Nowy Testament około stu razy
nawiązuje do Księgi Rodzaju i początków ludzkości. Sam Chrystus
przypominał swoim słuchaczom o akcie stworzenia człowieka. Czyż nie
czytaliście? — pytał uczniów1. Dziś biologia molekularna, genetyka i fizyka
potwierdzają to, co zapisano w Biblii.
Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi
i tchnął w nozdrza jego dech życia.
Wtedy
stał się człowiek istotą żywą”2.
Jak to się zaczęło?
Powróćmy do samego
początku: jak się to wszystko zaczęło? Według teorii ewolucji „kilka miliardów
lat temu w jakimś punkcie na ziemi pewne martwe, nieożywione
substancje podjęły decyzję, by z własnej woli i bez zewnętrznych sił,
za wyjątkiem istniejących zjawisk przyrodniczych, połączyć się
ze sobą i uformować pierwszą żywą komórkę” — pisze dr Farid
Abou-Rahme w książce I rzekł Bóg... Nauka potwierdza autorytet
Biblii. Zatem według teorii ewolucji życie może pochodzić z martwej
materii. Aż dziw, że do dziś się to powtarza. Za czasów Darwina było
to normalne. Ludzie wierzyli w samorództwo, w to, że z martwego
mięsa powstają larwy, a ze śmieci — myszy, muchy i insekty. Ale kłam
temu zadał Louis Pasteur, gdy dowiódł, że życie może pochodzić tylko
od życia. Opornie jednak przychodziła naukowcom akceptacja prawa
biogenezy. Ale cała dziedzina mikrobiologii jest oparta na fakcie, że
nawet w świecie mikrobów życie pochodzi od życia.
W czasach Darwina przyjmowano,
że prosta komórka jest naprawdę prosta. Dzisiaj nauka wie, że prosta komórka
zawiera tysiące różnorodnych białek i innych substancji, których są
miliardy, a także łańcuchy DNA, RNA i inne wysoce złożone cząsteczki
zorganizowane w niewiarygodnie skomplikowany system — wszystko to stanowi
jedną „prostą” komórkę! Im więcej naukowcy prowadzą badań nad DNA
i genami, tym bardziej są zafascynowani stopniem złożoności życia.
„Dwie podstawowe części każdego
żywego systemu to DNA i białka. Wszystkie ludzkie cechy są zaszyfrowane
na okołodwumetrowym łańcuchu DNA, zwiniętym w spiralę, kiedy życie
rozpoczyna się jako drobniutka kuleczka wielkości małej kropki na tej
stronie. DNA jest zbudowany jak sznur pereł, którego koraliki działają jak
litery alfabetu, opisując nasze cechy dziedziczne. Białko to łańcuchy aminokwasów.
Każdy łańcuch jest zwinięty w specjalny kształt, który koduje poszczególne
funkcje, takie jak skurcz mięśni, trawienie itp. Na przykład łańcuchy
kilkuset nukleotydów w DNA mówią komórce, jak utworzyć białko zwane
hemoglobiną i że to białko ma funkcjonować jako nośnik tlenu
w czerwonych ciałkach krwi — pisze Abou Rahme. — Początki relacji pomiędzy
DNA a białkiem sprawiają ewolucjonistom wielki problem. Naturalną
skłonnością DNA i cząsteczek białka jest to, że wymieszane i pozostawione
same sobie łączą się we wszelkiego rodzaju śmiertelne kombinacje. Właśnie
dlatego, nawet w wyrafinowanych i kontrolowanych warunkach
laboratoryjnych, sławne eksperymenty przeprowadzone przez Millera, Foxa
i innych, mające na celu wyprodukowanie życia w laboratorium,
nigdy się nie powiodły. Pozostawione upływowi czasu, przypadkowi, a także
swoim chemicznym właściwościom nukleotydy, aminokwasy z DNA i białka będą reagować
ze sobą w taki sposób, który zniweczy jakąkolwiek nadzieję
na stworzenie życia”.
Czyż w kontekście
współczesnej wiedzy, nie staje się oczywiste, że aby stworzyć żywą komórkę,
naukowcy potrzebują stworzenia? Dr Michael Denton, autorytet w dziedzinie
biologii molekularnej, który nie jest kreacjonistą, w swojej książce Evolution:
a Theory in Crisis (Ewolucja: teoria w stanie kryzysu) określa
chemiczną ewolucję życia jako „po prostu obrazę dla rozumu”. H.S. Lipson,
brytyjski fizyk, pyta w artykule Fizyk spogląda na ewolucję,
opublikowanym w maju 1980 roku w „Physics Bulletin”, jak mogła
powstać żywa materia, skoro nie przez oddziaływania atomów, siły przyrody
i promieniowanie. I dochodzi do wniosku: „Musimy pójść dalej
i przyznać, że jedynym godnym przyjęcia wyjaśnieniem jest stworzenie...
Wiem, że jest to anathema dla fizyków, tak jak i dla mnie... ale
nie możemy odrzucać teorii, której nie lubimy, jeśli dowody eksperymentalne ją
popierają”.
Wniosek wypływający
ze współczesnych nauk: biologii molekularnej, genetyki, fizyki,
jest jeden — życie to cud dokonany przez Stwórcę.
Matematycy w akcji
Podchodząc do sprawy
matematycznie, możliwość powstania takiej prostej komórki przez przypadek
(zakładając, że w ogóle jest możliwe powstanie komórki z materii
nieożywionej) została obliczona przez kilku matematyków niezależnie. M. Golay
obliczył prawdopodobieństwo przypadkowego uporządkowania cząsteczek
w system powielający się. Założył, że stanie się to dzięki serii półtora
tysiąca kolejnych postępujących po sobie wydarzeń. Każdemu z nich
nadał hojnie prawdopodobieństwo 1/2 i otrzymał wynik 1×10450 prób!
„Aby zrozumieć tę liczbę — pisze
Abou-Rahme — rozważmy całkowitą liczbę możliwych przypadków w czasie
i przestrzeni. Przez wzgląd na dobro argumentacji pozwólcie, że
przyjmiemy ewolucyjną skalę czasu trzy biliony lat (1020 sekund), a całkowita dostępna przestrzeń
o promieniu pięciu miliardów lat świetlnych jest równa 10130 elektronów. (Jeden rok świetlny to odległość,
którą światło pokona w ciągu jednego roku przy prędkości 299 800 km
na sekundę). Jeśli każda cząsteczka może brać udział w stu trylionach
(1020)
wydarzeń w ciągu sekundy, wtedy największa dostępna liczba wydarzeń,
które mogłyby mieć miejsce w całej przestrzeni i czasie, mogłaby być
10130×1020×1020=10170 przypadków. Wtedy prawdopodobieństwo
zaistnienia wydarzenia (w tym przypadku 1×10450) jest mniejsze niż jeden do liczby wydarzeń, które
kiedykolwiek mogły się pojawić (10170), a wtedy prawdopodobieństwo jego pojawienia
się jest przyjmowane przez matematyków jako zero”. Uff, trudne wyliczenia
dla niematematyków, ale zapamiętajmy choćby ostatnie zdanie.
Sir Fred Hoyle, sławny
ewolucjonista, profesor astronomii w Cambridge, badał możliwość powstania
życia przez przypadek, w efekcie czego 14 sierpnia 1981 roku
na łamach „London Daily Express” zamieścił artykuł
pod znamiennym tytułem Bóg musi istnieć. To był wniosek, który
wyciągnął po szczegółowej analizie matematycznej. Wyjaśnił, że samoistne
powstanie życia jest w takim stopniu prawdopodobne jak możliwość, że
„tornado przelatujące przez złomowisko mogłoby zmontować Boeinga 747
ze znalezionych tam materiałów”.
Mimo wyspecjalizowanych zespołów
badaczy, funduszy na prace badawcze, nowoczesnych urządzeń, wyszukanego
wyposażenia laboratoriów naukowcy nie są w stanie stworzyć prostej komórki
z martwej materii. Ewolucjoniści jednak chcą, abyśmy wierzyli, że to
po prostu zdarzyło się samo miliardy lat temu, podkreśla Abou-Rahme, ale
jak mówi, trzeba czegoś więcej niż wiary, by uwierzyć w taki przypadek,
który ewolucjoniści nazywają nauką.
Problem
z dzięciołem i żukiem
z dzięciołem i żukiem
Drugi problem brzmi: jak prosta
komórka stała się skomplikowaną ludzką istotą? Według teorii ewolucji stało się
to poprzez serię mikromutacji — zmian w strukturze genetycznej, spowodowanych
czynnikami zewnętrznymi, np. promieniowaniem przenikającym komórkę zarodka.
Należy jednak pamiętać, że mutacje to nie to samo co dobór naturalny, choć jak
przypomina Abou-Rahme, oba te pojęcia używane są zamiennie, by wprowadzać
ludzi w błąd. I przytacza przykład ćmy pieprzówki, podawanej często
jako dowód ewolucji, choć w rzeczywistości jest dowodem naturalnej
selekcji. „W latach 50. XIX w. jasna odmiana ćmy pieprzówki stanowiła 98 proc.
całości populacji w Anglii. Były dobrze zakamuflowane na jasnym tle
drzew, podczas gdy ciemne wyraźnie rzucały się w oczy i były wyjadane
przez ptaki. Następnie zanieczyszczenie środowiska związane z rewolucją
przemysłową zniszczyło porosty na drzewach, ujawniając ciemny kolor kory.
W rezultacie ciemne ćmy były lepiej zakamuflowane niż jasne. Mając
większe szanse przeżycia, ciemne ćmy rozmnożyły się, stanowiąc w latach
50. XX w. 98 proc. populacji. Ćmy wcale się nie zmieniły! Nadal były jasne lub
ciemne. Mimo iż podręczniki cytują to wydarzenie jako przykład ewolucji
mającej miejsce współcześnie, to z pewnością nie jest to prawda”.
Ewolucjoniści mają problem, gdy
adaptacja obejmuje cały zespół cech współdziałających ze sobą,
a żadna z tych cech nie ma wartości dla przetrwania organizmu,
dopóki nie współdziałają wszystkie razem ze sobą. Jak w przypadku
dzięcioła północnoamerykańskiego Flicker woodpecker i żuka bombardiera.
Dzięcioł, żeby kuć dziobem
w drzewie i przeżyć, musi mieć mocną czaszkę wyłożoną tkankami
absorbującymi siłę uderzenia i mocne mięśnie. Musi mieć równocześnie długi
język, aby sięgać nim głęboko pod korę. Wszystkie te cechy muszą być
w pełni rozwinięte, aby dzięcioł mógł przeżyć.
Żuk bombardier ma chemiczny
mechanizm obronny. W momencie zagrożenia strzela napastnikowi w twarz
szkodliwymi gorącymi gazami o temperaturze 100°C, co umożliwia żukowi
ucieczkę. Aby tego dokonać, żuk musi wymieszać prawidłowe ilości dwóch związków
chemicznych — nadtlenku wodoru i hydrohinonu, używając przy tym dwóch
enzymów i dwóch inhibitorów (spowalniaczy), zbiorników ciśnieniowych
i całego zestawu nerwów i mięśni do celowania i kontroli.
„Wyobraźmy sobie przez chwilę,
że ewolucja to prawda. Nadchodzi napastnik, a chrząszcz miesza
niewłaściwe ilości chemikaliów i bum! wysadza sam siebie
w powietrze! Poczekajmy kilka milionów lat, aż drogą ewolucji powstanie
następny żuk i tak dalej!” — drwi Abou-Rahme i tłumaczy, że gdy chodzi
o dostosowywanie się, które wymaga kilku cech zależnych jedna
od drugiej, to czas, przypadek, dobór naturalny, przetrwanie najlepiej
przystosowanego osobnika nie dają żadnej nadziei. Jedynym logicznym
wyjaśnieniem jest projekt i stworzenie.
Szyja żyrafy
Darwin analizował cechy zwierząt
i przypisał je zdolności do przetrwania najlepiej przystosowanego.
Przypuszczał, że cechy te, np. długa szyja żyrafy, zostały nabyte
na skutek działania środowiska, i wierzył, że mogą zostać
odziedziczone. Skąd taka szyja u żyrafy? Bo jej przodkowie wyciągali szyje
do soczystych liści wysoko na drzewach, następnie przekazali więcej
„pangenów” szyi swojemu potomstwu... Ale idea rozwoju przez wysiłek, która
miała wielki wpływ na początkową popularność ewolucji, została już dawno
obalona i odrzucona! Naukowcy wiedzą dzisiaj to, czego Darwin nie mógł
wiedzieć na temat dziedziczności — że cechy nabyte przez wysiłek nie
mogą być przekazane potomstwu.
Kiedy naukowcy odkryli błąd
w założeniach Darwina, opisuje Abou-Rahme, próbowali rozwinąć nową formę
darwinizmu — neodarwinizm. Zastąpili w niej koncepcję narządów używanych
i nieużywanych koncepcją przypadkowych zmian w genach, czyli mutacji.
Problem w tym, że wszystkie zaobserwowane mutacje są albo
szkodliwe, albo zabójcze. Mimo to ewolucjoniści twierdzą, że jedna na 10
tys. mutacji może nie być szkodliwa i na takim założeniu opierają swoją
teorię.
Mutacje cudotwórcy
Naukowcy dokonali tysięcy
mutacji na muszkach owocówkach. Rezultaty? Niektóre ślepe, niektóre bez
nóg, niektóre z krótkimi skrzydełkami — zawsze były gorsze i mniej
zdolne do przetrwania. I co równie ważne, pozostały muszkami
owocówkami!
„I znowu rachunek
prawdopodobieństwa pomaga określić, jaki problem mają ewolucjoniści
z założeniem, że mutacje są mechanizmem ewolucji. Mutacje są rzadkie,
pojawiają się zaledwie raz na 10 milionów powielanych cząsteczek DNA.
Problem pojawia się, gdy potrzebna jest cała seria mutacji powiązanych
ze sobą; szansę otrzymania tylko dwóch powiązanych ze sobą mutacji są
jak 107×107=1014, czyli jedna
na sto bilionów! — wylicza Abou-Rahme. — Zaledwie cztery powiązane
ze sobą mutacje mają prawdopodobieństwo
1 na 1028, i cała ziemia nie jest wystarczająco duża, aby pomieścić taką ilość organizmów, by mogło to być możliwe. Co ciekawe, to właśnie sławny ewolucjonista Huxley określił prawdopodobieństwo ewolucji konia jako 1 do 103 000 000. Jak już widzieliśmy, całkowita liczba wszystkich możliwych wydarzeń mieści się w granicach 10170!”.
1 na 1028, i cała ziemia nie jest wystarczająco duża, aby pomieścić taką ilość organizmów, by mogło to być możliwe. Co ciekawe, to właśnie sławny ewolucjonista Huxley określił prawdopodobieństwo ewolucji konia jako 1 do 103 000 000. Jak już widzieliśmy, całkowita liczba wszystkich możliwych wydarzeń mieści się w granicach 10170!”.
Michael Denton
we wspomnianej książce pisze: „Skoro skomplikowane programy komputerowe
nie mogą być zmienione mechanizmami losowymi, to tym bardziej musi się to
stosować do genetycznych programów (sic!) żywych organizmów. Fakt, że
systemy ze wszech miar analogiczne do żywych organizmów nie mogą
przejść ewolucji przez same próby i błędy (tzn. mutacje i selekcję)
i że ich rozkład funkcjonalny niezmiennie zgadza się
z nieprawdopodobną nieciągłością, prowadzi według mnie bardzo blisko
do formalnego obalenia całego darwinistycznego paradygmatu przyrody”.
Kolejny problem z mutacjami
polega na tym, że przebiegają w sposób niekorzystny
dla ewolucji. Są błędami w informacji i nie mogą doprowadzić
do całościowej poprawy sytuacji początkowej3. Kreacjoniści używają mutacji dla wyjaśnienia
rozpadu istniejącego układu genetycznego jako rezultatu grzechu człowieka.
Zatem mutacje jedynie potwierdzają stworzenie. Adam i Ewa zostali
stworzeni jako doskonali. Biblia mówi nam, że gdy Bóg stworzył człowieka
szóstego dnia, uznał, że wszystko było bardzo dobre4. Adam i Ewa
nie mieli złych genów, ale gdy zgrzeszyli, cały świat znalazł się
pod Bożym przekleństwem. Na świecie pojawiły się choroby, ból,
cierpienie i śmierć. Jednym ze skutków tego przekleństwa były
nieprawidłowe geny spowodowane mutacjami. W miarę upływu czasu zjawisko
to narasta, wskazując na fakt, że koniec wszystkich rzeczy jest bliski.
„Gdy byliśmy dziećmi opowiadano
nam baśń o żabie, która zamieniła się w księcia. Dzisiaj
ewolucjoniści chcą, abyśmy uwierzyli, że po trzystu milionach lat żaba
naprawdę zamieni się w księcia. Nagle baśń zamienia się w naukę.
Problem polega na tym, że w natłoku science fiction wokół nas ludzie
nie potrafią nakreślić linii pomiędzy faktami a fikcją
i ewolucjoniści wykorzystują tę sytuację” — konkluduje Abou-Rahme.
Oprac. Katarzyna
Lewkowicz-Siejka
Lewkowicz-Siejka
1 Zob. Mt 19,4. 2 Rdz 2,7. 3 Jedynym
przykładem korzystnej mutacji cytowanym przez ewolucjonistów jest anemia
sierpowata, choroba krwinek czerwonych. Jest ona uznawana za korzystną
tylko dlatego, że nosiciel takiej komórki staje się odporny na malarię —
okres życia wadliwej krwinki jest krótszy niż okres rozwoju malarii. Nie ma to
jednak żadnego związku z ulepszeniem krwinek. Tylko w regionach
świata, gdzie malaria jest częstą przyczyną śmierci, nosiciele anemii
sierpowatej odnoszą z tego korzyść. Jednak jeśli uszkodzony gen
odziedziczy się od obojga rodziców, człowiek umiera zazwyczaj przed
osiągnięciem dojrzałości. Zatem anemię sierpowatą należy uznać za mutację
szkodliwą.
4 Zob. Rdz 1,31.
4 Zob. Rdz 1,31.
Wniosek wypływający
ze współczesnych nauk: biologii molekularnej, genetyki,
fizyki, jest jeden — życie to cud dokonany przez Stwórcę
Znaki Czasu kwiecień 2014 r. www.sklep.znakiczasu.pl kontakt@znakiczasu.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz