Ku refleksji
Wszystko już gotowe. Całe mieszkanie wysprzątane do ostatniego
śmiecia. Dywany wytrzepane, zza każdego łóżka wymiecione trzy razy. Z kuchni dochodzą zapachy kapusty, śledzi, ciast.Wszyscy wyglądają tak inaczej - w garniturach, sukienkach. Uczesani i wyperfumowani. Wszędzie panuje dziwne podekscytowanie. Dzieci piszczą, że już czas. Na choince mrugają lampki, a z magnetofonu i telewizora płyną kolędy.Pod choinką piętrzą się paczki, torby, pudła i zawiniątka. Stół zasłany białym obrusem. Talerze kołyszą się na nierównościach z sianka. JUŻ CZAS. Wszystko przygotowane. Nie widać co prawda gwiazdki na niebie, ale karp jest już usmażony. Czas zacząć świętować...narodziny Jezusa Chrystusa.
I wtedy rozlega się to pukanie do drzwi. Ciche trzy stuknięcia.
- Kogo to niesie? - odzywa się ojciec.
- Mikołaj! - pisnęła trzyletnia Gosia.
- Nie wiesz głupia, że to rodzice wszystko spakowali, a nie żaden Mikołaj? - tłumaczy starszy brat, Jacek.
- Dzieci, zobaczcie kto to. Tylko nie otwierajcie! - woła mama z kuchni.
Wspinają się na palcach do wizjera. Przyglądają się ciekawie mężczyźnie. Ma lekko schyloną głowę. Opadające włosy prawie zakrywają lekki uśmiech na twarzy.
- Mamo, to nikt od nas. Ja go nie znam. To na pewno żaden gość, nie ma prezentu.
- To nie jest święty Mikołaj. Nie ma płaszcza ani worka. I jest trochę smutny - tłumaczy mamie Gosia.
Do drzwi podchodzi Ojciec. Patrzy przez małe szkiełko.
- Ani to kuzyn, ani sąsiad. Jakiś obcy. Stoi nieruchomo. Na rękach i stopach ma ślady krwi. O, na włosach też! Tak dziwnie jakoś ubrany i tak się dziwnie uśmiecha, jakby mnie widział...
- Eee, lepiej nie otwierać. Co będziemy sobie psuli Wigilię. Dzieciaki, dalej od drzwi. Do pokoju! Bądźcie cicho, to sobie zaraz pójdzie. Niech idzie do tych z dołu, zawsze tacy dobrzy, to niech go wpuszczą.
- Tatusiu, a możne on nie ma domu - odzywa się cichutko Gosia.
- Może go przyjmiemy? Ja mogę nawet oddać jeden ze swoich prezentów.
- Jeszcze co! A jak on ma jakąś chorobę albo jest brudny, albo zje całego karpia? A później będzie chciał przenocować! Nie ma mowy. To są święta. Nawet nie ma gdzie talerza postawić na stole. A poza tym, po co temu panu twoje lalki? - wyjaśnia mama.
- O, znów puka!
- A niech to! Ludzie nie mają honoru. Niczego nie uszanują. Nawet
świąt. Czego on chce od nas? Tak było miło, a tu masz. Jeszcze ci z naprzeciwka pomyślą, że to ktoś bliski.
- Cicho, chyba poszedł. Poszedł, tatusiu! Tam, idzie w stronę tamtego bloku. Odwrócił się i patrzy w stronę naszego okna. O, poszedł dalej.
- Tato, on coś zostawił na wycieraczce. Jakiś papier. Podnieść?
- Co to jest? " OTO STOJĘ U DRZWI I KOŁACZĘ:
JEŚLI KTOŚ USŁYSZY MÓJ GŁOS I OTWORZY DRZWI,
WEJDĘ DO NIEGO I BĘDĘ Z NIM WIECZERZAŁ, A ON ZE MNĄ".
- Jeszcze jest podpisane na dole!
- Jak?
- JEZUS.
- To niemożliwe, dzieci. Przecież Jezus nie mógł przyjść do nas i chcieć być z nami dzisiaj. Jest Wigilia, prezenty, ciasto, kolędy.
A Jezus jest daleko, daleko stąd. Jutro pójdziemy do kościoła i zobaczymy, jak leży w żłobku.
- Jesteś pewien tatusiu, że to nie był Jezus? - spytała mała Gosia.
I TAK WYGLĄDAJĄ tzw. ŚWIĘTA W WIĘKSZOŚCI DOMÓW, KTÓRE UWAŻAJĄ SIĘ ZA CHRZEŚCIJAŃSKIE...
Ku refleksji...
Mat 25:(42) Albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść, pragnąłem, a nie daliście mi pić. (43) Byłem przychodniem, a nie przyjęliście mnie, nagim, a nie przyodzialiście mnie, chorym i w więzieniu i nie odwiedziliście mnie. (44) Wtedy i oni mu odpowiedzą, mówiąc: Panie! Kiedy widzieliśmy cię łaknącym albo pragnącym, albo przychodniem, albo nagim, albo chorym, albo w więzieniu i nie usłużyliśmy ci? (45) Wtedy im odpowie tymi słowy: Zaprawdę powiadam wam, czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, i mnie nie uczyniliście."