„Jeżeli ktoś uważa
się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje, nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona
jest podstaw”1.
się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje, nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona
jest podstaw”1.
Język potrafi płatać nam różne figle. Czasem powie
za dużo, czasem coś przekręci.
Czasem
wprawi słuchaczy w osłupienie, innym razem w przerażenie. Czasem ma
się wrażenie, jakby zerwał się z uwięzi — jakby między nim a mózgiem
właściciela nie było już żadnej łączności.
To może parę przykładów.
W moim księgozbiorze poczesne miejsce zajmuje pewna malutka i mocno
już sfatygowana książeczka Stefana Garczyńskiego pt. Gafy. Komizm mimowolny.
Ilekroć ją czytam, skręca mnie ze śmiechu. Autor opisuje wydarzenia
autentyczne. Dziś prześmieszne, ale wyobrażam sobie, jak były odbierane, gdy
miały miejsce. Pewnie nie każdemu było do śmiechu. Jest tam nieco
o chochlikach drukarskich, np. o pielgrzymach, którzy „udali się
do Rzymu, by sobaczyć Papieża” lub „Kurierze Warszawskim”, który przed
wojną przekonywał czytelników, że będzie mocno stać pod znakiem „Osła
białego”. Jest też sporo przejęzyczeń. Melchiora Wańkowicza przedstawiono
kiedyś jako Baltazara Wańkowicza. Pewna pracownica zakładu ortopedycznego
pochwaliła się koleżance, że wyszła za mąż za pracującego
z nią... pederastę. Widząc osłupiałe spojrzenie koleżanki, zaraz się
poprawiła: „chciałam powiedzieć za ortopedę”.
Ta ostatnia gafa przypomina mi
pewną rozmowę. Podczas obiadu w gronie znajomych jeden z nich
przekonywał nas do... naturyzmu. „Sam jestem naturystą i bardzo to sobie
chwalę, i bardzo się z tym dobrze czuję” — mówił. Może w innych
okolicznościach nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że rozmówca
był absolwentem seminarium duchownego. Parę dodatkowych pytań wystarczyło, żeby
się zorientować, że nie zdawał sobie sprawy z dwuznaczności tego terminu.
Miał na myśli powrót do natury, wegetariańskie jedzenie i takie
tam, a nie wiedział, że dla większości ludzi naturyzm to opalanie się
nago na świeżym powietrzu. Trochę mu było głupio.
Sam też miałem w życiu parę
sytuacji, o których chciałbym zapomnieć. Wspomnę o jednej. Jakieś 10
lat temu poznałem w pociągu starsze małżeństwo. Ona — wtedy 80-letnia
profesor. On — 85-letni docent. Jako że coś tam pisałem na laptopie,
rozmowa zeszła na komputery. Pani profesor z dumą wyznała, że od dwóch
lat potrafi już obsługiwać komputer; że nie wie, jak mogła przez tyle lat pisać
na maszynie; że teraz jest o niebo lepiej. Byłem tym wyznaniem bardzo
pozytywnie zaskoczony — w takim wieku nauczyć się obsługi komputera, gdy
wielu młodszych z nim sobie nie radzi. Nieco później, gdy w pewnym
miejscu przemawiałem do dużego i bardzo zróżnicowanego wiekowo grona,
postanowiłem to opowiedzieć i zachęcić starszych słuchaczy
do poszerzania horyzontów, żeby się nie bali — że są za starzy, nie
te lata itp. W mówczym ferworze popełniłem następujące zdanie: „Pomyślcie
tylko, miałem przed sobą 80-letnią kobietę, niemal rozpadającą się staruszkę,
która potrafiła nauczyć się mimo swego wieku obsługi komputera. Skoro ona
mogła, wy też możecie”... Chciałem dobrze — żeby starsi ludzie pokonywali swoje
słabości, nie dawali się upływowi czasu. A wyszło fatalnie. Jedna
ze starszych kobiet, wychodząc, ostentacyjnie nie podała mi ręki
w obawie, żebym „nie ścisnął za mocno, bo się rozpadnie”. Dotarło do mnie,
że powiedziałem o jedno zdanie za dużo. To, co miało być jedynie
figurą retoryczną mającą podkreślić wiek opisywanej osoby, było po prostu
gafą, bolesnym dla części słuchaczy nietaktem. Oczywiście przeprosiłem,
publicznie również.
Tak. Czasem język zrywa się
z uwięzi. Nie na darmo, jak to ktoś wyraził, Bóg ustanowił przed nim
aż dwie bariery — zębów i ust — żeby stanowiły ochronę przed bezmyślnym
mówieniem, co mu tam ślina przyniesie. Czasem lepiej się po prostu
w niego ugryźć, niż powiedzieć coś głupiego.
W starotestamentowej Księdze
Przysłów jest wiele mądrości temu poświęconych. „Kto mówi nierozważnie, rani
jak miecz; lecz język mędrców leczy”2. „Kto pilnuje swoich ust i swojego języka,
uchroni swoją duszę od niejednego niebezpieczeństwa”3. „Nawet głupiec,
gdy milczy, uchodzi za mądrego, za roztropnego, gdy zamyka usta”4.
Skoro zacząłem cytatem
z Listu Jakuba, to i Jakubem zakończę: „Dopuszczamy się bowiem
wszyscy wielu uchybień; jeśli kto w mowie nie uchybia, ten jest mężem
doskonałym, który i całe ciało może utrzymać na wodzy. A jeśli
koniom wkładamy w pyski wędzidła, aby nam były posłuszne, to kierujemy
całym ich ciałem. (...) Tak samo i język (...). Jakże wielki las zapala
mały ogień! I język jest ogniem; język jest wśród naszych członków
swoistym światem nieprawości; kala on całe ciało i rozpala bieg życia, sam
będąc rozpalony przez piekło. (...) nikt z ludzi nie może ujarzmić języka,
tego krnąbrnego zła, pełnego śmiercionośnego jadu. Nim wysławiamy Pana
i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo
Boże; z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo.
Tak, bracia moi, być nie powinno”5.
I jak tu się nie zgodzić?
Andrzej Siciński
1 Jk 1,26 BT. 2 Prz 12,18. 3 Prz 21,23. 4 Prz 17,28. 5 Jk 3,1-10.
Znaki Czasu listopad 2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz