Lekarstwo na raka wynaleziono w 1928 roku.
Lekarstwo dosłownie na wszystkie chroniczne schorzenia zostało odkryte
nawet wcześniej
przez czysty przypadek. Przez jednego
człowieka —
doktora Maxa Gersona.
nawet wcześniej
przez czysty przypadek. Przez jednego
człowieka —
doktora Maxa Gersona.
Takimi słowami
zaczyna się film dokumentalny pt. Cud terapii Gersona, poświęcony
niezawodnej naturalnej metodzie walki
z rakiem, nawet bardzo zaawansowanym, opracowanej przez niemieckiego
lekarza Maxa Gersona. Film ważny, podobnie jak książka napisana przez jego
córkę Charlotte Gerson i byłą pacjentkę Kliniki Gersona Beatę Bishop pt. Terapia
doktora Gersona. Leczenie raka i innych chorób przewlekłych.
Bezprecedensowy talent Gersona do leczenia beznadziejnych
przypadków został doceniony przez noblistę dr. Alberta Schweitzera, który
nazwał go jednym z najwybitniejszych geniuszy w historii medycyny.
Zresztą Gerson wyleczył jego żonę z gruźlicy płuc, a sam Schwietzer
pokonał dzięki tej terapii cukrzycę. „Był on nie tylko lekarzem, ale prawdziwym
uzdrowicielem. Głęboko rozumiał podstawowe zasady nieprawdopodobnie złożonego
i wspaniałego mechanizmu, jakim jest ludzkie ciało. (...) Na bazie
jego olbrzymiej wiedzy i doświadczenia byliśmy bardzo często w stanie
uleczyć, przywrócić życie i zdrowie tym, którzy już usłyszeli słowa
wyroku: nieuleczalne” — pisze w swej książce Charlotte Gerson,
która od kilkudziesięciu lat kieruje Instytutem Gersona w San Diego.
Wyjaśnia, że przez ostatnie 50 lat środowisko, dieta, a co za tym
idzie stan naszych organizmów tak bardzo się pogorszyły, że terapię trzeba było
wzbogacić i przystosować do obecnych warunków. Ponadto z tego
powodu, że pacjenci są dziś bardziej wyniszczeni niż osoby, z którymi miał
do czynienia dr Gerson, powrót do całkowitego zdrowia zajmuje obecnie
dwa lata, a nie jak za czasów jej ojca półtora roku. Tyle bowiem
potrzebuje wątroba — kluczowy organ w uzdrawianiu ciała — na odbudowę
swych funkcji. Na podstawie długoletnich doświadczeń z pacjentami
i zgromadzonej w klinice dokumentacji Charlotte twierdzi, że wskaźnik
sukcesów terapii Gersona w leczeniu śmiertelnych chorób znacznie
przewyższa wyniki osiągane za pomocą konwencjonalnych metod leczenia.
Należy jednak pamiętać, że terapia ta może się nie powieść z wielu
powodów, np. sposobu wcześniejszego leczenia, gdy pacjent nie
przestrzega wszystkich zasad terapii, gdy ma usunięty ważny organ.
Geniusz ujawniony
„Wielkie umysły zawsze narażają się na gwałtowne ataki
miernoty” — powiedział Albert Einstein. Nikt tak jak Gerson nie doświadczył tej
prawdy na sobie. Był niezwykłym intuicjonistą. Miał dar stawiania
właściwych pytań we właściwym czasie i poszukiwania odpowiedzi
z naukową precyzją. Ale jego sukcesy w leczeniu przypadków uznanych
przez medycynę za beznadziejne nie spodobały się lekarskiemu
establishmentowi. Pacjenci się do niego garnęli, a świat medyczny
stosował ostracyzm. Krytykowano go już wcześniej, gdy na początku lat 20.
Max Gerson przestrzegał przed skutkami palenia tytoniu — w tym czasie jego
koledzy po fachu brali udział w kampaniach reklamowych koncernów
tytoniowych, przekonując, że palenie jest nieszkodliwe, a wręcz służy
zdrowiu.
Do genialnych odkryć doprowadziły Gersona męczące go migreny.
Odwiedził gabinety wielu profesorów, ale nie uzyskał żadnej pomocy. Młodemu
lekarzowi nie umieli też pomóc jego akademiccy nauczyciele. Sam przeczytał
wszystko na ten temat, ale nie znalazł rozwiązania. Do czasu gdy
w jego ręce wpadł artykuł o kobiecie wyleczonej z migren dzięki
zmianie diety. Choć na studiach nigdy nie słyszał, że przewlekłe choroby
mogą być związane z dietą, Gerson poszedł tym tropem, eksperymentując
na sobie samym. Po kilku niepowodzeniach odkrył, że pozbawiona soli
wegetariańska dieta pomaga w pokonaniu bólów i nudności. Włączył więc
leczenie dietą do swej praktyki lekarskiej. Z powodzeniem — wszyscy
tak leczeni pacjenci po 3-4 tygodniach zgłaszali ustąpienie migren. Jak
długo trzymali się diety, tak długo byli wolni od uciążliwego bólu.
Kolejny przełom nastąpił, gdy jeden z pacjentów wrócił
po miesiącu i oprócz zwalczenia migreny pochwalił się wyleczeniem
gruźlicy skóry. Nawet sam Gerson nie chciał w to uwierzyć. „Przecież to
choroba nieuleczalna!” — skomentował. Do tej pory medycyna akademicka
stosowała jedną terapię dla jednej dolegliwości. Gerson nie mógł znaleźć
powiązania między migreną a gruźlicą. A że wieści szybko się
rozchodzą, swoich pacjentów przysłał do niego sceptyczny dr Ferdynand
Sauerbruch, specjalista w dziedzinie gruźlicy z monachijskiej
kliniki. Oznajmił, że jeśli terapia Gersona wstrzyma postępy uznanej za nieuleczalną
choroby choćby u jednego jego pacjenta, uwierzy w jego metodę.
Tymczasem terapia nie tylko wstrzymała proces chorobowy, ale z 450
pacjentów szpitala uniwersyteckiego w Monachium 446 zostało przez Gersona
zupełnie wyleczonych! Sauerbruch dotrzymał słowa i opublikował wyniki
w licznych pismach naukowych.
Zwalczenie gruźlicy skóry dało Gersonowi do myślenia.
A co ze śmiercionośną gruźlicą płuc? Z chorobami nerek, kości,
mózgu...? Gerson podjął wyzwanie i wszyscy jego pacjenci cierpiący
na te choroby — w tym żona dr. Schweitzera — zostali wyleczeni.
Okazało się też, że po zastosowaniu „diety migrenowej” zniknęły inne
dolegliwości, w tym problemy z ciśnieniem, alergie, astma. Gerson zrozumiał, że poprzez zmianę diety nie leczył
pojedynczej choroby; na terapię reagował układ metaboliczny
i odpornościowy. A to znaczyło, że leczone było całe ciało. I że
drzwi do leczenia „nieuleczalnych” chorób zostały otwarte.
Od migreny do raka
A mimo to Gerson uznał, że nie wie, jak leczyć raka. Tak
odpowiedział pacjentce, która w 1928 roku wezwała go na wizytę
domową. Kobieta przeszła operację z powodu raka przewodów żółciowych.
Miała żółtaczkę i wysoką gorączkę. Znała sukcesy lekarza w leczeniu
gruźlicy i błagała o pomoc. Gerson w końcu uległ. „Spróbowałem
i około sześciu miesięcy później pacjentka była wyleczona! — napisał
w swej książce pt. A Cancer Therapy: Results of Fifty Cases and
the Cure of Advanced Cancer by Diet Therapy. — (...) Przysłała do mnie
dwie kolejne osoby chore na raka z przerzutami w jamie brzusznej
— również zostały wyleczone! Trzeci przypadek także został wyleczony!
Spróbowaliśmy w trzech przypadkach i wszystkie trzy zakończyły się
sukcesem!”.
Ale trudno mówić tu o paśmie sukcesów. Kolejne sześć
przypadków w Wiedniu zakończyło się bowiem porażką. Gerson był zszokowany
i zniechęcony. Ale próbował nadal. W Paryżu z siedmiu osób
uratował trzy. Podczas wykładu wygłoszonego w 1956 roku w Escondido
w Kalifornii wspominał przypadek Ormianki: „Musiałem działać wbrew całej
rodzinie. W tej rodzinie było wielu lekarzy i miałem mnóstwo
kłopotów. Tym niemniej w tym przypadku powiodło mi się. Miała ona
odrastającego raka sutka. Za każdym razem rodzina narzekała, że pacjentka
»tak bardzo podupadła«. Ważyła tylko 78 funtów [ok. 35 kg]. Została z niej
skóra i kości i chcieli, bym podawał jej żółtka. Dałem jej trochę
żółtka — rak odrósł. Potem nalegali, bym podawał jej mięso — surowe
siekane mięso. Dałem jej i rak odrósł. Za trzecim razem chcieli, bym
jej dawał trochę oleju. Dałem jej i rak odrósł po raz trzeci.
Tym niemniej trzy razy byłem w stanie eliminować i leczyć tego raka.
A wciąż nie miałem pojęcia, czym jest rak. Gdyby ktoś mnie zapytał
o teorię, po prostu o to, co ja właściwie robię, musiałbym
odpowiedzieć: doprawdy sam nie wiem”.
Już w Stanach Zjednoczonych, dokąd Gerson wyjechał
z rodziną przed wybuchem drugiej wojny światowej, odkrył różnicę między
chorującymi na choroby chroniczne a chorującymi na raka. Ci
pierwsi mieli „zniszczoną, słabą wątrobę”, ci drudzy — „toksyczną wątrobę”. Gerson odkrył też, że chorzy na raka nie mogą
całkowicie strawić pożywienia, przyswoić tłuszczów i olejów,
a niestrawione resztki są przejmowane przez tkankę nowotworową
i stają się jej pożywką. Po latach prób i błędów opracował
doskonałą — zdaniem wielu — terapię, skuteczną nawet u śmiertelnie chorych
pacjentów.
Gdy dr Gerson otworzył własną klinikę, trafiało do niego
coraz więcej przypadków terminalnych. Z jednej strony inni pacjenci mogli
obserwować, jak ratuje bardzo zaawansowane przypadki, z drugiej — jak
wyznał w Escondido — „miałem nóż Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego
na gardle i na plecach. Miałem tylko terminalne
przypadki. Gdybym ich nie uratował, moja klinika stałaby się
umieralnią. Niektóre osoby były przynoszone na noszach. Nie mogły
chodzić. Nie mogły już jeść. Było bardzo, bardzo trudno. Tak więc
naprawdę musiałem opracować terapię, która pomagałaby w tych dalece
zaawansowanych przypadkach”. Gerson pamiętał, że w gruźlicy i innych
chorobach zwyrodnieniowych nie wolno leczyć objawów. Cały organizm musi być leczony.
„Stopniowo doszedłem do wniosku, że najważniejszą częścią naszego
organizmu jest przewód pokarmowy. Wszystko, co zjadamy, powinno być właściwie
trawione; inne narządy przewodu pokarmowego powinny działać prawidłowo
i pomagać w trawieniu do produktów końcowych, a jednocześnie
usuwać wszystkie produkty odpadowe, wszystkie toksyny i trucizny, które
muszą być usuwane, tak by nic nie gromadziło się w naszym ustroju. To
właśnie — pomyślałem sobie — jest rzeczą najważniejszą w leczeniu
gruźlicy. Tak samo musi być we wszystkich innych chorobach
zwyrodnieniowych. I do dziś jestem przekonany, że rak nie wymaga
»swoistego« leczenia. Rak jest chorobą zwyrodnieniową, a wszystkie
choroby zwyrodnieniowe muszą być leczone tak, by najpierw odtruć cały
organizm”.
Odsunięty
na margines
na margines
Wydawałoby się, że świat medyczny zareaguje entuzjastycznie
na odkrycia i badania Maxa Gersona. Tak jak pacjenci — żywe
świadectwa jego geniuszu. Tymczasem nabrano wody w usta. Choć Gerson
napisał wiele artykułów i przesłał je do kilku pism medycznych, wszystkie
zostały odrzucone pod różnymi pretekstami. Pacjentom pytającym o jego
terapię w Stowarzyszeniu Lekarzy Amerykańskich nie udzielano wyjaśnień.
Mimo że Gerson kilkakrotnie dostarczał dane uwierzytelniające wyniki swej
terapii, a nawet prezentował pacjentów przed Radą Lekarzy Nowojorskiego
Stowarzyszenia Lekarskiego, ta nie upubliczniła swoich wniosków, choć Max
Gerson o to zabiegał. Młodzi lekarze, którzy zafascynowani osiągnięciami
Gersona zgłaszali się do niego na staż, by nauczyć się zasad terapii,
otrzymywali pogróżki o wykluczeniu ze stowarzyszeń lekarskich, co
wiązało się z niemożnością prowadzenia własnej praktyki.
W latach 40. Stany Zjednoczone wydały wojnę chorobom
nowotworowym. Dr Max Gerson również włączył się w ten nurt, zyskując
poparcie kilku senatorów. W 1946 roku przedłożył komisji senackiej
powołanej do walki z chorobą nowotworową materiał dowodowy
potwierdzający skuteczność jego metody, zawierający treść przesłuchania pięciu
świadków — osób z zaawansowanym stadium raka, odesłanych do domu
przez bezradną służbę zdrowia i wyleczonych metodą Gersona. Niestety,
z uwagi na silne lobby niechętne Gersonowi jego terapia nie znalazła
się w gronie usankcjonowanych metod leczenia raka w USA. Jak pisze
jego córka, materiały dowodowe dostarczone przez jej ojca Kongresowi zostały
usunięte z oficjalnych dokumentów, wbrew wszystkim regułom zabraniającym
takich praktyk.
Odcięty od możliwości publikacji swych prac
w naukowych periodykach Gerson zebrał wszystkie materiały i napisał
swoją ostatnią książkę — medyczny testament: A Cancer Therapy: Results
of Fifty Cases (Leczenie raka. Wyniki 50 przypadków). Jej rękopis tuż przed
ukończeniem został skradziony. Gerson przed śmiercią w 1959 roku mozolnie
odtworzył całość, ale sam był w ciągu tej pracy dwukrotnie truty.
Niestety, za drugim razem skutecznie. Mimo przeciwności losu terapia
przetrwała dzięki książce oraz grupie wolontariuszy, utworzonej początkowo
przez kilkoro wyleczonych pacjentów. Nieco później Charlotte Gerson podejmuje
dzieło swojego ojca i zakłada Instytut Gersona w San Diego, powstaje
również Klinika Gersona w Meksyku. Dwa lata temu jej filię otworzono
w Europie — na Węgrzech.
Smutne to, że wciąż świat medyczny nie bierze pod uwagę
prostej, skutecznej i naturalnej terapii raka. Studenci medycyny nie są
uczeni o kolosalnej roli diety, witamin, biopierwiastków i innych
substancji roślinnych w procesach zdrowienia, bo świat akademicki kładzie
nacisk na terapie farmakologiczne — nie tak skuteczne w chorobach
przewlekłych i szkodliwe dla organizmu. Tak jak przed laty, tak
i dziś lekarzom planującym szkolenie w meksykańskiej Klinice Gersona
„odradza się” to, tłumacząc, że złamałoby to rozwój ich kariery lekarskiej,
przyznaje Charlotte Gerson. To wyjaśnia jej zdaniem, dlaczego tak mało lekarzy
jest przeszkolonych w zakresie terapii Gersona. Niektóre prawa krajowe,
jak np. amerykańskie, zabraniają używania naturalnych terapii w leczeniu
raka. Dlatego wiele klinik stosujących terapię naturalną musiało przenieść się
poza granice USA.
W kolejnym numerze szczegóły terapii Gersona.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz