wtorek, 14 października 2014

8 LAT WOLNOŚCI ZA WIĘZIENNYM MUREM DO PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI

Gdy ojciec bohatera poniższej opowieści wyjechał do USA, miał w kieszeni 40 dolarów i żonę z czwórką dzieci na utrzymaniu. Choć rodzinie się udało finansowo na emigracji, to poniosła inną klęskę — najmłodszy syn skończył jako przestępca w więzieniu. Ale więzienie okazało się drzwiami do prawdziwej wolności.
Urodziłem się w małym miasteczku koło Biłgoraja. Nie pamiętam dokładnie, czym
mój ojciec się zajmował, ale wiem, że lata 80. były w Polsce trudne pod względem ekonomicznym dla wszystkich. Z opowieści taty jedno zdanie utrwaliło mi się do dziś: „Miałem w kieszeni 40 dolarów, żonę i czwórkę dzieci, gdy przyjechaliśmy do San Francisco”. Byłem wtedy trzyletnim dzieckiem, dlatego ten doniosły moment jakoś nie przetrwał w mej pamięci. Chodziłem do różnych szkół w kilku miejscowościach. Najdłużej mieszkaliśmy w niewielkim mieście Antioch w Kalifornii. Mama zajmowała się domem, a ojciec założył własny biznes budowlany. Powodziło nam się coraz lepiej, ale ojca widywałem coraz rzadziej. Ciężko pracował, by zapewnić nam dostatnie życie. Rodzice praktykowali katolickie tradycje, chodząc do kościoła tylko z okazji większych świąt. W wieku dziesięciu lat przystąpiłem do komunii. Z tej okazji otrzymałem od ojca Biblię. Zacząłem ją czytać i stwierdziłem, że jest to bardzo ciekawa książka. Zawsze obiecywałem sobie, że któregoś dnia przeczytam ją całą, lecz w tamtym czasie poprzestałem tylko na dobrych chęciach. Jednak Pan Bóg raz na jakiś czas dawał mi o sobie znać. Któregoś dnia chodziłem od drzwi do drzwi i sprzedawałem cukierki na rzecz jakiejś akcji charytatywnej (dzieci w Stanach często są angażowane do takich działań). Pewna kobieta otworzyła mi drzwi. Nie chciała nic kupić, lecz zapytała mnie z naciskiem: czy znasz Pana Jezusa? Zdziwiony odpowiedziałem zgodnie z prawdą: nie! Mając dwadzieścia lat, obejrzałem przypadkiem program na kanale historycznym o Jezusie Chrystusie. Przedstawiono w nim rozmaite dowody na to, że Mesjasz był prawdziwą postacią. Wcześniej coś tam o Nim wiedziałem, ale traktowałem te opowieści jak bajkę. Po obejrzeniu programu, przemknęła mi myśl: skoro są dowody, że On faktycznie istniał, to chyba muszę Go traktować poważnie, bo to przecież Bóg!

Spacer po krawędzi

Moja ówczesna wiara w to, że Bóg istnieje, sprowadzała się tylko do przyjęcia tego faktu i nic poza tym. Żyłem zaś tak, jakby Go w ogóle nie było. Imprezy, alkohol, a przede wszystkim — marihuana. A potem inne narkotyki. Skończyłem college o profilu informatycznym, ale pracy jakoś słabo szukałem. Trochę pracowałem w firmie ojca, za co dostawałem nawet niezłe pieniądze. Kupowałem za nie „trawę”. Palić zacząłem już w wieku 12 lat i aby obniżyć sobie koszty towaru, wkrótce potem zacząłem nim handlować. W Kalifornii był bardzo łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju narkotyków. Wszyscy moi koledzy je zażywali. Ojciec złapał mnie kila razy na paleniu skrętów. Strasznie się wkurzał. Mama zachorowała na ciężką chorobę, gdy byliśmy jeszcze mali, jednak cały czas starała się prowadzić dom i wychowywać nas. Próbowała ze mną rozmawiać, ale to do mnie nie docierało. Nie pamiętam też za bardzo kogoś tam, w Antioch, kto by skończył studia i miał uczciwą pracę. Za to znałem wiele osób związanych ze światem przestępczym, członków gangów, handlarzy narkotyków. To byli moi przyjaciele. Tak mi się przynajmniej wydawało. Choć bałem się zagrożeń związanych z handlem narkotykami, to jednak trzymałem się go, bo uważałem, że ten proceder zapewni mi łatwiejsze życie. Miałem sześć pistoletów, w tym jeden legalny. Zdarzyło mi się strzelać do kogoś, kto uciekał, ale nikogo nie zabiłem. Byłem jednak zdecydowany to zrobić, gdybym miał wybierać między moim życiem lub napastnika. Takie było wtedy moje myślenie.

Wąska ścieżka

Pierwszy raz zostałem aresztowany w wieku 18 lat. Kobieta zajmująca się ochroną szkoły zauważyła, że handluję czymś z jedną uczennicą, i zgłosiła swe podejrzenia na policję. Ta dziewczyna mnie wydała. Wylądowałem w więzieniu tylko na kilka dni, bo miałem przy sobie niewiele marihuany. Potem kazali mi się zgłosić na półroczny program resocjalizacyjny. Jak tylko go skończyłem, z powrotem wróciłem do mojego „biznesu”. Drugi raz złapano mnie około pięciu lat później. Co gorsze, wpadłem w ręce policji federalnej i miałem przy sobie nie tylko narkotyki, ale też pistolet. Po roku spraw sądowych usłyszałem wyrok: dziewięć lat więzienia. Przeżyłem wstrząs. Coś się musi zmienić w moim życiu, bo to, co robię, nie bardzo mi wychodzi na dobre — pomyślałem. Był to również duży stres dla mojej rodziny. Ojciec wpadł w depresję na wiele miesięcy, a postępująca choroba mamy i cierpienie — również z mojego powodu — sprawiły, że w wieku pięćdziesięciu lat wyglądała na siedemdziesiąt.
Pierwszy rok był najtrudniejszy. Spędziłem go w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Niewiele czasu wolnego poza celą, raz na tydzień godzina spaceru po malutkim placyku otoczonym wysokim, betonowym murem. Dobrze, że rodzina okazywała mi dużo wsparcia, odwiedzając mnie dosyć często. Któregoś dnia od więziennego kapelana dostałem Biblię. Zastanawiające, bo zawsze miałem na myśli to, żeby ją dokończyć... Teraz miałem na to czas. Czytałem więc Pismo Święte oraz wszystkie chrześcijańskie książki, jakie mieli w obwożonej po celach bibliotece. Najbardziej poruszyła mnie książka Wielki bój amerykańskiej pisarki Ellen G. White. I jak tylko pojawiła się taka możliwość, uczęszczałem na spotkania z kaznodziejami, którzy odwiedzali skazanych. Gdy przeniesiono mnie do innego więzienia, gdzie miałem więcej czasu wolnego poza celą, poznałem w świetlicy małą grupkę adwentystów dnia siódmego. Przyłączyłem się do nich, poznawałem prawdy, które głosili, i po roku przyjąłem chrzest. Niektórzy z więźniów kpili ze mnie: jesteś słaby, biegasz do Boga, bo nie masz siły radzić sobie w życiu samemu. To był ich powód, by nie przychodzić do Boga, ale ja szukałem Jezusa, bo byłem przekonany, że potrzebowałem zbawienia, oraz dlatego, że to On miał prawdę. Rodzina również nie była zachwycona, że zmieniłem wiarę. Według ich myślenia, kto się urodził jako katolik, powinien pozostać nim do końca. Dlatego przeżywali kolejny wstyd z mego powodu. Następne lata upłynęły mi na pogłębianiu wiary, ewangelizacji, udzielaniu lekcji biblijnych. Przynajmniej dwóch więźniów zachęciłem do przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Cieszyliśmy się wolnością w Jezusie — wolnością od zła, grzechów i bezprawia, jakie wcześniej wypełniały nasze życie.

Polskie drogi

Wyszedłem rok przed terminem kary w nagrodę za dobre sprawowanie. I wtedy spadło na mnie kolejne trudne doświadczenie. Przed aresztowaniem nie posiadałem obywatelstwa amerykańskiego, tylko tzw. zieloną kartę, dlatego że ojciec postanowił dać mi wybór, gdy dorosnę, kim chcę być — Amerykaninem czy Polakiem. Nie zdążyłem nic w tej sprawie zrobić, ponieważ zgodnie z prawem dotyczącym osób skazanych „federalni” odebrali mi tę kartę. Po wyjściu z więzienia, jako osoba obcej narodowości, zostałem od razu deportowany do Polski z dożywotnim zakazem wstępu na teren USA... Mój ojciec mi towarzyszył. Zaproponował mi osiedlenie się w małym mieście, gdzie chwilowo prowadził interesy. Nie mieszkał tam nikt z jego rodziny. Kupił mi mieszkanie i zapowiedział iście po amerykańsku: synu, musisz radzić sobie sam. Przez pewien czas był ze mną. Zanim wyjechał do Stanów, uprosiłem go jeszcze, aby znalazł mi najbliższy Kościół adwentystyczny. Nie był z tego zadowolony, ale odszukał go i zaprowadził mnie tam przed nabożeństwem. Poprosił zebranych, aby zaopiekowali się mną, ponieważ nie znam języka ani kraju. Prawdę mówiąc polski znałem tylko trochę. W domu najpierw mówiliśmy w ojczystym języku, ale z czasem przeszliśmy całkiem na angielski.
Gdy ojciec wyjechał, poczułem się taki samotny. Wszystko było obce i nowe. Na przykład taki śnieg — widziałem go po raz pierwszy. W miarę jak poznawałem lepiej język, dziwiło mnie również to, że nie słyszy się tu o takiej liczbie przestępstw, zabójstw czy innej przemocy, jak w Kalifornii... Szukałem pracy jako native speaker, lecz trudno było się z tego utrzymać. Po pewnym czasie założyłem kilka firm internetowych, w tym kanał na YouTube’ie pod nazwą „Bible Flock Box”, gdzie publikuję własne filmy religijne i ewangelizacyjne. Dzięki Bogu sporo ludzi to ogląda i poznaje prawdy biblijne, a ja mogę uczciwie zarabiać. W tym roku ożeniłem się i spodziewamy się dziecka. Sądzę, że z Bogiem jest dużo łatwiej żyć. Tak teraz myślę.
Wysłuchała Beata Frańczak

I wynagrodzę wam szkody lat, których plony pożarła szarańcza (...), moje wielkie wojsko, które na was wyprawiłem. (...) i wysławiać będziecie imię Pana, swojego Boga, który dokonał u was cudów, i mój lud nigdy nie zazna wstydu — Księga Joela 2,25-27.
Znaki Czasu wrzesień 2014 r. www.sklep.znakiczasu.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz