Wysoka Izbo, proszę uprzejmie,
gdy kiedykolwiek będziesz się wypowiadała za cały Naród, czyń to
w taki sposób, aby nikt nie czuł się wykluczony z tej wspólnej
i drogiej nam wszystkim zbiorowości, której walorem jest właśnie to, że ma
różne tożsamości.
Pod koniec ubiegłego roku doszło do ważnego
spotkania w jednej z warszawskich
świątyń,
powstałej w połowie XX wieku po adaptacji budynku Instytutu
Aleksandryjsko-Maryjskiego Wychowania Panien, dawnej żeńskiej szkoły średniej.
Tamtego dnia główna nawa obiektu z miejscami dla 460 wiernych była
już pusta. Kazalnica umieszczona na środku prezbiterium oczekiwała
na kolejnego kaznodzieję, który nazajutrz miał wygłosić poranną homilię.
Z lewej strony, tuż nad wejściem do zakrystii wisiał niezmiennie
krzyż z figurą frasobliwego Chrystusa. W nieodległej kaplicy pw.
Bogurodzicy Maryi Matki Kościoła, gdzie od 2006 roku znajdują się relikwie
św. Joanny Beretty Molli, krzątał się kościelny, starając się nie przeszkadzać
kilku osobom w ich wieczornych modlitwach.
Kilka metrów dalej toczyło się
jednak burzliwe życie. W salce katechetycznej, trwało spotkanie rady
parafialnej debatującej nad podjęciem uchwały o specjalnym uczczeniu
pamięci jednego ze świętych sprzed 600 lat, mając na uwadze jego
zasługi nie tylko dla miejscowych parafian, ale dla całego kraju,
a może nawet Europy!
Jeden z uczestników
spotkania cytuje na rozpoczęcie fragment projektu uchwały: [Uchwała ta]
wpisuje się w szereg działań (…) które były wyrazem docenienia jego walki
o prawdę, wierność Bożym przykazaniom oraz ofiarnej miłości
do Ojczyzny. Niech pamięć jego działań zmierzających do wzbudzenia
troski całego Narodu o wspólne dobro w duchu sprawiedliwości
społecznej i miłości bliźniego będzie fundamentem naszej katolickiej
tożsamości w Europie.
Inna osoba podaje jednak
w wątpliwość, czy uchwała powinna się wypowiadać co do wierności
Bożym przykazaniom, ponieważ w takich sprawach wypowiada się kolegium
duchownych albo jakaś wspólnota wiernych. (…) Poza tym — kontynuuje —
nie można mówić o „fundamencie naszej katolickiej tożsamości
w Europie”, ponieważ pod tym projektem nie będą się mogli podpisać
(…) prawosławni, którzy pewnie chętnie by się podpisali, ale katolikami nie są.
Szanowni państwo — przerywa milczenie jedna z parafianek — mówimy
o człowieku świętym, który po wszystkich procedurach został uznany
świętym. Zdumiewa mnie zdanie pana (…), który mówi, że tu musiałoby być grono
wiernych. Właśnie my jesteśmy gronem wiernych i myślę, że prawie wszyscy.
Jeśli pan się do nich nie wpisuje, to już jest pana sprawa.
Inna uczestniczka dyskusji
dzieli się pewną refleksją: Chcę powiedzieć, że być może jest tak, że
polskie społeczeństwo w przeważającej większości jest katolickie, ale na pewno
faktem niezaprzeczalnym jest to, że znaczną część polskiego społeczeństwa
stanowią inne wyznania albo osoby niewierzące. Dlatego takie sformułowanie (…)
jakby życzeniowe: „niech stanie się fundamentem naszej katolickiej tożsamości”,
idzie pewnie w kierunku przeciwnym do życzeń wielu Polaków. Myślę, że
trudno nam (…) narzucać światopogląd.
Kolejna osoba przy głosie
zdecydowanie wyraża zgoła odmienne stanowisko w kwestii nadania uchwale
uniwersalnego brzmienia: Wolałbym, żeby nie doprowadzić do faktu, że
mniejszości terroryzują większość, narzucają czy każą cenzurować, wyrzekać się
pewnej tożsamości.
Po dyskusji nad poprawkami
ostatecznie grono decyduje się jednak na pominięcie przymiotnika
„katolickiej” w odniesieniu do tożsamości narodowej, sugerując, że
przecież i tak wiadomo, o jaką tożsamość chodzi.
Kolejnym budzącym emocje słowem
okazał się duchowy termin „wstawiennictwo”. Wśród radnych parafii znajdują się
osoby, które starają się zastosować ów zwrot w uchwale, akcentując
dzisiejszą rolę — żyjącego sześć wieków temu — zakonnika. Święty (…) jest
np. patronem onkologii w Lublinie, ale jeszcze wielu innych,
i wstawia się za tych chorych, i uprasza dla nich łaskę
zdrowia i inne im potrzebne, więc uważam, że z punktu widzenia
formacji katolickiej to „wstawiennictwo” jest potrzebne — brzmi
uzasadnienie jednej z parafianek.
Temu stanowisku wtóruje inny
głos wspierający użycie „wstawiennictwa”: (…) czy jak 90 procent osób
w naszym kraju wierzy we wstawiennictwo, a 10 procent nie
wierzy, to dlaczego mamy przyjmować rozwiązanie akceptowalne dla 10
procent, a nie dla 90? (…) To jest spór od dawna obecny
w Europie, czy mniejszość narzuca rozwiązania większości, czy jednak
większość ma prawo czuć się u siebie w kraju, jak u siebie.
W końcu do głosu dochodzi
umiarkowany przedstawiciel rady parafialnej, proponując salomonowe rozwiązanie:
Wstawiennictwo — jako były ministrant z całym szacunkiem odnoszę się
do tych wątków — jest tylko elementem szerszej kwestii, jaką święty
odegrał, czyli roli. Uważam, że sformułowanie: „o szczególnym znaczeniu roli,
jaką święty odegrał w dziejach naszego kraju” dla osób wierzących
obejmuje również wątek wstawiennictwa. To jest szersze podejście i tak bym
proponował.
Po wielu sugestiach, gorących
dyskusjach i poprawkach językowych rada parafialna zredagowała ostatecznie
treść uchwały, która 6 grudnia 2013 roku została przyjęta przez ogół
zgromadzenia. Można by nawet rzec „zgromadzenia narodowego”, bo faktycznie cała
ta historia zdarzyła się nie w jednej ze stołecznych parafii — jakby
się mogło wydawać — ale na posiedzeniu Komisji Kultury i Środków
Przekazu w gmachu Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej!
Przytoczony przebieg debaty
i używane w niej argumenty z zakresu teologii, mistyki
i doktryn wiary w kontekście miejsca, w którym stanowi się świeckie
prawo, niebezpiecznie oddalają Polskę od neutralnego światopoglądowo
modelu państwowości. Wydaje się, że takie działania parlamentu kwestionują
również zapisy samej konstytucji jako stojącej na straży równości
wszystkich obywateli RP, choćby ze względu na przekonania religijne
lub ich brak.
Wysoka Izbo, proszę uprzejmie,
gdy kiedykolwiek będziesz się wypowiadała za cały Naród, czyń to
w taki sposób, aby nikt nie czuł się wykluczony z tej wspólnej
i drogiej wszystkim zbiorowości, której walorem jest właśnie to, że ma
różne tożsamości.
Warto też zauważyć, że
parlamentarzyści, pełniąc mandat, nie są „gronem wiernych”, jak zaznaczyła
jedna z posłanek, ale ciałem ustawodawczym póki co oficjalnie świeckiego
państwa. A co będzie, gdy za jakiś czas w wyniku europejskich
ruchów migracyjnych i decyzji wyborców, do sejmu wejdzie inne „grono
wiernych” o bardziej radykalnej tożsamości? Choćby dlatego warto dziś
przestrzegać zasady rozdziału Kościoła od państwa i unikać
wszystkiego, co ten rozdział czyni względnym.
Ostatecznie sejm uchwalił, że
jednym z patronów 2014 roku został ks. Jan z Dukli, o którym
powyżej dyskutowano. Wśród „przegranych” kandydatur byli m.in. Stefan Żeromski
i Czesław Niemen. No cóż, naprawdę dziwny jest ten świat…
Jan Kot
[Wypowiedzi oznaczone
kursywą są cytatami ze stenogramów posiedzenia sejmowej komisji dostępnych
na www.sejm.gov.pl].
Znaki Czasu luty 2014 r. zachęcam do odwiedzenia bloga www.tajemnicebiblii.blogspot.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz