Ostatnie
lata przyniosły ludzkości ogrom problemów o zatrważających
wprost rozmiarach: skażenie środowiska naturalnego, eksplozja
zaludnienia, wyczerpywanie się surowców energetycznych, zagubienie
praw człowieka, głód na skalę światową. Jakąż nadzieję
niesie nam przyszłość?
Miniony
wiek zapisał się jako era niemająca sobie równej
w historii
postępu naukowego. Można go nazwać erą lotów, stuleciem atomu,
wiekiem podbojów kosmicznych. Trudno nam, doprawdy, zrozumieć, że
automobil i telefon są zabawkami XX wieku, zresztą tak jak
pralki automatyczne, zmywarki do naczyń, grzejniki o falach
ultrakrótkich, radio, telewizja, kino i komputery. Człowiek
naszego pokolenia zostawił ślady w pyle księżycowym
i umieścił swoje pojazdy kosmiczne w najdalszych rejonach
naszego Układu Słonecznego.
Pomyślmy
tylko o wspaniałych osiągnięciach medycyny! Przegnaliśmy
dawno plagę ospy. Cholera, tyfus, polio, dyfteryt i gruźlica —
też już nie powalają z bezlitosną niepodzielnością
na biednych i bogatych, młodych i starych. Przy
takiej eksplozji wiedzy, takim zwycięstwie nad dawnymi wrogami,
takim przepędzeniu ciemnoty i choroby — początek wieku XXI
powinien okazać się latami powszechnej radości. Ale tak nie jest.
Oto kolejny wiek rozpoczął się znowu w wątpliwościach,
niepokoju i strachu. Apokaliptyczne mruczenie zwiastuje koniec
tego porządku świata.
Dobra
ziemia jest przeludniona, goni resztkami paliwa, czystego powietrza,
świeżej wody i pożywienia. Widoczne osiągnięcia
w przestrzeni i technologii wywiodły jedynie na światło
dzienne człowieczą nieumiejętność uporania się z problemami
na ziemi. Bowiem podczas gdy ospa i cholera rzeczywiście
nie zbierają już dziś swego żniwa wśród ludności, ich
makabryczną rolę przejęły ataki serca i nowotwory.
Poprzednie
stulecie poczęło się na bazie wielkiego optymizmu. Rozwój
rasy ludzkiej był pewnikiem. Zbudowano go na ewolucyjnej
konstrukcji człowieka. Wykształcenie, wiedza, zdrowy rozsądek,
dyplomacja miały opanować każdy problem — osobisty, narodowy,
światowy.
Teraz,
gdy zaczęło się nowe stulecie, Kościół chrześcijański
szamocze się w walce o prawdziwe przetrwanie, niepewny
często ani swych celów, ani przyszłości. Sam teraz widzi, że
zagraża mu porządek rzeczy ustanowiony na naszej planecie.
Nawet narody muzułmańskie, które posiadają większość
światowych złóż ropy, stały się wyzwaniem dla Zachodu —
takim, jaki jeszcze parę lat temu był nie do pomyślenia.
Zamiast zwyciężać świat, chrześcijaństwo stonowało nieco jego
podbój.
Wiek
XX przyniósł właściwie koniec chrześcijańskiego braterstwa,
jeśli ono kiedykolwiek naprawdę istniało. Przecież tytaniczna
pierwsza wojna światowa toczyła się pomiędzy narodami
chrześcijańskimi. Dyplomacja i rozum zawiodły i nie
potrafiły zapanować nad siłami zła i zniszczenia. Kilka
lat później profetyczna książka Franza Kafki pt. Proces
opisała losy niejakiego Józefa K., który obudził się pewnego
ranka i ze zgrozą spostrzegł, że jest w areszcie. Nie
mógł odkryć oskarżeń przeciw sobie ani też w żaden sposób
nie mógł zdemaskować swych nienazwanych oskarżycieli, czy też
ogłosić, że jest niewinny. Czuł się zaszczuty kolejnymi
zarzutami, a kiedy przybyli do niego egzekutorzy, sam już
pobiegł na miejsce śmierci.
Proces
zwiastował okropności typu Arbeit
Macht Frei i odmalował portret
ludzkości. W miarę jak czas upływał, Józef K. reprezentował
coraz większą liczbę ludzi Zachodu, którzy niezwiązani już
ściśle z religią, popadali w odrętwienie z poczuciem
winy i świadomością odstręczającej przyszłości.
Zresztą
pisarz po pisarzu XX wieku chwytał rosnące uczucie beznadziei.
Hemingway, Sartre, Camus — ci, którzy byli najbardziej nastrojeni
do biegu zachodniego życia, popadali coraz mocniej w nastrój
rozpaczy. Malarze i kompozytorzy wzmacniali ich szeregi. Życie
jest bez sensu i tylko z obecnej chwili, tak szybko
uciekającej, można — jeśli w ogóle — wydobyć jakieś
znaczenie. Oto ich konkluzje. Życie jest pustką, życie jest
przypadkiem, życie jest czymś potwornym, brudnym żartem.
Jak
żyć w tym wieku rozpaczy, kiedy wokół nas dźwięczą tylko
nuty załamania, złości, strachu i czystego nihilizmu? Jaki
sens możemy odnaleźć w istnieniu?
To
Biblia oferuje odpowiedź. Ukazuje obraz ostatecznych wydarzeń
na planecie Ziemia i opisuje sytuację ludzkości
ostatecznych dni w słowach, które wydają się niepokojąco
właściwe: „Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu
tych rzeczy, które przyjdą na świat”1.
Ten obraz mówi też o uczuciu dezorientacji i zagubieniu
ludzi naszego wieku: dalecy, obcy, niemający nadziei2.
Ale nie jest to jedynie opis wieku załamania i rozpaczy —
jest to sięgnięcie poza rozpacz. Poza rozpaczą, jak czytamy w tym
samym obrazie, leży nadzieja w Bogu.
Nadzieja
stanowi o jednej z najbardziej niepohamowanych sił
ludzkiego ducha. To ona uzdalnia ludzi do dźwigania ogromu
fizycznych ułomności i przetrwania okoliczności, które są
druzgocące. Ona uzdolniła nawet sławnego racjonalistę Bertranda
Russela do tego, że stanął odważnie twarzą w twarz
z „nieustępliwą rozpaczą” wieku i rzucił swym
współczesnym wyzwanie: „Tylko na rusztowaniu tych prawd,
tylko na niewzruszonym fundamencie nieustępliwej rozpaczy może
być zbudowane bezpieczne mieszkanie duszy”.
Chrześcijańska
nadzieja jest innego rodzaju. Nie jest to ślepy optymizm, że
w jakiś sposób sprawy się rozwiążą, że coś się
„odkręci”. Nadzieja chrześcijańska łączy w sobie
zarówno przekonanie, jak i pewność. Ma korzenie poza
możliwościami człowieka, więc trwa nawet wtedy, kiedy uczucia
słabną. I choć „nadzieja” świata zawodzi, chrześcijańska
nadzieja trwa nadal i nawet wzrasta — spodziewa się wbrew
nadziei, kiedy rozum powiada, że to bez sensu mieć nadzieję, kiedy
oczy widzą jedynie rozpacz. Pozostają trzy moce, jak poucza apostoł
Paweł: wiara, nadzieja i miłość3.
Jakże
to możliwe? Jak może nadzieja chrześcijańska trwać tak
nieugięcie, choć przyjmuje nierówny zakład? Dzięki swemu
Z´ródłu. Tak, nadzieja chrześcijańska wybiega poza siebie samą
do Boga. Jest zakorzeniona i ugruntowana właśnie w Nim.
Biblia
mówi wiele o Bogu. Ciągle próbuje nam pokazać, jaki On jest,
a jej poselstwo jest Dobrą Nowiną! Powiada, że Bóg jest
dobry, więcej — że jest cały miłością4,
że jest naszym niebiańskim Ojcem, który pragnie dla nas
największego dobra, który troszczy się nawet o ptaki
i kwiaty5.
Biblia poucza, że Bóg jest za nami, nie przeciwko nam, że
tęskni ogromnie za tą chwilą, kiedy będzie nas miał już
oswobodzonych w swym wiecznym domu6.
Biblia
nie tylko mówi o Bogu, ona pokazuje nam Boga w działaniu.
Oto przez całą historię Starego Testamentu pojawia się On zawsze
jako ktoś, kto przynosi oswobodzenie, kto nieustannie interweniuje
w obronie swego ludu. To On przyszedł do ogrodu Eden7,
do Abrahama w dąbrowie Mamre8,
do Mojżesza w płonącym krzewie9,
do małego pasterza owiec — Dawida10,
do narodu izraelskiego. On przychodzi powodowany opiekuńczością.
Przychodzi dlatego, że rodzaj ludzki Go potrzebuje. Przychodzi, aby
sprzeciwić się beznadziei.
Cały
Stary Testament jest dziełem wielkiej nadziei. Raz po raz modli
się w nim człowiek do Boga opiekuna. Kiedy czuje się
przygnieciony chorobą, kiedy odczuwa zagrożenie ze strony
wrogów, nędzy, zwraca się z nadzieją do Boga. Za sprawą
tego, że Jahwe jest, za sprawą tego, co przedtem już uczynił,
ludzie znajdują nadzieję: „Czemu rozpaczasz, duszo moja, i czemu
drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On
jest zbawieniem moim i Bogiem moim!”11.
Nowy
Testament rozszerza wszystkie te idee i rozwija je w chwalebne
crescendo. Oto Bóg, który zawsze śpieszył swemu ludowi z pomocą,
teraz dokonuje aktu największego — przychodzi ucieleśniony.
Widzimy więc posłannictwo Jezusa, Jego życie obfitujące w łagodne
i pełne miłości czyny, właściwie niezliczone akty dobroci
i troski o oswobodzenie duszy i ciała. On „chodził,
czyniąc dobrze” — tak podsumowali Jego działanie apostołowie12.
Bowiem On sam, Jezus, powiedział: „Duch Pański nade mną, przeto
namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę, posłał
mnie, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie,
abym ucieleśnionych wypuścił na wolność, abym zwiastował
miłościwy rok Pana”13.
Ewangelia
Mateusza ukazuje tę wczesnochrześcijańską nadzieję bardzo
dobrze. Już na samym początku czytamy o nadejściu
Emmanuela, „Boga z nami”14,
a kończą ją słowa: „A oto ja jestem z wami
po wszystkie dni, aż do skończenia świata”15.
A
jednak nasza chrześcijańska nadzieja nie tylko spogląda wstecz,
na krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa. Wypatruje też
największego wydarzenia w historii ludzkości — powrotu
naszego Pana w mocy i chwale. „Gdyż sam Pan na dany
rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi
z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli
w Chrystusie — powiada św. Paweł — potem my, którzy
pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy
w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak
zawsze będziemy z Panem”16.
Nie
ma tu żadnej niepewności! Wydarzenie warte oczekiwania! To
obietnica pocieszenia dla każdego, kto stracił swego
bliskiego, który pokładał nadzieję w Nim. Jest to ów wielki
finał, ku któremu zmierza cała historia ludzkości.
Biblia
poucza, że choćby nie wiadomo jak groźne były realia, spojrzenie
w górę będzie zawsze jasne! Na przekór wszelkim pozorom
Bóg pozostaje władcą wszechświata. To Jezus mocą swego krzyża
pozyskał prawo bycia Panem wszechświata i rzeczywiście
nadejdzie taki dzień, w którym każde kolano schyli się przed
Nim i uzna w Nim Pana wszystkiego17.
Pewnego
dnia Jego królestwo, które teraz w swej niedoskonałej formie
pozostaje w sercach Jego prawdziwych naśladowców, zapanuje
od morza do morza, od bieguna do bieguna. Pewnego
dnia On powróci, żeby się o nie upomnieć i je posiąść.
To
jest chwalebny cel chrześcijańskiej nadziei. Oto dlaczego nadzieja
pozostaje nawet w wieku powszechnej beznadziei.
William
G. Johnsson
1
Łk 21,26. 2
Zob. Ef 2,12. 3
Zob. 1 Kor 13,13. 4
Zob. 1 J 4,8. 5
Zob. Mt 6,25.34. 6
Zob. J 3,14-21. 7
Rdz 3,8-9. 8
Zob. Rdz 18,1. 9
Zob. Wj 3,1-6. 10
Zob. 1 23. 15
Mt 28,20. 16
1 Tes 4,16-17. 17
Zob. Flp 2,10-11.Sm 16,1-13. 11
Ps 42,12. 12
Zob. Dz 10,38. 13
Łk 4,18-19. 14
Mt 1,
Znaki Czasu lipiec-sierpień 2014 www.sklep.znakiczasu.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz