piątek, 22 maja 2020

Moc krzyża

Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w mądrości mowy, aby krzyż Chrystusowy nie utracił mocy
1 Koryntian 1:17

   Wyobraźmy sobie, że zajęcia w grupie dla anonimowych alkoholików prowadzi ktoś, kto przychodzi na te zajęcia pijany. Człowiek, który ma pomagać innym uwolnić się od nałogu picia alkoholu, sam jest jego niewolnikiem. Czy taki ktoś może pomóc tym, którzy chcą przestać pić? Inna sytuacja. Grupa narkomanów, którzy chcą się uwolnić od narkotyków. Próbuje im pomóc ktoś, kto sam jest narkomanem i prowadzi zajęcia będąc pod wpływem narkotyków. Jaki będzie skutek działania tych dwóch ludzi, próbujących pomóc innym?

   A teraz wyobraźmy sobie, że zajęcia z grupą alkoholików prowadzi ktoś, kto sam mówi o sobie, że był alkoholikiem, ale ktoś pomógł mu uwolnić się od tego uzależnienia i teraz nie tylko nie pije, ale co ważniejsze, nie ma ochoty na alkohol. Wyobraźmy też sobie, że zajęcia z grupą narkomanów prowadzi ktoś, kto sam o sobie mówi, że był narkomanem, ale ktoś pomógł mu uwolnić się od tego nałogu i teraz nie tylko nie bierze narkotyków, ale co ważniejsze nie chce ich brać i czuje obrzydzenie do tego, co kiedyś tak bardzo lubił.

   Kto może skutecznie pomagać tym, którzy szukają pomocy, ten kto ma teoretyczną wiedzę, ale sam nie potrafi wykorzystać tej wiedzy, czy też ten, kto ma nie tylko wiedzę, ale przede wszystkim własne doświadczenie z przezwyciężenia nałogu? Czy przykład takiego człowieka nie jest najlepszym dowodem na to, że można wygrać z nałogiem?

  Narkomania czy alkoholizm to tylko dwie z licznych poważnych chorób ludzkości. Każdego dnia wielu ludzi umiera z powodu przedawkowania lub doprowadzenia własnego organizmu do stanu całkowitego zniszczenia. Jednak jest taka choroba, która jest najgroźniejsza ze wszystkich znanych nam chorób. Tą chorobą jest grzech.

   To z powodu grzechu wielu ludzi umrze wieczną śmiercią, „albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą, a ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują” (Mateusz 7:13-14). Jak wielu jest na tym świecie narkomanów lub alkoholików? A jak wielu jest tych, którzy cierpią na poważne choroby? Są na świecie ludzie, którzy nie mają takich problemów, jednak wszyscy jesteśmy grzesznikami, to znaczy, że wszyscy chorujemy na grzech. „Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego” (Rzymian 3:10-12). „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma” (1 Jana 1:8). Każdy z nas potrzebuje pomocy, sami nie jesteśmy w stanie wyleczyć się, nie posiadamy skutecznego lekarstwa na tę najgroźniejszą chorobę ludzkości. Jednak takie lekarstwo istnieje, a jest nim ewangelia.

  Czym jest ewangelia? To dobra nowina, która jest objawieniem nadziei i szansy dla każdego; to moc Boża, która przywraca do prawdziwego życia. Apostoł Paweł napisał: „nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rzymian 1:16). To ewangelia Chrystusowa jest lekarstwem na grzech. Ewangelia to „mowa o krzyżu”, która jest „głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1 Koryntian 1:18). Zadaniem uczniów Jezusa było (i nadal jest) głoszenie ewangelii, jednak okazuje się, że nie wszyscy z tych, którzy usłyszeli ewangelię, doświadczają jej mocy. 

   Są dwa powody nieskuteczności ewangelii, pierwszy to słuchacz, drugi to głosiciel. Ten kto słucha musi choćby w niewielkim stopniu zainteresować się ewangelią i zapragnąć jej działania w jego życiu. Moc Boża nie może działać w kimś, kto tego nie chce i świadomie odrzuca ewangelię. Może też być tak, że z jakiegoś powodu ewangelia głoszona jest w niewłaściwy sposób, wtedy problemem jest ten, który ją głosi. Czy można mówić prawdę w niewłaściwy sposób? „A gdy Jezus dokończył tych słów, zdumiewały się tłumy nad nauką jego. Albowiem uczył je jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mateusza 7:28-29). „Wtedy Jezus przemówił do ludu i do uczniów swoich tymi słowy: Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią” (Mateusza 23:1-3). Była wyraźna różnica między Jezusem a faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. W tym co mówił Jezus ludzie czuli moc Bożą, a życie Jezusa było potwierdzeniem Jego słów. Żydowscy nauczyciele głosili biblijne prawdy, ale ich słowa nie poruszały ludzkich serc, a ponadto ich życie było często zaprzeczeniem tych prawd, które głosili. Byli jak narkomani, którzy pod wpływem narkotyków próbują przekonać innych do rzucenia nałogu. Byli jak pijani, którzy próbują przekonać innych do abstynencji.

   Apostoł Paweł ostrzegł Koryntian, że są takie sytuacje, gdy ewangelia traci swoją moc. „Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w mądrości mowy, aby krzyż Chrystusowy nie utracił mocy”. Paweł podał tu warunki, które muszą być spełnione, aby „krzyż Chrystusowy nie utracił mocy”.

   Pierwszym warunkiem jest to, aby ewangelista był posłany przez Chrystusa, a drugim jest głoszenie bez używania „mądrości mowy”.

   Paweł doskonale znał skutki samodzielnie podjętej decyzji o głoszeniu ewangelii. Robił to jako Saul i wiedział, że jego słowa albo nie robiły na ludziach wrażenia, albo wzbudzały w nich tylko strach, wywołany władzą jaką posiadał. I chociaż był pełen zapału, to jednak Bóg nie posłał go do tej pracy. To, że Jezus nakazał swoim uczniom głoszenie ewangelii, nie oznacza wcale, że każdy, kto to robi, wykonuje Jego wolę. Jezus najpierw wybrał uczniów, potem ich przygotował, a w końcu posłał ich do pracy. Jak mogę się upewnić, że jestem uczniem Jezusa, że Jezus przygotował mnie do pracy i w końcu jak mogę się przekonać, że Jezus chce abym tę pracę rozpoczął?

   Jezus przez trzy i pół roku szkolił wybranych przez siebie uczniów. Wielu ludzi chodziło za Jezusem, ale uczniami byli tylko ci, którzy odpowiedzieli na wezwanie „Pójdź za mną”. W trakcie szkolenia Jezus wysyłał uczniów do samodzielnej pracy, ale nie dlatego, że byli gotowi do głoszenia ewangelii. Była to część szkolenia. Czas nauki nie był potrzebny do tego, aby uczniowie zdobyli określona wiedzę, ale do tego, aby przestali polegać na sobie i w pełni poddali się działaniu Ducha Świętego. To szkolenie zakończyło się dziesięciodniowym egzaminem w pokoju na górze, zakończonym wylaniem Ducha Świętego. Od tej pory uczniowie nie myśleli już o sobie, stali się pokorni, byli napełnieni miłością i otwarci na działanie Ducha Świętego. Nie stali się doskonali, nadal zdarzało im się popełniać błędy, jednak w ich sercach nie było już miejsca na słowo JA, ponieważ były one napełnione pragnieniem życia w Chrystusie.

  Moc krzyża usunęła z ich serc wszystko, co było niepotrzebne, całe przywiązanie do światowych wartości. Uczniowie przestali być nimi zainteresowani. Paweł napisał o sobie: „Nauczyłem się przestawać na tym, co mam. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Filipian 4:11-13). Paweł nadal musiał jeść, pić, odpoczywać i spać, potrzebował ubrania i obuwia, jednak nie przywiązywał dużej wagi do tych rzeczy. Gdy był głodny to jadł to, co miał, a gdy nie miał, to chodził głodny, nie skupiał się na swoich potrzebach, ale na tym, aby być jak najbliżej Chrystusa. Tak samo czuli i myśleli ci, którzy stali się uczniami Jezusa.

   Jak mogę się przekonać, że stałem się uczniem Jezusa? Czy świadczy o tym posiadana przeze mnie wiedza? Na pewno nie, wiedza jest ważna, ale posiadanie wiedzy nie czyni ze mnie ucznia. O moim uczniostwie świadczą moje priorytety, to co jest dla mnie ważne, o czym lubię myśleć, rozmawiać i czytać; to czym się kieruję podczas podejmowania decyzji, szczególnie w takich sytuacjach, kiedy wybór polega na okazaniu posłuszeństwa lub nieposłuszeństwa Bogu. Gdy posłuszeństwo Bogu jest naprawdę gorącą potrzebą mojego serca, to nie szukam pretekstów i wymówek, aby nie zrobić tego, o czym wiem, że powinienem zrobić. Sama myśl o tym, że mógłbym czegoś nie zrobić dla Jezusa, jest wtedy dla mnie wstrętna i obrzydliwa. Czy tak jest?

   Czy uczniem Jezusa jest ktoś, kto pielęgnuje w swoim sercu przywiązanie do jakiejś złej rzeczy, nawet jeżeli wydaje mu się ona mała i nieistotna? Czy uczeń Jezusa objawia w swoim życiu takie cechy jak zazdrość, gniew, chęć zemsty, duma i pycha? Jan, Jakub i Piotr chodzili z Jezusem i zostali wybrani na apostołów, a jednak wciąż objawiali negatywne cechy charakteru, wciąż sprawy tego świata były dla nich ważne. Musiało się to zmienić, aby naprawdę mogli zostać uczniami. I zmiana ta nastąpiła w pokoju na górze, a gdy już nastąpiła, to ci, którzy przez nią przeszli stali się prawdziwymi uczniami Jezusa. Duch Święty mógł przejąć nad nimi kontrolę, ponieważ ich pragnieniem stało się całkowite posłuszeństwo Bogu. Od tej pory zaczęli z mocą głosić ewangelię.

  Czego powinniśmy się nauczyć, gdy patrzymy na pierwszych uczniów Jezusa? Może tego, że przygotowanie do głoszenia ewangelii nie polega na zdobywaniu wiedzy i gromadzeniu w głowie argumentów potwierdzających słuszność naszych doktryn i zasad wiary, ale na poznaniu i pokochaniu Boga tak, aby mógł On oczyścić nasze serca i charaktery, i w ten sposób uczynić z nas ewangelistów. W taki sposób pokochał Jezusa człowiek, który był opętany przez legion demonów. Nie posiadał on wiedzy o Jezusie, nie słuchał jego kazań i nauk, ale poznał Jego miłość i pragnienie uwalniania grzeszników z niewoli grzechu. To uczyniło z niego ewangelistę, i kiedy Jezus powiedział mu: „Idź do domu swego, do swoich, i oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował” (Marka 5:19), po prostu poszedł i zrobił to. Jego pragnieniem było zrobić wszystko, o co poprosi go ten, który objawił mu swoją miłość i moc. I chociaż według ludzkich kryteriów nie został przygotowany do tej pracy, ponieważ nie wiedział nic o doktrynach wiary i nie znał interpretacji biblijnych proroctw o czasach końca, to na skutek wykonanej przez niego pracy, gdy Jezus i jego uczniowie ponownie „przyszli do ziemi Genezaret”, ludzie rozpoznali ich i „rozbiegli się po całej tej krainie, i poczęli na łożach znosić chorych tam, gdzie, jak słyszeli, przebywał” (Marka 6:53-55).

  Ten człowiek nie nawet próbował znaleźć jakiegoś pretekstu, aby nie wykonać prośby Jezusa. Nie myślał o tym, że przecież podążanie za Jezusem razem z jego uczniami jest czymś ważniejszym. Nie uznał, że lepiej będzie dla niego, jeżeli pozna to, czego naucza jego wybawiciel. On po prostu poszedł głosić to, o czym powiedział mu Jezus. I właśnie ta gotowość do wykonywania poleceń Boga, a nie chęć realizacji własnych pomysłów jest tym, co odróżnia prawdziwych uczniów od tych, którzy jedynie uważają się za naśladowców Jezusa. Prawdziwy uczeń nie tylko dobrze zna głos swojego nauczyciela, nie tylko rozmawia z nim każdego dnia, ale dobrze rozumie to, co Bóg do niego mówi i chce wykonywać Jego polecenia. Prawdziwy uczeń nie układa samodzielnie planów działania i nie podejmuje samodzielnie decyzji, ale czeka na to, co powie mu Bóg. Tak żył apostoł Paweł. Kiedy razem z Tymoteuszem chcieli głosić ewangelię we Frygii i Galacji, „Duch Święty przeszkodził w głoszeniu Słowa Bożego w Azji” (Dzieje Apostolskie 16:6), aby doprowadzić Pawła do Macedonii, ponieważ tego chciał Bóg. Podczas pierwszego synodu w kościele apostolskim, który odbył się w Jerozolimie, apostołowie musieli podjąć decyzję o zasadach przestrzegania wśród chrześcijan prawa Mojżeszowego. Jednak nie podjęli tej decyzji samodzielnie. „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych (…)” (Dzieje Apostolskie 15:28). Nawet Jezus nie planował tego, co będzie robił, ale każdego dnia otrzymywał polecenia od Ojca. „We wszystkim, co robił, Chrystus współpracował z Ojcem. Zawsze starał się uczynić oczywistym fakt, że nie działał niezależnie” (EGW, PW 428.3). „Każdy akt życia Chrystusa na ziemi był wypełnieniem planu, który istniał od wieczności. Zanim Jezus przyszedł na ziemię, plan ten, doskonały we wszystkich szczegółach, był Mu przedstawiony. Lecz podczas Jego wędrówki wśród ludzi prowadziła Go, krok za krokiem, wola Ojca” (EGW, ŻJ 98.2).

   Ten, którego Jezus uwolnił od legionu demonów, otworzył swoje serce i poddał się działaniu Ducha Świętego. Jego życie zmieniło się, a najważniejsza zmiana nastąpiła w jego wnętrzu. On nie tylko zaczął żyć inaczej, ale przede wszystkim pragnął żyć inaczej. Poznał Jezusa, odczuł działanie Jego miłości i to spowodowało, że obok miłości i wdzięczności do swojego Zbawcy, czuł potrzebę dzielenia się z innymi tym, co wiedział o Jezusie. Opowiadając o tym, co się z nim stało i jak zmieniło się jego życie, objawiał miłość Boga i głosił dobrą nowinę dla grzeszników. Opowiadał o tym, że każdy człowiek może zostać uwolniony z niewoli grzechu, tak jak on został uwolniony. I chociaż opowiadał o tym, co go spotkało, to w tym, co robił był kierowany przez Ducha Świętego. Otrzymał Ducha, o którym apostoł Paweł powiedział: „A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył”. Nie głosił ewangelii „w uczonych słowach ludzkiej mądrości, lecz w słowach, których naucza Duch” (1 Koryntian 2:12-13).

   Uważamy się za uczniów Jezusa i chcemy mówić o Nim ludziom, którzy Go jeszcze nie poznali. Chcemy głosić ewangelię, ale w jaki sposób to robimy? Czy przekazujemy ludziom prawdę w postaci zasad i doktryn, które potrafimy uzasadnić przy pomocy Biblii, czy też raczej opowiadamy o Bogu, który stał się dla nas kimś bliskim i ważnym, ponieważ zmienił nasze życie, usuwając z nas przywiązanie do tego, co złe. Czy opowiadamy ludziom o tym, w co powinni wierzyć, czy też o tym, dlaczego my uwierzyliśmy i pokochaliśmy Boga? Jeżeli głosimy dobrą nowinę w „mądrości mowy”, to tym samym pozbawiamy mocy krzyż Chrystusa. Ale gdy robimy to kierowani przez Ducha Świętego i objawiamy działanie mocy Bożej przedstawiając ludziom własne doświadczenia, to odczują oni działanie tej mocy i jeżeli poddadzą się jej działaniu, to ich życie także się zmieni.

    Czy jestem przykładem tego jak działa moc krzyża i chcę o tym opowiadać ludziom, aby objawiać im miłość Boga do upadłej i grzesznej ludzkości?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz