W 2004 roku
Terry Benedict
nakręcił film
dokumentalny
Terry Benedict
nakręcił film
dokumentalny
„The
Conscientious
Objector”1. Film
otrzymał liczne
pochwały krytyków
i nagrody, choć opowiada historię amerykańskiego żołnierza, który... nigdy
nie dotknął karabinu.
Objector”1. Film
otrzymał liczne
pochwały krytyków
i nagrody, choć opowiada historię amerykańskiego żołnierza, który... nigdy
nie dotknął karabinu.
Trochę zaskakująca jest sympatia dla takiej
niezbyt chwalebnej postawy w kraju, gdzie
reżyserzy
filmowi prześcigają się w gloryfikowaniu patriotyzmu, zwłaszcza podczas
wojny. Oczywiście gdyby skończyło się tylko na odmowie posługiwania się
bronią, sprawa otarłaby się jedynie o sąd polowy, lecz w tej historii
jest również bardzo „ojczyźniany” i bohaterski wątek.
Ciekawy przypadek
Desmonda Dossa
Desmonda Dossa
Podczas drugiej wojny światowej
Desmond Tomas Doss otrzymał powołanie do wojska. Wyznaczonego dnia młody
mężczyzna karnie stawił się w bramie koszar, ale wraz z nim pojawił
się problem. Poborowy uparcie odmawiał odbioru i noszenia broni. Desmond
był adwentystą dnia siódmego i zgodnie z szóstym przykazaniem
biblijnego dekalogu nie chciał zabijać. Choć w tamtych czasach nie było
zwyczajową praktyką w armii amerykańskiej, by umożliwiać inną formę
odrobienia służby wojskowej, to jego argumentów wysłuchano i przydzielono
go do służby w oddziale medycznym. Pacyfistyczne przekonania
religijne i wynikająca z nich postawa nieczynienia bliźniemu krzywdy
naraziły jednak młodego adwentystę na nieustanne kpiny kolegów. Takich jak
on uważano powszechnie za zwykłych tchórzy. Ta opinia uległa gwałtownej
zmianie w maju 1945 roku, gdy podczas walk w pobliżu japońskiej wyspy
Okinawa sanitariusz Doss wykazał się heroiczną odwagą, wynosząc poza linię
ognia 75 ciężko rannych żołnierzy. Z narażeniem życia uratował swych
kolegów od pewnej śmierci. Po zakończeniu działań wojennych prezydent
Harry Truman osobiście wręczył Medal Honorowy Kongresu Stanów Zjednoczonych
temu „nietypowemu bohaterowi”. Taki właśnie tytuł nosi książka poświęcona życiu
Desmonda Dossa2.
Bóg wojny...
Odmowa noszenia broni ma długą
tradycję w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego [w USA — dop. red.].
Członkowie tego Kościoła powoływani do wojska służyli jako sanitariusze
lub na innych stanowiskach pomocniczych. I tak jak Dessmond Doss
wyróżniali się w trudnych sytuacjach. Charles Shyab, inny amerykański
adwentysta, musiał czekać dłużej niż Doss, zanim został uznany za bohatera
wojennego. 9 listopada 2012 roku, 44 lata po bitwie o górę Chu Moor
w Wietnamie, podczas której uratował kilkunastu żołnierzy, został
uhonorowany Medalem Brązowej Gwiazdy. Medal ten jest przyznawany przez armię
USA za „czyn heroiczny, akt zasługi lub służbę w strefie walki”.
Po wojnie Charles Shyab pracował jako nauczyciel. Podczas wręczania mu
orderu powiedział: „To doświadczenie z Wietnamu pomogło mi utrzymać
dyscyplinę w klasach i nauczyło mnie empatii. Uczyniło również
ze mnie świadka Bożej łaski. Zachowałem bowiem Biblię, którą miałem
w Wietnamie. Widać na niej jeszcze plamy mej krwi i odłamki
pocisku. Przyniosłem ją na lekcje i mówiłem moim studentom
o miłości i opiece Bożej. Każdy dzień jest dla mnie darem
i okazją, by świadczyć o Bogu i pełnić Jego wolę”3.
Kim jest patriota? Czy musi być
nim koniecznie ktoś, kto pozbawił życia wiele istnień ludzkich w jakiejś
usprawiedliwionej wyższą koniecznością wojnie? Czy hasła wolności, suwerenności
i honoru wystarczą, by usprawiedliwić każdą przemoc? W końcu — czy
Bóg każe nam być patriotami i to w takim „militarnym” znaczeniu?
Z żadnej kanonicznej księgi Starego Testamentu nie wynika, jakoby Bóg był
zwolennikiem skrajnie narodowego patriotyzmu. To prawda, że wymagał
od Izraelitów np. podboju ziem Kanaanu, by tam założyć nowe państwo
teokratyczne, lecz czy tylko po to, by Jego lud mógł cieszyć się
posiadaniem własnej flagi i godła? Czy po to, by popadł w ciężką
ksenofobię i gardził każdym innym narodem? Na podstawie uważnej
lektury m.in. Pierwszej Księgi Królewskiej (rozdział 8.) czy Księgi Izajasza
adwentyści przyjmują naukę, że Pan Bóg planował założenie takiego wzorcowego
państwa, do którego dobrowolnie przyjdą obce narody, przyciągnięte
licznymi błogosławieństwami, jakie staną się jego udziałem. Ale nade wszystko
miała przyciągnąć ich Boża miłość i łaska oraz doskonałe prawo — dekalog.
Niestety, naród wybrany zamiast uświęcać się i głosić ewangelię, wbił się
w pychę i odizolował od innych nacji, opacznie interpretując
Boży nakaz zachowania czystości etnicznej jako cnoty samej w sobie. To
zaś, że wiele z tych narodów miało być wybitych w pień, nie powinno
stać się dla nas wzorem do pochopnej realizacji. Pogłębiona lektura
ksiąg Starego Testamentu pokazuje wyraźnie, że taki wyrok śmierci bywał
wydawany przez Boga po setkach lat „czasu łaski”, gdy to Boży prorocy z wyraźnego
Bożego nakazu byli posłani nawet do pogańskich krajów, by ostrzec ich
przez zbliżającym się sądem4. Tylko Bóg jako Stworzyciel, Pan i Sędzia
wszystkich ludzi ma prawo do wydawania takich wyroków.
… czy Bóg pokoju?
W Nowym Testamencie kwestia patriotyzmu
wydaje się być już całkiem nieobecna. Gdy do Jana Chrzciciela przyszli
poruszeni jego kazaniami żołnierze z pytaniem, co mają czynić, on nic nie
wspomniał o problemie rzymskiej okupacji Palestyny ani o konieczności
walki wyzwoleńczej i tym bardziej o umiłowaniu ojczyzny. Mówił im
za to o potrzebie oczyszczenia swych sumień od wszelkiej
nieprawości5. Jezus
zdystansował się od problemu patriotyzmu zupełnie, mówiąc do Piłata:
„Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było
Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie
Królestwo moje nie jest stąd”6. A w Modlitwie Pańskiej nakazał swym
naśladowcom prosić Ojca w niebie: „Przyjdź Królestwo twoje”. Zaś dwa
ostatnie rozdziały Księgi Apokalipsy są obietnicą wysłuchania przez Boga tej
prośby i proroczą wizją założenia tu, na ziemi, owego królestwa, gdy
nadejdzie wyznaczony czas. A co do tego momentu mają czynić
chrześcijanie? Być solą ziemi i światłością świata7. Czyli godnie
reprezentować zasady przedstawione w Piśmie Świętym, jako wyraz Bożego
charakteru, który Pan chce odtworzyć w nas na swój obraz
i podobieństwo8. Naśladować Jezusa w Jego umiłowaniu bliźniego,
bez względu na narodowość9. Realizować Jezusowy nakaz głoszenia ewangelii
wszystkim narodom10. Nawet w tak niesprzyjających okolicznościach
jak wojna naśladowca Chrystusa znajdzie okazję, aby stać się przekaźnikiem
Bożych błogosławieństw. Nawet będąc żołnierzem, można służyć drugiemu
człowiekowi bez łamania Bożych zasad. I nawet jeśli żaden medal nie zostanie
nam przypięty, możemy ufnie wyglądać owego „miasta mającego mocne fundamenty,
którego budowniczym jest sam Bóg”11. A my wszyscy możemy być jego obywatelami12. Dwa ostatnie
rozdziały Księgi Apokalipsy w plastyczny sposób ukazują nowe Jeruzalem,
stolicę prawdziwej ojczyzny wyznawców Jezusa Chrystusa. Możemy wierzyć Biblii.
Jest księgą opartą na faktach, napisaną przez prawdomównego Autora13. Choć niektóre
jej fragmenty wyglądają jak scenariusz filmu SF, to jednak staną się kiedyś
rzeczywistością. Lecz w innym świecie i w innym wymiarze. Bo czego
Orwell, Clarke czy Lem nie zdołali wymyślić, to przygotował Bóg tym, którzy go
miłują14.
Beata Frańczak
Znaki Czasu kwiecień 2014 r. www.sklep.znakiczasu.pl kontakt@znakiczasu.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz