Dlaczego chrześcijanie chorują
i przedwcześnie umierają z powodu różnych dolegliwości, i to
pomimo modlitw wielu ludzi i wysiłków lekarzy, a niewierzący często
wracają do zdrowia — bez modlitwy, bez udziału medycyny, nawet bez miejsca
dla Boga w ich życiu? Nowa książka George’a Malkmusa, autora słynnej
„Diety Alleluja”, jest próbą odpowiedzi na to bardzo ważne pytanie.Joe, przyjaciel
Malkmusa, był oddanym Bogu chrześcijaninem, łagodnym, wrażliwym,skorym do pomocy.
I zaangażowanym w ewangelizację. Uważał, tak jak wtedy sam Malkmus,
że ponad 90 proc. chorób wśród chrześcijan jest spowodowanych grzechem.
I nagle Joe trafił do szpitala z zawałem serca. Malkmusowi
od razu przyszło do głowy: Czy ten zawał nie nastąpił z powodu
grzechu? Może Joe przestał podobać się Bogu?
Podobny los spotkał innego chrześcijańskiego lidera — człowieka
obdarzonego szacunkiem wspólnoty, ewangelistę i opiekuna młodzieży,
niesłychanie zaangażowanego w pracę dla Boga. Doznał udaru mózgu
i częściowego paraliżu. Mimo modlitw chrześcijan na całym świecie nie
wrócił do zdrowia, a po kilu kolejnych udarach zmarł. Czy ta śmierć
była Bożym wyrokiem?
Krótko po tym zawał serca dotknął innego oddanego sprawom misji
człowieka — wydawcę dobrego pisma chrześcijańskiego, zawsze broniącego
fundamentalnych prawd wiary. Modlono się w różnych krajach o jego
zdrowie, ale jego stan się pogarszał, aż w końcu zmarł. Czy śmierć kogoś,
kogo Bóg tak często używał, była wolą Bożą?
W tym samym czasie inny oddany przywódca chrześcijański,
założyciel jednego z najsłynniejszych uniwersytetów chrześcijańskich
w Ameryce, doznał demencji. Nie był w stanie samodzielnie funkcjonować
i wykonywać swej posługi. Czy ta dolegliwość była karą Bożą?
Przygnębienie i niepokój Malkmusa sięgnęły zenitu
na konferencji duchownych w 1974 roku. Poznał tam misjonarza, który
opiekował się licząca 15 tys. członków wspólnotą chrześcijańską na Filipinach,
jednak musiał zrezygnować z pracy z powodu nowotworu. Lekarze dawali
mu kilka miesięcy życia. O jego powrót na pole misyjne i tak
cenną pracę dla Pana modliło się w sumie 100 tys. chrześcijan. Mimo
to misjonarz zmarł. „Czy jego śmierć była skutkiem grzechu?” A jeśli nie,
to dlaczego Bóg nie odpowiedział na modlitwy dziesiątek tysięcy
chrześcijan proszących o jego uzdrowienie? Czy jego śmierć była wolą Bożą?
— pyta Malkmus w swej nowej książce pt. Dlaczego chrześcijanie chorują?.
I dodaje: „Jako duszpasterz czułem, że powinienem znać odpowiedzi — ale
ich nie znałem”. Do czasu, aż sam zachorował. Diagnoza: rak jelita grubego
wystarczyła, by zaczął intensywnie szukać odpowiedzi i rozwiązania. Miał
42 lata i wiedział, że choroba nie jest wynikiem grzechu: „Nie wyobrażałem
sobie, że można być bardziej szczerym i oddanym Bogu i Jego dziełu
niż ja”.
Dziś Malkmus mówi: czas najwyższy, byśmy przestali przypisywać
Bogu nasze kłopoty ze zdrowiem, bo większość z nich wynika
z pogwałcenia Bożych praw naturalnych. Chrześcijanie są świadomi Bożych
praw moralnych, lecz czy mogą to samo powiedzieć o prawach fizyki
i chemii? Nie, dla chrześcijan jest to dziedzina prawie nieznana, bo
— pisze Malkmus — chrześcijaństwo poświęciło całą swą uwagę duchowemu aspektowi
życia człowieka, ignorując jego wymiar fizyczny. A przecież Biblia ma
w tym względzie tak dużo do powiedzenia.
Zatem dlaczego chrześcijanie chorują tak samo jak
niechrześcijanie, a chrześcijanie głębokiej wiary chorują na równi
z chrześcijanami płytkiej wiary? Bo wspólne są dla nich wszystkich
taka sama dieta i tryb życia. Bo „naród mój ginie z powodu braku
nauki”1. A przecież wiedza jest potęgą, jak podkreśla Malkmus,
cytując słowa Chrystusa: „Wiedząc to, będziecie błogosławieni, gdy według tego
będziecie postępować”2. Szkoda, że tak rzadko wiążemy swe fizyczne
samopoczucie z tym, co zjedliśmy lub wypiliśmy. Gdybyśmy czytali etykiety,
bylibyśmy zdumieni tym, co znajduje się w naszym menu.
Większość chrześcijan przejmuje nawyki żywieniowe
po rodzicach. Matka Malkmusa zmarła na raka jelita grubego. Gdy ten
sam nowotwór rozwinął się u niego, można było za wieloma medycznymi
autorytetami powiedzieć, że odziedziczył po matce wrodzoną wadę. Malkmus
proponuje inne spojrzenie: „A może to raczej sposób odżywiania mamy i mój
oraz podobieństwa w naszym menu i trybie życia zrodziły podobne
problemy zdrowotne?”. Poczynając od 42. roku życia ojciec Malkmusa
doznawał licznych zawałów i udarów, aż w końcu któryś go zabił.
W tym samym wieku Malkmus usłyszał od lekarza, że lada chwila może
się spodziewać udaru lub zawału. „Czy to oznaczało, że odziedziczyłem
po tacie słabe serce i układ krążenia? A może raczej ojciec
i ja odżywialiśmy się podobnie?”.
Malkmus odbył podróż po wiedzę, zmienił jadłospis
i tryb życia, zaczął energicznie ćwiczyć. Dziś dobiega osiemdziesiątki
w rewelacyjnej formie.
Dziedziczenie złych nawyków żywieniowych to jedna strona
medalu. Malkmus pisze też o tej drugiej — „nowych obyczajach”. Chodzi
o zmiany, jakie nastąpiły w ciągu kilku minionych dekad
w sposobach hodowania, przetwarzania przygotowywania i spożywania.
I przytacza potworne statystyki ze swojego podwórka. Na żywność
spożywaną przez Amerykanów sypie się i rozpyla ponad 450 milionów
kilogramów pestycydów. Nowoczesne trucizny są wchłaniane przez rośliny,
a więc nie można ich w żaden sposób z nich usunąć. Zjadamy też
stosowane na szeroką skalę herbicydy i środki grzybobójcze. Karmione
„chemicznymi” paszami zwierzęta kumulują w swych komórkach toksyny, gdzie
osiągają stężenie kilkaset razy większe niż w roślinach. Co roku spożywamy
trzy kilogramy dodatków chemicznych: konserwantów, polepszaczy, barwników,
aromatów, stabilizatorów itd. Przemysł spożywczy stosuje obecnie kilka tysięcy
tych toksycznych substancji. Modyfikacje genetyczne są bombą zegarową ludzkości.
Woda jest zanieczyszczona chemikaliami używanymi w rolnictwie, chlorem
i często fluorem — trucizną, której używa się w trutkach
na karaluchy i szczury (fluorek sodu). Nasza dieta obfituje
w uwodornione oleje i tłuszcze zwierzęce, „chemiczne” półprodukty
i fast foody. A gdy chorujemy z powodu reakcji
na chemikalia obecne w wodzie i żywności, zażywamy dodatkową
porcję chemikaliów w postaci środków farmaceutycznych mających uleczyć
chorobę. „Jakież to żałosne — ocenia Malkmus. — A mamy się za takich
mądrych!”.
W swej książce Malkmus przytacza wypowiedź dr. Williama A.
Lane’a, uznawanego za autorytet w kwestiach medycznych
i najwybitniejszego angielskiego specjalistę w zakresie chirurgii
jamy brzusznej. To, co powiedział kolegom ze Szpitala Hopkinsa, może
służyć za kwintesencję całego przesłania Malkmusa i jego
stowarzyszenia edukacyjnego Hallelujah Acres: „Panowie, ja nigdy nie umrę
na raka! Podejmuję kroki, aby do tego nie dopuścić. Raka wywołują
trucizny, które powstają w naszym ciele wskutek spożywanej żywności. Jeśli
chcemy uniknąć raka, powinniśmy jeść surowe owoce i warzywa.
Po pierwsze po to, aby lepiej się odżywiać, po drugie
po to, aby łatwiej pozbywać się odpadów. Poświęcamy czas badaniu zarazków,
podczas gdy powinniśmy badać zagadnienie diety i oczyszczania się
z toksyn. Świat podąża w niewłaściwym kierunku. Odpowiedź tkwi cały
czas w nas samych”.
Oprócz toksycznych produktów spożywczych, wśród których
wymienione zostały też m.in. sól, cukier, alkohol, tytoń i napoje
kofeinowe, Malkmus poświęca osobny rozdział aktywności fizycznej. Podkreśla, że
kto regularnie ćwiczy, ale kiepsko się odżywia, ma zazwyczaj mniej problemów
zdrowotnych niż ten, kto ma prawidłową dietę, ale mało się rusza. Bez ruchu
tkanki tracą elastyczność, limfa nie może dobrze krążyć, by oczyszczać
i odżywiać komórki, mięśnie ulegają atrofii, zatykają się tętnice, obniża
się pamięć i sprawność umysłowa.
Jeszcze jednemu czynnikowi Malkmus poświęca odrębne miejsce:
stresowi i emocjom. Problemy emocjonalne są swego rodzaju chorobą. W Liście
do Filipian mowa jest o pokoju i skupianiu myśli
na pozytywnych rzeczach3, a wielu innych miejscach Biblii
— o szczęściu jako ważnym czynniku zdrowia4. Malkmus pyta:
dlaczego niewielu chrześcijan wiedzie życie w radości i poczuciu
szczęścia? I odpowiada: bo więcej w naszym życiu negatywnych emocji
niż pozytywnych. Z jednej strony kiepski jadłospis i brak ruchu rodzą
negatywne myślenie, podobnie jak różne dolegliwości fizyczne, ale
z drugiej karmimy się sami negatywnymi wzorcami. Jak myśleć o tym,
„co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie”5,
skoro tyle czasu poświęcamy na oglądanie programów, w których roi się
od przemocy, zabójstw, gwałtów, narkotyków, wojen, oszustw, rozwodów,
zdrad itd.? Skoro słuchamy piosenek promujących to, co negatywne: rozwiązłość,
niewierność, alkohol, narkotyki... A przecież „radość serca wychodzi
na zdrowie, duch przygnębiony wysusza kości”6.
Za mało też jest według Malkmusa w Kościołach pozytywnego
przesłania, a niektórzy kaznodzieje za mocno skupiają się
na „głoszeniu przeciw”. A ewangelia do dobra nowina! To
od początku do końca pozytywny przekaz: Bóg nas kocha, Jezus umarł
za nas, płacąc za nasze grzechy, wybacza nam i zbawia nas, Duch
Święty chce pomagać nam w codziennym życiu i dawać nam siłę, Chrystus
po nas wróci i śmierci już nie będzie! „Chrześcijanie powinni więc
być najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Osobiście znają Stwórcę. Wiedzą,
skąd przyszli. Wiedzą, dlaczego są na ziemi. Wiedzą, dokąd pójdą, kiedy
skończy się to życie!” — podsumowuje.
Książkę, którą Malkmus kończy ogólnym opisem Bożych zasad
zdrowia, czyta się wyśmienicie. Nie jest gruba, przeładowana treścią,
moralizatorska w swym tonie, a jednocześnie daje wiele cennych
wskazówek. Ostatni rozdział zawiera dwa poruszające listy chrześcijan, którzy
stracili bliskich i borykają się z pytaniem: dlaczego Bóg nie pomógł?
Jedynym mankamentem mogą być niektóre przypisy tłumacza
niepotrzebnie tonujące radykalne biblijne poselstwo Malkmusa — tłumaczące
na przykład, że umiarkowane spożycie alkoholu nie jest szkodliwe
dla zdrowia (niesłuszna teologicznie jest też argumentacja nawiązująca
do przemiany wody w wino i spożywania przez Jezusa wina
alkoholowego). Ten drobiazg jednak w niczym nie umniejsza wagi książki,
która zresztą jest przeznaczona nie tylko dla chrześcijan.
K.S.
1 Oz 4,6. 2 J 13,17. 3 Flp 4,7. 4 Ps 128,1-2; 144,15; Prz 16,20; J 10,10. 5 Flp 4,8. 6 Prz 17,22.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz