To był proces, który zmienił moje negatywne nastawienie
do sądów i sędziów.
Gdy Eleda, jedna
z naszych afrykańskich uchodźczyń, zadzwoniła do mnie z prośbą
o spotkanie z nią
i jej adwokatem, byłem zaskoczony.
Miała dwanaścioro dzieci, a oskarżyciel — młody mężczyzna, który pozwał
do sądu ją i miejscowy hotel Marriott — próbował dowieść, jakoby go
molestowała.
Myśl, że babciowata Eleda miałaby się wobec kogokolwiek tak
niestosowanie zachować, była niedorzeczna. Nie mogłem w to uwierzyć. Mimo
to jako pastor zostałem poproszony o wsparcie jej w tej trudnej
sytuacji.
Mężczyzna nie tylko zarzucał jej poklepanie go po pupie,
ale też oskarżał hotel Marriott o zniesławienie i dyskryminację
za bezprawne zwolnienie z pracy. Rozjuszony człowieczek stanął
do walki z wielką korporacją. Udało mu się nawet zdobyć poparcie
Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich. Wstępne spotkanie z prawnikiem,
Eledą i pracownikami hotelu poszło gładko. Wszyscy mieli nadzieję, że
niepoważny pozew nigdy nie trafi na wokandę.
Po paru miesiącach Eleda jednak dostała wezwanie. Mężczyzna
zażądał odszkodowania w wysokości 25 tys. dolarów i od niej, i
od hotelu. Zdecydował, że sam siebie będzie reprezentować
na rozprawie, bo pewnie nie chciano się podjąć jego sprawy i nie miał
pieniędzy na prawnika.
Sędzia powiadomiła go, że w razie przegranej zostanie
obarczony wszelkimi kosztami sądowymi, i doradziła odstąpienie
od zarzutów. Eleda i hotel mieli nadzieję, że mężczyzna da
za wygraną, ten jednak nie chciał się przyznać do wysunięcia
bezpodstawnych oskarżeń. Mimo perswazji sędzi postanowił walczyć do końca,
czyli do końca dwugodzinnej rozprawy. Niestety, cały ten nudny proces
musiałem wysiedzieć w sali sądowej.
Oskarżyciel poświęcił całe miesiące na przygotowanie
argumentów. Wziął nawet z sobą stos dokumentów o wysokości
trzydziestu centymetrów, mający przekonać sąd, że należy mu się znaczące odszkodowanie.
Ale im więcej okazywał dowodów, tym większe narastało we mnie
przeświadczenie o całkowitej bezsensowności jego zarzutów. Nie wierzyłem,
aby sędzia miała nie uznać ich za pomówienie i zakończyć postępowania
już na wstępie. Byłem pewien, że mężczyzna po prostu próbuje wyłudzić
od Eledy i hotelu pieniądze.
Sędzia miała jednak do niego niewiarygodnie dużo
cierpliwości. Przejrzawszy stertę dokumentów, oddała mu je i poprosiła
o przedstawienie najmocniejszego dowodu. Mężczyzna wybrał trzynaście
listów, które jak sądził, dowodziły jego racji. Sędzia odczytała domniemane
kłamstwa w każdym z listów i zapytała, czy według oskarżyciela
stwierdzenie dotyczy jego osoby. Było oczywiste, że w żadnym z nich
nie użyto szkalujących słów, lecz jedynie stwierdzono fakty, spośród których
zresztą wiele odnosiło się do innej osoby.
Im dłużej tam siedziałem, tym bardziej traciłem cierpliwość.
Po szóstym, siódmym liście nawet sędzia zaczęła mnie irytować. Widziałem
jak na dłoni, że oskarżyciel zachowuje się jak pajac. Po co sędzia
miałaby tracić i swój, i mój czas na takie pomówienia? Co
gorsza, kiedy mężczyzna skończył przedstawiać ostatni, trzynasty dokument,
sędzia przez kolejne pół godziny ciągnęła go za język. Myślałem tylko,
kiedy to się skończy.
Gdy wreszcie przyznał, że nie ma absolutnie nic więcej
do dodania, sędzia zakończyła rozprawę słowami: „Zapoznam się bardzo
dokładnie jeszcze raz z pańskimi dokumentami i w ciągu dwóch tygodni
powiadomię obie strony o podjętej przeze mnie decyzji”.
Nowe spojrzenie
na sędziego
na sędziego
Mniej więcej wtedy olśniło mnie. Uprzytomniłem sobie, że sędzia
dokładała wszelkich starań, aby okazać cierpliwość i sprawiedliwość. Była
sumienna aż do przesady. Chciała się zapoznać z każdym możliwym
niuansem. Nic nie można było jej zarzucić.
Wówczas doznałem olśnienia po raz drugi. Jeśli
kiedykolwiek miałbym trafić przed sąd — pomyślałem — chciałbym, żeby moją
sprawę rozpatrywała ta sędzia. Wiedziałem, że będzie pedantycznie sprawiedliwa
i wydobędzie na jaw każdy najmniejszy dowód.
Tamtego dnia w sądzie
dokonałem odkrycia, które spowodowało u mnie zasadniczą zmianę myślenia.
Zamiast widzieć w sędziach obojętnych i oschłych osobników, którzy
tylko zastanawiają się, jak by tu mnie skazać, zobaczyłem, że sędzia była
pedantycznie sprawiedliwą osobą, która stanęłaby „po mojej stronie”.
Jej osądowi mógłbym zaufać. Nawet nie musiałaby mnie przekonywać
o sprawiedliwości. Po prostu byłaby sprawiedliwa.
Refleksja nad tym doświadczeniem zmieniła całkowicie moje
spojrzenie na Boga jako sędziego. Zacząłem postrzegać Jego skrupulatność
jako świadectwo tego, że w końcowym efekcie można Mu całkowicie zaufać.
Wcześniej przerażał mnie biblijny werset mówiący, że „wszystkie
czyny Bóg przywoła na sąd, również i te ukryte: zarówno dobre, jak
i złe”1. Wtedy jednak pojąłem, że zbadanie każdego
mojego słowa i czynu świadczy jedynie o Bożej sprawiedliwości. Teraz
chcę, aby to On był moim sędzią. Całkowita bezstronność Boga daje mi jeszcze
większy powód do wiary w wynik niebiańskiej rozprawy. Moje nowe
odkrycie było zarówno olśnieniem, jak pociechą.
Razem ze zmianą myślenia na temat Boga jako sędziego
przyszło odkrycie dotyczące samego sądu. Teraz już nie chcę uniknąć Bożego
sądu, a wręcz pragnę, aby nastąpił jak najszybciej. Przecież sędzia jest
po mojej stronie! I to sędzia pedantycznie sprawiedliwy!
Sędzia jako
wybawiciel
wybawiciel
Kilka lat wcześniej również w moim myśleniu nastąpiła
pewna zmiana. Studiując któregoś dnia biblijną Księgę Sędziów, odkryłem, że
w czasach biblijnych sędziego postrzegano jako wybawcę. Izraelici przez
jakiś czas podążali za Bogiem, ale potem zaczynali służyć bogom ościennych
narodów. Doprowadzało to ich do moralnego i społecznego upadku, a
w efekcie do niewoli u ludów, których bogów przyjmowali. Wtedy
wołali do swojego Boga, a On powoływał sędziego na ich oswobodziciela
i wybawcę. I taki sędzia w końcu ich wyzwalał
Już wtedy zaczynało do mnie docierać, że niebiański Sędzia
godny tego miana będzie też Wybawicielem. Doświadczenie z Eledą
i sędzią dopełniło zmiany w moim myśleniu. Teraz śmiało oświadczam:
Boże, osądź mnie, bo jesteś pedantycznie sprawiedliwy i stoisz
po mojej stronie! Odrzuć mojego oskarżyciela z jego oskarżeniami!3.
David Bissell
1 Koh 12,14 Biblia Paulińska. 2 Zob. Sdz 2,16-18. 3 Zob. Ap 12,10.
[Artykuł ukazał się w „Signs of the Times” 4/2012.
Tłum. Paweł Jarosław Kamiński dla www.adwentysci.waw.pl].
Znaki Czasu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz