Mamy „Tęczę”. Mamy arkę. Aż
strach pytać, czego nam brakuje, żeby układanka była pełna.
Polska ma swoją arkę. I nie jest to żadna
metafora do jakiejkolwiek partii politycznej,
która
miałaby nasz kraj przeprowadzić przez wzburzone wody ogólnoświatowego kryzysu.
Nie chodzi też o klub sportowy Arka Gdynia. Mamy arkę w najbardziej
dosłownym tego słowa znaczeniu. „Zacumowała” w Pławnie,
w województwie dolnośląskim, niedaleko Lwówka Śląskiego. Ma 40 metrów
długości i 15 szerokości, i jest cała z drewna. Olbrzymi statek.
Tyle że zbudowany na lądzie. Zupełnie jak arka Noego. Twórcą tej naszej
jest Dariusz Miliński, artysta plastyk, malarz. Wychodzi na to, że jego
arka to „instalacja” — tfu! co za paskudne słowo — artystyczna. Zaczął ją
budować jesienią ubiegłego roku z udziałem lokalnej społeczności
i przy poparciu miejscowego księdza. Dziś jest już niemal ukończona.
Wewnątrz będą różne „instalacje” religijne. „Wodowanie” ma nastąpić
w maju. Niestety projekt nie spotkał się z entuzjazmem urzędników,
którzy nie bardzo wiedzą, jak zaklasyfikować arkę. Sztuka to czy nie? —
zastanawiają się pewnie, nie wiedząc być może, czy wesprzeć ten projekt
finansowo.
Takich wątpliwości nie miał
i nie ma warszawski ratusz, przeznaczając dziesiątki tysięcy złotych
najpierw na postawienie, a potem na kolejne renowacje „Tęczy”
na Placu Zbawiciela; która jakoś nie może zyskać sobie przychylności ogółu.
Może dlatego, że symbolizuje idee i wartości wzajemnie się znoszące
i przez to wywołujące kontrowersje. Zainstalowano ją 2 czerwca 2012 roku,
w dniu warszawskiej Parady Równości. Zaraz potem miało być święto Bożego
Ciała, a chwilę potem rozpoczęcie Euro 2012. „Tęcza” miała to wszystko
spinać, być „uniwersalnym symbolem przymierza, miłości, pokoju, nadziei, ale
też — we współczesnym świecie — ruchów emancypacji mniejszości
seksualnych”, jak można przeczytać na portalu Culture.pl.
Jak łatwo szermuje się słowami,
których znaczenia się albo nie zna, albo liczy się na to, że nie znają go
czytelnicy. A konkretnie chodzi o słowo „przymierze”. Dla czytelnika
zorientowanego w Biblii tęcza rzeczywiście jest symbolem przymierza,
zawartego przez Boga z Noem po potopie. Bóg obiecał wtedy, że już
nigdy wody potopu nie zaleją ziemi. Tęcza ewidentnie więc łączy się
z biblijną historią o ogólnoświatowym potopie, który położył kres
cywilizacji przedpotopowej za jej degenerację, a w tym
za swobodę seksualną. Dziś zwolennicy tej swobody zawłaszczyli sobie ten
symbol i uczynili z niego swój sztandar, sztandar grzechu.
A „Tęcza” z Placu Zbawiciela najwyraźniej jest tego grzechu promocją.
Oczywiście — żeby nie było
niejasności — nie pochwalam jej palenia. Ale jej postawienie na takim placu
i pomiędzy dwoma kościołami, katolickim i metodystycznym, może być
przez niektóre środowiska odebrane jako prowokacja. Może nawet obliczona
na takie właśnie skrajne reakcje, by potem „tęczowi ludzie” mogli się
skarżyć na prześladowanie.
Końcem kwietnia warszawska
„Tęcza” zostanie kolejny raz odrestaurowana za marne 45 tys. złotych. Może
gdyby artysta z Pławna wybudował swoją arkę w Warszawie, nie miałby
problemów z jej sfinansowaniem?
Ale po co ja tu
w ogóle pisze o jakiejś arce i „Tęczy”? Bo pod koniec marca
na ekrany kin na całym świecie wejdzie nowa produkcja Hollywoodu pt. Noe:
wybrany przez Boga, z gwiazdą — nomen omen — pierwszej wody Russelem
Crowe’em w roli głównej.
Mimo Boga w tytule nie
spodziewam się po tym filmie jakiegoś szczególnie religijnego przesłania.
Aż tak naiwny co do przywiązania do religijności hollywoodzkich
twórców nie jestem. Mam jednak głębokie przekonanie, że film ten wzbudzi
zainteresowanie wielu widzów samą historią potopu; że sięgną po Biblię, by
porównać ze sobą obie wersje, starożytną biblijną ze współczesną
filmową. Pojawią się zapewne pytania: Czy taki potop rzeczywiście miał miejsce?
Czy był lokalny, czy ogólnoświatowy? Czy arka mogła pomieścić tyle zwierząt?
Czy w ogóle starożytni mieli techniczne możliwości zbudowania takiego
statku? Jak można pogodzić zniszczenie ludzkości z Bożym miłosierdziem?
Czy jedenaście pierwszych rozdziałów biblijnej Księgi Rodzaju jest wiarygodnych
i czy należy je odczytywać dosłownie, czy jedynie symbolicznie?
Na niektóre z tych pytań odpowiemy już w tym numerze.
A wracając do Polski, mamy
już „Tęczę”, mamy arkę, brakuje tylko potopu, zwłaszcza że ogólną kondycją
moralną społeczeństwa możemy przypominać to przedpotopowe.
Andrzej Siciński
Znaki Czasu marzec 2014 r. www.sklep.znakiczasu.pl e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz