środa, 12 marca 2014

SIEDEM NIEWIDZIALNYCH UŻYWEK XXI WIEKU

Są tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne. Stanowią trzon dzisiejszych społeczeństw, kultur, biznesów. 
Są legalne, systematycznie popularyzowane i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować.
Kampanie antynikotynowe są dziś codziennością i od dziecka wiemy, że palenie szkodzi,
zabija, powoduje raka. Alkohol:
 też wiadomo, że jest niebezpieczny, a w samej Polsce spożycie mocnych trunków spada (Polacy powyżej 15. roku życia według danych WHO wypijają 10,6 litra stuprocentowego alkoholu rocznie, średnia europejska wynosi 10,85 litra). Narkotyki są traktowane powszechnie jako złe. Społeczeństwo wie też, czym jest seksoholizm, hazard czy uzależnienie od antydepresantów (w górującej w rankingach Islandii aż 10 proc. populacji spożywa je codziennie). Ale powyższe substancje w swym niebezpieczeństwie są jednak pod kontrolą — czy to rosnącej świadomości społecznej, czy reglamentacji prawnej. Pod spodem kryją się jednak substancje i zachowania tak rozpowszechnione, że aż niewidzialne, będące trzonem dzisiejszych społeczeństw, kultur, biznesów. Są legalne, systematycznie popularyzowane i większość ludzi nie potrafiłaby bez nich funkcjonować. To uzależnienia XXI wieku.

Bycie zajętym

Problemy ze zwolnieniem tempa? Z odmówieniem nowym obowiązkom? Gdy masz wolną chwilę, zaczynasz automatycznie sprawdzać pocztę w telefonie lub odwiedzać strony internetowe bez autentycznej potrzeby? Zjedzenie posiłku bez oglądania telewizji lub pójście do ubikacji bez gazety stały się kłopotliwe? Jeśli tak, to przyjrzyj się syndromowi bycia zajętym. W czasach definiowanych sukcesem posiadanie czasu wolnego zaczęło być uważane za lenistwo lub brak pracowitości, a pracoholizm stał się cnotą. Człowiek z 2014 roku jest otoczony zajętością: teleserwisy bankowe są czynne całą dobę, do sklepu można pojechać o każdej porze, większe miasta nigdy nie śpią, a słowo produktywność stało się synonimem poczucia wartości. Poczucie kontroli, unikanie winy ze względu na nicnierobienie, fałszywa satysfakcja z samego faktu podejmowania działania (zamiast optymalizacji, która jest efektywniejsza niż maksymalizacja), niekończąca się historia: mieć więcej, lepiej, bardziej — to wszystko znamiona aktualnego społeczeństwa. Uzależnianie napędzane lękiem przed byciem niewystarczająco dobrym, wyłączonym z wyścigu o sukces jest dziś standardem zachodnich kultur i nie pozwala być szczęśliwym. Pod spodem tej zajętości kryją się bowiem demony nowoczesnego społeczeństwa takie jak strach przed nudą, lęk przed byciem przeciętnym, problemy ze spędzaniem głębokich chwil z osobami bliskimi, wyrzuty sumienia spowodowane brakiem kontaktu z własnymi dziećmi czy przeżywanie trudnych momentów, gdy nie odnosi się kolejnego sukcesu. W USA coraz powszechniejsze staje się rozmawianie o ATBS, czyli Addicted to Busyness Syndrome (Syndrom Uzależnienia od Zajętości) i jest to znak obrony przed toksycznym sukcesem.

Popularność

Narcystyczna kultura selfies (sweet foci), budowanie poczucia własnej wartości na podstawie liczby facebookowych polubień, zbieranie do znajomych zupełnie nieznajomych osób wygenerowały nowe uzależnienie — od popularności. Historycznie zarezerwowane dla możnych, z czasem dla ludzi sławnych, dziś oferuje przeciętnemu zjadaczowi chleba bycie na językach całego świata w viralowym okamgnieniu. Brandy to dziś niekoniecznie marki i fizyczne produkty — przyszłością marketingu jest personal branding, czyli traktowanie siebie jako produktu i budowanie wokół siebie odpowiedniej historii. Świat hashtagów, lajków, systematycznego sprawdzania i monitorowania komentarzy przenosi szczególnie młodych ludzi ze świata zjedzenia obiadu z rodziną do świata zdjęcia „najlepszej na świecie pieczeni”, ze spaceru w parku do „duchowej kontemplacji naturą”, z rozbudzającej kawy do „budowania głębokich relacji przy małej czarnej”. Niegdyś tak robiła reklama, dziś robią to członkowie internetowych społeczności. Teoria kierowania wrażeniem E. Goffmana uczy, że ludzie używają odpowiednich strategii, aby pokazać się w jak najkorzystniejszym świetle. To miejsce dla najlepszej fotografii, najciekawszego zajęcia, najładniejszego uśmiechu, najfajniejszego dowcipu, najtwardszego komentarza i największej liczby polubień. To arena dla idealnego „ja”, czyli takiego obrazu siebie każdego z nas, jakiego mniej lub bardziej świadomie byśmy sobie życzyli. Sława nigdy nie była tak bardzo na wyciągnięcie ręki jak teraz, a iluzja kontroli tak potężna. W świecie wirtualnym można stać się każdym, w świecie realnym sprawa jest utrudniona.

Internet

Świat wirtualny coraz częściej zastępuje rzeczywisty. Według badań World Internet Project 64 proc. Polaków korzysta z internetu, z czego blisko połowa (47 proc.) ponad 10 godzin tygodniowo. Królują Kanadyjczycy (43,5 godzin miesięcznie), wyprzedzający Amerykanów o 8 godzin. O ile przydatności internetu do pracy, rozrywki czy komunikacji nikt dziś nie śmiałby kwestionować, o tyle jego nadmiar prowadzi do negatywnych konsekwencji. Uzależnienia od internetu przyjmują różnorakie formy: cybersex, cyberrelacje, kompulsje sieciowe (hazard, gry on-line, gra na giełdzie), przeładowanie informacyjne (przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu informacji), gry komputerowe. Symptomy mogą obejmować utratę poczucia czasu, izolację od świata zewnętrznego, poczucie winy ze względu na nadmierne użycie, stan euforii pojawiający się w przypadku korzystania z sieci, unikanie konfrontacji z trudnymi emocjami i uciekanie od nich do wirtualnego świata. Gdy zrobimy szybką kalkulację, liczby okazują się przytłaczające: dwie godziny stracone na internecie dziennie to 14 godzin tygodniowo, a więc pełen dzień aktywności. W miesiącu są to już ponad cztery dni, a rocznie aż 52 dni. Idąc jeszcze dalej, co siedem lat człowiek traci w sieci jeden rok realnego życia. Zważywszy, że jest kwestią czasu, kiedy każdy będzie miał zagwarantowany dostęp do sieci i nie będzie się mógł bez niej obejść, prawdopodobnie podłączy się do niego przedmioty (tzw. internet rzeczy), a korzystanie z urządzeń mobilnych stanie się ze standardu koniecznością, uzależnienie od internetu stanie się z kłopotliwego zjawiska nową formą ludzkiego funkcjonowania.

Plotka

Frank McAndrew w The Science of Gossip: Why we can’t stop ourselves („Scientific American” z 2008) opisuje społeczne aspekty plotki: wzmacnianie grupowej moralności, wymianę informacji, dzielenie się wartościami i zainteresowaniami. Plotka jest także formą wewnątrzgrupowej obrony przed nietolerowanymi poglądami i zachowaniami innych, sposobem na unikanie nudy i zaspokajaniem potrzeby ciekawości poprzez poznawanie tajemnic. Definiowana także jako „wzmocnienie jednej osoby kosztem drugiej” (Hafen), „forma ataku” (Peter Vajda), w miejscu pracy często motywowana jest chęcią dostosowania się do panującej kultury organizacyjnej, zbudowania wyższego statusu czy sieci wpływów. Może prowadzić do zmniejszenia produktywności i tracenia czasu, zniekształcania informacji i zmiany faktów, obniżenia zaufania do plotkujących, demotywacji oplotkowanych, zranienia uczuć i nadwerężenia reputacji. „Daily Mail” opublikował wyniki badań (First Cape) pokazujące, że Brytyjki plotkują aż pięć godzin dziennie! Tematy dotyczą przede wszystkim problemów innych osób, tego, kto z kim się spotyka i jakie ma dzieci. W dalszej kolejności pojawiają się seks, zakupy i historie z oper mydlanych. W innych badaniach („Human Nature”) dr Robin Dunbar przekonywał, że 65 proc. dziennej mowy to plotkowanie. I choć często jest uważana za trywialną i powierzchowną, to jednak ewoluowała jako językowy konstrukt służący do zarządzania światem towarzyskim i bez niej komunikacja oparta na samych faktach byłaby encyklopedyczna i nieatrakcyjna dla rozmówcy. Trend celebryzacji kultury, doprowadzający do sytuacji, w której mózg stymulowany przez media częściej widzi znanych piosenkarzy i aktorów niż członków własnej rodziny, dodatkowo wzmacnia instytucję plotkowania. Ciężko sobie wyobrazić korporację bez tej formy budowania więzi i budowania grup znajomych obsmarowujących plotkami swoich przeciwników.

Jedzenie

W USA jest ponad 70 milionów uzależnionych od jedzenia osób (David Kessler, Federal Drug Administration). Badania nad zwierzętami pokazują, że narkotyki stymulują te same części mózgu w układzie nagrody co jedzenie. Około 50 proc. osób otyłych, 30 proc. z nadwagą, 20 proc. będących „na zdrowej diecie” jest uzależnionych od konkretnego jedzenia, kombinacji potraw albo określonych ilości pożywienia. Około 400 tys. zgonów jest bezpośrednio związanych z nadwagą, a koszty związane z leczeniem lub nieobecnością w pracy w samym 2000 roku wyniosły 117 mld dolarów (Thompson, Handbook of Eating Disorders and Obesity). Cukier jest toksyczną substancją i przyczyną numer jeden stłuszczonej wątroby. W Europie koszty leczenia otyłości u osób dorosłych to aż 6 proc. wszystkich kosztów przeznaczonych na wydatki zdrowotne. W ostatnich badaniach WOBASZ (Wieloośrodkowe Ogólnopolskie Badanie Stanu Zdrowia Ludności) oceniono, że ponad 20 proc. Polaków jest otyłych przede wszystkim ze względu na niską aktywność fizyczną i wysokie spożycie tłuszczów. Nadwagę ma 9,7 proc. 13-letnich chłopców i 3,9 proc. dziewcząt. Jedzenie stało się dla wielu osób nieskuteczną próbą ucieczki od problemów emocjonalnych, co doprowadziło do znacznego spopularyzowania takich zaburzeń jak anoreksja czy bulimia. W ogromnej mierze uzależnienie od jedzenia jest powodowane trendami społecznymi i wrastającą konsumpcją wszystkiego. Gdy w 1998 roku na Fidżi, gdzie tradycyjnie kobiety nie miały kompleksów na punkcie swego ciała, rozpoczęto pokazywanie amerykańskich filmów (typu Beverly Hills 90210), trzy lata później 73 proc. tychże kobiet uważało się za grube. Oglądając telewizję 3-4 razy w tygodniu, 30 proc. więcej kobiet przechodziło na dietę. Uzależnieniu od jedzenia zaczyna więc towarzyszyć uzależnienie od atrakcyjnego wyglądu (aktualny trend to tzw. fitness estetyczny), w przypadku mężczyzn mogące prowadzić do bigoreksji (uzależnienia od zwiększania masy mięśniowej).

Zakupy

Podczas gdy wskaźniki ekonomiczne rosną dzięki wydawaniu pieniędzy, psychiatria zachodzi w głowę, czy zakwalifikować kompulsywne kupowanie jako chorobę. W kulturze, w której mieć oznacza być, gdzie poczucie wartości jest definiowane stanem posiadania i pozwala odróżnić się od innych, kupowanie nie dotyczy już spełniania autentycznych potrzeb życiowych. Zwana w psychoanalizie oniomanią (z greckiego onios — ‘na sprzedaż’) dotyczy przede wszystkim krajów, w których dobrobyt jest standardem, a ambicja podstawowym motorem motywacyjnym. Niektórzy kupują dla siebie, inni robią stale prezenty, by czuć się akceptowanymi lub kochanymi. Są też poszukujący promocji albo niewolnicy marek — czyli tacy, którzy najpierw sprawdzają cenę produktu i jeśli nie jest najwyższa, poszukają innego. Ukuto nawet termin zwracaczoholików (ludzi, którzy kupują produkty, by po chwili je oddać). Widoczne są także różnice między płciami — kobiety kupują więcej produktów ilościowo, za to mężczyźni więcej wydają pieniędzy. Badania, w zależności od źródła, wskazują na 6 proc. uzależnionej populacji (Stanford University z 2006) albo 9 proc. (University of Virginia). 52 proc. Brytyjek twierdzi, że woli robienie zakupów od seksu, a 20 proc. Niemek czuje stałą potrzebę kupowania czegoś. Nałóg prowadzi do zwiększenia długów, okłamywania partnera, braku obecności w domu. Rozwiązaniem może być kultura voluntary simplicity, czyli wybór życia opartego na bardziej naturalnych potrzebach i występującego przeciwko ekstremalnemu konsumeryzmowi. Żyjąc tym trendem, pytamy się, czy zakup, jaki aktualnie robimy, prowadzi do naszego wzrostu duchowego, czy autentycznie go potrzebujemy do zaspokojenia prawdziwej potrzeby, czy nie spowoduje powstania długu. Jest to alternatywna forma budowania relacji z pieniędzmi i nie tylko pozwala je oszczędzać — dodatkowo prowadzi do zyskania czasu i możliwości definiowania siebie w sposób inny niż poprzez stan posiadania.

Telewizja

Uzależnienie szczególnie spopularyzowane, bo przeciętnie spędzimy na nim 13 lat życia. I o ile wartość telewizji jako edukacji czy rozrywki nie ulega wątpliwości, o tyle w chwili, gdy zastępuje ona życie rodzinne, a bez włączonego telewizora nie umiemy spędzić wieczoru, warto jest przyjrzeć się sobie. Czerwone światło należy także włączyć, gdy bez telewizora nie mamy pomysłu na czas wolny, na wakacjach nie umiemy odpoczywać, a fakt nieobejrzenia ulubionego programu jest traktowany z przesadną emocjonalnością. Statystyczny Polak, idąc za badaniami OBOP, w 2008 roku oglądał telewizję trzy godziny i 26 minut dziennie. Szczególnie narażone są dzieci urodzone w epoce medialnej. W badaniach Kaiser Family Foundation (Zero to Six: Electronic Media in the Lives of Infants, Toddlers and Preschoolers) wykazano że 80 proc. dzieci korzysta z telewizji lub gier komputerowych, w tym 77 proc. samodzielnie je włącza. 65 proc. żyje w domach, w których telewizor jest włączony minimum pół dnia, a 36 proc. — gdzie włączony jest stale. Takie dzieci rzadziej czytają (spadek o 9 proc.) i są bardziej agresywne (59 proc. rodziców twierdzi że ich dzieci kopiują agresywne zachowania). Aż 30 proc. dwulatków ma telewizor w swoim pokoju. Istnieją bezpośrednie korelacje między oglądaniem telewizji a otyłością. W sobotnie poranki liczba reklam śmieciowego jedzenia wynosi w ciągu czterech godzin aż 202 (badania TV Statistics przeprowadzone przez TV Free America). Dr Dimitri Christakis z University of Washington zwraca uwagę na zwiększone problemy z koncentracją w wieku siedmiu lat, jeśli dziecko oglądało telewizję przed trzecim rokiem życia. Udowodniono także związek między telewizją a wzrostem agresji i zachowań niespołecznych wśród dzieci (Scientific Advisory Report on Television and Social Behavior z 1972). Zważywszy na wzrost popularności telewizji reality show, można wnosić, iż uzależnienie od telewizji może prowadzić w skrajnych przypadkach do substytucji rzeczywistości na rzecz programów telewizyjnych i przeniesienie prawdziwego życia przed ekran telewizora.
Niech najlepszym podsumowaniem powyższych informacji staną się słynne słowa lekarza, ojca medycyny nowożytnej Paracelsusa: dosis facit venenum (wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną). Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną.
Powodzenia dla wszystkich Czytelników w poszukiwaniu umiaru.  
Mateusz Grzesiak

[Autor jest nauczycielem, psychologiem, coachem, terapeutą i pisarzem. Prowadzi szkolenia w pięciu językach na całym świecie, głównie w Europie i Ameryce Południowej].
Znaki Czasu marzec 2014 r.   www.sklepznakiczasu.pl  e-mail kontakt@znakiczasu.pl Zachęcam do odwiedzenia. Zapraszam na bloga "tajemnicebiblii.blogspot.com "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz