Nasi gimnazjaliści podobno są
prawie najlepsi na świecie. Polski alkohol też. Podobno nawet ułatwia
trawienie i zapobiega chorobom serca. Tylko dlaczego nie widzimy ani
jednego, ani drugiego? Odpowiedź jest w słowach „podobno” i „prawie”.
Na początku
grudnia 2013 roku nasze główne media jak jeden mąż zawyły z radości
i dumy,
że oto
polscy gimnazjaliści są jednymi z najlepszych w Europie
i świecie. Nasza dziatwa ponoć bije innych na głowę
w matematyce, naukach przyrodniczych, czytaniu i interpretacji
tekstu. Tak wyszło z badania PISA 2012, czyli Programu Międzynarodowej
Oceny Umiejętności Uczniów. Jak tak cały dzień słuchałem tego pienia
na cześć gimnazjalistów i ich nauczycieli, niemal zacząłem żałować,
że nie było mi dane ukończyć żadnego gimnazjum, że skończyłem zwykłą ośmioletnią
podstawówkę — relikt poprzedniego systemu nauczania.
To „niemal” czyni jednak
różnicę, bo właśnie wtedy przypomniał mi się filmik oglądany jakiś czas temu
w internecie, na którym nieco starsza uzdolniona młodzież
przeprowadzała wywiady z gimnazjalistami, zaraz po ich egzaminie
kończącym edukację gimnazjalną. Zadawano im najprostsze pytania: Ile dni ma
rok? Ile centymetrów mają dwa metry? Jeśli jedno jajko gotuje się trzy minuty,
to ile gotują się dwa? Co jest cięższe: kilogram piór czy kilogram kamieni? Jak
miałem 4 lata, to mój brat był o połowę młodszy. To ile będzie miał lat,
gdy ja będę miał 18 lat? Ile sztuk ma kopa? Która planetą od Słońca jest
Ziemia? Ile mamy kontynentów i jakie są ich nazwy? Gwarantuję, że nie
chcielibyście usłyszeć żenujących prób odpowiedzi na te pytania. Żaden
z przepytywanych nie odpowiedział na nie prawidłowo. Na końcu
prowadzący zadał te pytania tak na oko 50-letniemu bywalcowi osiedlowej
ławeczki o, powiedzmy, mocno zmęczonej życiem twarzy. Ten, o dziwo, tak
z marszu, bez większego zastanowienia odpowiedział prawidłowo
na wszystkie pytania. Był nawet nieco zdziwiony ich łatwością.
Coś jest więc nie tak. Albo
do badań wybrano samą gimnazjalną śmietankę, albo z samym badaniem
jest coś nie tak. Ale może to tylko szukanie, tak po polsku, dziury
w całym. Dobrze, zgódźmy się — nasze gimnazja zasłużyły sobie
na medal z tytułu osiągnięć edukacyjnych. Tyle że ten medal ma dwie
strony — drugą jest panosząca się w tych szkołach i narastająca
przemoc. Gimnazja to dziś nie tylko miejsce nauki, szlifowania intelektu
i kształtowania osobowości młodych ludzi, ale także bicia, popychania,
plucia, kopania, zabierania rzeczy, poniżania, przezywania, wyśmiewania
i rozpuszczania niszczących reputację plotek. Więcej przeczytacie
na ten temat w artykule pt. Bullying — nowe słowo, stary problem.
Drugi temat wart szczególnego
polecenia to ten z okładki. W numerze znajdziecie i medyczne
obalenie powszechnie panujących mitów alkoholowych i krytykę picia
alkoholu z punktu widzenia chrześcijaństwa biblijnego. Jednak
prawdopodobnie najmocniej przemówi do Czytelników artykuł okładkowy —
historie prawdziwe Andrzeja, Roberta, Adama i Eryka, którym alkohol
zrujnował życie. Nie omijałbym tego artykułu. To nieprawda, że najlepiej uczyć
się na błędach własnych.
Tu do jednego
z biblijnych argumentów przemawiających za abstynencją
od alkoholu dorzucę tylko jeden — że nasze ciała są świątynią Ducha
Świętego i że nie należymy do siebie samych, bo zostaliśmy drogo
kupieni, przez Jezusa Chrystusa na krzyżu Golgoty. Dlatego powinniśmy
czcić Boga nie tylko sercem, duszą i umysłem, ale i naszym ciałem,
zachowując je w zdrowiu i czystości1.
Jakoś trudno mi to pogodzić
z piciem alkoholu, nawet tym rzekomo kulturalnym. Alkoholizm bowiem rodzi
się właśnie z przyzwolenia na picie, choćby małych ilości, ale
regularnie. Każdy z dotkniętych tą chorobą tak zaczynał —
od towarzyskiego, umiarkowanego picia, przez codzienne piwko lub dwa,
po... W którymś momencie umiarkowanie się skończyło, a zaczęło
najzwyklejsze chlanie. Umiarkowane picie to jak chodzenie po krawędzi
dachu i wmawianie sobie, że przecież nie wszyscy spadają. Jedyna rozsądna
decyzja to niewchodzenie na ten dach.
Andrzej Siciński
Znaki Czasu 2014 styczeń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz