W maju do laski marszałkowskiej wpłynął ponadpartyjny
projekt ustawy o zakazie pracy w placówkach handlowych
w niedziele. Poselska inicjatywa wywołała kilkudniową
burzę medialną.
w niedziele. Poselska inicjatywa wywołała kilkudniową
burzę medialną.
Poselski projekt jest na pozór
niewielki. Dodaje do Kodeksu pracy zaledwie kilka wyrazów
Do obowiązującego przepisu o zakazie
pracy w placówkach handlowych w święta proponuje dołożenie zakazu
pracy w tych placówkach w niedziele, a do przepisu
o wyjątkach od zakazu pracy w niedziele dodaje kolejny wyjątek —
pracę na stacjach benzynowych.
Poselskie
uzasadnienie
uzasadnienie
W uzasadnieniu Poselskiego projektu ustawy o zmianie
ustawy — Kodeks Pracy projektodawcy (głównie z PIS-u, ale też
z PSL-u, PO, SP) powołali się na to, że „w polskiej i europejskiej
kulturze niedziela przeznaczona jest na odpoczynek i życie rodzinne”
i że ma to wynikać „z chrześcijańskich tradycji naszego kontynentu”. Dalej
zwrócili uwagę na negatywną społeczną ocenę niedzielnej pracy w handlu
— głównie z uwagi na to, że w większości niedzielny handel
obsługują kobiety, co nie pozwala im — jako żonom i matkom — należycie
pełnić w niedziele tych istotnych dla polskiej rodziny funkcji.
(Podczas konferencji prasowej towarzyszącej złożeniu projektu przytoczono
na ten temat dane. I tak według Pentora w latach 90.
za zakazem pracy w niedziele było 25 proc. Polaków, sześć lat temu —
55 proc., a obecnie — 77 proc.). Projektowana zmiana miałaby więc poprawić
jakość funkcjonowania zarówno rodzin osób zatrudnionych w handlu, jak
i pozostałych rodzin — „zapędzonych w szaleńczą chęć [niedzielnego]
kupowania”. Zaszłaby dzięki temu zmiana w kulturze obchodzenia dnia
wolnego od pracy — nastąpiłby powrót do dawnych dobrych tradycji,
ożywiłyby się centra miast, parki, deptaki i skwery (z których
w niedziele ludność „wysysana” jest przez centra handlowe), zacieśniłyby
się więzy rodzinne.
Skutki gospodarcze i finansowe zakazu handlu
w niedzielę nie powinny mieć zdaniem projektodawców większego wpływu
na gospodarkę. Ludzie bowiem będą mieli na zakupy tę samą ilość
pieniędzy co wcześniej, tyle że będą kupować w sześć dni, a nie
siedem. To zaś ma oznaczać, że wpływy z podatku VAT, CIT, PIT czy akcyzy
powinny pozostać na niezmienionym poziomie. Według projektodawców zakaz
pracy w placówkach handlowych w niedzielę nie spowoduje też wzrostu
bezrobocia, gdyż pracodawcy i tak już dziś mają obowiązek dania
pracownikowi dnia wolnego za przepracowaną niedzielę. A ponadto
pojawią się zapewne dodatkowe miejsca pracy w jednostkach związanych
z kulturą i wypoczynkiem (bo gdzieś trzeba będzie te wolne niedziele
spędzać). Projekt nie obejmuje handlu w małych rodzinnych sklepach, co
oznacza poprawę ich konkurencyjności wobec sklepów wielkopowierzchniowych.
Krytyka
ekonomistów
ekonomistów
Odmienne zdanie co do skutków gospodarczych
i finansowych proponowanej nowelizacji ma wielu ekonomistów
i organizacji pracodawców.
Zdaniem Jeremiego Mordasewicza z Polskiej Konfederacji
Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” zakaz handlu w niedziele oznaczać będzie
utratę pracy przez 30-40 tysięcy ludzi. Czym innym było jego zdaniem
wprowadzenie w 2007 roku 12 wolnych od handlu świąt, a czym
innym będzie wprowadzenie wolnych od handlu 52 niedziel. Handlu nie
będzie, ale centra handlowe w „wolne” niedziele będą dalej generowały
koszty, które handlowcy będą musieli sobie zrekompensować. Soboty
i niedziele to również dni masowych zakupów dokonywanych przez
obcokrajowców w strefach przygranicznych.
Dla znanego komentatora ekonomicznego Rafała Wojdy to projekt
nieracjonalny, gdyż pojawiający się w momencie spowolnienia gospodarczego.
Oznaczać to będzie utratę pracy przez kilkadziesiąt tysięcy pracowników.
Znaczny spadek sprzedaży detalicznej przyczyni się do zmniejszenia wpływów
z podatku VAT o 7 do 14 mld zł, co budżet państwa będzie musiał
jakoś wyrównać, na przykład przez podniesienie tego podatku o jeden
procent.
Głos ludu
Głosy pracowników i klientów centrów handlowych wyrażane
w mediach i internecie też były podzielone.
Zwolennicy zakazu niedzielnego handlu mówili, że sprzedawcy
również powinni mieć prawo do wolnego dnia; że wraz z tym zakazem
pojawią się nowe, może nawet zdrowsze formy spędzania wolnego czasu; że nastąpi
zwiększenie zatrudnienia w sektorze usług gastronomicznych, hotelarskich,
sportowych, turystycznych; że skorzystają na tym małe osiedlowe sklepiki.
Przeciwnicy mówili, że wielu ludzi zapracowanych
w tygodniu do granic możliwości zakupy może robić tylko
w niedziele; że niedzielne zakupy to dla wielu rodzin już tradycja.
Pytano, co ze studentami dorabiającymi właśnie w weekendy. Co z tymi,
którzy przez tę zmianę stracą pracę lub mniej zarobią? Zwracano uwagę
na niekonsekwencję zakazu — dlaczego bowiem nie zabronić w niedziele
pracy w turystyce i na uczelniach, przecież tam też pracuje dużo
matek i żon? A ilu ludzi pracuje w niedziele u operatorów
telekomunikacyjnych? A ilu w transporcie, energetyce i opiece
zdrowotnej? Czy im się wolne nie należy? Dlaczego tylko zakaz pracy
w handlu ma poprawić sytuację polskich rodzin? Jedna z internautek
zaproponowała nawet wprowadzenie niedzielnej prohibicji, wtedy jej mąż, jako
pracownik izby wytrzeźwień, miałby wreszcie wolne niedziele i mogliby
spędzać je razem.
Wątpliwości
światopoglądowe
światopoglądowe
Nie negując prawa pracowników do niedzielnego wypoczynku,
poważne wątpliwości budzi jednak światopoglądowa otoczka towarzysząca złożeniu
omawianego projektu. Referująca go na konferencji prasowej
parlamentarzystka z PIS-u niemal w religijnym uniesieniu informowała
dziennikarzy, że ów poselski projekt jest odzewem na apel metropolity katowickiego
bpa Wiktora Skworca skierowany podczas zeszłorocznej pielgrzymki kobiet
do Piekar, by parlamentarzystki podjęły tę „inicjatywę dla ludzi
pracy i polskich rodzin”. W odpowiedzi posłowie z tzw.
katolickich zespołów parlamentarnych (zespołu członków i sympatyków ruchu
„Światło i Życie” i akcji katolickiej, zespołu przeciwko ateizacji,
zespołu ochrony życia i rodziny oraz zespołu na rzecz katolickiej
nauki społecznej) przygotowali projekt przepisów o zakazie niedzielnego
handlu. Wspomniana posłanka stwierdziła nawet publicznie, że ów projekt był
prezentem dla bpa Skworca na tegoroczną pielgrzymkę do Piekar.
Inny z projektodawców — przewodniczący parlamentarnego zespołu
na rzecz katolickiej nauki społecznej — stwierdził wprost, że ich projekt
nawiązuje do znanego papieskiego listu Dies Domini z 1998 roku
poświęconego świętowaniu niedzieli.
W tym świetle wszelkie argumenty społeczno-ekonominczne
przytaczane na rzecz proponowanego zakazu doznają poważnego uszczerbku
na wiarygodności. Okazują się bowiem powodami wtórnymi wobec powodu
pierwotnego — religijnego, którym jest dokonana rękami parlamentarzystów
i przy pomocy świeckiego prawa próba przywrócenia religijnego znaczenia
świętowania niedzieli. Jest to narzucanie wszystkim (również niekatolikom) mocą
powszechnie obowiązującego prawa określonego sposobu spędzania czy niespędzania
wolnego czasu w nadziei, że przynajmniej część z tych, którzy już nie
będą mogli robić niedzielnych wypadów do centrów handlowych, wróci
do swoich kościołów na niedzielne msze.
Jak to się ma do konstytucyjnej zasady autonomii
i wzajemnej niezależności od siebie państwa oraz Kościołów
i innych związków wyznaniowych? Nijak. Gotowość katolickich posłów
do politycznego urzeczywistniania „duchowych” życzeń swoich hierarchów
musi niepokoić w państwie określającym się jako świeckie i będącym
dobrem wspólnym wszystkich obywateli.
Olgierd Danielewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz