Nikt nas nie pytał, czy chcemy być częścią największego
eksperymentu żywieniowego
w historii. Czy nazwanie ciemnogrodem tych,
którzy sprzeciwiają się żywności modyfikowanej genetycznie, a postępowcami tych, którzy
promują biotechnologię w rolnictwie,
jest słuszne? Co ukrywają koncerny i dlaczego rządy ochoczo dopuszczają uprawy GMO
mimo protestu społeczeństw?
w historii. Czy nazwanie ciemnogrodem tych,
którzy sprzeciwiają się żywności modyfikowanej genetycznie, a postępowcami tych, którzy
promują biotechnologię w rolnictwie,
jest słuszne? Co ukrywają koncerny i dlaczego rządy ochoczo dopuszczają uprawy GMO
mimo protestu społeczeństw?
ziś już wiemy —
podkreśla dr John B. Fagan, dziekan Wydziału Chemii Uniwersytetu
Maharashi w Faifield (Iowa, USA) —
stosowanie inżynierii genetycznej w rolnictwie i produkcji żywności
ma wpływ nie tylko na środowisko i różnorodność biologiczną, ale
także na ludzkie zdrowie. Jak? Po pierwsze, do żywności GM wprowadzane są nowe białka. Może to zmienić w nieprzewidziany sposób metabolizm danego organizmu, czego skutkiem będzie pojawienie się w żywności toksyn lub alergenów. Innym rezultatem może być niewytwarzanie przez zmodyfikowaną genetycznie roślinę niektórych ważnych witamin i innych składników pokarmowych, a więc zubożenie jej wartości. Po drugie, żywność taka może się okazać niebezpieczna z powodu mutacji w DNA. „Szkodliwe wpływy inżynierii genetycznej nie mogą być przewidziane ani skontrolowane” — ocenia Fagan. Zgadza się z nim Sue Meyer, szefowa niezależnej grupy naukowej Genewatch: „Modyfikacje genetyczne wcale nie są precyzyjnym, czystym procesem. Są wręcz niechlujne. Naukowcy nie są w stanie kontrolować ilości wprowadzanych genów, kolejności wprowadzania ich do DNA ani tego, gdzie się znajdą”.
także na ludzkie zdrowie. Jak? Po pierwsze, do żywności GM wprowadzane są nowe białka. Może to zmienić w nieprzewidziany sposób metabolizm danego organizmu, czego skutkiem będzie pojawienie się w żywności toksyn lub alergenów. Innym rezultatem może być niewytwarzanie przez zmodyfikowaną genetycznie roślinę niektórych ważnych witamin i innych składników pokarmowych, a więc zubożenie jej wartości. Po drugie, żywność taka może się okazać niebezpieczna z powodu mutacji w DNA. „Szkodliwe wpływy inżynierii genetycznej nie mogą być przewidziane ani skontrolowane” — ocenia Fagan. Zgadza się z nim Sue Meyer, szefowa niezależnej grupy naukowej Genewatch: „Modyfikacje genetyczne wcale nie są precyzyjnym, czystym procesem. Są wręcz niechlujne. Naukowcy nie są w stanie kontrolować ilości wprowadzanych genów, kolejności wprowadzania ich do DNA ani tego, gdzie się znajdą”.
Frankenfood — tak w Ameryce zaczęto nazywać
modyfikowaną genetycznie żywność.
Narodziny
nowej medycyny
nowej medycyny
„Organizmy genetycznie zmodyfikowane zagrażają zdrowiu
człowieka z trzech powodów od dawna znanych — mówił w jednym
z wywiadów dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, były główny inspektor
sanitarny, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumenta. — GMO zagrażają
pojawieniem się nowotworów złośliwych, reakcji alergicznych i oporności
na antybiotyki”. Wyjaśnia, że by przełamać barierę międzygatunkową
i wprowadzić obcy gen do organizmu, używa się agresywnych
rakotwórczych wirusów i bakterii. GMO znakuje się markerem oporności
na antybiotyki, by za pomocą np. streptomycyny pozbyć się produktów,
które nie spełniły oczekiwań inżynierów genetycznych. I tak uzyskuje się
organizmy GM oporne na antybiotyk. „Ta oporność jest zaraźliwa! Wypicie
jednej szklanki mleka sojowego powoduje zasiedlenie przewodu pokarmowego przez
bakterie oporne na antybiotyk, a geny antybiotykooporności zawarte
w odchodach ludzi czy zwierząt trafiających do wód podziemnych nie
tylko są w tych wodach łatwo wykrywalne, to jeszcze — znajdując nowych
gospodarzy — niektóre z nich mogą amplifikować się
i w ten sposób niebezpiecznie zanieczyszczać wody podziemne w zasięgu większym niż będące ich źródłem bakterie”. Jeśli zjadając żywność GM, ludzie i zwierzęta uodpornią się na bakterie, to w razie zakażeń nie będzie już ich czym leczyć. Zresztą ten problem obserwuje się od jakiegoś czasu. Dr Hałat uważa, że jesteśmy świadkami narodzin nowej medycyny, która wiąże się nie tylko z odkrywaniem przyczyn znanych od dawna chorób, lecz także z konstruowaniem nowych patogenów, których oddziaływanie jest nie do przewidzenia.
i w ten sposób niebezpiecznie zanieczyszczać wody podziemne w zasięgu większym niż będące ich źródłem bakterie”. Jeśli zjadając żywność GM, ludzie i zwierzęta uodpornią się na bakterie, to w razie zakażeń nie będzie już ich czym leczyć. Zresztą ten problem obserwuje się od jakiegoś czasu. Dr Hałat uważa, że jesteśmy świadkami narodzin nowej medycyny, która wiąże się nie tylko z odkrywaniem przyczyn znanych od dawna chorób, lecz także z konstruowaniem nowych patogenów, których oddziaływanie jest nie do przewidzenia.
Roundup Ready,
czyli gotowi na śmierć
czyli gotowi na śmierć
Przed tym właśnie próbował przestrzec amerykański rząd
emerytowany profesor Purdue University Don Huber. W liście do sekretarza
rolnictwa Toma Vilsacka napisał o odkryciu w modyfikowanych uprawach
typu RR (Roundup Ready — odpornych na herbicyd Roundup koncernu Monsanto;
80 proc. upraw soi i kukurydzy jest typu RR) nowego patogenu, nieznanego
wcześniej nauce, powodującego rozprzestrzenianie się chorób zarówno
u roślin, jak i ssaków, co — jak podkreślił — jest bardzo rzadkie,
który może mieć wpływ także na ludzi. Badania potwierdziły obecność
patogenu w organizmach zwierząt dotkniętych niepłodnością i poronieniami.
Huber, który przez ostatnie 40 lat pracował jako naukowiec w wojskowych
agendach przygotowujących kraj na naturalne oraz stworzone przez człowieka
zagrożenia natury biologicznej, w tym broń biologiczną, uznał tę sytuację
za krytyczną. „To może być zapowiedź koszmaru związanego z inżynierią
genetyczną — napisał do Vilsacka — przed którym niektórzy uczeni (w tym
moja skromna osoba) ostrzegali przez lata”. Naukowiec domagał się
natychmiastowego moratorium na uprawy RR, natomiast Vilsack po otrzymaniu
listu ogłosił swoją decyzję zezwalającą na...
nieograniczone uprawy genetycznie
zmutowanej odmiany alfaalfa. Szokująca decyzja sekretarza rolnictwa będzie bardziej zrozumiała, gdy pod uwagę weźmie się fakt, że wcześniej Vilsack (jako gubernator stanu Iowa) był przewodniczącym Porozumienia Gubernatorów na rzecz Biotechnologii — organizacji lobbującej na rzecz GMO i klonowania zwierząt hodowlanych, oraz regularnym pasażerem prywatnych odrzutowców zarządu Monsanto.
nieograniczone uprawy genetycznie
zmutowanej odmiany alfaalfa. Szokująca decyzja sekretarza rolnictwa będzie bardziej zrozumiała, gdy pod uwagę weźmie się fakt, że wcześniej Vilsack (jako gubernator stanu Iowa) był przewodniczącym Porozumienia Gubernatorów na rzecz Biotechnologii — organizacji lobbującej na rzecz GMO i klonowania zwierząt hodowlanych, oraz regularnym pasażerem prywatnych odrzutowców zarządu Monsanto.
Bezpłodni, zdeformowani
Prof. Gilles-Eric Seralini, biolog molekularny
z uniwersytetu w Caen, wieloletni ekspert rządu francuskiego
w kwestii GMO, w niedawno wyemitowanym w telewizji TVN programie
Uwaga! poświęconym modyfikacjom genetycznym powiedział: „Mieliśmy
do tej pory cztery prace badawcze dotyczące Roundupu. (...) okazało się,
że Roundup w bardzo małym stężeniu, takim, w jakim występuje
w GMO, a nawet 800 razy mniejszym, jest w stanie zabijać komórki
człowieka w krótkim czasie — dwóch, trzech dni. W jeszcze mniejszym
stężeniu Roundup zaburzał system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów
płciowych w komórkach, jak też samo działanie tych hormonów
w komórkach. Co bardzo ważne, hormony te mają kluczowe znaczenie
dla płodu ludzkiego — bez nich niemożliwe jest ukształtowanie narządów
płciowych noworodka i zdrowych kości”. Seralini dodał, że w ubiegłym
roku jego zespół zajmował się rodziną z trójką małych chłopców,
z których dwóch urodziło się bez odbytu i bez rozwiniętych narządów
płciowych. Jak się okazało, ich ojciec stosował w gospodarstwie rolnym aż
1,3 tony środków ochrony roślin rocznie, w tym 300 kilogramów glifosatu
(tzw. aktywny składnik Roundupu).
Francuscy naukowcy doszli do jeszcze jednego wniosku:
zagrożenie dla zdrowia niesie nie tylko sam glifosat, ale jego połączenie
z tzw. biernymi składnikami: rozpuszczalnikami, konserwantami, środkami
powierzchniowo czynnymi itp. Okazuje się bowiem, że zwiększają one toksyczność
samego herbicydu. Dodatki o nieujawnionym składzie chemicznym
w środkach dostępnych na rynku mogą powodować nawet śmierć przy
spryskiwaniu Roundupem upraw soi, kukurydzy czy ogrodów. Naukowcy podejrzewają,
że Roundup może być przyczyną problemów z donoszeniem ciąży, deformacji
płodu, poronień, niskiej wagi urodzeniowej noworodków. W Argentynie, która
jest jednym z największych na świecie producentów soi GMO, eksperci
donoszą o epidemii zniekształceń noworodków i występowania nowotworów
w tych rejonach kraju, gdzie masowo stosuje się ten herbicyd. Organizacje
społeczne skierowały skargę do Sądu Najwyższego Argentyny, w której
domagają się czasowego zakazu użycia glifosatu. Jak mówi Seralini, soja
i kukurydza GMO to obecnie „gąbki nasączone Roundupem. Logicznym tego
skutkiem są zmiany w płodności i reprodukcji”.
Potwierdzają to badania Iriny Ermakovej przeprowadzone
w Instytucie Wyższej Aktywności Nerwowej i Neurofizjologii Rosyjskiej
Akademii Nauk. U szczurów karmionych soją RR odnotowano wysoką
śmiertelność młodych w pierwszej generacji i brak drugiego pokolenia.
40 proc. zwierząt, które przeżyły, było niedorozwiniętych, a 5 proc. miało
guzy. Takie same badania przeprowadzono na myszach i chomikach
w innych dwóch Instytutach RAN — Biochemii oraz Ekologii i Ewolucji,
uzyskując podobne wyniki.
Badania wykonane na zlecenie rządu austriackiego dowiodły
tego samego — kukurydza GM obniża płodność i rozregulowuje geny myszy. „W
90 proc. to, co jest prawdą u myszy, sprawdza się u człowieka” —
komentuje doc. dr hab. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny z Instytutu
Onkologii w Gliwicach. Wkrótce po ogłoszeniu tych wyników włoski
Narodowy Instytut Badań nad Żywnością i Żywieniem opublikował swój
raport, dokumentujący znaczne zaburzenia w systemie odpornościowym młodych
i starych myszy karmionych kukurydzą MON810 — tą samą, która niebawem może
się oficjalnie pojawić na polskich polach.
Z kolei kanadyjscy naukowcy z Uniwersytetu Sherbooke
wykryli we krwi kobiet ciężarnych i noworodków produkty rozpadu
herbicydów — kwas 3-MPPA i bakteryjne białko Bt występujące m.in.
w kukurydzy MON810. Naukowcy napisali w czasopiśmie „Reproductive
Toxicology”, że może to dotyczyć takich problemów jak poronienia, zahamowanie
wzrostu wewnątrzmacicznego, niepłodność, endometrioza, nowotwory,
a odkryty przez nich fakt „jest krokiem milowym do dalszych prac
badawczych w tym obszarze”.
Niepokojące dane napłynęły też z włoskiego szpitala
„Giuseppe Garibaldi” z Rosario. Z przeprowadzonych tam badań wynika,
że na terenach, gdzie stosuje się opryski chemiczne pod uprawy GMO
trzykrotnie wzrosła zachorowalność na nowotwory żołądka i jąder,
dwukrotnie na raka trzustki i płuc i aż dziesięciokrotnie
na raka wątroby.
Zwierzęta
mądrzejsze od ludzi
mądrzejsze od ludzi
W roku 1998 farmer Howard Vlieger ze stanu Iowa zebrał
ze swych pól kukurydzę naturalną i odmianę Bt. Obydwa rodzaje ziarna
podał swoim krowom. Zwierzęta wyjadły tylko kukurydzę naturalną, nie
interesując się odmianą Bt. Gary Smith, farmer z Montany, opowiada, że gdy
jego sąsiad hodujący modyfikowaną kukurydzę Pioneer wypuszczał bydło, by pasło
się na łodygach po zbiorach, zwierzęta nie chciały ich jeść. „Moje
krowy wolą kukurydzę zapylaną naturalnie, nie odmiany mieszane, a już
zupełnie nie chcą jeść kukurydzy Bt” — mówi Tim Eisenbeis z Południowej
Dakoty. W czasopiśmie rolniczym „Acres USA” opisano przypadek,
w którym bydło pokonało ogrodzenie i przeszło przez pole kukurydzy
RR, aby paść się na odmianie niemodyfikowanej genetycznie. Bill Lashmett,
rolnik i biochemik, obserwował kilka eksperymentów prowadzonych w stanie
Iowa w latach 1998-99. Do paśnika dopuszczano po 2-3 krowy naraz.
Z dwóch koryt — z kukurydzą zwykłą i transegeniczną — wybierały
zawsze to z naturalnym ziarnem, cofając się sprzed koryta z Bt. Takie
same testy przeprowadzono na świniach z identycznym wynikiem. Podobne
reakcje obserwuje się u zwierząt dzikich. Pisarz Steve Sprenkel napisał
o stadzie jeleni, które zjadały na polach soję organiczną, ale nie
ruszały pola soi RR po drugiej stronie drogi. Tak samo zachowywały się
szopy, myszy i wiewiórki, którym rolnicy zostawiali w karmnikach
kolby kukurydzy niemodyfikowanej i odmiany Bt.
Gazeta „Washington Post” doniosła, że gryzonie, które chętnie
żywią się pomidorami, nie chciały jeść ich modyfikowanej odmiany FlavrSavr.
Naukowcy w ramach badań zaczęli więc karmić je na siłę. Kilka
szczurów nabawiło się uszkodzeń żołądka, a 7 z 40 zdechło. Pomidory
FlavrSavr dopuszczono jednak na rynek amerykański! Podobnie uczyniono
w Wielkiej Brytanii z kukurydzą T-25 (nazwa handlowa Chardon LL),
mimo że w wyniku eksperymentów laboratoryjnych padło dwa razy więcej
kurcząt karmionych tą odmianą niż kukurydzą naturalną. Chardon LL dopuszczono
w 2004 roku jako pierwszą na Wyspach uprawę GM.
Nowa epidemia
W marcu 1999 roku brytyjscy naukowcy z York Nutritional
Laboratory odkryli, że liczba alergii na soję skoczyła o 50 proc.
Przebadali cztery i pół tysiąca osób i znaleźli w ich krwi
zwiększone poziomy przeciwciał. Co więcej, soja wykorzystana w badaniach
pochodziła z USA, jak większość soi dostępnej na brytyjskim rynku,
więc zawierała znaczną ilość odmiany Roundup Ready. Rzecznik laboratorium John
Graham oznajmił: „Uważamy, że ten fakt rodzi istotne pytania co
do bezpieczeństwa żywności GMO”. Obecnie soję modyfikowaną jemy
w wielu produktach spożywczych, nawet o tym nie wiedząc, bo etykiety
potrafią milczeć.
W tym samym roku za oceanem wybuchła afera
z modyfikowaną kukurydzą StarLink. Setki osób po spożyciu produktów
kukurydzianych doznały wstrząsu anafilaktycznego, choć nie były one uczulone
na kukurydzę. Okazało się, że winnym jest białko zawarte w kukurydzy
StarLink, która wytwarza pestycyd produkowany przez bakterię glebową Bacillus
thuringiensis (Bt). Ziarno Bt przeznaczone na paszę dla zwierząt
zmieszano z pozostałym ziarnem i tak toksyna Bt znalazła się
w produktach mącznych przeznaczonych do spożycia przez ludzi. Wtedy
Amerykanie zaczęli po raz pierwszy kwestionować nieszkodliwość żywności
GMO. Plany przemysłu biotechnologicznego zostały pokrzyżowane — spadły ceny
kukurydzy i jej eksport, bo StarLinkiem skażono w USA 22 proc.
ziaren.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) oraz
Centrum Kontroli Chorób (CDC) opracowały test alergologiczny, który — mimo
krytyki świata naukowego — wykorzystano w badaniach. I ogłoszono
triumfalnie, że StarLink nie jest odpowiedzialna za uczulenia. Przemysł
biotechnologiczny natychmiast nagłośnił, że żywność GMO jest bezpieczna. Ale
test był błędny, co ujawnili najlepsi amerykańscy alergolodzy — doradcy Agencji
Ochrony Środowiska (EPA). Największy błąd polegał na tym, że FDA wzięła
do badań materiał od... producenta StarLink, firmy Aventis. A ta,
stojąc przed perspektywą pozwów sądowych i milionowych strat, nie dostarczyła
rządowi próbki białka z kukurydzy StarLink (Cry9C), ale jego substytut
pochodzący z bakterii E. coli. Jak podkreślili doradcy EPA, białko
z tego samego genu nie musi być zawsze jednakowe w organizmach
różnych gatunków. Stąd wyniki badań nie były miarodajne. W końcu kukurydzę
StarLink wycofano, ale może ona pozostać w ludzkim łańcuchu pokarmowym już
na zawsze, bowiem poprzez zapylenie dostała się do innych odmian
kukurydzy.
Michael Hansen z Consumers Union zauważa, że „coraz więcej
jest dowodów na to, że różne odmiany endotoksyny Bt, w tym
i występującej w kukurydzy, bawełnie i ziemniakach, mogą źle
działać na układ odpornościowy, a nawet wywoływać alergie
u ludzi”. Hansen powołuje się na badania prowadzone przez EPA, które
dowiodły, że pracownicy rolni wystawieni na działanie sprayu Bt cierpieli
na podrażnienia skóry, a w ich krwi zwiększyła się ilość
immunoglobulin E i G.
W 2004 roku Norweski Instytut Ekologii Genów ogłosił, że
kilkadziesiąt osób mieszkających w pobliżu dużego pola kukurydzy Bt
na Filipinach doznało objawów zaburzeń oddechowych i trawiennych oraz
reakcji skórnej i gorączki podczas pylenia kukurydzy. W próbkach ich
krwi stwierdzono reakcję przeciwciał na toksynę Bt. W Indiach
u setek robotników stwierdzono reakcje alergiczne na bawełnę Bt,
a tysiące owiec zdechły po wypasie na tych polach. Po tym,
jak cztery instytuty stwierdziły w niej obecność toksyn, rząd stanu Andhra
Pradesh zalecił farmerom, by trzymali swe owce z dala od bawełny Bt.
Z kolei jeden z niemieckich raportów doniósł, że 12 krów zdechło
na farmie, gdzie uprawiano kukurydzę Bt.
Przemysł biotechnologiczny zapewniał: toksyna Bt jest niszczona
podczas trawienia, nie jest aktywna u ssaków, ma historię bezpiecznego
stosowania. Rzeczywistość: ludzie reagują na toksynę Bt, Bt nie ulega
trawieniu.
Z toksyną Bt związane jest jeszcze jedno zagrożenie. Badania
na ssakach doprowadziły naukowców do odkrycia, które dekadę temu
wydawało się niemożliwe. W żołądkach zwierząt hodowlanych spożywających
kukurydzę Bt jako paszę stwierdzono przepływ materiału genetycznego
z komórek kukurydzy do bakterii E. coli obecnej
w przewodach pokarmowych tych zwierząt (Duggan i in. 2003). Wniosek:
cechy będące przedmiotem modyfikacji genetycznej można przekazać zupełnie obcym
organizmom.
Skandal z badaniami
Stowarzyszenie „Friends of the Earth”, które wykryło w USA
skażenie żywności kukurydzą StarLink, w swojej analizie napisało: „Klapa
StarLink jest przykładem niemalże całkowitej zależności naszych instytucji
ustawodawczych od przemysłu żywnościowego i biotechnologicznego,
dla którego piszą one prawo. Jeśli jakaś firma chce przesłać naszym
instytucjom błędne dane, robi to, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Jeśli chce
przesłać dane niekompletne, czyni to i nie dostaje żadnej reprymendy. Nie
wymaga się od takiej firmy dalszych badań. Jeżeli firma uzna, że
szczegółowy opis produktu może jej nie wyjść na dobre, wtedy jego dokładne
właściwości pozostają nieznane. Jeżeli firma taka postanowi zignorować uczciwe
naukowe standardy badań, po prostu prowadzi badania błędne, zaś ich wyniki
uważa za właściwie”.
Jak podkreśla doc. dr hab. Katarzyna Lisowska, „u podstaw
legalizacji żywności GMO w USA leży wieloletni umiejętny lobbing, karuzela
stanowisk pomiędzy instytucjami rządowymi i Monsanto oraz bezwarunkowe
poparcie rządu USA dla biotechnologii”. Bo to niezwykle dochodowa gałąź
przemysłu. Błędne (co wykazały niezależne badania) założenie koncernów, że
składniki żywności genetycznie modyfikowanej i tradycyjnej są takie same
(„zasadnicza równoważność”), pozwoliło biotechnologicznym gigantom zrezygnować
ze standardowych testów toksykologicznych wymaganych przez ustawę
o żywności, lekach i kosmetykach. Konsekwencje? FDA dopuszcza
w USA do obrotu żywność GM bez wykonania własnych badań bezpieczeństwa
— podstawą jest dokumentacja dostarczona przez producenta (sic!). „To
ciekawostka, o której mało kto wie i o której media raczej nie
wspominają — dodaje Lisowska. — Skutek: niezorientowany konsument
w Europie, w Polsce żyje w przeświadczeniu pełnego bezpieczeństwa
GMO, bo przecież certyfikat wydała słynna amerykańska FDA”.
Dr Alexandra Niedzwiecki, szefowa Instytutu Medycyny Komórkowej
w Santa Clara w Kalifornii, podkreśla, że „Monsanto, Pioneer
i Syngenta zabraniają niezależnym naukowcom używania w badaniach
nasion produkowanych przez te firmy. Pod groźbą sądu naukowcy ci nie mają
prawa testować nasion w innych warunkach niż specyfikowane w umowie
z producentem, porównywać ich z nasionami innych firm, a przede
wszystkim badać wpływu tych nasion na środowisko i ich skutki uboczne”.
A same firmy, jak dodaje Niedzwiecki, ujawniają tylko te dane, które są im
wygodne.
Renomowany toksykolog dr Marc Lappé odkrył, że opublikowane
w „Journal of Nutrition” wyniki badań Monsanto dotyczące tzw. zasadniczej
równoważności były przekłamane. Praca naukowa miała dowodzić, że skład ziaren
soi RR jest taki sam jak w przypadku soi naturalnej. Okazało się, że
przemilczano kilka „drobiazgów”: soja GM miała mniejsze wartości odżywcze, a
po ugotowaniu wykazywała podwyższony poziom znanego alergenu.
Naukowcy w służbie koncernów tak testują produkty, by
uniemożliwić odkrycie ewentualnych zagrożeń. Firma Aventis podgrzewała
kukurydzę StarLink cztery razy dłużej niż to dopuszczalne, a dopiero potem
szukała w niej nienaruszonych białek. Monsanto karmiła zwierzęta zaledwie
jedną dziesiątą białek zawartych w soi GM. Krowom podawała 1/47 rynkowej
dawki modyfikowanego genetycznie hormonu wzrostu (rbGH) przed określeniem jego
ilości w mleku, a do tego pasteryzowała to mleko 120 razy dłużej niż
robią to firmy mleczarskie. By wykazać, że białka z produktów GM są
rozkładane w żołądku, badacze Monsanto wykorzystali w tym celu
silniejsze kwasy i 1250 razy większe stężenie enzymów trawiennych niż
zalecają międzynarodowe standardy badań. Krowy, które chorowały po rbGH,
usunięto z raportów badawczych, natomiast do grupy testowej
wprowadzono zwierzęta zapłodnione przed badaniami, by wykazać, że hormon ten
nie wpływa na ich płodność. Pierwsza modyfikowana genetycznie kukurydza
Bt-176, dopuszczona na europejski rynek, była testowana na czterech
krowach przez 14 dni — jedna z nich zdechła już po pierwszym tygodniu
karmienia GMO. „I co wtedy robią eksperci? Usuwają tę krowę z eksperymentu
i dalej kontynuują badania tylko na trzech krowach. To jest niepoważne”
— ocenia prof. Seralini.
Gdy Seralini, jako doradca rządu francuskiego, poprosił Komisję
Europejską o wyniki testów, na podstawie których wprowadzono GMO
do użycia, okazało się, że Monsanto nie chce ujawnić wyników badań krwi
szczurów laboratoryjnych karmionych GMO zawierających Roundup. Gdy w końcu
administracja rządowa wymusiła ujawnienie tych wyników, było już wiadomo,
dlaczego je utajniono — w wątrobie i nerkach badanych zwierząt
wykryto objawy toksyczności. Przy okazji wyszło na jaw, że przebadano tylko
krew 40 z 400 szczurów biorących udział w testach dopuszczających
kukurydzę MON810. Seralini opowiada, jak Monsanto manipuluje badaniami —
koncern przeprowadza testy w zbyt krótkim okresie, by dało się wykazać
szkodliwość, i bada tylko jeden składnik zamiast wielu i ich wzajemnego
wpływu. „Test GMO był wykonywany w okresie jedynie trzech miesięcy. To
zbyt krótko, by stwierdzić skutki w postaci chorób przewlekłych takich jak
nowotwory, choroby neurologiczne czy hormonalne — w trzy miesiące one się
nie rozwiną”. Nic dziwnego, że biotechnolodzy w służbie koncernów tumanią
polityków i obywateli, powtarzając swą mantrę, że do tej pory nie
wykazano, by żywność GM była szkodliwa dla ludzi. A przecież „nie ma
żadnych badań epidemiologicznych, które by potwierdziły tę tezę. Wiadomo
za to na pewno, że wraz z wprowadzeniem GMO do żywności
amerykańskiej w USA w ciągu ostatnich siedmiu lat podwoiła się liczba
chorób powodowanych przez żywność”, napisał Michael Meacher, były brytyjski
minister środowiska, w artykule zamieszczonym w 2003 roku przez „The
Independent”. Dwa lata temu Amerykańska Środowiskowa Akademia Medyczna wezwała
do natychmiastowego moratorium na żywność GM. Lekarze
i specjaliści zajmujący się klinicznymi aspektami zdrowia środowiskowego
stwierdzili, że „żywność
genetycznie modyfikowana stanowi
poważne ryzyko dla zdrowia związane z toksycznością, alergiami, systemem immunologicznym i rozrodczym oraz ze zdrowiem metabolicznym, fizjologicznym i genetycznym”.
genetycznie modyfikowana stanowi
poważne ryzyko dla zdrowia związane z toksycznością, alergiami, systemem immunologicznym i rozrodczym oraz ze zdrowiem metabolicznym, fizjologicznym i genetycznym”.
Profesor Seralini mówi: „Nie mam wątpliwości, że za 50 lat
nikt nie uwierzy, że w XXI wieku nie potrafiliśmy zrobić testów, podając
GMO szczurom laboratoryjnym dłużej niż trzy miesiące. I że w tym
samym czasie udało się przekonać 450 milionów mieszkańców Europy, że jest to
bezpieczne dla niemowląt, dla osób starszych, dla pacjentów
szpitali, dla mężczyzn i kobiet. Po prostu nikt w to nie
uwierzy, że byliśmy przekonani o nieszkodliwości czegoś, czego nie
przetestowaliśmy”.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz