyło, to
informacja (może nie tyle nieznana, co bardzo mało znana), że globalna skuteczność
chemioterapii — notabene bardzo drogiej terapii — to zaledwie 2,1 procent (i to
skuteczność liczona nie całkowitą wyleczalnością, a jedynie pięcioletnią
przeżywalnością po terapii). Oczywiście są pewne rodzaje nowotworów,
w których ta terapia jest wielokrotnie skuteczniejsza, ale to oznacza też,
że są i takie, w których jest wielokrotnie niższa od tego
i tak już bardzo niskiego wskaźnika. Osobiście wiedziałem już o tych
danych nieco wcześniej, ale są to dane z 2004 roku. Wydaje mi się, że dużo
czytam, słucham i obserwuję, ale żadne medium głównego nurtu jakoś mi
o tym nie doniosło, nie biło na alarm — że za wielkie pieniądze
leczy się ludzi mało skutecznymi metodami; że może warto zacząć naciskać
na zmiany w tym zakresie, na poszukiwanie innych metod, badania
w zupełnie innych kierunkach. To milczenie jest znamienne. Może ono
oznaczać celowe ukrywanie faktów przed opinią publiczną.
Podobno już dawno temu wynaleziono silnik samochodowy na...
wodę. Dostarczałby energii najtańszej z możliwych. Każdego byłoby stać
na paliwo. Zniknąłby problem zanieczyszczenia środowiska spalinami.
Dlaczego jednak poza egzemplarzami eksperymentalnymi takich samochodów nikt nie
produkuje? Bo jest jeszcze dużo ropy do wydobycia i dużo pieniędzy
do zarobienia na tym, co jest. Czy przemysł farmaceutyczny nie
zachowuje się podobnie? Chciałbym wierzyć, że nie, ale mam tej wiary coraz
mniej.
Nie publikujemy tych informacji, żeby kogokolwiek zniechęcać
do leczenia jedynymi mu znanymi lub jedynymi mu proponowanymi metodami
terapii, gdy jednocześnie brak mu wiedzy o innych metodach czy realnego
do nich dostępu. Publikujemy, by ludzie się dowiedzieli, że ktoś pracuje
nad nowymi metodami leczenia raka i nowymi lekami i ma już
udokumentowane sukcesy; by wiedząc, naciskali na zmiany. W końcu
żyjemy w demokracji, czyż nie?
Ktoś może zapytać, co to ma wspólnego
ze społeczno-religijnym profilem pisma? Otóż ma. Nasz miesięcznik nosi
nazwę „Znaki Czasu” nie bez powodu. Naszym zadaniem jest śledzenie
i ujawnianie znaków czasu — czyli według Biblii znaków czasów
ostatecznych, znaków zapowiadających powrót Chrystusa i koniec tego
świata, a początek nowego. Mamy te znaki identyfikować i ujawniać,
żeby przekonać ludzi o powadze czasów, by mogli się przygotować na to
wydarzenie, na nowy, lepszy świat.
O dniach ostatecznych Nowy Testament prorokuje, że będą to
„trudne czasy”. Znamionować je będzie między innymi niezwykła kumulacja
negatywnych cech ludzkiej natury. Ludzie mają być „samolubni, chciwi,
chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni,
bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący
tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż
Boga, którzy przybierają pozór pobożności”1. Listę tę zaczynają
samolubstwo i chciwość. Może nieprzypadkowo. Zachodzi pytanie: czy
inspirowane przez przemysł farmaceutyczny ograniczanie dostępności naturalnych
leków w imię osiągania jeszcze większych zysków z produkcji
horrendalnie drogich leków syntetycznych, które nawet nie tyle leczą, co
podleczają chorych, zwalczając jedynie objawy chorób, a nie ich przyczyny
— nie jest najbardziej bijącym w oczy dowodem megachciwości ludzi, którzy
za tym stoją? Trudno o mocniejsze dowody na chciwość
i trudne czasy. Obudźmy się!
Andrzej Siciński
1 2 Tm 3,1-5. Znaki Czasu luty 2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz