poniedziałek, 25 sierpnia 2014

NADZIEJA W BEZNADZIEJI


Ostatnie lata przyniosły ludzkości ogrom problemów o zatrważających wprost rozmiarach: skażenie środowiska naturalnego, eksplozja zaludnienia, wyczerpywanie się surowców energetycznych, zagubienie praw człowieka, głód na skalę światową. Jakąż nadzieję niesie nam przyszłość?
Miniony wiek zapisał się jako era niemająca sobie równej
w historii postępu naukowego. Można go nazwać erą lotów, stuleciem atomu, wiekiem podbojów kosmicznych. Trudno nam, doprawdy, zrozumieć, że automobil i telefon są zabawkami XX wieku, zresztą tak jak pralki automatyczne, zmywarki do naczyń, grzejniki o falach ultrakrótkich, radio, telewizja, kino i komputery. Człowiek naszego pokolenia zostawił ślady w pyle księżycowym i umieścił swoje pojazdy kosmiczne w najdalszych rejonach naszego Układu Słonecznego.
Pomyślmy tylko o wspaniałych osiągnięciach medycyny! Przegnaliśmy dawno plagę ospy. Cholera, tyfus, polio, dyfteryt i gruźlica — też już nie powalają z bezlitosną niepodzielnością na biednych i bogatych, młodych i starych. Przy takiej eksplozji wiedzy, takim zwycięstwie nad dawnymi wrogami, takim przepędzeniu ciemnoty i choroby — początek wieku XXI powinien okazać się latami powszechnej radości. Ale tak nie jest. Oto kolejny wiek rozpoczął się znowu w wątpliwościach, niepokoju i strachu. Apokaliptyczne mruczenie zwiastuje koniec tego porządku świata.
Dobra ziemia jest przeludniona, goni resztkami paliwa, czystego powietrza, świeżej wody i pożywienia. Widoczne osiągnięcia w przestrzeni i technologii wywiodły jedynie na światło dzienne człowieczą nieumiejętność uporania się z problemami na ziemi. Bowiem podczas gdy ospa i cholera rzeczywiście nie zbierają już dziś swego żniwa wśród ludności, ich makabryczną rolę przejęły ataki serca i nowotwory.
Poprzednie stulecie poczęło się na bazie wielkiego optymizmu. Rozwój rasy ludzkiej był pewnikiem. Zbudowano go na ewolucyjnej konstrukcji człowieka. Wykształcenie, wiedza, zdrowy rozsądek, dyplomacja miały opanować każdy problem — osobisty, narodowy, światowy.
Teraz, gdy zaczęło się nowe stulecie, Kościół chrześcijański szamocze się w walce o prawdziwe przetrwanie, niepewny często ani swych celów, ani przyszłości. Sam teraz widzi, że zagraża mu porządek rzeczy ustanowiony na naszej planecie. Nawet narody muzułmańskie, które posiadają większość światowych złóż ropy, stały się wyzwaniem dla Zachodu — takim, jaki jeszcze parę lat temu był nie do pomyślenia. Zamiast zwyciężać świat, chrześcijaństwo stonowało nieco jego podbój.
Wiek XX przyniósł właściwie koniec chrześcijańskiego braterstwa, jeśli ono kiedykolwiek naprawdę istniało. Przecież tytaniczna pierwsza wojna światowa toczyła się pomiędzy narodami chrześcijańskimi. Dyplomacja i rozum zawiodły i nie potrafiły zapanować nad siłami zła i zniszczenia. Kilka lat później profetyczna książka Franza Kafki pt. Proces opisała losy niejakiego Józefa K., który obudził się pewnego ranka i ze zgrozą spostrzegł, że jest w areszcie. Nie mógł odkryć oskarżeń przeciw sobie ani też w żaden sposób nie mógł zdemaskować swych nienazwanych oskarżycieli, czy też ogłosić, że jest niewinny. Czuł się zaszczuty kolejnymi zarzutami, a kiedy przybyli do niego egzekutorzy, sam już pobiegł na miejsce śmierci.
Proces zwiastował okropności typu Arbeit Macht Frei i odmalował portret ludzkości. W miarę jak czas upływał, Józef K. reprezentował coraz większą liczbę ludzi Zachodu, którzy niezwiązani już ściśle z religią, popadali w odrętwienie z poczuciem winy i świadomością odstręczającej przyszłości.
Zresztą pisarz po pisarzu XX wieku chwytał rosnące uczucie beznadziei. Hemingway, Sartre, Camus — ci, którzy byli najbardziej nastrojeni do biegu zachodniego życia, popadali coraz mocniej w nastrój rozpaczy. Malarze i kompozytorzy wzmacniali ich szeregi. Życie jest bez sensu i tylko z obecnej chwili, tak szybko uciekającej, można — jeśli w ogóle — wydobyć jakieś znaczenie. Oto ich konkluzje. Życie jest pustką, życie jest przypadkiem, życie jest czymś potwornym, brudnym żartem.
Jak żyć w tym wieku rozpaczy, kiedy wokół nas dźwięczą tylko nuty załamania, złości, strachu i czystego nihilizmu? Jaki sens możemy odnaleźć w istnieniu?
To Biblia oferuje odpowiedź. Ukazuje obraz ostatecznych wydarzeń na planecie Ziemia i opisuje sytuację ludzkości ostatecznych dni w słowach, które wydają się niepokojąco właściwe: „Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat”1. Ten obraz mówi też o uczuciu dezorientacji i zagubieniu ludzi naszego wieku: dalecy, obcy, niemający nadziei2. Ale nie jest to jedynie opis wieku załamania i rozpaczy — jest to sięgnięcie poza rozpacz. Poza rozpaczą, jak czytamy w tym samym obrazie, leży nadzieja w Bogu.
Nadzieja stanowi o jednej z najbardziej niepohamowanych sił ludzkiego ducha. To ona uzdalnia ludzi do dźwigania ogromu fizycznych ułomności i przetrwania okoliczności, które są druzgocące. Ona uzdolniła nawet sławnego racjonalistę Bertranda Russela do tego, że stanął odważnie twarzą w twarz z „nieustępliwą rozpaczą” wieku i rzucił swym współczesnym wyzwanie: „Tylko na rusztowaniu tych prawd, tylko na niewzruszonym fundamencie nieustępliwej rozpaczy może być zbudowane bezpieczne mieszkanie duszy”.
Chrześcijańska nadzieja jest innego rodzaju. Nie jest to ślepy optymizm, że w jakiś sposób sprawy się rozwiążą, że coś się „odkręci”. Nadzieja chrześcijańska łączy w sobie zarówno przekonanie, jak i pewność. Ma korzenie poza możliwościami człowieka, więc trwa nawet wtedy, kiedy uczucia słabną. I choć „nadzieja” świata zawodzi, chrześcijańska nadzieja trwa nadal i nawet wzrasta — spodziewa się wbrew nadziei, kiedy rozum powiada, że to bez sensu mieć nadzieję, kiedy oczy widzą jedynie rozpacz. Pozostają trzy moce, jak poucza apostoł Paweł: wiara, nadzieja i miłość3.
Jakże to możliwe? Jak może nadzieja chrześcijańska trwać tak nieugięcie, choć przyjmuje nierówny zakład? Dzięki swemu Z´ródłu. Tak, nadzieja chrześcijańska wybiega poza siebie samą do Boga. Jest zakorzeniona i ugruntowana właśnie w Nim.
Biblia mówi wiele o Bogu. Ciągle próbuje nam pokazać, jaki On jest, a jej poselstwo jest Dobrą Nowiną! Powiada, że Bóg jest dobry, więcej — że jest cały miłością4, że jest naszym niebiańskim Ojcem, który pragnie dla nas największego dobra, który troszczy się nawet o ptaki i kwiaty5. Biblia poucza, że Bóg jest za nami, nie przeciwko nam, że tęskni ogromnie za tą chwilą, kiedy będzie nas miał już oswobodzonych w swym wiecznym domu6.
Biblia nie tylko mówi o Bogu, ona pokazuje nam Boga w działaniu. Oto przez całą historię Starego Testamentu pojawia się On zawsze jako ktoś, kto przynosi oswobodzenie, kto nieustannie interweniuje w obronie swego ludu. To On przyszedł do ogrodu Eden7, do Abra­hama w dąbrowie Mamre8, do Mojżesza w płonącym krzewie9, do małego pasterza owiec — Dawida10, do narodu izraelskiego. On przychodzi powodowany opiekuńczością. Przychodzi dlatego, że rodzaj ludzki Go potrzebuje. Przychodzi, aby sprzeciwić się beznadziei.
Cały Stary Testament jest dziełem wielkiej nadziei. Raz po raz modli się w nim człowiek do Boga opiekuna. Kiedy czuje się przygnieciony chorobą, kiedy odczuwa zagrożenie ze strony wrogów, nędzy, zwraca się z nadzieją do Boga. Za sprawą tego, że Jahwe jest, za sprawą tego, co przedtem już uczynił, ludzie znajdują nadzieję: „Czemu rozpaczasz, duszo moja, i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim!”11.
Nowy Testament rozszerza wszystkie te idee i rozwija je w chwalebne crescendo. Oto Bóg, który zawsze śpieszył swemu ludowi z pomocą, teraz dokonuje aktu największego — przychodzi ucieleśniony. Widzimy więc posłannictwo Jezusa, Jego życie obfitujące w łagodne i pełne miłości czyny, właściwie niezliczone akty dobroci i troski o oswobodzenie duszy i ciała. On „chodził, czyniąc dobrze” — tak podsumowali Jego działanie apostołowie12. Bowiem On sam, Jezus, powiedział: „Duch Pański nade mną, przeto namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę, posłał mnie, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie, abym ucieleśnionych wypuścił na wolność, abym zwiastował miłościwy rok Pana”13.
Ewangelia Mateusza ukazuje tę wczesnochrześcijańską nadzieję bardzo dobrze. Już na samym początku czytamy o nadejściu Emmanuela, „Boga z nami”14, a kończą ją słowa: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”15.
A jednak nasza chrześcijańska nadzieja nie tylko spogląda wstecz, na krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa. Wypatruje też największego wydarzenia w historii ludzkości — powrotu naszego Pana w mocy i chwale. „Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie — powiada św. Paweł — potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem”16.
Nie ma tu żadnej niepewności! Wydarzenie warte oczekiwania! To obietnica pocieszenia dla każdego, kto stracił swego bliskiego, który pokładał nadzieję w Nim. Jest to ów wielki finał, ku któremu zmierza cała historia ludzkości.
Biblia poucza, że choćby nie wiadomo jak groźne były realia, spojrzenie w górę będzie zawsze jasne! Na przekór wszelkim pozorom Bóg pozostaje władcą wszechświata. To Jezus mocą swego krzyża pozyskał prawo bycia Panem wszechświata i rzeczywiście nadejdzie taki dzień, w którym każde kolano schyli się przed Nim i uzna w Nim Pana wszystkiego17.
Pewnego dnia Jego królestwo, które teraz w swej niedoskonałej formie pozostaje w sercach Jego prawdziwych naśladowców, zapanuje od morza do morza, od bieguna do bieguna. Pewnego dnia On powróci, żeby się o nie upomnieć i je posiąść.
To jest chwalebny cel chrześcijańskiej nadziei. Oto dlaczego nadzieja pozostaje nawet w wieku powszechnej beznadziei.
William G. Johnsson

1 Łk 21,26. 2 Zob. Ef 2,12. 3 Zob. 1 Kor 13,13. 4 Zob. 1 J 4,8. 5 Zob. Mt 6,25.34. 6 Zob. J 3,14-21. 7 Rdz 3,8-9. 8 Zob. Rdz 18,1. 9 Zob. Wj 3,1-6. 10 Zob. 1 23. 15 Mt 28,20. 16 1 Tes 4,16-17. 17 Zob. Flp 2,10-11.Sm 16,1-13. 11 Ps 42,12. 12 Zob. Dz 10,38. 13 Łk 4,18-19. 14 Mt 1,

Znaki Czasu lipiec-sierpień 2014  www.sklep.znakiczasu.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz