sobota, 8 października 2011

WOLNOŚĆ POSTĘPOWYCH LUDZI


Zatrudnienie Adama Darskiego „Nergala” jako jurora w jednym z programów muzycznych telewizji publicznej wywołało dyskusję i liczne protesty, w tym kilku rzymskokatolickich biskupów. Oto bowiem celebryta, otwarcie deklarujący uwielbienie dla osobowego zła, zyskał możliwość dalszego promowania swojego wizerunku oraz zarobienia wcale niemałych pieniędzy pochodzących z kieszeni podatników. Czyżby idea zła stała się ideą popieraną przez nasze państwo?
arski ogrzewa się w ogniu tych dyskusji i protestów. Zwiększają one jego popularność
i otwierają drogę do następnych,
jeszcze zyskowniejszych kontraktów. Prawdopodobnie będzie miał kolejne okazje do składania deklaracji typu: „Szatan znowu wygrał (...). Niech żyje Szatan”1, czym wywoła frustrację chrześcijan.
Ale co to znaczy „szatan zwyciężył”? To, że dał swojemu wyznawcy sławę i pieniądze? Dla chrześcijan nie powinno być to zaskoczeniem, ani tym bardziej powodem frustracji, a już na pewno zawiści… Jezus Chrystus nazwał szatana władcą tego świata, ale zaraz dodał, że „nie ma on nic do mnie”2.
Duży wpływ szatana na nasze „światowe” życie jest faktem. Faktem jest jednak również i to, że jeszcze niedawno otwarte, publiczne oddawanie czci szatanowi zostałoby uznane za wstydliwą patologię. Co spowodowało, że dzisiaj zarząd państwowej te­lewizji nie odczuwa niesmaku, popularyzując wizerunek czciciela diabła, a sędzia w uzasadnieniu wyroku stwierdza, że publiczne zbezczeszczenie Biblii mieści się w granicach dopuszczalnej krytyki Kościoła rzymskokatolickiego? Jakieś istotne zmiany musiały zajść w świadomości społecznej w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Jakie?

Chrześcijaństwo
kontra wolność?

Współczesny przeciętny człowiek Zachodu odczuwa chrześcijańskie normy postępowania (zarówno w zakresie etyki, jak i przestrzegania obrzędów) jako nieznośne i całkowicie bezsensowne jarzmo. Moim zdaniem jest to skutek zbiegu dwóch czynników.
Po pierwsze, postrzegamy świat wyłącznie z punktu widzenia naukowego opisu i biznesowej manipulacji ludźmi i przedmiotami (zresztą i ludzie zostają sprowadzeni do roli zaledwie przedmiotów — „zasobów ludzkich”). Wartości duchowe nie są z tej perspektywy żadnymi wartościami. Nikt ich nie notuje na giełdzie, nie dają się zważyć ani zmierzyć. Skoro świat składa się wyłącznie z rzeczy lub ich pochodnych (tak ekscytujących jak wyrażona w pieniądzu ich wartość wymienna), a nie stwierdzono naukowo istnienia żadnej rzeczy o nazwie „Bóg”, to dla dużej części ludzi znaczy, że Boga nie ma. A jeśli tak, to wszystkie Kościoły są dla nich oszukańczymi organizacjami biznesowymi, które handlują nieistniejącym towarem. Głoszą bowiem życie wieczne w Chrystusie, podczas gdy Chrystus nie istnieje, a już tym bardziej nie istnieje wieczne życie. Z tego punktu widzenia nauka Kościołów chrześcijańskich związana z głoszeniem ewangelii, wzywająca do otworzenia się na życie wieczne „tu i teraz” poprzez kontakt z Żywym Bogiem, jest odbierana jako kłamliwa propaganda mająca zapewnić oszukańczym instytucjom biznesowym władzę nad ludźmi, a ludziom niosąca wyłącznie absurdalne i nieznośne ograniczenia. Takie rozumowanie wydaje się nawet logiczne, bowiem współczesny człowiek nie zna już innego działania niż działanie dla zysku, a innych ocenia przecież z perspektywy swojej wiedzy.
Po drugie, zarówno współczesna gospodarka, jak i kultura wzniesione są na fundamencie niczym nieograniczonego egoizmu. To wyłącznie zaspokajanie pożądań ego ma zapewnić dobrobyt narodom. To rozdęte do monstrualnych rozmiarów ego celebrytów jest obiektem powszechnej medialnej adoracji i wzorem dla mas. Egoizmu nie da się jednak pogodzić z nauczaniem Mistrza z Nazaretu, który zalecał, aby się zaprzeć samego siebie i pójść za Nim3, a On sam był „cichy i pokornego serca”4. Jak tu miłować nieprzyjaciela, kiedy dla kariery trzeba zdeptać bliźniego? Jak tu miłować Boga, rozmyślać o Nim, kiedy myśli zarówno bogaczy, jak i biedaków wypełniają pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze? Jak tu nie osądzać, nie poniżać bliźnich, kiedy jest to jedyną treścią tabloidów i nie tylko ich?
Tak. Człowiek, który miałby się wyrzec egoizmu i ukorzyć przed Bogiem, cierpiałby okropną frustrację. Musiałby przestrzegać ograniczeń, których nie przestrzegają idole popkultury, a przecież to ich zachowanie jest premiowane przez świat. A świat — myśli sobie taki człowiek — chyba wie, co robi?

Szatan jest cool?

Z powyższej perspektywy satanizm Darskiego jawi się już jako pozytywna, a przynajmniej interesująca wartość popkulturowa. Co bowiem głosi lider Behemothu? Odrzućcie Boga, który twierdzi, że jest waszym Ojcem,
a w związku z tym wy wszyscy wzajemnie braćmi i siostrami. Odrzućcie Boga, który chce wymusić na was zachowania tak nieopłacalne jak wyrzeczenie się egoizmu, miłość bliźniego czy nieosądzanie innych. Wasz egoizm jest dobry, wasze żądze są dobre.
Co jeszcze mówi ta najnowsza gwiazda publicznej telewizji? To szatan mnie wyleczył, to on dał mi pieniądze i sławę. Bóg nie jest wam potrzebny. Niepotrzebne jest zachowywanie Bożych przykazań. Szatan da wam wszystko, o czym marzycie: karierę, bogactwo, seks. Przecież nic więcej nie jest ważne, prawda?
Istotnie. We współczesnym świecie nic więcej nie jest ważne, a Darski mówi, że to wszystko można osiągnąć bez Chrystusa. Jego satanizm wygląda na nawrót do pogaństwa skoncentrowanego na zabiegach o ziemski sukces. Dlatego nie mają absmaku szefowie kolorowych czasopism ani szefowie TVP, którzy uczynili z niego celebrytę. Z ich punktu widzenia Darski nie mówi nic złego. Popularność wiedźm, czarowników, wampirów itp. jest faktem. Dlaczego kult szatana miałby być dyskryminowany? To raczej głoszenie ewangelii zostałoby uznane za nieznośną indoktrynację, naruszenie neutralności światopoglądowej, a ogólnie za zgrzyt w pięknym i kolorowym świecie mediów.

Komu to potrzebne?

Komu zależy na tym, aby budować świat na fundamencie egoizmu? Moim zdaniem globalnym korporacjom. To one albo same są właścicielami mediów, albo jako główni reklamodawcy mają wpływ na politykę medialną.
Po pierwsze, globalnym korporacjom zależy na powszechnej tolerancji dla wszelkich egoistycznych zachowań (obżarstwo, rozwiązłość, niewierność itd.) oraz na znoszeniu różnic i wielokulturowości (bardzo powierzchownie rozumianej). Daje to im możliwość sprzedawania tych samych produktów, tak samo reklamowanych, we wszystkich zakątkach świata. Od chipsów po filmy i piosenki. Wszystko wszędzie takie samo. Reklamy, ubrania, ulice, zwyczaje i „tradycje”. Wielkie korporacje dążą także do wyrugowania poczucia odrębności kulturowej narodów. Kultura światowa ma być tylko jedna — konsumpcjonizm. Nawet kultura amerykańska, która kiedyś była narzucana mniejszym narodom, w tej chwili sprowadza się już wyłącznie do adorowania światowego Imperium. Wszyscy mają mieć poczucie przynależności do Imperium lub zależności od niego. Imperium ustala, co jest dobre, a co złe. Bombardowanie miast, zabijanie cywilów może być „dobre”, zaś nieodnowienie globalnym koncernom koncesji na wydobycie ropy może skutkować oskarżeniem o ludobójstwo.
Po drugie, globalnym korporacjom potrzebna jest armia konsumentów nastawiona na pochłanianie wszystkiego, co reklamowane. Jedzenia, rzeczy, metek, seksu, rozrywki, używek, widowisk, plotek z cudzego życia. Takiemu pochłanianiu musi towarzyszyć chciwość. Jedno bez drugiego nie istnieje. Jeśli jej nie ma, trzeba ją wzbudzić. Jeśli jest za mała — wzmocnić. Takiemu pochłanianiu musi też towarzyszyć skoncentrowanie na sobie i swoich żądzach. Drugi człowiek przestaje już być bliźnim. Staje się kimś, z kim się porównujemy, z kim konkurujemy, kto albo zaspokaja nasze żądze, albo nam w ich zaspokajaniu przeszkadza (i w skrajnych przypadkach, jeśli jest nienarodzonym dzieckiem lub niedołężnym staruszkiem, powinien być fizycznie wyeliminowany).
Po trzecie, globalnym korporacjom potrzebna jest też armia pracowników, którzy gotowi są zrobić wszystko w imię zysku. Korporacja to wirtualna „osoba”, której jedyną racją i celem istnienia jest zysk. Człowiek o takich cechach zostałby uznany za psychopatę. Globalna korporacja to psychopata absolutny, który jest już tak potężny, że może się domagać od pracowników (czytaj: „zasobów ludzkich”), aby stali się psychopatami na jego obraz i podobieństwo; aby bezwzględnie konkurowali między sobą i stale zwiększali potęgę korporacji. Każdemu stawiane są wymagania „moralne” zależne od jego pozycji. Od zarządów wymaga się już takich czynów jak: wywołanie wojny, zniszczenie środowiska naturalnego, przekupienie polityków celem uzyskania przepisów niszczących konkurencję, przejęcie za bezcen cudzego majątku, spekulacyjny atak na walutę jakiegoś kraju skutkujący nędzą milionów, przerzucenie na podatników kosztów własnej nieudolności. I na koniec wypłacenie sobie premii. Minimum sto milionów dolarów.
Nic dziwnego, że globalne korporacje wolałyby, aby nauczanie Nazarejczyka jak najszybciej przeszło do historii. Pompowanie Darskiego i jemu podobnych to tylko jeden z wielu
faktów medialnych nakierowanych na osiągnięcie tego celu.

Czy ta „wolność”
to wolność?

Człowiek skoncentrowany na karierze, sterowany przez reklamy, podążający za przypadkowo pojawiającymi się i znikającymi żądzami pozornie jest wolny. Jednak jego życie jest wyjałowione z treści, chaotyczne, jednowymiarowe. Szczęście w jego życiu obecne jest tylko w fazie „euforii sukcesu”, choć i wtedy przebija przez nie nieznośne poczucie pustki, które trzeba jakoś zagłuszyć, zakrzyczeć. A z euforią, jak to z euforią — nie jest stanem trwałym. Kariera się załamuje, bogactwo nie przychodzi lub będąc, odchodzi. Wrogiem euforii jest też zwykła przeciętność, mijające lata. Sterowany przez reklamy egoista nie jest panem własnego umysłu. Jego umysłem kierują agencje reklamowe, korporacje medialne, a także jego własne żądze, chaotyczne i ślepe. Kto nie kontroluje własnego umysłu, ten nie jest wolny. Choćby tysiąc reklam zapewniało go o wolności — jest niewolnikiem.
Prawdziwą wolność daje nam Mistrz z Nazaretu. Kiedy zagłębiamy się w modlitwę, odnajdujemy w sercu Tego, który jest źródłem życia naszego i naszych bliźnich. Obmywamy się w jasnym i czystym świetle Chrystusa. Wyznając Mu grzechy i uczynione nam krzywdy, uwalniamy się od nich. W Nim możemy też uwolnić się od naszych pożądań; sięgnąć do naszego prawdziwego, nieegoistycznego „ja” i żyć w świecie uporządkowanym, wolni. Chrześcijańska moralność i chrześcijańskie praktyki (takie jak modlitwa, czytanie Pisma Świętego, udział w nabożeństwach) pozwalają nam utrzymać umysł w harmonii. Bez nich nasze myśli rozlałyby się, padły ofiarą manipulacji lub przelotnej żądzy, popadły w chaos. To Chrystus daje nam wolność, a egoizm niewolę.

Chrystus
jest rozwiązaniem

Na koniec pozostaje pytanie: jak chrześcijanie powinni zachować się wobec promowania w mediach satanisty? Ignorować? Protestować? Narzucanie komuś poglądów, które są mu wstrętne, przynosi zazwyczaj jeszcze większą niechęć i pogłębia przepaście między ludźmi. Chrystus tak nie postępował. On „trzciny nadłamanej nie dołamał”7. Dlatego nie jestem zwolennikiem potępiania jako działania odnoszącego skutek odwrotny od zamierzonego. Chrześcijanie powinni raczej dbać o własną więź z Chrystusem, tak aby potrafili zachować prawdziwą wolność i jako ludzie wolni kochać bliźnich (także satanistów i tych, którzy ich promują). Nadejdzie dzień, kiedy ludzie zrozumieją, że szatan i globalne korporacje będące narzędziami w jego rękach niszczą świat swoją chciwością, a życie według korporacyjnych wzorów jest jałowe i martwe. Im wcześniej to zrozumieją, tym dla nich lepiej.  
Marek Błaszkowski

1 Deklarację tę Darski złożył na swoim blogu w Facebooku w sierpniu br., tuż po uniewinnieniu w procesie karnym o obrazę uczuć religijnych spowodowanym podarciem przez niego Biblii podczas koncertu zespołu Behemoth. Zob. http://m.wyborcza.pl/wyborcza/51,105226,10138148.html [dostęp: 15.9.2011]. 2 Zob. J 14,30. 3 Zob. Mt 16,24. 4 Mt 11,29.
 ZNAKI CZASU Październik 2011r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz