środa, 12 marca 2014

PO NAS CHOĆBY POTOP

Mamy „Tęczę”. Mamy arkę. Aż strach pytać, czego nam brakuje, żeby układanka była pełna.
Polska ma swoją arkę. I nie jest to żadna metafora do jakiejkolwiek partii politycznej,
która miałaby nasz kraj przeprowadzić przez wzburzone wody ogólnoświatowego kryzysu. Nie chodzi też o klub sportowy Arka Gdynia. Mamy arkę w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. „Zacumowała” w Pławnie, w województwie dolnośląskim, niedaleko Lwówka Śląskiego. Ma 40 metrów długości i 15 szerokości, i jest cała z drewna. Olbrzymi statek. Tyle że zbudowany na lądzie. Zupełnie jak arka Noego. Twórcą tej naszej jest Dariusz Miliński, artysta plastyk, malarz. Wychodzi na to, że jego arka to „instalacja” — tfu! co za paskudne słowo — artystyczna. Zaczął ją budować jesienią ubiegłego roku z udziałem lokalnej społeczności i przy poparciu miejscowego księdza. Dziś jest już niemal ukończona. Wewnątrz będą różne „instalacje” religijne. „Wodowanie” ma nastąpić w maju. Niestety projekt nie spotkał się z entuzjazmem urzędników, którzy nie bardzo wiedzą, jak zaklasyfikować arkę. Sztuka to czy nie? — zastanawiają się pewnie, nie wiedząc być może, czy wesprzeć ten projekt finansowo.
Takich wątpliwości nie miał i nie ma warszawski ratusz, przeznaczając dziesiątki tysięcy złotych najpierw na postawienie, a potem na kolejne renowacje „Tęczy” na Placu Zbawiciela; która jakoś nie może zyskać sobie przychylności ogółu. Może dlatego, że symbolizuje idee i wartości wzajemnie się znoszące i przez to wywołujące kontrowersje. Zainstalowano ją 2 czerwca 2012 roku, w dniu warszawskiej Parady Równości. Zaraz potem miało być święto Bożego Ciała, a chwilę potem rozpoczęcie Euro 2012. „Tęcza” miała to wszystko spinać, być „uniwersalnym symbolem przymierza, miłości, pokoju, nadziei, ale też — we współczesnym świecie — ruchów emancypacji mniejszości seksualnych”, jak można przeczytać na portalu Culture.pl.
Jak łatwo szermuje się słowami, których znaczenia się albo nie zna, albo liczy się na to, że nie znają go czytelnicy. A konkretnie chodzi o słowo „przymierze”. Dla czytelnika zorientowanego w Biblii tęcza rzeczywiście jest symbolem przymierza, zawartego przez Boga z Noem po potopie. Bóg obiecał wtedy, że już nigdy wody potopu nie zaleją ziemi. Tęcza ewidentnie więc łączy się z biblijną historią o ogólnoświatowym potopie, który położył kres cywilizacji przedpotopowej za jej degenerację, a w tym za swobodę seksualną. Dziś zwolennicy tej swobody zawłaszczyli sobie ten symbol i uczynili z niego swój sztandar, sztandar grzechu. A „Tęcza” z Placu Zbawiciela najwyraźniej jest tego grzechu promocją.
Oczywiście — żeby nie było niejasności — nie pochwalam jej palenia. Ale jej postawienie na takim placu i pomiędzy dwoma kościołami, katolickim i metodystycznym, może być przez niektóre środowiska odebrane jako prowokacja. Może nawet obliczona na takie właśnie skrajne reakcje, by potem „tęczowi ludzie” mogli się skarżyć na prześladowanie.
Końcem kwietnia warszawska „Tęcza” zostanie kolejny raz odrestaurowana za marne 45 tys. złotych. Może gdyby artysta z Pławna wybudował swoją arkę w Warszawie, nie miałby problemów z jej sfinansowaniem?
Ale po co ja tu w ogóle pisze o jakiejś arce i „Tęczy”? Bo pod koniec marca na ekrany kin na całym świecie wejdzie nowa produkcja Hollywoodu pt. Noe: wybrany przez Boga, z gwiazdą — nomen omen — pierwszej wody Russelem Crowe’em w roli głównej.
Mimo Boga w tytule nie spodziewam się po tym filmie jakiegoś szczególnie religijnego przesłania. Aż tak naiwny co do przywiązania do religijności hollywoodzkich twórców nie jestem. Mam jednak głębokie przekonanie, że film ten wzbudzi zainteresowanie wielu widzów samą historią potopu; że sięgną po Biblię, by porównać ze sobą obie wersje, starożytną biblijną ze współczesną filmową. Pojawią się zapewne pytania: Czy taki potop rzeczywiście miał miejsce? Czy był lokalny, czy ogólnoświatowy? Czy arka mogła pomieścić tyle zwierząt? Czy w ogóle starożytni mieli techniczne możliwości zbudowania takiego statku? Jak można pogodzić zniszczenie ludzkości z Bożym miłosierdziem? Czy jedenaście pierwszych rozdziałów biblijnej Księgi Rodzaju jest wiarygodnych i czy należy je odczytywać dosłownie, czy jedynie symbolicznie? Na niektóre z tych pytań odpowiemy już w tym numerze.
A wracając do Polski, mamy już „Tęczę”, mamy arkę, brakuje tylko potopu, zwłaszcza że ogólną kondycją moralną społeczeństwa możemy przypominać to przedpotopowe.      
Andrzej Siciński
 Znaki Czasu marzec 2014 r.  www.sklep.znakiczasu.pl  e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia  warto. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz