czwartek, 1 grudnia 2011

EFEKT LUCYFERA CZYLI RZECZ O NATURZE CZŁOWIEKA


Jaki jest człowiek? Z natury dobry czy zły? A może i dobry, i zły jednocześnie? Niszczymy, zabijamy, oszukujemy, ale jesteśmy też zdolni do największych poświęceń i wielkich czynów. Jaka jest nasza prawdziwa natura?
Na określenie naszej natury zabrali się w latach 50. i 60. XX wieku psycholodzy Abraham
Maslow i Carl Rogers, twórcy tak zwanej psychologii humanistycznej. Otóż założyli oni, że człowiek jest z natury dobry chce dawać i daje innym jedynie dobro, a jeśli stosuje przemoc, to działa wbrew swej naturze. Maslow zajął się budową teorii nowej szkoły psychologii, a Rogers stroną eksperymentalną. Po latach Maslow wycofał się ze swych założeń, ale Rogers mimo wielu sygnałów od terapeutów wskazujących na szkodliwość społeczną uprawianej przez niego terapii trwał przy obranych założeniach, doprowadzając do moralnej katastrofy swych podopiecznych. Ale o tym później.

Stanfordzki
Eksperyment Więzienny

Temat natury człowieka podjęli też inni naukowcy. W latach 80. XX wieku psychiatra M. Scott Peck, badając naturę człowieka, doszedł do przekonania o istnieniu w nas zła, a nie dobra. Ale najbardziej znanym badaczem tego zagadnienia jest Philip Zimbardo, autor słynnego Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, jednego z najbardziej kontrowersyjnych badań w dziejach psychologii.
W 1971 roku Zimbardo, profesor psychologii na Uniwersytecie Stanforda w USA, losowo podzielił biorącą udział w badaniu grupę studentów na strażników i więźniów. Wszystkich umieszczono w uniwersyteckiej piwnicy, w której stworzono cele ze stalowymi kratami i zainstalowano monitoring. „Więźniowie” po wcześniejszym aresztowaniu z udziałem prawdziwej policji zostali rozebrani do naga, odwszawieni i ubrani w więzienny uniform z numerem identyfikacyjnym. Założono im również łańcuch na prawą kostkę. „Strażnicy” nosili mundury i okulary przeciwsłoneczne, mieli gwizdki i policyjne pałki. Efekty eksperymentu zaskoczyły wszystkich. Do tego stopnia, że zaledwie po sześciu dniach badanie musiano przerwać, a już po niecałych 36 godzinach zwolniono pierwszego „więźnia” bo obawiano się o jego stan psychiczny. Doskonale w swych rolach odnaleźli się bowiem „strażnicy”. Niebywale szybko zaczęli karać „więźniów” i stawali się coraz bardziej brutalni, agresywni i bezwzględni wobec kolegów z uczelnianej ławki. Poniżali ich, zastraszali i prześladowali. Co więcej, najbardziej brutalni byli w nocy, kiedy eksperymentu nie obserwowali badacze. Większość „więźniów” chciała zrezygnować z przysługującego im honorarium w zamian za zwolnienie, a jeden student przeżył załamanie. Co jeszcze ciekawsze, „strażnikom” eksperyment się tak spodobał, że z zapałem chcieli go kontynuować. Nawet po jego zakończeniu wciąż przejawiali agresję wobec kolegów „więźniów”.
Zimbardo w swej książce Efekt Lucyfera porównuje wyniki eksperymentu stanfordzkiego z tym, co wydarzyło się w 2004 roku w więzieniu Abu Ghraib gdy świat obiegł film, na którym widać, jak amerykańscy żołnierze pastwią się nad irackimi więźniami, nazywając to zwyczajnie grami i zabawami. „Do jakiego stopnia jesteśmy wytworami sytuacji, chwili, zbiorowości? I czy istnieje taki czyn, popełniony kiedyś przez kogoś, do którego z absolutną pewnością nigdy nie bylibyśmy zdolni?” pyta Zimbardo. Życie wydaje się przynosić odpowiedź. I bynajmniej nie taką, jaką chcielibyśmy usłyszeć.

Sprawa rwandyjska

„Dawny ty” może nie funkcjonować zgodnie z oczekiwaniami, gdy zmienia się reguły gry ­ podkreśla Zimbardo i tłumaczy, że znamy siebie tylko z ograniczonych doświadczeń nabytych w znajomych sytuacjach, określonych przez zasady, prawa, przekonania, naciski. Czego potrzeba, by sąsiedzi zaczęli zabijać sąsiadów, przyjaciele wydawali się na śmierć, jedne społeczeństwa eksterminowały drugie? By w ludobójstwie zaczęli brać udział tak zwani dobrzy ludzie? Nieco miejsca w swej książce Zimbardo poświęca ludobójstwu w Rwandzie. Przytacza szokującą treść wywiadów przeprowadzonych przez francuskiego dziennikarza Jeana Hatzfelda z członkami militarnych bojówek Hutu, osadzonymi w więzieniu za zabicie maczetami tysięcy cywilów Tutsi. „Zeznania tych zwykłych ludzi pisze Zimbardo w większości chodzących do kościoła farmerów oraz jednego byłego nauczyciela, mrożą krew w żyłach jako konkretna, pozbawiona skrupułów prezentacja niewyobrażalnego okrucieństwa. Ich słowa zmuszają nas raz po raz do konfrontacji z niewyobrażalnym: z tym, że istoty ludzkie są zdolne do całkowitego porzucenia swego człowieczeństwa”. Nie wystarczyło samo zabijanie, nawet poprzedzone gwałtem. Tysiące kobiet, jak napisano w raporcie ONZ, „było penetrowanych za pomocą włóczni, łusek od karabinów, butelek lub kiełków bananowców. Organy płciowe były okaleczane maczetami, polewane wrzątkiem i kwasem; odcinano kobiece piersi”. Okrucieństwo nie znało granic. 45-letnia rwandyjska kobieta została w obecności męża zgwałcona przez swojego 12-letniego syna, któremu bojownik Hutu trzymał maczetę przy gardle, a pozostała piątka jej dzieci była zmuszana do rozwierania jej ud. Tak Hutu „dawni oni”, czyli sąsiedzi, znajomi, „porządni” ludzie na rozkaz mordowali swoich przyjaciół. Jeden z morderców tak powiedział później o sąsiedzie, którego zabił: „Kiedyś piliśmy razem, a jego bydło pasło się na mojej ziemi. Był jak członek rodziny”. Inni, z którymi po rwandyjskiej masakrze rozmawiał Hatzelf, mówili: „Zabijaliśmy każdego, kogo udało nam się namierzyć [schowanego] w papirusie. Byliśmy rzeźnikami znajomych, rzeźnikami sąsiadów. Po prostu rzeźnikami”. „Kiedy wytropiliśmy Tutsi na bagnach, nie widzieliśmy już w nich istot ludzkich. Chodzi mi o osoby takie jak my, dzielące podobne myśli i uczucia. Polowanie było dzikie, łowcy byli dzicy, zwierzyna była dzika dzikość zawładnęła naszymi umysłami”. „Wiedzieliśmy, że nasi sąsiedzi Tutsi nie byli niczego winni, ale (...) nie patrzyliśmy już na nich jak na jednostki, przestaliśmy postrzegać ich takimi, jakimi są, nie widzieliśmy w nich nawet kolegów. Stali się zagrożeniem, większym niż kiedykolwiek doświadczyliśmy, ważniejszym niż nasz sposób postrzegania spraw we wspólnocie. Tak właśnie rozumowaliśmy, jednocześnie zabijając”. Jedna z ocalałych kobiet Tutsi wyznała: „Teraz wiem, że nawet osoba, z którą dzielisz się pożywieniem lub z którą spałeś, nawet ten ktoś może cię zabić bez problemu. Najbliższy sąsiad może zabić cię nawet zębami. Oto czego nauczyłam się przez to ludobójstwo”.

Nienawistna
wyobraźnia

Zimbardo wyjaśnia, co takiego dzieje się, że sąsiedzi zaczynają zabijać sąsiadów. „Potrzebna jest do tego nienawistna wyobraźnia, psychologiczna konstrukcja, która za pomocą propagandy zostaje zagnieżdżona głęboko w umysłach ludzi, przemieniając innych we Wroga. (...) Proces rozpoczyna się od stworzenia stereotypowego obrazu innego człowieka, jego zdehumanizowanego postrzegania jako bezwartościowego, ale zarazem wszechpo­tężnego Obcego, istoty demonicznej, abstrakcyjnego potwora, jako fundamentalnego zagrożenia dla czczonych przez nas wartości i przekonań. W obliczu rozpętanego publicznie strachu oraz zbliżającego się zagrożenia ze strony wroga rozsądni ludzie postępują irracjonalnie, osoby niezależne działają w sposób bezmyślnie konformistyczny, a pacyfiści postępują jak wojownicy”. To nie tylko historia Rwandy. To Holocaust, to stalinizm, to Bałkany, to reżim Mao Tse-tunga, terror Czerwonych Khmerów, ludobójstwo w Darfurze... To dziesiątki milionów ludzi zabitych tylko w XX wieku na mocy dekretów rządowych wcielanych w życie bez nuty sprzeciwu przez innych ludzi — „dawnych ich”, dobrych sąsiadów.

Gen zła

Zimbardo jest bliski prawdy o człowieku, ale żeby dobrze zrozumieć naszą naturę, trzeba cofnąć się do starej historii. Biblijna Księga Rodzaju opisuje pewne wydarzenie, które zaważyło na całej ludzkości. Rzecz dotyczy wolności wyboru. Kiedy Bóg powołał do życia świat, a na nim człowieka, rzekł: to jest bardzo dobre1. Boże stworzenie było doskonałe. Dobro jest zawsze związane z Bogiem. I z łącznością z Nim. On jest źródłem i kanałem wszelkiego dobra. Człowiek został stworzony z miłości, a miłość daje wolność. Stąd człowiek miał prawo wyboru pozostać w Bożej obecności lub się od niej oderwać. Z chwilą wyboru innej rzeczywistości, zmianie jakby uległ nasz cały genom. Coś się wydarzyło. Człowiek zaczął inaczej postrzegać świat. I zaczął się bać... Bać się Boga. Owa nienawistna wyobraźnia zawładnęła jego umysłem. Jego ciało zaczęło umierać, jego umysł fałszywie postrzegać rzeczywistość, a jego serce stało się źródłem zła. Arcyzwodziciel zatruł ludzi swą propagandą: Bóg to twój Wróg. I tak grzech wszedł na nasz świat2. Ten grzech to, jak mówi apostoł Jan, bezprawie3. To wieczny bunt człowieka przeciw Bożym doskonałym zasadom życia. Grzech to zdrada zaufania, to zerwanie więzi, zniszczenie relacji. To głupota gdyby bezpośrednio tłumaczyć to słowo z języka hebrajskiego. To wirus, który zaatakował nasz dysk życia. Nasza natura została skażona. Nie jesteśmy już dobrzy, staliśmy się z natury źli, odłączeni od Źródła dobra. To oczywiście nie znaczy, że na dobre czyny nas nie stać. Stać nas tylko dlatego, że Bóg nas nie opuścił. „Beze mnie nic uczynić nie możecie”4. Tylko dlatego, że Jego Duch wciąż krąży wokół nas, że nas przekonuje, że o nas walczy. Tę główną walkę Bóg stoczył o nas na Golgocie. Ale to też walka codzienna, przegrana przez Boga w tak wielu przypadkach: Rwanda, Bośnia, Chiny, Darfur... I kiedy matka bije na śmierć własne dziecko, gdy ojciec gwałci swą córkę; gdy kradniesz, unosisz się gniewem, zazdrościsz, złorzeczysz, oszukujesz; gdy... Dlaczego? Bo jak powiedział Chrystus, nie On jest teraz „władcą tego świata”5. Człowiek oddał koronę księciu ciemności
i na jego podobieństwo stał się zły. Zły z natury. Sam z siebie skłonny do zła, nie dobra. Tę złą naturę dziedziczymy i nic nie możemy na to poradzić. Jak powiedział Morris Venden, nie jesteśmy grzeszni dlatego, że grzeszymy, lecz grzeszymy dlatego, że jesteśmy grzeszni. Ten wirus jest przekazywany z pokolenia w pokolenie. Już w drugim pokoleniu ludzkiej rodziny zaowocował zbrodnią, gdy Kain zabił Abla. O tym, jaką mamy naturę, wprost powiedział Chrystus: „Jeśli więc wy, którzy jesteście źli...”6, podobnie odpowiadając na zadane Mu kiedy indziej pytanie o dobro: „Czemu pytasz mnie o to, co dobre? Jeden jest tylko dobry, Bóg”7. Człowiek nie jest dobry. Bo w grzech wpisują się nie tylko czyny, ale też nasze myśli i pragnienia. „Wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego”8.

Zabójcza nauka

To, co znajduje się w centrum grzechu, doskonale oddaje język angielski, grzech bowiem w tym języku to sin. W centrum tego słowa znajduje się litera „i”. „I” (czyt. aj) to po angielsku znaczy... „ja”! Egocentryzm i nakierowanie na siebie to skaza naszej natury. Co ciekawe, psychologię humanistyczną nazwano właśnie psychologią „Ja”. Jej drugą twarzą jest wynikający z założenia dobroci ludzkiej natury relatywizm moralny. Bo skoro jesteśmy dobrzy, to nasze czyny też będą dobre. Przede wszystkim dobre dla... nas samych. Tu bardzo płynna jest granica między dobrem a złem. Zależą one od kulturowych uwarunkowań i osobistych preferencji. Carl Rogers głosił człowieka wolnego od ograniczeń moralno-kulturowych, z prawem do nieskrępowanej ekspresji, nieliczenia się z normami przestrzeganymi przez ogół. Jego eksperymenty zakończyły się w latach 60. ubiegłego wieku deprawacją wielu zgromadzeń religijnych, wśród których pracował jego zespół. Przerażeni efektami psychoterapii współpracownicy zaczęli opuszczać Rogersa. Dr William Coulson tak później opisał pracę w Kalifornii: „Znaleźliśmy tam Siostry Niepokalanego Serca Maryi (SNSM). Zgodziły się na to, abyśmy weszli do szkół i rozpoczęli pracę na normalnych wydziałach, z ich normalnymi studentami i abyśmy rozpoczęli oddziaływanie na rozwój życia normalnych katolickich rodzin. To była katastrofa. (...) Ja i Rogers nazywaliśmy to Terapią dla Zdrowych. SNSM miały około 60 szkół, kiedy zaczynaliśmy, a na końcu już jedną. (...) Uczyliśmy ludzi, którzy nie mieli wewnętrznej dyscypliny Rogersa (mającej swe korzenie w jego fundamentalistycznie protestanckim wychowaniu). Ludzie ci myśleli, że bycie sobą oznacza nieskrępowane realizowanie libido. Maslow przestrzegał nas przed tym. Wierzył w obecność zła, a my nie (...). Mieliśmy umowę na trzy lata, ale odwołaliśmy nasze badania po dwóch, będąc zaalarmowani ich rezultatami. Myśleliśmy, że pomożemy SNSM stać się lepszym zgromadzeniem, a myśmy je po prostu zniszczyli. (...) Pracowaliśmy z tuzinami katolickich organizacji. (...) Wywołaliśmy wśród osób duchownych, jako terapeuci, prawdziwą epidemię nadużyć o charakterze seksualnym. (...) Jeśli dawaliśmy ludziom do zrozumienia, że mogą ufać swoim impulsom, oni pojmowali to wezwanie jako zachętę do zaufania także swoim złym impulsom i właściwie do przyjęcia przekonania, że tak naprawdę to są pozbawieni zła”9.

Wiedza a moc

Na zupełnie przeciwnym biegunie stoi nauka biblijna. Pismo Święte mówi: człowiek nie może być dla siebie normodawcą, bo z natury nie jest moralny. Zatem człowiekowi trzeba normy objawić i zapoznać go z prawami moralnymi. Ale czy to coś zmieniło w naszej naturze? Czy znajomość zasad uchroniła Izraelitów przed odstępstwem i całą gamą zbrodni? Choć chrześcijanie znają prawo Boże, czyż nie łamią nagminnie dziesięciu przykazań? A jednak znajdują się badacze, którzy chcą wierzyć, jak psycholog Lawrence Kohlberg, że aby uczynić ludzi bardziej moralnymi, wystarczy ich nauczać moralnego rozumowania. Kohlberg był przekonany, że wiedza, co jest moralne, wystarczy, aby tak postępować. Życie jednak brutalnie weryfikuje „naukowe” teorie. Może gdyby Kohlberg czytał Biblię, zrozumiałby, że prawdziwa moralność, prawdziwie dobre czyny wypływają z serca przemienionego przez siłę, która nazywa się łaską. Człowiek jest w stanie upadłym i nie może zawsze postępować moralnie. „Oto urodziłem się w przewinieniu, i w grzechu poczęła mnie matka moja” pisał skruszony Dawid po jednej z największych potworności, jakich się dopuścił. I wołał do Boga: „Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, a ducha prawego odnów we mnie!”10. Jedyną nadzieją człowieka jest Bóg. Jedynie Jego moc może odmienić nasze zepsute serca i umysły. „I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste”11. Radykalna zmiana, która stanowi podstawę prawego życia, nie jest naturalna. Odnowienie serca prowadzące do prawdziwej moralności jest aktem stwórczym, a więc darem Bożym. Dostępnym dla każdego, kto tego zapragnie i przyjdzie schronić się w mocy Najwyższego. Chrystus zaprasza: „Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije (...) [a] z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej”12.     
Katarzyna Lewkowicz-Siejka

1 Zob. Rdz 1,31. 2 Zob. Rdz 3,1-10. 3 1 J 3,4. 4 J 15,5. 5 J 12,31; 14,30. 6 Łk 11,13. 7 Mt 19,17. 8 Rz 3,12. 9 W. Coulson, Pokonaliśmy ich tradycję, pokonaliśmy ich wiarę, cyt. w: Z. Ples, Psychologia a bezdroża irracjonalizmu, s. 253-
-255.
10 Ps 51,7.12. 11 Ez 36,26. 12 J 7,37-38.
 Znaki czasu  grudzień 2011r www.sklep.znakiczasu.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz